Skocz do zawartości
Nerwica.com

Toksyczne związki !!!! (związki które was wykańczają)


Rekomendowane odpowiedzi

Donkey a może jest jakaś nierozwiązana kwestia w związku z Wami :?:

Wydaje mi się, że wszelkie niewyjaśnione kwestie, niedomówienia, świadomość ich istnienia, w konsekwencji ciągłe gdybanie "co by było gdyby" nie pozwala nam o tej drugiej osoby wyrzucić z pamięci, z podniesioną głową patrzeć w przyszłość. Nawet jeśli wszelkie kwestie w momencie rozstania są wyjaśnione (o ile można mówić o takich w przypadku końca związku, w którym cały czas cierpiała przynajmniej jedna strona), to nasz umysł nie przyjmuje tego do świadomości i karze nam wciąż odczuwać jakiś niedosyt, poczucie niespełnienia, goryczy - same negatywne rzeczy, które jednak podtrzymują jakąś więź z (już nie) drugą połówką. Tak było i jest teraz w moim przypadku wcześniej tu opisanym.

 

Donkey, zdaję sobie sprawę, że niezwykle trudno o coś co by Cię miało jakoś pocieszyć, podbudować w okolicznościach jakie opisałaś. Ktoś bliski, z rodziny powiedział mi coś, co mimo bólu jaki odczuwałem i odczuwam, dało mi w dużej mierze do myślenia, spojrzenia na sprawę z pewnego dystansu. Powiedział mi, że w takiej sytuacji, w jakiej się znajduję, muszę zrobić mały rachunek sumienia: czy na pewno zrobiłem wszystko, co mogłem, aby związek ten utrzymać? Jeśli tak - a często uświadamia nas o tym zaufana osoba, której ze wszystkiego się zwierzymy -to związek ten miał szans, ba nie powinien przetrwać, gdyby trwał cały czas, to nie dawał by nam tego, co normalny związek dawać powinien. I naprawdę na dłuższą metę lepiej, że się skończył, bo im dłużej go ciągnęliśmy, tym gorzej dla nas. Z tego co widzę, Ty robiłaś wszystko, ba robiłaś jeszcze więcej, wprost proporcjonalnie więcej cierpiąc. Widzę, że naprawdę chciałaś... i na prawdę nie powinnaś tego rozpamiętywać, tym bardziej mieć do siebie jakichkolwiek pretensji, żalu.

 

Ja całkiem niedawno rozstałem się z moją dziewczyną ostatecznie. Po trzech latach cierpienia, czarnych myśli, zamknięcia się na świat, negatywnego oddziaływania na wszystkich, którzy mnie kochali - po trzech latach rozstań i powrotów, w końcu to zakończyłem. Włada mną przekonanie, że zmarnowałem w ten sposób najpiękniejsze lata swojego życia, które powinny mi upłynąć na czerpaniu z niego garściami. Jednak w głębi duszy czuję, że stało się to, co miało się stać. To piękna, mądra dziewczyna, nie chcę wierzyć, że zadawała mi tak potworny ból złośliwie. Być może inaczej pojmuje związek, być może nie dojrzała do tego by się w takim znajdować, nie wiem - jej charakter na zawsze pozostanie dla mnie zagadką. Może znajdzie chłopaka, który da jej to, czego chce. Widocznie nie dane nam było czuć się ze sobą szczęśliwymi, mimo najszczerszych chęci (przynajmniej z mojej strony). Czuję się bardzo źle, jednak staram się coś z tym zrobić.

 

Donkey, w pewnym sensie nasze sytuacje są takie same. Musimy zdać sobie sprawę, że związek między dwojgiem ludzi, to posiadanie partnera/partnerki, których kochamy, którym ufamy, ale i od których musimy otrzymywać miłość i zaufanie. Skończmy w końcu z tym mitem lansowanym tak często w filmach, w muzyce - że wielka miłość = cierpienie, gdzie zawsze kochankowie schodzą się pomimo tysiąca przeszkód w najróżniejszych postaciach. Być może w pojedynczych przypadkach tak było, ale to rozumowanie skrajnie niewłaściwe. Wmawiamy sobie, że nasz związek warty jest tego wielkiego cierpienia, że skoro je odczuwamy, to znaczy, że między nami naprawdę jest uczucie, kiedyś za ten cały ból dostaniemy nagrodę w postaci idealnego związku z tą drugą osobą. Tak jednak nie jest, a cierpienie w istocie oznacza, że w związku jest bardzo źle - jakby banalnie to nie brzmiało, my nie potrafimy przyjąć tego do wiadomości. Nic nie jest warte zadawania sobie świadomego cierpienia przez tak długi okres, to nigdy nie przyniesie nam wymiernych korzyści.

 

Jest ciężko, ale nie mam zamiaru na kolejne lata się pogrążać. Odnawiam kontakty ze znajomymi i przyjaciółmi, od których na czas trwania w moim toksycznym związku się oddaliłem. Cieszę się z drobiazgów. Stawiam sobie mniejsze i większe cele, do których staram się dążyć. Staram sobie znaleźć jakieś zajęcie. Wciąż jest jeszcze sporo rzeczy, które muszę zrobić, by móc powiedzieć, że w życiu coś osiągnąłem. Mam 23 lata - stanowczo za mało, by nachodziły mnie jakiekolwiek refleksje o zmarnowanym życiu. Są gorsze momenty oczywiście, w których wszystkiego tego nie potrafię sobie wmówić, ale walczę o to by było ich jak najmniej. Tak samo jak każdy inny, mamy prawo - Ty i ja, do związku, z którego możemy czerpać miłość i radość, a nie takiego, do którego wkładać będziemy maksimum uczucia, zaangażowania i cierpienia nie dostając nic w zamian.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dolor twoja opinia o całej tej sytuacji jest bardzo mądra. Chciałabym mieć takie zdrowe podejście.

Niby ja to wszystko rozumiem .. ale niby..

Ja wiem ze ten zwiazek nie byl idealny, ale nie potrafie zapomniec.

