Skocz do zawartości
Nerwica.com

Uzależnienie od miłości


pyzia1

Rekomendowane odpowiedzi

Nie wiem, czy ten temat już był, ale nie ukrywam, że jest mi ostatnio bliski, więc chciałabym go poruszyć

 

"Nałóg miłości przybiera wiele form. Niektóre uzależnione od miłości kobiety kochają bez wzajemności ludzi niedostępnych. Inne wpadają w obsesję, gdy się zakochają. Niektóre są uzależnione od euforycznych efektów swoich romansów. Inne nie są w stanie odejść z toksycznych związków, nawet jeśli są w nich nieszczęśliwe, upokarzane, osamotnione, zaniedbywane lub nie czują się bezpiecznie. Niektóre są współuzależnione, inne – narcystyczne. Niektóre używają seksu do manipulowania uczuciami, inne są seksualnie anorektyczne. Łączy ich bezsilność wobec zaburzonych myśli, uczuć i zachowań zarówno w ich miłościach, czy fantazjach, jak i w związkach"

 

Po rozstaniu z byłym mężem przeczytałam wiele książek i dotarło do mnie, że ten nałóg to moje największe uzależnienie i zastanawiam się, jak się od niego uwolnić.

Od kiedy miała 16 lat, nigdy nie byłam sama. Pierwszy mąż, 3 miesiące przerwy, potem półroczny związek, potem następny mąż. A teraz, mimo, że przysięgłam sobie, że już nie będę się wiązać, znów dzieje się to samo. Nie rozumiem tego. Znam teorię, wiem, że bezwarunkową miłość i akceptację mogę dostać tylko od siebie, czuję nawet, że wolność i niezależność mi służą, widzę że uciekam od czegoś, od czego uciec się nie da. A jednak znowu to robię.

Czy Wy też macie taki problem? Jak sobie z nim poradzić??

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam podobnie, prócz tego, że nigdy nie miałem męża :)

Tak serio to też się nad tym zastanawiałem, dlaczego od 14 roku życia cały czas jestem w kimś zakochany i szukam kobiety. Najczęściej ze szkodą dla siebie samego. Odpowiedź jest taka, że po prostu potrzebuję duużo ciepła i bliskości drugiej osoby. Może masz podobnie, Pyziu1?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To jest żałosne coltrane. Ty potrzebujesz drugiej matki, która podawałaby tobie ciepłe mleczko do łóżka. Jak w ogóle można czuć się faceyem i mówić że "potrzebuję dużo ciepła i bliskości"? To nie jest normalne. Ja również tęsknię za przytuleniem mojej ukochanej ale to ja chcę dać jej bezpieczeństwo. Nie szukam kolejnej niańki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hm, owszem często tego typu zaburzenia mają źródło w dzieciństwie ale po co od razu gabriel obrażać :evil: Są różne typy osobowości - mi na przykład imponuje wrażliwość Coltrane. Męstwo to coś więcej niż jaja między nogami. W miłości obie strony są po to, aby zapewniać sobie poczucie bezpieczeństwa. Raczej sam chcesz się bawić w niankę a to też nie jest normalne. Feministka powiedziała by nawet, że umniejszasz roli kobiety :lol: . A Ty sam robisz sobie krzywdę blokując emocje i nie pozwalając sobie na słabość nawet w stosunku do partnerki. Być może jej to odpowiada ale zastanów się - jeśli kocha naprawdę, to zacznie ją to wkurzać, że nie może Cię wspierać - może uznać to za brak szczerości z Twojej strony. Inną opcją jest fakt, że wobec Twojej 'siły' ona może czuć przymus 'bycia silną' a to z czasem spowoduje jej frustrację lub problemy ze sobą i efekt ten sam. Dalej, i Ty możesz kiedyś poczuć zawód z tym związanym gdy dojdziesz do wniosku, że życie Cię przerasta, że czujesz się wykorzystany... buuu. To tylko takie opcje z punktu widzenia kobiety ;)

