Skocz do zawartości
Nerwica.com

Byłem z kimś okropnym - opowieść ku przestrodze


Rekomendowane odpowiedzi

W dniu 24.11.2020 o 19:55, zarr napisał:

Pierwsze co pomyślałam, to... tej kobiecie przydałby sie psychiatra, Tak sie nie traktuje ludzi. Pozdrawiam, trzymaj sie

Dziękuję, staram się trzymać i walczyć ale to nie jest łatwe :( A co do tego że tak się nie traktuje ludzi, to nikt nigdy mnie gorzej nie potraktował. Nigdy nikt nie sprawił, że czułem się tak źle i nigdy nikt nie zrobił sobie zabawy z moich najszczerszych słów "kocham". Skąd się biorą takie potwory? :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przepraszam za odkop ale to jest aktualne, u mnie nic a nic się nie poprawia pomimo prób, nic nie wychodzi. Objawy PTSD się nasilają a to wszystko co zrobił mi tamten potwór wraca, wraca non stop i w snach i na jawie obojętnie czym bym się zajmował. Wariuję z samotności i bezsilności, jestem drażliwy, bezużyteczny, nic nie potrafię zrobić i niczym się zająć, najprawdopodobniej uwalę semestr na studiach bo nie jestem w stanie zająć się zadaniami. Ciągle tylko piekło tego co się działo i dzieje, a świadomość że ja cierpię i cierpię coraz bardziej, a tamtej sadystce wszystko wiedzie się jak najlepiej dobija mnie każdej chwili. Gdzie jest sprawiedliwość, gdzie jest kara, dlaczego to nie chce działać, dlaczego to tak musi wyglądać? Dlaczego codziennie giną niewinni i dobrzy bo mają po prostu pecha, a ten potwór jest szczęśliwy, bezkarny, dumny? Tylu osobom przydarzają się tragedie a jej nie, żadnych. Żadnej śmiertelnej choroby, żadnego wypadku, żadnego napadu - nic, co każdego dnia kogoś dotyka. Jestem w całkowitej rozsypce, jestem załamany, rozbity, zanurzony w ciągle trwającym koszmarze poniżenia i niesprawiedliwości, nie mogę z tym żyć, przesłania mi to wszystkie inne myśli. Pomocy. I błagam, nie usuwajcie tematu, nie usuwajcie tego wpisu jeśli uznacie za odkopywanie, ale to forum i ta wiadomość to chyba jedyna forma społecznej relacji jaką w ogóle mogę mieć. Wariuję, płonę w środku, niemo krzyczę, czuję się jakbym byl we własnej czaszce i tłukł w jej ściany żeby się wydostać. Nie chcę już tego bólu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Właśnie odkryłam, że prawdopodobnie mam ptsd po nieudanej relacji damsko-męskiej która miała miejsce kilka lat temu. Tak znalazłam twój wątek. 

Moja relacja nie była tak intensywna i była bardzo krótka, jednak odcisnęła na mnie piętno z którym nie mogę sobie poradzić. Ciągle czuję się jak gówno, zmarniałam, właściwie w pewnym stopniu wewnątrz umarłam. Pustka, beznadzieja, bezsens i męczarnia. Ciągle mam flashbacki, a było to już chyba ze 4 lata temu, trwało kilka miesięcy. Straciłam chyba całkowicie poczucie własnej wartości i nadzieję na normalną relację z kimś. Po prostu się nie nadaję. Żyję z dnia na dzień, nic mnie właściwie nie cieszy. Najgorsze są te męczące wspomnienia i skojarzenia. Pewnie powinno się próbować iść do przodu, ale czuję się tak totalnie bezwartościowa, że nie widzę nic co mogłabym dać drugiej osobie. Nie mam w sobie nic. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

22 godziny temu, Futility napisał:

Gdzie jest sprawiedliwość, gdzie jest kara, dlaczego to nie chce działać, dlaczego to tak musi wyglądać? Dlaczego codziennie giną niewinni i dobrzy bo mają po prostu pecha, a ten potwór jest szczęśliwy, bezkarny, dumny? Tylu osobom przydarzają się tragedie a jej nie, żadnych. Żadnej śmiertelnej choroby, żadnego wypadku, żadnego napadu - nic, co każdego dnia kogoś dotyka. 

