Skocz do zawartości
Nerwica.com

Proszę możecie coś napisać


aniam97

Rekomendowane odpowiedzi

Cześć. Jakiś czas temu pisałam. Teraz stuknęło mi 25 lat.
Moja sytuacja jest beznadziejna. Nie mogę ze sobą wytrzymać! Nie mogę znieść wewnętrznego napięcia, tego braku, pustki.

Robię rodzinie której tak dużo mam za złe ciasto, żeby tylko ktoś mnie zobaczył. Nadskakuję, już nie kontroluję siebie. Moja rodzina jest przemocowa, zaniedbywała mnie.
Chce mi się płakać cały czas. Ryczę w komunikacji miejskiej. Nie widzę sensu w niczym. Już od dawna myślę o samobójstwie. Nie chcę umierać, ale nie chcę też żyć, nie da się tego już znieść.
Ten ból jest nie do zniesienia, nie chcę go już czuć, nie mogę tego znieść. Chodzę do psychiatry, dostałam proszki i że to może być borderline. Jest problem żebym brała te proszki, zapominam żeby jeść, zmuszam się. Nie umiem jej powiedzieć w czym problem, blokuję się, nawet jak napiszę na kartce, to mówię to tak że nie da się mi uwierzyć.
Dbanie o siebie u mnie jest już minimalne i jest tak na siłę, jest nieprzyjemne, jestem nieszczęśliwa, jak za karę, tak jak zawsze traktowała mnie mama. Mówię znacznie więcej niż mam ochotę, jestem złamana.
Okaleczam się. Mam psychoterapeutę, ale coś jest tutaj nie tak. Kiedy nie ma nikogo obok - nie istnieję. A jednocześnie nie umiem przebywać z ludźmi. Myślę cały dzień o tym i nie mogę przestać.
Nie umiem budować zdrowych relacji. Odczuwam tak fundamentalny brak, wszystko mnie boli, mam dosyć wszystkiego, na niczym nie mogę się skupić, nic mnie nie interesuje. Moja głowa mnie nienawidzi. Moi rodzice są nieobecni, nie zwracają na mnie uwagi, sami są jak niemowlaki. Mój ojciec nie ma żadnej sprawczości, oboje sprawiają wrażenie że mnie nie chcą. Moja mama nie przejęłaby się, gdyby została ze mnie mokra plama. Czuję że nie mam rodziców, nigdy nie miałam w prawdziwym tego słowa znaczeniu. Jestem jak ich własność, od zawsze dla nich, nigdy nie miałam radzić sobie sama w życiu. Boję się każdego kolejnego dnia.
Chodzę do terapeuty, to już 8 próba i nie wychodzi. Nie mogę się z nim dogadać, nie umiem opisać problemu, zamykam się w sobie, czuję się niewidzialna, nie mam dostępu do siebie choćbym się zmuszała nie wiem jak. On mnie nie traktuje poważnie i moich słów, nie wierzy kiedy wyznaję, że się okaleczam. Mam wrażenie że to ja jestem dla niego, że ja mam się nim zajmować, to imperatyw. Nigdy nie miałam nikogo bliskiego w domu, nikt nie pytał co w szkole i co u mnie.
Nikogo to nie obchodzi, nie umiem mówić o uczuciach, nazywać ich, choćby nie wiem jak było źle, potrafię siedzieć cicho, nie przyjdzie mi do głowy żeby o tym powiedzieć, zakomunikować, uważam że to bezczelne to komunikować. Wyjątkiem jest ten post, który ciężko mi się pisze. Nie umiem niczego wyrzucić z siebie, wszystko jest jak implozja. Chodziłam na terapię DDA przez dwa lata, stoczyłam się w ten sam dołek, wszystko z tej terapii poszło na nic, nic nie zostało, nie wiem gdzie to jest. Strasznie się boję, że mnie olejecie, wyśmiejecie, że będziecie traktować z góry.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej @aniam97 Rozumiem, że cierpisz, ale skoro wytrzymałaś do tej pory, to wytrzymaj jeszcze trochę. 

 

47 minut temu, aniam97 napisał:

Nie chcę umierać, ale nie chcę też żyć, nie da się tego już znieść.

