Skocz do zawartości
Nerwica.com

Ja się pytam: no po co?


Sayurii

Rekomendowane odpowiedzi

Dlaczego tak łatwo przejmować się głupotami, błahostkami?

Brać słowa do siebie, tłamsić, dobijać się, wyolbrzymiać, nakręcać. 

W końcu powinno się to olać, mieć gdzieś to co ktoś powiedział, zrobił. Nie rozmyślać, nie roztrząsać. Pozwolić by wpadło jednym uchem a drugim wypadło, wyrzucić z głowy i dalej żyć. 

 

Czasami jakąś drobną sytuacją którą schrzaniłam potrafię się przesadnie przejąć. Mam wyrzuty sumienia, męczy mnie, dołuje przez co spada moja motywacja, mój poziom nastroju spada poniżej normy, doprowadza do łez.

Wiem, że nie powinnam bo i po co się stresować, po co brać coś do siebie, po co przejmować się czymś skoro nie mamy wpływu na coś, jestem tego świadoma, natomiast i tak to robię. 

Może to przez wydarzenia jakie miały wcześniej miejsce a może jestem nadwrażliwym człowiekiem, przejmującym i biorącym do siebie wszystko jak popadnie? Może się całkowicie popsułam. 

Tylko po co sobie utrudniać życie jeszcze bardziej? 

 

Czy też tak miewacie?

Próbujecie poradzić sobie z tym? 

Można poukładać sobie to logicznie w głowie? 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam podobnie i po wielu latach zauważyłam, że w tym wszystkim również patrzę na wiele rzeczy lękowo. Uświadomiłam sobie dopiero to gdy lęki przybrały ogromne rozmiary. Były już sygnały wcześniej ale oczywiście wielu rzeczy sobie nie dostrzegałam. Ba! Byłam w depresji nawet nie wiedząc o tym bo do głowy by mi nie przyszło nawet. Gdy zaczęłam się leczyć wiele rzeczy musiałam okiełznać w tym nadmierną wrażliwość. Mój mąż przez lata mi powtarzał aby nie przejmowała się tak wszystkim bo przecież po co mam się na sobie wyżywać. 

Nie umiałam a wręcz uważałam go za lekkoducha dość niesprawiedliwie. Kiedy sobie wszystko uświadomiłam, że to on ma racje to próbowałam sobie mówić nie myśl tyle, nie przejmuj się, nie wyrzucaj bo to nic nie da i tylko siebie gnębie. Co ma być to będzie(martwienie na zapas) a co było to tego już nie zmienię. Trzeba zrobić z tego lekcje życiową i i iść dalej mądrzejszą. Pomaga mi też myślenie, że coś musiało się schrzanić abym doszła do jakiegoś innego punktu w swoim życiu...coś na zasadzie nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Przynosi to efekty i dlatego też kontynuuje ten sposób na nadmierną wrażliwość...to taki mój sposób na siebie. Tutaj myśle, że też trzeba nauczyć sobie wybaczać potknięcia i błędy...nikt nie jest doskonały i to wynika z pokory jaką w sobie mam też. Oczywiście pokorę tą dobrze pojmowaną.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Sayurii napisał:

 

Czy też tak miewacie?

Próbujecie poradzić sobie z tym? 

Można poukładać sobie to logicznie w głowie? 

Ja jestem na etapie uświadamiania sobie , że życie do którego staram się dorównać jest tylko moim wyobrażeniem , każda „wpadka , pretensja do siebie” dotyczy porównania do wzoru który jest tylko myślami , nie ma wyroczni która mówi co robię dobrze a co źle , mam to zapisane we własnej głowie , nie ma właściwej drogi i właściwego sensu , wszytko co robię jest dobrą drogą i ma dobry sens , to trochę jak skok na bungee , robisz go bo masz linę która pozwala ci przetrwać , podobnie w życiu , liną która wiąże mnie do rzeczywistości jest świadomość , że wszystko jest dobrze bo w naturze nie ma czegoś takiego jak „dobrze” czy „źle” , wszystko jest jak jest . I tak jak czasami skoczę w przepaść swoich lęków i oceny to ta lina mną szarpnie i pozwala wrócić do rzeczywistości , w której jest tylko życie . 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja się nie przejmuję tym, co kto o mnie, czy do mnie mówi, ale za to potrafię roztrząsać godzinami swoje zachowania, to co powiedziałem. Wymyślam scenariusze dotyczące danej sytuacji - co powinienem powiedzieć czy napisać i mam do siebie pretensje, że źle to zrobiłem. A jak czasem coś zawalę przez swoje poczynania, to latami do tego wracam - roztrząsam, że gdybym coś tam inaczej, to teraz byłoby inaczej. Jest to męczące, ale ciągle do mnie wraca.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dużo myślimy.

