Skocz do zawartości
Nerwica.com

Samoutrudnianie


Illi

Rekomendowane odpowiedzi

Nie mogąc spać zaczęłam przeglądać rzeczy z uczelni, cokolwiek byle zabić czas. Trafiłam na esej, pisany kilka ładnych lat temu. Temat, którego chyba jeszcze na forum nie spotkałam. Samoutrudnianie. 

 

Dzień 10 listopada 2017 roku. Godzina 21:00. Do godziny "0" zostało tylko 180 minut. Godzina "0" to deadline oddania eseju zaliczeniowego. Kolejny kurs który trzeba zaliczyć, żeby iść dalej zgodnie z tokiem studiów. To już 3 etap- studia doktoranckie. Jakim cudem się tu znalazłam? No tak. Najpierw szkoła średnia, potem inżynier, magister i ta rekrutacja. Pamiętam to wszystko jak wczoraj. Nie było łatwo. Życie mnie nie rozpieszczało. Zawsze pod górkę. Trudniejsza grupa na egzaminie, za mało czasu na kartkówce... Właśnie- za mało czasu.

            Zostało już tylko 150 minut. Mogłam zacząć pisać wcześniej-  w końcu termin temat znam od 3 tygodni. No tak- to nie jest moja wina. O temacie dowiedziałam się we wtorek- wróciłam z uczelni, potem korepetycje. Do domu wróciłam wieczorem. Kto normalny pisze prace zaliczeniowe po 20? Przecież o tej godzinie człowiek nie myśli logicznie- i tak bym nic nie napisała. Miałam jeszcze dużo czasu. Środa, czwartek, piątek- bezowocne poszukiwanie jakiegoś zajęcia dla zabicia czasu. Przygotowanie do wykładów- na ostatnią chwilę. Weekend- wiadomo, jedyny czas kiedy możemy spędzić wspólnie, każdy w końcu ma wolne. W niedzielę zaczęłam się źle czuć- niewyleczona choroba. Przecież to nie moja wina, że cały czas choruję- taka moja uroda. Tydzień w łóżku z gorączką- tydzień bezowocny. Esej poszedł w zapomnienie. Kolejny tydzień minął w mgnieniu oka. Dom, uczelnia, korepetycje, zakupy, naprawa zmywarki- nie było czasu na pisanie, nie moja wina, że wszystko się psuje. Nagle nastał 30 października- urodziny teściowej. Telefon z życzeniami i moje ulubione pytanie- "Kiedy przyjedziecie?". Wiadomo, że 2 godziny drogi to nie jest zbyt długo, jednak zbliża się termin oddania eseju. Przekonali mnie, w końcu takie święto jest raz w roku, dodatkowo dzień wolny z okazji 1 listopada. Wtorek 31 października godzina 15- wyjazd do domu. Silne postanowienie- wieczorem piszę esej. Czterogodzinna podróż spowodowała, że wszystkie swoje obietnice odłożyłam w ciemny kąt, zmęczenie wygrało. Kolacja, rozmowy, śmiechy- muszę iść wcześniej spać, żeby jutro od rana pisać. Godzina 1:30- w końcu w łóżku. Już wiem że rano nie wstanę wcześnie. Zaraz po śniadaniu pójdziemy na cmentarz i jedziemy do domu. No tak, jeszcze musimy wpaść do znajomych, w końcu urodziła im się córka. Wypada. 30 minut i jedziemy. O 18 będziemy we Wrocławiu i będę mogła zacząć pisać, skończę w piątek, oddam dużo wcześniej przed terminem - to powoduje, że prowadzący ma lepsze zdanie o nas- podobno. Niestety mój plan posypał się już na drugim punkcie- u znajomych byliśmy 2 godziny. Prosiłam męża żebyśmy już wyszli- nie słuchał. Nie mogłam go przecież wyciągnąć siłą!- to nie jest moja wina. Następnie u rodziców kolejne 3 godziny opóźnienia.- nie zwróciłam uwagi kiedy to minęło, na prawdę nie zrobiłam tego specjalnie, po prostu tak wyszło. Wyjazd o 20:00, do pokonania 200 km do domu. I ta myśl- nie zdążę napisać eseju. Jednak moja podświadomość uspakajała mnie- masz jeszcze 10 dni, to dużo, dasz radę. Cały czwartek i piątek możesz pisać. Jesteś sama w domu, nie masz żadnych zobowiązań na te dni. Poza tym, ja miałam dobre chęci, to nie moja wina że tak wyszło. Najwidoczniej świat mnie nienawidzi. Całe życie kładzie mi kłody pod nogi. 

