Skocz do zawartości
Nerwica.com

Toksyczne związki !!!! (związki które was wykańczają)


Rekomendowane odpowiedzi

Cześć wszystkim, jestem nowa na forum i postanowiłam napisać coś od siebie. Mam prawie 30 lat i od 4 lat żyję w toksycznym związku. Mój chłopak jest ode mnie starszy, a nie ma żadnych planów. Mieszkamy razem - tzn on mieszka w moim mieszkaniu. Ja staram się rozwijać, skończyłam studia, mam pracę, perspektywy zawodowe. Chcę ułożyć sobie życie, mieć męża i dzieci. On nie chce. Nie interesuje się mną, niczym, co jest wspólne, sprawy, które dotyczą też mnie załatwia za plecami, po cichu. Daruję sobie inne szczegóły, po prostu nie kocham go już i nie widzę z nim swojej przyszłości. Panicznie boję się rozstania i samotności. Momentu wyprowadzki itp. Wielokrotnie dochodziło już do tego, że on pakował swoje rzeczy, a ja zawsze miękłam i mówiłam, żeby to jeszcze przemyślał. Nie potrafię mieć cichych dni, nie umiem bezwzględnie wyrzucić go z domu. Boję się, że nie ma już dla mnie przyszłości. Nie chcę szukać nowego chłopaka, bo nie wyobrażam sobie jak by to miało wyglądać. Nie mam siły na randki, spotkania, poznawanie ludzi. Straciłam wiarę w siebie i pewność siebie. Przez to jak traktował mnie mój chłopak nie czuję się już dziewczyną, nie lubię na siebie patrzeć, przy ludziach spuszczam głowę, bo czuję się najgorzej na świecie. Wiem, że nie jestem maszkarą, mimo to uważam, że nikt już by na mnie nie spojrzał. Wiem, że im szybciej zacznę działać, tym lepiej, ale nie mogę ruszyć naprzód. Wydaje mi się, że nic lepszego mnie już nie czeka, więc tkwię w tym.... Wszystkie moje koleżanki idą do przodu, mają mężów, dzieci. Moja siostra, młodsza ode mnie, jest w drugiej ciąży, ma męża. Komentarze rodziny mnie dobijają, czuję się nieudacznicą, myślę, że ciąży na mnie jakaś klątwa. Pomóżcie, co robić?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W sumie to wiem, co robić, tak jak piszesz Kalebx3, kopnąć w dupę. Ale co potem? Jak to zrobić, żeby po prostu mieć lepiej? Czy to jest możliwe, że przyciąga się samych takich toksycznych ludzi? Jak sobie radzicie z życiem po takim rozstaniu? Aha, no i jak to zrobić, żeby komentarze rodziców, dziadków (w stylu "też byś mogła już mieć dziecko) nie wywoływały tylu emocji...czasami się boję, że zrobię komuś krzywdę słysząc to...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć wszystkim, jestem nowa na forum i postanowiłam napisać coś od siebie. Mam prawie 30 lat i od 4 lat żyję w toksycznym związku. Mój chłopak jest ode mnie starszy, a nie ma żadnych planów. Mieszkamy razem - tzn on mieszka w moim mieszkaniu. Ja staram się rozwijać, skończyłam studia, mam pracę, perspektywy zawodowe. Chcę ułożyć sobie życie, mieć męża i dzieci. On nie chce. Nie interesuje się mną, niczym, co jest wspólne, sprawy, które dotyczą też mnie załatwia za plecami, po cichu. Daruję sobie inne szczegóły, po prostu nie kocham go już i nie widzę z nim swojej przyszłości. Panicznie boję się rozstania i samotności.

