Skocz do zawartości
Nerwica.com

Totalna niezdolność do stworzenia związku/małżeństwa


Rekomendowane odpowiedzi

Tak, masturbuję się czasami. Ale nie sprawia mi to jakiejś przyjemności. Dziwię się, że ludzie się od tego potrafią uzależnić. Dla mnie to jest żałosna czynność. To tak, jakby żywić się codziennie kroplówką. "Żywność" bez smaku, bez koloru, bez konsystencji. Podczas masturbacji ogarnia mnie ogromna tęsknota za drugim człowiekiem. Brakuje żywego człowieka...

Kiedyś myślałam, że znalezienie chłopaka/dziewczyny, drugiej połówki, chodzenie ze sobą, a finalnie zaręczyny i wzięcie ślubu to zwyczajne rzeczy, przychodzą ot tak, dotyczy to 95% dorosłych. Wszędzie widać pary, zakochanych itd. Myślałam, że to się "samo robi", że każdy, kto chce, nie ucieknie przed strzałą Amora. Nieprawda. Bzdura totalna. Teraz wydaje mi się to tak skomplikowane, że wręcz nie do przejścia. Niewykonalne. Chciałam zaproponować kilka dni temu chodzenie chłopakowi, w którym jestem zauroczona od pół roku, lecz sparaliżował mnie strach. Jestem do niczego. Odczuwam wściekłość i nienawiść do świata, zwłaszcza wobec zakochanych, małżonków, aktywnych seksualnych ludzi itd. Codziennie zadaję sobie pytanie:"Dlaczego los mnie tak skrzywdził????!!! Czemu akurat padło na mnie i NIC nie potrafię, i muszę przeżywać ten koszmar genofobii"....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 1.12.2018 o 14:09, LostStar napisał:

Za kilka miesięcy skończę 25 lat, więc swoje lata, niestety, już mam. Od 15. roku życia czas przesypuje mi się niczym piasek przez klepsydrę.

Ha, ha, ha. Wybacz. No faktycznie, trumna coraz bliżej.

 

W dniu 1.12.2018 o 14:09, LostStar napisał:

Jestem na II roku studiów dziennych (późno, wiem).

j.w.

 

W dniu 1.12.2018 o 14:09, LostStar napisał:

Ale boję się penisów. Nie podobają mi się, Są brzydkie. Chyba umarłabym na widok członka w stanie erekcji

Też uważam, że nie są zbyt piękne, na szczęście nie służą do oglądania.

Podchodząc do seksu od strony fizjologii, może się wydać obrzydliwy, jak się nad nią zastanowić, dlatego to nie jest dobra strona. Dla kobiet bardziej atrakcyjna jest strona relacyjna, psychologia, interakcja, fascynacja kimś i wydaje mi się, że od tego się zaczyna, choć z wiekiem zwykle kobiety się robią coraz bardziej zbereźne, ale to jeszcze daleko przed Tobą. Może poczytaj jakieś romansidła z lekką erotyką?

W dniu 1.12.2018 o 14:09, LostStar napisał:

Wstydzę się nagości.

Według mnie to normalne, a zwłaszcza skoro nigdy z nikim nie byłaś.

Nagość jest czymś intymnym, dlatego najpierw trzeba zbudować z kimś intymności, żeby się odsłaniać.  Miłość znosi wstyd.

W dniu 1.12.2018 o 14:09, LostStar napisał:

Teraz myślę sobie, że wybór między związkiem a samotnictwem to wybór między dżumą a cholerą. I tu, i tam się cierpi. Samotnikom brakuje bliskości, drugiej połówki. Lecz ludziom w związkach/małżeństwach brakuje swobody, wolności, niezależności.

Myślę, że masz pewną skłonność do tragizowania. Nie chcę przez to powiedzieć, że Twoje problemy są nieważne, ale komplikacje wynikają z tego, że masz właśnie taką osobowość. Co z resztą świadczy o jej bogactwie.

W dniu 1.12.2018 o 14:09, LostStar napisał:

Mam jakąś patologiczną nienawiść do tego, a z drugiej pragnę tego najbardziej na świecie.

j.w.

 

W dniu 1.12.2018 o 14:09, LostStar napisał:

Brakuje mi dotyku. Czasem wyobrażam sobie, że uprawiam seks z jakąś filmową postacią, przystojniakiem i....Odczuwam wtedy podniecenie, wilgoć w narządach płciowych. Chyba oszaleję.

