Skocz do zawartości
Nerwica.com

Witam wszystkich forumowiczów


damiandoles

Rekomendowane odpowiedzi

Cześć. Mam pewien duży problem...ciężko jest to opisać. Ciągnie się to już od blisko 5 lat. Wychowywałem się na wsi, gdzie był spokój, ludzie w moim otoczeniu byli mili, miałem dużo znajomych. Wszystko zaczęło się gdy poszedłem do gimnazjum, nowi ludzie, otoczenie. Byłem sam, sam jak palec. Klasa do której trafiłem okazała się w krótkim czasie istnym wojskiem, panowała tam dosłownie "fala". Niestety prawie cała klasa znała się już z podstawówki, mieszkali na jednym osiedlu. Ja i parę osób byliśmy nowymi, niestety padło na mnie. Stałem się razem z innym kolegą kozłem ofiarnym, ludzie drwili ze mnie, śmiali się, często używali siły i przemocy. Nie mogłem nic nikomu powiedzieć, bo miałbym jeszcze gorzej. Byłem popychadłem przez prawie 3 lata, co sprawiło, że straciłem pewność siebie do zera, czułem się słaby, bałem się wszystkich i wszystkiego. Z tego wszystkiego zamknąłem się w sobie, grając na komputerze 10h/ dobę. Wszystko pogarszała sytuacja w domu, rodzice do tej pory ciągle się kłócą, nie pamiętam z resztą kiedy u mnie panowała miła atmosfera. Kłócili się dzień w dzień kiedy ja potrzebowałem jakiejś pomocy, nie radziłem sobie w szkole,chciałem uciec od niej i nigdy nie wrócić. Z mamą nie szło w ogóle rozmawiać,szydziła ze mnie i jeszcze zrzucała swój gniew po kłótniach z ojcem na mnie. Tak przez 3 lata zryło mi psychikę, miałem wrażenie, że jestem sam na tym świecie, swoją drogą nie miałem nawet przyjaciół, bo mieszkam na uboczu miasta, wnet w lasach i łąkach :/ Gdy ten koszmar się skończył poszedłem do liceum, zmieniłem się troche. Miałem nadzieję, że uda mi się jakoś wszystko ułożyć od nowa wraz z nową szkołą. Fakt faktem, poznałem wielu super ludzi, nawet się zaprzyjaźniłem...przez rok wszystko jakoś się chociażby w szkolę układało, przynajmniej mam fajną klasę. Niestety, problem zamknięcia w sobie, braku pewności siebie oraz strasznie krytycznego spojrzenia na siebie nie było rozwiązane. Dalej grałem godzinami, nie miałem w ogóle powodzenia (od zawsze). Czułem się nadal nieszczęśliwy. Wszystko zaczeło się paprać gdy fatalnie pogorszył się mój wygląd (trądzik). Miałem go zawsze ale na początku liceum istne piekło, wielkie ropnie na całym ciele, zwłaszcza na twarzy i plecach (po ponad 2 latach mam jeszcze blizny wszędzie jakby ktoś we mnie strzelał z wiatrówki :/ ). Zaczął się kolejny problem, brzydziłem się na siebie patrzyć na swój cały wygląd, pesymistyczny charakter i ogólny brak sensu w życiu, nawet nie miałem żadnych zainteresowań. Po 1 roku liceum,nagle nie wiadomo jak poznałem wspaniałą dziewczynę, z którą jestem do dziś (jest to jedyna rzecz która wypaliła w moim życiu). Wraz z zakochaniem się, powtórna zmiana charakteru, postanowiłem wziąć się za swój wygląd...jako że w piwnicy w domu mam siłownię, postanowiłem zacząć ćwiczyć i przybrać trochę na masie. Ważyłem 61kg przy wzroście 184, byłem tak chudy, że wystawały mi wszędzie kości, bałem się, że moja dziewczyna mnie zostawi...Strasznie przejołem się siłownią, ciężko ćwiczyłem, wyrzekłem się alkoholu (od 2 do połowy 1 klasy liceum popadłem w alkoholizm, kilka razy w tygodniu wracałem do domu zachlany w pień...). Postanowiłem to wszystko naprawić, chciałem zacząć od wyglądu, żeby choć trochę poprawić zewnętrzny wizerunek, swoistą wizytówkę. Po krótkim czasie załamałem się przez moje nowe hobby, widziałem,że totalnie mi nie idzie. Wszystko szło strasznie wolno, prawie wcale. Układałem i stosowałem najróżniejsze diety z kalkulatorem w ręku, jadłem jak jakiś świniak, traciłem kupę czasu i nerwów na treningi, przejąłęm się tym. Jednak nic nie szło,po roku zrobiłem ledwo 7kg...gdzie każdy robi po kilkanaście...Tak jest do tej pory, ćwiczę już 1,5 roku, efektów zbytnich nie ma.Coraz gorzej patrzę na siebie, krytyka całkowita, nienawidze siebie, swojego charakteru,przeszłości, tym kim jestem. Czuję się inny od wszystkich, nie pasujący do niczego. Za cokolwiek się nie wezmę to nic mi nie idzie. Kilkukrotne zmiany swojego bycia -NIC, wygląd - NIC, 2 hobby (wędkarstwo - moim znajomym jakoś szło...udawało im się łowić i łowić a ja nawet gdy robiłem jak oni to nic nie wyciągałem). Jednym słowem wszystko co robię jest do d**y, nic mi się nie udaje, jestem pesymistą nienawidzącym siebie. Dodam też, że od początku tego wszystkiego mam istną burzę nastrojów. Non stop dołuję, przejmuję się wszystkim, jestem strasznie wrażłiwy nawet na "docinki", nie radzę sobie z niczym, z żadnymi problemami, nawet śmieszno-żałosne błachostki, wpadam w dosłowny ryk,mam prawdziwe ataki załamania, czasem nie jem kilka dni...jestem strasznie agresywny oraz nadpobudliwy. Ciągle ta huśtawka humoru...sytuacja w domu nie lepsza, kłócą się coraz bardziej i częściej a ja wraz z nimi, o wszystko. Mam dobre wyniki w nauce a mi docinają, że się nie uczę, że jestem tępy, czuję się jak w gimnazjum. Dołuje mnie wszystko, do bólu i rozpaczy. Od miesiąca nie radzę sobie już z niczym, mam siebie dość. Pragnę być szczęśliwy, wesoły i tryskać pozytywną energią, oraz najważniejsze...żeby w końcu coś zaczęło mi wychodzić, udawać się...Nie chcę wracać znów do grania na komputerze i izolacji, myślałem że siłownia da mi pewność siebie, podwyższy mniemanie oraz samoocenę...niestety tak się nie stało. Powiedzcie mi co ja mam robić? Co mi jest? Mam już tego dość, nie mogę sobie poradzić...:( dodam jeszcze, że nie radzę sobie z problemami moich narządów płciowych...

