Skocz do zawartości
Nerwica.com

Czy moja terapeutka zachowuje się w odpowiedni sposób? Czas na zmianę terapeutki?


Creedart

Rekomendowane odpowiedzi

Cześć,

 

potrzebuję Waszej opinii co do problemu, który krąży w mojej głowie od pewnego czasu. Najpierw background.

 

Na terapię chodzę od początku 2018 roku - czyli już 3 lata i kilka miesięcy - oczywiście z pewnymi przerwami m.in. covidowym zamrożeniem. Wykonałem z terapeutką kawał roboty, z zlęknionego, nienawidzącego świata, obrażającego się, pogardliwie patrzącego na innych człowieka, zmieniłem się w kogoś, kto większość życia spędza na neutralnym gruncie, akceptuje ludzi, ma w nosie kierowanie opinii o tym, kto jest taki, a kto jest taki. Poznałem siebie - swój temperament, swoje emocje, nauczyłem je nazywać, nauczyłem się je jakoś wyrażać, zacząłem stawiać się rodzicom i zbudowałem swój wew. spokój w komfortowym otoczeniu, jakim jest mieszkanie.

 

Nie dostałem feedbacku od mojej terapeutki, na co chorowałem i choruję, ale przez wszystkie przypadki odmienialiśmy słowo "lęk". Był wszędzie - w pracy, w rozmowach, w ćwiczeniach na siłowni, na studiach, w związku. Wszędzie. Jako nastolatek bałem się wychodzić gdziekolwiek, bo ludzie mnie przerażali. Stąd miałem problem z mówieniem, mówiłem szybko, niewyraźnie w dodatku uczyłem się słabo, tylko tego, co było dla mnie zrozumiałe, co mogłem w zaciszu przyjąć jako ciekawe. A teraz sobie wyobraźcie - 190 cm i wygląda jakby chciało zniknąć - postawą, zachowaniem, mową. Straszna trauma. A wszystko to wynika z neurotycznego ojca, który nigdy nie potrafił komplementować, a zawsze jebał za nieodpowiednie wyniki w nauce. No i mamie, która nie pytała nigdy, jak się czuję, tylko jakie mam oceny.

 

Niemniej już tej części mnie nie ma. Moi znajomi dzisiaj stawiają mi opinię - twardy, wie czego chce, mądry, konkretny, pewny siebie. I to byłaby ładna śpiewka, gdybym ja w to wierzył. Ale nie wierzę. Od pół roku stoję w miejscu z moją terapeutką, a właśnie nadszedł ten czas "identyfikacji" mnie - czyli pokazania światu, kim jestem, bo co mnie najbardziej denerwuje to fakt, że w kontaktach z ludźmi rozpływam się ze strachu, z lęku. Niby potrafię rozmawiać, ale manipuluję podświadomie ludźmi, aby byli do mnie mili, bo jeśli będzie odwrotnie, to grunt usunie mi się z pod nóg i zacznę się bać. A znam siebie naturalnego, gdy nagle mnie otrzeźwiło i byłem w pełni świadom tego i takiego siebie bardzo lubię, bo to byłem prawdziwy ja. Rzadki ja.

 

Problem z terapeutką polega na tym, że - tak jak wyżej wspomniałem - od pół roku stoimy w miejscu. Prowadzi ona terapię psychodynamiczną, ale ostatnio mam wrażenie zapomina się, że jest terapeutką. Kilka sytuacji - raz opowiadałem jej o moim pomyśle na zredukowanie lęku i po moim stwierdzeniu "myślę, że to jest dobry pomysł" skwitowała to "jak zawsze". Poczułem się jakbym dostał w twarz i powiedziałem "ała, to bolało". Nie przeprosiła, powiedziała, że ona tą myśl uchwyciła i się sama przestraszyła.

 

Innym razem mieliśmy mocną sprzeczkę, ponieważ odwołałem sesje 22 godziny przed spotkaniem, a zdarzyło się w ciągu naszej 3 letniej współpracy raptem z 4, 5 takich sytuacji. Niemniej "umowa między nami" mówiła najpóźniej 24 h przed. Kiedy rozpoczęła się sesja zapytała mnie "mam do Pana takie pytanie, czy Pan pamięta o naszej umowie". Generalnie 4 razy umowę złamałem, bo nie było 24 przed, ale nigdy nie zdarzyło się w dzień terapii i nigdy nie dostałem od niej komunikatu w tej sprawie. Przyznaję jej rację, niemniej terapeutka zasugerowała mi, że to ja mam upominać się o zasady i pieniądze za sesję, która się nie odbyła. O ile zasady przyjąłem, o tyle motyw "kto ma się upominać o zapłatę? ja? - pow. terapuetka jest dziwny. Cała sesja była o tym wątku. Terapeutka kilka razy podniosła głos. Ja straciłem nad sobą panowanie i na koniec sesji wybiegłem z płaczem.