 

Ponoć nikt nie chce umierać, ale nie każdy ma siłę, żeby żyć.

 

Napisanie tego posta musiało kosztować Cię naprawdę wiele, ale dałaś radę. Czytałaś może "Powrót do swego wewnętrznego domu. Jak odzyskać i otoczyć opieką swoje wewnętrzne dziecko" John Bradshaw? Jeśli nie, to polecam. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bardzo Ci współczuję, to straszne co piszesz. Co to za rodzice, których nie obchodzi ich dziecko, nawet dorosłe. Po wpisie widać, że jesteś w kiepskim stanie. Ale z drugiej strony jesteś silną osobą, skoro wytrzymałaś tak długo. Powinnaś dalej próbować z terapią, psychiatrą, byś mogła stanąć na nogi, może znaleźć pracę, wyprowadzić się, odciąć się od domu 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 @aniam97 musi być Ci niewyobrażalnie ciężko. Rodzice wobec własnego dziecka nigdy nie powinni się tak zachowywać.

Dobrze, że jednak cały czas walczysz. Jeżeli chodzi o psychoterapię to mam/miałam bardzo podobne problemy do Twoich. Myślałam, że to problem ze mną, ale jak po paru próbach spotkałam odpowiedniego terapeutę okazało się, że moja terapia ma sens i zaczęłam mówić o najtrudniejszych sprawach.

Proszę spróbuj poszukać jakiegoś innego terapeuty.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 5.09.2022 o 19:45, aniam97 napisał:

Strasznie się boję, że mnie olejecie, wyśmiejecie, że będziecie traktować z góry.

Nie musisz się bać. Każdy tutaj ma swoje trudne historie. Większość (prawdopodobnie) również problemy rodzinne, w końcu dysfunkcyjna rodzina jest jednym z najczęstszych powodów zaburzeń. Przykro mi, że tak cierpisz. Dobrze, że udało Ci się opisać tutaj swój ból - mam nadzieję, że świadomość bycia zrozumianą i zaakceptowaną przez ludzi o podobnych problemach będzie choć trochę terapeutyczna.

 

W dniu 5.09.2022 o 19:45, aniam97 napisał:

Jest problem żebym brała te proszki

Czemu?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 10.09.2022 o 17:21, Psychoanalepsja_SS napisał:

 Czemu?

Mam te leki, ale powód jest prozaiczny - nie umiem o siebie dbać.

Nawet jak nic nie robię w dzień to zapominam, trudno mi to wytłumaczyć, ale dosłownie nic nie ma sensu.

Można się nauczyć czynności ale nie da się niczego zrobić żeby była jakakolwiek chęć do tego.

Nigdy nikt o mnie nie dbał, robienie czegoś dla siebie jest jak jedzenie ziemi i leki ani trochę w tym nie pomagają. Chodzi o najprostsze czynności. Samo bycie strasznie boli.

Nie mam nikogo na planecie, dla siebie samej nie warto podnosić się z łóżka, niczego nie warto robić, ta pustka jest paraliżująca. Nie widzę wyjścia, już nikt nie zostanie moim rodzicem, a ja bardzo przywiązuję się do ludzi których krótko znam, traktuję jak rodzica...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

8 godzin temu, aniam997 napisał:

Nawet jak nic nie robię w dzień to zapominam, trudno mi to wytłumaczyć, ale dosłownie nic nie ma sensu.

Rozumiem. Akurat jeśli chodzi o np. przyjmowanie leków, możesz ustawić sobie alarmy przypominające. Może mając przypominajkę, łatwiej Ci będzie wymusić na sobie ich wzięcie, nawet gdy wystąpi myśl "ale tak w zasadzie to po co?" Domyślam się jednak, że tak czy siak same leki niewiele zmienią w kwestii motywacji do dbania o siebie, do życia...

Trudno by mi tu było pisać o potrzebie "życia dla samej siebie", bo i mnie nigdy ten banał nie przekonywał. Nawet zainteresowania tracą na wartości, kiedy nie ma się z kim nimi podzielić.

9 godzin temu, aniam997 napisał:

Nie widzę wyjścia, już nikt nie zostanie moim rodzicem, a ja bardzo przywiązuję się do ludzi których krótko znam, traktuję jak rodzica... 

