Skocz do zawartości
Nerwica.com

Przejmowanie się losem innych


moti

Rekomendowane odpowiedzi

W jaki sposób sobie z tym radzicie?

Podam przykład. Post xyz. Niektóre osoby się przejęły, jak dziewczyna napisała o chęci popełnienia samobójstwa.

Mnie też się zdarza przejąć sytuacją jakieś osoby. Nawet uważam, że za często. Chorobliwie. 

Jak gdybym chciała zbawić świat... ale bardziej nie czynami, a językiem...

 

Najgorsze jest to, że to przejęcie się losem innych czasem powoduje, że cały mój dzień jest rozbity. Moja koncentracja się zmniejsza.

W ekstremalnych sytuacjach nie mogę zasnąć (zdarzyło mi się to raz czy dwa razy) albo śpię za długo (a ja i tak już śpię za długo). Albo budzę się rano i zauważam, że mój mózg przez noc pracował nad tym problemem, wszystko przeanalizował.

 

Jestem ciekawa, jak sobie z tym radzicie. Czy da się jakoś mniej przejmować i mniej "przyklejać" się do beznadziejnych przypadków? 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przejmujesz się losem innych bo się z nimi identyfikujesz, i wchodzisz w określoną rolę i odtwarzasz jej uczucia i emocje.

 

To jest mechanizm nad którym da się zapanować i go kontrolować.

 

Kiedyś jeździłem do takiej starszej Pani na rehabilitacje domową, spotykaliśmy się przez dłuższy czas, aż pewnego dnia jej córka zadzwoniła do mnie z informacją że mama zmarła, pękł tętniak.

 

Z racji że dostałem w życiu już kilka takich wiadomości, wiedziałem jak zareagować, odpowiedziałem (w skrócie) - Rozumiem, dziękuję za informacje, wszystkiego dobrego.

 

Mama słuchała naszej rozmowy obok, i po wszystkim zarzuciła mi że bardzo "bezdusznie" przeprowadziłem tą rozmowę. Ani nie wyraziłem swojego współczucia, ani nie powiedziałem że mi przykro. Bo jak bym jej współczuł to prawdopodobnie popsuł bym sobie resztę dnia a może i nawet tygodnia, zamiast identyfikować się z jej cierpieniem, odebrałem tylko czystą informację. Pozatym moje współczucie ani nie poprawiło by stanu emocjonalnego córki, ani tym bardziej nie spowodowało zmartwychwstania jej mamy.

 

Akurat na temat śmierci mam korzystnie wypracowane przekonania które pomagają mi ją znosić, czy to u obcych,  członków rodziny, czy nawet mojego ukochanego kota. Takie jak:

 

-każdy organiczny twór ziemski ma swój początek i koniec, rośliny po czasie więdną, wysychają,  drzewa się łamią, owoce gniją a ludzie umierają, to jest tak oczywiste i naturalne jak to że codziennie wschodzi słońce.

 

-czas i moment śmierci jest tym najwłaściwszym, człowiek umiera wtedy kiedy ma umrzeć, nie wcześniej ani nie później, ten moment gdy to się stało, było momentem jedynym słusznym i właściwym.

 

- śmierć daje to, czego szukam przez całe życie,- przebudzenie i wolność.

Duch opuszcza ograniczajacą materię i w końcu idzie tam, gdzie czuje się najlepiej, czyli do astrala. Dla chrześcijan oczywiście może to być niebo ☺

 

 

Więc podsumowując, przedewszystkim staraj się wychodzić ponad swoje JA, kwestionujac to co odczuwasz, pytaj siebie;-czy ja chce to odczuwać, czy mi to jest potrzebne?czy drugiej stronie to potrzebne? Czy moja empatia cokolwiek wniesie?

 

Empatia jest w porządku, dopóki nie zatracasz w niej siebie 

Edytowane przez stass

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, moti napisał:

Jestem ciekawa, jak sobie z tym radzicie. Czy da się jakoś mniej przejmować i mniej "przyklejać" się do beznadziejnych przypadków? 

Tak. Trzeba przepracować ten kawałek, który namolnie "haczy" temat. Tak naprawdę po nocach analizujesz siebie, nie innych. Inni są tylko katalizatorem.

A co cie poruszyło w postach Xyz, mam wrażenie że jakoś do tego mocno nawiązujesz?

