Skocz do zawartości
Nerwica.com

Pośmiejmy się z siebie


Alexandra

Rekomendowane odpowiedzi

Introwertyczka, można się pozbyć natręctw na jakiś czas, ale przeważnie prędzej czy później wracają ( zwł. jak trwały dość długo i były nasilone ). Nie wierzę w skuteczność leków w trwałym wyleczeniu z tego zaburzenia, mogą pomóc doraźnie, ale jak przestajesz brać, to wracają. W zasadzie jedynym sposobem jest mnóstwo samozaparcia i robienie na przekór, bo natręctwa karmią się naszą aktywnością z nimi związaną.

 

Wiem, co to znaczy mieć natręctwa i wiem też, co to znaczy mieć natręctwa z różnym nasileniem i to jest niebo a ziemia ;)

 

I jeszcze jedna kwestia... nie wszystkie natręctwa są w równym stopniu upierdliwe. Są takie, że człowieka chce roznieść, a są też takie, z którymi da się w miarę normalnie egzystować.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Introwertyczka, mam taki sam staż w ZOK do twojego. Jako nastolatek i jeszcze w trakcie studiów miałem najgorsze okresy związane z tym zaburzeniem. Potem prawdopodobnie pod wpływem leków straciło ono na sile, przyjmując postać depresji i lęku uogólnionego. ZOK to jedyny rodzaj zaburzeń lękowych tak silnie uwarunkowany biologicznie, stąd często konieczność ciągłego przyjmowania leków.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czytając o Waszych natręctwach przyszło mi do głowy moje - nałogowe gryzienie , jedzenie lodu . takiego w kostkach , zamrażania wody w pojemnikach a jak zabraknie to zostaje skrobanie zamrażalki .

Nawet swoje wyjścia uzależniałam od tego czy tam gdzie się znajdę będzie dostępność do lodu. Zapraszana na randkę prosiłam o spotkanie w lokalu gdzie podają colę z lodem , oczywiście chodziłam do baru po dokładki lodu .

Kiedyś gdy poznałam kogoś i coś zaiskrzyło , facet zaproponował wspólny wyjazd na weekend a ja- tak ale musi być dużo lodu . Cisza w słuchawce a potem słyszę .- Znam dwa takie miejsca , wybieraj - Biegun Północny albo Arktyka . Ten facet nie zaakceptował moich dziwactw . Lód skutecznie ugasił to co zaiskrzyło .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Albo załatwianie się w miejscach publicznych... miałam natręctwo,że dostane syfa albo w ciążę zajdę, jak na desce usiądę... :lol::lol::lol:

 

Mam tak poniekąd do dzisiaj ;)

Dwa lata temu pojechaliśmy z chłopakiem na wakacje; przez dwa tygodnie nie mogłam się wypróżnić, bo nie umiałam tego zrobić nigdzie poza domem - wzdęcia, brzuch jak balon, masakra... Na szczęście tej "schizy" już się pozbyłam (zresztą nie mieszkam już w domu rodzinnym, więc miałabym spory problem na tę chwilę). I tak unikam korzystania z ubikacji publicznych, nawet tej w pracy, ale przynajmniej nie męczę się tak tym jak kiedyś.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zastanowiłam się nad tym wątkiem i doszłam do wniosku, że natręctwa w mniejszym lub większym stopniu towarzyszyły mi od wczesnego dzieciństwa; od zawsze "skubałam" - skórki przy paznokciach, strupki, później pryszcze (stąd mnóstwo tajemniczych blizn na moim ciele).

Prawdziwy "natręctwowy koszmar" zaczął się na początku liceum; pierwsze były stopy - nikt nie mógł widzieć moich stóp. Sandałki w ciepłe dni odpadały, pójście w gości też stanowiło problem, bo przecież trzeba zdjąć buty... Później przyszedł czas na dłonie zawsze starałam się je ukrywać w kieszeniach, rękawiczkach albo pod zaciągniętymi do granic możliwości ściągaczami swetra (poniekąd przyzwyczajenie do takiego chowania zostało do dziś, bo często się łapię na składaniu dłoni tak, by zasłonić nimi paznokcie - bynajmniej nie dlatego, że się ich wstydzę; po prostu lata wprawy).

W międzyczasie dopadały mnie różne inne, np. sprawdzanie, czytanie wszystkiego albo spinanie agrafkami.