 

Od przyszlego tygodnia zaczynam wizyty u psychologa i mam nadzieje ze on bedzie w stanie mi to wszystko wybic z glowy! Bo ja na prawde staram sie ale nie moge przestac myslec onim, wszytsko mi przypomina jego osobe :(

 

Fatalna sprawa :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dolor z zainteresowaniem przeczytałam Twój post. Sama teraz przechodzę kryzys w związku. I powiedziałam sobie, że jeśli zdecyduję się zakończyć ten związek to tylko ze świadomością, że zrobiłam wszystko dosłownie wszystko by mógł trwać i dawać prawdziwą satysfakcję i szczęście ... ale czy wcześniej się nie wykończę :?: Napisałeś, ze nawet pomimo naszych usilnych starań oraz poczucia cierpienia korzyści nie będą wymierne. Czy aby tak rzeczywiście jest :?: Nawet jak głęboko w głębi serca czuję, że może się udać, że trzeba tylko cierpliwie poczekać i nie poddawać się, uparcie wierzyć i dążyć. Z drugiej strony może rzeczywiście tylko się łudzę w mojej naiwności:?: Jak jest naprawdę :?: I gdzie jest ta granica, jak to rozpoznać :?: Przecież nie ma rzeczy niemożliwych ... A jeśli ta druga strona słabo się stara to czy ja moim uczuciem mogę to zmienić :?: Prawdziwe uczucie może zmienić każdego ... Nasuwa mi się pytanie czy to jest prawdziwe, mocne uczucie z jego strony ...

 

Ostatnio zmieniłam też przekonanie świadczące o tym, ze każdy ma tą drugą połówkę i kiedyś zostanie ona odnaleziona. Przez całe swoje życie wierzyłam w to ... teraz sądzę, że był to wynik mojego "bujania w obłokach" z czego również wypłynął brak poczucia bezpieczeństwa w moim życiu. Jak dobrze pamiętam nigdy nie stąpałam mocno po ziemi. Teraz z perspektywy czasu wiem, ze brakowało racjonalności w moim myśleniu.

Oczywiście, każdy człowiek jest inny, dlatego też nie oceniam i nie krytykuję Waszych poglądów Kochani. Chcę tylko przedstawić moje przemyślenia i mój punkt widzenia.

Musze przyznać, że zmiana nastawienia w tej konkretnej sprawie daje mi poczucie bezpieczeństwa i świadomość wpływu na moje życie, na decyzje, na wybór partnera. Nie muszę się martwić czy spotkam tę połówkę jabłka czy nie a jeśli nie to czy przez całe życie będę nieszczęśliwa :?: Chcę wierzyć w to, że mogę w pełni wpływać w większość tego co mnie otacza. W przypadku braku wpływu na pewne rzeczy czy sytuacje owszem mogę zdać się na siłę wyższą, rękę przeznaczenia ...

 

Jak zwykle Kochani "złoty środek" we wszystkim trzeba znaleźć "złoty środek". Dla każdego ten środek będzie czym innym i inaczej będzie rozpatrywany.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jakis czas temu przechodzilam tez kryzys zwiąsku tez mi sie wydawało że to toksyczny zwiazek ale nie potrafilam przerwac go tak jak moj maż nie potrafil tego zrobic mysle że w dużej mierze ze wzgledu na naszego syna ktory ma teraz trzy lata. I teraz lepsze kryzys minol jest lepiej moze nie bardzo dobrze ale dobrze a u wierzcie że było bardzo blisko rozstania.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja jestem kompletnie załamana. Wiem, że tu już bez psychologa nie poradzę sobie a na państwowe wizyty trzeba czekać miesiącami. Jestem w związku z mężczyzną, który przeszedł terapię NEST. Kompletnie nie możemy się dogadać. Z nim jest źle a bez niego jeszcze gorzej. Tego nie da się wytrzymać. Już ze trzy razy wyprowadzałam się w samym roku 2009. Mało tego ciągle dochodzi do przemocy fizycznej i do niszczenia różnych przedmiotów użytku codziennego podczas naszych nieporozumień, które są dla mnie opłakane w skutkach (dla Niego na pewno też, choć to może daje mu satysfakcję). Jestem bezradna, pozbyłam się wszystkiego, znajomych, zamiłowań i starałam się schodzić Mu z drogi, aby była upragniona przeze mnie zgoda. Nic to nie dało a wręcz jest tragicznie. Obecnie nie mieszkamy razem a ja umieram z samotności. Bardzo za nim tęsknię i nie rozumiem co robiłam źle. Choć doznałam tyle upokorzenia i wciąż doznaję, nie potrafię ani na chwilę pomyśleć konstruktywnie o niczym. Co mam zrobić, żyć mi się nie chcę. Chcę wrócić

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Szukam wciaz blaDZAC, ODPOWIEDZI CO SIE NA PRAWDE DZIEJE. cZY TO JA JESTEM TOKSYCZNA, CZY ZWIAZEK NA PRAWDE JEST TOKSYCZNY. mOJ PARTNER TWIERDZI ZE ZWIAZEK JEST TOKSYCZNY, ZE JA TWORZE KLATKKE Z KTOREJ ON CHCE SIE WYDOSTAC. cHWILAMI MYSLE ZE TAK JEST. Teraz nie mieszkamy razem, on robi co chce i czesto spedzamy czas razem..czesciej niz kiedy mieszkalismy. Tylko ze ja i wtedy i teraz czuje sie samotnie. Poczucie pustki.

Dzisiaj na przyklad nie przyszedl, coz niby nic. Ale jednak, dzwonila okazalo sie ze jak zwykle najczesciej jest u swojego przyjaciela z i razem z jego dziewczyna spedzaja czas, ktorego niby tak malo ma. Jest przemeczony praca 14 h, i czesto jak mieszkalismy razem szedl od razu spac, teraz tez najczesciej pada, a jednak dzis jest u kolegi. Ja nie ma przyjaciol, tzn mam jednego..tak sie sklada ze mego bylego chlopaka, z ktorym rozstalismy sie bez zalu do siebie. Jest prawdziwym przyjacielem, ale nie spotykam sie z nim. Bo moj chlopak mi "zabrania" tzn zle na to patrzy. Wiec kntakty sa tylko takie pozorne. Nie mam z kim byc i siedze sama w domu. Zle sie w tym czuje..okazuje sie wlasnie ze jak w klatce.. nie moge nic robic siedze w domu, podczas gdy on sie dobrze bawi.. To kto jest toksyczny?? Czy to ja jestem nienormalna ze musze az chodzic do terapeuty (jeden z warunkow jaki mi postawil by wrocic do siebie- (to byla jego decyzja powrotu), ja nie prosilam, choc o tym amrzylam) ?? Czy tez to on mnie krzywdzi?? Czy z nim jest cos nie tak skoro spotyka sie wciaz z kolegami i chce wiesc zycie kawalerskie gdy ma dziecko i mnie ?? Z przyjacielem i jego dziewczyna, ktorzy mnie nie akceptuja (moze tez z mojej winy ale to inny temat),. A ja siedze sama w domu.. Nie wiem co mam myslec. POMOCY.

