Skocz do zawartości
Nerwica.com

Zaburzeni vs normalsi


na_leśnik

Rekomendowane odpowiedzi

 

Ostatnio tak się zastanawiam, czy ten podział zawarty w tytule faktycznie nie jest tylko wytworem naszych wyobrażeń, jakąś próbą odróżnienia się od reszty społeczeństwa. Sporo takich kategorii się tu na forum pojawia. My: ludzie z problemami, my: zaburzeni, my: chorzy, inni, bardziej wrażliwi. A po drugiej stronie oni: normalsi. 

Czy to naprawdę tak wygląda? A jeżeli nie, to po co nam takie rozróżnienie w głowie?

Co o tym sądzicie?

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@na_leśnik Ciężko jest być zrozumianym przez kogoś zdrowego, kto zachowuje się w pełni racjonalnie. Jak wytłumaczyć fakt, że nie jest się w stanie wyjść z domu? Jak dać do zrozumienia, że człowiek boi się ludzi i dlatego czasem zachowuje się "dziwnie"? Wydaje mi się, że ludzie zdrowi często uważają, że wszystko musi mieć sens, że wszystko musi mieć przyczynę czy wytłumaczenie. Nasze, chore zachowanie często nie ma (pozornie?) sensu. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cytat

Ciężko jest być zrozumianym przez kogoś zdrowego, kto zachowuje się w pełni racjonalnie.

Szczerze mówiąc jak długo żyję, nigdy nie poznałem osoby której zachowania byłyby w pełni racjonalne. Nie jesteśmy robotami ;)

Cytat

Jak wytłumaczyć fakt, że nie jest się w stanie wyjść z domu? Jak dać do zrozumienia, że człowiek boi się ludzi i dlatego czasem zachowuje się "dziwnie"?

Tylko czemu się z tego tłumaczyć? 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

26 minut temu, na_leśnik napisał:

zczerze mówiąc jak długo żyję, nigdy nie poznałem osoby której zachowania byłyby w pełni racjonalne.

Ja znam taką osobę to moja siostra. 

No, ale ogólnie to zdecydowana większość osób jest zaburzona psychicznie, tylko nie zdiagnozowana. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

53 minuty temu, na_leśnik napisał:

Tylko czemu się z tego tłumaczyć? 

Nie chodziło mi dokładnie o to, żeby się tłumaczyć, tylko bardziej o to, żeby znaleźć zrozumienie.

 

54 minuty temu, na_leśnik napisał:

Szczerze mówiąc jak długo żyję, nigdy nie poznałem osoby której zachowania byłyby w pełni racjonalne.

W sumie to się zgadzam. Tylko nie wiem jakim słowem można byłoby to zastąpić. Przemyślane? Nie. Świadome? Też nie. Generalnie mam na myśli to, że ludźmi chorymi kierują pobudki, które są ciężko zrozumiale dla kogos kto nigdy nie miał takich problemów. Ludzie zdrowi też nie zachowują się racjonalnie, ale często jest to nieracjonalność w ramach pewnej "normalności". Nawalenie się do tego stopnia, że nie można iść, a potem ma się kaca przez 2 dni nie jest racjonalne, ale dość powszechne (normalne).

Chyba nie ma sensu dzielić ludzi na zdrowych i chorych, bo to nie jest zero-jedynkowe. Tylko mi się łatwiej dogadać z kimś kto jednak jest troszkę bardziej "porąbany" od przeciętnej. 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No skoro my jesteśmy zaburzeni, a normalsi nie i mieszczą się w jakiejś normie, to jest jakaś różnica i można dokonać podziału. Oni nie muszą się mierzyć z chorobą ani ze społecznymi skutkami jej posiadania.

Nie muszą wkładać takiego wysiłku, żeby codziennie udawać, że jest ok, żeby nie narazić się na ostracyzm czy nieprzyjemności w pracy/szkole etc. A trzeba udawać właśnie dlatego, że większość nie rozumie zaburzeń psychicznych, bo ani ich nie doświadcza ani nikt ich w tym zakresie nie uświadamiał.

Sugestię, że mógłby to być "wytwór naszych wyobrażeń" odbieram jako przejęcie pewnej narracji, którą niektórzy normalsi się często posługują. W końcu często próbuje się z zaburzeń psychicznych robić wady, czyli coś niby normalnego, tyle że złego, np. masz depresję - jesteś leniwy, masz lęki - jesteś przewrażliwiony (chyba tylko schizofrenii i psychopatii to nie dotyczy, bo wtedy to jesteś poj*bany), i widać po wpisach na forum, że to oddziaływuje na ludzi. Skoro tak, to może też nie jesteśmy wcale inni, tylko nam się wydaje i powinniśmy się bardziej ogarnąć.

