Skocz do zawartości
Nerwica.com

Moje życie już dawno się skończyło.


xyz1234

Rekomendowane odpowiedzi

9 minut temu, xyz1234 napisał:

@Miss Worldwide dziękuję za wszystko, co napisałaś. Przez te kilka lat dużo czytałam i wiem, że masz rację. U mnie to aktualnie nie ten etap, żeby wyjść z domu. Raczej heroiczna walka z samą sobą, żeby umyć zęby (zaraz znowu ktoś na mnie naskoczy o czym ja w ogóle piszę).

 

Niestety nie odpisalas na reszte pytan. Co z lekami teraz?

Widzisz, tak jak w punkcie w aktywacji behawioralnej. Musisz sie starac robic co masz do zrobienia i co zaplanujesz. Nog nie masz polamanych wiec nie musisz sie czolgac zeby isc umyc zeby. Nie masz robic tego co ci twoj stan emocjonalny podpowiada. Emocje nie maja rzadzic co zrobisz a co nie. Gorzej sie nie bedziesz czuc jak pojdziesz umyc zeby pomimo okropnego samopoczucia i deprechy. Tak samo nie poczujesz sie gorzej jak wlaczysz myzyke i pojdziesz na szybki spacer. Czy nie warto sprobowac? To tak niedobry syrop. Nie chcesz go wziac ale musisz zeby wyleczyc kaszel. Wiec nawet jak czujesz sie jak ostatnie dno to wiesz ze chcesz czuc sie lepiej. A zeby czuc sie lepiej to musisz zaczac dzialac. Nawet malymi kroczkami. Jest ciezko. Wiem naprawde. Latami sie mecze z tym gownem. Tez z lozka nie wychodzilam czesto jak nie bylam na tabletkach. Takze nie mozesz mi powiedziec, ze co ja tam wiem albo ze latwo mi mowic. Mi tez jest ciezko. Teraz troche lepiej na lekach ale sensu zycia nadal nie widze. Ale mam nadzieje. Ostatnia moja nadzieja i zaczelam wierzyc. Wiec robie co karza. Chociaz tez nie chce. Nie moge. Nie widze sensu. Nie mam przyjemosci zadnej z niczego. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

8 godzin temu, bezniczego napisał:

Oczywiście że następuje skupienie na sobie, jak w każdej chorobie, nie tylko z rodzaju "psychicznych". Ale mówienie o ludziach chorych na depresję, że są egoistami jest bardzo krzywdzące i wzmaga dodatkowo poczucie winy. Często depresja przebiega z zaburzeniami lękowymi np. lękiem przed wyjściem z domu, przed podejmowaniem działań i decyzji, lękiem społecznym. Pojawiają się też objawy ze strony organizmu: męczliwość, senność, brak energii, spowolnienie ruchowe, problemy z koncentracją, problemy ze snem, co przekłada się na funkcjonowanie w dzień. W depresji ludzie nie mają siły chodzić do pracy, żeby zarobić na jedzenie i mieszkanie, a Ty mówisz o pracy charytatywnej. To tylko Twój obraz depresji poparty Twoim doświadczeniem.

Masz racje ze to trochę mój obraz depresji, ale nie do końca, bo jak napisałam - specjaliści wymieniają skrajny egocentryzm jako jeden z objawów. Co w tym krzywdzącego? Zaprzeczanie temu to tak samo, jakbyś powiedziała, ze wymienianie nietrzymania moczu jako objawu np po trudnym porodzie jest niesprawiedliwe, bo jest wstydliwe i może zniechęcić do rodzenia. Prawda nie zawsze jest wygodna i przyjemna. 
Ja miałam depresje i znam te objawy, które wymieniasztez, nie mogłam spać, jeść, byłam wyczerpana, płaczliwa, lęki miałam takie, ze bałam się iść do toalety, bałam się zasnąć itd. Później dostałam leki, po których spałam 16 godzin ma dobę, pociłam się jak szczur, schudłam i nie mogłam jeść, wyglądałam jak smierć, miałam sztywne mięśnie itd. Wstydziłam się tego, jak wyglądam, na twarzy miałam pełno krostek, bo nie miałam siły na pielęgnacje, nic mi się nie chciało. Ale zdałam egzaminy na studiach a potem poszłam do pracy i nawet nie wiem kiedy leki zaczęły działać a depresja przeszła. Bo w pewnym momencie postanowiłam sprawdzić, co się stanie, jeśli jednak wstanę i pójdę na uczelnie, spełnię oczekiwania innych jak odpowiedzialna i dorosła osoba, nawet jeśli mnie to nie cieszy. Świat się zawali? Okazało się, ze się nie zawalił. 

Edytowane przez minou

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

5 godzin temu, Miss Worldwide napisał:

Niestety nie odpisalas na reszte pytan. Co z lekami teraz?