Najgorszym natręctwem, jakie mnie dotknęło, było przeświadczenie, że... śmierdzę. Autentycznie ciągle czułam sama od siebie swąd. Myłam się kilka razy dziennie, zmieniałam ubrania co kilka godzin, ale wciąż, wciąż i wciąż czułam przykry zapach... Miałam wtedy 19 lat, pracowałam zawodowo i to cholerne natręctwo skutecznie paraliżowało moje życie. Wylewałam na siebie tony perfum, ciągle się wycierałam nawilżanymi chusteczkami i wszystko psikałam odświeżaczami powietrza. Potrafiłam się rozpłakać, kiedy ktoś odsunął się ode mnie albo gdy wziął głęboki wdech (na pewno poczuł smród).

Tak bardzo wstydziłam się tej przypadłości, że nie powiedziałam o niej nawet mojemu lekarzowi (minęła właściwie "sama"; brałam cały czas leki, w dość dużych dawkach, więc w pewnym momencie stałam się po prostu zobojętniała na wszystko i otumaniona). Dopiero po latach, kiedy uświadomiłam sobie, co to tak naprawdę było, przyznałam się do tych męczarni.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zastanowiłam się nad tym wątkiem i doszłam do wniosku, że natręctwa w mniejszym lub większym stopniu towarzyszyły mi od wczesnego dzieciństwa; od zawsze "skubałam" - skórki przy paznokciach, strupki, później pryszcze (stąd mnóstwo tajemniczych blizn na moim ciele).

Prawdziwy "natręctwowy koszmar" zaczął się na początku liceum; pierwsze były stopy - nikt nie mógł widzieć moich stóp. Sandałki w ciepłe dni odpadały, pójście w gości też stanowiło problem, bo przecież trzeba zdjąć buty... Później przyszedł czas na dłonie zawsze starałam się je ukrywać w kieszeniach, rękawiczkach albo pod zaciągniętymi do granic możliwości ściągaczami swetra (poniekąd przyzwyczajenie do takiego chowania zostało do dziś, bo często się łapię na składaniu dłoni tak, by zasłonić nimi paznokcie - bynajmniej nie dlatego, że się ich wstydzę; po prostu lata wprawy).

W międzyczasie dopadały mnie różne inne, np. sprawdzanie, czytanie wszystkiego albo spinanie agrafkami.

Najgorszym natręctwem, jakie mnie dotknęło, było przeświadczenie, że... śmierdzę. Autentycznie ciągle czułam sama od siebie swąd. Myłam się kilka razy dziennie, zmieniałam ubrania co kilka godzin, ale wciąż, wciąż i wciąż czułam przykry zapach... Miałam wtedy 19 lat, pracowałam zawodowo i to cholerne natręctwo skutecznie paraliżowało moje życie. Wylewałam na siebie tony perfum, ciągle się wycierałam nawilżanymi chusteczkami i wszystko psikałam odświeżaczami powietrza. Potrafiłam się rozpłakać, kiedy ktoś odsunął się ode mnie albo gdy wziął głęboki wdech (na pewno poczuł smród).

Tak bardzo wstydziłam się tej przypadłości, że nie powiedziałam o niej nawet mojemu lekarzowi (minęła właściwie "sama"; brałam cały czas leki, w dość dużych dawkach, więc w pewnym momencie stałam się po prostu zobojętniała na wszystko i otumaniona). Dopiero po latach, kiedy uświadomiłam sobie, co to tak naprawdę było, przyznałam się do tych męczarni.

Mam 40 lat i problem ze "śmierdzeniem". Tony perfum, Częste kąpiele. Nie wycieranie się dwa razy ręcznikiem w związku z czym około 5,6 ręczników dziennie do prania. Ale to nic. Najlepsze jest to, że zawsze w torebce mam zapasowe gacie i koszulki bawełniane. Dzięki temu gdy choć troszkę (w moim odczuciu śmierdzę) zmieniam bieliznę z pod ubrań. :yeah: Oczywiście nie muszę wspominać o regularnym zużywaniu antypespirantów, blokerów itp

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

[

Mam 40 lat i problem ze "śmierdzeniem". Tony perfum, Częste kąpiele. Nie wycieranie się dwa razy ręcznikiem w związku z czym około 5,6 ręczników dziennie do prania. Ale to nic. Najlepsze jest to, że zawsze w torebce mam zapasowe gacie i koszulki bawełniane. Dzięki temu gdy choć troszkę (w moim odczuciu śmierdzę) zmieniam bieliznę z pod ubrań. :yeah: Oczywiście nie muszę wspominać o regularnym zużywaniu antypespirantów, blokerów itp

 

No jasne - znam to :) Kwestię zażywania tabletek, zeby się nie pocic zwalczyłam równo z tymi na odchudzanie, ale strasznie zle sie z tym czuję :) daleka droga przed nami jeszcze :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej. xD

Tak Was czytam i czytam.