I dać innym wolność- zaufać światu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zawsze tak mialas, czy to sie nasililo od pewnego czasu? U mnie takie przejmowanie sie bylo objawem depresji i nasilenia nerwicy. Przy pierwszym epizodzie umiarkowanej depresji przejmowalam sie strasznie bezdomnymi zwierzetami, nie moglam przez to spac. Za drugim razem byl to np los dzieci albo ludzi w rejonach objetych wojna. Potrafilam tez strasznie sie przejac losem kogos, kogo ledwo znalam, jesli np dowiedzialam sie, ze spotkalo go jakies nieszczescie. Po wyleczeniu depresji to zamartwianie mi przeszlo. Nie znaczy to, ze jestem obojetna na los innych, wrecz przeciwnie, od 2015 regularnie pracuje charytatywnie, poswiecam na to do 10 godz w tygodniu. Ale to nie zamartwianie, a konkretne dzialanie. Mam pewne trudne sprawy, ktore oczywiscie mnie dotykaja, ale staram sie ich nie zabierac do domu. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję wam za odpowiedzi, trafiliście w środek. Złote zdanie:

8 godzin temu, stass napisał:

Przejmujesz się losem innych bo się z nimi identyfikujesz, i wchodzisz w określoną rolę i odtwarzasz jej uczucia i emocje.

 

 

Historia xyz mnie nie poruszyła w tym sensie, że zupełnie nie znam się na depresji i próbach samobójczych.

Wątek mnie zainteresował, bo wiele osób (np. doi) pisało tam bardzo mądre rzeczy, to one próbowały pomóc.

Zainteresowało mnie to, co napisała Lilith. Nie zacytuję. Lilith napisała coś takiego: zauważ, że ciągniesz w dół za sobą inne osoby. 

I jeszcze napisała coś w tym stylu: inne osoby przejmują się, czują się potem wyczerpane emocjonalne

Słowa Lilith na mnie zadziałały. Tak często czuję, jak próbuję pomóc. 

Zainteresowało mnie to, ten problem. Stąd ten temat.

U mnie problem jest taki, że zwykle widzę tylko czubek góry lodowej. Myślę, że znam rozwiązanie problemu (haha) Zaczynam się angażować. Rozmawiać, czasem wyślę jakieś pieniądze. To nie pomaga. Nigdy nie pomogło. Potem trudno jest wszystko zakończyć. Granice są naruszone. 

Tak właśnie zwykle robię, kończę/wygaszam znajomość, bo nie potrafię już kogoś traktować na równi, nadal chcę pomagać, widzę bezsens moich wysiłków, brak efektów. Nie mam więcej siły i nie jestem w stanie tkwić w tym stanie. Nie jestem odpowiedzialna za efekty.

Kończenie znajomości nie należy do prostych.

 

Doi. jest inna osoba, która powodowała u mnie trudności, ale nie mogę o tym tutaj napisać. Zastanowię się, co mi "haczy" temat/y. Dzięki.

 

Stass. Zadałam sobie tamte pytania. Wiesz, że lepiej się poczułam? Pod kontrolą. Podziałało. Dziękuję. Zapamiętam te pytania na przyszłość, mam je w One Note. Warto patrzeć na sprawy racjonalnie, a nie emocjonalnie. Nasze myśli i sądy czasem nam przeszkadzają.

Chyba myślimy podobnie o śmierci. Jesteśmy przyrodą. Podlegamy recyklingowi...

Zastanowiło mnie słowo, którego użyłeś. Astral. Pojęcie chyba ezoteryczne? Zaciekawiło mnie. Chętnie dowiedziałabym się czegoś więcej. Filozofia wschodu? Czym jest przebudzenie i wolność?

Zainteresowałam się mindfulness jakiś czas temu. Próbowałam medytować z Happier You (aplikacja). Medytowałam przez ok. miesiąc, codziennie. Niestety mam problem z ustanowieniem sobie nawyku i przestałam 😞 Spróbuję jutro pomedytować.

 

Minou. Chyba zawsze przejmowałam się "biedniejszymi i słabszymi", ale w czasach internetu chyba mi się pogorszyło... W internecie spotkałam też różne toksyczne osoby, i obawiam się, że mnie lekko podniszczyły. Jutro poszukam, czy jest na tym forum wątek o toksyczności.

Wydajesz się bardzo dobrą osobą. Cenię sobie twoje posty. Zastanawia mnie, jak to się stało, że wyleczenie depresji pomogło ci przestać się przesadnie zamartwiać. Być może jak myślałaś o innych to nie miałaś już czasu myśleć o sobie i tak właśnie chciałaś, bo miałaś w życiu różne problemy? Cieszę się, że jest już lepiej.