Więc wszystko w normie, masz potrzeby seksualne.

 

W dniu 1.12.2018 o 14:09, LostStar napisał:

Jedyne, co było nie tak, to seks stanowił temat zakazany. Chociaż nie tylko seks, ale i miłość. Nie miałam prawa się zakochać, bo "randki ogłupiają, dziewczynom chodzenie z chłopcami obniża oceny".

Myślę, że to istotne, może Twoja psychika nie rozwijała się swobodnie w tym zakresie, bo miłość nie była akceptowana przez Twoich rodziców i dostawałaś wzmocnienia, żeby jej unikać lub brak wzmocnień, żeby jej chcieć.

Na szczęście jesteś już dorosła i możesz chodzić na randki, a także mieć własne oceny.

W dniu 1.12.2018 o 15:55, LostStar napisał:

Czy to nie jest straszne, że tak zwyczajna rzecz, jak miłośc, związki, seks, małżeństwo, jakoś to 95% dorosłych przychodzi, a ja nie potrafię???

Widzę wielu ludzi, którzy mają trudności w tym zakresie. Otwarcie się na drugą osobę, budowanie relacji, realizacja seksualności - to są  zadania rozwojowe, czyli są zależne od rozwoju osobowości, a ta podlega różnym wpływom i potrzebuje odpowiednich warunków. Istotny jest dom rodzinny, relacja między rodzicami i zapewne wiele innych rzeczy. To nie znaczy, że ktoś, kto ma trudność lub opór jest skreślony. W dorosłym życiu sami wybieramy sobie relacje z innymi i nadal się rozwijamy - sami i w tych relacjach. Ale wcale nie jest tak, że wszystkim to przychodzi łatwo!

 

W dniu 1.12.2018 o 15:55, LostStar napisał:

Teraz widzę, że w moim domu nie było miłości. Moi rodzice uważali czułość, przytulenie za głupotę, za rozpuszczanie ludzi. Łączy ich tylko poczucie obowiązku. To matka rządzi w domu. Mój ojciec to pantoflarz. Słucha jej we wszystkim. Nie ma żadnych hobby,kolegów. ego życie kręci się tylko wokół pracy i domu. "Dzięki" mojej matce zerwał wszystkie znajomości. Moi rodzice mówili, że nie mają żadnych znajomych, bo poświęcają się rodziine. Nienaiwdzę ich. Od 20. roku życia mieszkam sama. Przez całe życie żyłam w przekonaniu, że seks jest brudny i zły.

No właśnie, to Ci nie pomogło. Brak bliskości między rodzicami, potępianie jej. Nawiązywanie bliskości to podstawa związku, a u Ciebie emocjonalność w tym kierunku jest pewnie przyhamowana, nie miałaś wzorców bliskości, tylko dezaprobatę, z kolei odczuwasz potrzeby seksualne, bo ich się nie da zahamować, ale nie łączą Ci się z potrzebą bliskości albo za mało. Myślisz o seksie w nieco wyizolowany  z uczuć sposób, piszesz też o potrzebie bratniej duszy, ale to trochę dwa rejony. Ale myślę, że wszystko w Tobie jest, tylko trochę przyhamowane i niezintegrowane.

 

W dniu 1.12.2018 o 20:51, LostStar napisał:

Pewnie wyda się to Wam chore, ale właśnie nie rozumiem, co to znaczy seks z miłości. Dla mnie jest albo seks, albo miłość.

O, no właśnie. Ale miłość jest drogą, seks to załącznik. Miłość wszystko ustawia na właściwym miejscu.

 

W dniu 1.12.2018 o 20:51, LostStar napisał:

ale n tym forum powiem szczerze-wiele lat sobie tłumaczyłam, że jeżeli bym kochała mężczyznę, to TYM BARDZIEJ tego szlamu bym nie robiła

Dla niego to nie będzie szlam i jeśli będzie Cię kochał, akceptował, będzie między Wami dobra bliskość, to może w to uwierzysz, że dla niego to zgoła co innego niż obrzydliwość.

Edytowane przez refren

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 11.12.2018 o 23:50, refren napisał:

Ha, ha, ha. Wybacz. No faktycznie, trumna coraz bliżej.

 

j.w.

 

Też uważam, że nie są zbyt piękne, na szczęście nie służą do oglądania.

