Skocz do zawartości
Nerwica.com

Samotność, brak życia towarzyskiego, pracoholizm


ErJot33

Rekomendowane odpowiedzi

Cześć czytającym. Chyba potrzebuję się komuś wygadać, z chęcią choć i z lekkim strachem wysłucham spojrzenia innych ludzi, może jakichś porad.

Mam 32 lata

Kilka ładnych lat temu coś się pozmieniało w moim życiu i myślę, ze przez to nie potrafię sobie ułożyć żadnego związku, ale i samo moje życie nie wygląda tak, jak bym tego chciał. Jak pamiętam siebie z czasów młodszych, to byłem osobą bardzo towarzyską, zawsze miałem bardzo dużo znajomych, nie sprawiało mi problemu nawiązanie nowych znajomości. Odkąd zacząłem się ładować w poważne relacje, to cała swoją energie kierowałem na relacje, co nie przynosiło dobrych efektów, ale na początku potrafiłem jeszcze od razu wrócić to dawnego „ja”, aż nadszedł związek długi, 5 letni. Zdecydowanie wielka miłość, było nam bardzo dobrze, mieszkaliśmy razem, oczywiście kłótnie były, ale byliśmy dla siebie przyjaciółmi przede wszystkim, nikt nie odwalał żadnych dziwnych akcji, nie zachowywał się jak singiel. Rozsypało się z perspektywy czasu o pierdoły, brak rozmowy, upartość z obu stron. Myślę, że ta relacja + wyprowadzka z mojego miasta pod koniec tej relacji, oraz późniejsza jeszcze jedna kolejna do obcego mi miasta spowodowały, ze ja się zmieniłem po tym do tego stopnia, ze dziś nie potrafię być już towarzyski, nie mam tylu przyjaciół,  i żeby nie było- proponowałem nie raz czy to jakiemuś koledze, czy to koledze wraz z jego dziewczyna abyśmy gdzieś w 4 (wraz z jakąś moją ówczesną dziewczyna) gdzieś wyszli ale za każdym razem odmowy i wymówki i szczerze zniechęciło to już do końca.  Gdzieś chyba ostatnio zrozumiałem, ze próbuje stworzyć relacje taką, jak ta 5 letnia, gdzie byliśmy sobie bardzo bliscy, byliśmy przyjaciółmi. To była jedyna kobieta przed która potrafiłem się otworzyć, bo dziś jest twarda skorupa.  W chwili obecnej zakończyłem kolejna relacje, to już chyba z 7 od momentu rozstania 3 lata temu z opisywana kobietą. Po drodze psychikę zorała mi dziewczyna z borderline, oraz druga, wielka miłość, która opowiadała jak to by życie za mnie oddała, i jak to strasznie mnie nie kocha, i czego to ona nie chce, by bardzo łatwo zerwać pod naciskiem zaborczej koleżanki, ale myślę ze najbardziej doskwiera mi to jaki się stałem, to że ludzie mnie denerwują, to że nie potrafię mieć bliższych przyjaciół/znajomych, że wszystko to są kontakty zawodowe, czasami zdarzy się, że chwilę porozmawiamy niezawodowo, ale to raczej rzadko. Przez to, że stałem się taki zamknięty, nie moglem znieść ostatniej relacji- relacji z bardzo fajną dziewczyną, ale taka która wiecznie by chodziła na domówki, wypady, wakacje ze znajomymi. Wszystko w granicach rozsądku jest OK, ale gdy zaczęło się robić tego zdecydowanie za dużo to zaczęło mi to przeszkadzać. Mówiłem o tym, i nie przynosiło to skutku. Na większość zapraszała, bym szedł z nią, z tym że po pierwsze widziałem, ze ze mną bawi sie ale zdecydowanie nie tak dobrze, jak wtedy gdy bawi się sama, a po drugie to co chwile były wyjścia do obcych ludzi. Na każde wyjście do rodziny, czy najbliższych nie było problemu, bym z nią szedł, ale nie sprawia mi to absolutnie żadnej przyjemności, by ciągle imprezować z obcymi, innymi ludźmi. Gdyby to było stale grono najbliższych znajomych to pewnie z czasem bym ich lepiej poznał i byłoby OK, do niej jednak się potrafił odezwać ktoś z kim kontakt znikomy albo zerowy od