Skocz do zawartości
Nerwica.com

Czy będę żyła jeszcze normalnie?


Rebeka347

Rekomendowane odpowiedzi

Hej..Długo myślałam, czy tutaj napisać, ale uznałam, że trzymanie tego w sobie nie ma już sensu..bo z kim pogadać? Z narzeczonym? Ok-o rodicach. Z rodzicami? O studiach, pracy. Z przyjaciółką? O kochanku...Wszystko zaczyna się od tego, że mój tato od lat miał/nadal ma problemy z alkoholem...Raz jest lepiej, raz gorzej. Zazwyczaj normalka, przemoc psychiczna na mnie, mamie i młodszym rodzeństwie. Ja pyskuję, ile fabryka dała, on nie lepszy. Mama albo krzyczy, albo zamyka sie w sobie, albo płacze, że znowu kłótnia. Rodzeństwo już dawno straciło kontakt ze światem, uciekają w telefony, w komputer, nie daj Boże w coś innego...Może dramatyzuję, ale od lat mam wrażenie, że wszystko na moich barkach...bywają dni, noce, kiedy martwię się o całą rodzinę, jakobym była odpowiedzialna za wszystko wokół. I za wszystkich. Mama super, ale co z tego, skoro atmosfera przez ojca bywa taka, że i ja psychicznie się na niej wyżywam...Zostawmy to...Mam narzeczonego. Jesteśmy razem 7 lat, niedługo ślub. On wie, zna sytuację, wyprowadzka nie wchodzi w grę - chcemy wszystko po kolei, oboje mamy podobne zasady i priorytety. Kłótnie były zawsze, najczęściej wywołane przeze mnie, potem kilka godzin płacz i użalanie się nad sobą, jaka to ja zła nie jestem, jak to nie mam dość, że wszystko przeciw mnie...On rozumie, czasem się pozłości, powie coś nie tak, ale rozumie. Jest moim wsparciem. Ale do tego stopnia, że dla mnie czasem to i tak mało. Chciałam czegoś więcej...Kilka lat temu wdałam się w romans z "kolegą" , żonatym, "nie układało mu się" , po alkoholu zaciągnął mnie do siebie, później ja w to brnęłam, podobało mi się. Ba! Byłam szczęśliwa, że wkońcu ktoś mnie rozumie, że ktoś się mną zainteresował, że jest "ekscytacja". Nie doceniałam spokoju poukładanego życia z moim wtedy jeszcze chłopakiem...Skończyłam to jakiś czas temu. Strasznie żałuję....niekomu się nie przyznałam, poza przyjaciółką, unikam go, ale wszystko wraca, kiedy mam gorszy dzień, w pracy kiepsko, dużo obowiązków, kłótnia z narzeczonym...Wiem, że się nie dam, nie wrócę do tego, ale czuję, że to mnie zniszczyło..czuję się nic nie warta...Wiem, żre narzeczony mnie kocha i nie zrobię tego nigdy więcej, ale czuję się nikim....Miewam myśłi, żeby uciec, być sama, schować się. Moja wyobraźnia nie pomaga - dniami i nocami śnię o nierealnym życiu, zapominając o tym realnym. Chwila euforii - mogę pracować, potem jesszcze w domu, jestem szczęśliwa...ale to mija. Kilka dni, płacz, żal, całe dnie w łóżku, kłótnia z każdym o wszystko. Alkohol...Potem pokutuję...wszystkich przepraszam, obiecuję poprawę, uśmiecham się..Ale za każdym razem mówię sobie że już nie dam rady...Mam w sobie coraz większe, narastające uczucie niepokoju...Doprecyzowałam je do tego stopnia, że jestem w stanie pomyśleć o czymś strasznym, żeby zacząć tracić oddech, zemdleć, czy też po prostu nabawić się kołotania w sercu, przez co nie raz miewam problemy z ciśnieniem...Ten niepokój we mnie narasta...Czuję się źle z tym, czuję się winna...Nie mam depresji..."jeśli byś miała depresję, nie wychodziłabys z domu wogóle, nie miałabyś siły nawet umyć zęby" mówią...Nerwica? Nieeee...może jestem nerwowa, ale przecież to "po tacie"....Stany lękowe? Dramatyzuję! Wymyślam sobie, że niby taka "delitakna " jestem...Jedyna słuszna rzecz - że to wszystko moja wina...Ten wewnętrzny głos ciągle bierze górę...Proszę, błagam, niech ktoś mi powie....Czy ja jestem normalna? Czy naprawdę nic mnie nie dotyczy, po prostu wymyślam? I skąd te wszystkie straszne historie, dlaczego ja? Dlaczego szukałam poparcia u innego, mając przy sobie ułożonego, kochającego chłopaka? Dlaczego krzyczę na rodzeństwo, pouczam, jestem sroga, a potem w samotności płaczę, bo mi ich żal? Dlaczego nie potrafię powiedzieć mamie "kocham Cię i cieszę się , że tyle dla nas robisz"? Dlaczego boję się, i czuję że jestem inna, że ludzie kidy mnie poznają z góry myślą "ona jest dziwna, ona jest inna" Dlaczego czuję się gorsza....Czy to naprawdę tylko moja chora wyobraźnia? Lenistwo? Niech ktoś mnie do cholery wyprowadzi z błędu...to nie będę szukała , błądziła pośród chorób, które pewnie również sobie wymyślam...:(\s\s Dodam tylko, że mam 24 na karku, na codzień naprawdę jestem aktywna...mam kilku dobrych przyjaciół, potrafię działać z podzieloną uwagą, dbam o dom i swoje otoczenie, raz na tydzień spełniam swoje hobby...Nikt mnie nigdy nie uderzył, staram się być dobra, przynajmniej dla obcych ludzi i znajomych, bo w rodzinie, jak wyżej, różnie bywa...Czy ktoś taki może wogóle mieć czelność obawiać się jakiegokolwiek braku, potrzebhować pomocy, liczyć na cud, że coś się może zmienić? Poczucie winy, relacje w rodzinie...Czy to po prostu życie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Też się często kłócę z mamą, mam skomplikowaną sytuację mieszkaniową i rodzinną. Potrzebuję jej pomocy, pomimo, że mogłabym się wyprowadzić bo mam warunki ku temu. Chodzę na terapię grupową i indywidualną, aby móc z kimś porozmawiać, kto nie będzie uważał że "przesadzasz, nie doceniasz niczego, masz za dużo marzeń itp" 