Widzisz, tak jak w punkcie w aktywacji behawioralnej. Musisz sie starac robic co masz do zrobienia i co zaplanujesz. Nog nie masz polamanych wiec nie musisz sie czolgac zeby isc umyc zeby. Nie masz robic tego co ci twoj stan emocjonalny podpowiada. Emocje nie maja rzadzic co zrobisz a co nie. Gorzej sie nie bedziesz czuc jak pojdziesz umyc zeby pomimo okropnego samopoczucia i deprechy. Tak samo nie poczujesz sie gorzej jak wlaczysz myzyke i pojdziesz na szybki spacer. Czy nie warto sprobowac? To tak niedobry syrop. Nie chcesz go wziac ale musisz zeby wyleczyc kaszel. Wiec nawet jak czujesz sie jak ostatnie dno to wiesz ze chcesz czuc sie lepiej. A zeby czuc sie lepiej to musisz zaczac dzialac. Nawet malymi kroczkami. Jest ciezko. Wiem naprawde. Latami sie mecze z tym gownem. Tez z lozka nie wychodzilam czesto jak nie bylam na tabletkach. Takze nie mozesz mi powiedziec, ze co ja tam wiem albo ze latwo mi mowic. Mi tez jest ciezko. Teraz troche lepiej na lekach ale sensu zycia nadal nie widze. Ale mam nadzieje. Ostatnia moja nadzieja i zaczelam wierzyc. Wiec robie co karza. Chociaz tez nie chce. Nie moge. Nie widze sensu. Nie mam przyjemosci zadnej z niczego. 

100% racja. Ja właśnie tak zrobiłam. Skoro i tak czułam się jak g*wno, niezależnie co robiłam, to dlaczego by nie zrobić tego, co do mnie należy? Gorzej mi nie będzie od tego, jak posprzatam, zdam egzamin czy wyczołgam się do pracy. Okazało się wręcz, ze po pół roku było dużo lepiej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

13 godzin temu, minou napisał:

I tez uważam, ze depresja to choroba egoistyczna a samobójstwo jest egoistycznym wyjściem. Mam wrażenie, ze mówienie o tym jest „niepoprawne politycznie” ale nawet specjaliści są zgodni, ze w depresji następuje duże skupienie na sobie - MI jest źle, JA cietpię, JA jestem nieszczęśliwy. No niby tak, ale w sumie co z tego? Czemu to takie ważne?

Ależ mi nie chodzi o jakiś społeczny egoizm godny potępienia ani prace charytatywne!

 

Chodzi o to, że psyche podsuwa Ja (skrótem mówiąc), podsuwa siebie jako ten obiekt którym należy się zająć, zgłębić, zerwać wszelkie więzy, żeby skupić się tylko i wyłącznie na tym obiekcie.  Stanąć nagim wobec siebie. Nie chodzi o pozwolenie na zalanie się smutkiem ale uznanie, że to co się dzieje jest znaczące, trzeba to poddać refleksji. Depresanci nienawidzą siebie tak bardzo że aż kochają- i o to chodzi by zaczęli kochać wprost. Nie maskę, nie ego, nie swoją histprię - ale siebie jako pole świadomości, odczuwania, czystego bycia.

Prace charytatywne w depresji- to nonsens, zaprzeczenie tego co trzeba zrobić. To jest dopiero ucieczka.

To samo-tresura, samo-zaprzeczenie.

Depresanci są w normalnej ludzkiej sytuacji egzystencjalnej tyle że sobie z niej nie zdają sprawy, nie wyciągają z niej konsekwencji, nie chcą jej, nie naklejają na nie pocieszajek. Mamy wszyscy tylko i wyłącznie swoje własne pole świadomości. Ubieramy się w ego i maski, bo tu w teatrze tak jest, ale to pole świadomości, to Ja, które obserwuje siebie i tworzy (nazywa) świat jest najważniejsze. Nie istnieje nic poza tym.  Lub inaczej-nie ma dowodów na istnienie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

6 godzin temu, xyz1234 napisał:

 

Sama, w swoim aktualnie, jakże ciulowym stanie, lepiej bym tego nie ujęła.

Pocieszające, że ktoś potrafi jeszcze spojrzeć na to z "mojej strony". Chociaż mam głęboką nadzieję, że to bagno Cię nie dotyczy.

 

 

Co do poprzedniego postu...

Wolontariat?

Popieram w 100%!

Jeśli tylko ma się osobę, która będzie płacić rachunki, żywić i ubierać do końca życia, to naprawdę jest doskonały pomysł.

No i dodatkowo trzeba mieć w nosie swoje "JA", czuć się świetnie z byciem pasożytem niezdolnym do samodzielnej egzystencji i nie zaniżać przy tym swojego poczucia własnej wartości na liczby ujemne. U mnie niestety odpada ale zazdroszę sytuacji, możliwości, a przede wszystkim pomysłowości...

 

Skoro Twoje życie to walka o umycie zębów i nie wychodzisz z domu, to chyba aktualnie i tak nie pracujesz? Wiec i Ty masz możliwości finansowe, żeby nie pracować?
Co do mienia w nosie własnego JA, to może chyba odrobina tego niektórym by się przydała 😉 

bycie wolontariuszem to bycie pasożytem? Cóż, są programy, gdzie pracujesz charytatywnie za wikt i opierunek.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

9 minut temu, minou napisał:

Skoro Twoje życie to walka o umycie zębów i nie wychodzisz z domu, to chyba aktualnie i tak nie pracujesz? Wiec i Ty masz możliwości finansowe, żeby nie pracować?
Co do mienia w nosie własnego JA, to może chyba odrobina tego niektórym by się przydała 😉 

bycie wolontariuszem to bycie pasożytem? Cóż, są programy, gdzie pracujesz charytatywnie za wikt i opierunek.