Edytowane przez initium

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zdrowi ludzie mają po prostu łatwiejsze życie ( brak brania leków , terapii u psychologa ) ale to nie znaczy ,że nie są ,,zaburzeni'' bo mówi się,że większość społeczeństwa ma jakieś tam zaburzenia osobowości tylko po prostu nie została zdiagnozowana. I z życia też wiem ,że ze zdrowymi ciężko mi się związać czy też nawiązać przyjaźń . Zazwyczaj dobieram się też z zaburzonymi , ostatnia moja była dziewczyna też miała Chad i szereg zaburzeń osobowości ale to też nie było w moim przypadku do końca dobre bo ten związek był toksyczny.Zdrowi ludzie nie rozumieją pewnych spraw związanych z tym ,że ktoś nie potrafi czerpać przyjemności z prostych czynności jak zabawa z dzieckiem. Czy też boi się wyjść z domu bo ma lęki . Poza tym my nie możemy też się ,,bawić'' na imprezach gdzie zazwyczaj jest alkohol bo po prostu nie można go pić biorąc leki. Ale lepsze jest życie na trzeźwo z prawidłowym działaniem leków niż w zamęcie jak się te działanie popsuje. W każdym bądź razie taki podział nie istnieje moim zdaniem .I nie tylko my mamy problemy zdrowi ludzie też niekoniecznie ze zdrowiem psychicznym ale np ; problemy finansowe,hazard,używki , można wymieniać do tego dużo i napisać książkę. 

Edytowane przez picziklaki

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

8 godzin temu, Heledore napisał:

Wiadomo, że nie będzie tak, jakby zaburzenia nie było, ale czy to od razu powód, żeby z jego powodu czuć się innym?

A to nie jest trochę tak, że my najpierw czujemy się inni bo np. nie umiemy czerpać z niczego przyjemności albo cierpimy z powodu lęku, a potem uświadamiamy sobie, że to jest konkretne zaburzenie? U mnie tak było, ale to tylko moje doświadczenia. 

Jeśli chodzi o podział zdrowi vs. normalni: działa to pewnie na podobnej zasadzie jak wszystkie inne podziały (np. kobiety/mężczyźni, temat często poruszany na Forum), czyli jednym problemem jest brak zrozumienia, to wytwarza następny problem- strach przed odrzuceniem. I to już jest prosta droga do podziału MY i ONI .

Nie ma wyznacznika kto w jakiej grupie się znajduje. Jednak sam fakt, że wylądowaliśmy właśnie na takim a nie innym Forum, świadczy trochę o tym, że szukamy zrozumienia wśród ludzi, którzy są do nas podobni, i wiele osób pisze tutaj o braku zrozumienia w "normalnym świecie". 

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja się po części zgadzam. Większość osób które nigdy nie doświadczyły leków, depresji czy jakichkolwiek zaburzeń nie są w stanie zrozumieć tego co się dzieje w głowiej osoby zaburzonej. Ja piszę oczywiście tylko na swoim przykladzie. Wiele osób mi nie chciało wierzyć, że ze mną jest coś nie tak. Sporo osób w ogóle nie wie, że takie rzeczy istnieją.. że można się czegoś bać....dużo osób uważało, że jestem przemęczony i sobie wkręcam..no owszem wkręcam, ale tak już mam. O rodzicach nie wspominam. Oni są zupełnie z innej planety. Kompletnie odrealnieni :D

Mnie na ten moment rozumie druga połówka. Sama wręcz dopytuje i chce bym mówił o swoich problemach. Na nic nie naciska. Nie sprzedaje głupich frazesów w stylu ogarnij się czy coś w ten deseń. Dużo zależy od danej osoby. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

24 minuty temu, Heledore napisał:

Czy to źle?