Podchodząc do seksu od strony fizjologii, może się wydać obrzydliwy, jak się nad nią zastanowić, dlatego to nie jest dobra strona. Dla kobiet bardziej atrakcyjna jest strona relacyjna, psychologia, interakcja, fascynacja kimś i wydaje mi się, że od tego się zaczyna, choć z wiekiem zwykle kobiety się robią coraz bardziej zbereźne, ale to jeszcze daleko przed Tobą. Może poczytaj jakieś romansidła z lekką erotyką?

Według mnie to normalne, a zwłaszcza skoro nigdy z nikim nie byłaś.

Nagość jest czymś intymnym, dlatego najpierw trzeba zbudować z kimś intymności, żeby się odsłaniać.  Miłość znosi wstyd.

Myślę, że masz pewną skłonność do tragizowania. Nie chcę przez to powiedzieć, że Twoje problemy są nieważne, ale komplikacje wynikają z tego, że masz właśnie taką osobowość. Co z resztą świadczy o jej bogactwie.

j.w.

 

Więc wszystko w normie, masz potrzeby seksualne.

 

Myślę, że to istotne, może Twoja psychika nie rozwijała się swobodnie w tym zakresie, bo miłość nie była akceptowana przez Twoich rodziców i dostawałaś wzmocnienia, żeby jej unikać lub brak wzmocnień, żeby jej chcieć.

Na szczęście jesteś już dorosła i możesz chodzić na randki, a także mieć własne oceny.

Widzę wielu ludzi, którzy mają trudności w tym zakresie. Otwarcie się na drugą osobę, budowanie relacji, realizacja seksualności - to są  zadania rozwojowe, czyli są zależne od rozwoju osobowości, a ta podlega różnym wpływom i potrzebuje odpowiednich warunków. Istotny jest dom rodzinny, relacja między rodzicami i zapewne wiele innych rzeczy. To nie znaczy, że ktoś, kto ma trudność lub opór jest skreślony. W dorosłym życiu sami wybieramy sobie relacje z innymi i nadal się rozwijamy - sami i w tych relacjach. Ale wcale nie jest tak, że wszystkim to przychodzi łatwo!

 

No właśnie, to Ci nie pomogło. Brak bliskości między rodzicami, potępianie jej. Nawiązywanie bliskości to podstawa związku, a u Ciebie emocjonalność w tym kierunku jest pewnie przyhamowana, nie miałaś wzorców bliskości, tylko dezaprobatę, z kolei odczuwasz potrzeby seksualne, bo ich się nie da zahamować, ale nie łączą Ci się z potrzebą bliskości albo za mało. Myślisz o seksie w nieco wyizolowany  z uczuć sposób, piszesz też o potrzebie bratniej duszy, ale to trochę dwa rejony. Ale myślę, że wszystko w Tobie jest, tylko trochę przyhamowane i niezintegrowane.

 

O, no właśnie. Ale miłość jest drogą, seks to załącznik. Miłość wszystko ustawia na właściwym miejscu.

 

Dla niego to nie będzie szlam i jeśli będzie Cię kochał, akceptował, będzie między Wami dobra bliskość, to może w to uwierzysz, że dla niego to zgoła co innego niż obrzydliwość.

refren, Twoje odpowiedzi dały mi jakiś promyk nadziei. Chodzę na psychoterapię (nurt psychodynamiczny). Psychoterapeuta powiedział mi, że dłuuuga droga przede mną (jakieś sześć lat!!!!!Przerażające!!). Że na podstawie mojego zachowania ma podejrzenia, iż rodzice nie kochali mnie od momentu pojawienia się na świecie, od niemowlęctwa (WTH???!! Jak to w ogóle można zweryfikować??!!), że nie potrafię najdrobniejszego zalążka uczucia do drugiej osoby na razie wykrzesać (nie powatarzam dokładnie jego słów!!). 

Tak mi jeszcze przyszło do głowy..."Amor omnia vincit/miłość wszystko zwycięża". Tak bardzo boję się śmierci, przemijania. Nawet nie utraty młodego wyglądu i sprawności i nieistnienia (chociaż też), ale raczej tego, że umrę, zanim zrealizuję swoje marzenia. Tego, że z każdym kolejnym dniem coraz więcej furtek się zamyka, a śmierć zacznie pożerać moich znajomych itd., a nawet moich idoli ekranowych!! 