 

---- EDIT ----

 

Sorki, że pisze odpowiedzi pod sobą ale nie mogę edytować. Dodam też, że jeśli chodzi i siłownię, zawiodła mnie, rozczarowała i straciłem blisko 1000zł na odżywki które nic nie dały. Mam pojęcie o tym sporcie,ale nie potrafię przełożyć teorii na praktykę,jestem inny i mam pecha. No i jeszcze jedno, nie potrafię załatwiać nawet prostych spraw codziennych, typu pójście do lekarza ... wszystko sprawia mi trud i problem. Ostatnio przez 4 dni chodziłem do lekarza ogólnego z chęcią pomocy w wyleczeniu mojego narządu płciowego, no i nie udało mi się jeszcze, tracę nerwy już.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj Damiandoles! :)

 

Ja nie jestem zbyt doświadczony w radzeniu, ale postaram Ci się coś poradzić, może pomoże choć to, że napiszę do Ciebie, czy raczej Ci odpiszę, mi pomogło, doszedłem do tego, że nie jestem z tym wszystkim sam, a może inaczej, nie ja jedyny mam problemy.

 

 

Na Twoim miejscu udałbym się do do lekarza, tu jest opcja psychiatry, który z kolej stwierdza co jest nie tak i kieruje na psychoterapię, która pozwoli Ci bardziej zrozumieć samego siebie i poznać mechanizmy, które rządzą tym wszystkim co się dookoła Ciebie i w środku dzieje - mi pomaga, pomimo pewnego sceptycyzmu z jakim podchodziłem do sprawy samej terapii, to jednak jestem bardzo pozytywnie zaskoczony.