Historie ludzi/stworzeń poruszają, mają moc...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję @moti 😊

jak miałam stany depresyjne, to przejmowałam się innymi, ludźmi lub zwierzętami, traciłam dużo energii na zamartwianie, pomagałam ale w sposób który nie dawał rezultatów, i tak sobie to błędne koło się ciągnęło.

od ponad 4 lat prowadzę swój własny program charytatywny dla Polaków zagranicą i dużo mnie nauczyło. Np odróżniam pomaganie od wyręczania. Cześć osób próbuje zwalić na mnie swoje problemy i zaoszczędzić czas i pieniądze wyręczając się mną. Natomiast inni przychodzą po poradę, żeby się czegoś nauczyć i następnym razem poradzić sobie samemu. Albo dlatego, ze wyczerpali inne możliwości. Oczywiście to ta pierwsza grupa najbardziej się nad sobą użala i potrafi się obrazić, jeśli nie dostanie czegoś na tacy 😏 kiedyś odmówienie takim osobom pewnie wywołałoby u mnie wyrzuty sumienia, dziś już wiem, ze pomagać trzeba mądrze no i chronić siebie i swoją psychikę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Minou, dziękuję Ci za odpowiedź. Chyba rzeczywiście mam nasilenie nerwicy/depresję. Wiem jakie wydarzenie spowodowało pogorszenie. Czynnika stresującego nie ma już od ok. roku, ale myśl nadal we mnie siedzi.

Popracuję nad tym. Ta myśl jest tak głupia.. ale uparta. Nie związana z pomaganiem.

Piszę sobie w One Note dialogi ze sobą. Ja i ja-terapeuta. Trochę dziwne, ale pomaga mi.

 

Nieudana pomoc innym nauczyła mnie różnych rzeczy. Zwykle jest tak, że dawanie pieniędzy nie pomaga na długo, nie jest rozwiązaniem problemu. Muszę mieć dobry powód, żeby dać. Wsparcie emocjonalne może być bardzo pomocne, ale może mnie wyniszczyć, jeżeli druga osoba nie daje nic/niewiele od siebie. I jeżeli relacja polega tylko na pisaniu przez tę osobę negatywnych rzeczy. Każdego dnia. A mi pozostaje współczuć. Czuję się potem pusta, a negatywne myślenie udziela się i mnie. Nie pomogę komuś, jeżeli po roku sama się załamię. Mogę podzielić się moją skromną mądrością życiową i tym, co wiem, ale jak ktoś nie potrafi słuchać, to nie zauważy, nie zrozumie, itp. To nie jest wina tej osoby, po prostu ludzie są na różnych etapach rozwoju. No i niektóre rzeczy trzeba zostawić specjalistom, bo samemu można jeszcze pogorszyć sytuację. 

Przemyślałam temat pomagania innych i doszłam do wniosku, że nigdy wcześniej nie przejęłam się losem drugiej osoby tak bardzo, jak teraz, w tym jednym przypadku. Starałam się napisać jej o wszystkim, co wiem, co mogłoby pomóc.

Mieliśmy parę punktów wspólnych. Pozytywnych, negatywnych. Chyba nie doceniłam różnic i tego, że jednak chyba za mało wiem o różnych rzeczach. 

Niestety jestem człowiekiem, który mimowolnie wiele się uczy od innych ludzi. Ktoś mówi niepoprawnie? Po pewnym czasie ja też zacznę. Muszę nad tym popracować.

Następnym razem zastanowię się, czy posiadam odpowiednie kompetencje i czy rzeczywiście jestem w stanie pomóc.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@johnn po prostu umiem lepiej ocenić, czy dana osoba chce pomocy czy uwagi i wyręczenia. Potrafię odciąć się emocjonalnie, oczywiście odczuwam współczucie i empatię, ale nie świruję. To przyszło z wiekiem i doświadczeniem.

 