Ktoś kto uderza w wolontariat w depresji opiekuje się - symbolicznie- jakimś aspektem Ja, zaniedbanym. To nie biedne psy ani dzieci wzruszają- to wzrusza ten kawałek Ja, biedny właśnie. Pompowanie ego ale nie jest to praca nad sobą i ze sobą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

22 minuty temu, doi napisał:

Ktoś kto uderza w wolontariat w depresji opiekuje się - symbolicznie- jakimś aspektem Ja, zaniedbanym. To nie biedne psy ani dzieci wzruszają- to wzrusza ten kawałek Ja, biedny właśnie. Pompowanie ego ale nie jest to praca nad sobą i ze sobą.

Masz racje, ale to nie o to mi chodziło. Autorka postu twierdzi, ze nie ma dla niej szans. Leczyć się nie chce. Do szpitala nie pójdzie, bo nie ma sensu. Do psychologa chodzić nie będzie, bo nie pomaga. Skoro tak, to napisałam jej, ze po co marnować taką dobrą siłę roboczą? Jej życie nie ma sensu, ale innych ma, jak najbardziej. Wiec nich sobie popracuje na rzecz innych, tych, którym taka pomoc ułatwi życie, które jest dla nich ważne - np zwierzętom, samotnym matkom. Nie pisałam tego poważnie. Chciałam sprowokować autorkę, żeby zdała sobie sprawę, ze jednak nie jest taka nieważna dla siebie samej jak jej się wydaje i nie jest tak obojętna na swój los, jak pisze. I potwierdziło się to.

Zyję w otoczeniu chorób psychicznych od dziecka. Babcia, 3 ciotki, tato, teściowa, to tylko początek listy. Depresje, dwubiegunowki, nerwice, psychozy. Sama mam nerwice i miałam depresje. Szybko zobaczyłam jedna rzecz -różnica między tymi, którzy wygrywają z depresja a tymi, którzy latami przewlekłe z nią walczą często sprowadza się do jednego - ta pierwsza grupa zmusza się, by się leczyć (tak jak @Miss Worldwide pisze - wykonać plan a nie poddać się emocjom, chociaż to mega trudne i nieprzyjemne), natomiast ta druga szuka każdej możliwej wymówki, żeby się nie leczyć. Ja wiem, wiem, ze leczenie jest trudne, ze służba zdrowia jest do d.py, ze trzeba się nachodzić, nazmieniac psychiatrów i psychologów, bo połowa to konowaly, wiem ze leki są nieprzyjemne w działaniu. No są, ale jednak trzeba przez to przejść, żeby mieć szanse na zdrowie. Nikt nie mówił, ze będzie łatwo. Nie da się pomoc komuś, kto nie chce pomocy.

Edytowane przez minou

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@minouok, rozumiem, wzięłam więc na serio prowokację.

Mam wrażenie że robisz to co się z depresantami robi: mówi się "no weź się w garść, poszukaj pomocy, rusz się". Problem w tym, żeby się choć ruszyć, trzeba uznać tę drobną część swojego Ja, które chce żyć. Trzeba się z tym fragmencikiem skontaktować, uznać że w ogóle  jest. Powiedzieć sobie "wczoraj było ch.owo, teraz jest ch.jowo, będzie ch.owo", ale teraz po prostu "jest"- bez określania przez umysł jak jest. Nie wiem czy Xyz ma kontakt z tą częścią, która trwa. Z pewnoością ją w sobie ma, ja ją widzę jak na dłoni, w ironii, w autodestrukcji ego, w nienawiści do ojca. Na razie Autorka mówi sobą, swoimi próbami samobójczymi nie widząc ich znaczenia, tego że one mają treść ważną dla niej. Ale ma pełne prawo ten fragmencik zagłuszyć, olać. Na razie Autorka prosi o zrozumienie, że można nie chcieć. Ja rozumiem, bo wiem doskonale że można nie chcieć i że nie ma takiej siły na świecie żeby zmusić do życia oprócz własnej siły wewnętrznej. Ja mogę jedynie zachęcić do ciekawości  i uczciwej odpowiedzi na pytanie co trzyma, czemu tak? I do tego, że skoczyć można zawsze, ale warto zrobić to -dla siebie-uczciwie.

Oczywiście, że samemu nie da się rady, zgadzam się. Ale "rusz się" tylko budzi poczucie winy i tę różnicę między "jest" a "powinnam". W depresji przecież każdy widzi tę różnicę, widzi swoją nieadekwatność, Xyz w sposób wydatny. Chodzi o to by nie nalepiać sobie naklejek a uznać że jest teraz tak jak jest- bez określania. Że faktycznie jak piszesz- nie wszystko jedno, bo mimo wszystko są preferencje (z nieświadomego). Że jest oddech i każdy oddech jest wygraną, bo jest.