dawna, i już jest „MUSZE iść bo ta osoba chce bym tam była”. Nie ważne wtedy, ze np mieliśmy się widzieć w ten weekend. Zacząłem wiec stawiać się ciągle w opozycji, ze nigdzie chodził nie będę, co tylko pogłębiało to w co zabrnąłem z brakiem własnego życia towarzyskiego. Tak czy tak ta relacja nie dawała mi tego co chciałem. Od dawna przekonywałem by przeprowadziła się do mnie, niby chciała, ale BARDZO opornie jej to szło, bo w jej mieście ma klientów, bo u mnie musi ich zdobyć (choć nie robiła nic by ich zdobyć), bo u siebie ma pracownice i jak ona biedna jej powie, ze musi sobie szukać innej pracy, bo kupuje mieszkanie i nie chce go od razu wynajmować, chciałaby chwile w nim pomieszkać. Moim zdaniem to były wymówki, bo wygodnie było przyjeżdżać do mnie i mojego miasta, mieć tutaj życie z poważnym związkiem, planami, staraniem sie o dziecko, ciągłym mówieniem mi, ze chce ślubu, a później wracać do swojego życia u siebie w mieście. Ta relacja myślę ze dość wyraźnie pokazała mi, ze brakuje mi tego co gdzieś utraciłem- własnych znajomych, własnego życia. Wpadłem z pracoholizm i pościg za pieniędzmi, stałem się zgorzkniały, ludzie mnie wkurzają, są egoistyczni, głupi, pazerni, potrafią się odezwać tylko, gdy sami czegoś potrzebują, i wystarcza mi w zasadzie bliska kobieta by nie robić nic w celu bliższych kontaktów z innymi ludźmi, a kilka podjętych prób, które ludzie olali, jedynie pogłębia to, ze z jednej strony tego nie chce, a z drugiej strony brakuje mi tego. Na zewnątrz jestem uśmiechnięty, potrafię pogadać, myślę, że ludzie mnie lubią, i przez to firma idzie mi bardzo dobrze, ale potrafię taki być bo widzę, że mam  w zamian to, czego chcę- coś swojego- pracę której poświęcam cały czas, pieniądze. Zawodowo zatem bez problemu przychodzi mi nawiązywanie nowych, dobrych relacji. Zycie prywatne leży. I mam wrażenie, że dopóki tego nie odzyskam, to nie ułożę sobie dobrze życia z kobieta, bo powinienem zdecydowanie mniej się poświęcać, podchodzić odrobinę bardziej egoistycznie i myśleć o sobie, nie ładować całej swojej energii w związek.  Od relacji potrzebuję chyba odpoczynku, ładuje się z jednej w drugą, z tym że brak przyjaciół, bliskich, kogoś z kim można pogadać, powoduje natychmiastowe poszukiwanie związku, by mieć chociaż to, problem jednak tylko się odsuwa na jakiś czas, nie znika.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Masz bardzo dużo trafnych refleksji na swój temat, ładnie widzisz, co Cię spotkało i rozpoznajesz swoje aktualne potrzeby ("od relacji potrzebuję chyba odpoczynku"). Chodzisz na jakąś psychoterapię? Praca nad sobą przekłada się potem na to, jak budujemy relacje. Mój związek się niesamowicie poprawił, gdy przeszłam przez terapię. Relacje z innymi ludźmi też są lepsze, bardziej szczere. To logiczne, że im lepiej poznasz siebie, tym łatwiej później będzie Ci się odnaleźć wśród innych i w związku, a poza tym będziesz potrafił rozpoznać, które związki Ci służą, a które są toksyczne. Jesteś na dobrej drodze, tak myślę 🙂 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie, nie chodzę. Ciężko mi się otwierać. Raz spróbowałem. Moze zabrzmi to dość wyniośle, ale jestem dość inteligentny (czasami myślę, że wolałbym być polglowkiem, i żyć nieswiadomy) i wylapalem próby zbudowania zaufania i przypodobania mi sie przez psychologa. Od razu stało się to na tyle żenujące, że więcej nie poszedłem, a ciężko było mi się przełamać. Cały czas się łudzę, że sam sobie dam radę

