Skocz do zawartości
Nerwica.com

Bagatelizowanie przemocy szkolnej


rodzynka94

Rekomendowane odpowiedzi

Muszę, po prostu muszę poruszyć gdzieś ten temat. 
Chodzi mi dokładnie o przemoc rówieśniczą/przemoc szkolną. 
Chcę poruszyć temat bagatelizowania i umniejszania tego problemu, tudzież nie poruszania go wcale w niektórych kręgach. Nie chcę natomiast pisać tutaj za bardzo o roli nauczycieli i olewaniu przemocy przez nich, bo temat był wałkowany dość często i motywy są tutaj chyba wszystkim raczej dobrze znane. 
Chodzi mi natomiast o umniejszania znaczenia znęcania się w szeroko rozumianej opinii publicznej, wśród lekarzy (także psychiatrów i terapeutów), rodziców i ogólnie w świadomości społecznej. 
Przemoc rówieśnicza jest często traktowana jako coś normalnego, coś, przez co przechodzi każdy uczeń, coś z czym trzeba się pogodzić, o czym trzeba zapomnieć, częściej wspomina się o krótkotrwałych konsekwencjach takiej przemocy, panuje przekonanie, że to w sumie nic poważnego, a jak się z tym męczysz to jesteś przewrażliwiony, z tobą jest coś nie tak. Lekarze i terapeuci w sumie też rzadko podchodzą do problemu poważnie, częściej ignorują ten fakt w wywiadzie, albo na siłę doszukują się problemów w rodzinie. I mówię to jako osoba ze zdiagnozowanym CPTSD i objawami dysocjacji, między innymi z powodu znęcania się przeze mnie w dzieciństwie przez rówieśników. Diagnozę otrzymałam od pani, która z wykształcenia jest psychotraumatologiem. Co ciekawe, jako chyba jedyny specjalista, diagnozę postawiła po dłuższym czasie, po poznaniu mnie. Uważam, że jest to dobra diagnoza dla mnie, również techniki leczenia, które mi proponuje terapeutka, sprawdzają się, bo dotykają mojego problemu. 
Chciałabym natomiast iść do psychiatry w celu potwierdzenia tej diagnozy, żeby dobrał mi leki. Niestety, nie ma co ukrywać- paraliżuje mnie strach i wstyd przed wyśmianiem, zbagatelizowaniem mojego problemu, ponieważ słowo "trauma' nadal jest zarezerwowane dla takich ciężkich przypadków jak wojna, gwałt czy wypadek i jest duże prawdopodobieństwo, że znowu otrzymam nieodpowiednią diagnozę bo ktoś się uprze, że ja nie mogę, po prostu nie mogę mieć traumy, ani PTSD bo przecież nie przeżyłam zagrożenia życia, więc lepiej na silę wciskać mi diagnozy autyzmu czy zaburzeń osobowości (tak, otrzymywałam już takie). 