Nie umiem tego oddać słowami.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, minou napisał:

Bo w pewnym momencie postanowiłam sprawdzić, co się stanie, jeśli jednak wstanę i pójdę na uczelnie, spełnię oczekiwania innych jak odpowiedzialna i dorosła osoba, nawet jeśli mnie to nie cieszy. Świat się zawali? Okazało się, ze się nie zawalił. 

Widzisz, to ciekawe. Bo mnie chyba właśnie spełnianie oczekiwań innych (i swoich własnych względem innych) do takiego stanu doprowadziło.

PS. Oczekiwań wszystkich i tak nie spełnisz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

6 minut temu, xyz1234 napisał:

Bo mnie chyba właśnie spełnianie oczekiwań innych (i swoich własnych względem innych) do takiego stanu doprowadziło.

Tak. Dobrze ujęte. Mnie też. Kontakt ze sobą i poczucie wolności to jest to. Teraz dobrze mi się żyje.

Być może samobójstwo jest rodzajem ucieczki od wgranego społecznego g..na w głowie, aktem niezależności. Może ostatecznym ale niezależności.

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

12 godzin temu, przypadkowy napisał:

Nie warto się zabijać nie tylko z tego powodu, ale również z tego powodu co może nam przynieść przyszłość. Może w ciągu 2 lat nawiążemy kontakt z inną cywilizacją pozaziemską, może Lewandowski w barwach Barcelony zdobędzie w końcu LM, a może doczekamy momentu kiedy PO i PiS przestaną ze sobą walczyć i stworzą jeden rząd... A może będzie coś strasznego i za 5 lat wojska rosyjskie nas zaatakują i wtedy każdy, łącznie z Tobą będzie potrzebny do obrony RP... ?  Nie jesteś tego wszystkiego ciekawa co może się zdarzyć, ale Ty tego nie doświadczysz bo już Ciebie nie będzie ??? A może wydarzą się w Twoim życiu inne, trywialne chwile szczęścia dla których warto żyć jak uśmiech dziecka, urodzonego lub adoptowanego, który będzie dla Ciebie najszczęśliwszą chwilą w życiu ? A może nadejdzie taka chwila, że zachwycisz się zachodem słońca lub po prostu odkryjesz niesamowite jedzenie, którego smak będzie dla Ciebie super doznaniem ? Po prostu nawet jak teraz, a nawet i przez wiele długich lat wszystko wydawało się bezsensowne, prozaiczne, głupie a sama masz o sobie jak najgorsze zdanie to wszystko może być jednym wielkim kłamstwem, które narzuca ci choroba i po prostu być może wiele z tych rzeczy o których pisałem Cię otacza, ale Ty nie umiesz się na nie otworzyć...

Lewandowski w barwach Barcelony zdobędzie LM?? Nieeee, za stary jest już i nie pasuje do Barcelony, jak już do Realu....

W takim razie czas umierać. ;)) <joke> Sorry za offtop 🙂

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

11 godzin temu, xyz1234 napisał:

 

Sama, w swoim aktualnie, jakże ciulowym stanie, lepiej bym tego nie ujęła.

Pocieszające, że ktoś potrafi jeszcze spojrzeć na to z "mojej strony". Chociaż mam głęboką nadzieję, że to bagno Cię nie dotyczy.

 

 

Co do poprzedniego postu...

Wolontariat?

Popieram w 100%!

Jeśli tylko ma się osobę, która będzie płacić rachunki, żywić i ubierać do końca życia, to naprawdę jest doskonały pomysł.

No i dodatkowo trzeba mieć w nosie swoje "JA", czuć się świetnie z byciem pasożytem niezdolnym do samodzielnej egzystencji i nie zaniżać przy tym swojego poczucia własnej wartości na liczby ujemne. U mnie niestety odpada ale zazdroszę sytuacji, możliwości, a przede wszystkim pomysłowości...

 

Mam zaburzenia osobowości i lękowo-depresyjne.Od 2012 roku przez kilka lat na lekach, obecnie bez leków. Mam myśli samobójcze codziennie od długiego czasu, ale bez prób. Nie chcę wchodzić znowu w leki, nie czułam na nich poprawy, a mam ciągnące się do dziś skutki uboczne. Czekam w kolejce na terapię poznawczo-behawioralną na NFZ (psychodynamiczna nie odpowiada mi), prywatnie mnie nie stać. Czas oczekiwania to 2 lata 👍

Edytowane przez bezniczego

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

14 minut temu, przypadkowy napisał:

A dla mnie to nie żadna odwaga tylko wielkie tchórzostwo bo skończyć ze sobą można bardzo łatwo, ale sztuką jest właśnie żyć w tym chorym świecie i trwać mimo wszystko...