@moti jak zaczęłam swój projekt charytatywny, to doznałam małego szoku. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego np tłumacze jakiejś osobie, co powinna zrobić w danej sytuacji, umawiam ją np do odpowiedniego urzędu, pomagam np dostać skierowanie na leczenie, załatwiam zapisanie do szkoły, ta osoba potakuje, dziękuje, a potem.... robi po prostu wszystko na odwrót, nie przychodzi na spotkania, zawala szkołę czy kurs itd itp. A potem wraca do mnie, wynajduje milion wymówek i każe wszystko załatwiać od nowa. Ja współpracuje z pracownikami socjalnymi, związkami czy doradcami zawodowymi i oni wytłumaczyli mi, ze ludzie z problemami społecznymi nie są w stanie ogarnąć swojego życia, nie są w stanie planować na dłużej niż pare tygodni wprzod, nie umieją zrozumieć konsekwencji swojego zachowania (np rzucają prace z dnia na dzień a potem przychodzą i się żalą ze nie pomyśleli ze np jeśli sami rzuca prace, to nie będzie im się zasiłek należał albo coś w tym stylu, mieszkam zagranica i tu są dość sztywne reguły). Ja nie mam wykształcenia z zakresu zajmowania się ludźmi np z uzależnieniami czy innymi problemami społecznymi, dlatego staram się takie osoby odsyłać do odpowiednich urzędów. Ale musiałam zrozumieć, ze nie jestem za nich odpowiedzialna. Mogę im doradzić, ale to oni sami musza chcieć zmienić swoje życie. Mam taką jedną Panią, która ciagle dzwoni i pyta o radę, ale jak jej doradzę, to ona zawsze to neguje i robi po swojemu. Potem znów dzwoni i mówi, ze ma taki i taki problem. Wiec jej mówię: „rozmawiałyśmy o tym, doradziłam Ci co zrobić, ale nie chciałaś tak tego załatwić. Gdybys tak to załatwiła, jak mówiłam, nie miałabyś dziś problemu”. A ona zawsze odpowiada „ale skąd miałam wiedzieć, ze masz racje? Na jednym forum ludzie pisali, żeby zrobić inaczej”. I tak w kółko 🙄

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

22 godziny temu, minou napisał:

Ale musiałam zrozumieć, ze nie jestem za nich odpowiedzialna.

Dokładnie!

Nie jesteśmy odpowiedzialni za czyjeś postępy. Za to, co oni zrobią z udzieloną im pomocą, daną im szansą.

 

Minou, dziękuję Ci, że podzieliłaś się swoim doświadczeniem. Zrozumiałam to, co napisałaś. 

Dałaś mi siłę do dalszej pracy nad sobą. 

Chciałabym kiedyś pomagać ludziom, tak, jak Ty. 

Najpierw muszę popracować nad sobą. 

Już mi lepiej. Dziękuję.

🙂 

 

Chyba powoli dochodzę do GAD, bo jestem coraz bardziej wyczulona na to, co się dzieje na świecie.

Nie przejmuję się tym tak bardzo (jeszcze), żebym miała problemy ze snem, ale porusza mnie to. 

Nie miałam tego wcześniej. Mam tak od czasu, kiedy oglądam materiały po angielsku. Dochodzą do mnie jakby głębiej. Może ja zaczęłam bardziej wszystko rozumieć. Stałam się też dokładniejsza, zwracam większą uwagę na zdania, słowa, gesty. Zdarza mi się oglądnąć jakiś filmik wiele razy ze względu na jakąś emocję. Nigdy wcześniej tak nie miałam, dziwi mnie to. Może mnie to czegoś uczy?

Nigdy wcześniej nie byłam perfekcjonistką. Teraz chyba zaczynam iść w ten stres.

Początkowo mi się to podobało, byłam z siebie dumna, haha. Ale to jednak nie jest dobre, za duże stresy...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

50 minut temu, moti napisał:

Jak sobie radzicie z osobami nieogarniętymi życiowo? 

Wysyłacie na terapię poznawczo-behawioralną?

