Skocz do zawartości
Nerwica.com

Najgorszy rok w moim życiu


Rysieq

Rekomendowane odpowiedzi

Witam wszystkich,

w sumie pisanie tutaj to moja chyba ostatnia deska ratunku, a raczej jedyny (bezpieczny-anonimowy) sposób na samotność w obecnej sytuacji.

Krótko o sobie: zawsze uważałem siebie za osobę twardo stąpającą po ziemi. Zazwyczaj pewny siebie. Mam 25 lat, studiowałem sinologię, jestem wysportowany, mam od niedawna dobrze płatna pracę, mam przyjaciół i rodzinę. 

Myślałem, że najgorszy rok miałem w 2016 kiedy moja była mnie rzuciła i zostałem sam jak palec w obcym mieście, a potem z braku innego wyjścia użerałem się na taksówce z patologią w moim mieście. Teraz pisząc te wszystkie rzeczy, nawet po zmianie nazwy konta mam wrażenie, że ktoś ze znanych mi osób znajdzie to  tutaj i dowie się o tym wszystkim, ale chyba mam już wyjebane za przeproszeniem. 

W połowie tego roku rzuciłem tę cholerną pracę jako taksówkarz i przeprowadziłem się do większego miasta. Mój przyjaciel wynajął mi pokój w super mieszkaniu. Nawet nie minął miesiąc i złamałem nogę. Miałem operację i kilka miesięcy dochodzenia do siebie. Nie miałem pracy, pieniędzy, zapożyczałem się. Siłownia odpadła, przytyłem. Przestałem się uczyć do egzaminów państwowych, które staram się zdać. No trudno, miałem kilka trudnych miesięcy, zapożyczyłem się na kilka tys., ale w końcu byłem w pełni sprawny. Przyjaciel wkręcił mnie do super pracy i już widziałem światełko w tunelu. W obecnej pracy sporo jeżdżę autem -  w drodze do klientów. Miałem tydzień temu wypadek. Rozwaliłem nieswoje auto. Mam stłuczoną stopę i znów chodzę o kulach. Przez samochód mam teraz dług na ponad 30 tys. zł. Obecnie załatwiam leasing na nowe auto i dojdzie kolejne 30 tys. długu, bo inaczej nie mogę zarabiać. Obecnie codziennie czuję stres jak nigdy w życiu. Czuję, że dla każdego jestem ciężarem. Chodzę o kulach i staram się obecnie sprzedać rozbity samochód, aby trochę coś oddać z pieniędzy. Boję się wrócić do pracy, bo czuję, że teraz w ogóle mi nic nie pójdzie. Od 2 lat jestem samotny, nieraz zdarzyło się zainteresowanie ze strony kobiet, ale zawsze wmawiam sobie, że teraz nie mogę z nikim nic zaczynać, bo nie mam pieniędzy, ani nie jestem psychologicznie w dobrym miejscu. Chcę patologicznie wymusić na sobie perfekcjonizm. Czasami przez jakiś okres pracuję jak zegarek szwajcarski, a potem tracę zapał i wpadam w depresję. Moich współlokatorów częściej nie ma w domu, więc z poczucia winy dosłownie na jednej nodze sprzątam codziennie cały dom, żeby jakoś im się odwdzięczyć. Zalegam z płatnościami za pokój, ZUS, kredyt, zbity samochód i jestem dłużny ludziom około 5 tys. zł. Jestem sobą rozczarowany do granic! Nie umiem tego znieść! Najchętniej sam bym sobie napierdolił. W sumie gdybym przed wypadkiem samochodowym pojechał 10km szybciej, to może problem byłby z głowy... 

Miałem szczerą wiarę, że w tym momencie życia będę mieć swoje mieszkanie, narzeczoną, oszczędności i będę w dobrej formie. Obecnie jem jak gówno;  wyglądam jak gówno; czekam aż wyleczę stopę, żeby wrócić do pracy; mam długów łącznie na 70 tys.; nadmiernie się masturbuję; pół dnia marnuję na durnowate social media, które wprowadzają mnie w dodatkową depresję, bo wszyscy mają tam idealne życie; nie umiem wrócić do nauki; mam problemy z nawiązywaniem relacji; jestem przeświadczony, że obecnie nie zbuduję z nikim zdrowej relacji i lista mogłaby się ciągnąć w hen.