            Już tylko 120 minut do północy. Esej...nigdy nie byłam dobra z polskiego. To jakaś rozprawka? Dobrze że mamy Internet. "Jak pisać esej". Moment, brak połączenia z Internetem? Co do... ? Zerwana linia. Orkan Grzegorz. Dobrze, że jeszcze mam prąd, bo pisanie przy świeczce kompletnie do mnie nie przemawia. Najwidoczniej przyroda też nie chce mi pomóc. Czyli powiem, że nie napisałam ponieważ nie wiedziałam jak, a Internet został zerwany. W sumie słabe wytłumaczenie jak na doktoranta. Coś na zasadzie "pies zjadł mi pracę domową". Dobra, istnieją jeszcze encyklopedie. W piwnicy mam chyba jakieś z dzieciństwa. Ciekawe czy będzie też coś o samoutrudnianiu. A jak nie? Skąd mam wziąć informację? Jakbym wiedziała, że nie będzie Internetu to wypożyczyłabym książki z biblioteki. Poza tym i tak pewnie nie byłoby nic na ten temat, w końcu to jakaś psychologia, a nie nauka techniczna. Szkoda chodzenia. No, ale nie mogłam o tym wiedzieć, przecież tego nie dało się przewidzieć.

            Godzina 22:25. Trzeba się pospieszyć, chociaż próbuje od 1,5 godziny pisać- to nie jest moja wina, że cały wszechświat jest przeciwko mnie. Dobra. Samoutrudnianie. "Samoutrudnianie – w psychologii mechanizm obronny, polegający na przewidywaniu niepowodzenia i jednoczesnym przygotowywaniu takich jego wyjaśnień, które minimalizują brak zdolności jako jego możliwą przyczynę. Samoutrudnianie idzie w parze z zaniżoną samooceną. [1]". Psychologiczny bełkot. W jakiejś mądrej książce przeczytałam, że samoutrudnianie to rzucanie sobie samemu kłód po nogi. Jaki ma być tego cel? Kto normalny tak robi? Mnie to na pewno nie dotyczy. Cele samoutrudniania: obrona poczucia własnej wartości, umacniane poczucia własnej wartości oraz korzystna autoprezentacja [2]. Co to w ogóle znaczy? Obrona poczucia własnej wartości- bagatelizowanie pewnych sytuacji/spraw w celu utrzymania pozytywnego sądu o sobie w obszarze bardziej istotnych- dobrze, to przynajmniej rozumiem. Umacnianie poczucia własnej wartości - pomimo samoutrudniania osiągamy sukces mamy poczucie wysokich kompetencji i zdolności. Teraz najlepsze!  Korzystna autoprezentacja – pokazujemy się otoczeniu z jak najlepszej strony i przekonujemy je jak wartościowymi osobami jesteśmy. Dobra, coś rozumiem, ale po co mi to? I tak się to nie przyda. Nawet na doktoracie zaśmiecają nam głowę niepotrzebnymi informacjami. No tak, zawsze muszą nam utrudniać życie.

            Godzina 23:00. I tak nie zdążę. Na pewno Internet dalej nie będzie działać, żebym mogła to wysłać. Nie ma co się spieszyć. Poza tym zaczyna mnie boleć głowa- nie dam rady tego napisać. Moment, czy to nie jest jedna z form samoutrudniania?

Człowiek w każdy sposób stara się bronić poczucia własnej wartości. Istnieją zachowania, które są do tego wykorzystywane. Można je podzielić na trzy kategorie: strategie behawioralne, strategie niebehawioralne oraz strategie symboliczne, czyli percepcja utrudnień w sytuacji zadaniowej. Strategie behawioralne mają na celu utrudnić osiągnięcie sukcesu. Jaki cel ma student pijący dzień przez egzaminem? Ochronę poczucia własnej wartości. Przecież jak nie zda egzaminu to ewidentnie przez niewyspanie i imprezę, a nie dlatego że nie jest wystarczająco inteligentny. Poza wprowadzaniem samemu sobie przeszkód, typu picie alkoholu, samoutrudnianie wiąże się z postrzeganiem utrudnień w zadaniu. Osoba wykorzystująca taką strategię będzie narzekała na pogodę, hałas czy brak sprawiedliwego oceniania. Druga z wymienionych strategii to strategia niebehawioralna. Polega ona na wykorzystywaniu swoich wewnętrznych słabości, takich jak: dolegliwości somatyczne, defekty psychologiczne, stan emocjonalny czy różne obciążenia [3].

            Zostało już tylko 20 minut. Nie ma sensu się spieszyć i tak na pewno nie zostanie to poprawnie ocenione. Poza tym prezentacje są zawsze łatwiejsze niż pisanie ściany tekstu. Jak dostanę gorszą ocenę to nie będzie moja wina.

