Skocz do zawartości
Nerwica.com

Przegrana sprawa - nie wiem co zrobić


azkabanowy

Rekomendowane odpowiedzi

10 minut temu, move napisał:

 

Czyli wracamy do punktu wyjścia: wakacje bez niej. Informujesz tylko, że wtedy i wtedy wyjeżdżasz na tyle i tyle. Następnie obserwujesz jej reakcję. 

 

Taka opcja to już dopiero w przyszłym roku jest możliwa.

 

10 minut temu, move napisał:

 

Teraz już wiesz, co Was łączy. Oboje cierpicie z podobnego problemu. Z tą jednak różnicą, że ona ma Ciebie we friendzone, a Ty nie masz nikogo, na kogo mógłbyś liczyć. Dlatego pisałem, że to ona ponosi większą odpowiedzialność za to, gdzie obecnie się znajdujecie. Ona doskonale wie, co czujesz, bo sama to czuje. Z tego powodu wyżej napisałem, że jej zachowanie jej obrzydliwe. Pisałeś, że widzisz jej wady i jej nie idealizujesz, a mimo to tego nie dostrzegałeś. 

 

Może właśnie dlatego że tak dobrze to rozumiem? 

Dostrzegam wiele rzeczy. Naprawdę. Tylko co z tego jak później sam je wypieram i zagłuszam. Dlatego nie winię tylko Jej. Sam sobie to robię. Ona nic mi nigdy nie obiecywała. 

 

10 minut temu, move napisał:

 

Skoro nie jesteście w związku, a mimo to ciągle się kłócicie, to w związku ilość kłótni byłaby jeszcze większa. To powinno uświadomić Ci, że idealizujesz ją. Ponadto skoro przez tyle lat nie udało jej się stworzyć udanego związku, to znaczy, że jednak ma sporo tych wad, których inni nie akceptują. 

 

Kłócimy się. Nie wierzę w związki bez kłótni. Nie kłócimy się jednak nagminnie i często. Po prostu kłótnie się zdarzają. Jak w każdej relacji. 

Tak. Ma sporo wad - kto nie ma - i ja te wady akceptuję. Tak jak Ona akceptuje na co dzień moje wady. Czasem zdarzy się kłótnia. Jak ludzie ze sobą mieszkają to czasem - z różnych powodów się posprzeczają i pokłócą. Dla mnie to akurat jest normalne.

 

A związku nie stworzyła. Ale to zawsze Ona ucinała ewentualne relacje. I to bardzo szybko. 

 

Nie chcę, żebyście odebrali to tak, że za wszelką cenę Ją bronię. Nie. Po prostu nie zgadzam się z tym, że tylko Ona w tej sytuacji jest winna. Obydwoje zawaliliśmy a później tylko się to wszystko bardziej pogmatwało. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1 minutę temu, azkabanowy napisał:

Taka opcja to już dopiero w przyszłym roku jest możliwa.

 

To chociaż jakieś krótkie jednodniowe wypady, żebyś wracał do mieszkania wyłącznie się przespać. 

 

3 minuty temu, azkabanowy napisał:

Może właśnie dlatego że tak dobrze to rozumiem? 

Dostrzegam wiele rzeczy. Naprawdę. Tylko co z tego jak później sam je wypieram i zagłuszam. Dlatego nie winię tylko Jej. Sam sobie to robię. Ona nic mi nigdy nie obiecywała. 

 

Wracamy do punktu wyjścia. Pisałem, że w relacji friendzone mamy stronę silniejszą i słabszą. Uważam, że to na silniejszej stronie relacji ciąży większa odpowiedzialność. O swojej winie mógłbyś mówić, jakby się wyprowadziła, zerwała z Tobą kontakt, ułożyła sobie życie, a Ty nadal byś chciał z nią utrzymywać kontakt.

 

5 minut temu, azkabanowy napisał:

Kłócimy się. Nie wierzę w związki bez kłótni. Nie kłócimy się jednak nagminnie i często. Po prostu kłótnie się zdarzają. Jak w każdej relacji. 

Tak. Ma sporo wad - kto nie ma - i ja te wady akceptuję. Tak jak Ona akceptuje na co dzień moje wady. Czasem zdarzy się kłótnia. Jak ludzie ze sobą mieszkają to czasem - z różnych powodów się posprzeczają i pokłócą. Dla mnie to akurat jest normalne.

 

Pytanie, czy w dojrzały sposób się kłócicie. Problem zazwyczaj nie tkwi w kłótni, bo ludzie mają różne poglądy, ale w tym, jak te kłótnie rozwiązują i czy efekty są konstruktywne czy destrukcyjne.