 

Początek jest dobry. Na zdaniu "Panicznie się boję..." zaczynają się Twoje problemy. Chcesz sobie układać życie kierując się lękiem? Sama widzisz, że nic z tego dobrego nie wychodzi. Piszesz, że boisz się samotności, ale jeśli Twój chłopak Cię nie wspiera, nie jest dla Ciebie konstruktywnie bliską osobą, pasożytuje na Twojej energii i wysiłku życiowym, to i tak jesteś samotna. Gdybyś nie była samotna, nie musiałabyś się nam zwierzać na forum, tylko przede wszystkim mogłabyś rozmawiać ze swoim chłopakiem o ważnych rzeczach, swoich obawach, a on byłby bratnią duszą i Cię wspierał. Potrafiłby też wziąć odpowiedzialność za przyszłość i może byłby mężem, a nie wiecznym pomieszkiwaczem.

 

Nie chcę szukać nowego chłopaka, bo nie wyobrażam sobie jak by to miało wyglądać. Nie mam siły na randki, spotkania, poznawanie ludzi. Straciłam wiarę w siebie i pewność siebie.
Przez to jak traktował mnie mój chłopak nie czuję się już dziewczyną, nie lubię na siebie patrzeć, przy ludziach spuszczam głowę, bo czuję się najgorzej na świecie.

 

Błędne koło! Nie masz siły i wiary w siebie, bo jesteś w toksycznym związku, w niezgodzie z własnymi uczuciami. To Cię obciąża, zamiast uskrzydlać. Jak wyprostujesz to, to siły wrócą i wiara w siebie. Pogoń wampira, skoro przez niego czujesz się źle! I będzie siła na randki, a poza tym samej też jest lepiej niż się męczyć, kisić, dręczyć. Można wkładać energię w rozwój a nie ciągle w to, żeby jakoś wytrzymać kolejny trudny dzień.

 

A co najważniejsze, nie kochasz go! Nie ma żadnego powodu usprawiedliwiającego to, żebyś tkwiła w związku bez miłości, nie jesteście małżeństwem, nie macie dzieci, które będą cierpieć, nie umrzesz bez niego z głodu, jesteś samodzielna życiowo, nie jest chory, nie wymaga opieki, nie jest nawet dla Ciebie przyjacielem. Więc o co chodzi?? Może jednak kochasz a może to lęk przed samotnością tak Cię paraliżuje? A może się uzależniłaś?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzięki Wam za słowa wsparcia. Chodziłam do psychologa, co prawda z inną sprawą (ale o tym też było). Powiem szczerze, że zraziłam się do psychologów i nie mam ochotyich więcej oglądać - dlatego napisałam tutaj, do zwykłych ludzi, którzy być może to samo przechodzą. Teraz pewnie narażę się na śmieszność, ale co tam: to prawda, jestem samotna i tak, nie chce mi się opowiadać mu o swoim dniu, ale nie raz robię to, żeby jakikolwiek kontakt nawiązać, nie spędzamy razem czasu itd. Boję się tej pustki w domu, gdyby go już nie było, boję się, że dopadnie mnie jakaś straszna depresja, chociaż nie mogę sobie pozwolić np na to, żeby nie pójść do pracy z powodu "depresji po rozstaniu". Wiem, że zawsze znajdę w sobie tę iskrę do działania, przeżyłam już kilka rozstań i każde było równie dramatyczne. Raz zostałam porzucona w okrutny sposób. Teraz szukam w sobie winy, myślę, że się mu nie podobam i że to przeze mnie, odnowiły się moje kompleksy itd. Ogólnie nie chcę się nad sobą użalać. Mam rodzinę, wsparcie, jednak od nich słyszą ciągle, że chcą, żebym sobie ułożyła życie. A tymczasem zmarnowałam 4 lata życia. Moja siostra ma wszystko, co ja chcę mieć. Ciągle się z nią porównuje. Ona czuje się (i jest) lepsza ode mnie. Bo ma to, czego ja nie mam. Proszę poradźcie, jak to zrobić, żeby odczulić się na te komentarze. Jak przestać myśleć o tym, że jest już dla mnie za późno. Nie mam nadziei. Dobrze, że Wy jesteście;) Dzięki jeszcze raz!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

.... Mam rodzinę, wsparcie, jednak od nich słyszą ciągle, że chcą, żebym sobie ułożyła życie.

Nie masz obowiązku robić czegokolwiek dla ich dobrego samopoczucia.

