Skocz do zawartości
Nerwica.com

Brak motywacji, kryzys 28 lat


Sasoria

Rekomendowane odpowiedzi

Niedługo kończę 28 lat a czuje się z tym tak źle jak nigdy. 

Pracowałam z narzeczonym za granicą 4 lata, wyjechałam po studiach. Wcześniej podczas studiów wypłata 2 tys. I żyło się od wypłaty do wypłaty. 

Przez te lata za granicą przeżyłam więcej, zobaczyłam więcej niż w 3 lata studiów. 

Zjechaliśmy do Polski, narzeczony miał ofertę kursów i zdecydowaliśmy że wrócimy. Niestety pandemia te kursy wydłużyła i tak mijały kolejne miesiące.. Okazuje się że dopadła nas depresja. 

Wracając myślałam, że szybko się odnajdziemy. Okazało się ze zaaklimatyzowanie przychodzi z trudem. 

Zastanawiam się nad swoim życiem jaki ma sens i czego tak naprawdę od tego życia chcemy. 

Dobijają mnie moje myśli, że może podjęliśmy złe decyzje lata temu. Co by było gdybyśmy nie wyjechali? 

 

Moja mama przez te lata dokładała jeszcze swoje "ale". Ona całym sercem za PiS, uważa że w Polsce się teraz lepiej żyje 500+ i te sprawy nic tylko brać kredyt i rodzic dzieci - jak mój brat. 

Zawsze dawała do zrozumienia ze gdybyśmy nie wyjechali to bym już zarabiała dużo więcej i było by inaczej. 

Ostatnio mi powiedziała że źle zrobiliśmy wyjeżdżając, że mogłam skończyć studia magisterskie, że wtedy bym zarabiała bardzo dobrze. Że trzeba siedzieć w pracy dłużej  żeby zarobić więcej. 

 

Porównuje mnie do brata, że założył rodzinę, dwójka dzieci,  kredyt na mieszkanie. trzyma się jednej firmy od 9 lat i zarabia 4 tys zł netto jako operator - bez wykształcenia. A ja mam wykształcenie to mogłam też coś osiągnąć. Zapomina że przez te lata, pożyczałam pieniądze jak były potrzebne. To na wkład własny bratu, to mamie jak jej brakowało. Bez żadnej presji typu oddaj za miesiąc czy coś tylko "oddaj jak będziesz mieć". 

Czuję ze w życiu krążą nade mną same oczekiwania innych. "Jakbyś zrobiła inaczej to...," "jak ślub to tylko kościelny..." 

Mieliśmy się w tym roku pobrać a już nawet tego mi się odechciało. Jak powiedziałam, że chcemy cywilny to usłyszałam, że cywilny to nie ślub, że wstyd że zadne z moich dzieci nie weźmie kościelnego. 

Teraz tu tkwię i nie wiem co zrobić, mieliśmy najpierw zrobić wesele na 70 osób kościelne, rodzice zadowoleni itp. A ja nie do końca czułam że to jest to. Nie lubię być w centrum uwagi, stres tego całego dnia mnie odstrasza. Moim marzeniem zawsze było wyjechać we dwoje, wziąść ślub gdzieś w romantycznym miejscu i przeżyć te chwile tylko razem. Teraz jesteśmy w punkcie gdzie albo wezmiemy ślub cywilny w urzędzie + obiad dla najbliższych albo wcale tego ślubu nie brać. Odwołać całkowicie i tłumaczyć się dlaczego nie bierzemy ślubu jak mówiliśmy że w tym roku weźmiemy. :(

 

Wszystko tak się nazbierało w tym roku że mam ochotę zniknąć. Myślimy nad powrotem za granicę. Wszystko ma swoje plusy i minusy a ja już nie wiem co będzie dobrym wyborem bo mam wrażenie, że wszystkie decyzje jakie podejmujemy są błędem. 