 

[Dodane po edycji:]

 

Szukam wciaz blaDZAC, ODPOWIEDZI CO SIE NA PRAWDE DZIEJE. cZY TO JA JESTEM TOKSYCZNA, CZY ZWIAZEK NA PRAWDE JEST TOKSYCZNY. mOJ PARTNER TWIERDZI ZE ZWIAZEK JEST TOKSYCZNY, ZE JA TWORZE KLATKKE Z KTOREJ ON CHCE SIE WYDOSTAC. cHWILAMI MYSLE ZE TAK JEST. Teraz nie mieszkamy razem, on robi co chce i czesto spedzamy czas razem..czesciej niz kiedy mieszkalismy. Tylko ze ja i wtedy i teraz czuje sie samotnie. Poczucie pustki.

Dzisiaj na przyklad nie przyszedl, coz niby nic. Ale jednak, dzwonila okazalo sie ze jak zwykle najczesciej jest u swojego przyjaciela z i razem z jego dziewczyna spedzaja czas, ktorego niby tak malo ma. Jest przemeczony praca 14 h, i czesto jak mieszkalismy razem szedl od razu spac, teraz tez najczesciej pada, a jednak dzis jest u kolegi. Ja nie ma przyjaciol, tzn mam jednego..tak sie sklada ze mego bylego chlopaka, z ktorym rozstalismy sie bez zalu do siebie. Jest prawdziwym przyjacielem, ale nie spotykam sie z nim. Bo moj chlopak mi "zabrania" tzn zle na to patrzy. Wiec kntakty sa tylko takie pozorne. Nie mam z kim byc i siedze sama w domu. Zle sie w tym czuje..okazuje sie wlasnie ze jak w klatce.. nie moge nic robic siedze w domu, podczas gdy on sie dobrze bawi.. To kto jest toksyczny?? Czy to ja jestem nienormalna ze musze az chodzic do terapeuty (jeden z warunkow jaki mi postawil by wrocic do siebie- (to byla jego decyzja powrotu), ja nie prosilam, choc o tym amrzylam) ?? Czy tez to on mnie krzywdzi?? Czy z nim jest cos nie tak skoro spotyka sie wciaz z kolegami i chce wiesc zycie kawalerskie gdy ma dziecko i mnie ?? Z przyjacielem i jego dziewczyna, ktorzy mnie nie akceptuja (moze tez z mojej winy ale to inny temat),. A ja siedze sama w domu.. Nie wiem co mam myslec. POMOCY.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam..czytając ciebie ASO, od razu przyszło mi na myśl to iz on nie chce już związku..Musisz wziąśc sie za siebie, zacząc dbać o siebie i o maleństwo..wychodzic do ludzi, jak siedzisz całymi dniami w domu to rózne myśli przychodzą do głowy..Czas pomyslec o sobie i o niej..Twój niepokój i obawy ,dziecko widzi i wyczuwa..Powinnas otwarcie porozmawiać ze swoim mężczyzną o tym czego On oczekuje od Ciebie, a Ty od niego..sluchać siebie na wzajem co mówicie..życie nie polega na tym iz ty tu a on tam..w kazdym związku są kryzysy,o ktorych trzeba porozmawiać ..iśc na kompromis..dojśc do setna sprawy..Ulegając raz, ulegniesz i następny..dla Ciebie też cos sie nalezy z zycia..dosyć tej klatki..Z tego co napisałaś mam wrazenie iz były chłopak bardziej do Ciebie ciagnie niż obecny..Moim zdaniem powiniście szczerze porozmawiać o waszym związku..mam nadzieje że dojdziecie do porozumienia..teraz cierpisz, a co bedzie dalej?..Pomyśl

Pozdrawiam i zycze miłego dnia:)

 

Witaj Lalaro:)..wczoraj rozmawiałysmy na czacie..i wpakowałas sie niesamowicie..jak myslisz czy to kiedys sie poprawi?..teraz cierpisz a co bedzie pózniej..pomysl o tym..pisałas ze cie bije..czy zrozumiesz wtedy jak znajdziesz sie w szpitalu ze tak nie wolno..to dla mnie jest nie do pojęcia co Ty musisz przechodzić psychicznie jak i fizycznie..Napisałas wczoraj że Twój partner nie ma szacunku do Ciebie..a czy Ty masz do siebie? jesli tak to dobrze, ale jesli nie to tragedia, Jak widzisz siebie w lustrze co widzisz i co myslisz?

Chciałabym byście wszystkie były szczęśliwe..ale nie ważne czego ja chce..Wazne czego Wy chcecie:)

 

pozdrawiam:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziekuje Anieto za odpowiedz.Moj byly chlopak nie ciagnie do mnie, a obecny mowi ze chce byc. Sam wrocil, zapewnia ze kocha, ale potrzebuje wolnosci troche. Po rozstaniu zapisalam sie na kurs tanca. Tak dla siebie. Teraz mam wyrzuty o to niby w zartach, ale sa. Czuje sie zle wtedy i winna tego ze tam chodze. W domu siedziec nie lubie ale z drugiej strony nie moge sie wyrwac..tu mi zle ale tu jestem i zawsze cos jest do zrobienia. Zreszta nie bardzo mam isc gdzie i do kogo. Nienawidze siebie chwilami za ten brak organizacji i zmiany.

On teraz przychodzi kiedy chce i widzimy sie czesto, ale tylko chwilami. Nie wiem jak z nim rozmawiac, by nie odczul tego zle. Wiem tylko jedno na pewno ze mnie kocha. Na swoj sposob. Wiemt ez ze winy mam w sobie duzo, duzo zlych rzeczy, ale on nie widzi albo tez nie mowi ze on tez ma. Nie wiem juz sama czy ja jestem nienormalna, czy on zwala tylko dla ulatwienia wszystko na mnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Widze ze nie jestem odosobniony w tym ...