 

W obecnym stanie, kiedy powinienem dbać przede wszystkim o zdrowie i finanse, aż nie umiem się skupić na nauce, kiedy już się zmuszę, aby usiąść przy biurku. Co ja mam ze sobą zrobić, żeby wreszcie poczuć się wartym siebie? Jeszcze nie miałem tak, że nie umiem siebie znieść.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jakim cudem masz aż takie długi?  Ja rozumiem rehabilitacja ale chyba żyłeś tam jak król skoro aż tak się zapożyczyles. Miałeś L4 ?  Nie pomyślałeś żeby wrócić do rodzinnego miasta nie zarabiając ? Jak WTEDY sobie to wyobrażałeś ? 

Plusem jest fakt że masz dobrze płatną pracę. Może będzie trzeba zmienić mieszkanie na inne w gorszej dzielnicy a samochód na rower ale w końcu ogarniesz temat. Nie wiem ile zarabiasz i w jakim tempie możesz spłacić zaległości.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rozbite auto (pożyczone) 21 000; zaległe składki zus 5 tys. i to chcę w pierwszej kolejności uregulować; osoby prywatne 7,5 tys.; kredyt został około 1000zł; nowe auto - warunek konieczny, bo pracuję jako mobilny handlowiec, to zwykły leasing na 30 000 zł, ale liczę to już jako dług. Ogółem średnio zarabiam prawie 5 cyfr, ale świadomość, że przez najbliższe miesiące każda zarobiona złotówka nie będzie moja mnie dobija. Nie miałem żadnego high life'u, na leki musiałem trochę przeznaczyć itp. To wszystko da się poskładać, ale przez ostatni wypadek nie wyrabiam nerwowo. Auto, które skasowałem, było od znajomego, oczywiście jakoś się z nim dogadałem, ale czuję ogromną presję. Obecnie staram się sprzedać to auto ale z marnym skutkiem. Mieszkania nie muszę zmieniać, bo wynajmuję pokój u ziomka w mieszkaniu i mam po taniości. Już myślałem o psychologu, ale prywatnie już nigdy nie pójdę, bo kiedyś płaciłem 100zł/h, ale wtedy czułem, że sobie bez tego nie poradzę, a z nfz czeka się kilka miesięcy tylko po to, aby się rozczarować pseudo-psychologiem. Ja WIEM, że muszę ostro zapieprzać teraz, ale przeraża mnie ta świadomość, że to uczucie spokoju w sferze finansów nastąpi dopiero za jakiś rok. Ja już tam dawno miałem być. W sumie tydzień temu miałem długu na 10 tys. Tylko przez wypadek powiększył się on tak bardzo. I tak mam szczęście, że to nie banki, a wyrozumiali znajomi i nie zedrą mnie z %...L4 odpada, bo prowadzę DG, także zero plusów bym miał.

Edytowane przez Rysieq

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Rysieq, wg mnie źródłem Twoich problemów z samopoczuciem nie jest brak pieniędzy, tylko to, że wokół nich obudowałeś swoje poczucie wartości. Zdajesz się żyć ideą: "jestem tyle warty, ile zarabiam, ile posiadam". A przewrotne życie w ciągu ostatniego roku pokazało Ci, że pieniądze (czy ogólniej: wartości materialne) potrafią być bardzo ulotne, nietrwałe. W jednej chwili można zamienić samochód warty dziesiątki czy setki tysięcy w kupę złomu. Szybko zdrowie może popsuć się na tyle, że nie będzie można zarabiać miesięcznie pięciocyfrowych kwot, za to będzie rósł debet.

Czym więc dla Ciebie mogłoby być to złamanie nogi przed rokiem? Źródłem problemów finansowych czy początkiem przewartościowywania swojego życia?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

też wydaje mi się że nie o pieniądze chodzi. Jeśli zarabiasz 5 cyfrowe sumy to takie zadłużenie to nic. Co z tego że przez rok nie zobaczysz pieniędzy?  Wiesz że przeciętni ludzie pracują od pierwszego do pierwszego przez całe życie nie mając z tego nic ?  Chyba żyjesz w trochę innym świecie. Myślę że i tak miałeś mnóstwo szczęścia np. ten pokój po taniości, wkręcenie do super pracy czy znajomi pożyczający pieniądze. Jeśli płacisz 70 tys w rok to naprawdę zobacz ile potem możesz sobie odbić. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