 

.... A tymczasem zmarnowałam 4 lata życia. Moja siostra ma wszystko, co ja chcę mieć.

Ty chcesz? Na pewno?

 

....Ciągle się z nią porównuje. Ona czuje się (i jest) lepsza ode mnie. Bo ma to, czego ja nie mam...

Lepsza, bo ma? A jaka jest?

 

Twoje myśli koncentrują się wokół narzuconych Ci społecznie pseudozobowiązań. Zacznij myśleć i żyć dla siebie.

A kolesia pogoń - nic się wielkiego nie stanie. Tylko wydaje się, że będzie to takie straszne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

TOLANNE,

W Twoim życiu jeszcze na nic nie jest za późno,nie trać nadziei.Jesteś ciągle młoda i możesz mieć,

to,o czym marzysz. Nie porównuj się z siostrą, bo to nic nie daje, tylko powoduje niepotrzebne

frustracje.Staraj się żyć swoim życiem i małymi krokami dąż do tego,czego pragniesz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Boję się tej pustki w domu, gdyby go już nie było, boję się, że dopadnie mnie jakaś straszna depresja, chociaż nie mogę sobie pozwolić np na to, żeby nie pójść do pracy z powodu "depresji po rozstaniu".

 

Zawsze można wyjść gdziekolwiek, zaprosić przyjaciółkę, wziąć urlop na żądanie, dłuższy urlop, zwolnienie.

Mi się zdarzyło z powodu rozstania, że nie mogłam pracować i wzięłam właśnie urlop na żądanie, ale dzięki wsparciu przyjaciółki skończyło się na jednym dniu. Rozstania bywają bolesne, ale też jest to przełom, który umożliwia zmianę w życiu na lepsze i ta nadzieja sprawia, że się przez to przechodzi. Poza tym przychodzi ulga, że się podjęło decyzję, wyszło z beznadziejnej sytuacji i przychodzi mobilizacja.

 

Ten związek, w którym jesteś, chyba nie ma specjalnie przyszłości, więc bardzo prawdopodobne, że i tak Cię czeka któregoś dnia katastrofa i dołek. Chociażby z powodu poczucia braku sensu takiego życia lub z powodu rozstania, które wymusi na Tobie jakaś sytuacja czy porzucenia. Czy po prostu wielkiego zawodu, jaki Ci sprawi chłopak w jakiejś ważnej chwili.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

TOLANNE, idz na terapie bo sama widzisz ze powtarzasz schematy zachowania. Twoi partnerzy traktowali Cie żle, sama siebie postrzegasz żle. Rodzina dołuje dziwnymi pytaniami .... dlaczego tego nie utniesz ? nie rozumiem, z jakiego powodu rodzina ma prawo komentować Twoje zycie osobiste. Czy Ty pouczasz kogos z rodziny w jego prywatnych sprawach ?

Co do siostry, najwyraźniej postzregasz własna wartość popzez innych ludzi, w tym wypadku posiadanie meza i dzieci. Nasuwa sie pytanie, dlaczego nie cenisz siebie jako osobnego bytu, człowieka, jadnostki w społeczeństwie itd. Smutne to jest.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To jest pewnie dziwne i możliwe, że wszyscy uznają, że nie myślę samodzielnie (choć zawsze uważałam, że jednak myślę), ale jeśli chodzi o to czego chcę ja to jest to dokładnie to, co ma moja siostra i co ma milion ludzi na świecie. To moje samodzielne myślenie. Moi rodzice mówią, że chcą wnuki, drugiego zięcia itd, zupełnie tak, jakbym ja tego nie chciała. I tak mniej więcej to wygląda.

Powiedzcie mi, jak skończyć z tym porównywaniem się. Nie jestem jakąś zahukaną dziewczynką, wiem, że mam jakąś tam wartość, ale to wszystko jest dopóki nie postawię się obok kogoś, kto jest level wyżej.

Co do rozstania. Wolałabym, żeby on to zrobił. Chciałabym nawet, żeby powiedział, że kogoś poznał. Albo cokolwiek. A on tylko zrzuca odpowiedzialność na mnie, pyta "mam się wyprowadzić, tego chcesz?"