Takie myśli egzystencjalne niestety nie przynoszą pocieszenia, wiem, że w nieskończoność można wspominać niesprawiedliwosc, okrucieństwa, masakry jakie były i są i będą na tej ziemi. Czasami każdemu zdarzają się takie myśli, i dołki, i problemy. Pamiętaj, że wszystko przemija, twoje cierpienie też przeminie. Uwierz w to, a może szybciej uda Ci się pozbierać. Skup się na drobnych czynnościach, po prostu na życiu, trwaniu, jak każdy inny człowiek:) Trzymam kciuki:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Dalja

Ale ja już nie potrafię inaczej, mam coraz więcej takich myśli. To co mi zrobiła czuję non stop, bez przerwy. To moja pierwsza myśl po obudzeniu się i ostatnia przed zaśnięciem, regularnie pojawia się to w koszmarach, a nawet gdy próbuję zabijać to na jawie czymkolwiek innym wraca, uderza, gorąca fala i obrazy tego wszystkiego przed oczami w nieskończoność. Wpędza mnie to w obłęd, nie da się uciec. Codziennie pod wieczór zabijam to alkoholem, na kilka godzin pomaga. Nadal czuję to samo, ale wtedy się chociaż mniej przejmuję. To opętało moją każdą myśl, a świadomość że nie poniosła za cierpienie i piekło w które mnie wpędziła żadnej odpowiedzialności łamie mnie każdego dnia, depcze, zabija a następnego dnia wskrzesza tylko po to, żeby zabić ponownie. Powoli przestaje mi zależeć na wszystkim innym w moim życiu, coraz bardziej pragnę nie swojego szczęścia, a zwyczajnej sprawiedliwości. Ten cholerny potwór zamordował całego mnie, całą osobowość, wszystkie myśli, chęci, pragnienia i marzenia, zostawił tylko wypaloną, zgniecioną, oplutą skorupę. Nie da się tak żyć, tak wegetować, nie wiem co mam robić i ile jeszcze tak pociągnę

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, Futility napisał:

@Dalja

Ale ja już nie potrafię inaczej, mam coraz więcej takich myśli. To co mi zrobiła czuję non stop, bez przerwy. To moja pierwsza myśl po obudzeniu się i ostatnia przed zaśnięciem, regularnie pojawia się to w koszmarach, a nawet gdy próbuję zabijać to na jawie czymkolwiek innym wraca, uderza, gorąca fala i obrazy tego wszystkiego przed oczami w nieskończoność. Wpędza mnie to w obłęd, nie da się uciec. Codziennie pod wieczór zabijam to alkoholem, na kilka godzin pomaga. Nadal czuję to samo, ale wtedy się chociaż mniej przejmuję. To opętało moją każdą myśl, a świadomość że nie poniosła za cierpienie i piekło w które mnie wpędziła żadnej odpowiedzialności łamie mnie każdego dnia, depcze, zabija a następnego dnia wskrzesza tylko po to, żeby zabić ponownie. Powoli przestaje mi zależeć na wszystkim innym w moim życiu, coraz bardziej pragnę nie swojego szczęścia, a zwyczajnej sprawiedliwości. Ten cholerny potwór zamordował całego mnie, całą osobowość, wszystkie myśli, chęci, pragnienia i marzenia, zostawił tylko wypaloną, zgniecioną, oplutą skorupę. Nie da się tak żyć, tak wegetować, nie wiem co mam robić i ile jeszcze tak pociągnę