też wydaje mi się że nie o pieniądze chodzi. Jeśli zarabiasz 5 cyfrowe sumy to takie zadłużenie to nic. Co z tego że przez rok nie zobaczysz pieniędzy?  Wiesz że przeciętni ludzie pracują od pierwszego do pierwszego przez całe życie nie mając z tego nic ?  Chyba żyjesz w trochę innym świecie. Myślę że i tak miałeś mnóstwo szczęścia np. ten pokój po taniości, wkręcenie do super pracy czy znajomi pożyczający pieniądze. Jeśli płacisz 70 tys w rok to naprawdę zobacz ile potem możesz sobie odbić. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja zawsze bylem osoba, ktora zyje od wyplaty do wyplaty. Dopiero teraz, pierwszy raz w zyciu mam okazje tyle zarabiac, ale dopiero zaczalem. Zarabiam tyle ile sprzedam. Nie uwazam, ze pieniadze to zrodlo szczescia, ale ich brak moze znaczaco nam odebrac radosc z zycia... Tak naprawde nawet nie zwracam na to ile kto ma pieniedzy. Nie tym sie kieruje w zyciu. Sam nie kupuje glupot i oszczedzam ile sie da, ale przez te dwa wypadki nie moglem pracowac 5 miesiecy. To mnie splukalo. Mam wrazenie, ze moje zycie potoczyloby sie inaczej gdybym kilka lat temu nie porzucil studiow dla mojej pierwszej milosci. Glupi bylem. Wiem, ze teraz trzeba podniesc sie i isc naprzod. Tylko, ze ja juz powoli robie sie mistrzem come backow 😂 btw od kilku lat zmagam sie z bezdechem obturacyjnym podczas snu, ktory laczy sie z paralizem i az boje sie isc do lekarza dalej to diagnozowac przy moim "szczesciu"... 

 

Ogolem chce sie tutaj troche wygadac przy was. Nie sadze, abym potrzebowal psychologa, ale po prostu chce z siebie wyrzucic kilka rzeczy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli dobrze rozumiem, jest w Tobie wiele żalu o niewykorzystane życiowe okazje, o tzw. "życiowego pecha". Gdyby nie pierwsza miłość, to być może skończyłbyś studia... i na pewno byłbyś w innym miejscu swego życia. Gdyby nie złamanie nogi, to ułożyłbyś życie inaczej...

Tylko czy faktycznie jesteś aż takim "pechowcem", za jakiego się uważasz? Owszem porzuciłeś studia, ale byłeś w związku, który na pewno w jakiś sposób Cię wzbogacił, dał piękne chwile, doświadczenia w sferze uczuciowej. Złamałeś nogę i przez to nie mogłeś pracować, zaznałeś "biedy", ale w tej właśnie "biedzie" poznałeś prawdziwe oblicze swoich przyjaciół, którzy Ci pomogli i pomagają nadal.

Jak to lubię powtarzać: życie nie znosi próżni i jeśli jedne drzwi się przed człowiekiem zamykają, to natychmiast otwierają się kolejne. I tak jest zawsze - utrata jednej okazji nie musi być "końcem świata", bo niemal natychmiast pojawia się inna. Sztuką jest ją dostrzec, docenić i wykorzystać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dobrze napisane. Ogółem już się trochę uspokoiłem. Wracam do starej rutyny, która daje mi dobry humor i poczucie, że coś robię z życiem. Zacząłem czytać "12 Rules for life" Jordana Petersona, też poprawia morale. 

Co do moich przyjaciół, szczerze mówiąc byłem pewien, że nie muszę czekać na swoje tragedie, aby wiedzieć, że zawsze są dla mnie w najcięższych chwilach. Wstyd mi za siebie. Chcę się im odwdzięczyć i pokazać, że teraz moja kolej jeśli nie daj Boże przyjdą dla nich trudne czasy. 

Studia rzuciłem dla kobiety z dzieckiem. Były dobre i złe chwile. Nauczyłem się sporo lekcji życiowych wtedy. Jednak czasami rozmyślam, jakby to było ukończyć studia i utrzymać kontakty z rówieśnikami...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość weltschmerz
21 godzin temu, Rysieq napisał:

Witam wszystkich,

w sumie pisanie tutaj to moja chyba ostatnia deska ratunku, a raczej jedyny (bezpieczny-anonimowy) sposób na samotność w obecnej sytuacji.