Wczoraj wlasnie zostawila mnie partnerka, z powodu ciaglych bezpodstawnych pretensji z mojej strony.

 

Mniej wiecej cos na tej zasadzie, jak w artykule ponizej:

 

"Witam!

Mam nadzieję że zainteresuje Was mój problem i pomożecie mi. Sytuacja wygląda mniej więcej w ten sposób: jestem z Piotrkiem od 8 miesięcy. Na początku oczywiście było pięknie,a my chodziliśmy "pijani z miłości". Po 4 miesiącach, kiedy minęła ta pierwsza magia i te starania ukazywania się w jak najlepszym świetle, zaczęły się sprzeczki i kłótnie. Szybko zauważyłam że większość z nich jest z powodów bardzo błahych, a przede wszystkim - że właściwie większość to jego inicjatywa. Coraz częściej zaczęły się pojawiać sytuacje, że przyjeżdżał do mnie - ja stęskniona, czekałam od 3dni na to spotkanie, mamy dla siebie np tylko 2h - a on leżał, milczał i patrzył przed siebie, a jak pytałam o co chodzi to mówił że o nic. I ja zaczynałam się od razu martwić o czym on tak myśli,a on nigdy nie chciał mi powiedzieć. W końcu powiedziałam mu że ja rozumiem że nie musimy gadać przez całe spotkanie, bo czasami się człowiekowi po prostu nie chce, ale że jak jush musi milczeć a ja jestm obok to żeby mnie choć przytulił, żebym czuła że jest OK a on po prostu sobie myśli. W ten sposób na jakiś czas załatwiliśmy tę sprawę. Problem kłótni natomiast nie przemijał, ale tłumaczyłam to sobie tym że docieramy się i że to w końcu minie. Nadeszły wakacje. Myślałam że zwariuję. Dlaczego? Bo albo było pięknie, tak naprawdę, 10/10, albo totalnie źle bo nagle wynikała jakaś głupia sprawa, błahostka która działała na mnie jak kubeł zimnej wody. Czułam że jak tak dłużej pociągnę to nabawię się rozdwojenia jaźni, wielokrotnie miałam wrażenie że on lubi mnie martwić,że bawi się moimi uczuciami,ale kiedy tylko sytuacja poprawiała się i znowu było dobrze - od razu zapominałam o wątpliwościach. Ale nie muszę chyba wspominać jak bardzo wyczerpywało mnie to psychicznie, dodam też że zaczęliśmy się spotykać w styczniu, a w kwietniu wykryto u mnie nerwicę lękową. Wiedziałam po prostu że taki stan, przy moim zaburzonym poczuciu bezpieczeństwa, jest conajmniej toksyczny. W sierpniu miarka się przebrała, gdyż nie dość że on wymyślał jush takie irracjonalne powody do kłótni że mogłam się tylko z nich śmiać, to jeszcze znowu zaczął w ten swój dawny sposób zimno "myśleć".Chciałam zerwać. Ostrzegałam go przedtem wiele razy że te wzloty i upadki to nie dla mnie, że ja tak nie umiem żyć. Nie pomogło. Kiedy powiedziałam że to koniec on nagle się przejął, zaczął przepraszać, mówić że nie wie po co to wszystko, że chyba chciał sobie udowodnić że nie jestem jedyna i jak nie ja to inna ale zrozumiał że tylko ja i w ogóle, wyszło też na jaw pewne ważne zdarzenie z jego przeszłości: kiedy miał naście lat spotykał się z dziewczyną, której chłopak wyjechał do pracy na rok. On szybko zaprzestał tej znajomości, ale nie od razu. Natomiast widział później, jak tamten chłopak wrócił i jakby nigdy nic byli z tą dziewczyną razem...i dlatego boi się teraz zaufać dziewczynie...przekonał mnie. Postanowiłam spróbować. Ale nie jest lepiej. Za to tamto wydarzenie pozwoliło mi zauważyć taki schemat i dojść do pewnych wniosków: zauważyłam że On powodów do kłótni szuka zawsze wtedy kiedy zaczyna być między nami tak naprawdę dobrze. Wiem też że on nie potrafi tak całkiem zaufać. Poza tym potrafi jednego dnia być ze mną, mówię mu że go kocham itd a następnego pisze mi smsa że ma takie dziwne przeczucie że jush go nie kocham, że chyba nie chcę z nim być. (nie muszę chyba mówić że jest to dla mnie bolesne bo wygląda to tak jakby nie wierzył w moje słowa, albo nie wierzył we mnie). Ale do czego zmierzam: MAM WRAŻENIE ŻE KIEDY JEST NAPRAWDĘ DOBRZE TO ON ZACZYNA SIĘ BAĆ.CZEGO?? TEGO W JAKIM STOPNIU GO TO UCZUCIE WCHLANIA. ŻE TRACI KONTROLĘ,ŻE ZACZYNA SIĘ ANGAŻOWAĆ CAŁYM SOBĄ I W RAZIE GDYBY TO SIĘ POPSUŁO (OCZYWIŚCIE WINA BYŁABY MOJA) TO NIE POTRAFIŁBY SOBIE Z TYM PORADZIĆ I ZA BARDZO BY GO TO SKRZYWDZIŁO. KIEDY ON CZUJE ZE TRACI CZUJNOSC I ZACZYNA SIE ZA BARDZO ANGAZOWAC, ROSNIE JEGO LEK PRZED ZRANIENIEM, A WTEDY ZACZYNA SIE UPEWNIAC CZY GO KOCHAM, WYSZUKUJE KLOPOTY I KONCZY ROZMOWE ZE JESLI NIE CHCĘ Z NIM BYĆ TO ŻEBY MU POWIEDZIEĆ. Staram się go zrozumieć: może mu być ciężko zaufać kiedy był świadkiem tego, jak tamta dziewczyna oszukała swojego chłopaka. Próbowałam mu mówić codziennie że go kocham, liczyłam na to że może z czasem przekona się że można mi zaufać i rzuci się na tą głęboką wodę. Ale niestety, tak się nie dzieje. Jest między nami pięknie, ale jak zaczyna się robić zbyt pięknie to on znajduje jakiś pretekst żeby powiedzieć że chyba go nie kocham, że on mnie nie zmusza żebym z nim była, że jeśli nie chcę to mam mu powiedzieć.A to bardzo boli, kiedy tak bliska mi osoba mi nie ufa. Mam coraz częściej wrażenie że ten związek nie ma przyszlości, czuję że tracę cierpliwość a jednoczęśnie na samą myśl o tym że miałabym go rzucić bo on ma problem, czuję wyrzuty sumienia, bo to trochę tak jakby opuszczać człowieka bo jest np inwalidą. Nie wiem jednak jak mogę mu pomóc i czy w ogóle mogę. Wiem, że on czuje że nas niszczy, że chciałby z tym walczyć tylko nie wie jak. Proponowałam mu wizytę u pani psycholog, ale nie przyjął tego zbyt entuzjastycznie i chyba się wykręci. Ni wiem - czy mogę mu jakoś pomoć i jak? Oczywiście nie twierdzę, że ja jestem idealna bo tak by mogło z tego listu wynikać - nie jestem i zdaję sobie z tego sprawę,były też kłótnie powodowane przeze mnie, celowo jednak nie opisywałam swoich wad żeby nie przedłużać. Podsumowując: czy on kiedykolwiek będzie gotowy do dojrzałego, opierającego się na zaufaniu związku, czy ja mogę mu jakoś pomóc i czy jest sens kontynuować tę znajomość? Na marginesie dodam tylko że zaangażowanie uczuciowe z obu stron jest duże, intuicyjnie czuję że sens w takim razie jest. Tylko jak ja mam być z nim jeżeli tyle mnie to kosztuje i tak mnie to niszczy? Psycholog, u którego jestem od kwietnia na terapii powiedział mi, że to jest bardzo niebezpieczny związek, że on szuka emocji w związku a spokój i harmonia go nuży i że on doładowuje baterie takimi właśnie wzlotami i upadkami, a to mnie zniszczy psychicznie i zrujnuje moje poczucie bezpieczeństwa, które tak aktywnie sobie odbudowuję. Co ja mam zrobić??? Proszę, pomóżcie."