 

A na ostatniej sesji przyszedłem zmiażdżony zmęczeniem, bo znowu odczułem, że ten lęk zabiera mi komfort życia, a że studiuję też psychologię, to mówię "że pracuję nad sobą także poza tym gabinetem, a że też studiuję, to szukam jakichś wskazówek, jak sobie poradzić z tym bólem i lękiem" na co terapeutka odpowiedziała "no może dlatego, że jeszcze nikt <tu powiedziała moje imię i nazwisko> nie opisał". Dotarło do mnie wczoraj, że było to niemiłe, a cała sesja była prowadzona trochę na wyjebaniu. Nie widziałem w niej zaangażowania, raczej znużenie, a pytania "jednosłowne" jakie? gdzie? w czym? były niby doprecyzowujące, ale mnie wprowadzały w dyskomfort. Od razu

 

I stąd moje pytanie do Was. Czy sesja psychodynamiczna ma jeszcze w tej sprawie sens? Czy powinienem teraz przejść na poznawczo-behawioralną? I co sądzicie o zachowaniu terapeutki? Wiem, że to jest wyłącznie z mojej perspektywy opis, ale rozmawiałem z trzema osobami w tej sprawie - dwiema studentkami psychologii i człowiekiem o mocno obiektywnym myśleniu - każdy sugeruje mi, że coś nie styka i powinienem zmienić terapeutkę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Na to wygląda, teraputka chyba powoli wychodzi z roli i zmienia sie w człowieka z krwi i kosci. Jezeli zdecydujeez sie na zakonczenie terapii, zrob sobie challenge, powiedz jej o tym wszystkim co czujesz jeszcze przed przekazaniem swojej decyzji. Moja teraputka potrafiła mi powiedziec na terapii ze jestem wybrakowany, nie oczkiwalbym tego typu piłek od terapeuty, ale od człowieka? Pewnie tak. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej

Ja miałam problem z jednym z lekarzy, który po roku zaczną mniej angażować się w moja chorobę a ja leciałam w dół i stan zdrowia bardzo się pogarszał . Kiedy wracając na spotkania mówiąc że leki mi nie działają i że źle się czuje on nawet nie był zainteresowany aby zapytać dlaczego mój stan zdrowia się pogarsza tylko zwiększył dawkę i narazie... Przez jego nieprofesjonalne zachowanie mam za sobą nie udaną próbę samobójstwa i jestem wrakiem człowieka. Trzy miesiące temu rozpoczęłam leczenie w Klinice Psychiatrycznej i mam nadzieję że wkrótce stanę na nogi. 

Myślałam o zmianie lekarza itd . Jednak po przeanalizowaniu iż znów ktoś nowy kto będzie potrzebował czasu z zapoznaniem się z moja sytuacją lub postanowi wypisać mi leki które nie będą działać...opóźni to mój proces leczenia. Zarówno ja nie jestem sobą i nie dogaduje się zbyt dobrze z ludźmi i może nie wystarczająca naciskałam na niego. To jest lekarz ale on też ma zle dni, problemy rodzinne i tak jak każdy ma prawo się zagubić . Nigdy nie miałam jakich kolwiek problemów wcześniej ze współpracą więc wysłałam kilka e-maili opisując jego zachowanie do instytucji które przypomniały mu na czym polega jego praca i że ja zaniedbuje ... od kilku tygodni świetnie się dogadujemy . Cieszę się iż podjęłam taka decyzję. 


Może powinieneś porozmawiać z

Każdy z nas jest tylko człowiekiem i powinniśmy traktować się z szacunkiem wspierając wzajemne.  

Więc przemysl wszytko zanim podejmiesz decyzję. 

Sa źli ludzie, którzy potrafią z premedytacją działać na ludzie potrzeby warto więc znać swoje prawa.

 

Pozdr,

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Według mnie zadział się korzystny proces, który można dobrze spożytkować. Absolutnie nie zmianiałbym terapeutki. 