 Co do relacji to od dłuższego czasu kobietom wszystko we mnie pasuje, są szczęśliwe, to mi w nich coś nie pasuje, i to zaczyna męczyć i męczyć, aż doprowadza do konfliktow i rozstania. Dzięki za miłe słowa :)

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie brzmisz wyniośle, terapeuta musi być naprawdę dobrze do nas dopasowany, spełniać nasze oczekiwania. Mam podobny "problem" ;) potrzebuje kogoś na poziomie, niemłodego, ale też niezbyt starego, najlepiej kobietę, bo mężczyznom nie ufam. 

 

Jeśli nie masz trudności psychosomatycznych, często towarzyszących nerwicom i depresjom, to myślę, że możesz w dużym stopniu sam sobie pomóc. Na terapię zawsze można iść jednorazowo do kogoś polecanego i potraktować rozmowę z nim jako konsultację. Są dobre książki o emocjach, o lękach, o różnych rolach, które pełnimy w życiu. Ja dokonałam dużego postępu, gdy po prostu w odpowiednim czasie trafiałam na odpowiednie książki. Drogi do samopoznania są różne, znajdź taką, która Ci najbardziej odpowiada.

 

A odnośnie samych potrzeb w relacjach - może po prostu starasz się emocjonalnie zaspokoić swoje partnerki i początkowo odpowiada Ci rola, że im jest dobrze w związku z Tobą. Ale nie szukasz takiej, która byłaby odpowiednia dla Ciebie i która wnosiłaby do relacji to, czego potrzebujesz. Więc z czasem zaczynasz się męczyć, bo przecież nie możemy bez końca się poświęcać - a Ty się właśnie poświęcasz. Jest taka książka "5 języków miłości", można ją nawet znaleźć online. Dla niektórych to, co pisze autor wydaje się banalnie oczywiste, ale ja wyciągnęłam z niej całkiem fajne wskazówki, jak się dogadać z innymi ;) 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Trudności psychosomatycznych nie stwierdzono w tym przypadku :)

Z chęcią bym z kimś porozmawial, ale z taką osobą, która będzie mówić, a nie tylko pytać i czekać, aż sam sobie odpowiem. Tyle to potrafię i bez pomocy:)

Myślę, że masz dużo racji w ostatnim akapicie, uswiadomilas mi to chyba właśnie. Poświęcam się bardzo, w większości kobiety bardzo mocno przeżywaly rozstania, mimo ze pod koniec z racji tego, ze sie męczyłem, nie bylo juz kolorowo. Mam tez wrażenie, ze nie potrafie zakonczyc relacji, zranić, i czekam wrecz az cos sie wydarzy, ewentualnie chce rozstania, by za chwile ulegac kobiecie i wracac, ale to już zawsze jest poczatek końca i niepotrzebne przedłużanie, bo juz się męczę.

Problem w tym, że ciężko szybko wyłapać, czy dana osoba mi odpowiada, czy nie. Czesto przez pierwsze miesiace jest troche idealizowania siebie  przez osoby w zwiazku, duzo pokazywania siebie z lepszej strony, a chowania wad.

Piszesz dużo trafnych uwag, więc zaraz szukam książki i może jeszcze dziś przeczytam kilka stron 💪 😉

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×