Obiektywnie nie. Zdaję sobie sprawę, że ludzie cierpią na dużo gorsze choroby, szczególnie, że mam takie przypadki w swoim najbliższym otoczeniu. Tylko wiesz, jak myślę o sobie w kategorii "normalna" to od razu zaczynam czuć wyrzuty sumienia: nie robię tyle ile powinnam, nie umiem docenić tego co mam, robię dziwne rzeczy (nerwica natręctw), nie poświęcam ludziom tyle czasu ile powinnam, jestem panikarą, która się wszystkiego boi itp. Uświadomienie sobie, że ja pewnych rzeczy po prostu NIE MOGĘ i to ma jakąś konkretną przyczynę w mózgu, daje mi możliwość troszkę większej akceptacji samej siebie. Jak porównuje siebie z wesołymi, (być może na pozór) normalnymi ludźmi bez problemów, którzy cieszą się na każdy piątek, na każdą imprezę (na którą mogą isc bez żadnego lęku), którzy biorą z życia garściami to czuję się jak ostatni leń i smutas, który wiecznie przesadza w swoim czarnowidztwie. A jak poznaje kogoś i słyszę "nie miałam/miałem siły wstać z łóżka, mam już wszystkiego dosyć" to od razu czuję, że to mój człowiek. Często też takie osoby okazują się mieć także podobną (przesadzona?) emocjonalność do mojej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

8 godzin temu, Nieistotne00 napisał:
8 godzin temu, z o.o. napisał:

ja mam swój podział i ludzie z depresją czy nerwicą należą w nim do normalsów, a zaburzeni to czubki takie jak ja.

:( Przy takim podziale jestem wrzucona do grupy normalni.

 

7 godzin temu, Heledore napisał:

Czy to źle?

No właśnie.

To jest właśnie to, co sprowokowało mnie do założenia tego wątku. Kiedyś taką dyskusję sprowokował nasz terapeuta na grupie.

Tworzymy jakąś społeczność ludzi którzy cierpią z powodu jakichś konkretnych zaburzeń. Z jednej strony otrzymujemy od innych to, czego nam brakuje i odwdzięczamy się tym samym. Utożsamiamy się z nią, angażujemy się. Dobrze nam wśród swoich. 

I tu powstaje dylemat. Co z członkiem naszej grupy, jeśli znajdzie się poza kręgiem jej tematu? Co jeżeli się wyleczy? 

To co napasałaś @Nieistotne00 dość dobrze ilustruje podwójne działanie takiego kategoryzowania: my "zaburzeni" - inni "normalni". 

W grupie otrzymujemy, jest to coś co utrzymuje nas na powierzchni w kryzysach, jednak tylko wtedy kiedy jesteśmy jak inni zaburzeni. To oferuje doraźną pomoc, jednak może też hamować nas w dążeniu do wyzdrowienia. Jeśli wyzdrowieję: znajdę się poza grupą. Zostanę wyrzucony/wyrzucona. Stracę coś. 

Mój terapeuta był w tym temacie bardzo kategoryczny, jego zdaniem w przypadku chorób nieuleczalnych grupy wsparcia są  potrzebne i bardzo pomagają, jednak w przypadku zaburzeń nastroju, nerwic, depresji, w wielu przypadkach tak na prawdę szkodzą nie pomagają.

Nie zgadzałem się z tym w trakcie terapii, również teraz mam ogromne wątpliwości co do takiej tezy. Ale muszę przyznać, że od kiedy pozbierałem się do kupy ze stanu naprawdę marnego wiele razy spotkałem się z reakcjami ludzi z forum które to potwierdzały.

Ktoś mnie na messengerze pyta co u mnie, ja odpisuję że wszystko dobrze, co robię, dopytuję się co u tej osoby i w końcu pada zdanie, niby w żartach, nie zarzut ale jakby podszyte lekkim wyrzutem: "eeee stary, Ty brzmisz jak jakiś normals".

Co o tym sądzicie?

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

18 godzin temu, kamil89 napisał:

Ja się po części zgadzam. Większość osób które nigdy nie doświadczyły leków, depresji czy jakichkolwiek zaburzeń nie są w stanie zrozumieć tego co się dzieje w głowiej osoby zaburzonej. Ja piszę oczywiście tylko na swoim przykladzie. Wiele osób mi nie chciało wierzyć, że ze mną jest coś nie tak. Sporo osób w ogóle nie wie, że takie rzeczy istnieją.. że można się czegoś bać....dużo osób uważało, że jestem przemęczony i sobie wkręcam..no owszem wkręcam, ale tak już mam. O rodzicach nie wspominam. Oni są zupełnie z innej planety. Kompletnie odrealnieni :D

Mnie na ten moment rozumie druga połówka. Sama wręcz dopytuje i chce bym mówił o swoich problemach. Na nic nie naciska. Nie sprzedaje głupich frazesów w stylu ogarnij się czy coś w ten deseń. Dużo zależy od danej osoby. 