Ja sama nie moge nigdzie danej osoby skierowac. Moge dostac od swoich podopiecznych upowaznienie i np zabiegac o spotkanie w opiece spolecznej, u lekarza itd i starac sie, zeby taka osoba dostala jakas spomoc. Ale to niekoniecznie chodzi o typowe zaburzenia, ktore bezposrednio kwalifikuja sie na terapie. To czasem chodzi po prostu o ludzi, ktorzy nie maja wyksztalcenia, w domu nie dzialo sie za dobrze jak byli dziecmi, wiec nie maja odpowiednich wzorcow, sa po prostu niezaradni, nie ogarniaja spraw administracyjnych, nie potrafia planowac swoich finansow. A najwiekszy problem jest taki, ze nie znaja jezyka, wiec i tak nic sami nie zalatwia, nawet jakby chcieli. W Polsce poszliby np osoboscie do ZUS, wystali sie w kolejce, wypytali o wszystko itd, a tu nie moga. Nie znaja tutejszego jezyka, prawodawstwa, zwyczajow, tego, jak np funkcjonuje sluzba zdrowia, a nie za bardzo maja jak sie dowiedziec. Cel i sens mojego programu charytatywnego jest taki, ze tak naprawde dla tych ludzi nie ma innych opcji. Nie ma rozwiazan prawnych, nie ma odpowiednich programow pomocowych, dlatego trafiaja do mnie. Ale moj program nie jest nigdzie oficjalnie zarejestrowany, ja nie dostaje zadnych dotacji, pracuje albo anonimowo, albo na podstawie pisemnych upowaznien od ludzi, ktorym pomagam. To ma minusy (bo np jak jade z jakas osoba do szpitala oddalonego 50 km, to sama place za bezyne), ale daje mi tez duzo wolnosci, nie jestem ograniczona czasem bardzo sztywnymi, a czasem bezsensownymi przepisami, nie musze brac spraw kiedy ewidentnie widze, ze ktos chce mnie wykorzystac do przekretu (typowe jest wyludzanie zasilkow). Poza tym jako osoba prywatna czesto pracuje anonimowo, bo moi podopieczni np maja konflikt z urzedem pracy itd, a jesli pisze pismo w imieniu podopiecznego, to nie podpisuje sie moim nazwiskiem, tylko jego, dodajac w nawiasie "spisane przez tlumacza" (jestem tez tlumaczem z wyksztalcenia, wiec moge spokojnie tak pisac, choc mam tez inny zawod). W oficjalnym programie musialabym sie podpisac z nazwiska i jestem pewna, ze bardzo szybko bylabym na czarnej liscie w wiekszosci urzedow, a nie wykluczam, ze kiedys bede skladala do ktoregos z nich podanie o prace ;)  Chodzi np o to, ze niewyksztalceni, nieznajacy jezyka cudzoziemcy czasem bywaja odsylani z kwitkiem, jesli np prosza o zasilek. Urzedy czuja presje, zeby zmniejszyc wydatki, wiec odsylaja takie osoby, ktore wg nich nie zloza skargi, nie odwolaja sie itd. Ja sie odwoluje w ich imieniu i dostaja te zasilki, jesli im sie prawnie naleza. Wyobrazam sobie, ze pracownik, ktory odmowil zasilku takiej osobie, nie palalby do mnie wielka miloscia :D 

Troche sie rozpisalam, ale zmierzam do tego, ze ja specjalizuje sie w sprawach administracyjnych, w tym jestem dobra, a nie w pracy z osobami np z zaburzeniami. Mam tez wyksztalcenie z zakresu komunikacji i psychologii jezyka, ale absolutnie nie jestem terapeuta ani pracownikiem socjalnym, kuratorem czy pedagogiem. Nie chce podejmowac sie jakis zadan, jesli nie mam do nich kwalifikacji. Z zasady nie biore spraw osob, ktore powinny miec wsparcie psychologa, terapeuty, opieki spolecznej itd, bo ja sie na tym nie znam! Ale jak juz Ci napisalam, dla wielu osob, ktorym pomagam, jestem tak naprawde ostatnia mozliwoscia, bo nie ma dla nich innych rozwiazan. Staram sie takie osoby przekazac do odpowiedniego urzedu, ale urzedy, jak juz pisalam, traktuja ich czasem jak punkt psujacy statystyki, jak drogi problem, dlatego czasem ci ludzie wracaja do mnie, bo nie maja nikogo innego. 

 

Ten program daje mi duzo radosci i satysfakcji. Poza tym bardzo duzo sie ucze, m. in o prawie pracy itd. Ale sa tez gorsze chwile, np dzisiaj. Moja podopieczna wlasnie walczy o zycie w szpitalu. Pielegniarka zadzwonila do mnie dzis jak bylam w pracy, zwykle staram sie trzymac emocjonalny dystans, nigdy nie histeryzuje, ale niestety poplynely mi lzy przy szefie, a to niezbyt przyjemne. Szczegolnie, ze to nowa praca, jestem tam od dwoch miesiecy, ale dostalam od szefa i wspolpracownikow dzis cudowne wsparcie, a to daje wiare w ludzi. 

Praca charytatywna moze niesamowicie wzbogacic emocjonalnie, jesli nie masz ze soba problemow. Jesli masz jakies osobiste problemy, ryzykujesz, ze sie pograzysz, zyjac problemami innych. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

14 minut temu, minou napisał:

 Chodzi np o to, ze niewyksztalceni, nieznajacy jezyka cudzoziemcy czasem bywaja odsylani z kwitkiem, jesli np prosza o zasilek.

Ja wyjechałem na zachód nie znając prawie  języka, fachu tez żadnego nie mam, do tego zaburzenia psychiczne  a nie przyszło mi do głowy aby się starać o jakiś zasiłek, po to się wyjeżdża aby pracować a nie okradać cudze państwo.    W życiu bym takim ludziom nie pomagał chociażby  z powodów ideologicznych, bo to hodowanie przyszłej patologii i zachęta do dalszej migracji socjalnej która niszczy Europę,  co innego jakby były chore, niepełnosprawne. Ale to moje zdanie i nie trzeba się z nim zgadać.  