Denerwuje mnie to strasznie, bo mam wrażenie, że temat przemocy rówieśniczej jest źle rozumiany i tak jak kiedyś przemoc domowa, uważany za normalny. 
Tymczasem wcale tak nie jest. 
Owszem, pewnie większość (każdy?) w swoim życiu doświadczył przebłysków gnębienia, bo chyba większość słyszała jakieś wyzwiska w swoją stronę, niektórzy wdawali się w bójki. Ale to ma się nijak do tego co przeżywają niektóre dzieciaki, serio. I chociaż nie chcę tutaj nikomu umniejszać, to jednak zakładanie z góry, że skoro mnie ktoś kiedyś wyzwał i zapomniałem, przeżyłem, więc ty tez powinieneś, jest zwyczajnie nie na miejscu. 
Istnieją dzieciaki gnębione od najmłodszych lat, jeszcze przed przedszkolem. Istnieją dzieci z małych miasteczek, gdzie "wszyscy się znają" i to one są gnębione zarówno w szkole jak i poza nią. Wiele dzieciaków jest bitych, bo przemoc rówieśnicza to nie "tylko" zaczepki, wyśmiewanie. Dzieciaki są bite przed całe grupy, upokarzane publicznie. Są niszczone ich rzeczy, nawet zdarza się, że inne dzieci (np. z sąsiedztwa) krzywdzą ich zwierzęta. Niektóre dzieci bywają molestowane seksualnie albo upokarzane w taki sposób (np. zdejmowanie majtek na oczach wszystkich, klepanie po tyłku, dotykanie w intymne miejsca). Te dzieci spotyka to wszystko bardzo często dzień w dzień, non stop latami, bo do szkoły chodzić trzeba, a zaczepki mogą się również powtarzać poza szkołą, w drodze do szkoły, na mieście, więc taki dzieciak nie ma ani chwili oddechu. Do tego dochodzi fakt, że w prześladowanie zaangażowani są nie tylko gnębiciele ale znacznie więcej osób, w tym inni uczniowie, którzy tylko obserwują i się śmieją z ofiary, nauczyciele, oraz nierzadko rodzice, ci dwa ostatni dlatego, że bardzo często zupełnie bagatelizują problem.

Warto tutaj skupić się również na tym czym jest prześladowanie. A jest to forma przemocy, która ma bardzo wiele znamion zwykłego sadyzmu, agresywnej dominacji, udowadnianiem jednostce siłą, że jest niżej niż robactwo, traktowaniem dzieciaka jak przedmiot, na którym można wyżyć własne frustracje ,albo "zabawić się" jego kosztem. 
Prawie wszystkie przejawy prześladowania, gdyby były popełnione na dziecku przez dorosłą osobę, lub na dorosłej osobie przez innego dorosłego, byłyby uznane za normalne przestępstwa ścigane kodeksem karnym, a u ofiary doszukiwano by się skutków traumy. Ale w relacjach dzieciaków jakoś panuje dziwna samowolka w tym kontekście, zupełnie jakby 8 letnia dziewczynka gnębiona i bita przez bandę 12 letnich zwyrodnialców mogła w jakikolwiek sposób się obronić. Czym różni się trauma tej dziewczynki, od analogicznej sytuacji, w której ta sama dziewczynka będąc dorosłą kobietą, zostałaby pobita przez bandę dorosłych bandytów? Dla prawa karnego i społeczeństwa chyba wszystkim, bo obie te sytuacje są traktowane inaczej, tylko ze względu na wiek sprawców oraz okoliczności (tam "niewinna" przemoc szkolna, a tam poważna napaść). Co ciekawe, również mobbing w pracy traktuje sie bardziej dojrzale, bardziej poważnie niż prześladowanie w szkole.

Podobnie jest z materiałami naukowymi na temat przemocy rówieśniczej. Są one ubogie, przestarzałe, a większość jest zwyczajnie infantylna, żałosna i pisana żeby dotrzeć chyba tylko do szkolnych pedagogów w stylu "podajcie sobie ręce", albo "ignoruj zaczepki Jasia,  bo ma ciężko w domu". Książki poruszające problem przemocy ilustrowane jakimiś dziecinnymi rysunkami, pisane często językiem infantylnym, bardzo często pojawiające się co chwila próby usprawiedliwiania sprawców trudnym dzieciństwem (tak jak wiem, że należy poznać przyczyny zjawiska, ale umówmy się- w książkach na temat molestowania nie przejawia się współczucie dla sprawców pedofilów, ani podkreślane co każdy rozdział, że pedofil sam był gwałcony, tak na wszelki wypadek, żebyś zapamiętał, że on też taki biedny, pokrzywdzony). Jedyne naukowe, suche informacje można znaleźć w artykułach naukowych, bo literatura jest tutaj uboga. 

Naprawdę nie wiem z czego to wynika ale mam kilka hipotez. 