Ostatnie pytanie. Będzie dość intymne, ale w końcu jesteśmy (prawie) anonimowo.

W moim związku nie ma w ogóle żadnych zbliżeń. Śpimy w jednym łóżku, ale każde na swoim końcu, pomiędzy nami pies. Jest tak od wielu, wielu miesięcy. Gdy pytałam, dlaczego tak jest, tłumaczy się zmęczeniem, lub tym, że boi się seksu, bo jeśli zajdę w ciążę, to on musiałby się postarać o lepszą pracę itd. Gdy mówię, że ludzie mają dzieci i nawet z najniższą krajową jakoś wiążą koniec z końcem, to twierdzi, że jest za głupi na lepiej płatną pracę. O dziecku nie ma mowy. Oszukał mnie, bo na początku się tak nie bał i wydawało mi się, że chce tego, co ja.

Dodam jeszcze, że było milion rozmów między nami. On jest rozchwiany emocjonalnie, chorobliwie zazdrosny, nie pozwala mi się spotykać nawet z kolegami, o wszystko wypytuje itp. Ja taka też byłam na początku - nie miałam do niego zaufania. Od dłuższego czasu mi nie zależy, mówię mu, że może robić co chce. On traktuje mnie jak swoją własność, ale to osobny problem.

Jestem dziś załamana i przepłakałam pół dnia.

Super, że piszecie. Czy ktoś z Was miał podobnie? Myślałam, że ten wątek już w ogóle jest aktywny, to miłe zaskoczenie. Dzięki!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Refren - zwolnienie to może i dobry pomysł, ale napisałam, że nie mogę sobie na to pozwolić, bo zupełnie bym się załamała. Lubię moją pracę, pracuję z ludźmi z różnymi problemami, to mnie nieraz mocno stawia na nogi:) więc jest plus.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Piszecie o wsparciu przyjaciół. Gdy poznałam X (nazwijmy go X) ucięłam wiele znajomości. To był błąd, widzę to z perspektywy czasu. To są znajomości nie do odnowienia (próbowałam). Ciężko mi też kogoś w ogóle poznać w obecnej sytuacji. Myślałam o jakiejś grupie wsparcia, albo czymś takim. Psycholog zupełnie odpada, mam traumę po tym, u którego byłam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Refren - zwolnienie to może i dobry pomysł, ale napisałam, że nie mogę sobie na to pozwolić, bo zupełnie bym się załamała. Lubię moją pracę, pracuję z ludźmi z różnymi problemami, to mnie nieraz mocno stawia na nogi:) więc jest plus.

 

To brzmi jak wymówki, piszesz że nie możesz się rozstać, bo boisz się, że nie dałabyś rady chodzić do pracy z powodu depresji, a potem, że jak nie będziesz chodzić do pracy, to będziesz się źle czuć. Litości. To już chyba musicie się pobrać, no nie ma wyjścia...

Nie chcesz sama zerwać, ale chciałabyś, żeby on to zrobił. Tylko, że nie zrobi. Nie pozwala Ci nawet spotykać się z kolegami, a oczekujesz, że Cię w ogóle zostawi samą, na stałe?

Różne są pomysły na życie i szczęście, nie chcę Ci nic narzucać, ale związek i mieszkanie z kimś, kogo się nie kocha (tak przynajmniej twierdzisz) i kto Cię dołuje, to dość oryginalny pomysł... No chyba że jednak kochasz albo czegoś nie rozumiem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Byłam w toksycznym związku. 2 lata byłam krzywdzona psychicznie. Zdecydowałam się na rozstanie (dużo czasu mi to zajęło, on jest strasznym manipulantem...) i była to jedna z najlepszych decyzji w moim życiu. Bardzo ciężko było nagle zmienić całe życie ale opłaciło się.