Okej, to jak to opisujesz wygląda bardzo poważnie. Nie pomyślałes że potrzebujesz jakiegoś poważniejszego leczenia? Wiem, że to takie sztuczne działanie.. Chodzisz do psychiatry? Poproś o jakaś hospitalizacje czy cos? Innego rozwiązania nie widze

Edytowane przez Dalja

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie chodzę, tylko dostaję recepty na leki. A o hospitalizacji nawet nie mów, trzy razy w życiu byłem jej poddany i za każdym razem była to trauma, strach i znaczne pogorszenie nastroju i stanu. Tak to na mnie wpłynęło, że szpitale, nawet zwykłe, kojarzą mi się tylko z lękiem i unikam ich jak mogę, a w innym łóżku niż swoje nie potrafię zmrużyć oczu i nie czuję się pewnie. To były paskudne doznania które wpłynęły na mnie tak, że przestałem ufać psychiatrom i psychologom żeby tam znowu nie trafić, żeby przypadkiem nie chlapnąć jęzorem czegoś, za co mnie potem złapią i wrzucą na oddział

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Myślę sobie, że brzmi to jak fiksacja na punkcie tej osoby. Natrętne myśli itp. Alkohol chyba tu nie pomoże. Sama się zastanawiałam, czy się napić... może by mi przeszło... ale po pierwsze- nie mam z kim a nie chcę pić sama, a po drugie, to studiując Twój przypadek widać, że alkohol w tym stanie nie pomaga. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pomaga, ale chwilowo, na krótko. Musi wystarczyć, nie mam lepszej metody i lepszego środka. "Fiksacja" nie wiem czy jest odpowiednim słowem, to ból, nasilone do chorych rozmiarów poczucie niesprawiedliwości. Nic w moim życiu się nie układa, katastrofa za katastrofą, a u niej co? Imprezy, radość, znajomi. Mój dziadek był bliski śmierci, straciłem swojego najlepszego psiego przyjaciela, zaginął mi kot, zostałem pobity na ulicy, straciłem kontakt z jedyną koleżanką jaką miałem, a przez to co ten potwór narobił do dziś to mnie każdy uważa za tego "złego". Ja już nie chcę tak dłużej, nie chcę cierpieć, chcę żeby wreszcie poniosła karę, żeby jeden cholerny raz dla odmiany to ona poczuła ból :(

Edytowane przez Futility

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wierzyłem w nią bardzo długo, często powtarzałem sobie "niech to los wymierzy sprawiedliwość", "zaczekam, oby było warto", "oby każdy dostał to na co zasługuje". I wiesz co? Nic, to złudne nadzieje, świat tak nie działa. Dręczyli mnie w gimnazjum, nauczyciele wiedzieli o fakcie i mieli to gdzieś i koniec końców, tyle lat po tym, nie stało się kompletnie nic, przez co miałbym w karmę uwierzyć. Nikt nie poniósł za to żadnej odpowiedzialności, do nikogo to nie wróciło. A ja, wpędzony w chorobę, do dzisiaj się z niej nie wygrzebałem, wciąż biorę leki, nie ufam nikomu, boję się nawiązywać znajomości, a odwagi i pewności w siebie nie mam za grosz. Byłoby fantastycznie, gdyby dobro i zło wracało do ludzi pomnożone, ale nie żyjemy w bajce i już dawno z takiego sposobu myślenia się otrząsnąłem :(

Nie czułem szczęścia od momentu skończenia podstawówki, a raz jeden gdy kogoś naprawdę pokochałem to skończyło się to tak jak opisałem w pierwszym poście. Tyle lat pogoni za szczęściem i dalej go nie mam, tyle lat pragnę kochać i być kochany i spełnia się to tylko w pierwszej połowie. Tyle lat chcę być dla kogoś po prostu ważny. Szanowany. Potraktowany w porządku. A teraz jestem wypalony do cna, coraz mniej chcę do tych celów dążyć. Coraz więcej we mnie czerni i bólu, mogę cierpieć, ale chcę żeby ona wreszcie też zaczęła. Tylko tyle i aż tyle

