Skocz do zawartości
Nerwica.com

Chociaż tyle moge sie wygadac co tu


Bezsens20

Rekomendowane odpowiedzi

Cześć. Mam 20 lata i ogólnie moj problem trwa juz za długo ok 2/3 lata. Nie byłem jeszcze u żadnego lekarza i nie mówiłem nikomu o tym za bardzo bo zdążyłem się już przekonać, że nikt tego nie traktuje na poważnie. Wszystko zaczęło się od tego jak dwa lata temu przestałem być z moją dziewczyną. Byliśmy razem 2 lata i ogólnie rzecz ujmując nie wyglądało to kolorowo. Ciągle mnie okłamywała, wykorzystywała, obracała wszystko przeciwko mnie a ja nie potrafiłem zrezygnować. Siedziałem w domu zapłakany, totalnie poryty nie wiedząc już kiedy kłamie a kiedy nie. Zrywała ze mną tysiące razy wybierając specjalnie moment kiedy najbardziej zaboli np. moje urodziny, sylwester czy święta. Wtedy już powoli czułem, że coś jest ze mną nie tak. Siedziałem tylko w domu, straciłem dużo znajomych ciągle czułem smutek, nie miałem ochoty z nikim rozmawiać. Kładłem się spać z myślą żeby następnego dnia już się nie obudzić bo tak będzie najprościej. Minął rok i zdecydowaną większą część czasu czułem się tak jak napisałem. Nadszedł rok 2018 i wtedy zaczął sie dramat. Zerwała ze mną. Przez pół roku do czerwca nie byłem w stanie pójść do pracy. Prawie nic nie jadłem, nic kompletnie nie robiłem oprócz leżenia w łóżku, straciłem wszystkie zainteresowania i nic już w życiu nie sprawia mi radości. Odciąłem się od prawie wszystkich znajomych. Nie potrafię już z nikim rozmawiać i udawać, że wszystko jest w porządku. Zwykłe pojście do sklepu sprawia mi wielki problem. Unikam ludzi..Jak gdzieś wychodzę czy jade autobusem nie potrafię spojrzeć nikomu w oczy . Czuję się obrzydliwy pod każdym względem.  Jestem facetem i potrafię jechać autobusem i płakać bez powodu i tak kilka razy dziennie. Nie potrafię się postawić,  odmówić komuś.. albo sie zgadzam na wszystko  albo nie odbieram tel. Czuje się tak bardzo winny, że zawodze moich rodziców bo jestem takim warzywem.. Wszystko to co mnie otacza czuję jak z za grubej szklanej szyby. Nawet jak nic złego się nie dzieje w środku siebie czuje strach, poczucie winy. Nie mogę patrzeć już na siebie w lustrze. Ogólnie "studiuje" w Warszawie ale i tak nie jestem w stanie chodzić na uczelnie, a urodziłem się 200 km od wawy. Nie potrafię tam wysiedzieć sam ze sobą i co piątek wracam do domu. Problem w tym, że tu jest mi gorzej ale ta świadomość, że prawie cały czas jest ktoś w  domu wygrywa. Dobry paradoks.. nie chce z nikim rozmawiać ale lepiej jest jak i tak ktoś jest.. Ogólnie w domu mam bardzo przejebane. Nadopiekuńcza matka do chorobliwego stopnia, która ciągle powtarza mi, że nic nie osiągnę, że umrę przed nią albo, że bede spał pod mostem. Zabiła całe moje życie towarzyskie chorym kontrolowaniem i swoimi chorymi zagrywkami. Każde moje wyjście z domu ona dostawała białej gorączki mimo, że nigdy nie wracałem późno, nie miałem żadnych problemów z policją a w klasie bylem najlepszym uczniem z chłopaków. Dzwoniła do mnie po kilkanaście razy, wymyślała jakieś chore historię tylko po to żebym wrócił do domu, chodziła do moich znajomych z pretensjami mimo, że ani mi ani jej nic nie zrobili itp.. wchodzi  mi się do pokoju  rano (10) , budzi mnie i pyta czy cały dzień mam zamiar spać. Ja się denerwuje bo nie mogę już tego znieść, że mam zero prywatności już nie mówię tu o grzebaniu w kieszeniach, podsluchiwaniu jak rozmawiam z kimś przez tel, czytanie rozmów jak zapomne zamknąć laptopa albo zablokować telefonu ja jej powiem co ona odpierdala, że to jest chore co robi  a ona już prawie ze łzami w oczach odpowiada mi "ZA CO TY MNIE TAK MĘCZYSZ?" "CO JA CI ROBIĘ?".. już nie będę pisał wszystkich szczegółów bo książkę bym napisał.. O ojcu to nie mam nawet co gadać bo w zasadzie od liceum do dziś się do mnie nie nie odzywa tak bez powodu, mijamy się w domu itp. Człowiek, który nic o mnie nie wie. Ja już też nie potrafię wyjść z inicjatywą żeby to zmienić.. nie jest zlym człowiekiem bo zrobilby dla mnie wszystko tak jak i ona ale brakuje mi tej więzi jak to w rodzinie. nie wiem już kompletnie co mam z sobą zrobić przerasta mnie już tak wszystko.. oprócz tego mam jeszcze ataki paniki i jakieś chore fobie, że w nocy ktoś wejdzie do domu albo, że wchodzi na podwórko i dyksretnie z okna obserwuje w nocy jak idiota czy kogoś nie ma...boje się ludzi mam wrażenie, że każdy mnie obserwuje..ostatnio też zdalem sobie sprawę, że nawet samochodem sie boję jeździć. Boje się, że bedzie wypadek ręce mi sie trzęsą na widok tego, że sie mijam z ciężarówką dostaje bialej gorączki zwalniam i jade jak pizda...  czasem wychodze ze znajomymi ale to jest dla mnie taki bezsens.. nie wiem co mowic o czym skoro tylko leze.. i wracam do domu pod jakims pretekstem.. Czuje w sobie też tą świadomość, że jak wrócę późno jak jestem u siebie w domu to matka bedzie czekala nie będzie spala az ja przyjdę  i wracam do domu jak najwcześniej bo mi jej szkoda...  Ostatnio nawet pracowałem miesiąc i to jest tak, że co jakiś czas czuje się swietnie wyjebane na wszystko, dobry humor i aż chcę mi się coś robić. Tak jak ostatnio pracowałem miesiąc przez 3 tyg czulem się jak młody Bóg tysiące pomysłów moglem siedziec pol nocy i mi sie nie chcialo spać no po prostu mialem chęci do wszystkiego i do rozmawiania ze wszystkimi. Po 3 tyg bańka prysła i wróciła jeszcze gorsza rzeczywistość.. i znowu do teraz do dzjs jak to piszę nie mam na nic siły wiekszosc dnia śpię, rycze lub zadreczam sie natlokiem mysli i poczuciem winy... nie wiem juz co mam robic wszędzie jest mi zle, nie mam nikogo kto by mnie zrozumial...i nawet jak pojde juz do tego lekarza to czuję, że to nie ma sensu bo nadal będę z tym wszystkim sam.. nie chce mi sie już zyc w taki sposób, że kazdy dzień jest taki sam.. patrze przez okno jak inni ludzie korzystają sobie zadowoleni z zycua a ja  od srodka zdycham kolejny tydzien w domu  sam jak palec.. tak im zazdroszcze, ze moga normalnie funkcjonowac, że spędzają sobie czas z rodzina rozmawiają z nimi.. bo ja juz sobie nie wyobrazam nawet powiedziec jej albo jemu po tym wszystkim jak ja sie czuje.. nie wiem juz co mam mówić nawet.. Bylem dobrym uczniem nie palilem papierosow nie bralem narkotyków i nie mialem problemow z prawem. Odkąd jednak zaczął sie moj stan wszystko sie zmieniło i z grzecznego zaczęły sie narkotyki problemy z prawem... ze skrajności w skrajność