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

12 minut temu, carlosbueno napisał:

Ja wyjechałem na zachód nie znając prawie  języka, fachu tez żadnego nie mam, do tego zaburzenia psychiczne  a nie przyszło mi do głowy aby się starać o jakiś zasiłek, po to się wyjeżdża aby pracować a nie okradać cudze państwo.    W życiu bym takim ludziom nie pomagał chociażby  z powodów ideologicznych, bo to hodowanie przyszłej patologii i zachęta do dalszej migracji socjalnej która niszczy Europę,  co innego jakby były chore, niepełnosprawne. Ale to moje zdanie i nie trzeba się z nim zgadać.  

Rozumiem Twoj punk widzenia i sie z nim zupelnie zgadzam. Dlatego tez napisalam, ze jesli dana osoba troche sobie sciemnia i jest wygodnicka, to jej nie pomagam. 

Mam np, sprawe kobiety, ktora wiele lat ciezko pracowala tu fizycznie, miala wypadek przy pracy, szef tego nie zglosil i zwolnil ja natychmiast, lekarz zbagatelizowal az nieleczony uraz spowodowal praktycznie kalectwo. Urzad pracy nie pomogl, a wrecz szykanowal. Ta kobieta jest po operacji, ma straszne bole, ale nie chce siedziec w domu, wiec pomoglam jej znalezc prace i ona pracuje. Zgadzam sie z Toba, ale ona akurat byla tu super mile widziana dopoki siedziala cicho i robila za tania sile robocza. A jak z powodu nieodpowiedzialnosci pracodawcy ulegla wypadkowi, to wszyscy po kolei sie wypieli na nia. A przeciez przez wiele lat placila podatki jak wszyscy i pomoc jej sie prawnie nalezy jak psu buda :P

Edytowane przez minou

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

21 minut temu, carlosbueno napisał:

Ja wyjechałem na zachód nie znając prawie  języka, fachu tez żadnego nie mam, do tego zaburzenia psychiczne  a nie przyszło mi do głowy aby się starać o jakiś zasiłek, po to się wyjeżdża aby pracować a nie okradać cudze państwo.    W życiu bym takim ludziom nie pomagał chociażby  z powodów ideologicznych, bo to hodowanie przyszłej patologii i zachęta do dalszej migracji socjalnej która niszczy Europę,  co innego jakby były chore, niepełnosprawne. Ale to moje zdanie i nie trzeba się z nim zgadać.  

dodam jeszcze, ze w moim rozumieniu pomoc nie znaczy, ze sie daje rybe, ale ze dajesz wedke i uczysz jej uzywac. Ja staram sie ludzi zachecac do samodzielnosci i nie lubie roszczeniowej postawy. Ale to wszystko wiaze sie z tym, co napisalam wczesniej, ze trzeba nauczyc sie pomagac madrze, chronic przy tym sama siebie i rozrozniac osoby, ktore chca pomocy (czytaj: chca sie nauczyc sobie radzic), od tych, ktore chca bumelowac. Musze tez byc bardzo ostrozna, nie mam ochoty isc do wiezienia np za pomoc w wyludzaniu zasilkow. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, moti napisał:

Zdarza mi się oglądnąć jakiś filmik wiele razy ze względu na jakąś emocję. Nigdy wcześniej tak nie miałam, dziwi mnie to. Może mnie to czegoś uczy?

Nigdy wcześniej nie byłam perfekcjonistką. Teraz chyba zaczynam iść w ten stres.

Może jest tak, że jakieś treści psychiczne- twoje nie cudze- dobijają sie uwagi. To nie jest tak, że porusza cię czyjeś życie ale przecież na głębszym poziomie twoje, twoje wyparte, te emocje są tworzone przez twój własny umysł. W przypadku wypływania takich wewnętrznych nieświadomych treści, świat uwiera, zwraca się uwagę na pewne słowa, historie, zbiegi okoliczności, wzruszaja inni, wkurzają etc, etc. Jest się bardzo labilnym, poruszonym. Niekoniecznie musi to byc GAD.

Próbujesz kogos zbawić ale w ten sposób ustawiasz go w pozycji dziecka.

Najpierw trzeba pomóc sobie, Minou pisze bardzo słusznie, że problemy innych pogrążą, jeśli nie stoisz na własnych nogach.

Ciągoty do prac charytatywnych gdy nie masz porządku ze sobą oznaczają, że chcesz ten porządek zaprowadzić- ale ze sobą, a nie innymi. Tylko pokrętnie , nie wprost. Nie oszukuj się.