 

7 minut temu, azkabanowy napisał:

A związku nie stworzyła. Ale to zawsze Ona ucinała ewentualne relacje. I to bardzo szybko. 

 

Wygląda jakby bała się podjąć decyzję, czyli jest po prostu osobą niedojrzałą. Nie wyprowadziła się od Ciebie, bo zwala winę na zdrowie i finanse. To nie ona podjęła decyzję, że z Tobą nadal mieszka. Nie zerwała kontaktu z Tobą, kiedy wyznałeś jej uczucia, bo to Ty powiedziałeś, że sobie z nimi poradziłeś. Znowu nie ona podjęła decyzję, więc nie ona czuje się wina. I tak dalej i tak dalej. Jej strategia przynosi efekt, bo:

10 minut temu, azkabanowy napisał:

Nie chcę, żebyście odebrali to tak, że za wszelką cenę Ją bronię. Nie. Po prostu nie zgadzam się z tym, że tylko Ona w tej sytuacji jest winna. Obydwoje zawaliliśmy a później tylko się to wszystko bardziej pogmatwało. 

 

Ona zawaliła, bo kiedy wyznałeś jej uczucia, a ona ich nie odwzajemniła, to powinna zerwać kontakt dla Twojego dobra, jeśli uważała się za Twoją przyjaciółkę. Nie zrobiła tego i to ona w większym zakresie ponosi odpowiedzialność za Waszą sytuację. To była jej decyzja, żeby tkwić w tej niedecyzyjności. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

Cytat

I tez mysle ze to wlasnie te milosci platoniczne sa prawdziwe, no bo trwaja mimo uplywu lat, albo calego zycia

Nie w takiej konfiguracji. Ta "miłość" polega w sumie na tym, że kocha się bardziej swoje wyobrażenie o drugim człowieku i tej relacji niż rzeczywistego człowieka. Sądzę, że gdyby dziewczyna pomieszkała z tym swoim "ideałem" szybko by się rozczarowała, bo miałby się nijak do tego co sobie wymyśliła. Dlatego nie zakocha się w azkabanowym, bo mieszka z nim, wie o nim wszystko - tu nie ma miejsca na te wyidealizowane marzenia. Myślę, że terapia by się przydała obojgu. I wreszcie dorośnięcie.

A propos mojego związku - nie ma w nim nic z komedii romantycznej, więcej z dramatu, ale to inna sprawa. Każdy ma swoje problemy, bo na tym właśnie polega życie. Nie ma czegoś takiego jak w bajkach, że księżniczka na wieży i książę na białym koniu a potem żyli długo i szczęśliwie. 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

44 minuty temu, move napisał:

Ona zawaliła, bo kiedy wyznałeś jej uczucia, a ona ich nie odwzajemniła, to powinna zerwać kontakt dla Twojego dobra, jeśli uważała się za Twoją przyjaciółkę. Nie zrobiła tego i to ona w większym zakresie ponosi odpowiedzialność za Waszą sytuację. To była jej decyzja, żeby tkwić w tej niedecyzyjności. 

I to jest puenta dyskusji. Nawet nie musiała zrywac kontaktu calkowicie, ale zachowywac dystans, ograniczyc intensywnosc tej zazylosci miedzy wami, i przede wszystkim nie mieszkac z toba pod jednym dachem! Toz to wola o pomste do nieba. Bardzo mi cie zal, bo pewnie uszczesliwilbys nie jedna kobiete 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, move napisał:

 

To chociaż jakieś krótkie jednodniowe wypady, żebyś wracał do mieszkania wyłącznie się przespać. 

 

Takie się zdarzają dosyć często. 

Tak jak pisałem. Mam odrębnych znajomych, często jeździmy w góry itp. 

 

2 godziny temu, move napisał:

 

Wracamy do punktu wyjścia. Pisałem, że w relacji friendzone mamy stronę silniejszą i słabszą. Uważam, że to na silniejszej stronie relacji ciąży większa odpowiedzialność. O swojej winie mógłbyś mówić, jakby się wyprowadziła, zerwała z Tobą kontakt, ułożyła sobie życie, a Ty nadal byś chciał z nią utrzymywać kontakt.

 

Dlatego nie mówię tylko o swojej winie tylko o współwinie. Fakt, Jej łatwiej było odejść niż mi. Zwłaszcza za pierwszym razem. Ale ja też nie wykazałem tej siły. A powinienem był.