Co niby miłość zwycięża??!! Kogo miłość uchroniła przed starzeniem, umieraniem, chorobami, wypadkami. I jeszcze boję się, że nawet jeżeli spotkam swojego wybranka, to on umrze wcześniej i będę rozpaczać po śmierci ukochanego....Tragedia. Jestem taka smutna...Przeżywam istne piekło, koszmar. A ten mój lęk przed seksem nazywa się genofobią. Oczywiście, nie jest to wrodzone, tylko nabyte. Nie chcę zostać 80, 90-letnią wdową, której zostało jedynie towarzystwo zidiociałych koleżanek z kółka różańcowego ( bo mężczyzn w wieku 80+ jest niewiele).

A tak w ogóle, to uwielbiam mężczyzn. Bardzo mi się fizycznie podobają, wolę to, co męskie, niż żeńskie. Lubię też...hmmm "duszę" mężczyzny. Ale nie lubię typu "macho"-wolę takich trochę wrażliwych artystów-elegantów. Czy coś w tym złego? Mnie nie oburza widok płaczącego mężczyzny. Dla mnie mężczyzna to też człowiek. Ma prawo wzruszyć się, rozpłakać, mieć słabości, wątpliwości. W takich "macho" typu "Arnie" przeraża mnie jakaś zwierzęcość, brutalność, mają w sobie coś nieludzkiego.

Od dzieciństwa nienawidziłam kobiet. Do dzisiaj ich nie znoszę, i młodszych, i starszych, psycholog powiedział, ze widzę w tych kobietach swoją matkę-która "ukradła" mi ojca. To prawda, ojciec mnie  milion razy lepiej od matki traktował. Był wyrozumiały, współczujący."Błądzić jest rzeczą ludzką"-mówił. natomiast matka zawsze była zimna, surowa, apodyktyczna. 

Dziękuję Wam za cierpliwość i zrozumienie.

Psycholog powiedział mi, że nie jestem aseksualna. Przez całą nastoletniość myślałam, że jestem, on twierdzi, że to była próba ucieczki od problemu. Sama nie wiem. Aseksualizm ma swój urok, jest bezpieczny. Czy mam jakikolwiek powód, aby "cieszyć" się ze swojego seksualizmu, ,że odczuwam pożądanie, mam sny erotyczne, wyobrażenia itd.???

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wybacz ale 6 lat to jest absurd i doskonały przykład dlaczego nurt psychodynamiczny to tak często pozbawiony sensu wysiłek 

Kontrakt psychologiczny określa cel i ilość sesji, na pewno nie licznej w latach 

Szukaj innego psychologa, on Ci w ogóle zdiagnozowal jakieś zaburzenie osobowości, czy będzie cię leczył na oko na weltschmertz? 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 12.12.2018 o 23:35, LostStar napisał:

Do dzisiaj ich nie znoszę, i młodszych, i starszych, psycholog powiedział, ze widzę w tych kobietach swoją matkę-która "ukradła" mi ojca.

Oh litości, z dala od tych freudowskich pseudonaukowych bajek jak najszybciej i jak najdalej możesz 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

"nurt psychodynamiczny to tak często pozbawiony sensu wysiłek"-mógłbyś rozwinąć myśl?

Ten człowiek ukończył 5-letnie studia na kierunku psychologia+szkolenie psychoterapeuty w nurcie psychodynamicznym. 

Komu ufać? Jak będziemy podważać WSZYSTKO, co twierdzi oficjalna psychologia, medycyna, farmacja, to chyba nie doprowadzi to do niczego dobrego.

Wiele mam zastrzeżeń do postępowania lekarzy, ale mimo wszystko bardziej ufam człowiekowi, który ukończył Akademię Medyczną niż wszelkiej maści znachorom/naturopatom/uzdrowicielom czy "demaskatorom" okroju pana Jerzego Zięby. Wiem, że w dzisiejszych czasach jestem w mniejszości.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 13.12.2018 o 00:35, LostStar napisał:

Psychoterapeuta powiedział mi, że dłuuuga droga przede mną (jakieś sześć lat!!!!!Przerażające!!).

Jemu się nie dziwię, przez 6 lat mieć źródło dochodów i nawijać na terapii o seksie i uwarunkowaniach z dzieciństwa - to musi być raj dla terapeuty psychodynamicznego, bo oni nawijają głównie o tym, a Twój problem akurat idealnie podpada pod te "zainteresowania".