 

Szkoda, że koniec związku to nie koniec problemów z nim związanych. Zostawił mi pełno głębokich rys na charakterze, problemów z którymi ciężko sobie poradzić. Niska samoocena, brak akceptacji siebie (krzyczał np "nigdy nie będę cię szanował"). Zostawił mi też sporo innych problemów, o których nie chcę mówić, a są dość poważne. Dodatkowo wiem, że zrobił to nie tylko mnie. Krzywdzi też innych (i inne), nikogo nie szanuje.

 

Mam też problem, ponieważ mam ogromną ochotę się zemścić. Jednak wszystko co zrobię spłynie po nim. Wszystko co powiem zostanie, jak zawsze, użyte przeciwko mnie - więc nawet nie próbuję. Ale męczy mnie myśl, że on tam jest, taki zadowolony z siebie, robi co chce bo "uczucia innych to nie jego problem". Chcę zamknąć w końcu ten temat, mam dość, od rozstania minął rok a ja nadal tkwię w złości i nie mogę odpuścić. Moi znajomi utrzymują z nim kontakty, bo to "taki fajny koleś". Mam jakąś potrzebę ostatecznej konfrontacji z nim, a jednocześnie jej nie chcę, bo by mi znowu robił piekło. Jak sobie z tym poradzić?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam też problem, ponieważ mam ogromną ochotę się zemścić. Jednak wszystko co zrobię spłynie po nim. Wszystko co powiem zostanie, jak zawsze, użyte przeciwko mnie - więc nawet nie próbuję. Ale męczy mnie myśl, że on tam jest, taki zadowolony z siebie, robi co chce bo "uczucia innych to nie jego problem". Chcę zamknąć w końcu ten temat, mam dość, od rozstania minął rok a ja nadal tkwię w złości i nie mogę odpuścić. Moi znajomi utrzymują z nim kontakty, bo to "taki fajny koleś". Mam jakąś potrzebę ostatecznej konfrontacji z nim, a jednocześnie jej nie chcę, bo by mi znowu robił piekło. Jak sobie z tym poradzić?
Twoja chęć zemsty może oznaczać, że jednak wciąż jesteś pod silnym wpływem "byłego"... bo chcesz stosować jego zasady. :?

Z resztą co by dała zemsta (zakładając nawet, że "poszło by mu w pięty")? Czy zmieniłby się? Czy Ty poczułabyś się lepiej po tym, gdyby on odczuł Twoją zemstę na własnej skórze?

Co prawda mam wątpliwości czy na zemście można zbudować coś pożytecznego, ale może celowe byłoby ukierunkowanie Twojej chęci zemsty na wyzwolenie się spod jego destrukcyjnego wpływu. To byłby najlepszy prezent, jaki możesz sobie sprawić. Chyba żadna inna "zemsta" nie byłaby tak skuteczna, jak zniweczenie jego dominacji nad Tobą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

...Jak sobie z tym poradzić?

Przeczekać.

Czekam już rok, i dla mnie to za długo. Nie chcę sobie marnować życia przez niego, tylko to jakoś zakończyć. Wydaje mi się, że bierne czekanie "może jakoś to będzie" nie da nic dobrego.

Chciałabym zakończyć ten temat, ale złote rady "daj sobie z nim spokój" nie pomagają. Właśnie "dać spokój" próbuję, a mi nie wychodzi. Za mocno mi zalazł za skórę.

Mam ochotę na zemstę, ale wcale nie uważam jej za najlepsze rozwiązanie. Szukam czegoś lepszego ale nie udaje się. Dlatego czasem myślę o konfrontacji z nim, nie zemście a na rozmowie która by to zakończyła. (w pewnej totalnie innej sprawie, w której męczące myśli io innym charakterze nawiedzały mnie latami, właśnie krótka konfrontacja mnie uwolniła). Ale przy jego charakterze taka rozmowa nigdy nie pójdzie po mojej myśli. Jak przekierować tą energię z chęci zemsty na wyzwolenie się? Co zrobić, żeby to odeszło? (albo... jak pokierować rozmową, żeby mnie nie próbował w niej zniszczyć...)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

....Dlatego czasem myślę o konfrontacji z nim, nie zemście a na rozmowie która by to zakończyła....

To może byc niegłupie. Miałem podobny problem, gdy odmówiono mi rozmowy.