 

Edytowane przez Futility

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiesz co oni teraz o tym myślą, może się tego wstydzą, mają wyrzuty sumienia. A może przyjdzie to do nich jeszcze kiedyś w przyszłości. Może trudno zobaczyć we wszystkim sprawiedliwość, ale życie z urazą to też nie jest wyjście. Takie uczucia męczą i niszczą. Trzeba zająć się czymś innym. Wiem, że to nie jest łatwe, ale po prostu żyj dla siebie i rób dla siebie to co najlepsze. To co się stało to już się stało, a Ty nadal w tym tkwisz, cofasz się i męczysz. Odpuść. Skup się na tym co przed Tobą, ale nie na zemście. Jeśli los ma wyrównać, to stanie się to w odpowiednim momencie. 

Kiedyś miałam w sobie wiele urazy do pewnego człowieka, musiałam w pewnym momencie przestać o tym myśleć i zająć się innymi sprawami bo nie byłam w stanie funkcjonować. Staram się wogóle o nim nie myśleć, unikam kontaktu, nie sprawdzam co u niego. Było, minęło. Na szczęście. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie chcę się mścić, ale wybaczyć nie potrafię, nikomu. Wszystkie rany nadal są świeże i nadal pieką, nawet po 8 latach. A temu potworowi to wybaczać nawet nie chcę. Nie mogę i nie powinienem, nie wszystko zasługuje na wybaczenie. Gdyby tak się dało, wróciłbym do czasów gimnazjum i męczył się w nich nie 3 lata a 3 tysiące lat, ale żeby tylko ta sytuacja z tą cholerną sadystką nigdy się nie zdarzyła. Nigdy niczego podobnego nie czułem, takiego rozerwania, tak długiego i nieustającego bólu, takiego ciągłego katowania. Półtora roku życia, a może raczej wegetacji w tym stanie doszczętnie mnie zrujnowało - nie potrafię przez to zająć się czymś innym. To wraca ciągle, albo w snach albo uderzając nagle, jak fala gorąca. Mówiłem o tym. Nie umiem się skupiać nad tym co przede mną, bo niczego przede mną nie widze, nie mam już celów ani pragnień, wszystko ogranicza się do zabijania czasu do wieczora, picia, spania i tak w kółko. Bardzo chciałbym przestać o tym myśleć, ale to jest niemożliwe, nic na to nie pomaga. Ona zawsze czai się gdzieś z tyłu mojej głowy i nie chce stamtąd wyjść.
Przepraszam za długie posty, przepraszam jeśli nudzę, ale tylko to forum daje mi kontakt z ludźmi i pozwala przepchnąć myśli i słowa z mózgu do języka, jest dla mnie jakby terapią, taką ostatnią ostoją, nie wiem nawet jak to nazwać. Przepraszam :(