 

Link: http://www.psychologia.edu.pl/index.php?dz=poradniafaq&op=opis&id=7551

 

Nie wiem co mam robić, zeby swój problem zlikwidować, wiem, że tkwi on we mnie ...

Praktycznie wiem to odrazu po tym jak juz sie czegos uczepia, zrobie problem, ale juz zapono wtedy.

Czesto udawalo sie wylagodzic sytuacje, ale ostatnio nie wytrzymala ...

 

CHcialbym ja odzyskac :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wydaje mi się, że u źródła toksycznych związków leży nadzieja. Chora nadzieja. Że on/ona się zmieni, że może rzeczywiście nie jest taki/taka jak ją teraz odbieram, że może uda nam się dogadać.

Jeśli nie akceptujemy związku i drugiej osoby tu i teraz, takiej jaka ona jest i jeśli związek nie jest teraz udany - NIE ŁUDŹCIE SIĘ. To się nie zmieni. Nie żyjcie swoją wizją tego, jak być powinno, tylko tym, co naprawdę jest! Przyjmujcie aktualny stan rzeczy i jeśli Wam nie odpowiada - to nie związek dla Was!

[Można przyjąć jedyne drobne odstępstwa na samym początku związku, kiedy jeszcze się poznajecie, ale już po pół roku jednak można określić czy ta osoba nam odpowiada czy nie. Nie żyjcie własnymi ideałami związku, tylko związkiem takim, jaki jest.]

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Quest mi się wydaję, że jesteś w dobrze rokującej sytuacji skoro wiesz, że problem leży w Tobie i chcesz coś z tym zrobić. Musisz poszukać na prawdę dobrego terapeuty i to tez się wiąże z kosztami. Taka sprawa wymaga miesięcy a nawet lat, nie wyzdrowiejesz od jednej wizyty i nie przerywaj też terapii, bo nie wolno! Zawsze trzeba pracować w końca, zwłaszcza w tej dziedzinie. Nie napiszę więcej, bo sama jestem w takiej sytuacji i muszę się pozbierać. Powodzenia

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wydaje mi się, że u źródła toksycznych związków leży nadzieja. Chora nadzieja. Że on/ona się zmieni, że może rzeczywiście nie jest taki/taka jak ją teraz odbieram, że może uda nam się dogadać.

Jeśli nie akceptujemy związku i drugiej osoby tu i teraz, takiej jaka ona jest i jeśli związek nie jest teraz udany - NIE ŁUDŹCIE SIĘ. To się nie zmieni. Nie żyjcie swoją wizją tego, jak być powinno, tylko tym, co naprawdę jest! Przyjmujcie aktualny stan rzeczy i jeśli Wam nie odpowiada - to nie związek dla Was!

[Można przyjąć jedyne drobne odstępstwa na samym początku związku, kiedy jeszcze się poznajecie, ale już po pół roku jednak można określić czy ta osoba nam odpowiada czy nie. Nie żyjcie własnymi ideałami związku, tylko związkiem takim, jaki jest.]

Fanaberia! kochana moja,nie myśl tak. to brak wiary w drugiego człowieka. tak nie można. przeżyłam 10 lat w nieudanym związku z DDA,który miesiącami się do mnie nie odzywał-nasze małżeństwo umierało,rozpadało się a ja razem z nim. POSTANOWIŁAM,ŻE NIE BĘDĘ TEGO DŁUŻEJ ZNOSIĆ I PRZERWAŁAM TO-POSTARAŁAM SIĘ O SEPARACJĘ PRAWNĄ-ROZPRAWA W SĄDZIE I TE SPRAWY. to dało mojemu mężowi takiego kopa,że chciał wrócić... Zaryzykowałam. Dałam mu czas na zmiany i skorzystanie z pomocy psychologa. w lipcu zeszłego roku na nowo zamieszkaliśmy RAZEM. Mój mąż się zmienił bo zrobiłam ten radykalny krok ale też NIGDY NIE PRZESTAŁAM W NIEGO WIERZYĆ,ŻE MOŻE SIĘ ZMIENIĆ. Dlatego postarałam się o separację a nie o rozwód. i On naprawdę się zmienił. przeżyliśmy ze sobą najcudowniejszy rok naszego małżeństwa i tak jest nadal. KOCHAM GO Z CAŁEGO SERCA. We wrześniu będziemy obchodzić 11tą rocznicę naszego ślubu. Jestem szczęśliwa. ludzie naprawdę MOGĄ SIĘ ZMIENIĆ. ALE MUSZĄ SAMI TEGO CHCIEĆ. NIE MOŻEMY KOGOŚ ZMIENIĆ ALE MOŻEMY WIERZYĆ W TĄ DRUGĄ OSOBĘ. ALE JEDNAK NIE POZWALAĆ SIĘ ŻLE TRAKTOWAĆ. teraz żałuję tylko tego,że pozwalałam tak długo traktować się jak powietrze. mogłam to zrobić wcześniej. ale cieszę sie ,że w końcu wszystko dobrze się ułożyło. I WSZYSTKIM ŻYCZĘ TEGO SAMEGO!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wydaje mi się, że u źródła toksycznych związków leży nadzieja. Chora nadzieja. Że on/ona się zmieni, że może rzeczywiście nie jest taki/taka jak ją teraz odbieram, że może uda nam się dogadać.