Jak to wygląda? Czy czujesz wtedy potrzebę, aby ten ktoś Ci pomógł, zaopiekował się?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak, tylko ciągle słyszę "terapeuta nie będzie Twoją mamą", przyczepiam się do ludzi, często wchodzę w symbiotyczne relacje, głównie z terapeutami, z poczuciem że to oni stanowią o mnie, mam potrzebę żeby ktoś odczytywał moje potrzeby i stawiał za mnie granice, wiem że to brzmi niedorzecznie. Nie umiem przyjąć tego co mi dają, boję się uzależnienia, często prowokuję odrzucenie, terapia się skończy a ja znowu się rozpadnę bo odeszła część mnie, zawsze tak jest

Edytowane przez aniam997
Tak

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Źle się czuje. W wieku dorosłym zdiagnozowano u mnie zespół Aspergera. Nim to nastąpiło około pięć lat korzystałem ze wsparcia specjalistów bez poprawy. Zespół Aspergera rozpoznano również u mojego młodszego brata. Podejrzewam u siebie ADHD oraz aleksytymie. 

 

Czuję się pokrzywdzony przez los. Czuję się nikim. Mimo to staram się nie podawać.

 

Proponuję poszukać programow aktywizujących. Ja skorzystałem z kursu z kursu językowego mowisz-masz oraz kursy dla osób niepełnosprawnych. W tym tygodniu zamieszkam złożyć wniosek do kolejnego programu.

 

Życzę powodzenia i miłego dnia:⁠-⁠)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Odnosząc się do tematu autorki wpisu. To smutne co piszesz ale jak reszta użytkowników powżej  powiem tak :brawo dla ciebie że walczysz z tym (lekarze, tabletki itp) oczywiście nikt po za tobą nie czuję w zupełności tego co ty każdego dnia ale ty próbójesz sobie pomóc i to się liczy. Ja też o siebie nie dbam a mam 22 lat. A czuje się nie raz na 84. Ale to nie nie kiedy. Ja wcale nie walczę prawie i nigdy nie próbowałem. Możemy szerzej porozmawiać na prywatnej wiadomość jeśli się zgodzisz? 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 14.09.2022 o 10:56, aniam997 napisał:

Tak, tylko ciągle słyszę "terapeuta nie będzie Twoją mamą"

Czy sami terapeuci Ci to mówią?

Hmmm,  jednej strony zaufanie takiej osobie i zawierzenie prawie jak rodzicowi to powielanie schematu zależności. Z drugiej jednak może to jest jakiś krok, konieczne zło, które usunąć będzie można później... Nie wiem. Może to trochę utopijne myślenie - kontrolowane, stopniowe "odstawianie" zależności, redukcja potrzeby posiadania "rodzica". Piszesz, że psychiatra widzi w tym borderline, ale czy ktoś sugerował osobowość zależną? Zasadniczo, wydaje mi się, tak to brzmi.

Z ciekawości - czy masz rodzeństwo?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Sama uważałam, że to osobowość zależna... Słyszałam też że to reakcja na brak mamy...

Mój obecny psychoterapeuta powiedział, że terapeutka nie będzie moją mamą.

Próbuje terapii z facetem, bo przeżyłam porzucenie przez matkę. Był taki moment kiedy odczytywano we mnie potrzebę bycia z mamą, ale nie wiem, czy to już nie jest droga bez powrotu - takie porzucenie, ale wychodzi na to, że przez ojca również. Nie wiem co robić.

Mam szereg potwornie trudnych emocji do jednego i drugiego rodzica, nie miałam żadnej bliskiej osoby przez całe życie, nie mam umiejętności społecznych wcale, izoluję się...

Mam młodszego brata. 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

21 minut temu, aniam997 napisał:

Bałam się niezgodzić z psychiatrą, bo ona mi powie, że nie daję sobie pomóc i to jest typowe dla borderline...

Czemu miałaby Ci tak powiedzieć? Sugestie możesz zgłosić. On jako psychiatra może Ci dać do wypełnienia jakieś kwestionariusze, testy, które dadzą mniej subiektywny ogląd. Myślę, że to kwestia woli i ochoty lekarza. Wielu niestety woli przepisać lek i jak najszybciej "pogonić" pacjenta.