 

To jest właśnie powszechne zdanie laików, którzy wierzą w narrację jak w rzeczywistość, nakładają na swoje cierpienie iluzje i nie rozumieją co się dzieje w głowie cierpiącego człowieka, który skontaktował się z pustką. Spróbuj sobie krzywdę zrobić i zobacz czy to tak łatwo jak ci się wydaje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

6 minut temu, przypadkowy napisał:

ale chodziło mi o to, że po prostu ucieczka od życia jest prostszym wyjściem niż trwanie w nim...

 Każda jednostka nadaje sobie znaczenia. Wielkie wspólne narracje już dawno umarły. Po prostu to co ty nazywasz ucieczką ktos inny oznaczy sobie jako "wybawienie".

Tak, jest instynkt, jest lęk przed bólem, ale to wszystko blednie, jest za mgłą.

Tak po prostu jest, tak pracuje psyche.

Co jest odważnego w "trwaniu w życiu"? Jak tak stawiasz sprawę to jest pod tym, że życie jest do d..y, ale ty będziesz udawał dzielnego. Kto na ciebie wtedy patrzy? Kto jest ważny na tyle że cię spojrzeniem trzyma?

Dla kogoś kto chce się zabić nikt już nie jest ważny.

Trudno zrozumieć to komuś kto nie nadaje takich znaczeń.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@doi

"Spróbuj sobie krzywdę zrobić i zobacz czy to tak łatwo jak ci się wydaje." - W punkt, ciekawe spojrzenie i spostrzeżenie.

Chociaż rozumiem obie strony. 

 

"Tchórzostwo, ucieczka"- a czy przed np. toksycznymi związkami, znajomymi nie uciekamy?

A co jeśli przez pryzmat choroby chociażby, całe życie, sens istnienia itd. wydają się być toksyczne, pozbawione sensu i w sumie są jednym wielkim cierpieniem?

 

Osobiście uważam, że żeby chociażby spróbować się zabić (nie na pokaz oczywiście)- ból psychiczny musi znacznie przeważać nad bólem fizycznym i strachem przed nim.

A to też nie jest łatwe. Dodatkowo można skończyć na wózku, z rozwalonymi organami od prochów itd.

 

Wydaje mi się że jeśli ktoś sam na sobie tego nie doświadczył, to nie jest w stanie do końca zrozumieć. 

I jednocześnie najgorszemu wrogowi nie życzę, żeby doświadczył...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

13 minut temu, xyz1234 napisał:

@doi

"Spróbuj sobie krzywdę zrobić i zobacz czy to tak łatwo jak ci się wydaje." - W punkt, ciekawe spojrzenie i spostrzeżenie.

Chociaż rozumiem obie strony. 

 

"Tchórzostwo, ucieczka"- a czy przed np. toksycznymi związkami, znajomymi nie uciekamy?

A co jeśli przez pryzmat choroby chociażby, całe życie, sens istnienia itd. wydają się być toksyczne, pozbawione sensu i w sumie są jednym wielkim cierpieniem?

 

Osobiście uważam, że żeby chociażby spróbować się zabić (nie na pokaz oczywiście)- ból psychiczny musi znacznie przeważać nad bólem fizycznym i strachem przed nim.

A to też nie jest łatwe. Dodatkowo można skończyć na wózku, z rozwalonymi organami od prochów itd.

 

Wydaje mi się że jeśli ktoś sam na sobie tego nie doświadczył, to nie jest w stanie do końca zrozumieć. 

I jednocześnie najgorszemu wrogowi nie życzę, żeby doświadczył...

Tak. Wielu z nas wiele o tym wie i doswiadczylo tego wszystkiego. Nie mysl, ze tylko ty jedna tkwisz w takim stanie. Tyle ze to choroba a nie ty sama. Twoja psychika zle funkcjonuje. I to mozna wyleczyc.

Skoro jestes na tym forum to jakas mala iskierka nadzieji w tobie tkwi. Odrzucasz wszystkie mozliwosci. Co jest tez normalne w depresji. Niczyje rady do ciebie nie docieraja bo nie maja sensu. Nikt nie ma tak jak ty. Ty i tak wiesz lepiej. To tez typowe w depresji. Zlap sie tej ostatniej iskierki nadzieji. Wygrzeb sie z lozka i idz na szybki spacer z muzyka. To jest bez sensu dla ciebie. Ale zrob to i tak. Pozniej wejdz na forum i powiedz jak zle bylo na tym spacerze, jak sie zmeczylas, jak bez sensu to bylo. Nawet przez lzy cierpienia idz tym szybkim marszem. 

Pewnie nie posluchasz zadnego z nas.  Ale co ci szkodzi sprobowac. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@doi napisałaś dużo mądrych rzeczy, z którymi się zgadzam, ale czasem m. in. tu:

 

Godzinę temu, doi napisał:

 

To jest właśnie powszechne zdanie laików, którzy wierzą w narrację jak w rzeczywistość, nakładają na swoje cierpienie iluzje i nie rozumieją co się dzieje w głowie cierpiącego człowieka, który skontaktował się z pustką.