Krótko o sobie: zawsze uważałem siebie za osobę twardo stąpającą po ziemi. Zazwyczaj pewny siebie. Mam 25 lat, studiowałem sinologię, jestem wysportowany, mam od niedawna dobrze płatna pracę, mam przyjaciół i rodzinę. 

Sorry za szczerość, przeczytałem tylko tyle, dalej przestałem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A nie ma za co. Tylko wykazałeś się właśnie bardzo czarno-białym podejściem do tematu ;) 

Jasne, mogę opisać swoje życie w bardziej dramatyczny sposób i wymieniać, że w tym roku kilka razy mogłem umrzeć nie z własnej woli, mam czasami toksyczną relację z ojcem (zwłaszcza kiedy wypije) lub że przez ostatnie 3 lata klepałem biedę i chodziłem w dziurawych butach, bo byłem tak uzależniony emocjonalnie od Ex, że przeznaczałem na nią każdy grosz. Tylko po co? Już z tym się uporałem. Przed wypadkiem moje życie było na dobrej drodze do odkopania się w każdej sferze. W zasadzie nie wiem na co tutaj liczyć. Jestem na tyle świadomy swoich problemów i staram się brać coraz więcej odpowiedzialności, że wiem, że muszę to sam ogarnąć. Myślałem, że jak tu porozmawiam z innymi to może będę trochę spokojniejszy. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Rysieq napisał:

Jednak czasami rozmyślam, jakby to było ukończyć studia

Nie możesz wrócić na te studia, gdy "staniesz na nogi"?
 

57 minut temu, Rysieq napisał:

Jasne, mogę opisać swoje życie w bardziej dramatyczny sposób i wymieniać, że w tym roku kilka razy mogłem umrzeć nie z własnej woli, mam czasami toksyczną relację z ojcem (zwłaszcza kiedy wypije) lub że przez ostatnie 3 lata klepałem biedę i chodziłem w dziurawych butach, bo byłem tak uzależniony emocjonalnie od Ex, że przeznaczałem na nią każdy grosz. Tylko po co? Już z tym się uporałem. Przed wypadkiem moje życie było na dobrej drodze do odkopania się w każdej sferze. W zasadzie nie wiem na co tutaj liczyć. Jestem na tyle świadomy swoich problemów i staram się brać coraz więcej odpowiedzialności, że wiem, że muszę to sam ogarnąć. Myślałem, że jak tu porozmawiam z innymi to może będę trochę spokojniejszy.

Może jednak w tym fragmencie znajduje się źródło Twojego samopoczucia? Może to w domu rodzinnym nauczyłeś się przesadnej, wręcz wyniszczającej odpowiedzialności za innych? Może przejmowałeś odpowiedzialność za życie pijącego ojca, bo on sam się bał ją podjąć? I może wtedy nauczyłeś się, że potrzeby innych mają pierwszeństwo przed Twoimi? I może przez to nie czujesz się wartym siebie, bo w domu rodzinnym nie pokazano Ci, że sam w sobie jesteś wartościowy, a nie tylko wtedy, gdy dajesz z siebie? I może przez to odmawiałeś sobie nowych butów dla byłej? I może przez to, co czujesz nie możesz skupić się na nauce? I może przez to odczuwasz dyskomfort, gdy zamiast ofiarowywać pomoc, otrzymujesz ją?

Myślę, że przydałaby Ci się terapia dla DDA, by przepracować ten niewdzięczny "spadek" z domu rodzinnego. Byś nauczył się kochać siebie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

God top 10, jest mi przede wszystkim miło, że tu jesteś, ale DDA to za dużo. Mój tata lubi wypić i może raz kiedy miałem z 5 lat chciał udusić po pijaku jedną kobietę w barze, bo była zniesmaczona jego zachowaniem i, że w ogóle mnie tam zabrał, heh :P