 

Godzinę temu, aniam997 napisał:

Mam młodszego brata. 

Jakie są jego relacje z rodzicami?

30 minut temu, aniam997 napisał:

Miło mi, że mi odpisujesz ;)

Mi również miło. Cieszę się, że jesteś w stanie się otworzyć na forum.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Co do psychiatry - nie wiem, ona mi mówi, żeby jej powiedzieć, ale nie za dużo i to mnie zraziło i zablokowało.
Nigdy nie spotkałam się z kwestionariuszami ze strony psychiatry, poza tym po prostu mam trudność w relacji z drugą osobą żeby w ogóle o sobie opowiedzieć kiedy np ją widzę.

 

Mój młodszy brat z mamą są połączeni jakąś niewidzialną więzią, jest jak ręka matki. Siedzi całe życie przed komputerem żeby po prostu przetrwać, właśnie poszedł do liceum. Jak matka kupuje jakiś mebel to uzgadnia to z nim a nie z mężem.
Mój brat jest dla niej jak partner i ojciec.

Ale ta rodzina w ogóle się nie integruje, w sumie to pewnie się nawet nie lubią, tylko są zależni od siebie i to trzyma ich razem. Matka go nie wychowuje.

Ze mną jest coś nie tak. Właśnie sama pojechałam instant na grzyby 25km od domu na środku niczego, za jakąś wieś.
Zostawiłam samochód w lesie, weszłam w mapy na telefonie, zrobiłam screena lokalizacji i poszłam. Miałam 3% baterii, telefon mi padł, szukałam grzybów z 30 min, a później już samochodu w lesie. Byłam pewna że jest blisko, nie spodziewałam się, że się zgubię...
Szłam bardzo długo, próbowałam różnych strategii, zaczęłam się mocno denerwować, modliłam się żeby nie popsuła się pogoda.
Po jakiejś godzinie chodzenia usłyszałam auta więc poszłam do jezdni. Po w sumie 2 godzinach od zgubienia się doszłam do zabudowań i zaczepiłam miejscową kobietę, która akurat coś robiła na ogródku. Wyjaśniłam sytuację. Zaprosiła mnie do domu, wiejskiej chatki. Nie mogli pojąć, jak można zgubić auto.
Zrobili mi kawę, podłączyli telefon do ładowania, spytali czy nie jest mi zimno czy coś.
Było mi tam dobrze, nie za bardzo kleiła mi się z nimi rozmowa, ale było fajnie.
Aż miałam chęć żeby "mnie adoptowali". Podładowałam telefon, wypiłam kawę, posłuchałam ich dłuższą chwilę.
Ostatecznie przyjechała córka tej kobiety i podwiozła mnie na miejsce z mapy które jej pokazałam i auto się znalazło.
Miałam wrażenie, że traktują mnie trochę jakby mi brakowało piątej klepki, sama się tak czułam jak próbowałam rozmawiać.
Całą drogę do domu już własnym autem myślałam jaka ja jestem głupia i co z człowiekiem musi być nie tak, jak można nie mieć tak bardzo instynktu przetrwania, żeby się wpakować w taką sytuację. Było mi strasznie głupio.
Wróciłam w końcu do domu, wchodzę, a moja matka jak do przechodnia tylko mówi że są naleśniki z pokoju, ojciec przyłazi jak jakiś lokaj i też że jest obiad i sobie poszedł, tyle w sumie mają mi do powiedzenia. Nawet nie czy jesteś głodna, tylko jakby zrobili questa i poinformowali mnie o tym.
Aż mnie zakuło, że ich to nie interesuje, że nie mam z kim o tym porozmawiać. Z tamtymi ludźmi nawiązałam większą więź...
Czuję się jak sierota, nie są jak rodzice - widzę ich jak jakieś zagubione, nieprzystępne, brudne, niewidziane dzieci w transie, nie ma opcji opowiedzieć im o tym o czym tutaj piszę... Nie mam miejsca na świecie i ani jednej osoby na planecie.
Można się zastanowić, jak przetrwałam studia w takim razie - no właśnie co raz jakiś znajomy mnie "adoptuje", wtedy się jakoś kręci to moje życie, jak już mamy siebie dość i znajomość się urywa, to ja się staczam z powrotem i znowu jestem pogubiona...  obcy ludzie robią mi przysługi i pomagają mi... 
Właśnie napisała do mnie babka która mnie podwiozła i pyta czy wszystko okej... I rozczula mnie to i czuję w tym pewien absurd...
Powinnam opuścić dom, nie poradzę sobie sama mieszkając w innym mieście i pracując...
Nie cierpię domu, nie chcę tu być, ale tutaj nie czuję pustki aż tak bardzo jak w Lublinie, gdzie mieszkałam na studiach. Nie mam nikogo na całej planecie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, aniam97 napisał:

Jak matka kupuje jakiś mebel to uzgadnia to z nim a nie z mężem.
Mój brat jest dla niej jak partner i ojciec.

To dziwna relacja, pomieszanie ról, brat z takiej relacji może nie wyjść "bez uszczerbku"...

 

To przykre, kiedy okazuje się, że losowe osoby okazują Ci więcej serca, zainteresowania, życzliwości i troski niż ci, do których to przede wszystkim te role należą. Z drugiej strony dobrze, że coś miłego Cię spotkało. Czy bałaś się podczas zgubienia?

Nie powinnaś na to patrzeć z perspektywy rzekomej głupoty, która doprowadziła do takiej sytuacji. Takie sytuacje się zdarzają, u niektórych rzadziej, bo są z natury bardziej ostrożni. Nie uważam tego za głupotę - nie o wszystkim pomyślisz, nie przed wszystkim się zabezpieczysz zawczasu, ważne, żeby wyciągać z takich sytuacji lekcje na przyszłość i podejmować środki zapobiegawcze przy następnych okazjach. Fajnie też traktować takie przeżycia jak przygody.

 

Co przyczynia się do słabszego odczuwania pustki w domu rodzinnym? To, że rodzice, mimo że nie wywiązują się ze swoich rodzicielskich obowiązków, są obok jako żywe istoty? Brat?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Szczerze, to nie znam ludzi za bardzo z mojej miejscowości chociaż to mała wieś. Trochę osób znam z widzenia, może jakieś 2 zdania o szkole zamieniłam z kimś. Może też w podstawówce miałam więcej znajomych, ale nigdy bliskich tak jak przyjaciel w dzisiejszym moim rozumieniu tych słów.

Wiele moich "koleżanek" było po prostu dla mnie bardzo wrednych, a ja widzę to dopiero teraz. Nie umiem nawiązywać relacji, kilka zdań i ktoś mnie "demaskuje" że coś ze mną nie tak. Mam ogromny problem z granicami. Nie radzę sobie z ludźmi. Będąc na studiach bardzo ceniłam sobie że mam własny pokój zamykany na klucz, gdzie wracam codziennie, że nikt nie dotyka moich rzeczy i nie nachodzi mnie. Raczej stronię od ludzi, natychmiast mną pomiatają i wykorzystują.

Dostaję leki przeciwpsychotyczne, bo non stop mam wrażenie że ludzie mają wobec mnie złe intencje (co już jest dla mnie obecnie normą), że ktoś widzi wszystko co robię, że jest w mojej głowie, że ktoś jest w mieszkaniu. Nie znam swoich potrzeb za bardzo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

16 minut temu, aniam997 napisał:

ale nigdy bliskich tak jak przyjaciel w dzisiejszym moim rozumieniu tych słów.

Ja tego pojęcia nigdy do końca nie rozumiałem, nie potrafiłem zdefiniować i boję się kogokolwiek tak określić...

 

17 minut temu, aniam997 napisał:

Wiele moich "koleżanek" było po prostu dla mnie bardzo wrednych, a ja widzę to dopiero teraz.

Czym się ta wredność objawiała? Czy nie były to może po części z ich strony próby zaangażowania Cię poprzez koleżeńskie docinki?