Jeśli nie akceptujemy związku i drugiej osoby tu i teraz, takiej jaka ona jest i jeśli związek nie jest teraz udany - NIE ŁUDŹCIE SIĘ. To się nie zmieni. Nie żyjcie swoją wizją tego, jak być powinno, tylko tym, co naprawdę jest! Przyjmujcie aktualny stan rzeczy i jeśli Wam nie odpowiada - to nie związek dla Was!

[Można przyjąć jedyne drobne odstępstwa na samym początku związku, kiedy jeszcze się poznajecie, ale już po pół roku jednak można określić czy ta osoba nam odpowiada czy nie. Nie żyjcie własnymi ideałami związku, tylko związkiem takim, jaki jest.]

Fanaberia! kochana moja,nie myśl tak. to brak wiary w drugiego człowieka. tak nie można. przeżyłam 10 lat w nieudanym związku z DDA,który miesiącami się do mnie nie odzywał-nasze małżeństwo umierało,rozpadało się a ja razem z nim. POSTANOWIŁAM,ŻE NIE BĘDĘ TEGO DŁUŻEJ ZNOSIĆ I PRZERWAŁAM TO-POSTARAŁAM SIĘ O SEPARACJĘ PRAWNĄ-ROZPRAWA W SĄDZIE I TE SPRAWY. to dało mojemu mężowi takiego kopa,że chciał wrócić... Zaryzykowałam. Dałam mu czas na zmiany i skorzystanie z pomocy psychologa. w lipcu zeszłego roku na nowo zamieszkaliśmy RAZEM. Mój mąż się zmienił bo zrobiłam ten radykalny krok ale też NIGDY NIE PRZESTAŁAM W NIEGO WIERZYĆ,ŻE MOŻE SIĘ ZMIENIĆ. Dlatego postarałam się o separację a nie o rozwód. i On naprawdę się zmienił. przeżyliśmy ze sobą najcudowniejszy rok naszego małżeństwa i tak jest nadal. KOCHAM GO Z CAŁEGO SERCA. We wrześniu będziemy obchodzić 11tą rocznicę naszego ślubu. Jestem szczęśliwa. ludzie naprawdę MOGĄ SIĘ ZMIENIĆ. ALE MUSZĄ SAMI TEGO CHCIEĆ. NIE MOŻEMY KOGOŚ ZMIENIĆ ALE MOŻEMY WIERZYĆ W TĄ DRUGĄ OSOBĘ. ALE JEDNAK NIE POZWALAĆ SIĘ ŻLE TRAKTOWAĆ. teraz żałuję tylko tego,że pozwalałam tak długo traktować się jak powietrze. mogłam to zrobić wcześniej. ale cieszę sie ,że w końcu wszystko dobrze się ułożyło. I WSZYSTKIM ŻYCZĘ TEGO SAMEGO!!!

Tak, ale tutaj u źródła problemu stały pewne zaburzenia z przeszłości. W takich przypadkach, owszem, nie wszystko jest oczywiste od początku. Są pewne obawy i lęki, bardzo głęboko schowane, które samemu sobie ciężko uświadomić i przeciwdziałać, a które rzutują na wiele zachowań człowieka. W takich przypadkach związek może się udać tylko wtedy jeśli dana osoba ma dużą samoświadomość i widzi swoje reakcje obronne, lub gdy jest osoba, które je pokazuje (np. psycholog). W takim przypadku najpierw trzeba umieć się odkryć, a dopiero "weryfikować" związek, o czym pisałam wcześniej. U Was się to udało dopiero po dziesięciu latach, trochę długo, ale na szczęście nigdy nie jest za późno ;) Mój poprzedni post nie dotyczył ludzi, którzy żyją w związku schowani za zasłoną, ale o tych dojrzałych i uczciwych wobec siebie i innych. Szkoda, że takich jest zbyt mało, bo będąc takim można dość szybko ocenić, czy warto się angażować w związek czy nie. Bo im później, tym rozstanie bardziej boli.

Pozdrawiam i życzę szczęścia :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Byłem w miniony piątek u psychologa. Zdecydowałem się na terapie.

Na tą chwilę trudno mówić, czy coś wniosłem z tego spotkania.

 

Z partnerką daliśmy sobie, jeszcze jedną szansę, może się uda ...

Chodź momentami wątpię w to, wczoraj znów według niej się przyczepiłem się bez powodu.

Ja już nie wiem czy bez powodu czy miałem powód.

 

Wiem, że mam problem, ale też czasami przez myśl mi przechodzi, czy teraz wszystko nie będzie się sprowadzało do tego, że to moja wina, bo ja mam problem itp.