 

Nie warto uciekać w kompa, moim zdaniem to odmóżdża i poprzez kompa można się coraz bardziej zapadać w to "coś" co tak boli i koło się zamyka, poprzez coraz dłuższe siedzenie na komputerze, potem pozostaje tylko komputer i odcinanie się od świata zewnętrznego.

 

Siłownia - program treningowy i dieta to jedna sprawa, druga sprawa to nastawienie do całego przedsięwzięcia. Tu tak jak bym widział siebie, jeśli chodzi o wymiary przed pójściem na siłkę - 185 cm wzrostu, 59 kg wagi w marcu, we wrześniu 75 kg bez wspomagaczy, przy lekkiej rozpisce i bez jakiejś specjalnie mocno białkowej diety.Miałem to szczęście, że wprowadził mnie tam chłop, który mi wszystko od strony technicznej wyjaśnił itd. itd. I tu moim zdaniem dużo zależy od podejścia do tego.

 

Co do pewności siebie - ona bierze się ze środka, masa czy obwód bicepsa dają jedynie jej chwiejną postać, którą łatwo można zniszczyć...

 

Pozdrawiam i mam nadzieję, że to co napisałem, to choć trochę jest na +, bo jak jest na - to wyrzucam klawiaturę przez okno :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Siłownia - program treningowy i dieta to jedna sprawa, druga sprawa to nastawienie do całego przedsięwzięcia. Tu tak jak bym widział siebie, jeśli chodzi o wymiary przed pójściem na siłkę - 185 cm wzrostu, 59 kg wagi w marcu, we wrześniu 75 kg bez wspomagaczy, przy lekkiej rozpisce i bez jakiejś specjalnie mocno białkowej diety.Miałem to szczęście, że wprowadził mnie tam chłop, który mi wszystko od strony technicznej wyjaśnił itd. itd. I tu moim zdaniem dużo zależy od podejścia do tego.

 

problem właśnie w tym, że mi chociażby w tej głupiej siłowni całkowicie nie idzie, jestem ograniczony, marny metabolizm, jakaś burza hormonów, wszystko nie tak. Miałem różne diety, gdzie na kalkulatorze liczyłem wszystko...stosowałem parę miechów i efektem była tylko szybko zapełniona kanalizacja. Może w ciągu pół roku przytyłem z 3kg. Chodzić na profesionalną siłownię? wątpię...w moim mieście są strasznie drogie, od 100 do 170 zł za miesiąc. Nie stać mnie na coś takiego, a poza tym chodzę do liceum gdzie jest niezły wycisk i siedzi się przeważnie do 15, 16 w szkole. Z miasta do domu jadę ponad 40minut...nie miałbym czasu aby dojechać do domu, zjeść coś, pojechać na siłownię, ćwiczyć,wrócić i uczyć się. Wszystko jest mi nieprzychylne, jestem źródłem pecha.Ale chociaż nakierowałeś mnie gdzie z tym się udać...może być też psycholog? A co myślisz o lekarzu sportowym? Może jakieś badania hormonów, wybadać tą całą burzę? jakoś się też z niej wyleczyć? nie mam zamiaru mieć ciągle ataki agresji, załamania, itp

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

damiandoles, witaj!!

Przede wszystkim aż się uśmiechnąłem czytając twój post :) i nie żeby było w nim coś śmiesznego ale opisałeś moją historię życia bez paru szczegółów ale problemy kropa w kropę, w technikum baardzo się ze mną działo źle, raz żadnych kumpli, dwa całkowity brak pewności siebie spowodował że byłem po prostu odludkiem, trzy drwienie ze mnie przez innych bowiem ważyłem 45 kilo byłem chudy jak szkapa, do tego biedny strasznie przez rok chodziłem w jednym portkach, to też sławy nie przynosiło :( i ten trądzik!! masakrycznie momentami wyglądałem, wielkie ropne syfy!! Tak ciągło się to przez pięć lat i w sumie już od podstawówki, przez ten czas byłem już tak zakompleksiony że nie mogłem na siebie patrzeć, chodziłem jak cień, miałem dość życia, miałem problem żeby nawet iść do sklepu a już coś załatwić to uuuu nie dało rady, maiłęm wrażenie że każdy na mnie patrzy.