Nie wiem jak to sobie poukładać, jaki sens ma całe życie i jak żyć żeby przed śmiercią sobie powiedzieć "fajnie było niczego nie żałuję? " 

 

 

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość Kocanka

Z tego co piszesz to matka (czy ogólnie rodzina) najbardziej ci miesza w głowie. Myślisz, że to jest w porządku żeby tak dołować własne dziecko? Że takie teksty wychodzą z dobrego serca? Ludziom zawsze będzie coś nie pasować, niektórzy znajdą problem we wszystkim i to wynika z ich własnych problemów i niedowartościowania. Nie ma sensu żyć na czyichś zasadach ("bo co ludzie powiedzą"). Chcesz znowu wyjechać zagranicę - wyjedź, chcesz wziąć ślub tylko we dwoje - zrób to. A jeśli komuś nie pasuje twoje szczęście to jego problem, niech się zajmie własnym życiem. Nie wiadomo co by było gdybyś została wtedy w Polsce i kontynuowała studia, mogłabyś równie dobrze być w identycznej sytuacji co teraz. W naszym kraju tak świetnie się żyje tylko na ekranie telewizora i w gazetach, realia nie są takie kolorowe.

 

Za dobrym też nie ma co być jak ktoś tego nie docenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiem, że masz rację. Ona chyba sama nie myśli o tym czy mnie dołuje czy nie. Ja zawsze pokazuję się z tej pozytywnej strony. Narzeczony mi mówi, że jestem zbyt dobra i zbyt dużo daję od siebie. Jak mam pieniądze i mogę pomóc to pomogę. Przez lata mieliśmy pytania wkoło o ślub kiedy? kiedy dzieci?  Kiedy chrześniak będzie miał kuzyna? 

Przytyki się zdarzają, zrobiło się ciepło słońce grzało a chrześniak zachciał wyjść na balkon . Jego mama ubrała mu kurtkę buty, jeszcze czapka zimowa została do ubrania a jemu już się paliło żeby wyjść. Zasugerowałam tylko ze jest ciepło i może obejdzie się bez czapki? 

Odpowiedź niczym riposta, ton taki jakbym conajmniej ją obraziła pytając cyt. "zrób sobie swoje dziecko wtedy rób z nim co chcesz. On mi się przeziębi i na leki kupa kasy pójdzie" 🤷‍♀️

 

Mam wrażenie, że przez to że nie mamy mieszkania w kredyt, dzieci to odstajemy. Jestem zakochana od 10 lat i nawet to, że narzeczony jest po średniej bez wyższego wyksztalcenia jest ujmą w oczach mojej mamy. Powiedziała mi kiedyś że powinnam sobie znaleźć kogoś lepszego, wykształconego. Przez te lata jakoś go zaakceptowala ale też wszystko spada na niego m.in że to pewnie on mnie wyciągnął za granicę, że przez niego nie chciałam się zaszczepić na covid. Zazwyczaj jemu się obrywa mimo że ona nie mówi mu tego wprost. 

 

Brat teraz jest tym wzorem do naśladowania  jak przynosił zagrożenia to on sam byl za nie negowany przez rodziców a ja za świadectwa z paskiem dostawałam same pochwały. (teraz wiem że nie tak dzieci powinny być wychowywane, z taką różnicą traktowania). 

Teraz przez to że mam wykształcenie wyższe odczuwam wstyd że właśnie to wykształcenie nie dało mi cudownej przyszłości jaką moja mama mi za dzieciaka wpajała. 

A prawda była taka ze oboje byliśmy zostawieni sami sobie. Wyboru duzego nie miałam musiałam wybrać studia zaoczne które będę w stanie opłacić pracując w tygodniu i ucząc się weekendami. 

Rodzice rozwiedli się jak byłam w liceum wcześniej problemy i kłótnie ciągnęły się latami, tata był tym złym który zdradzał i robił awantury. 

Na studiach zrozumiałam że każde małżeństwo może się rozpaść jeśli dwie osoby po latach zatracą swoje uczucia do siebie. Ale każda osoba ma prawo do szczęścia i do ułożenia sobie życia na nowo. Za późno się przekonałam o tym i na odbudowę relacji z ojcem było już za późno, zmarł na raka który genetycznie rozwijał się latami a mi pozostał żal że nie dałam od siebie więcej i że byłam podatna na wpływ mamy. 

Od tamtej pory staram się nie kłócić a jeśli się to zdarza to nie obrażam się i nie zrywam kontaktów. 

Nie wiem co począć bo patrząc w przyszłość boję się, że w wieku 35 lat dalej będę się czuć tak samo lub gorzej, że nie odnajdę siebie w tym całym świecie. 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×