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Futility myślę, że jedyne co mogłoby Ci pomóc w tej sytuacji to nie alkohol i nie leki a przepracowanie tematu na dobrej terapii i zamknięcie tego rozdziału. Przeszkadzają Ci złe wspomnienia, ale to już przeszłość. Jesteś jeszcze młody i możesz sobie inaczej poukładać życie. Wybacz jej i sobie, że z nią byłeś i niech każdy idzie w swoją stronę. Tak, puść ją wolno..., bo na razie chociaż obrzucasz ją błotem, cały czas jest w Twojej świadomości - a miłość i nienawiść są bardzo blisko siebie. Też kiedyś byłem w podobnej sytuacji - kilka dobrych lat zmarnowałem na myślenie o kobiecie, która mnie skrzywdziła, nienawidziłem jej i jednocześnie nie chciałem odpuścić. Ale... to przywilej młodości popełniać błędy, kochać swoje wyobrażenia. Jak w końcu odpuściłem, ułożyłem sobie życie z kim innym, przeszło.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@ezojaa Nie uważam żeby to mogło pomóc, ja się fatalnie czuję w obcym towarzystwie, nie cierpię kontaktów z ludźmi oko w oko, nie lubię kiedy do mnie mówią i kiedy muszę im odpowiadać - zasłona anonimowości w postaci pisania jest jedynym, co pozwala mi to obejść. I to nie jest tak, że ja się upijam, nie mogę przestać, piję byle co i tak dalej. To są zwykle 3 piwa, dawka która mnie w delikatny sposób otępia, pozwala się na chwilę oderwać i równocześnie następnego dnia o sobie "nie przypomina". Ja próbowałem bez tego, próbowałem robić coś innego, wrócić do ćwiczeń chociażby. I nic, w te dni w których nie piłem wszystko o czym pisałem wyżej nawracało, deptało mnie i uderzało z pełną siłą. Pod każdy wieczór czuję się jak śmieć, ale kiedy byłem trzeźwy czułem się jak śmieć x2, jeszcze gorzej mnie to męczyło. Alkohol na swój sposób pomaga. Zagłusza to. To jedyna działająca metoda.
@Drachen Praktycznie wszystkie terapie na których byłem były do niczego. Nie wierzę, żeby to mogło pomóc. Poza tym, ja nie potrafię o tym mówić, umiem tylko napisać. Próby mówienia sprawiają, że to we mnie uderza raz jeszcze, pobrzmiewają mi potem w głowie moje własne słowa. Zakatowałbym się gdybym miał to werbalnie z siebie wyrzucać. I to nie są wspomnienia, to jest teraźniejszość, to się dzieje nadal. Wspomnienia faktycznie grają główną rolę, ale nie są jedynym. Gdyby były, złagodzenie ich ciągłego powracania byłoby na pewno prostsze. Sobie wybaczyłem że z nią byłem, po prostu manipulowała mną i okłamywała mnie od samego początku. Dlaczego miałbym za to winić siebie? Mogę tylko żałować, że dawałem jej kolejne szansy i nie zakończyłem tego aktu wcześniej. Ale jej nie wybaczę, nigdy w życiu, nie za to wszystko i nie po tym wszystkim. Czuję się kompletnie martwy w każdej sferze życia, zabity, zamordowany przez nią nożem w plecy. Martwy i pusty. Nie czuję dalszej potrzeby walczenia o cokolwiek. Nie chcę szczęścia, nie chcę nikogo nowego poznać. Chcę żeby poczuła to co ja

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

3 minuty temu, Futility napisał:

Alkohol na swój sposób pomaga. Zagłusza to. To jedyna działająca metoda.

Zapewniam Cię że to najgorsza metoda - i tak naprawdę działa tylko chwilowo, potem jest gorzej.

Co do terapii... też się długo broniłem przed tym. Trzeba trafić na dobrego terapeutę. 

5 minut temu, Futility napisał:

 Nie czuję dalszej potrzeby walczenia o cokolwiek. Nie chcę szczęścia, nie chcę nikogo nowego poznać. Chcę żeby poczuła to co ja