 

Po pierwsze, wydaje mi się, że duży wpływ ma tutaj "kult dziecka" obecny również w psychologii. Dzieci postrzegane są w świadomości głownie jako ofiary, nie jako sprawcy przestępstw. W dodatku fakt, że wielu gnębicieli ma przemoc na chacie, sprawia, ze ludzie w pewien sposób poprzez współczucie nieświadomie umniejszają krzywdę, którą tamci wyrządzają swoim ofiarom. Cos na zasadzie dziecka z autyzmem/zespołem Downa, które bije innych ludzi, postrzega się takie dziecko jak chore, niewinne, a jak reagujesz bólem czy strachem na przemoc ze strony takiej osoby, to jesteś postrzegany jak histeryk, bo przecież to "tylko chore dziecko". Na podobnej zasadzie usprawiedliwia się bullying, dysfunkcyjnym wychowaniem gnębicieli, które niejako usprawiedliwia ich przemoc, w skrajnych przypadkach gnębicieli uważa się za bardziej pokrzywdzonych niż ofiary. 

 

Po drugie, jak już wcześniej napisałam- złe zrozumienie pojęcia znęcania się i wrzucanie do tego wora wszystkie nieprzyjemne relacje z rówieśnikami. 

 

Po trzecie- nie interesowanie się tematem, bo ani nie jest zbyt drastyczny, ani nie odnosi się do środowiska rodzinnego, więc taka traumę  w sumie można olać. 

 

Jest bardzo niewiele spółczesności zrzeszających ludzi zmagających się z gnębieniem. Forów brak, na reddicie niektóre tagi mają wielu użytkowników ale dyskusje są dosyć skąpe. Brakuje prawdziwych grup wsparcia, nie infantylnych dla pseudo-pedagogów. Ich brak może wynikać z tego, że gnębienie tak mocno wrosło w codzienność szkół, że jest uważane za ludzi, nawet gnębionych, za coś normalnego. Z drugiej strony spotkałam się też z opinią, że gnębienia wiele osób się wstydzi, że jest to upokarzające, wstydliwe doświadczenie i mało kto chce się do tego przyznawać. 

Tymczasem bullying ma poważne konsekwencje dla dziecka, a także dla osoby dorosłej, zarówno dla zdrowia psychicznego jak i fizycznego. 
Częste są depresje, zaburzenia lękowe, samookaleczenia, zdarzają się samobójstwa (zwłaszcza wśród osób mlodych) czy zabójstwa, objawy ptsd również występują, mimo, że często gnębienie nie jest uznwane za wystarczające do postawienia takiej diagnozy, problemy w związkach, przyjaźniach, a rownież w pracy. 
Wielu moich znajomych poddanych gnębieniu, w tym rownież ja, cierpi na fobie spoleczną, agorafobie, wiele z tych osób pracuje poniżej kwalifikacji (niska samoocena, strach przed "ładnymi", "młodymi" "modnymi", "cool" ludźmi w lepszych pracach, strach przed byciem w centrum uwagi, strach przed upokorzeniem), albo pracują w lepszych pracach, gdzie zgadzają się na bezpłatne nadgodziny, mobbing i złe traktowanie, inni zostają pracoholikami. Znam bardzo niewiele osób poddawanych gnębieniu, które mają dobre relacje  z ludźmi w dorosłości i dużo przyjaciół, bardzo niewiele tych osób osiąga mityczną pewność siebie. Wielu gnębionych to osoby samotne, niektórzy nigdy nie byli w związkach. Wśród "popularnych" ostatnio inceli, wielu doświadczyło przemocy rówieśniczej. Jest to więc problem dość poważny moim zdaniem. Zresztą, co tu dużo mówić, jak ktoś dzień w dzień latami obrywa od innych ludzi to na kształt psa Pawłowa, uwarunkuje sobie strach przed innymi. 

Nie wiem. Zdenerwowałam się, bo mam dość umniejszania swoich doświadczeń, drażni mnie to. 
 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×