Mam natręctwo takie, że boję się dotykać między innymi ziemi.. xD Ostatnio chłopak poprosił mnie, abym posadziła graby w ogródku (takie małe). Zaznaczam, ze miałam jasny polar...

Nie przyszło mi do głowy, że mogę poprosić o rękawiczki to naciągnęłam rękawy i po posadzeniu dogniatałam do nich ziemię... Tak się bałam, że się czymś zarażę...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moje natręctwa są dość małe, czasem, gdy wychodzę z domu:

-10x sprawdzam gaz, wodę, wtyczki od prądu czy żelazko

 

Gdy parkuję auto:

-10x sprawdzam czy zaciągnięty ręczny

-po czym sprawdzam, czy zamknięte wszystkie szyby i drzwi

-wracam do domu i "czy aby z pewnością?", potrafię się wrócić 2 piętra w dół by sprawdzić ponownie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czytając o Waszych natręctwach przyszło mi do głowy moje - nałogowe gryzienie , jedzenie lodu . takiego w kostkach , zamrażania wody w pojemnikach a jak zabraknie to zostaje skrobanie zamrażalki .

Nawet swoje wyjścia uzależniałam od tego czy tam gdzie się znajdę będzie dostępność do lodu. Zapraszana na randkę prosiłam o spotkanie w lokalu gdzie podają colę z lodem , oczywiście chodziłam do baru po dokładki lodu .

Kiedyś gdy poznałam kogoś i coś zaiskrzyło , facet zaproponował wspólny wyjazd na weekend a ja- tak ale musi być dużo lodu . Cisza w słuchawce a potem słyszę .- Znam dwa takie miejsca , wybieraj - Biegun Północny albo Arktyka . Ten facet nie zaakceptował moich dziwactw . Lód skutecznie ugasił to co zaiskrzyło .

Ciekawe jak kosztowna byłabyś w utrzymaniu. Zakładając zżeranie 1kg lodu o temp. -5 C na dobę.

 

Policzmy:

 

Ciepło topnienia lodu: 333,7 kJ/kg

Ciepło właściwe wody: 4.2 kJ/kg*K

Ciepło właściwe lodu: 2.1 kJ/kg*K

 

Energia jaką należy odciągnąć z kilograma wody przy zmianie temp. z +25C na -5C:

333,7 + 25*4.2 + 5*2.1 = 449.2 kJ

 

Łatwiej mi operować na watach, więc przeliczam. Dżul to jest watosekunda. Kilodżul to kilowatosekunda (kJ = kW * s). Stąd dzieląc przez ilość sekund w godzinie:

 

449.2 kWs / 3600 = 1.25 kWh (energii cieplnej)

 

Czyli potrzeba około pół godziny pracy klimy o mocy chłodniczej 2.5kW.

Klima o mocy chłodniczej 2.5kW pobiera moc elektryczną około 800W.

To daje 0.4kWh na dobę.

 

W praktyce należy doliczyć jeszcze straty (np. przez niedoskonałość izolacji cieplnej), więc +20%.

Wychodzi zużycie energii elektrycznej 0.5 kWh na dobę.

 

Jak dla mnie luz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ideaxp, z tym autem to ja też mam, chociaż rzadko wracam :) Pociągnięcia za klamkę, ręczny oczywiście muszę sprawdzić, bo przy domu stoję lekko z górki, więc zaciągam ponownie :P A jak jadę z kimś to pytam się czy zamknął drzwi :D

Wyjścia z domu tez mam czasami kłopotliwe

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czytając o Waszych natręctwach przyszło mi do głowy moje - nałogowe gryzienie , jedzenie lodu . takiego w kostkach , zamrażania wody w pojemnikach a jak zabraknie to zostaje skrobanie zamrażalki .