 

2 godziny temu, move napisał:

 

Pytanie, czy w dojrzały sposób się kłócicie. Problem zazwyczaj nie tkwi w kłótni, bo ludzie mają różne poglądy, ale w tym, jak te kłótnie rozwiązują i czy efekty są konstruktywne czy destrukcyjne.

 

Nie ma z tym problemu. To nie są wielkie awantury gdzie latają talerze. Od po prostu sprzeczki.

 

2 godziny temu, move napisał:

 

Wygląda jakby bała się podjąć decyzję, czyli jest po prostu osobą niedojrzałą. Nie wyprowadziła się od Ciebie, bo zwala winę na zdrowie i finanse. To nie ona podjęła decyzję, że z Tobą nadal mieszka. Nie zerwała kontaktu z Tobą, kiedy wyznałeś jej uczucia, bo to Ty powiedziałeś, że sobie z nimi poradziłeś. Znowu nie ona podjęła decyzję, więc nie ona czuje się wina. I tak dalej i tak dalej. Jej strategia przynosi efekt, bo:

 

Nigdy wprost tego nie zwaliła na zdrowie i finanse. Ja po prostu wiem jak jest i Ona wie jak jest. 

Tak, zgadzam się z tym. Ma takie tendencje do bycia niedojrzałą. Ja chyba zresztą też. W sumie dojrzały człowiek zachowałby się inaczej. Ale masz rację. Po tym wszystkim co nagadałem, może być tak, że nie pomyśli o swojej winie. W końcu to zawsze ja dawałem pretekst żeby została.

 

2 godziny temu, move napisał:

Ona zawaliła, bo kiedy wyznałeś jej uczucia, a ona ich nie odwzajemniła, to powinna zerwać kontakt dla Twojego dobra, jeśli uważała się za Twoją przyjaciółkę. Nie zrobiła tego i to ona w większym zakresie ponosi odpowiedzialność za Waszą sytuację. To była jej decyzja, żeby tkwić w tej niedecyzyjności. 

 

Tak. Nie twierdzę że nie ponosi większej odpowiedzialności. Cały czas twierdzę tylko, że nie ponosi jedynej odpowiedzialności. Obydwoje zawaliliśmy. Obydwojgu nam się wydawało, że potrzebujemy tego - jak się okazuje z różnych powodów. 

To nie jest naprawdę tak, że cały czas jest do kitu i że cały czas cierpię. Nie. Najgorsze i najbardziej zwodnicze jest chyba to, że na co dzień jest całkiem ok. I to jest to co zwodzi. Że przecież jest w sumie ok. Nie jest idealnie ale jest ok. Tylko że to ok to w rzeczywistości nie jest ok. Nie wiem czy dobrze się wyrażam, czy odczytacie to tak jak ja to chcę przekazać.  To jest tak, że jakby dołożyć do tego choć odrobinę miłości to by było idealnie. Więc mimo, że to jest chore, to nie jest na co dzień dramatyczne. Kurcze wiem, jak głupio to brzmi. Ale nie wiem jak to inaczej oddać. Po prostu codzienne życie starego dobrego małżeństwa. Bez uniesień ale ok. Tylko nie ok. 

Chyba się zapętliłem.

Chodzi o to, że nie cierpię cały czas. W ferworze codziennych obowiązków i życia nie cierpię cały czas. Cierpię od czasu do czasu, gdy tam gdzie powinno być to uczucie w takim starym dobrym małżeństwie to go brakuje. To są te momenty, gdy rzeczywistość dochodzi do głosu i człowiek zdaje sobie sprawę że to wszystko jest kłamstwo udające normalność.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, Dryagan napisał:

 

Nie w takiej konfiguracji. Ta "miłość" polega w sumie na tym, że kocha się bardziej swoje wyobrażenie o drugim człowieku i tej relacji niż rzeczywistego człowieka. Sądzę, że gdyby dziewczyna pomieszkała z tym swoim "ideałem" szybko by się rozczarowała, bo miałby się nijak do tego co sobie wymyśliła.

 

Prawdopodobnie tak by było. I Ona zdaje sobie z tego sprawę twierdząc, że do związku to tamten się nie nadaje, że by się ciągle kłócili itp. Tylko że to nic nie zmienia. 

 

2 godziny temu, Dryagan napisał:

 

 

Dlatego nie zakocha się w azkabanowym, bo mieszka z nim, wie o nim wszystko - tu nie ma miejsca na te wyidealizowane marzenia.

 

Tak. Nie ma miejsca. Tu jest codzienność. A codzienność jest nudna i monotonna. 