Czy jednak chcesz zemsty - ale to nieprawda, że jest ona rozkoszą bogów. Ona tylko niszczy człowieka, wypala w nim wszystko. O wybaczeniu sobie samemu pisałem właśnie w tym kontekście. Tak ... musisz wybaczyć sobie, bo na razie z tego co widzę, podświadomie siebie karzesz za to że tak długo byłeś z kimś kto Cię dręczył (swoją drogą jaki to miało sens? a może jesteś masochistą?). Zostaw już w spokoju tę babę niech sobie żyje - byle daleko od Ciebie. Jesteś w tym wszystkim trochę dziecinny, dużo w tym emocji - na razie za dużo żeby się od tego odciąć - dlatego potrzebujesz terapii, bez tego nie ruszysz do przodu. Naprawdę chcesz sobie zmarnować życie z powodu jakiejś nic nie wartej dziewuchy? 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie chcę się mścić, robić jej krzywdy czy czegokolwiek, nie jestem bandytą choć ona próbuje ze mnie go zrobić, chcę sprawiedliwości i niczego więcej, naturalnej której ja bym nie wymierzył. Mówisz, że sama zemsta wypala w człowieku wszystko, ale to co się po tym we mnie ostało to tylko zgliszcza, pogorzelisko. Tego się nie da bardziej spalić. Byłem z nią dlatego, że... ufałem jej, słuchałem serducha a nie rozumu, zawsze potrafiła mnie omamić. Po jakimś czasie zrozumiałem, że z nią jest źle ale bez niej będzie jeszcze gorzej, dlatego dalej w tym trwałem. Jak widzisz, to akurat trafnie udało mi się przewidzieć :(
Chcialbym żeby żyła daleko ode mnie ale nie, to to samo miasto, w dodatku małe, nawet dziś widziałem ją na stacji benzynowej. Poczułem się w tej chwili jakby mnie ktoś wrzucił do pieca. Wiem, że to może wydawać się dziecinne i że dużo emocji, nawet stanowczo ZA dużo emocji, ale niczym nie potrafię ich stłumić, nic nie daje ulgi, nic nie może ich wziąć w "łańcuchy" i chociaż trochę przytamować żeby się uspokoiły. To już tylko emocje, tylko negatywne emocje.
Ostatnie zdanie jest... wymowne. Trafne. Masz kupę racji. Ona nie jest tego warta. Tylko problem jest jeden - nie kontroluję tego i nie umiem odciąć, nie dopóki to wciąż mnie dręczy

Edytowane przez Futility

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

8 godzin temu, Futility napisał:

Tylko problem jest jeden - nie kontroluję tego i nie umiem odciąć, nie dopóki to wciąż mnie dręczy

No i dlatego potrzebna jest dobra terapia. Ten problem trzeba przepracować i zamknąć. Tyle... Jesteś jeszcze młody. Zobaczysz, że za kilka, czy kilkanaście lat będziesz się z tego śmiał. Albo żałował, że tyle czasu zmarnowałeś. Nie wpędzaj się w chorobę psychiczną i alkoholizm, bo to dopiero jest prawdziwy problem. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeszcze przyszło mi do głowy, że spytam Ciebie, skąd wiesz że ona nie ma problemów? Śledzisz ją? 🙄 Nimi się nie chwali ze światem, jak każdy, za to chwali się swoim "świetnym" życiem, też jak każdy... prawie ;) Po co się nią interesujesz, nwm oglądasz np jej social media czy rozmawiasz o niej? KAZDY jeden człowiek ma problemy

Edytowane przez Dalja

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Drachen Chyba nawet po latach nie będzie mi do śmiechu, co najwyżej będę żałował, jak mówisz, tak samo jak żałowałem że swego czasu podkulałem ogon zamiast się stawiać. Mogę mieć pretensje tylko do siebie.

@Dalja Nie umiem przestać "interesować" się jak to mówisz, zatruła każdą moją myśl. Gdyby wyrzucenie jej z życia było takie proste, dawno bym sobie z tym poradził :(

 

Dobija mnie to, że zgrywa taką dobrą dziewczynkę, że wszyscy dają w to wiarę, że wierzą w każde jej słowo na mój temat, że to jest tak okropnie niesprawiedliwe że zrobiła ze mnie kata a z siebie ofiarę. To jeden z głównych powodów dla których nie mogę się od tego odciąć - bo ona pracuje bez przerwy żeby wyglądało to tak, jakbym ja był tym złym. Gdyby to było zwykłe rozstanie i na tym koniec, na pewno zniósłbym to wielokrotnie lepiej. Ale jak mam walczyć z fałszem, oskarżeniami i plotkami, jak? Przecież tego się nie da rozwiązać w pojedynkę
 