Nawet swoje wyjścia uzależniałam od tego czy tam gdzie się znajdę będzie dostępność do lodu. Zapraszana na randkę prosiłam o spotkanie w lokalu gdzie podają colę z lodem , oczywiście chodziłam do baru po dokładki lodu .

Kiedyś gdy poznałam kogoś i coś zaiskrzyło , facet zaproponował wspólny wyjazd na weekend a ja- tak ale musi być dużo lodu . Cisza w słuchawce a potem słyszę .- Znam dwa takie miejsca , wybieraj - Biegun Północny albo Arktyka . Ten facet nie zaakceptował moich dziwactw . Lód skutecznie ugasił to co zaiskrzyło .

Ciekawe jak kosztowna byłabyś w utrzymaniu. Zakładając zżeranie 1kg lodu o temp. -5 C na dobę.

 

Policzmy:

 

Ciepło topnienia lodu: 333,7 kJ/kg

Ciepło właściwe wody: 4.2 kJ/kg*K

Ciepło właściwe lodu: 2.1 kJ/kg*K

 

Energia jaką należy odciągnąć z kilograma wody przy zmianie temp. z +25C na -5C:

333,7 + 25*4.2 + 5*2.1 = 449.2 kJ

 

Łatwiej mi operować na watach, więc przeliczam. Dżul to jest watosekunda. Kilodżul to kilowatosekunda (kJ = kW * s). Stąd dzieląc przez ilość sekund w godzinie:

 

449.2 kWs / 3600 = 1.25 kWh (energii cieplnej)

 

Czyli potrzeba około pół godziny pracy klimy o mocy chłodniczej 2.5kW.

Klima o mocy chłodniczej 2.5kW pobiera moc elektryczną około 800W.

To daje 0.4kWh na dobę.

 

W praktyce należy doliczyć jeszcze straty (np. przez niedoskonałość izolacji cieplnej), więc +20%.

Wychodzi zużycie energii elektrycznej 0.5 kWh na dobę.

 

Jak dla mnie luz.

Geniusz zła.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ideaxp, z tym autem to ja też mam, chociaż rzadko wracam :) Pociągnięcia za klamkę, ręczny oczywiście muszę sprawdzić, bo przy domu stoję lekko z górki, więc zaciągam ponownie :P A jak jadę z kimś to pytam się czy zamknął drzwi :D

Wyjścia z domu tez mam czasami kłopotliwe

 

Jest jakiś plus, dom na nie wybuchnie, a auto nie narobi szkód ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja miałam wiele takich natręctw. Niestety były one związane z czynnościami wykonywanymi przed położeniem się spać :( Było tego tak wiele, że aż nienawidziłam czasu, gdy powinnam zbierać się do spania. W tym wątku mieliśmy się pośmiać, ale do dzisiaj nie jest to dla mnie śmieszne :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja mam do dzisiaj wiele chorych natręctw, postaram się wymienić kilka

- wszystko najpierw robię prawą nogą: wstawanie prawą nogą, zakładanie buta na prawą nogę, przechodzenie przez próg prawą nogą

- patrzenie na zegar elektroniczny i dodawanie cyferek przed pójściem spać, nigdy nie może być wśród nich liczba 13, będę tak długo siedział i patrzał, aż się zmieni godzina

- kiedyś miałem taki głupi, że musiałem idąc do szkoły prawie ciągle śpiewać jedną piosenkę w myślach i patrzałem na rejestrację każdego samochodu

- albo kiedyś gdy myślałem o jakiejś złej rzecz, strasznej dla mnie idąc gdzieś, to musiałem się cofnąć do tamtego miejsca i pomyśleć i czymś spokojnym, zazwyczaj było to około 10 metrów, aż strach pomyśleć co ludzie pomyśleli

 

Na szczęście większość to przeżytek, chociaż musiałem się z tym męczyć latami :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie jestem w stanie przeczytać wszystkich postów i nie wiem czy ktoś już wymieniał coś równie dziwnego (swoją drogą nie wiem czy można to nazwać natręctwem)... każdy papier używany przeze mnie do wycierania musi być ładnie złożony, p.toaletowy, ręcznik kuchenny, chusteczka higieniczna etc. Poza tym wpadam w szał jak ktoś się brudzi przy jedzeniu... Nie znoszę tego choć zaczęłam trochę nad tym panować odkąd mam dzieci...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×