Pisałaś o jakichś problemach somatycznych, trzeba dojść do źródła, przebadać się czy z ciałem ok. Może być tak, że problemy somatyczne, niedobory, choroby dają takie rozedrganie psyche, etc. Zbadaj się. Pisałaś też o lęku przed terapią. Sa terapie przez skype, możesz mieć polskiego terapeutę.

Nie jest tak w moim odczuciu, że świat jest jakiś straszny pełen strasznych historii. Dla mnie jest doskonały taki jaki jest- jak sie wyjdzie z matrixa. Każdy ma swoją drogę, swoją świadomość  i możliwości by z matrixa wyjśc i pewne rzeczy zrozumieć. Drogi są różne. Jak czuję że mogę cos podpowiedzieć i mam na to ochotę, robie to, ale nie przywiązuję sie do wyników ani nie wymagam. Bardziej mnie złości jak ktos nie chce zrozumieć.  Ale nie jestem bogiem, nie mam prawa niczego narzucać, jakos innymi kierować. W sumie wszystko jest życiem.

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 11.11.2019 o 20:48, minou napisał:

Dziękuję @moti 😊

jak miałam stany depresyjne, to przejmowałam się innymi, ludźmi lub zwierzętami, traciłam dużo energii na zamartwianie, pomagałam ale w sposób który nie dawał rezultatów, i tak sobie to błędne koło się ciągnęło.

od ponad 4 lat prowadzę swój własny program charytatywny dla Polaków zagranicą i dużo mnie nauczyło. Np odróżniam pomaganie od wyręczania. Cześć osób próbuje zwalić na mnie swoje problemy i zaoszczędzić czas i pieniądze wyręczając się mną. Natomiast inni przychodzą po poradę, żeby się czegoś nauczyć i następnym razem poradzić sobie samemu. Albo dlatego, ze wyczerpali inne możliwości. Oczywiście to ta pierwsza grupa najbardziej się nad sobą użala i potrafi się obrazić, jeśli nie dostanie czegoś na tacy 😏 kiedyś odmówienie takim osobom pewnie wywołałoby u mnie wyrzuty sumienia, dziś już wiem, ze pomagać trzeba mądrze no i chronić siebie i swoją psychikę.

Cześć, ja również mam problem z patologicznym przejmowaniem się krzywdą ludzi i zwierząt. Dlatego unikam oglądania cudzej krzywdy. Potem "obrazki stoją mi przed oczami"-nie śpię i odczuwam silny niepokój. Ale chyba zastosuję sposób, żeby udzielać się gdziekolwiek-charytatywnie, to jest recepta, aby stawić czoło swojej chorobliwej nadwrażliwości i "samobiczowania psychicznego". Zdaję sobie sprawę, że "nie zbawimy całego świata". Pomagać trzeba, ale tym, którzy naprawdę pomocy potrzebują. Pozdrawiam wolontariuszy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

7 godzin temu, Singielka napisał:

Cześć, ja również mam problem z patologicznym przejmowaniem się krzywdą ludzi i zwierząt. Dlatego unikam oglądania cudzej krzywdy. Potem "obrazki stoją mi przed oczami"-nie śpię i odczuwam silny niepokój. Ale chyba zastosuję sposób, żeby udzielać się gdziekolwiek-charytatywnie, to jest recepta, aby stawić czoło swojej chorobliwej nadwrażliwości i "samobiczowania psychicznego". Zdaję sobie sprawę, że "nie zbawimy całego świata". Pomagać trzeba, ale tym, którzy naprawdę pomocy potrzebują. Pozdrawiam wolontariuszy.

Mam kolezanke, ktora byla wolontariuszka w schronisku dla zwierzat i to, co opisywala dla mnie byloby nie do przezycia. Potem znalazla sobie wolontariat na oddziale paliatywnym, gdzie siedziala z umierajacymi staruszkami, ktorych nawet wlasne dzieci i wnuki olaly. Dla niej bylo to okej, cieszyla sie, ze pomaga i nie wplywalo to na nia negatywnie, byla jak zawsze wesola i spokojna, serio ja podziwiam.  