Ona nie tylko ze mnie robi jakiegoś zbrodniarza, bandytę, a z całej mojej rodziny. Pół roku temu spotkała moją babcię w markecie. Wiecie jak się zachowała? Zaczęła autentycznie przed nią uciekać. Miesiąc temu była identyczna sytuacja, kiedy to spotkała moją kuzynkę - zrobiła to samo. Dlatego boję się co będzie jeżeli to ja ją kiedyś spotkam, co jeśli zacznie krzyczeć, oskarżać i wymyślać kolejne bzdury jak swego czasu z "nożem" na peronie o czym pisałem w pierwszym poście? Komu uwierzą postronni ludzie, "przerażonej" manipulantce czy cichemu gościowi wyglądającemu jak swój własny cień? Boję się co może wtedy zacząć robić i w jaki syf mnie wpakować. Jeśli będzie z kimś znajomym to będzie jeszcze gorzej, bo wtedy będą dwa zdania przeciwko jednemu. Jak mam się bronić przed czymś takim? To jest w ogóle możliwe?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Futility a może dziewczyna ma problemy czy jakieś urojenia i autentycznie sobie wkręciła, że jej zagrażasz razem z Twoją całą rodziną. Nie wierzę, że w innym przypadku tak by się zachowywała (uciekanie przed babcią to niby spektakl dla kogo? Jest taka dobrą aktorką, żeby odgrywać strach?). Sam dobrze wiem, że można sobie wkręcić bardzo różne rzeczy - psychoza to straszna rzecz, doświadczyłem - nie ma nic wspólnego z tym co się realnie dzieje. Można też oczywiście dopuścić do świadomości myśl, że to ty masz urojenia o tej dziewczynie. W każdym razie z twojej relacji trudno cokolwiek wnioskować

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie mam urojeń co do niej, mam wiedzę na jej temat popartą ponad 5 latami związku i wiem na co ją stać i jaka może być. Jest manipulantką i świetnie udaje, sam się na tym poznałem, moi rodzice zresztą też bo mama kiedyś ją przejrzała po odstawianych szopkach i próbach sprawienia, żebyśmy my wszyscy, cała rodzina, poczuli wyrzuty sumienia bo coś się jej nie spodobało. Ale nawet gdybym miał urojenia to tylko ja, a tymczasem o tej akcji babcia sama mi powiedziała kiedy ją odwiedziłem. Powiedziała, że zrobiło jej się wtedy strasznie przykro, bo nigdy tej dziewczynie nie zrobiła krzywdy i autentycznie kiedyś ją lubiła...
Po co miałbym to wymyślać? Jestem totalnie samotny, zniszczony, nie mam z kim rozmawiać, nie mogę znaleźć recepty na to wszystko co się dzieje i przyszedłem na to forum żeby poszukać pomocy, usłyszeć jakąś radę i dobre słowo (za każde z nich serdecznie dziękuję tym, od których je otrzymałem), a też to z siebie bezpiecznie i anonimowo wyrzucić i być może ustrzec innych przed takimi toksycznymi znajomościami, a nie po to by cokolwiek tutaj zmyślać i zaprzątać niepotrzebnie głowę tym, którzy czytając coś takiego mogliby się zacząć martwić :( Przykro mi że sugerujesz, łagodnie bo łagodnie, ale sugerujesz, że to mogą być tylko moje urojenia

Edytowane przez Futility

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziewczyna może mieć problemy ze sobą i w środku może też cierpi, na zewnątrz pokazuje co innego. Nie wiem, nie znam jej. Czy to psychopatka, czy jakie inne ma zaburzenia nie wiadomo. 

Kiedyś ktoś nazwał mnie toksyczną osobą, nie wiem dlaczego, taki był odbiór. Bardzo cierpiałam i nie wiedziałam co zrobić by być lepszą. Do tej pory myślę o sobie źle, boję się kontaktów z ludźmi, bo wiem, że znowu coś mogę spieprzyć. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×