 

brzmi to trochę tak, jakby jedynie ludziom w depresji została objawiona jakaś epifaniczna, egzystencjalna prawda o rzeczywistości, o bezsensie, czy hipokryzji świata. To tak generalnie nie jest :) - jasne, że pewna część ludzi nigdy tego nie doświadcza, ale wszyscy w ten czy inny sposób głębiej myślący ludzie zmagają się z doświadczeniem tak, czy inaczej rozumianego bezsensu istnienia i nie ma to do końca związku z ich stanem psychicznym (w rozumieniu tzw. zdrowia czy zaburzenia) - negatywny stan psychiczny jest bardziej wynikiem tego, że układ neurologiczny niektórych sobie po prostu z różnych powodów (ogólnie słabszy - z niczyjej winy, układ neurologiczny, złe doświadczenia życiowe) samoczynnie nie radzi z tym doświadczeniem bezsensu i dlatego mu się w tym pomaga, m. in. lekami.

 

To nie jest też tak, że psychiatrzy zapisują leki, bo negują doświadczenie bezsensu na zasadzie "Jakie to straszne/trzeba to natychmiast zlikwidować" (niektorzy pewnie tak, ale to są raczej kiepscy psychiatrzy ^^) - bo dobrzy psychiatrzy też to doświadczenie przeżywają. Tak całkowicie obrazowo - znam psychiatrę, który czyta do poduszki Heideggera i Sartre'a, i mocno przeżywa te lektury, pisze wiersze, które przesiakniete są do głebi egzystencjalną pustką, co nie przeszkadza mu być tzw. normalnym człowiekiem (jakkolwiek idiotycznie to nie brzmi, bo też nie lubię podziału na normalny/nienormalny w takim kształcie jak on ogolnie w społeczeństwie funkcjonuje). Dobrzy psychiatrzy, podobnie jak myslę znaczna czesc głębiej myślących, przeżywających ludzi, mieli też w życiu, w tej czy innej formie, mysli samobójcze - oczywiście nigdy by ich nie zrealizowali, i są to myśli zupelnie innego rodzaju niż chociażby osób w depresji, ale takie myśli w autentycznej, swiadomej konfrontacji ze światem są gdzies tam w życiu zawsze nieuniknione.

 

A mimo to lekarze przepisują leki - nie dlatego, zeby ktoś "przestał gadać głupoty", tylko zeby zmotywować układ neurologiczny do jakiegos, jakby to nazwac, aktywnego stawania w obliczu tego bezsensu? (Rety, jak to brzmi xD) Bo ogolnie zakładając nawet całkowity bezsens życia (w tym czy innym rozumieniu, nie wdając się za bardzo w szczególy jak ten bezsens rozumiemy) możemy - rzeczywiście w jakimś akcie wolności, niezależnie od jakichkolwiek schematów zycia, okreslonego systemu zycia - się zabić, możemy nurzac się w tym bezsensie, i możemy tez postarac sie, nawet bardzo malymi krokami, by po prostu, mimo bezsensu, mimo wszystko, w miarę fajnie nam sie żyło (mój wykładowca mawiał : "Prosze panstwa, zycie jest do dupy, więc cieszmy sie zyciem"). Nie neguję zadnego z tych rozwiazań (ani nawet nie mam prawa, bo nigdy w depresji nie bylam), ale dla mnie to ostatnie jest w zasadzie celem wszelkiego leczenia, terapii, autoterapii czy w ogole życia (nie mówię przy tym, że osiagniecie tego jest latwe, zdaję sobie sprawe, ze bywa to cholernie trudne). Ale jeśli leki mogą w tym pomóc - to taki jest chyba cel ich zapisywania i brania.

Edytowane przez Kierkegaard Na Księżycu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

12 godzin temu, doi napisał:

@minouok, rozumiem, wzięłam więc na serio prowokację.

Mam wrażenie że robisz to co się z depresantami robi: mówi się "no weź się w garść, poszukaj pomocy, rusz się". Problem w tym, żeby się choć ruszyć, trzeba uznać tę drobną część swojego Ja, które chce żyć. Trzeba się z tym fragmencikiem skontaktować, uznać że w ogóle  jest. Powiedzieć sobie "wczoraj było ch.owo, teraz jest ch.jowo, będzie ch.owo", ale teraz po prostu "jest"- bez określania przez umysł jak jest. Nie wiem czy Xyz ma kontakt z tą częścią, która trwa. Z pewnoością ją w sobie ma, ja ją widzę jak na dłoni, w ironii, w autodestrukcji ego, w nienawiści do ojca. Na razie Autorka mówi sobą, swoimi próbami samobójczymi nie widząc ich znaczenia, tego że one mają treść ważną dla niej. Ale ma pełne prawo ten fragmencik zagłuszyć, olać. Na razie Autorka prosi o zrozumienie, że można nie chcieć. Ja rozumiem, bo wiem doskonale że można nie chcieć i że nie ma takiej siły na świecie żeby zmusić do życia oprócz własnej siły wewnętrznej. Ja mogę jedynie zachęcić do ciekawości  i uczciwej odpowiedzi na pytanie co trzyma, czemu tak? I do tego, że skoczyć można zawsze, ale warto zrobić to -dla siebie-uczciwie.