Ale Tobie nie polecam tracić tyle czasu. Myślę, że wszystko co się da wykrzesać z tej terapii da się wykrzesać szybciej, zwłaszcza że ta terapia opiera się na idei "zrozumienia", "uświadomienia sobie" itp, a nie na projektowaniu określonych zmian, planowaniu życia, dawaniu pozytywnych wartości, zmianie nawyków i czegokolwiek, co dają inne nurty, a mgliście definiowane "uświadomienie sobie" powinno przyjść szybko, bo trudniejsze są realne zmiany. Oczywiście jeżeli to "uświadomienie sobie" istnieje. Pomijając to, że może taka terapia uczy analitycznego myślenia, daje możliwość złapania dystansu do schematów, które ma się wbite do głowy i daje zrozumienie pewnych uwarunkowań, ale też często stawia tezy na siłę i szuka związków i znaczenia tam, gdzie go istotnie nie ma, a jeśli zaprzeczasz, to nieważne, bo terapeuta wie lepiej, a Ty zaprzeczasz właśnie dlatego, że masz z tym problem.

Dla mnie psychoanaliza to wiedza, która nie daje nadziei, ani nie powoduje zmiany, poza tym jest dyskusyjna, jak słynna interpretacja tego "co poeta miał na myśli". Trochę się w to można pobawić, ale 6 lat to przesada.

17 godzin temu, LostStar napisał:

Ten człowiek ukończył 5-letnie studia na kierunku psychologia+szkolenie psychoterapeuty w nurcie psychodynamicznym. 

Komu ufać? Jak będziemy podważać WSZYSTKO, co twierdzi oficjalna psychologia, medycyna, farmacja, to chyba nie doprowadzi to do niczego dobrego. 

Medycyna opiera się na wiedzy biologicznej i badaniach empirycznych, terapia psychodynamiczna opiera się na pewnej filozofii i wizji człowieka, a te zawsze mogą być dyskusyjne i były poddawane krytyce. Jedyne co można badać, to skuteczność terapii, choć i to jest trudniejsze niż stwierdzenie, czy udała się operacja serca lub czy zmniejszył się poziom cholesterolu, bo tu nie ma dostępu do żadnych fizycznych wskaźników, tylko można kierować się opinią pacjenta o jego samopoczuciu czy obserwacją zewnętrzną jego zachowania czy funkcjonowania. Ciężko zmierzyć na przykład poziom szczęścia i rozwoju danej osoby. Zwłaszcza że zdania na temat tego czym jest rozwój też są podzielone, a także na temat tego, co jest celem terapii. Samych definicji czym jest osobowość jest kilkadziesiąt. Każdy nurt ma swoją filozofię. Wskaźniki skuteczność terapii psychodynamicznej nie są oszałamiające na tle innych nurtów, choć jakaś skuteczność istnieje. I niespecjalnie ten nurt akurat opiera się na nowych badaniach z zakresu psychologii i je uwzględnia. Cokolwiek ludzkość nie odkryje, dalej będą nawijać o seksie i dzieciństwie.

Więc przede wszystkim ważne, czy Ty odczuwasz korzyści, czy terapeuta budzi Twoje zaufanie, czy czujesz się z nim dobrze i czy terapia daje Ci nadzieję. Ale dopóki uczestniczysz w tej terapii, to raczej koncentruj się na tym, co daje Ci poczucie jej sensu, na pozytywach i lepiej  zaufać terapeucie. Zawsze można go zmienić, ale nie ma po co się leczyć bez minimalnej wiary, tak jak nie ma sensu chodzić do lekarza i nie przestrzegać jego zaleceń.