Ale może jest po prostu tak, że się Jej nie podobam. I jaki bym nie był nic by z tego nie było. Bo jednak trzeba się podobać. To jest podstawa. Może nie ma się co doszukiwać nie wiadomo czego, bo sprawa jest prosta? Może od początku się Jej nie podobałem jako facet? 

2 godziny temu, Dryagan napisał:

 

Myślę, że terapia by się przydała obojgu. I wreszcie dorośnięcie.

A propos mojego związku - nie ma w nim nic z komedii romantycznej, więcej z dramatu, ale to inna sprawa. Każdy ma swoje problemy, bo na tym właśnie polega życie. Nie ma czegoś takiego jak w bajkach, że księżniczka na wieży i książę na białym koniu a potem żyli długo i szczęśliwie. 

 

 

Nie chciałem cię urazić. Chodziło mi w kontekście wspomnienia o komedii romantycznej o pozytywne zakończenie - bo one zawsze tak się kończą. Z tego co zrozumiałem udało ci się wyjść z tej sytuacji i to tak, że jesteście razem szczęśliwi. To przecież idealne rozwiązanie. Lepszego chyba nie można sobie wymyślić. A to, że po drodze bywało być może różnie.... ale ważne jest jak się skończyło. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, Dalja napisał:

I to jest puenta dyskusji. Nawet nie musiała zrywac kontaktu calkowicie, ale zachowywac dystans, ograniczyc intensywnosc tej zazylosci miedzy wami, i przede wszystkim nie mieszkac z toba pod jednym dachem! Toz to wola o pomste do nieba. Bardzo mi cie zal, bo pewnie uszczesliwilbys nie jedna kobiete 

 

Tak powinna była zrobić. A jeśli nie zrobiła, tak powinienem zrobić ja. To prawda. 

 

Ileż razy ja to słyszałem. Że byłbym idealnym mężem, że kobieta która będzie miała mnie za męża będzie szczęściarą. Nie zliczę. Również i od Niej. Idealnym mężem, ale nie Jej.

I za każdym razem jak to słyszę to mnie telepie po prostu ze złości (niezależnie od tego czy by tak było, czy nie - bo sam nie wiem). No jakoś nie zostałem idealnym mężem. I nie zostanę.

 

Ale dziękuję za miłe słowa. 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

Cytat

...byłbym idealnym mężem, że kobieta która będzie miała mnie za męża będzie szczęściarą. Nie zliczę. Również i od Niej.

No to gdybyś nagle powiedział, że się żenisz, wpadłaby w panikę, bo musiałaby COŚ zrobić, wyrwać się ze stagnacji. Mówi tak, a nie widzi, że zablokowała Ci drogę.

Cytat

chodziło mi w kontekście wspomnienia o komedii romantycznej o pozytywne zakończenie - bo one zawsze tak się kończą. Z tego co zrozumiałem udało ci się wyjść z tej sytuacji i to tak, że jesteście razem szczęśliwi.

Widzisz w tych bzdurnych filmach czy bajkach małżeństwo jest zwieńczeniem jakichś tam trudności, koniec i kropka, potem żyli długo i było im zielono. Tymczasem małżeństwo to tak naprawdę dopiero początek. I wcale nie jest tak, że jak pokonasz wszystkie trudności, to potem już jest sielanka. Zresztą... tu znowu odwołam się do bajki, ale takiej trochę na opak (stary jestem, ale uwielbiam). Chodzi mianowicie o ostatnią część Shreka (Shrek Forever), gdzie bohaterowi, który teoretycznie ma szczęśliwe życie u boku kobiety, którą kocha, nagle przestaje to wystarczać. Bo jest nudno, bo rutyna, bo codzienność. Doskonale to zostało pokazane, że się nie docenia tego co się ma. Może to jest bajka dla Ciebie ... i dla niej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 20.08.2022 o 17:39, Dalja napisał:

@azkabanowyJa bym porzuciła to romantyczne bezpodstawne uczucie. Szkoda swojego zycia, serce zamknac dla kogos kto go nie chce. Prosze, zastanow sie czy bylbys teraz szczesliwszy majac zone i dzieci?

A jak ma niby to zrobić? Samym wyobrażeniem? W życiu trzeba najpierw coś przeżyć, odczuć na własnej skórze aby ocenić czy to daje mi szczęście, spelnienie czy nie.

Malzenstwo i dzieci to wielka loteria i szkoda, że nie można tego najpierw wypróbować. Bo dzieci to już na całe życie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

16 minut temu, ala1983 napisał:

A jak ma niby to zrobić? Samym wyobrażeniem? W życiu trzeba najpierw coś przeżyć, odczuć na własnej skórze aby ocenić czy to daje mi szczęście, spelnienie czy nie.