Co do spraw finansowych. Twardo trzyma regulamin, pilnując kontraktu terapeutycznego. Zasady są jasne, zgadzałeś się na nie i ona ma prawo je egzekwować - dobrze o tym wiesz. Podchodząc racjonalnie jest to sytuacja jak najbardziej zrozumiała. Jednak ty odebrałeś to przez pryzmat emocji oraz przekonań, które ci się nasunęły a które pociągnęły całą lawinę dalszych myśli. Aktywował się twój mechanizm odrzucenia przez niemiłe w twoim odczuciu potraktowanie przez innych. Oczekiwałeś, że będzie miła i nagnie zasady dla ciebie, że spotka cię miłe, specjalne traktowanie. Ona absolutnie nie mogła tego zrobić. Koniecznie wymagane jest aby tych granic pilnowała. W taki sposób została poruszona w tobie ta właśnie część o której tyle napisałeś, i nad którą chcesz pracować najbardziej. Jest to zdecydowanym przeciwieństwem stagnacji, a raczej potężnym punktem możliwego rozwoju. Tyle miesięcy i spotkać z tą osobą, i nagle zaczyna ci nie pasować... przecież człowiek nie zmienia się nagle. Po prostu poznałeś ją lepiej i się przestraszyłeś, jak to mówisz zwykle u ciebie bywa. Kluczem jest żebyś nauczył się przyjmować ludzi takimi jakimi są, to jest jedyna recepta na lęk przed nimi. A pierwszym krokiem ku temu jest zaakceptowanie terapeutki, z krwi i kości. Zobacz, jakim ona jest człowiekiem. Zwróć wreszcie na nią uwagę. Mam wszelkie powody aby podejrzewać, że jej reakcje są w pewnym stopniu przeciwprzeniesieniowe. To znaczy bardziej mam na myśli, że w jej zachowaniu odbija się jak w lustrze to jak ty sam ją traktujesz. To jak widzisz ją to jesteś właśnie ty. Bardzo wyraźnie wybrzmiewa w twoich wypowiedziach opór i lęk w tej relacji, który wreszcie po takim  czasie wybrzmiał. Co zrobisz, to twoja decyzja. Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zdecydowanie nie zamierzam wykonywać pochopnych decyzji, bo też wyobrażałem sobie to wyłączne w sposób szczerzej rozmowy i określenia, czy jest przestrzeń, czy jej nie ma, czy gramy razem szczerze, czy nie. Ja mam poczucie utraty zaufania, bo - tak jak wspomniałaś - LIVING IN THE HELL - to też człowiek z krwi i kości, niemniej odbieram się w tym miejscu jako osoba, której emocje mogą wychodzić, wylewać, bo od tego jesteśmy, natomiast po terapeutce - za pierwszym, drugim razem - mógłbym uznawać, że tak, ale to się jakoś dziwnie toczy, jakby trwa, choć pewności nie mam.

 

Jakub357,  to prawda, ustaliła reguły, które przypomniała i nie kłócę się z tym. Przeprosiłem na kolejnej sesji za wybuch wściekłości, bo obudowałem się myślą, że faktycznie nic się nie dzieje, jeśli 4 razy nie zwróciła mi uwagi. Problem, który teraz podnoszę to fakt, że sama terapeutka podniosła na mnie głos i starliśmy się jak petent vs urzędnik (a to był czas, w którym przechodziłem drastyczny kryzys związany z pracą, w której spędzałem 11,12 h dziennie 3 miesiąc z rzędu i zerzygało mnie wew. od tego tonu, którym terapeutka do mnie podeszła - a była świadoma sytuacji w pracy).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

moim zdaniem, T w zadnej sytuacji nie powinien krzyczec na pacjenta, chocby nie wiem jak byl wkurzony. widac zlosc za odwolane wizyty sie w niej kumulowala az w koncu wybuchla, a przeciez na kazdej terapii ucza zeby omawiac sprawy na bierzaco, nie tlumic uczuc.

 

temat opłat za terapie jest delikatny ale temat jak kazdy inny i nalezy go uczciwie omowic, spokojnie, bez zlosci.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 8.06.2021 o 18:30, Chorujacy napisał:

Nie chrzanię. Tak jest. Ile jeszcze ma osób opisać podobne zachowania aby przejrzeć na oczy. Największym kitem jest opowiadanie ze terapia to proces długotrwały, wieloletni. To świadczy o umiejętnościach terapeuty. 

Też mam niestety takie przeczucia 😕

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×