ile ja bym dała za to, żeby mnie ktoś pokochał, normalny czy nienormalny, jednak to niemożliwe, nikt mnie nigdy nie pokocha.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hm wiesz co ja nawet do tego tak nie podchodziłem. Ja leczę się krótko. Szczeście w nieszczęsciu moj stan sie pogorszył w momencie poznawania drugiej połówki. Tak na prawdę na oczach tej osoby wszystko się działo. Gdybym np był sam i chciał kogoś mieć to może też bym się bał, czy ktoś zechce być ze mną. Ciężko mi się wypowiedzieć bo takiej sytuacji nigdy nie miałem. Trochę mi się poszczęściło (tak przynajmniej myślę). Łatwo nie jest, ale tak to w życiu bywa. Moja połówka widzi duże zmiany w moim zachowaniu i stanie. Do hurraoptymizmu jeszcze daleko, ale na pewno jest inaczej niż było. Zastanawiam się tylko co by było gdybym nie poznał tej osoby...ehh ciarki mnie na samą myśl przechodzą.

Mam duże wsparcie. Nawet załatwienie lekarza, czy zawiezienie do specjalisty dla mnie dużo znaczy. A co będzie dalej to zobaczymy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@na_leśnik To jest bardzo ciekawe co napisałeś.

Ludzie łącza się tworząc  grupy według pewnych schematów. Jednym z wyznaczników są wspólne problemy czy niedoskonałości. Dzięki temu czują zrozumienie i akceptacje. Czasem jest to jedyna metoda aby mieć wokół siebie ludzi, którzy Cię nie oceniają i poczuć się w pewnym otoczeniu bezpiecznie. Jednak co kiedy komuś z tej grupy udaje się pokonać problemy i wyjść na prostą? Przechodzi nagle na stronę tych drugich. Tych, którzy mogą patrzeć z góry, nawet jeśli nie mają takiego najmniejszego zamiaru. Tych, którymi my chcielibyśmy być i którzy właśnie tym faktem tak bardzo nas irytują. To jest schemat, który pojawia się nie tylko w rozgraniczeniu chorzy vs normalni. Podobnie jest w przypadkach ludzi samotnych, którzy wspierają się nawzajem. Znajomość często się kończy kiedy jedna z osób rozpoczyna związek. Ta druga strona, której udało się wyjść także nie ma łatwo. Dokładnie tak jak napisałeś, kiedy straci "przynależność" do danej grupy, nawet jeśli z powodu wyjścia na prostą, to jednak coś wartościowego straci. Można byłoby wyliczać analogie w takim podziale w nieskończoność. Bezrobotni vs pracujący. Otyli vs zwyczajni itp.

Czy to jest powód, aby całkowicie przekreślić sens terapii grupowej dla osob chorych na depresję? Według mnie nie, ale ja nie jestem specjalistą. To, że schemat wykluczenia z grupy pojawia się kiedy zmieniają się okoliczności, to prawda, czasem tak bywa. Jednak tylko czasem. Są ludzie, którzy będą się wspierać przez lata, nawet jeśli problem, który ich początkowo połączył jest już dawno nieaktualny (albo nieaktualny dla jakieś części grupy).

@na_leśnikWiesz może, jak Twój terapeuta odnosi się do terapii grupowej dla alkoholików? Wydaje mi się, że schemat powinien być podobny. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

6 godzin temu, Nieistotne00 napisał:

@na_leśnikWiesz może, jak Twój terapeuta odnosi się do terapii grupowej dla alkoholików? Wydaje mi się, że schemat powinien być podobny. 

@Nieistotne00 tematu alkoholizmu nie poruszaliśmy ale myślę, że do tego się nie odnosił.

Logicznie rozumując, jeżeli przyjąć że alkoholizm jest chorobą nieuleczalną (alkoholik zawsze będzie alkoholikiem, nawet jeżeli niepijącym) a celem terapii jest zakończenie picia i utrzymanie danej osoby w trzeźwości, to to o czym terapeuta mówił nie dotyczyło tego typu terapii bo mówił on o zaburzeniach/chorobach uleczalnych:

Cytat

jego zdaniem w przypadku chorób nieuleczalnych grupy wsparcia są  potrzebne i bardzo pomagają, jednak w przypadku zaburzeń nastroju, nerwic, depresji, w wielu przypadkach tak na prawdę szkodzą nie pomagają.

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×