 

 

20 minut temu, aniam997 napisał:

Dostaję leki przeciwpsychotyczne, bo non stop mam wrażenie że ludzie mają wobec mnie złe intencje (co już jest dla mnie obecnie normą), że ktoś widzi wszystko co robię, że jest w mojej głowie, że ktoś jest w mieszkaniu.

To nie brzmi sympatycznie. O ile samo postrzeganie złych intencji, obawa przed wykorzystaniem lub wrednością to często domena nerwicy, to dalsze Twoje symptomy faktycznie wyglądają na trochę psychotyczne. Może reszta symptomów, np. ten brak motywacji do "dbania o siebie" , to również coś w stylu objawów negatywnych? Hm.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czym się ta wredność objawiała? Czy nie były to może po części z ich strony próby zaangażowania Cię poprzez koleżeńskie docinki?

Bardzo przykro mi, że tak to tłumaczysz...
Te dziewczyny po prostu wyśmiewały mnie i upokarzały, jedna uderzyła moją głową w biurko tak mocno, że zgasł mi ekran na kilka sekund.
Tak samo traktowały mnie matka i babka, a ja przez lata przekonana, że tak wyglądają normalne relacje...

A z tą psychozą... Często tak mam, że jak nie mogę czegoś znaleźć od razu przychodzi mi do głowy, że ktoś to ukradł, a nie że sama to przełożyłam. A w domu faktycznie się tak zdarza, ostatnio nie mogłam znaleźć swojego telefonu, okazało się że ukradł go mój ojciec...
Więc niby psychoza a ja mówię - przyzwyczajenie, myślę tak o ludziach, bo tego nauczyli mnie ludzie w domu.

Mam swoją definicję przyjaźni, ale to nie są osoby które śmieją się z Ciebie gdy płaczesz.
Ciężko mi się o tym pisze tutaj, myślę, że spasuję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

18 minut temu, aniam97 napisał:

Bardzo przykro mi, że tak to tłumaczysz...

Nieeee, spokojnie :). Ja po prostu zapytałem się, bo wiele zachowań rówieśniczych wobec mnie, kiedy chodziłem do szkoły, to były gówniarskie odzywki, które bardzo wtedy brałem do siebie, no i myślałem, że może mogłaś mieć podobnie. Pisząc ten komentarz nie wiedziałem również, że:

 

21 minut temu, aniam97 napisał:

Te dziewczyny po prostu wyśmiewały mnie i upokarzały, jedna uderzyła moją głową w biurko tak mocno, że zgasł mi ekran na kilka sekund.
Tak samo traktowały mnie matka i babka, a ja przez lata przekonana, że tak wyglądają normalne relacje...

😕 Gówniażeria potrafi być okrutna wobec dzieci, które troszkę się różnią od innych (sam przez to przechodziłem; choć wiele sytuacji było przeze mnie nadinterpretowanych, w nawiązaniu do czego wspomniałem o "koleżeńskich docinkach", to było też dużo gnojenia, zwłaszcza w gimnazjum). Czy rodzina również stosowała wobec Ciebie przemoc fizyczną?

 

28 minut temu, aniam97 napisał:

A z tą psychozą... Często tak mam, że jak nie mogę czegoś znaleźć od razu przychodzi mi do głowy, że ktoś to ukradł, a nie że sama to przełożyłam. A w domu faktycznie się tak zdarza, ostatnio nie mogłam znaleźć swojego telefonu, okazało się że ukradł go mój ojciec...
Więc niby psychoza a ja mówię - przyzwyczajenie, myślę tak o ludziach, bo tego nauczyli mnie ludzie w domu.

A jak z tym wrażeniem, że ktoś jest w Twojej głowie/Twoim mieszkaniu?

 

28 minut temu, aniam97 napisał:

Mam swoją definicję przyjaźni, ale to nie są osoby które śmieją się z Ciebie gdy płaczesz.

To zdecydowanie...

 

30 minut temu, aniam97 napisał:

Ciężko mi się o tym pisze tutaj, myślę, że spasuję. 

Jasne. W razie czego, pisz śmiało.

Jeszcze tylko raz wrócę do tematu, który poruszyłaś - naprawdę nie było moją intencją zasugerowanie, że to, czego doświadczyłaś od rówieśników/-czek nie stanowiło przemocy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×