 

przykład:

Jasio dzwoni do kogoś o 10 rano i zostawia temu komuś na pocztę wiadomość z prośbą, aby ten oddzwonił. Teraz jest 10 wieczorem i ten ktoś dalej nie oddzwonił. Wtedy Jasio może zadawać sobie pytania: "Dlaczego nie oddzwonił?" "Nie zależy mu na mnie?", "Zrobiłem coś nie tak?", "Nie lubi mnie?", "Może miał wypadek?" etc.

 

Jasio stara się zrozumieć, więc zadaje pytania, ale nie jest osobą, która powinna na nie odpowiadać. Jednak nie ma kontaktu z osobą, która mogłaby na te pytania odpowiedzieć, więc sam na nie odpowiada i dołuje siebie jeszcze bardziej poprzez doszukiwanie się przeszłości swoich zachowań, które mogłyby być błędnie odebrane przez tę osobę do której zatelefonował. I pewnie coś znajdzie, myślę, że zawsze znajdujemy..

 

Takie myślenie jest bardzo wykańczające.

 

To tylko myśli - nic więcej. W swojej głowie możesz latać na różowym jednorożcu, ale w rzeczywistości tego nie możesz zrobić (jeśli ktoś to potrafi, niech da znać :P). W swojej głowie możesz robić wszystko źle, a w rzeczywistości nie musisz. Uważasz, że coś źle powiedziałaś? Spytaj się kogoś w jaki sposób odebrał te słowa. Sami nie jesteśmy w stanie prawidłowo ocenić naszego zachowania. Albo bedziemy sobie dowalać, albo będziemy sobie schlebiać.

 

(wracam na swój statek)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 16.03.2023 o 07:28, Melodiaa napisał:

Trzeba zrobić z tego lekcje życiową i i iść dalej mądrzejszą. Pomaga mi też myślenie, że coś musiało się schrzanić abym doszła do jakiegoś innego punktu w swoim życiu...coś na zasadzie nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Przynosi to efekty i dlatego też kontynuuje ten sposób na nadmierną wrażliwość...to taki mój sposób na siebie. Tutaj myśle, że też trzeba nauczyć sobie wybaczać potknięcia i błędy...nikt nie jest doskonały i to wynika z pokory jaką w sobie mam też. Oczywiście pokorę tą dobrze pojmowaną.

Tak czytam i w sumie to dobry tok myślenia.

 

Często nagminnie analizuje sytuację na którą nie miałam wpływu, po prostu stało się.

Tylko że takie analizowanie, martwienie się, dowalanie sobie po prostu jest bardzo wyczerpujące. 

Staram się nie rozdrapywać tego co się stało, ale to i tak wraca. To jak u mnie przygryzanie warg z nerwów albo skubanie skórek przy paznokciach, wiem o tym, łapie się na tym, ale ponownie to robię.

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 16.03.2023 o 09:33, Dryagan napisał:

jak czasem coś zawalę przez swoje poczynania, to latami do tego wracam - roztrząsam, że gdybym coś tam inaczej, to teraz byłoby inaczej. Jest to męczące, ale ciągle do mnie wraca.

Też roztrząsam to co było, że gdybym zrobiła tak a nie inaczej to było by może lepiej, może byłabym gdzie indziej, może żyło by mi się lepiej.

Czasami rozpamiętuje to co powiedziałam czy napisałam, czy dobrze zrobiłam, nie uraziłam, a może nie powinnam o czymś mówić albo wręcz przeciwnie może powinnam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 16.03.2023 o 12:57, Kawa Szatana napisał:

To tylko myśli - nic więcej. W swojej głowie możesz latać na różowym jednorożcu, ale w rzeczywistości tego nie możesz zrobić (jeśli ktoś to potrafi, niech da znać :P). W swojej głowie możesz robić wszystko źle, a w rzeczywistości nie musisz. Uważasz, że coś źle powiedziałaś? Spytaj się kogoś w jaki sposób odebrał te słowa. Sami nie jesteśmy w stanie prawidłowo ocenić naszego zachowania. Albo bedziemy sobie dowalać, albo będziemy sobie schlebiać

🤣 Oj kawko, kawko rozbawił mnie ten jednorożec.

Oczywiście można zapytać, można dyskutować a czasmi nie wiem czy warto. 

Jeżeli ktoś na nas krzyczy, zwraca uwagę to co mam zapytać dlaczego to robi, podnosi głos, albo co komuś zrobiłam, że ocenia mnie?