Malzenstwo i dzieci to wielka loteria i szkoda, że nie można tego najpierw wypróbować. Bo dzieci to już na całe życie.

Słuszna uwaga. Ale to czy ktos pragnie rodziny czy woli zyc w pojedynke to kazdy wie. To ze wiaze sie to z ciezarem, z ryzykiem.. Ta loteria to nie bierze sie z niczego... czlowiek sie gubi po drodze, zmienia ;( to bardzo smutne, wiem o co chodzi bo sama obserwuje to u moich rodzicow, dziadkow

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 20.08.2022 o 10:06, Dryagan napisał:

 

No to gdybyś nagle powiedział, że się żenisz, wpadłaby w panikę, bo musiałaby COŚ zrobić, wyrwać się ze stagnacji. Mówi tak, a nie widzi, że zablokowała Ci drogę.

 

No właśnie chyba zablokowaliśmy sobie obydwoje. 

 

W dniu 20.08.2022 o 10:06, Dryagan napisał:

Widzisz w tych bzdurnych filmach czy bajkach małżeństwo jest zwieńczeniem jakichś tam trudności, koniec i kropka, potem żyli długo i było im zielono. Tymczasem małżeństwo to tak naprawdę dopiero początek. I wcale nie jest tak, że jak pokonasz wszystkie trudności, to potem już jest sielanka. Zresztą... tu znowu odwołam się do bajki, ale takiej trochę na opak (stary jestem, ale uwielbiam). Chodzi mianowicie o ostatnią część Shreka (Shrek Forever), gdzie bohaterowi, który teoretycznie ma szczęśliwe życie u boku kobiety, którą kocha, nagle przestaje to wystarczać. Bo jest nudno, bo rutyna, bo codzienność. Doskonale to zostało pokazane, że się nie docenia tego co się ma. Może to jest bajka dla Ciebie ... i dla niej.

 

Nie wiem czym jest małżeństwo. Nie potrafię się do tego odnieść. Ale potrafię sobie wyobrazić, że nie zawsze jest sielanka. W końcu żyję w czymś patologicznym co przypomina małżeństwo. Ale nie wiem, czy w prawdziwym małżeństwie gdzie jest miłość jest podobnie. Zakładam że jednak lepiej. Chociaż na co dzień w naszym wspólnym życiu na ogół jest częściej dobrze niż źle - wyłączając patologię tej sytuacji.

 

Co do tych nieszczęsnych komedii romantycznych to fakt. One zawsze kończą się w momencie gdy związek się zaczyna. Nigdy nie pokazują jak jest dalej.

Nie pamiętam Shreka Forever. Może muszę go odświeżyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 20.08.2022 o 17:39, Dalja napisał:

@azkabanowyJa bym porzuciła to romantyczne bezpodstawne uczucie. Szkoda swojego zycia, serce zamknac dla kogos kto go nie chce. Prosze, zastanow sie czy bylbys teraz szczesliwszy majac zone i dzieci?

 

Na pewno byłbym. 

Ale tego już mieć nie będę. 

Pozostaje pytanie czy będę szczęśliwszy bez Niej? Czy będę chociaż mniej nieszczęśliwy? I na to nie potrafię sobie odpowiedzieć. To wbrew pozorom nie jest dla mnie takie oczywiste. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

13 minut temu, Dalja napisał:

Słuszna uwaga. Ale to czy ktos pragnie rodziny czy woli zyc w pojedynke to kazdy wie. To ze wiaze sie to z ciezarem, z ryzykiem.. Ta loteria to nie bierze sie z niczego... czlowiek sie gubi po drodze, zmienia ;( to bardzo smutne, wiem o co chodzi bo sama obserwuje to u moich rodzicow, dziadkow

 

Zdecydowanie wolałbym mieć rodzinę. Ale nie mam. Nie widzę opcji żebym miał. 

Zdecydowanie życie w pojedynkę mnie będzie dobijać.

 

Może właśnie dlatego tak bardzo trudno jest mi przez te wszystkie lata zrezygnować z tej chorej stagnacji, z tej patologicznej namiastki związku, z bycia z kimś na co dzień. Z tego, że na co dzień jakoś jest. Mimo, że nie ma uczucia.