 

pyzia1, zastanów się z czego wynika ten przymus bycia z kimś - poszukaj źródła. Wiesz, mi odnalezienie go pomogło poniekąd nie popełniać pewnych błędów [nie wiązać się z jednym 'szablonem']. Z przykrością i poczuciem winy stwierdzam, że większość moich dotychczasowych partnerów uważałam z zbyt dobrych jak dla mnie - to byli dobrzy, uczciwi ludzie, bardzo troskliwi. I to mnie zarazem przyciągało do nich jak i odpychało [nie ma to nic wspólnego z wrażliwością] - źródło tego postępowania tkwiło w moich toksycznych relacjach z ojcem, któremu miłość do kobiety pomyliła się z miłością do dziecka... nie tylko w sensie fizycznym ale i psychicznym [wymagając ode mnie spełnienia jego niespełnionych ambicji życiowych]. Mając 10 czy 14 lat ciężko mi było ogarnąć umysłem te skrajności. Gdy zrobiłam jeden gest po swojemu od razu spotykałam się z jego agresją, którą odbierałam jako odtrącenie. Qrde, jak ciężko mi to wszystko ująć w słowa... to był po prostu strach - partnerów kwitowałam przekonaniem, że i tak odejdą bo skoro są dla mnie dobrzy a ja mam mnóstwo problemów ze sobą to prędzej czy później popełnię błąd, który sprawi, że odwrócą się ode mnie więc...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

bethi, myślę, że znam źródło. Rozmawiałam o tym kiedyś z psychologiem, w dzieciństwie czułam się nieakceptowana przez rodziców, myślę, że bardzo mnie kochali, ale też chcieli dobrze wychować, więc w domu była dyscyplina, nie pozwalali mi mieć swojego zdania, nie chwalili. Podobno to stąd wynika ten mój przymus, żeby mieć przy sobie ciągle kogoś, kto będzie mnie bez przerwy zapewniał, jak wiele jestem warta. Ale takie zadanie przerośnie w końcu każdego faceta:) Chyba wymagałam od nich, żeby zrekompensowali mi zło, którego w życiu doznałam.Mimo, że wiem już, że nie jest to zdrowe, to jednak pakuję się ciągle w kolejne związki. Chyba panicznie boję się samotności.

Coltrane, jasne że potrzebuję ciepła i bliskości. Ale problem w tym, że chyba wręcz nie umiem bez tego żyć...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pyziu1, ja też nie umiem żyć bez ciepła drugiej osoby i dlatego wciąż szukam i wciąż uczę sie kobiet, jak z nimi postępować, jak odczytywać ich potrzeby i jak je zapewniać. Nie wszystko bowiem można i należy wypowiadać słowami.

Pstryk/Bethi - mądrość przez ciebie przemawia :)

gabriel - nie każdy facet musi być z marines. Przeczytaj "Dzikie serce. Tęsknoty męskiej duszy" Johna Eldredge'a.

Pyzia1 - a może zaakceptuj następnego takiego, jaki jest i cierpliwie ucz go siebie ucząc się jego. Ja mam właśnie taki plan. Najtrudniejsze jest to "cierpliwie" :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jesteście wszyscy żałosni...jak macie takie problemy to odrazu sie powiescie bo sobie w zyciu rady nie dacie...Pyzia sprobuj moze najpierw kogos poznac a nie zenic sie co pol roku! Coltrane ktory potrzebuje ciepla drugiej osoby-neostradowa ciota bez kolegów ktora zali sie bandzie durni!!

 

edit: Bethi/// pierwsza i ostatnia prośba o panowanie nad sobą. Więcej nie będzie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

lancer skoro jesteśmy wszyscy tacy załośni to po jakiego grzyba tu wchodzić i się w jakiś sposób zadajesz z załosnymi osobami :?: Masochista :?::roll:

 

A co do tematu to pytanie brzmi: Czy można być uzależniony od nieszczęśliwej miłości :?: Znaczy się zakochiwać ciągle w osobach, które mają Nas za nic :?: Albo przez własną głupotę stracić wszystko to co się w życiu człowieka liczyło :?: Jak sądzicie :?: Ja myślę, że można... Jestem tego najlepszym przykładem...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

lancer, bardzo uśmiałam się z Twojej (skądinąd trafnej) porady :smile: natomiast Twoje obelgi skierowane do ogółu są na bardzo niskim poziomie niestety :roll:

Duran84, z tego co wyczytałam takie nieszczęśliwe zakochiwanie się jest jedną z odmian uzależnienia od miłości. A nałóg, jak wiadomo polega na tym, że używasz czegoś nawet jeśli wiesz, że robi Ci się od tego źle...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Duran, daj spokój, to jakiś chłystek bez problemów. Jak jeszcze raz kogoś obrazi to zgłosi się go do moderacji i tyle.

 

Na twoje pytanie odpowiadam, że owszem, można. Ale na ile czasu ci wystarczy sił. Lubisz być Werterem? To donikąd nie prowadzi. I tu mam pytanie: czy to jest uzależnienie, czy po prostu nigdy inaczej nie robiłeś? Ja jestem dobrym przykładem, że można zmienić podejście i szukać szczęścia. Takiego przez duże SZ.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Coś w tym jest - gdy się pragnie miłości, nie pokłada się aż takiej uwagi na jej jakość... Ciężko mi stwierdzić pyziu1, czy Ci zazdroszczę, że jeszcze w ogóle potrafisz się zakochać, czy nie. Moje związki nabawiły mnie tylko kupy uprzedzeń i nie mam pewności, czy w ogóle wierzę jeszcze w miłość. Dla mnie to raczej już obowiązek w sensie - stereotyp, że trzeba stworzyć rodzinę. A swoją drogą, trzeba się Nam zastanowić, gdzie za każdym razem popełniamy błąd - czy to z powodu idealizacji partnera, desperacji, naiwności...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

tak - sama tego dświadczam - tak bardzo pragnę byc kochana, akceptowana, że tkwię w bezsensownej miłości do męża, który ma mnie gdzieś i po stokroć woli spędzać wolny czas przed monitorem oglądając strony "nie dla dzieci" niż poświęcic mi choć odrobinę swojej uwagi i zainteresowania....

o, przepraszam - jego zainteresowanie pojawia się w momentach poczucia głodu - " a co mogę zjeść" i tu nawet używa wyświechtanego i nie mającego nic wspólnego z rzeczywistością zwrotu "kochanie"

a ja? oczywiście biegnę by mu podać coś do jedzenia

nie potrafię się od tego uwolnić

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy ktos moze miał podobny problem i czy psychoterapia tu cos pomoże??bo mam wizyte u psychoterapauty ale ja juz watpie ze cos sie zmieni:/za bardzo się wszystkim przejmuje za bardzo impulsywnie reaguje na wszystko, przeciez mezczyzna nie ma byc jakims "celem zycia" a tak wkolo wszedzie słysze i co sie sparze na jakimś panu to wracam do takiego jednego, ktorego nawet juz nie pamiętam nic wspolnego nie mielismy ze soba ale ja rozdrapuje rany przypominam sobie znow przezywam, zrobie cos głupiego załuje ze to zrobiłam winie siebie ze zachowalam sie jak kretynka po raz kolejny...jestem szczesliwa, niczego mi nie brakuje, tylko zawsze marzyłam o wielkim domu, z kochanym mezem i gromadka pieknych dzieci, a teraz wiem ze zycie to nie bajka nie ma tak wszytko pieknie, i to zderzenie z rzeczywistoscia choc z drugiej strony wiem ze wszystko przede mną. Jak ktokolwiek rani, zrobi krzywde odchodzi się, zapomina, nie wraca do przeszłości przede wszystkim ZAPOMINA ja tego nie potrafie boje sie ze w przyszlości bede przez to nieszczeszczesliwa ze utkiwie na zawsze w jakims patologicznym zwiazku i zmarnuje sobie całe zycie, czy psychoterapia tutaj cos da?czy bede potrafiła zrzucic balast przeszłosci, czy uswiadomie sobie ze jestem "samowystarczalna" i jak krzywde robi mam nie tkwic i isc dalej, mam taka kruchą psychikę zazdroszcze tym którzy ida przez zycie twardo...musialam sie troszke wyzalić:) w kazdymn razie SZCZESLWEGO NOWEGO ROKU!!:) jak ktoś ma jakies rady sugestie niech pisze :) pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

sogamw, ja zacznę od drugiej strony, jak wygląda małżeńswtwo twoich rodziców, jak wyglądają twoje kontakty z nimi?