 

Nikt nie powiedział, że będzie w życiu jak w bajce ale też nikt nie powiedział, że życie jest aż tak pokręcone.

Staram się być miła, pomoca i pracowita a im bardziej się staram tym bardziej mi się obrywa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Sayurii napisał:

Oczywiście można zapytać, można dyskutować a czasmi nie wiem czy warto. 

Jeżeli ktoś na nas krzyczy, zwraca uwagę to co mam zapytać dlaczego to robi, podnosi głos, albo co komuś zrobiłam, że ocenia mnie?

Jest kilka opcji. Jeśli ktoś krzyczy na Jasia to ten może wręczyć temu komuś kwiaty dla największego krzykacza, może skorzystać z zatyczek do uszu, albo może spytać się o powód dla którego ten ktoś podnosi głos. Jeśli ktoś krzyczy tylko dlatego, że akurat Jasio był pod ręką to 1 lub 2 opcja wydaje się ok. Natomiast jeśli Jasio zrobił coś złego, nieodpowiedniego, popełnił błąd to opcja 3 wydaje się ok, gdyż Jasio chce się uczyć na własnych błędach, ale aby to robić musi się dowiedzieć, co robi źle. Krzyk nie jest niezbędny. Każdą informacje można przekazać w sposób bezkonfliktowy, ale to wymaga kontroli własnych emocji. Jeśli ktoś krzyczy to najprawdopodobniej ich nie potrafi kontrolować i to Jasio może go negatywnie ocenić.

 

Jeśli Jasio chce być lepszy, chce się uczyć i nie wyrządza innym krzywdy to Jasio nie powinien sobie niczym dowalać. Nawet jeśli ktoś na niego krzyczy.

 

Cytat

Staram się być miła, pomoca i pracowita a im bardziej się staram tym bardziej mi się obrywa.

Ludzie oceniają siebie z różnych powodów. Jednym wystarczy to, że ktoś jest żydem, aby wysłać go do gazu.. także zdanie innych, nie poparte żadnymi racjonalnymi argumentami, można wyrzucić do śmietnika. Być może niektórzy Tobie czegoś zazdroszczą i odreagowują na Tobie. A może mają jakieś swoje problemy i atakują każdego kto jest w ich zasięgu wzroku.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Skoro tu jest taki temat to się podczepię ze swoim problemem, bo myślę, że tu pasuje. Od kilku dni mam mocny spadek nastroju. Obiektywnie nie wydarzyło się nic, co mogłoby taką zmianę spowodować - zakładam, że to po prostu moje demony dają znać o sobie (ChAD). Jednak nie o tym chcę... Chodzi o to, że w takich momentach odczuwam wyrzuty sumienia, że mi tak "źle" skoro nie powinno, bo nie wydarzyło się nic tragicznego, mam wspaniałą rodzinę itd. Czuję taki rozdźwięk pomiędzy tym co powinienem odczuwać, a tym co czuję, że chce mi się wyć. Nie chcę się przyznawać przed Żoną, nie mówię jej o tym moim kiepskim samopoczuciu, chociaż chyba sama coś tam widzi. Tym bardziej czuję się nie w porządku, że nie jestem szczęśliwy. I za chwilę jest jeszcze gorzej. Co z tym kurna zrobić?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, Dryagan napisał:

Skoro tu jest taki temat to się podczepię ze swoim problemem, bo myślę, że tu pasuje. Od kilku dni mam mocny spadek nastroju. Obiektywnie nie wydarzyło się nic, co mogłoby taką zmianę spowodować - zakładam, że to po prostu moje demony dają znać o sobie (ChAD). Jednak nie o tym chcę... Chodzi o to, że w takich momentach odczuwam wyrzuty sumienia, że mi tak "źle" skoro nie powinno, bo nie wydarzyło się nic tragicznego, mam wspaniałą rodzinę itd. Czuję taki rozdźwięk pomiędzy tym co powinienem odczuwać, a tym co czuję, że chce mi się wyć. Nie chcę się przyznawać przed Żoną, nie mówię jej o tym moim kiepskim samopoczuciu, chociaż chyba sama coś tam widzi. Tym bardziej czuję się nie w porządku, że nie jestem szczęśliwy. I za chwilę jest jeszcze gorzej. Co z tym kurna zrobić?