Ogółem, to widzę się z rodzicami raz na miesiąc i zwłaszcza teraz po moim wypadku wspierają mnie. Tutaj jest trochę na odwrót. Ja już powinienem być w takim miejscu, gdzie to JA ich wspieram emocjonalnie i finansowo. Przyznam Ci rację co do "nie kochania siebie". Cholera, nie wiem. Ogółem kiedy tylko wracam do żywych, zaczynam znów siłownię, układam życie i ogółem dbam o siebie. No cóż, może ze strony fizycznej dbam o siebie, jednak w myślach często siebie karcę...  Na studia już nie wracam, walczę teraz o roczne stypendium na wylot do Chin, dlatego właśnie uczę się do egzaminów państwowych. Miałem przez długi okres fetysz na magistra. Przez długi czas nie umiałem poradzić sobie z myślą, że nie ukończę studiów. Byłbym pierwszym w rodzinie z wyższym wykształceniem i smutno mi czasami, bo to się nie stanie. Może kiedyś zaocznie zrobię. Teraz wiem gdzie podążam, rok za granicą nauczy mnie o wiele więcej i finansowo lepiej na tym wyjdę. Cholera, ja mam w sumie wszystko poukładane na pozór. Po prostu jestem zmęczony sytuacją, ale "jak już idę przez piekło, to lepiej się nie zatrzymywać" ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość weltschmerz

@RysieqMoże i myślę czarno-biało, nie wiem, po prostu uważam, że masz wszystkie narzędzia potrzebne do tego, żeby wyjść z dołka. Nie jesteś zdany tylko na siebie, a to już dużo. Masz rodzinę, z którą chyba masz mimo wszystko dobry kontakt, wartościowych przyjaciół, dobre zdolności interpersonalne. Umiesz zarabiać całkiem duże pieniądze. Piszesz, że jesteś wysportowany, a więc pewnie atrakcyjny, a to ma znaczenie nie tylko w relacjach z płcią przeciwną, po prostu atrakcyjnym ludziom wybacza się więcej, to do atrakcyjnych ludzi się lgnie, a nie do brzydkich lub nieśmiałych, pijąc tu do pewności siebie, o której też wspomniałeś. Studiowałeś sinologię i przerwałeś tylko ze względu na związek, w takim razie jesteś inteligentny, bo wielu ludzi nie umie dobrze się posługiwać ojczystą mową, a Ty byłeś w stanie panować nad chińskim. Zawsze możesz wrócić na studia, choć może nie w tej chwili. W tym świecie, w tej epoce jesteś w grupie tych, którzy mają duże szanse na to, by im się dobrze wiodło.

To, że inwestowałeś za dużo w tę dziewczynę nie jest czymś, co po prostu Ci się przytrafiło, jak ten wypadek. Jeżeli ktoś zaczyna Cię traktować jak bankomat, to chyba powinna zapalić się w głowie jakaś ostrzegawcza lampka, prawda? Powinieneś sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego tę lampkę zignorowałeś. A może to nie tego ona oczekiwała, skoro się rozstaliście.

Masz 25 lat, więc Twoi rodzice pewnie nie są jeszcze na emeryturze, skąd pogląd, że powinieneś im teraz pomagać finansowo, jeśli nie są np. chorzy?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@weltschmerz Większość ująłeś bardzo dobrze. 

Na wstępie napisałem "zawsze uważałem siebie za pewnego siebie" no i nie do końca pokrywa się to z prawdą. Mój pierwszy poważny związek mocno to zweryfikował. Ona nie traktowała mnie jak bankomat. Był moment, gdy byłem bezrobotny i to ona była głównym żywicielem. Byłem wtedy zbyt młody i niedoświadczony by zacząć poważny związek z kobietą o 5 lat starszą od siebie z dzieckiem. Aby jakoś jej wynagrodzić nienajlepsze czasy, patologicznie wydawałem pieniądze na jakieś liche przyjemności czy kwiaty. Poza tym całe moje szczęście ulokowałem w niej, co było kardynalnym błędem. Była cudzoziemką i czułem, że podnosiła moje poczucie wartości kiedy np. wychodziliśmy w miasto. Jest też oczywiście druga strona medalu, była borderlinem na maksa 😛 Były siniaki, krew, porwane ubrania (moje), wściekły seks i cały zestaw ze łzami na końcu. Z obecnej perspektywy stwierdzam w głowie jedno "Ty napalony, młody, niedoświadczony głupcze bez szacunku do samego siebie" :P Od tamtej pory nie umiem sobie znaleźć dziewczyny. Z kilkoma spałem, ale niechcący porównywałem je do ex. 

Jasne pracę i edukację ogarniam. Mam wszystkie narzędzia. W sumie trochę przecieram szklaki jeśli pomyślę o swoich rówieśnikach i to mnie stresuje, ale poradzę sobie. 