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Myślałem już o tym jednak leki, wizyty u lekarzy i to wszystko związane z leczeniem pochłonie masę pieniędzy, których nie ma.. Tak naprawdę nie jest mi szkoda siebie a bardziej  moich rodziców.. Jestem dla nich ciężarem, czuję to i zadręcza mnie to każdego dnia. Nie potrafię im tego powiedzieć co we mnie siedzi. Widzą, że jest jakiś problem ale nie mają pojęcia jak głęboki. Wiem jednak, że gdybym zakończył to w najprostszy sposób skracając swoje i ich cierpienie oni też mogliby tego nie przeżyć a na pewno moja mama. Zastanawiałem się nad tym wiele razy jednak powstrzymuje mnie fakt o którym wspomniałem i to, że nie miałbym na to odwagi. Żyje ciągle w przekonaniu, że jak ich zabraknie to nie poradzę sobie w życiu i szczerze chciałbym naprawdę chciałbym żeby moje się skończyło pierwsze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czas odciąć psychiczną pępowinę 😉 I pójść do psychiatry. Na NFZ nie płacisz za wizytę, a niektóre dobre leki są niedrogie, czasem nawet bezpłatne lub za kilka złotych po refundacji. Te 3 tygodnie "jak młody Bóg" tym bardziej powinny Cię skłonić do wizyty, bo w takich stanach (mania/hipomania) można narobić głupot.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×