Myślę, że porozmawiać z żoną, ot po prostu. Jesteśmy ludźmi i bez przerwy myślimy i analizujemy. Czasami jedno wspomnienie z przeszłości, jakaś jedna sytuacja, jakiś zapach, dotyk czegoś jest w stanie zmienić nasze samopoczucie o 180 stopni, ale nie na zawsze - tylko na jakiś czas. 5 min., 2 godziny, pewien, krótki czas. Mamy prawo czuć się źle, nawet wtedy, gdy nie jesteśmy w stanie dostrzec przyczyny naszego złego samopoczucia, a wpłynąć na nie może np. ktoś bliski. Jedynie musisz dać, temu komuś, szansę sobie pomóc.

 

Myślę, że dobrze jest mieć taką osobę do której można przyjść i powiedzieć: "Kochanie, ostatnio źle się czuję." Tyle. Bez usprawiedliwiania się, bez tłumaczeń, ot po prostu powiedzieć, co czujesz i pozwolić komuś się Tobą zająć. Porozmawiać, pomilczeć, przytulić się, wyjść na spacer, pograć w karty, porobić głupie miny :P cokolwiek, co kto lubi.

 

Myślę, że masz to szczęście, że masz takie osoby i myślę, że zrozumieją.

 

Cytat

Czuję taki rozdźwięk pomiędzy tym co powinienem odczuwać,

Nie zadręczaj się tym: 'co powinienem odczuwać'. To co powinieneś nie ma żadnego znaczenia. Liczy się to, co czujesz - nic więcej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

15 godzin temu, Kawa Szatana napisał:

Myślę, że dobrze jest mieć taką osobę do której można przyjść i powiedzieć: "Kochanie, ostatnio źle się czuję." Tyle. Bez usprawiedliwiania się, bez tłumaczeń, ot po prostu powiedzieć, co czujesz i pozwolić komuś się Tobą zająć. Porozmawiać, pomilczeć, przytulić się, wyjść na spacer, pograć w karty, porobić głupie miny :P cokolwiek, co kto lubi.

Myślę, że masz to szczęście, że masz takie osoby i myślę, że zrozumieją.

Mam to szczęście i zapewne stąd te wyrzuty sumienia, że nie powinienem czuć się źle, depresyjnie -a tymczasem się ta czuję. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, Dryagan napisał:

Mam to szczęście i zapewne stąd te wyrzuty sumienia, że nie powinienem czuć się źle, depresyjnie -a tymczasem się ta czuję. 

Na chorobę nie mamy rady...trzeba przyjąć, że choroba rządzi się swoimi prawami i nie patrzy czy masz powód czy nie. Nie wyrzucaj sobie bo dodatkowo siebie dołujesz a przecież nie o to chodzi. Porozmawiaj z żoną...myślę, że ona wolałaby wiedzieć tak samo jak ty o jej problemach. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cytat

choroba rządzi się swoimi prawami i nie patrzy czy masz powód czy nie. 

@Melodiaa niby to wiem, ale gdzieś tak podświadomie mnie zżera. Dochodzi strach, że jak nie będę doceniał tego co mam, to siłą wyższa mi to zabierze. No dobra, ja przecież wiem, że to irracjonalne, ale jak do tego przekonać moją podświadomość?

Cytat

Porozmawiaj z żoną...myślę, że ona wolałaby wiedzieć tak samo jak ty o jej problemach. 

To nie o to chodzi, mam dobrą komunikację z Żoną. Zawsze była moją najlepszą przyjaciółką. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

5 godzin temu, Dryagan napisał:

Mam to szczęście i zapewne stąd te wyrzuty sumienia, że nie powinienem czuć się źle, depresyjnie -a tymczasem się ta czuję. 

Takie błędne koło. Pijak pije żeby zapomnieć że pije - pamiętasz planetę z małego księcia (ja znowu o tym) - pomyślisz że jest gorzej i jest jeszcze gorzej. Co by nie było, dziel się żalem z żoną, zawsze jest łatwiej znosić życie z drugą osobą. To też będzie dla niej lżej, że wie co cie trapi a nie ze musi się domyślać i zamartwiać sama. Przejdzie, musi, po każdej burzy wychodzi słońce, po każdej nocy nastaje świt 🌙🌤

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

W dniu 16.03.2023 o 07:05, Sayurii napisał:

Czy też tak miewacie?

Próbujecie poradzić sobie z tym? 

Można poukładać sobie to logicznie w głowie? 

 W glowie siedzą sytuacje kiedy zaluje ze czegos nie zrobilem, ze zachowalem sie slabo a normalnie bym tak nie zrobil.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 18.03.2023 o 19:49, Kawa Szatana napisał:

 

Myślę, że dobrze jest mieć taką osobę do której można przyjść i powiedzieć: "Kochanie, ostatnio źle się czuję." Tyle. Bez usprawiedliwiania się, bez tłumaczeń, ot po prostu powiedzieć, co czujesz i pozwolić komuś się Tobą zająć. Porozmawiać, pomilczeć, przytulić się, wyjść na spacer, pograć w karty, porobić głupie miny :P cokolwiek, co kto lubi.