Edytowane przez refren

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wybaczcie szczerość, ale....Ciągnie mnie, żeby spróbować zakazanego owocu, oj ciągnie...Chciałabym bardzo przeżyć przygodę na jedną noc. Nie zrobię tego, bo mam skrupuły i się boję, ale mój pociąg fizyczny jest strasznie silny. Cierpię w samotności. Przed snem wymyślam sobie "erotyczne scenariusze", jak uprawiam z kimś seks. Odczuwam bardzo silne objawy podniecenia, jakby mnie fizyczny ogień palił od środka. Niemal ból. Czuję się taka samotna. Wiem, że z biologicznego punktu widzenia pociąg seksualny, seks służy do tego, żeby przedłużyć trwanie gatunku. Brutalna prawda jest taka, że jestem "samicą", która poczuła zew natury, aby kopulować z mężczyzną, zajść w ciążę i urodzić dziecko. Zdaję dobie z tego sprawę, że tak działa naga natura. Ale strasznie ciągnie mnie do tego, aby spróbować czystej rozkoszy. Aby wreszcie sprawdzić na sobie, co się odczuwa podczas penetracji, nawet przeżyć orgazm. Z czystej ciekawości. Mam wrażenie, że zaczynam autentycznie świrować z braku seksu. Czy to normalne? W przyszłym roku skończę 25 lat. Nie chodzi mi o żaden wyścig, ale szczerze, chcę już sama się przekonać i wiedzieć, co to znaczy bliskość fizyczna z mężczyzną. Tylko błagam, nie potępiajcie mnie!!! Dosyć się w domu nasłuchałam, jaki to seks jest zły i szkodliwy, zwłaszcza dla kobiet :(

Straszliwie cierpię.

Może i jestem chora i mam "nimfomanię", ale..Podobno to mężczyzni bardziej uwielbiają seks, a ja jednocześnie z przerażeniem, ale i fascynacją odkrywam, że myślę o nim cały czas i gdyby nie opory, to robiłabym TO codziennie. Boję się, że jestem chorą dewiantką. To okropne. Czy możecie mnie w jakikolwiek sposób pocieszyć??? Przecież chyba nawet "erotomania" nie pozbawia mnie człowieczeństwa, prawda?

Edytowane przez LostStar

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Psychologia to nie jest akademia medyczna, medycyna to psychiatria, to jest problem ze ludzie mylą te rzeczy. Kolega opisał już tą różnice, choć ja byłbym o wiele bardziej brutalny jeżeli miałbym być szczery 

Szukalbym seksuologa który w swojej pracy opiera się na praktykach które są evidence based, a nie oparte na wymyślonej apriorycznej filozofii, zwłaszcza że całkiem słusznie zdajesz się pogardzac pseudonauka 

Generalnie seks jest spoko, choćby kilkanaście razy dziennie w różnych możliwych scenariuszach, to nie seks jest problemem tylko twoja jego percepcja jako czegoś złego 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jedna ważna rzecz, jak kiedyś naprawdę poniesie Cię fantazja przygody jednej nocy  pamiętaj o zabezpieczeniu, seks jest fajny ale choroby przenoszone drogą płciową już nie 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

"wiejski filozof", a co sprawiło, że jesteś na takim etapie, na którym jesteś? Czy też pochodzisz z rodziny, w której były podobne zachowania, jak w mojej? Ja nie chcę mieć tzw."tradycyjnej" rodziny. Nie chcę dzieci. 

Chcę mieć współmałżonka, wziąć ten ślub w USC (bo nie zgadzam się z naukami Kościoła, a poza tym moi rodzice to świętoszki, chodzili ze mną do kościoła w każde niedziele i święta, mam uraz). Mieć wybranka, mężczyznę, ale boję się ciąży porodu, zapłodnienia.

Kiedyś przyśnił mi się koszmar, że "mąż" (jakiś anonim) przykuł mnie kajdankami do łóżka i zapłodnił wbrew woli. Boję się. Przecież nie ma antykoncepcji, która daje 100% pewności. A Kościół katolicki zabrania antykoncepcji :) Nie rozumiem tego. Nie chcę brać też ślubu kościelnego, bo musiałabym chodzić na te durne nauki przedmałżeńskie, gdzie uczyliby o tym, że prezerwatywa niszczy więź między małżonkami. Przed bierzmowaniem,w  wieku 15 lat, mieliśmy nauki proto-małżeńskie, do dzisiaj drżę ze strachu, jak sobie przypomnę treści, jakie tam były poruszane. I nie podoba mi się podejście KK do małżeństwa jako do instytucji, której głównym celem jest "zrodzenie i wychowanie potomstwa". W kościele prawosławnym tak nie jest, to miłość między małżonkami jest głównym celem, a potomstwo to sprawa wtórna. Niestety w KK prokreacja jest obowiązkiem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie mam dzieci, nie chce mieć, jestem ateista i lubię seks, dużo seksu 😉

Antykoncepcja hormonalna jest w 100% skuteczna, ten jeden procent bierze się z niewłaściwego stosowania, wpływu innych leków etc 