Co do psychoterapeuty - on sam nie pomoże, al napewno wytłumaczy ci dlaczego postępujesz tak a nie inaczej, że są to reakcje obronne twojego organizmu, gdzie leżą przyczyny takiego postępowania, jak możesz powoli wyćwiczyć w sobie inne zasady rozwiązywania problemów........napewno wizyta u psychologa nie zaszkodzi a może bardzo dużo rozjaśnić ci w głowie :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam podobny problem, zresztą pisałam o tym już na forum. Takie uzależnienie od facetów to podobno nałóg i tak go trzeba leczyć. Ale szczerze mówiąć nie wiem, od czego można by zacząć, może terapeuta tu pomoże, zależy czy trafisz na dobrego, ja tego szczęścia nie miałam :( Znalazłam jakieś grupy terapeutyczne, gdzie się tym zajmują, ale oni bardziej zajmują się uzależnieniem od seksu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

sogamw, ja tak mam. 9 stycznia minie rok odkąd nie jesteśmy razem, mimo to nie potrafię się związać z nikim innym, nie znoszę go - nie mogę na niego patrzeć, ale z drugiej strony... czuję, że to on był ten 'naj' i nikt inny nie będzie mnie tak świetnie rozumiał etc. Często się widujemy, czasem chcę żeby zniknął, a czasem ciągnie mnie do niego jak cholera. Ta chora relacja trwa już za długo. I ten koszmarny kac moralny następnego dnia...

 

Nie wiem, czy psychoterapia tu pomoże. Myślę, że najlepszym lekarstwem jest czas... U mnie to się powoli wypala... powoli, ale konsekwentnie, chociaż nadal... sama wiesz :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

linka656 :) relacje moich rodziców sa raczej normalne tzn nie sa po rozwodzie są raczej kochajacym sie malzenstwem no czasem są kłotnie jak wszędzie...druga prawa do chloe ja mam tak, ze własnie w Sylwestra poznałam fajnego chłopaka i chyba cos się kroi iiiiiiii znów mi mineło z tamtym ale jak cos jest nie tak np sparze się jakims mezczyzna i nic z tego nie ma to wracam myslami do tamtego tzn nie ze cos chce ale napisze mu wyzale się, popłacze jak mi zle a to jest chore bo on ma juz dawno dziewczyne pozniej zaczynam obrazac i jego i ją bo sobie przypominam jak mnie potraktował i po tym wszystkim mam kaca moralnego ze do jasnej cholery! jak ja sie zachowuje:/ale ta przeszłosc mnie meczy chyba ze ktos byl tak okrutny dla mnie i dlatego go obrazam ale czemu mu sie zale? mam przyjaciol i wogole aa no i własnie teraz poznalam chłopaka naprawde uroczego:D i znow jest wszystko ok o tamtym nawet nie mysle ale wszedzie sa raz lepsze raz gorsze momenty to nie moge do tamtego ciagle wracac jak cos jest nie tak, sama powinnam sobie radzić...no skomplikowane:) mysle ze z kims trzeba o tym pogadac i mam nadzieje ze mi pomoga i rozjasnia czemu tak mam;) pozdrawiam! jak ktoś jeszcze ma jakiekolwiek doswiadczenia i z czynms podobnym sie spotkal albo ogolnie to niech pisze ja sobie chętnie poczytam:) buziaki