Oczywiście, że samemu nie da się rady, zgadzam się. Ale "rusz się" tylko budzi poczucie winy i tę różnicę między "jest" a "powinnam". W depresji przecież każdy widzi tę różnicę, widzi swoją nieadekwatność, Xyz w sposób wydatny. Chodzi o to by nie nalepiać sobie naklejek a uznać że jest teraz tak jak jest- bez określania. Że faktycznie jak piszesz- nie wszystko jedno, bo mimo wszystko są preferencje (z nieświadomego). Że jest oddech i każdy oddech jest wygraną, bo jest.

Nie umiem tego oddać słowami.

Myśle, ze rozumiem o co Ci chodzi, ale ja trochę coś innego miałam na myśli. Wiem, ze osoba chora na depresje nie może „wziąć się w garść” i sama sobie pomoc. Żeby się wyleczyć potrzebna jest profesjonalna pomoc, często leczenie farmakologiczne potem uzupełnione długa, może i wieloletnia terapia. Leki są jak koło ratunkowe - pomagają się nie utopić, ale to terapia uczy pływać samodzielnie - kiedyś coś takiego przeczytałam i myśle, ze to fajna metafora.

Ale leczenie nie jest łatwe - leki maja skutki uboczne a na dodatek czasem trzeba dość długo eksperymentować żeby znaleźć ten, który zadziała. Terapia wymaga dyscypliny i samozaparcia i jest bolesna. Żeby przejść przez leczenie, trzeba odnaleźć w sobie jakąś sile napędową: jeśli nie jest to nadzieja, radość życia czy entuzjazm, to musi to być coś innego, np zwykła zadaniowość, poczucie obowiązku lub bunt czy złość. Napisałam tą małą prowokacje, żeby wywołać u autorki bunt. Bunt jest dobry, bo w przeciwieństwie do smutku czy użalania może być motorem do działania.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

11 godzin temu, xyz1234 napisał:

Widzisz, to ciekawe. Bo mnie chyba właśnie spełnianie oczekiwań innych (i swoich własnych względem innych) do takiego stanu doprowadziło.

PS. Oczekiwań wszystkich i tak nie spełnisz.

Masz racje. Ale tutaj znów granica między tym, co dobre a co złe jest cienka. Np strach jest naturalnym mechanizmem przezyciowym i jest nam potrzebny. Ale w nadmiarze, lub strach nieadekwatny prowadzi do nerwicy lękowej. Tak samo z funkcjonowaniem w społeczeństwie. Spełnianie oczekiwań innych zawsze kosztem siebie jest bardzo złe. Ale nieliczenie się z uczuciami innych tez jest złe i tez może prowadzić do depresji jeśli reakcje innych na nasze zachowanie będą negatywne. Smierć ukochanej osoby to jedna z najgorszych tragedii, jaka może spotkać człowieka, a jeśli na dodatek to smierć samobójcza, to wywołuje ogromne poczucie winy u rodziny, bliskich, przyjaciół. Jeśli zrealizujesz swoje plany, skrzywdzisz prawdopodobnie wiele kochających Cię osób. Czy w tym wypadku spełnienie ich oczekiwań, które pewnie sprowadzają się do tego, ze na poważnie podejmiesz leczenie i spróbujesz wyzdrowieć, to za duże wymagania? 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@minou Chodziło mi raczej o spełnienie oczekiwań z zamieszłych czasów, które (wydaje mi się), odbijają się teraz.

Pewnie niejedna osoba zna przykład rodzica, który swoje niespełnione ambicje przelewa na dziecko. I tak jest nawet do tej pory.

Mama koniecznie chciała znaleźć mi dziedzinę, w której będę mistrzem i osiągnę wielki sukces.

Postawówka- balet, taniec współczeny, rysunek/malarstwo, dodatkowy angielski oczywiście, a nawet "Klub dobrej kuchni"- nauka gotowania. W niedziele praca w radio w programie dla dzieci, w ferie "Szkoła dla przyszłych modelek". Szkoła oczywiście też nie mogła być normalna, musiała być dla zawodników pływackich. To wszystko w tym samym czasie. Dodatkowo trzeba było wygrać wszystkie miejscowe konkursy- nawet na "najlepiej udekorowanego ziemniaka" (i wcale nie żartuję w tym momencie).

Oczywiście w żadnej z wymienionych dziedzin nie odniosłam międzynarodowego sukcesu. Czyli zawiodłam...

W międzyczasie nabawiłam się też anoreksji na swojej cudownej diecie 300 kcal dziennie, bo przecież wiecznie byłam za gruba do najlepszych agencji w kraju.

I to będzie na tyle użalania się nad sobą.

Może moje postrzeganie jest błędne, ale wydaje mi się że przez to, jeśli nie jestem w czymś perfekcyjna i nie dam z siebie 200%, to czuję się zerem, które nigdy nic nie osiągnie.

 

PS. Mama nadal nie rozumie choroby, cały czas nie wyobraża sobie, że mogłabym nie skończyć swoich "prestizowych studiów" i nie zostać kij wie kim (pewnie najlepiej prezydentem).

