Skocz do zawartości
Nerwica.com

Może rozmowa przyniesie ulgę?


mag27

Rekomendowane odpowiedzi

Witajcie,

chciałabym dołączyć do Was i dodać kilka słów od siebie...Być może będziecie mieli ochotę odezwać się do mnie, bądź komuś z Was zrobi się cieplej na sercu, gdy przeczyta, że gdzieś w Polsce jest osoba, która tak jak Wy- zmaga się z każdym kolejnym dniem...

Mam na imię Magda, mam 27 lat.

Niestety trzeba przyznać, że doprowadziłam się na skraj wyczerpania psychicznego...a do tego niebardzo mam odwagę i siły, aby się z tego wykaraskać.

Z pozoru się uśmiecham i sama oszukuję, że jest w miarę ok, ale w głębi duszy chciałabym zasnąć i już nie budzić się do życia.

Kłopoty moje zaczęły się już bardzo dawno temu, ale uparcie i z przekorą próbowałam je ignorować.

Dorastałam w rodzinie, gdzie awantury i wzajemne żale były na porządku dziennym, już wtedy byłam bardzo nerwowym i nieśmiałym dzieckiem. Mimo to byłam zawsze najlepszą uczennicą i wstydziłam się okazać otoczeniu moje słabości.

Myślałam, że nieśmiałość, brak wiary w siebie i nadmierna potliwość przejdą z wiekiem.

Niestety dziś wiem, że mi nie przeszło!!!

Jest dużo gorzej: zamykam się w czterech ścianach, nie pracuję, nie mam z kim porozmawiać, nawet bliscy, którzy są za granicą nie rozumieją, że czuję się osaczona przez moje lęki, nerwowość i czarne myśli.

Mam stałego partnera, ale od około roku wyjeźdża On zarobkowo do Holandii, więc jestem sama, zawieszona gdzieś pomiędzy życiem a śmiercią.

Dziś właśnie wyjechał...a ja czuję, jakby kołek uderzył mnie w głowę. Nie mam żalu do Niego, ale do siebie, bo nie potrafię wziąć mojego życia w garść i ruszyć choćby za Nim...

Doszło do tego, że gdy dzwonię w sprawie pracy, to z ledwością potrafię wyksztusić parę słów, nie wspomnę o panicznym lęku przed rozmową z pracodawcą. Mam wrażenie, że nic nie potrafię, że nikt mnie nie potrzebuje. A do tego ciągłe zimne poty, ręce mokre, jak wyjęte z wody, bezsenność i brak apetytu.

Kiedyś próbowałam się leczyć, niestety bez efektu. Teraz nawet na to nie mam siły ( ani pieniędzy ).

Ale jutro znów wstanę i zrobię wszelkie niezbędne rzeczy, aby przetrwać ten dzień ( tylko już nie wiem po co? )

 

Pozdrawiam Was i życzę, aby na buziach widniał prawdziwy uśmiech, a nie doklejany, jak jest w moim przypadku.

Trzymajcie się, a jeśli możecie, dołączcie coś od siebie, bo czuję się bardzo samotnie w moim pustym domu i duszy.

Mag27

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mag27, moge Cie pocieszyc, ze ja jestem w podobnej sytuacji. mam 28 lat, nie mam dziewczyny, robote tez ledwo wyrabiam, z kazdym dniem walcze i wykonuje czynnosci by przetrwac. Pochodze z rozbitej rodziny, gdzie klotnie i bicia byly na porzadku dziennym, uciekalem tez z mama z domu przed ojcem. mysle ze to tez ma wplyw na moj obecny stan. podobnie jak Ty sadzilem ze w dziecinstwie uleglosc i przewrazliwienie, przejdzie z czasem. niestety mylilem sie. teraz jedynie moge znalezc zmiane na gorsze, bo czesto jestem chamskim gburem :/ choc w gruncie rzeczy jestem bardzo wralziwy . pozdrawiam i zycze duzo zdrowka , zwlaszcza tego psychicznego :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję, że odpowiadacie na mój post.

To naprawdę wiele znaczy dla mnie, wierzę, że gdy poznam osoby o podobnych kłopotach, to być może przestanę tak bardzo koncentrować się na własnych demonach...