Uważam, że każdy ma prawo do błędów i do pomocy.  Moje przyjaciółki, które doskonale mnie rozumieją, teraz są na innym  etapie życia. Co chciałabyś aby się zmieniło w Twoim życiu? Jakiej pomocy oczekujesz?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

12 godzin temu, Rebeka347 napisał:

Czy ktoś taki może wogóle mieć czelność obawiać się jakiegokolwiek braku, potrzebhować pomocy, liczyć na cud, że coś się może zmienić? Poczucie winy, relacje w rodzinie...Czy to po prostu życie?

Nie, to nie życie.

Jeśli masz wrażenie dyskomfortu, narastającą nerwicę i świadomość tego że coś jest nie halo to jest to doskonały moment żeby udać się na terapię i przy pomocy w to wszystko wejrzeć.

Gadanie "przecież wszystko mam, nie powinnam się skarżyć" to tylko taki twój uspokajacz, bo boisz się konfrontacji ze sobą i ruszenia warstw, które teraz sobie spokojnie leżą. I brużdżą po cichu.  Najważniejsze jest twoje wrażenie że coś nie jest dobrze a nie społecznie wgrany uspokajacz. Idź po pomoc.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, giroditalia napisał:

Szkoda twojego narzeczonego. 

Nawet nie wiesz, jak bardzo...Ale ta sytuacja jest bardziej skomplikowana niż myślisz. Nie mam zamiaru się tłumaczyć bo wiem ze źle zrobilam. Zraniłam nieświadome dwie osoby. Żeby była jasność - seksu nie było. Na szczęście. Ale jednak ukrywanie się, rozmowy których być nie powinno "romanse" i te sprawy...Nigdy sobie tego nie wybacze. Jednak przyznanie się nie wchodzi w grę - to ze mi źle przez te relacje to jedno - a to ze poukładalam ta kwestie i wiem - ze on mnie nie zostawi...będzie siebie obwinial ze wpadłam w ramiona innego...Nie pytam o rady z czego mam sie komu tłumaczyć. Wątek użyłam ponieważ wiem, że przez ta sytuacje moje leki i żal również dołożyły swoje 3 grosze. 

 

Tak..odbudować otoczenie, właśnie tego pragnę ale ciągle od nowa bo nie wychodzi...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, Efemeryczna napisał:

 Co chciałabyś aby się zmieniło w Twoim życiu? Jakiej pomocy oczekujesz?

Eh..to straszne ale ja sama nie wiem...chciałabym cofnąć czas :( Ale wiem ze to niemożliwe,  oczekuje ze trafię na kogoś kto słuchając mnie sprawi wrażenie, jakby rozumiał,  pochłanial wszystko co mówię co czuje...bo póki co zewsząd czuje jedno - nikt nie rozumie co we mnie siedzi i dlatego to wrażenie ze nikt nie traktuje mnie poważnie...jedynie jak rzecz która się bierze jak się jej potrzebuje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

16 godzin temu, Rebeka347 napisał:

Nawet nie wiesz, jak bardzo...Ale ta sytuacja jest bardziej skomplikowana niż myślisz. Nie mam zamiaru się tłumaczyć bo wiem ze źle zrobilam. Zraniłam nieświadome dwie osoby. Żeby była jasność - seksu nie było. Na szczęście. Ale jednak ukrywanie się, rozmowy których być nie powinno "romanse" i te sprawy...Nigdy sobie tego nie wybacze. Jednak przyznanie się nie wchodzi w grę - to ze mi źle przez te relacje to jedno - a to ze poukładalam ta kwestie i wiem - ze on mnie nie zostawi...będzie siebie obwinial ze wpadłam w ramiona innego...Nie pytam o rady z czego mam sie komu tłumaczyć. Wątek użyłam ponieważ wiem, że przez ta sytuacje moje leki i żal również dołożyły swoje 3 grosze. 

 

Tak..odbudować otoczenie, właśnie tego pragnę ale ciągle od nowa bo nie wychodzi...

Aaaaa myślałem że seks byl. Mysle że to trochę zmienia postać rzeczy. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mówisz że twój chłopak cię kocha ale czy ty go kochasz ?skoro spotkałaś się z kimś innym i wracasz do tego czasu to może warto się zastanowić czy może nie jesteś do końca szczeliwa ze swoim partnerem (oczywiście to tylko moje zdanie)Ojciec alkoholik napewno wypłynął na twoje życie i dlatego może spotkałaś się z innym mężczyzną, wydaje mi się ze potrzebna jest terapia, może właśnie terapia coś ci uświadomi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×