 

Tylko, że z wiekiem coraz bardziej dobija mnie ta świadomość bycia opcją rezerwową. Coraz częściej zadaję sobie pytanie, czy chodzi o mnie czy już tylko o to co oferuję? Oprócz bycia opcją rezerwową dobija mnie chyba nawet bardziej to  że się na to godzę. A z drugiej strony boleśnie zadaję sobie pytanie, czy z wiekiem, po tych wszystkich latach Ona nie stała jakąś formą mojej opcji rezerwowej? Nie jest idealnie, ale jakoś jest? 

 

Wiem. Głupie to. 

Po prostu zadaję sobie teraz bardzo dużo różnych trudnych pytań. Na niektóre nie potrafię sobie póki co odpowiedzieć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiem co to znaczy nieszczęśliwa miłość i współczuję Ci🙁 ja nie mogę spać przez to od 2-óch lat i się męczę logika mi podpowiada, że najlepiej będzie dla mnie jak najbardziej ograniczyć kontakty ale ciągnie mnie, żeby chociaż na chwilę go zobaczyć😥

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak, wiem, że muszę w końcu się zebrać w sobie i podjąć ten temat. Inaczej z czasem będzie tylko gorzej - a nadzieja że po tym jest jakakolwiek szansa, że będzie lepiej - jest coraz mniejsza. Jak go jednak podejmę, to nie mam nadziei na pozytywne rozwiązanie. Jakoś nie potrafię sobie go zwizualizować.

 

Tylko wiem też, że - chociaż mam tą rozmowę na końcu języka (również dzięki wam) - to teraz jest na nią najgorszy możliwy czas. Muszę odczekać. Teraz jest świeżo po spotkaniu z tamtym. Wszystko co powiem odbierze teraz jako atak.

 

Póki co staram się w miarę neutralnie dać Jej do zrozumienia, że jednak powinna się zastanowić co dalej. Na otwartą rozmowę jest zły czas. 

 

Póki co zbieram do kupy nowe fakty.

Tamten powiedział Jej kiedyś, że gdyby mieszkali bliżej to byliby małżeństwem.

Ona chciałaby być żoną tamtego, nie jakąś tam friends witch benefits.

Tamten powiedział, że nie ma związków na odległość. 

Tamten wie, że ma urlop we wrześniu - ale on już wtedy pracuje i nie ma urlopu - ale nie zaproponował by do niego przyjechała na ten urlop a Ona nie będzie wychodziła przed szereg.

Zawsze Ją do niego ciągnęło. Określiła to jako fascynację.

Dogadują się też na płaszczyźnie przyjacielskiej - a jednak nie mówi tamtemu o swoich problemach zdrowotnych. Ukrywa je. Więc to tylko takie gadanie o tej przyjaźni.

 

"I kogo wybrałam?" Pytanie o jesienny urlop w zeszłym roku. Ale znowu z drugiej strony - na moje, że gdyby tamten miał wolne, usłyszałem ,że by go podzieliła równo między nas: w to jakoś nie chce mi się wierzyć. 

 

Wniosek: Ona nie przeprowadzi się do niego bo tu musiałaby rzucić wszystko tzn. pracę, być daleko od rodziny (teraz dzięki mnie praktycznie kilka razy w miesiącu się z nią widzi) i poczucie bezpieczeństwa. Jednak jeśli tamten rzuciłby pracę i przeniósł się bliżej, to by już to było akceptowalne ryzyko. A tak to widzą się tylko raz w roku. 

 

Fakty:

Nigdy do końca tamtemu nie zaufa - to też Jej słowa.

 

Wniosek:

Mimo, że tamtemu nie do końca ufa, to nie wyzwoli się z niego. Nawet jeśli on sobie kogoś znajdzie (tak już było).

Ja zawsze będę tylko bezpieczną przystanią i opcją rezerwową której ufa. Ponieważ zaufanie ma dla mnie naprawdę duże znaczenie, ciężko mi odwrócić się od swoich zasad.

 

A z drugiej strony kolejne fakty:

Zawsze emocje zwyciężą z rozumem jeśli będzie wybór - to Jej słowa.

 

Wniosek: no jednak nie do końca zwyciężają. Nie rzuca wszystkiego co tu ma dla tamtego. 

 

Fakty:

Zdrowie Jej siada. Koszty rehabilitacji i leczenia na kilku płaszczyznach będą bardzo duże. Nie zepnie tego finansowo sama. Na tyle co Ją znam - a znam dobrze - tylko udaje twardzielkę. To Ją załamuje. Zresztą tym razem - po ostatnich informacjach o zdrowiu nawet o tym mówi. Nawet nie udaje.  Utrata bezpiecznej przestrzeni - nie tylko w kwestii finansowej, ale też wsparcia psychicznego i emocjonalnego Ją psychicznie dobije całkowicie. Z tego akurat zdaję sobie sprawę. I mimo wszystkiego naprawdę wciąż mi na Niej zależy. 