Co do rodziców, po prostu wstyd mi, że okazują mi współczucie. Wiem, że to dziwnie brzmi. Od dawna nie wziąłem od nich grosza, bo mają swoje wydatki. Robią remont i tak naprawdę byłbym o wiele szczęśliwszy gdybym to ja mógł w połowie im sfinansować to przedsięwzięcie, aniżeli oni teraz mi oferują pomoc... Może to kwestia dumy. Czy to bardzo złe? 

W pn mam imprezę firmową, pierwsza taka w nowym towarzystwie. Sporo ładnych kobiet, a ja jak cipa trochę sparaliżowany. Może do pn nadal będę chodzić o kulach i jednak mnie to ominie haha. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość weltschmerz
2 godziny temu, Rysieq napisał:

Na wstępie napisałem "zawsze uważałem siebie za pewnego siebie" no i nie do końca pokrywa się to z prawdą. Mój pierwszy poważny związek mocno to zweryfikował. Ona nie traktowała mnie jak bankomat. Był moment, gdy byłem bezrobotny i to ona była głównym żywicielem. Byłem wtedy zbyt młody i niedoświadczony by zacząć poważny związek z kobietą o 5 lat starszą od siebie z dzieckiem. Aby jakoś jej wynagrodzić nienajlepsze czasy, patologicznie wydawałem pieniądze na jakieś liche przyjemności czy kwiaty. Poza tym całe moje szczęście ulokowałem w niej, co było kardynalnym błędem. Była cudzoziemką i czułem, że podnosiła moje poczucie wartości kiedy np. wychodziliśmy w miasto. Jest też oczywiście druga strona medalu, była borderlinem na maksa 😛 Były siniaki, krew, porwane ubrania (moje), wściekły seks i cały zestaw ze łzami na końcu. Z obecnej perspektywy stwierdzam w głowie jedno "Ty napalony, młody, niedoświadczony głupcze bez szacunku do samego siebie" :P Od tamtej pory nie umiem sobie znaleźć dziewczyny. Z kilkoma spałem, ale niechcący porównywałem je do ex. 

Czyli nie tego oczekiwała. Masz lekcję na przyszłość, szkoda że tak mocno w to wydawanie pieniędzy wszedłeś.

 

2 godziny temu, Rysieq napisał:

Jasne pracę i edukację ogarniam. Mam wszystkie narzędzia. W sumie trochę przecieram szklaki jeśli pomyślę o swoich rówieśnikach i to mnie stresuje, ale poradzę sobie. 

Przypomniałeś mi siebie w wieku 21-22 lat, kiedy rówieśnicy udawali, że się uczą i imprezowali, a ja zapierdalałem w weekendy i po nocach, żeby nie być dla nikogo obciążeniem. 🙂

2 godziny temu, Rysieq napisał:

Co do rodziców, po prostu wstyd mi, że okazują mi współczucie. Wiem, że to dziwnie brzmi. Od dawna nie wziąłem od nich grosza, bo mają swoje wydatki. Robią remont i tak naprawdę byłbym o wiele szczęśliwszy gdybym to ja mógł w połowie im sfinansować to przedsięwzięcie, aniżeli oni teraz mi oferują pomoc... Może to kwestia dumy. Czy to bardzo złe? 

Cóż, nie wiem, w jakich warunkach mieszkają, ale o ile ich mieszkanie nie było norą nienadającą się do zamieszkania, to jednak remont jest ich wyborem i skoro nie chcą Ciebie w to angażować, to znaczy, że mają na to pieniądze i siły - ja bym to w taki sposób odczytywał.

Nie jest tak, że roisz sobie ciężary, które według siebie musisz brać na barki?

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dla mnie najgorszy był rok 2015, kiedy wydawało mi się, że już nic mnie dobrego nie spotka i do niczego już się nie nadaję.