Tylko mnie uratowało to o czym ty piszesz, ćwiczenia, jak w końcu zostałem upodlony przez różne okoliczności, powiedziałem dosyć!! zacząłem ćwiczyć, przede wszystkim pracować bo akurat skończyłem technikum, ciężko było, zacząłem mieć jakąś kasę, ćwiczyłem i ćwiczyłem i tak po pół roku zacząłem ważyć prawie 80 kilo i mieć kondyche i nawet zacząłem wyglądać, trądziku pozbyłem się przez ten czas kompletnie, poszedłem prywatnie do dermatologa, łykałem różne specyfiki i nagle po roku nie było już wielkich ropnych chrost nigdzie, jedynie czasem mały syfek, dostałem pewności siebie i powiem ci że moje życie zmieniło się diametralnie, przez dwa ponad lata żyłem pełnią życia tak jak zawsze chciałem aż do teraz, ale to inna bajka.

Trudno jest mi coś doradzić bo wiem że cierpienie sprawia taka sytuacja i właśnie pewność siebie by ci ulżyła. A może nie stosuj tych odżywek, a dużo ćwiczysz? dziennie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chodzi o trening, narazie tydzień przerwy po ostatnim 5x5, teraz myślę nad jakimś splitem od przyszłego tygodnia, będzie pewnie 3x w tygodniu.Co do odżywek to postanowiłem, za dużo już straciłem kasy, koniec z nimi. Nie wiem co mam dalej robić, szukam pomocy gdzieś ale z nikim nie mogę się dogadać. Każdy tylko ze mnie drwi, nawet własna matka.Z resztą o sytuacji w domu też nie wspominam wcale...jest masakrycznie. Popieprzony ojciec, znerwicowana matka. Szczerze mówiąc najlepiej czuję się w szkole. Jest tam spokój od domu. Dom i moje hobby, to dwie najbardziej niszczące mnie rzeczy, z którymi nie umiem sobie radzić, w domu nie da się wytrzymać. Starzy kłócą się nawet w wigilię, psując wszystko. Nawet mój brat wyjechał o 2 dni wcześniej do Wrocławia do akademika gdzie studiuje. Żyję w chorej i zepsutej rodzinie. Gdzie iść? Gdzie szukać pomocy?...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

damiandoles, witaj!!

i tak po pół roku zacząłem ważyć prawie 80 kilo

185 cm wzrostu, 59 kg wagi w marcu, we wrześniu 75 kg bez wspomagaczy, przy lekkiej rozpisce i bez jakiejś specjalnie mocno białkowej diety

 

Właśnie najbardziej mnie przytłacza to, że każdemu jakoś się udaje to za co poważnie się bierze, czym się interesuje. Ja decydując się ćwiczyć na siłowni, chciałem zmienić siebie, aby ludzie nie patrzyli na mnie jak na dawnego kozła ofiarnego, na słabeusza, chciałem być lepszy, poprawić wygląd, parę cech charakteru. Oddałem się temu zajęciu, strasznie polubiłem to, ale niestety nie mam zbytnich efektów...Nie idzie mi i zazdroszczę wszystkim, którym udaję się to co lubią robić. Przecież nie można żyć tylko szkołą :/ Trzeba robić coś na boku, dla siebie. Niestety ja nie wiem za co się zabrać, żebym widział w tym przyjemne efekty, które uratowałyby mi dosłownie młodość, życie. Żeby chociaż rodzina mogła mnie wesprzeć, ale co tam, trzeba jej unikać żeby nie zwariować do końca. Każdemu się jakoś układa tylko nie mnie, jestem wyrzutkiem losu :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nie każdemu się układa. JAod kilku lat próbuję zrobić rajdową licencję i też mi nie idzie. Marzenia były, plany były i na tym się skończyło. Bo nie mam funduszy na to. Nie mam odpowiedniego samochodu. Dziś jest śnieg. mogłabym udoskonalić poślizgi na śniegu ale nie mogę, bo auto moje nie jeździ. I tak zawsze! I jeszcze ta presja, którą mam na sobie, że chcę być najlepsza a nie chcę się zbłaźnić. Pewnie nigdy ie zacznę przez to. Więc nie przejmuj się tym, że jesteś jedyny taki. Mi też nie idzie. Tylko, że ja to już się powoli poddaje... za stara się robię :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

darusia to według Ciebie mam z tym nic nie robić? Mam dalej żyć uwięziony we własnych marzeniach,problemach i umyśle? Nie potrafię się poddać...jeszcze nie teraz.