 

Wniosek:

Nie wiem. Zdaję sobie sprawę, że nie można mieć ciastka i zjeść ciastka. Ale mi zależy na Niej nie tylko jak na obiekcie uczucia, ale jak na człowieku. Nie zostawia się człowieka - zwłaszcza przyjaciela (nawet jeśli to nie jest do końca przyjaźń z Jej strony - tak jak sugerujecie - to z mojej strony jest) w trudnej sytuacji życiowej i w potrzebie. Nawet kosztem siebie. Takie mam podejście do przyjaźni. Nie tylko do Niej. Mam jeszcze innych dwóch przyjaciół i ich też nie zostawiam w potrzebie - nawet kosztem siebie.

 

Dodatkowo zwaliło mi się na głowę kilka innych spraw - łącznie ze zdrowiem rodziców. Nie wiem czy mam na tyle siły, żeby wszystko to ogarnąć w jednym czasie. Nie wiem czy mam na tyle siły by być wsparciem dla kogoś w sytuacji gdy sam potrzebuję wsparcia. Nie mogę też obarczyć ich swoimi problemami.

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

6 minut temu, 123she napisał:

Wiem co to znaczy nieszczęśliwa miłość i współczuję Ci🙁 ja nie mogę spać przez to od 2-óch lat i się męczę logika mi podpowiada, że najlepiej będzie dla mnie jak najbardziej ograniczyć kontakty ale ciągnie mnie, żeby chociaż na chwilę go zobaczyć😥

 

Rozumiem cię bardzo dobrze. Aż za dobrze.

Co mogę ci powiedzieć ze swojego doświadczenia: nie idź moją drogą. Wierz mi, za 18 lat będzie tylko gorzej. Życie tylko bardziej się skomplikuje i zostawi mniej opcji wyboru. Bądź silna teraz, żeby nie musieć być jeszcze silniejsza (albo poddać się) później. 

 

Nie wiem w jakiej jesteś sytuacji i relacji z nim, ale jeśli nie ma szans na nic więcej to odejdź. Będzie na pewno bardzo bolało. Ale uwierz mi. Teraz będzie bolało mniej, niż za 18 lat. Nie popełniaj moich błędów. Spróbuj ułożyć sobie życie z kimś innym, póki jeszcze masz czas.

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kolejne pytanie które sobie zadaję:

 

Gdyby naprawdę nie traktowała mnie jak przyjaciela, to czy by mi o tym wszystkim mówiła?

Dlaczego?

 

To jakiś test mojego oddania, czy co?

Jak mam to rozumieć? Po co mi o tym mówi? Takich rzeczy przecież chyba nie mówi się komuś komu się nie ufa i nie traktuje jak przyjaciela.

 

Może to właśnie jest tak, że to Ona traktuje mnie jak przyjaciela a nie ja Ją. No ja nie traktuję tylko jako przyjaciółki - to oczywiste.

 

Dobra. Jasne. Jednak jak się coś napisze czarno na białym, to wszystko zaczyna się układać.

Dlatego Ona nie mówi tamtemu o swoich problemach ze zdrowiem, bo nie traktuje go tylko jako przyjaciela. Dlatego tak do końca jest szczera ze mną a nie z tamtym, bo mnie traktuje TYLKO jako przyjaciela. W sumie zachowuję się przecież tak samo. 

 

Jesteśmy bardziej podobni niż to się może wydawać. 

Patologia związku, patologia przyjaźni, patologia wszystkiego. 

 

Tylko jeśli tak jest, to nie traktuje mnie nawet jak opcji rezerwowej. 

 

Heh, wnioski mogą być przytłaczające. Nie jestem nawet opcją rezerwową. Wygląda na to, że prędzej zostanie sama, niż będzie w stanie poczuć coś do mnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