Oddaje się czasowi, i losowi ... bo chyba nic więcej nie jestem wstanie zrobić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Quest, może to jest jedynie problem z komunikacją? Sposób mówienia o czymś, a niekoniecznie "pretensje" o treść. Wiadomo, że lepiej brzmi "kochanie, posprzątaj w kuchni, bo ja jestem dziś zmęczona" niż "mógłbyś w końcu posprzątać kuchnię, a nie tylko oczekujesz, że ja to wiecznie będę robić". W pierwszym przypadku pewnie każdy by to zrobił, a w drugim zaczyna się kłótnia "o co ci znowu chodzi, wiecznie masz tylko pretensje bla bla bla". I może nie tyle Ty mówisz coś w sposób niegrzeczny, niemiły, ale zwyczajnie inny niż oczekiwałaby Twoja dziewczyna. Powinniście porozmawiać szczerze jakiego rodzaju komunikatu potrzebujecie od drugiej strony, dlaczego mówicie coś w taki, a nie inny sposób (może to jakaś reakcja obronna na złe kontakty w domu, czy coś o czym nie wiecie). Trochę więcej samokontroli w rozmowie, pomyślenie nad tym, w jaki sposób coś powiedzieć, żeby nie urazić drugiej osoby nie kosztuje dużo, a może zdziałać cuda. Myślę, że oboje chcecie się dogadać, więc oboje powinniście się zgodzić na trochę pracy. Jeśli okaże się, że to jest rzeczywisty problem to pokombinuje trochę. Może jeśli czujesz, że nie powiesz czegoś bez nacechowania negatywnymi emocjami, bo po prostu źle się czujesz, postaraj się napisać to na kartce w sposób miarę obiektywny. Pisząc, łatwiej jest dobrać odpowiednie słowa. Może zamiast wchodzić w kłótnię poinformuj ją, że teraz Cię zbyt ponosi i nie chcesz rozmawiać i przyjdziesz do niej jak przemyślisz to, co chcesz powiedzieć. Twoja dziewczyna powinna docenić takie próby i sama uczestniczyć w próbach odnalezienia dobrego sposobu komunikacji. A jeśli chodzisz już o psychologa nie głupie by było kiedyś wybrać się z dziewczyną i próbować z nią porozmawiać przy niej, na pewno dostrzeże Wasze błędy i pomoże Wam to skorygować. W dodatku taka praca przyda się Wam nie tylko w związku, ale przy wszelkich próbach kontaktu z ludźmi, w domu, w pracy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziekuje za rady, jestem ogromnie wdzieczny.

 

ALe cos mi sie wydaje, ze to ze mna jednak cos nie tak, i to bardzo porzadnie musze miec zle w glowce.

Dzisiejszy dzien kaze mi tak myslec, a nawet wczorajszy.

 

Partnerka poinformowala mnie, ze jest przed okresem, i jest drazliwa. i czepialska, i prosila o zrozumeinie.

Niestety ja nie potrafilem zrozumiec, i caly dzien byly zwarcia miedzy nami ...

No masakra, wiedzialem ze ma zly dzien itp, ale kontynuowalem na sile, duszace mnie tematy ...

 

Podle sie czuje, bo bez niej mi zle, a przy niej nie potrafie jej zrozumiec ..

Widze ze znow zaczyna byc zrezygnowana, nie ma dnia zeby nie bylo jakeigos nieporozumienia, lapania za slowka z mojej stronmy, doszukiwania sie problemu itp.

 

Nie wiem co mam robic ...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No masakra, wiedzialem ze ma zly dzien itp, ale kontynuowalem na sile, duszace mnie tematy ...
Myślę, że to jest klucz. Jeśli coś Cię trapi, niepokoi, nie potrafisz nie odezwać się na ten temat. Wydaje Ci się, że alternatywą jest jedynie odpuszczenie i stłumienie. A przez to popadasz we frustrację. Powinieneś uświadomić sobie, że to nie działa jedynie na zasadzie mówić-nie mówić. Oczywiście, że mówić, ale chodzi o to jak mówić. Postaraj się nie martwić o to, że czegoś nie powiesz swojej dziewczynie i będziesz się z tym męczył. Uznaj rozmowę za pewnik i postaraj się popracować jedynie nad sposobem jej przeprowadzenia. Życzę powodzenia w pracy nad sobą i nie zapominaj, że nic nie zdziałasz bez współpracy z dziewczyną ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja odkąd pamietam miałem same toksyczne związki.Pierwszy związek miałem powiedzmy, że "za dzieciaka", miałem wtedy może z 15 lat i nie traktowałem tego poważnie więc trwało to jakiś miesiąc i się skończyło.Takie poważniejsze zaangażowanie pamietam pod koniec liceum - spotykałem się z jedną dziewczyną, powiem szczerze że szybko mi się spodobała, zaangażowałem się w to mocno, ale ona chyba nie.Kiedyś na sylwestra bawiliśmy się na różnych imprezach i przy następnej okazji oznajmiła mi, że nie możemy się dłużej spotykać bo sobie kogoś innego znalazła.Nie powiem...troche zabolało.Pocierpiałem troszkę, później miałem roczną przerwe w związkach i w końcu trafiłem na dziewczynę która bardzo mi odpowiadała (a przynajmniej wtedy tak myślałem).Traktowałem to poważnie, ona też, wiadomo były sprzeczki ale to normalne.Kiedyś przez przypadek dowiedziałem się, że ona ćpa.Bardzo mnie to zdenerwowało i rozczarowało.Były rozmowy że to rzuci, że potrzebuje wsparcia i oczywiście czując coś do niej wiedziałem że nie mogę tego skończyć i muszę dać jej to wsparcie.Sytuacja jednak się nie poprawiała, a wręcz pogarszała i później otwarcie mi mówiła, że nie przestanie.Nie mogłem dalej w to brnąć więc musiałem to zakończyć.Miałem wyrzuty sumienia, bo ona z tego co mówiła to kochała mnie (pomijając to, że kiedyś mnie zdradziła).Oczywiście po tym wszystkim straciłem zaufanie do kobiet, spotykałem się w międzyczasie z paroma, ale raczej nie było to nic poważnego.Była w międzyczasie dziewczyna na której troszke mi zależało, ale nie wyszło nic z tego.Trwało to trochę do momentu aż spotkałem dziewczynę w której naprawde się zakochałem.Byliśmy ze sobą ponad 2 lata, ale przez moją przesadną zazdrość i częste sprzeczki zerwaliśmy ze sobą.Miałem wyrzuty sumienia, chciałem to naprawić, bardzo się dla niej zmieniłem i zaczęliśmy się znowu spotykać aż w pewnym momencie pomyślałem że jednak uda się i będziemy ze sobą.Niestety oszukała mnie, oprócz mnie, równolegle spotykała się z innym facetem i wybrała jego zamiast mnie.to był dla mnie prawdziwy cios, miałem co do niej poważne plany, w nikim nie byłem tak zaangażowany a nagle poczułem się bardzo oszukany.Od tamtego czasu coś mi się w głowie poprzestawiało.Zamiast być smutnym zacząłem dużo pić, imprezować, poznawać dziewczyny w klubach na jedną noc.Musiałem jakoś to odreagować.Jakiś czas temu poznałem jedną dziewczynę, z która zaczeliśmy ze sobą chodzić, ona miała też różne przejścia w związkach i rozumieliśmy się.Najgorsze jest to, że nie potrafiłem się w ogóle zaangażować, całkowicie nic do niej nie czułem i w pewnym momencie zaczęło mnie to bardzo męczyć.Musiałem jej o tym powiedzieć, co było równoznaczne z zerwaniem.Strasznie głupio mi wtedy było, bo nienawidzę krzywdzić ludzi.Od tamtej pory zreszta nie potrafiłem się w nic zaangażować, uciekałem jak tylko relacja z kobietą stawała się zbyt poważna, bałem się zaangażowania i na siłe szukałem dziury w całym, żeby tylko nic nie poczuć.Niedawno temu poznałem dziewczynę która mi odpowiadała, znajomi mówili mi, żebym sie postarał bo jest naprawde fajna i nie mogę tego zepsuć.Całymi siłami walczyłem ze sobą, żeby się otworzyć na nią i się udało...zauroczyłem się.Niestety skończyło sie to tak szybko jak się zaczeło - pewnego dnia przestała ode mnie odbierać telefony, nie odpisywała na wiadomości...kolejne rozczarowanie.Teraz nie widzę siebie w związku, kobiety mnie nudzą i zaczyna mnie to przerażać.Jedyne co mnie do nich ciągnie to pociąg seksualny i boję się że już nigdy nie będę potrafił się zaangażować.2 tygodnie temu spotkałem się z koleżanką w której się podkochiwałem kiedyś.Było bardzo przyjemnie na spotkaniu, później dzwoniliśmy do siebie, pisaliśmy, ona wyjechała na 3 dni i jak wróciła to od tamtej pory nie potrafię się do niej odezwać, nie chce mi się z nią rozmawiać ani spotykać i praktycznie już to przekreśliłem.Coś chyba jest ze mną nie tak, ale przez te wszystkie historie nie ufam kobietom i nie potrafię nic do nich poczuć.Boję się, że w przyszłości zostanę sam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