Z kolei mojej przyjaciółce bardzo rozmowa pomogła w zakończeniu pewnej relacji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

garfield, byłam w podobnej sytuacji jak TY, pomogła mi myśl, ze nie mam co się odgrywać, bo tacy ludzie sami dla siebie są karą. Ten Twój ex nigdy nie stworzy partnerskiego związku, przyjazni - bo nie potrafi. Najlepsza kara to olanie go, pójście własna droga i budowanie szczęśliwego życia. Na razie on jeszcze Toba rządzi, a z pewnoscia Twoimi myślami i emocjami, NIe pozwalaj na to. ZAcznij być panią własnych emocji, na razie marnujesz je dalej na niego, jakbys dalej była z nim zwiazana. KOlejna sprawa, nie tylko on cie skrzywdził, ale TY z różnych powodów pozwoliłaś się skrzywdzić. Wiec naprawianie tej sytuacji zacznij od siebie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja sie zemsciłam na byłym i mi ulzyło. Daj sobie spokoj tez na mnie nie działało dopoki mi nie dokopał tak ze sama juz miałam dosc. Kazdy musi dojrzec do tego, ze tak dostanie w d. ze juz mu sie odechce byc z ta osoba.

 

A w ogole najlepsza zemsta jest zyciem, ja mam rodzine, a on tyle lat i sam -widac kto zyskał kto stracił.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z mojego punktu widzenia, toksyczne relacje, niczym chwasty, dobrze rozwijają się na ludzkich "brakach" emocjonalnych, czyli pewnych nieuzyskanych, pierwotnych potrzebach. Najzdrowiej w takiej sytuacji jest odejść, i rozsądek zwykle to podpowiada, ale pozostaje jeszcze rozprawienie się z największą siłą w psychice, czyli ze swoim "chceniem" i iluzjami, podsuwanymi przez dziecięce potrzeby. Wydaje mi się, że w takiej sytuacji, póki człowiek próbuje się wyrwać ze starego schematu, ale funkcjonuje się w dawnym otoczeniu(znajomi), może być to dla niego za trudne.

Zaopiekowanie się sobą może pomóc poradzić sobie z emocjonalnymi brakami. W takiej sytuacji zamiast karać siebie za myśli, można sobie pozwolić na przeżywanie, niczym dobry rodzic, który wysłucha i przytuli dziecko. Wtedy pojawią się konstruktywne rozwiązania.

Podoba mi się naturalność tej metody.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

(w pewnej totalnie innej sprawie, w której męczące myśli io innym charakterze nawiedzały mnie latami, właśnie krótka konfrontacja mnie uwolniła).
Oceń czy to nie jest zbyt daleko idąca interpretacja z mojej strony: "Kiedyś dzięki konfrontacji <> z jakiejś nieprzyjemnej sytuacji. Zinterpretowałaś ten finał sytuacji, jako sukces, a metodę konfrontacji jako skuteczny sposób rozwiązywania konfliktów. Z przekonaniem <> przemierzałaś kolejne etapy życia... aż trafiłaś na faceta, którego odebrałaś jako silnego, pewnego siebie, bo przecież <>.... aż w tej interpretacji dochodzimy do dnia dzisiejszego.

Czy taki scenariusz jest prawdopodobny? Czy mając w głowie przekonanie "o skuteczności konfrontacji" łatwiej było poznać faceta, który świetnie się wpisywał w to przekonanie, a który ostatecznie Cię skrzywdził? Czy gdybyś wtedy miała w głowie inne przekonanie (np. o skuteczności kompromisu), to zwróciłabyś uwagę na takiego pozornie silnego faceta?

 

Jak przekierować tą energię z chęci zemsty na wyzwolenie się? Co zrobić, żeby to odeszło?
Jak sama zauważyłaś, chęć zemsty daje zastrzyk energii. Warto ją wykorzystać do działania w celu odbudowy poczucia własnej wartości na zasadzie "udowodnię sobie, że te przykre opinie, które o sobie usłyszałam, są nieprawdziwe".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×