  @azkabanowy jesteście strasznie niedojrzali oboje mimo wieku. Ciągle żyjecie nie naprawdę tylko jakimiś dziecięcymi mrzonkami. Jak się chce z kimś być to taka przeszkoda jak mieszkanie daleko nie jest  żadną przeszkodą - ludzie się przeprowadzają, tym bardziej, że ona nie ma nawet swojego mieszkania. Trzyma ją tylko praca (czy tylko? bo może jednak do innego - raczej wygodne życie przy Tobie). Ludzie sprzedają mieszkania i wyprowadzają czasem się do innego kraju lub w inny region. To nie jest przeszkoda jak się chce. Im więcej czytam o tych chorych układach w Twoim życiu, tym większe zdumienie mnie ogarnia. I te wszystkie argumenty, które podajesz. Nie wiem po co kogokolwiek pytasz, skoro i tak nie zamierzasz nic z tym zrobić. Będziecie tak żyć do końca świata, w tym "dziwacznym" związku, będzie wam tylko coraz bardziej padać zdrowie. A tak serio - gdybym miał podsumować - małżeństwo to nie jest jakimś gwarantem szczęścia czy miłości, wiadomo - miłość często szybko mija (świadczą o tym rozwody), czasem bierze się je z innych przyczyn niż miłość, czasem to jedna wielka pomyłka. Powiedzmy, że jak się jest razem i podejmuje się decyzję o mieszkaniu razem, to już jest tak jak byłoby w małżeństwie. Po ślubie niewiele się zmienia, przynajmniej u mnie tak było, bo już wcześniej mieszkaliśmy razem (co nie było takie łatwe, żeby się do siebie dopasować, trochę zeszło). Teraz zmieniło się jedno: mamy dziecko i teraz cała uwaga przeniosła się na córkę właśnie. Jest największym cudem jaki mnie spotkał. Miałem trochę pokręcone dzieciństwo, marzyłem więc żeby mieć prawdziwą rodzinę (chociaż myślałem, że to niemożliwe ze względu na moją chorobę) i teraz taką mam. 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

10 godzin temu, Dryagan napisał:

  @azkabanowy jesteście strasznie niedojrzali oboje mimo wieku. Ciągle żyjecie nie naprawdę tylko jakimiś dziecięcymi mrzonkami. Jak się chce z kimś być to taka przeszkoda jak mieszkanie daleko nie jest  żadną przeszkodą - ludzie się przeprowadzają, tym bardziej, że ona nie ma nawet swojego mieszkania.

 

Dokładnie tak samo uważam.

 

Trzyma ją tylko praca (czy tylko? bo może jednak do innego - raczej wygodne życie przy Tobie).

 

Myślę, że obydwie te rzeczy.

 

Ludzie sprzedają mieszkania i wyprowadzają czasem się do innego kraju lub w inny region. To nie jest przeszkoda jak się chce.

 

Dla mnie by nie była.

 

Im więcej czytam o tych chorych układach w Twoim życiu, tym większe zdumienie mnie ogarnia. I te wszystkie argumenty, które podajesz. Nie wiem po co kogokolwiek pytasz, skoro i tak nie zamierzasz nic z tym zrobić.

 

Podaję argumenty, które wyniknęły w życiu. Może nie potrzebnie aż tak do końca. Nie wymyślam ich. Natomiast gdybym w końcu nie zbierał się w sobie to bym nie pytał. 

 

Będziecie tak żyć do końca świata, w tym "dziwacznym" związku, będzie wam tylko coraz bardziej padać zdrowie. A tak serio - gdybym miał podsumować - małżeństwo to nie jest jakimś gwarantem szczęścia czy miłości, wiadomo - miłość często szybko mija (świadczą o tym rozwody), czasem bierze się je z innych przyczyn niż miłość, czasem to jedna wielka pomyłka. Powiedzmy, że jak się jest razem i podejmuje się decyzję o mieszkaniu razem, to już jest tak jak byłoby w małżeństwie. Po ślubie niewiele się zmienia, przynajmniej u mnie tak było, bo już wcześniej mieszkaliśmy razem (co nie było takie łatwe, żeby się do siebie dopasować, trochę zeszło). Teraz zmieniło się jedno: mamy dziecko i teraz cała uwaga przeniosła się na córkę właśnie. Jest największym cudem jaki mnie spotkał. Miałem trochę pokręcone dzieciństwo, marzyłem więc żeby mieć prawdziwą rodzinę (chociaż myślałem, że to niemożliwe ze względu na moją chorobę) i teraz taką mam. 

 

Cieszę się że ci się udało i masz prawdziwą rodzinę.

 

Dziękuję wszystkim za to co powiedzieliście. To dla mnie cenne rady. I nieprawda, że nie zamierzam nic z tym zrobić. Tylko to nie jest łatwe. Sytuacja życiowa się skomplikowała i teraz tylko (a może "aż") muszę jakoś ogarnąć jak to zrobić tak, żeby obydwie strony straciły jak najmniej. Bo decyzja spadnie najprawdopodobniej na mnie i będę musiał z tym jakoś żyć.

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×