Drogi Ant- trzymaj się, może ja też będę...Również życzę zdrowia!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej mag27, miło Cię poznać. Czas jak widać działa tutaj na niekorzyść - spróbuj jeszcze raz poszukać ratunku u specjalisty bo na pomoc nigdy nie jest za późno. Bagaż doświadczeń rośnie a Tobie jak widzisz coraz trudniej go udźwignąć. Nie poddawaj się - być może trzeba było Ci czasu aby się otworzyć na terapii, aby zrozumieć więcej. Spróbuj.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć, mam na imię Arek. Mam 20 lat i cierpie na nerwicę natręctw juz od ponad 3 lat. Niedawno dowiedziałem sie o tym forum i odważyłem się napisać. Mam bardzo podobne objawy i przeżycia co Mag27. Mag27 jeśli w najbliższym czasie miałabyś wolną chwilkę, to bardzo bym prosił, żebyś sie do mnie odezwała. Może moglibyśmy się spotkać i porozmawiać o tej chorobie?

 

Jct mój e-mail ...

 

Pozdrawiam wszystkich forumowiczów i zycze szybkiego powrotu do zdrowia.

 

edit: Pstryk/// prywatne dane na pw.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzięki Wszystkim za posty. Czytam, co piszecie i jakby nuta optymizmu zawitała mi do głowy.

 

Ant- w sumie jesteśmy sąsiadami, więc gdybyś zawitał kiedyś w moje strony, to może niebyłoby złą ideą porozmawiać przy kawie o tym, co w duszy gra?

 

Pozdrawiam i dobranoc

Mag27

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mag27, podstawa to nigdy sie nie poddawac! wiem, ciezko i trudno kiedy czlowiekowi kazdy dzien wydaje sie nie do zniesienia. ale co ci pozostalo? ja zawsez mysle, ze chcialabym kiedys pozbyc sie wszystkich demonow i skupic sie nad swoim zyciem, "normalnym", bez lękow, spelniac swoje marzenia i poprostu zyc. sprobuj jeszcze raz psychologa, moze psychiatry rowniez - ja chodzilam i chodze tylko panstwowo, jestem b. zadowolona, trafilam na swietnych lekarzy. pozdrawiam cie cieplo :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj Inez3, miło Cię poznać. Wiesz, tu nie w tym rzecz, że się poddaję, ale ostatnie miesiące dały mi porządnie w kość. Sprawa wygląda mniej więcej tak, że w moim mieście strasznie trudno o dobrego specjalistę. Wcześniej chodziłam do lekarki, która na moje problemy radziła stosować głównie " propranolol " i jakiś podejrzany preparat w postaci płynu do picia " brom ". Gdy powiedziałam Jej, że chciałabym raczej coś mocniejszego, to stwierdziła, że jestem młoda i poprostu powinnam mniej się wszystkim przejmować, a że ważę jakieś 50kg i jestem drobna- to jest ryzyko efektów ubocznych ( testy na tarczycę nic nie wykazały, a wyniki były bardzo dobre według mojej pani doktor ). Poszłam zatem samodzielnie na psychoterapię. Psycholog stwierdziła, że mam zaburzenia adaptacyjne, zaleciła 4 spotkania, które z terapią nie miały zbyt wiele wspólnego. Siedziałam na krześle i opowiadałam historię życia kobiecie, która patrzyła na mnie tępym wzrokiem, paliła papierosy i zdawała się mnie nie słuchać. Po drugim spotkaniu już nie miałam ochoty się spowiadać...

Oczywiście nie chcę nikogo zniechęcać do terapii, ale dobrze, gdy jest zaufanie do lekarza. Ja takowego nie mam do mojej miejskiej, darmowej służby zdrowia.

Jeśli będą możliwości finansowe, to będę szukała pomocy gdzieś dalej.

Dobrze, że Tobie Inez3 się powiodło i masz dobrą opiekę :-)

Życzę zdrowia i trzymaj się ciepło!

Mag27

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ha! wreszcie znalazlam kogos kto tez ma stwierdzone zaburzenia adaptacyjne! powiem szczerze, ze dopiero to odkrylam niedawno. przeszukujac jakies dokumenty znalazlam wypis z terapii a bylo to w 2005 roku. az wstyd sie przyznac, ale wczesniej jakos tak dokladnie go nie przeczytalam tylko ogolny opis o pacjencie. ja patrze, a tam zaburzenia adaptacyjne... nie za bardzo wiem z czym to sie je mimo, ze szukalam troche w necie, wiec zamierzam sie dowiedziec od mojej pani psycholog co i jak. no, ale zmienilam temat troche, pardon :)

postaraj sie zrobic wszystko zeby jakos udalo ci sie pojsc na terapie. nie mozna takich rzeczy zostawiac... faktycznie ci lekarze jacys dziwni, 4 spotkania? to ja bylam na polrocznej terapii, a potem jeszcze zalecenie terapii indywidualnej. no nic, mam nadzieje, ze sie uda. pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej, witaj Inez3!