Ja zajmuje sie pomoca w sprawach administracyjnych, bo to realna pomoc, i taka, ktora moge emocjonalnie wytrzymac. Jesli chodzi o biedne dzieci i zwierzeta, to wspieram finanfowo fundacje zajmujace sie tym, a prace w tym zakresie pozostawiam wolontariuszom, ktorzy sa w stanie to robic i nie zwariowac. Nie kazdy sie nadaje do wszystkiego, trzeba mierzyc sily na zamiary.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 11.11.2019 o 20:48, minou napisał:

Dziękuję @moti 😊

jak miałam stany depresyjne, to przejmowałam się innymi, ludźmi lub zwierzętami, traciłam dużo energii na zamartwianie, pomagałam ale w sposób który nie dawał rezultatów, i tak sobie to błędne koło się ciągnęło.

od ponad 4 lat prowadzę swój własny program charytatywny dla Polaków zagranicą i dużo mnie nauczyło. Np odróżniam pomaganie od wyręczania. Cześć osób próbuje zwalić na mnie swoje problemy i zaoszczędzić czas i pieniądze wyręczając się mną. Natomiast inni przychodzą po poradę, żeby się czegoś nauczyć i następnym razem poradzić sobie samemu. Albo dlatego, ze wyczerpali inne możliwości. Oczywiście to ta pierwsza grupa najbardziej się nad sobą użala i potrafi się obrazić, jeśli nie dostanie czegoś na tacy 😏 kiedyś odmówienie takim osobom pewnie wywołałoby u mnie wyrzuty sumienia, dziś już wiem, ze pomagać trzeba mądrze no i chronić siebie i swoją psychikę.

Cześć, ja również mam problem z patologicznym przejmowaniem się krzywdą ludzi i zwierząt. Dlatego unikam oglądania cudzej krzywdy. Potem "obrazki stoją mi przed oczami"-nie śpię i odczuwam silny niepokój. Ale chyba zastosuję sposób, żeby udzielać się gdziekolwiek-charytatywnie, to jest recepta, aby stawić czoło swojej chorobliwej nadwrażliwości i "samobiczowania psychicznego". Zdaję sobie sprawę, że "nie zbawimy całego świata". Pomagać trzeba, ale tym, którzy naprawdę pomocy potrzebują. Pozdrawiam wolontariuszy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Teraz, Singielka napisał:

Cześć, ja również mam problem z patologicznym przejmowaniem się krzywdą ludzi i zwierząt. Dlatego unikam oglądania cudzej krzywdy. Potem "obrazki stoją mi przed oczami"-nie śpię i odczuwam silny niepokój. Ale chyba zastosuję sposób, żeby udzielać się gdziekolwiek-charytatywnie, to jest recepta, aby stawić czoło swojej chorobliwej nadwrażliwości i "samobiczowania psychicznego". Zdaję sobie sprawę, że "nie zbawimy całego świata". Pomagać trzeba, ale tym, którzy naprawdę pomocy potrzebują. Pozdrawiam wolontariuszy.

No, ja też finansowo wspieram, w Hospicium czy w Schronisku-bym nie dała rady. Obawiam się, że jak ktoś z rodziny "zejdzie'-to na pogrzeb nie pójdę. Raz uratowałam szczeniaka-ktoś żywego do kontenera wyrzucił. No i w autobusie złapałam osobę, bo by wyleciała-drzwi się otworzyły w czasie jazdy. le np. opieka w instytucji typu "Dom dla emerytów"-to bym mogła. Czyli opieka nad kimś, ale bez "tragicznych obrazków".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej wszystkim.

Nie piszę tutaj zbyt często, bo mnie to trochę stresuje. Chyba nie jakoś chorobliwie, tak po prostu. Jestem tutaj nowa, obawiam się, że napiszę coś głupiego. 

 

Minou, jak się czujesz? Siostra mojego partnera też ma nowotwór i jest bardzo źle...

Smutek jest naturalnym odczuciem. Szkoda, że wszyscy musimy kiedyś umrzeć, niektórzy w tak młodym wieku... Po wielu operacjach... 😕 Czasem nic się nie da zrobić

 

Mój partner udziela się trochę charytatywnie, wysyła pieniądze fundacjom. Ja już raczej nie będę dawać pieniędzy indywidualnym osobom, bo mój pogląd na sprawę jest niepełny. Czasem danie komuś pieniędzy pogarsza sprawę. Fundacje mogą więcej i znają lepiej różne przypadki. Uczymy się na błędach.

 

Jakiś czas temu poszukiwałam celów w życiu. Mam dwa. Po pierwsze chcę być najlepszą wersją siebie. Zawsze się ulepszać. Po drugie chcę zmieniać świat na lepsze. Ale jeszcze nie wiem, w jaki sposób. 

Zmiana świata na lepsze brzmi górnolotnie, ale to wcale nie oznacza jakieś wielkiej rzeczy.

Osoba, która wywozi śmieci, ulepsza ten świat. Osoba, która pracuje przy budowie drogi, ulepsza świat (a chodnik przez nią zrobiony pozostanie w małym miasteczku nawet i 100 lat). 

Poszukuję swojego miejsca na tym świecie.

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×