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

sogamw, myślę, że coś jest na rzeczy. Przeżyłem coś podobnego i też tak mam, że wracam, kiedy jest źle. Nie tylko wtedy, ale wtedy najczęściej i najgorliwiej. Uważam, że ta moja fatalna miłość miała bardzo istotny wpływ na rozwój mojej nerwicy. Teraz staram się pamiętać, że kiedyś zostałem skrzywdzony, więc po co się pakuję w to samo g***o po razu drugi... Tyle, że w nic innego też już nie chcę się pakować, nie wierzę w ogóle. Polecam Ci książkę "Dzikie noce", tam jest opis chorej miłości dziewczyny do faceta. Który w efekcie nią pogardza i staje się dla niego przezroczysta. I to jest wg mnie realne niebezpieczeństwo, że kiedyś możesz zostać zraniona po raz drugi przez tego samego człowieka. Wiej od niego:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chciałam poruszyć inną stronę tego tematu. Czy ktoś z Was znalazł się w sytuacji uzależnienia od partnera seksualnego? Od jakichś 3 miesięcy sypiam z moim sąsiadem. Przyzwyczaiłam się do tego, że, kiedy szłam z facetem do łóżka, on chciał to zamienić w związek. Teraz także bałam się, że tak będzie. Tym bardziej, że mój sąsiad, chociaż jest bardzo sympatycznym człowiekiem, pochodzi z zupełnie innej bajki i nijak nie widziałam nas razem.

Ale on nie chciał niczego takiego. Kumpelski seks. Tylko tyle. Jednak problem pojawił się, kiedy zauważyłam, że to ja zaczęłam się "wkręcać". Czekałam na jego telefony. Sama częściej dzwoniłam. W końcu powiedziałam mu, że zaczyna mi na tym zależeć. Na nas. On na to: że boi się, że mnie skrzywdzi. Itd. Ale, po jakimś wspólnie spędzonym wieczorze, stanęło na tym, że próbujemy. "Próba" skończyła się po 2 tygodniach, kiedy to zadzwonił do mnie po Sylwestrze i opowiadał, że całował się z jakimś małolatami i że on raczej nie jest stworzony do mongami.

Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek była w takim stanie, jak wtedy. Tak chyba wygląda histeria. Po tym jak do niego zadzwoniłam z pytaniem: to po co to wszystko? Skończyło się na tym, że powiedziałam mu, żeby dał sobie święty spokój.

Ale minął tylko tydzień...była impreza u mnie w domu. I od słowa do słowa, drinka do drinka znowu wylądowaliśmy w łóżku. I tak to wszystko trwa. Nie dostaję od niego wsparcia, ani psychicznego bezpieczeństwa, na których mi zależy. Tylko pierwszy raz w życiu mam wrażenie, że naprawę "kocham się" w łóżku, a nie "uprawiam seks". I to jest bardzo piękne uczucie.

Jednak ciągle stawiam sobie pytanie: czy gra jest warta świeczki. A nawet, kiedy sobie na nie odpowiadam, od razu zaprzeczam. I chociaż bardzo chcę, nie mogę tego skończyć. Bo bardziej od emocjonalnych katuszy tkwienia w takim układzie przeraża mnie samotność. Chociaż czym jest stan, w którym teraz jestem?

ps. wiecie coś może o warsztatach samorozwojowych w Warszawie, skupiających się na budowaniu poczucia własnej wartości? byłabym wdzięczna za informację

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

czy gra jest warta świeczki

 

 

Nie jest.

Jeżeli jesteś na tyle mało obiektywna żeby z dystansem przyjrzeć się temu "układowi" to powiem Ci iż z mojego punktu widzenia ta osoba liczy tylko i wyłącznie na seks bez zobowiązań.

Argumenty typu "boję się" ; "skrzywdzę cię" świadczą same za siebie.

Głupie niedojrzałe wymówki;)

 

Sama zadaj sobie pytanie czego właściwie chcesz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pyzia1 Dlaczego tak się dzieje ze ciągle poszukujemy kolejnego partnera?Według mnie po rozstaniu zaczynam odczuwać pewien brak kogoś z kim przeżyło się cudowne chwile, a z braku możliwości powrotu szukam tego w innych i tu Moderator ma racje, jakość w związkach powinno się poprawić.Coltrane-Powiada się, że człowiek mądry uczy się na własnych błędach, a sprytny – na błędach cudzych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×