Dużo piszesz o religii, ewidentnie religijno konserwatywno wychowanie ma wpływ na Twoje obecne problemy 

Mamy 21 wiek, spokojnie, nie każdy uważa moralność sprzed 3000 lat pustynnych dziadow za wykladnie życia 

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I jeszcze ten liberalizm obyczajowy.....Właśnie frustruje mnie to, że dzisiaj jest tolerancja, a nawet akceptacja dla wielu zachowań seksualnych, które niegdyś były potępiane. Powoduje to, że czuję się jeszcze bardziej wyalienowana, bo nikomu się nie mieści  w głowie że są jeszcze tacy ludzie, jak ja i moi rodzice. I boję się, że jeżeli nawet (co jest niemożliwe, ale jeżeli) się w końcu przełamię, to przyjdzie konserwatywna kontrrewolucja i będzie dopuszczalny tylko seks w celach prokreacji i zniknie on z mediów zupełnie...

Jestem zrozpaczona. Czuję się tak, jakbym była skuta kajdanami podczas wystawnej kolacji i umierała z głodu, podczas gdy wszyscy się opychają wyszukanymi daniami. Jestem taka nieszczęśliwa. Dlaczego nie mogę stworzyć zwyczajnego związku z mężczyzną-równolatkiem? Dlaczego nie mogę zwyczajnie uprawiać seksu dla przyjemności i używać środków antykoncepcyjnych? Dlaczego akuat na mnie musiało paść??!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Po pierwsze wyluzuj. Nic złego się z Tobą nie dzieje. Masz normalne potrzeby. Problem tkwi nie w Tobie tylko w Polakach, którzy w większości pochodzą z rodzin, gdzie tzw. wychowanie seksualne to mieszanka zakazów mających swoje źródło w Kościele Katolickim plus masa zachowań z rodzin dysfunkcyjnych. W PL mnóstwo ludzi ciągle uważa seks bez zobowiązań za coś złego, szczególnie jeśli z tą potrzebą wychodzi kobieta.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ty raczej nie masz problemu po prostu z seksem, tylko z akceptacja siebie i wybitnie emocjonalnym odbiorem rzeczywistości co ociera się o jakieś zaburzenia osobowości 

Wybrałbym się jednak do psychiatry po diagnozę 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Akurat od dobrych kilku lat leczę się psychiatrycznie. Najpierw zdiagnozowali u mnie chorobę afektywną dwubiegunową i zespół Aspergera, a potem zmienili diagnozę na zaburzenia osobowości bliżej nieokreślone. Ale w moim przypadku sama farmakologia nie wystarczy. Mam problem z akceptacją siebie? Co masz na myśli? A temat seksu i tak by wypłynął na powierzchnię. Doszłam do takiego etapu w życiu, że nie mogę udawać, że nie istnieje. Jeżeli nie teraz, to problemy z tą sferą pojawiłyby się u mnie po 30 lub 40. Bardzo chciałabym do tego tematu zwyczajnie, spokojnie podchodzić. Nie udawać, że go nie ma, aby był jednym z równoprawnych elementów mojego życia. Ani mniej, ani bardziej ważny od innych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

O tym nie wspomniałas do tej pory, problem z seksem jest więc częścią Twoich zaburzeń osobowości 

Oczywiście, że ten temat jest ważny, ale wydaje mi się być częścią złożonego problemu Twojej osobiści i tego niestety nie rozwiąże nikt przez internet, farmakoterapia sama w sobie też nie, pozostaje mi tylko życzyć powodzenia na terapii 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Szczerze mówiąc, irytuje mnie zagadnienie "zaburzeń osobowości". Psychiatra mi powiedział, że jest to jeszcze gorsze do zwalczenia niż tzw. choroby psychiczne. Samo określenie "zaburzenia osobowości" nie brzmi tak strasznie, bo za dawnych czasów chyba takich ludzi określano jako "furiatów" albo "ciekawe charaktery", nie? Termin "zaburzenia osobowości" powstał dopiero w latach 80.XX w!! Czy to nie szukanie na siłę problemu??? A poza tym, to ja sobie tych zaburzeń nie wybierałam. To się rozwijało niezależnie ode mnie przez ćwierć wieku. Geny+ socjalizacja. Jaki miałam wpływ na swoje życie w wieku 3 lat, a to przecież korzeniami sięga niestety wczesnego dzieciństwa!!! To straszne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×