Wiesz, ja też nie całkiem rozumiem, czym są te zaburzenia adaptacyjne ( nazwa to mi się zaraz kojarzy z nieumiejętnością przystosowania...? )

A jak czytam, co pisałaś o terapii, myślę, że grupowo lepiej zwalczać takie przypadłości. Mnie zalecono indywidualne spotkania, które niewiele pomogły, a wręcz były żenujące.

A teraz czytam historie z forum i pasują do mnie raczej objawy nerwicy i depresji. Najgorzej jest rano, bo budzę się i od razu wpadam w panikę, potem "samodyscyplina" i zwlekam się z łóżka. Zmęczona jestem praktycznie non stop, a jak mam coś ważnego do wykonania, no to już stale o tym myślę i się tym potwornie denerwuję. Wiele sobie odpuszczam, bo zwyczajnie brak mi siły.

A najgorzej jest, gdy czuję się bezradna. Mój partner znów mnie zostawił samą ( wyjeżdza na kilkumiesięczne okresy za granicę, ale to już pisałam w powitaniu ), a dla mnie to jakiś koszmar. Jak wcześniej jeździł, to miałam jeszcze siły i optymizm, walczyłam zawzięcie, byłam Jego grupą wsparcia. A teraz to już chyba oszaleję. A najgorsze, że rodzina do mnie dzwoni i ciągle prawią mi morały, co mam teraz zrobić ( a są setki km ode mnie i nawet im do głowy nie przyjdzie, że mnie tylko jeszcze bardziej przygnębiają swoimi osądami...).

Sorki, że tak się rozmarudziłam, ale chciałam to wyrzucić z siebie.

Droga Inez3, może byłabyś w stanie trochę podpowiedzieć, jak Ty zmagałaś się w tej walce, bo pisałaś, że jesteś już zadowolona, że widzisz efekty?

Pozdrawiam :-)

Mag27

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mi na samym poczatku pychiatra powiedzial, ze mam lek napadowy, wiec zdziwilam sie jak przeczytalam to o zaburzeniach adaptacyjnych. tak, toodnosi sie do niemoznosci przystosowania sie do pewnych sytuacjii w jakims sensie sie zgodze.

Tu jest moja historia: witam-oto-moja-historia-t8835.html

jak sobie radze? od razu poszlam do psychologa jak tylko zaczely sie problemy. walczylam, na sile wychodzilam, jezdzilam autobusami i choc czasem bylo strasznie, nie uciekalam (tak jak na poczatku z tym obozem o czym przeczytasz w mojej historii). staram sie podnosic jak upadne, co niestety czasem sie zdarza... mam natomiast nadzieje, ze kiedys uda mi sie to zwlaczyc raz na zawsze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Misiek, mi się podoba, że Ty się tu udzielasz w tak wielu postach, bo to naprawdę fajnie jak ktoś doda choćby optymistyczne zdanie do tych naszych " dramatów ".

Super, bo pomagasz wielu 'nerwusom'. Trzymaj tak dalej!!!

 

Przyszło mi do głowy, że gdybyśmy w życiu codziennym byli bardziej doceniani i chwaleni za coś dobrego, to pewno połowa z nas tutaj wpisanych nie miałaby tych wszystkich nerwic i lęków...

:smile:

Mag27

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Misiek, mi się podoba, że Ty się tu udzielasz w tak wielu postach, bo to naprawdę fajnie jak ktoś doda choćby optymistyczne zdanie do tych naszych " dramatów ".

Super, bo pomagasz wielu 'nerwusom'. Trzymaj tak dalej!!!

 

Przyszło mi do głowy, że gdybyśmy w życiu codziennym byli bardziej doceniani i chwaleni za coś dobrego, to pewno połowa z nas tutaj wpisanych nie miałaby tych wszystkich nerwic i lęków...

:smile:

Mag27

Podpisuję się obiema rękami pod tymi słowami ....

Obserwując swoich chłopaków, wiem jak bardzo na to czekają. Teraz częściej mówie im jak bardzo ich kocham, jakcy są "dobrzy" w tym co robią, podtrzymuję ich na duchu jak coś idzie nie tak .... Wiem, że przez rozwód i to co działo się po straciłam dużo i dużo im zabrałam - cipła, miłości, i poświęconego czasu - powinno być tego o niebo więcej. Ale staram się nadrabiać. Ich szczęście, uśmiech na ich twarzach i miłość, którą nie tylko czuć ale widać ... wynagradza wszystko .... Wiem, że mi się uda

Pozdrawiam Wszystkich

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×