Inna sprawa, że ja żadnych długów nie mam, ale i potrzeb wielkich też nie. Nie mam samochodu - tak, da się żyć bez samochodu. Wynajmuję mały pokój zamiast kawalerki. A o 5 cyfrach mogę tylko pomarzyć. Nic nie oszczędzam, bo nie mam z czego. Co zarobię, to wszystko idzie na wynajem, rachunki i jedzenie. Gdybym miała pewność taką, że po roku to się zmieni i coś będę mieć z tej swojej pensji, to nie wiem, na co miałabym finansowo narzekać. Wielu ludzi zarabia grosze i nie mają tej pewności, że po roku czy dwóch nagle odżyją finansowo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Ja84 to jest tylko kwestia chęci. Czy mogę zapytać co robisz zawodowo? Ja jeśli się przyłożę w pracy, to mogę zarobić ponadprzeciętnie, ale praca mnie stresuje. Chcę tak popracować przez maks 2 lata, zaoszczędzić ile się da i albo zmienię pasję w pracę, albo polecę na jakiś czas za granicę w celu nauki. Szczerze mówiąc trochę czasami zazdroszczę ludziom np. stałego zatrudnienia i komfortu, ale z drugiej strony ja będąc na własnej działalności mogę więcej zarobić. Niestety samochód u mnie to mus, jeżdżę kilka razy w tyg trasy po 100-300km. Minusem tego jest stres. Mam tyle ile sprzedam. Ironicznie, nie przepadam za taką profesją, ale nie idzie mi źle. Chyba sobie złożę porządną obietnicę, aby przed 30tską chodzić do pracy z uśmiechem na twarzy. Chciałbym mieć taką sytuację, w której po wakacjach wracam bez stresu do pracy. btw, widzę bloga w stopce, wygląda ciekawie, chyba wieczorem zajrzę 🙂 

 

@weltschmerz A jak u Ciebie wyszło ze szkołą i pracą? Czy to zapierdalanie się opłaciło? 

Moi rodzicie mieszkają w komfortowych warunkach. Tata jest emerytowanym górnikiem i po prostu tyle razy widziałem go zmordowanego po pracy, że teraz ja bym chciał im jakoś pomagać. Zwłaszcza mamie, która nie lubi swojej pracy, a do emerytury hoho... Chciałbym częściej ich odwiedzać i jakoś im umilić życie, bo jednak sporo się przy nas (mnie i bracie) napracowali.

Edytowane przez Rysieq

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

18 godzin temu, Rysieq napisał:

God top 10, jest mi przede wszystkim miło, że tu jesteś, ale DDA to za dużo.

Dzięki za dobre słowo. ;) Możliwe, że terapia dla DDA to za dużo - w końcu znasz siebie lepiej, niż ja.
W każdym razie masz w sobie te metaforyczne "głosy", które mówią: "musisz, rób tak, bo inaczej to jest źle, powinieneś..." One skądś się wzięły, a chyba nie jest Ci z nimi zbyt komfortowo, prawda?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość weltschmerz
3 godziny temu, Rysieq napisał:

 A jak u Ciebie wyszło ze szkołą i pracą? Czy to zapierdalanie się opłaciło?  

Nie. Przypłaciłem to powodem do rejestracji tutaj.

34 minuty temu, Gods Top 10 napisał:

W każdym razie masz w sobie te metaforyczne "głosy", które mówią: "musisz, rób tak, bo inaczej to jest źle, powinieneś..." One skądś się wzięły, a chyba nie jest Ci z nimi zbyt komfortowo, prawda?

Też odniosłem takie wrażenie, dlatego pytałem Ryśqa o te ciężary.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jakoś nie potrafię zmienić zdania na ten temat. Naprawdę uważam, że zdrowy 25 latek powinien być na tyle poukładany, aby móc w stanie dbać o siebie i najbliższych. Dzisiaj mamy nieco inne czasy. Młodzi mają inne priorytety. Ja nie jestem jakimś mega konserwatystą, ale wierzę w ciężką, szczerą pracę i bycie odpowiedzialnym. Dzisiaj jednak poprosiłem o pomoc tatę, o pożyczenie pieniędzy. Niestety wrak samochodu, który rozbiłem nie chce się sprzedać i laweta wyjdzie mnie 500zł 😕 Odliczam dni, za jakiś tydzień wracam do pracy, aby wszystko odbudować. Boję się trochę, bo obecnie nie mam ochoty z nikim stanąć oko w oko, a pracuję z ludźmi i budowanie relacji to moja praca. 