            Moment. Czy to znowu nie jest jedna ze strategii samoutrudniania?  Czy czasem samoutrudnianie nie towarzyszy mi cały czas podczas pisania tej pracy? Samoutrudnianie w celu ochrony własnej samooceny jest wygodnym sposobem radzenia sobie w trudnych sytuacjach zadaniowych. Uważam jednak, że nie opłaca się stosowania strategii samoutrudniania, ponieważ cała nasza energia oraz uwaga zostaje pochłonięta na wymyślanie różnych usprawiedliwień, zamiast na docelowym problemie. W taki sposób zmniejszamy swoje szanse na osiągnięcie sukcesu, który jest priorytetem. Jeżeli uda nam się osiągnąć zamierzony cel, nie wiemy jednak czemu to zawdzięczać przez co nasza samoocena i tak może ulec obniżeniu. Uważam, że każdy człowiek stosuje strategię samoutrudniania w większym lub mniejszym stopniu. Samoutrudnianie towarzyszy nam na każdym kroku życia. Czyż nie od małego przed ważnym egzaminem nie mogliśmy usunąć? Czy mama nie mówiła nam, że to tylko stres? Sądzę, że nawet nieświadome dziecko już w młodym wieku zaczyna stosować tę strategię w celu bronienia własnej oceny.

            Istnieje wiele sposobów na radzenie sobie ze stosowaniem strategii samoutrudniania. Sądzę, że przede wszystkim należy zdać sobie sprawę z powagi sytuacji. Badania naukowe pokazują, że osoby mające niską samoocenę lub wysoką ale niestabilną samoocenę są bardziej podatne na stosowanie technik samoutrudniania. Przede wszystkim należy urealnić swoją samoocenę. Należy znaleźć przyczynę takiego stanu rzeczy i przepracować z odpowiednią osobą. Istnieje wiele psychoterapii pozwalających uporać się ze swoimi słabościami. W zależności od przyczyny niskiej samooceny- problemy w dzieciństwie czy traumatyczne wydarzenia- należy wybrać odpowiedni nurt psychoterapeutyczny. Innym sposobem jest systematyczność oraz wsparcie najbliższych, którzy znają naszą tendencję do samoutrudniania.

            Uważam, że samoutrudnianie w dydaktyce w szkole wyższej może występować częściej niż gdziekolwiek indziej. To właśnie w szkole wyższej jesteśmy nastawieni na sukces, bycie najlepszym. Wiadomo przecież, że na 300 osób na danym kierunku będzie tylko kilku najlepszych. Reszta może stosować techniki samoutrudniania, aby nie mieć gorszego zdania o sobie samym. No tak, ja nie zaliczyłam egzaminu, ponieważ nie mogłam się uczyć, tak bardzo bolał mnie brzuch, natomiast ona na pewno bardzo długo się uczyła, nic dziwnego że dostała najlepszą ocenę, jakbym poświęciła tyle czasu to też bym miała 5. Moim zdaniem, społeczeństwo poniekąd wymusza na nas takie zachowanie. Pomimo, że zostało udowodnione, że samoutrudnianie jako technika autoprezentacji charakteryzuje się niską skutecznością, uważam że wzorce jakie stawiane są młodym ludziom powodują chęć obrony ich własnej oceny. Dlaczego pracoholicy uznawani są za wzór i wychwalani? Dlaczego nie chwali się ludzi potrafiących pogodzić pracę i życie codzienne? Czy nie byłoby łatwiej, gdyby przez 8 godzin w pracy pochylić się nad jakimś projektem, a potem pójść do domu i nie myśleć o tym, że wiem że kolega z zespołu dalej siedzi nad tym zadaniem? Czy człowiek nie myślałby mniej o samoutrudnianiu? Czy nie przestałby szukać wymówek i nie skupiłby się na wykonaniu zadania?  Sądzę, że na te pytania należy odpowiedzieć samemu.

            Reasumując. Sądzę, że samoutrudnianie jest strategią towarzysząca każdemu człowiekowi przez całe życie. Wykorzystujemy ją w większym lub mniejszym stopniu naszego codziennego bycia. Uważam, że w przypadku stawiania sobie realnych celów, człowiek w mniejszym stopniu  próbowałby usprawiedliwić siebie, gdyż wiedziałby, że zadanie jest na wyciągnięcie ręki i nie ma możliwości żeby mu się nie udało. Moim zdaniem osoby, które zdają sobie sprawę ze stosowania strategii samoutrudniania mogą próbować nad tym panować. Przede wszystkim należy znaleźć przyczynę takiego zachowania i pozwolić sobie pomóc.

           

 

Bibliografia

[1] https://pl.wikipedia.org/wiki/Samoutrudnianie

[2] Szmajke A. Samoutrudnianie, jako sposób autoprezentacji: czy rzucanie kłód pod własne nogi jest skuteczną metodą wywierania korzystnego wrażenia na innych? Warszawa, 1996

[3] Doliński D., Szmajke A. Samoutrudnianie- dobre i złe strony rzucania kłód pod własne nogi. Olsztyn, 1994

 

"-Wymówki są jak dziury. 
- Czyli jakie?
- Każdy je ma."

Usłyszałam to kiedyś od koleżanki. Coś w tym jest.

 

Teraz, jeśli dobrnąłeś do końca, zastanów się jak jest u Ciebie. Samoutrudniacie sobie życie? 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×