 

[*EDIT*]

 

Bardzo proszę doradźcie mi co mam ze sobą robić? Przestać zajmować się czymkolwiek? Zrezygnować z zainteresowań? Odpuścić sobie wszystkie "poza szkolne" zajęcia? Nie wiem co ze sobą zrobić...w domu teraz panuje atmosfera jak na pogrzebie, matka do nikogo się nie odzywa, ma dosyć wszystkich i wszystkiego, nic jej nie zrobiłem a też się do mnie nie odzywa. Wszyscy są tu porąbani, nie wiadomo w ogóle o co komu tak naprawdę chodzi :/ Momentami idzie się załamać, gdy usiądę na kanapie w pokoju i spojrzę na siebie samego i moje otoczenie. Aż nie chce się żyć, wszystko jest marne, zepsute, łącznie ze mną. Dom...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

damiandoles, nie w żadnym wypadku nie masz z niczego rezygnować, to nie jest sposób, darusia tutaj pisze o swoich marzeniach ale to są plany, które ma każdy człowiek i wiadomo raz wychodzą raz nie, a twoje to wydaje mi się że bardziej spowodowane są tą chorobliwym brakiem pewności,przez to jak życie cię wyszkoliło, te wszystki sytuacje które opisywałeś itp. Powiedz czemu ty chcesz ulepszyć swoje ciało, bo nie możesz na siebie patrzeć w lustrze, czujesz się źle sam ze sobą, kiedy by tego nie było możliwe byś wcale tego nie robił a jeżeli już to nie za wszelką cenę, możliwe że się mylę jak tak to popraw mnie, w sumie nie wiem co mogę doradzić tobie jeżeli chodzi o te ćwiczenie, myślę że powinieneś ćwiczyć dalej ale też zacząć podchodzić inaczej do tego samego siebie, do swojego wyglądu, zaakceptować się chociaż trochę, wiem że to trudne bo ja zamykałem oczy jak przechodziłem obok lusterka, przeszło to co prawda tak jak pisałem ale problemy z własnymi emocjami nie i jeżeli jest to w tobie bardzo zakorzenione to możliwe że efekt upiększenia ciała był by krótki a inne rzeczy znowu by cię doprowadzały do takiego stanu jak teraz, chociaż na pewno pewność siebie jest potzrebna tobie bardzo. Rób swoje jak robiłeś, ni epoddawaj się i pomyśl dlaczego wszystko wokoło ci się wydaje takie beznadziejne? nawet ty sam jak piszesz? nie masz żadnych sukcesów? rozumiem sytuacja w domu ale czasem nie da się ich wszystkich zadowolić, i nie potrzebnie może się tym wkoło martwisz?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

damiandoles nie wiem, ale może najpierw idź do psychologa, bo jeśli pójdziesz do psychiatry to zacznie ładować w Ciebie leki od razu, a może się bez tego obejdzie. Zacznij może od psychoterapii, jeśli skutki będą słabsze i trzeba Cię będzie nieco bardziej uspokoić, to psycholog wtedy Cię skieruje do psychiatry. Pozdrawiam :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zapomniałem Wam jeszcze czegoś powiedzieć :( , dręczy mnie od blisko 2 lat naprawdę uciążliwa nadpobudliwość...mam swojego rodzaju ataki agresji, smutku oraz "obrażenia na cały świat"...Gdy problem który mnie przerasta, o którym myślę non stop i nie mogę sobie jakoś powiedzieć "wyluzuj" sprawia mi przykrość, smutek, popadam w "doły" zaczynają się schody. Denerwuję się wszystkim, to że np. ojciec wypił moją herbatę, o to że moja dziewczyna nie dosłyszała jak coś mówię,o największe błahostki.Wybucham wtedy gniewem, ubliżam, dogryzam i naprawdę wchodzę w pięty, jestem wtedy arogancki. To jest dosłownie atak, gdy mi przejdzie trochę wtedy widzę co narobiłem...kłócę się o wszystko ze wszystkimi, a najgorsze jest to że robię ukochanej osobie wielką przykrość. Dręczy mnie to strasznie :(:( Z problemami nie radzę sobie na tyle, że potrafię myśleć o nich cały dzień, patrzę się w sufit, czasem czuję się słabo (mdli mnie, jestem osłabiony) nie potrafię o niczym myśleć gdy mam "doła", albo jak coś sprawia mi wielki zawód gdzie inna osoba z palcem w **** by sobie poradziła, staje się wtedy oschły, chamski. Boję się strasznie wizyt u lekarza, gdy jadę do miasta np. kupić coś, to boję się że tego nie kupie, że sprzedawca wyśmieje mnie za jąkanie,albo za owijanie w bawełnę...boję się że zrobię sobie tylko wycieczkę do miasta i nie załatwię tego co muszę, np. wizyta u urologa (czeka mnie zabieg miejsc intymnych), panicznie się tego boję :( mdli mnie i czuję się niedobrze, jakby zaraz miało wyskoczyć serce. To jest okropne :/ :( No a do tego pesymizm...że nic się nie uda, że choroba wróci, że lekarz spaprze robotę...Czy to ma coś wspólnego z tym co pisałem na początku?