 

Pewnie zaraz znowu ktoś mi dowali, że wymyślam i próbuję zrzucać winę na innych ale to było chyba najbardziej szczere moje wyznanie tu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A tak przy okazji...

 

PRAGNĘ OFICJALNIE OŚWIADCZYĆ, ŻE JEDNAK ŻADNEGO SAMOBÓJSTWA NIE ZAMIERZAM POPEŁNIAĆ.

 

I z tego miejsca pozdrawiam osobę ze Szczecina, która sprawiła, że po pierwszej w nocy wparowała mi do mieszkania Policja, Pogotowie i chyba wszystkie możliwe służby specjalne (ironia ^^). W każdym razie było tłoczno, a ja kolejny raz odwiedziłam swój ukochany szpital. I na odwiedzinach się skończyło :) 

 

Szkoda, że w realu ludzie nie są tak życzliwi...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

4 godziny temu, xyz1234 napisał:

Pewnie zaraz znowu ktoś mi dowali, że wymyślam i próbuję zrzucać winę na innych ale to było chyba najbardziej szczere moje wyznanie tu.

Ja nie dowalę. Też pomysł! Nawet się uśmiechnę, bo moi też mieli "ambicje"...

Piszesz straszne rzeczy. To przecież nie depresja jest problemem. Depresja jest logicznym oczywistym rozwinięciem twojej historii. Jest - w takich okolicznościach- oczywista, naturalna. Jest naturalną logiczną reakcją psyche wobec tego co ci wgrano do głowy. Problemem jest twoja historia jak ją opisujesz. Z tym nie da się żyć normalnie, bo właśnie to ma być oświetlone, wyciągnięte na powierzchnię i o tym myśli S są. Problemem jest twój ojciec, jest twoja matka, są twoje wspomnienia i twoja postawa wobec siebie samej.  Problemem jest wyraz twojego buntu i wściekłość skierowana na ciebie a nie na tych którzy cie nie przyjęli i skrzywdzili.

Zaczęłaś ten wątek z pretensją że ludzie nie rozumieją. Ten żal w sumie kierujesz do matki- bo to ona nie rozumie. I nie zrozumie nic, nie licz na to.

Życzę ci sił na znalezienie sensownego terapeuty, który nie będzie cię tresował jak zwierzaka w zakresie zniechęcenia do samobójstwa, zachęcania do spacerów i wmawiania kolejnych iluzji a który pomoże ci zrozumieć czym -w twoim kontekście- pragnienie samobójstwa jest.  Hillmana serdecznie polecam-w wolnym czasie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

9 godzin temu, minou napisał:

Żeby przejść przez leczenie, trzeba odnaleźć w sobie jakąś sile napędową: jeśli nie jest to nadzieja, radość życia czy entuzjazm, to musi to być coś innego, np zwykła zadaniowość, poczucie obowiązku lub bunt czy złość. Napisałam tą małą prowokacje, żeby wywołać u autorki bunt. Bunt jest dobry, bo w przeciwieństwie do smutku czy użalania może być motorem do działania.

Tak, może to być też pragnienie analizy, ciekawość. Spojrzenie Innego czasem trzyma.

Tak, bunt jest dobry- depresanci niszczą się sami (nieświadomie, świadomie) bo przekierowują złość na kogoś na siebie. Realizują czyjeś wgrane im polecenia. Bunt uwalnia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

17 godzin temu, Kierkegaard Na Księżycu napisał:

brzmi to trochę tak, jakby jedynie ludziom w depresji została objawiona jakaś epifaniczna, egzystencjalna prawda o rzeczywistości, o bezsensie, czy hipokryzji świata.

Nie wiem czy jedynie. Ale faktem dla mnie jest że przez depresję prowadzi droga ku rozwojowi. Akurat w moim przypadku depresja dała dużo w tym względzie. Nie w zakresie "bezsensu świata" i filozofii, bo to są wszystko gry umysłu, ale w zakresie odsunięcia etykiet, narracji społecznych i płynięcia bezpośrednio z energią  świata, poczuciem niedualności etc.

 

17 godzin temu, Kierkegaard Na Księżycu napisał:

Tak całkowicie obrazowo - znam psychiatrę, który czyta do poduszki Heideggera i Sartre'a, i mocno przeżywa te lektury, pisze wiersze, które przesiakniete są do głebi egzystencjalną pustką, co nie przeszkadza mu być tzw. normalnym człowiekiem

Mnie także nie przeszkadza być "normalnym człowiekiem" i nikt patrząc z zewnątrz złamanego grosza by nie dał za mnie. Przecież tutaj nie da się inaczej funkcjonować jak przez ego, w egotycznym ubraniu. Ciało, biologia, narracje, postawy- to są przebrania. Iluzje, ale tutaj wszystko jest rodzajem teatru, iluzji. Robić coś bo to ma sens- to jest dopiero bez sensu, bez- myślne. Sens jest grą umysłu, niczym więcej, klatka umysłową. Depresja- jako forma przeżywania, forma życia psyche, pewna energia- pozwala to dojrzeć.

Pewnie nie wszystkim, może rzadko. Piszę o swoich doświadczeniach.

Edytowane przez doi

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×