Skocz do zawartości
Nerwica.com

Czy to jest fobia społeczna?


adamos96

Rekomendowane odpowiedzi

Zacznę od tego, że jestem mężczyzną w wieku 23 lat. Moje problemy trwają praktycznie od dzieciństwa. Będąc jeszcze przed zerówką prawie w ogóle nie mówiłem. Stwierdzono u mnie zaburzenia mowy. Wypowiadałem tylko kilka tych samych słów. Rodzicie widzieli, że jest ze mną coś nie tak i zaczęli chodzić ze mną po lekarzach gdzie straszyli ich operacją mózgu. Jednakże pewnego dnia mama zabrała mnie do psychologa, przed którym się nieco otworzyłem i powierzchownie problem zniknął. Nic bardziej mylnego. Problem trwał dalej i towarzyszy mi do teraz. 
Gdy poszedłem do szkoły miałem problemy ze znalezieniem sobie kolegi. Zazwyczaj była to jedna, dwie osoby przy których czułem się komfortowo, przed resztą się zamykałem. Moja (wtedy tak to oceniałem) "nieśmiałość" i skrytość powodowały, że niektórzy znęcali się nade mną. Nie potrafiłem się im przeciwstawić.
Po SP poszedłem do gimnazjum, następnie była szkoła średnia. Schemat był cały czas ten sam - zaprzyjaźniałem się z jedną osobą i zawsze pojawił się jakiś oprawca lub oprawcy, który się znęcali nade mną czy to fizycznie, czy psychicznie. Nigdy nie lubiłem być w centrum uwagi czy wypowiadać się przed większym gronem. Występowanie na środku klasy, np. przy recytowaniu wiersza były dla mnie wielką torturą. Ponadto nigdy nie udzielałem się przy zwykłych rozmowach w większym gronie. Nie tylko w szkole, ale również przy spotkaniach rodzinnych. Potrafię w ogóle nie odezwać przez cały czas, gdy reszta prowadzi rozmowę. Siedzę obok i słucham co mówią inni zatapiając się w swoich myślach.
Przez swoje problemy nie poradziłem sobie na studiach. Zmieniłem kierunek, ale historia się powtarza. Po prostu nie potrafię działać w zespole i integrować się z ludźmi przez co nie udaje mi się zaliczać ważnych egzaminów czy zaliczeń. Mam też blokadę przed znalezieniem sobie pracy. Wcześniej miałem pracę, ale załatwiła mi ją moja ciotka. W pracy to samo - zero integrowania się z ludźmi, gadałem z nimi tylko o pracy i o pogodzie. Przez większość czasu siedziałem samotnie na swoim stanowisku pracy. Rozmowa z kierownikami przy przełożonym mocno mnie stresowały i raczej unikałem kontaktu z nimi do minimum. 
Dodam też, że nigdy nikogo nie miałem. Największy problem mam w kontaktach dziewczynami, praktycznie jest on zerowy od zawsze ze względu na paniczny lęk przed kontaktami z nimi. Nigdy się nie całowałem czy chociażby przytulałem się z jakąś dziewczyną. Jak się zakochiwałem w dziewczynie to ona nie wiedziała o tym, bo nigdy się nie przełamałem się żeby zagadać. Ponadto mam sporo kompleksów, chociażby niski wzrost (1,7m) i niska samoocena.
Ogromną presję i lęk czuje przede wszystkim przy wystąpieniach publicznych. Np. na swojej  18nastce gdy miałem przywitać wszystkich i podziękować za przybycie przyszło mi to z ogromnym trudem. Jąkałem się i drżałem i nie potrafiłem się dobrze wysłowić. Podobnie było podczas zaliczenia pewnego przedmiotu na studiach czyli kompetencji społecznych. Każdy miał przygotować autoprezentację, wyjść na środek i coś sobą zaprezentować. Ja postanowiłem, że przeczytam fragment książki. To było dla mnie torturą. Stałem na środku jak słup i z każdym przeczytanym zdaniem co raz bardziej się stresowałem. Nie utrzymywałem w ogóle kontaktu z "publicznością" i nie wykonywałem żadnych gestów. Wykładowczyni z litośći zaliczyła mi ten przedmiot.
Odniosę się jeszcze do swoich rodziców. Mama była raczej nadopiekuńcza, ojciec już mniej, zwłaszcza gdy zaczął chorować. Moja mama często jeździła z nim do centrum onkologii w celu leczenia choroby. Mama od zawsze miała zbyt duże ambicje wobec mnie i mojej siostry przez co wywierała na nas dużą presję, np. żebyśmy skończyli studia i znaleźli dobrą pracę. Przez to też nie mogliśmy samodzielnie podjąć decyzji, od których zależy nasze życie, np. gdy szedłem to technikum, mama upierała się abym wybrał mechatronikę. Mówiła, że to zawód przyszłości i dla mnie będzie lepiej jak wybiorę ten kierunek (ja chciałem iść na informatykę). Studia to też była w sumie jej decyzja.
Czym jestem starszy tym bardziej problem się nasila. Pojawiła się również depresja. Na co dzień nie wychodzę z domu, z wyjątkiem spotkań ze swoimi 3 kolegami (jedynymi), przy których nie czuję lęku. Doszło już nawet do tego, że zamknąłem się przed własną matką. Siedzę cały czas we własnym pokoju przy komputerze.
Aby uciec od tej ponurej rzeczywistości zacząłem nadużywać środków odurzających czyli marihuany i czasami też alkoholu.
Co to może być? Fobia społeczna? Jak przełamać się aby pójść do psychiatry i zacząć leczenie? W końcu to wymaga kontaktu z obcą osobą i otwarcia się przed nią...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pachnie tu fobią społeczna lub innymi zaburzeniami, których objawem są problemy w kontaktach społecznych. Podpisuję się pod tym co tutaj napisałeś, bo mam niemalże identycznie, też uciekałem w używki, nawet jesteśmy na tym samym profilu w technikum. Raczej ciężko z tego wyjść samemu... Ale trzeba próbować.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×