 

[*EDIT*]

 

Najbardziej boję się tego, że przez przeszłość aż do teraz, zaczyna się jakaś nerwica...jest taka możliwość?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Posłuchaj twoje rozdrażnienie i wszystko inne o czym pisałeś ma w ogóle ze sobą wiele wspólnego, ale powiem ci że co do problemów to i my razem mamy wiele podobieństw :) a mianowicie baaardzo często wybucham o byle co, potrafię dopiec właśnie wtedy okropnie, kurwuję, rzucam, krzyczę, potem żałuję ale za każdym razem nie moge się powstrzymać.

Myślę że już masz swojego rodzaju objawy lękowe, nerwica nie ma jako takiej definicji, że trzeba mieć to i to i wtedy można mówić nerwica, to jest tak że jeżeli czegoś się boimy w dziwny sposób, jak ty choćby ze sklepem, w ogóle twoje problemy, podszyte są niestety tym cholernym lękiem który nas właśnie zabija. Ale nie myśl o nerwicy, nie wywołuj jej, nie myśl o objawach itp. Wiem że tobie akurat chodzi o to żeby życie się twoje zmieniło i to wszystko co cię przytłacza i to zmieniło o 360 stopni, dobrze to znam...

Posłuchaj ta agresja to chyba wynik irytacji naszej, że to nam nie wychodzi tamto, chcemy być tacya tacy a nie jesteśmy, nie możemy spełnić swoich celów i takie rzeczy, nie próbuj zrobić wszystkiego naraz, może po trochu? może ta irytacja minie, ta agresja i ten lęk

Życzę tego! :) trzymaj się

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kurde ciężko jest... :/ ostatnio od jakiegoś czasu poprawiło się w moim związku, jestem miły i "ciepły" a moja dziewczyna mnie zaczyna rozumieć...ale niestety mam problem. To wszystko co mnie wkurza, przytłacza znów wraca, a miałem ponad tygodniową przerwę. Normalnie byłem innym człowiekiem...nie martwiłem się, nie dołowałem, ale to znów wraca,znów sytuacje które mnie przytłaczają, że coś trzeba załatwić, że trzeba gdzies zadzwonić aby coś rozwiązać (włóczę się po lekarzach i zostałem skierowany do szpitala z pewną intymną dolegliwością, ale jak powiem to w domu to nie wiem co się stanie :/ wyśmieją mnie...) dziś byłem u lekarza i strasznie się bałem że nie dostanę tego leku który chciałem :/ ... w domu mi mówili, naucz się załatwiać swoje sprawy, a nie wszystko za ciebie bo ty nic nie potrafisz. U lekarza zacząłem się jąkać, słowa się mieszały czułem się jak idiota, a wszystko przez jeden lek ;/ eh...co do siłowni to zrobiłem sobie badania TSH tarczycy i co? super norma. Od jakiegoś czasu jeszcze bardziej spadła mi pewność siebie, czuję się słaby, jak dziś szedłem na korki i stała grupa meneli to po prostu się bałem :/ ... wcześniej tego nie było bo miałem gdzieś czy ktoś mi wpierdzieli czy nie, szkoda tylko telefonu i kasy... :/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć damiandoles, miło Cię poznać. Słuchaj - czy nie widzisz, że sam trening ciała niewiele zdziała, jeśli nie zmienisz nastawienia do siebie samego :?: Ataki agresji świadczą o tym. Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×