NO wlasnie, bede pracowal na soba ...

 

Tyle ze znow, jestem sam ... :((((

Stwierdzila ze ja sie nie zmienie ... i ze ona nie ma sily - nie dziwie sie ...

zaglaskalem kotka na smierc :(

przekonuję się każdego dnia,że ZWIĄZEK Z DRUGĄ OSOBĄ OPARTY NA MIŁOŚCI-TO ZWIĄZEK PEŁEN AKCEPTACJI DLA TEJ DRUGIEJ OSOBY. BO MIŁOŚĆ TO AKCEPTACJA. Chodzi o to ,żeby zaakceptować drugą osobę taką jaka jest-nie próbując jej zmieniać. nie brać odpowiedzialności za postępowanie tej osoby,pozwolić być jej sobą. i zawsze wychodzić z miłośćią na przeciw problemom. jeśli jest coś nie tak między mną a moim mężem-nawet z jego winy-to podchodzę do niego,mówię o tym jak bardzo go kocham i jak bardzo chcę,żeby było między nami dobrze i ciepło. i to zawsze działa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

NO wlasnie, bede pracowal na soba ...

 

Tyle ze znow, jestem sam ... :((((

Stwierdzila ze ja sie nie zmienie ... i ze ona nie ma sily - nie dziwie sie ...

zaglaskalem kotka na smierc :(

przekonuję się każdego dnia,że ZWIĄZEK Z DRUGĄ OSOBĄ OPARTY NA MIŁOŚCI-TO ZWIĄZEK PEŁEN AKCEPTACJI DLA TEJ DRUGIEJ OSOBY. BO MIŁOŚĆ TO AKCEPTACJA. Chodzi o to ,żeby zaakceptować drugą osobę taką jaka jest-nie próbując jej zmieniać. nie brać odpowiedzialności za postępowanie tej osoby,pozwolić być jej sobą. i zawsze wychodzić z miłośćią na przeciw problemom. jeśli jest coś nie tak między mną a moim mężem-nawet z jego winy-to podchodzę do niego,mówię o tym jak bardzo go kocham i jak bardzo chcę,żeby było między nami dobrze i ciepło. i to zawsze działa.

 

Masz rację, z tymże, myślę ze gdyby Ona miała u mnie to wszystko zaakceptować, dostała by na głowę.

Ja mam problem ze sobą, i doskonale ją rozumiem, wiesz, to jest jakby taki lęk przed odrzuceniem, każde jej zdanie słowo, zwrócenie uwagi, odbieram jako atak na mnie, że coś jej nie odpowiada we mnie, i zaczynam się bronić, odpierając atak ...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mi właśnie chodziło o ciebie-że to TY jej nie akceptujesz-jej i jej wyborów. z tego co piszesz wynika,że chcesz ją trochę zmienić,podporządkować swojemu wyobrażeniu o niej. to niedobrze. ciekawe jest to co piszesz-bo ty w pełni zdajesz sobie sprawę z tego co jest twoim problemem. więc dlaczego nad sobą nie pracujesz. pomyśl dobrze o swojej dziewczynie. czy ona rzeczywiście cie atakuje? czy ona chce ci zaszkodzić,zranić itd??? myślę,że nie. mój mąż też kiedyś oskarżał mnie o to,że go atakuję a to była bzdura. najczęściej chciałam z nim rozmawiać,żeby dojść do porozumienia a on już to odbierał jako atak. to było chore. wykończył mnie tym. rozeszliśmy się na jakiś czas. od roku na nowo jesteśmy razem i teraz już mi tego nie zarzuca. ale skorzystał z pomocy psychologa-właściwierazem byliśmy na terapii małżeńskiej i bardzo nam to pomogło. czytaliśmy też razem książki,które pomagały nam się do siebie zbliżyć.

pracuj nad sobą kochany.powodzenia

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×