 

Myślę, że masz to szczęście, że masz takie osoby i myślę, że zrozumieją.

 

Przychodzę do Was. Też mam podobne myśli co autor posta i ciężko mi się z nimi uporać. Nie sprzedam nic lepszego, jeśli chodzi o dobre rady, które już tutaj zostały powiedziane. 

Co do tej osoby z cytatu - cudownie jest mieć kogoś takiego. Radzę jednak mieć na uwadze, że przy długo trwających problemach ta osoba może już mieć lekko dość naszych wyznań. Doświadczyłam tego. Ktoś kto mnie kocha i we mnie wierzy, nie chcial już słuchać kolejny raz że mam problem. Zostaje wtedy chyba pomoc specjalisty (np. psychoterapia) lub może zaufanie komuś innemu z bliskich...

Macie podobne spostrzeżenia?

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

4 minuty temu, przyszlamtusobie napisał:

 Ktoś kto mnie kocha i we mnie wierzy, nie chcial już słuchać kolejny raz że mam problem

W związku, myślę, że czasami to jedna strona musi, więcej dawać, aniżeli otrzymywać. Jednak taki stan nie może trwać wiecznie. Im dłużej on trwa, tym ciężej poznać kogoś takiego, kto wytrzyma odpowiednio długo i będzie wsparciem dla danej osoby. 

 

Jeśli masz dzień w którym czujesz się lepiej, wpłyń pozytywnie na swoją druga połówkę i zrób coś dla niej. Dzięki temu pokażesz jej, że myślisz o niej i nawet pomimo swoich problemów, że walczysz z nimi. Taka osoba musi widzieć Twoje postępy i musi widzieć szansę na lepsze życie, a nie tylko problemy, problemy i problemy...

 

Myślę, że niebezpiecznie jest dopuścić do sytuacji w której partner będzie wątpił w przyszłość związku, a będzie wątpił, jeśli będzie w nim cierpiał, a jeśli będzie cierpiał, to głos w jego głowie będzie mu, najprawdopodobniej, podpowiadał ucieczkę od tego cierpienia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 16.03.2023 o 07:05, Sayurii napisał:

 

Dlaczego tak łatwo przejmować się głupotami, błahostkami?

Brać słowa do siebie, tłamsić, dobijać się, wyolbrzymiać, nakręcać. 

W końcu powinno się to olać, mieć gdzieś to co ktoś powiedział, zrobił. Nie rozmyślać, nie roztrząsać. Pozwolić by wpadło jednym uchem a drugim wypadło, wyrzucić z głowy i dalej żyć.

 

Dla mnie to całe przejmowanie się służyło do osiągnięcia jakiegoś celu , taką drogę znałem , której należy się trzymać bo tylko ta jest „dobra” . Jeśli coś nie poszło zgodnie z tą „dobrą” drogą i wywołało „szkodliwe” efekty to wtedy w mojej głowie zaczynała się walka myśli i oskarżanie siebie , niektórzy twierdzą , że to jest perfekcjonizm  . Z czasem zacząłem się interesować o jaki cel mi chodzi , jakie to przyszłe „dobro” mam w głowie do którego tak bardzo dążę i za którego brak mam tak dużo krytycznych myśli w stosunku do siebie . Z czasem zaczęło do mnie docierać , że mój cel do którego tak dążyłem a pewnie jeszcze bardzo często ten programik się uruchamia , to jest „coś znaczyć , być ważnym ” , to miało mi zapewnić poczucie szczęścia . A najlepiej to być „ważnym” wiecznie . Ciągła walka myśli , które chcą przybrać postać „ważności” . Tylko co wtedy jak moje myśli nie będą trwały wiecznie , mają dany czas do istnienia a później zgasną , rozpadną się w pył , czy wtedy nadal jest potrzeba tak zabiegać , żeby były one „ważne” . Przesadnie bać o coś co stanie się „niczym” , płacić swoim zdrowiem , brać leki , tylko po to , żeby tymczasowo zadowolić myśli . A może można inaczej , dbać o myśli z umiarem , cieszyć się nimi , nauczyć się generować myśli radosne , akceptować smutki , mieć świadomość ich ulotności , nauczyć się być wolnym od powinności . Jeśli na końcu wszyscy jesteśmy równi to w trakcie całego życia również ;) 

pozdrawiam serdecznie 


 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×