Zastanawiam się czy nie podłubać dłużej w moim dzieciństwie, ale w większości było naprawdę ok! ;) chociaż na pewno nie chciałbym, aby moje dzieci w przyszłości miały tak samo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@stworzonabyzyx no błagam, za nic nie przepraszaj. Mój tata ma nadciśnienie, a mama czasami nerwicę. Też chcę ich odciążyć na ile się da. Chcę im zapewnić jakieś fajne wakacje i żeby byli świadomosc że zawsze mogą na mnie liczyć. Stworzona, spędzaj z nimi czas i doceniam te chwile. To najlepsze co możesz zrobić ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

53 minuty temu, stworzonabyzyx napisał:

Nie do końca wiem, o czym piszesz, ale jeśli chodzi o to, czy mam swoje życie poza rodzicami to oczywiście, że mam, nawet w tej całej beznadziei ono jest. Kilka lat mieszkam sama, 5 lat temu wyprowadziłam się prawie 400 km od domu, bo tak wybrałam. Teraz jest mi ciężko, bo sama jestem w trudnej sytuacji życiowej i zdrowotnej, ale wcześniej przez cały czas prowadziłam bardzo intensywny tryb życia, przez większość życia byłam szczęśliwa, mimo że przecież rodzice nie chorują od wczoraj.

Pomimo tych 400 km, które fizycznie Cię dzielą od rodziców, to jednak wciąż mocno jesteś z nimi zespolona - przynajmniej tak odbieram to, co piszesz. Może ich problemy zdrowotne trwają już na tyle długo, że nieraz wysłuchiwałaś coś w stylu "teraz nie zawracaj mi głowy, bo mama/tata jedzie na badania" lub "jakie ty możesz mieć problemy jako nastolatka/młoda dziewczyna, skoro tu rodzic poważnie choruje?".
 

53 minuty temu, stworzonabyzyx napisał:

Taki mam już charakter i nie widzę pola do poprawy. Gdzieś ktoś napisał, że jest jak gąbka i ja czuję się podobnie - i to nie ma znaczenia, czy o rodziców chodzi czy o obcych ludzi, chłonę bardzo szybko dobre, ale i złe emocje. Wiem, że mój charakter i podejście do życia jest do dupy. Chciałabym czasem mieć jakiś punkt odniesienia, coś, na co mogłabym się złościć, ale przecież nie ma na co - nie ma tutaj winnych. Nie wiem, jak mam nad sobą pracować.

Czy te lata chorób rodzica/rodziców nie spowodowały, że Twoje potrzeby, Twoje oczekiwania były spychane na dalszy plan, bo zawsze było "coś ważniejszego", niż Ty?
To właśnie rozumiem przez brak granic: potrzeby innych zdają się mieć pierwszeństwo przed Twoimi potrzebami, stan zdrowia rodziców zdaje się być ważniejszy od Twojego samopoczucia w tej niełatwej sytuacji.
Jak się czujesz, gdy robisz coś tylko i wyłącznie dla siebie? Jak się czujesz, gdy chcesz zrobić coś, co uszczęśliwia Ciebie, a nie innych? Jak się czujesz, gdy ktoś o ciebie dba? W ogóle pozwalasz na takie sytuacje? Odczuwasz wtedy dyskomfort, poczucie winy?
 

53 minuty temu, stworzonabyzyx napisał:

To są moi rodzice, jeśli ja i siostra nie pomożemy to wiem, że nie pomoże im nikt.

Nieprawda. Coraz prężniej się rozwija rynek prywatnej opieki dla seniorów. Profesjonalna opiekunka jest przeszkolona do takiej pracy, więc w wielu sytuacjach poradzi sobie lepiej, niż najbliższa rodzina.

Edytowane przez Gods Top 10

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 31.10.2018 o 20:12, Rysieq napisał:

Witam wszystkich,

w sumie pisanie tutaj to moja chyba ostatnia deska ratunku, a raczej jedyny (bezpieczny-anonimowy) sposób na samotność w obecnej sytuacji.

Krótko o sobie: zawsze uważałem siebie za osobę twardo stąpającą po ziemi. Zazwyczaj pewny siebie. Mam 25 lat, studiowałem sinologię, jestem wysportowany, mam od niedawna dobrze płatna pracę, mam przyjaciół i rodzinę. 

Myślałem, że najgorszy rok miałem w 2016 kiedy moja była mnie rzuciła i zostałem sam jak palec w obcym mieście, a potem z braku innego wyjścia użerałem się na taksówce z patologią w moim mieście. Teraz pisząc te wszystkie rzeczy, nawet po zmianie nazwy konta mam wrażenie, że ktoś ze znanych mi osób znajdzie to  tutaj i dowie się o tym wszystkim, ale chyba mam już wyjebane za przeproszeniem. 

W połowie tego roku rzuciłem tę cholerną pracę jako taksówkarz i przeprowadziłem się do większego miasta. Mój przyjaciel wynajął mi pokój w super mieszkaniu. Nawet nie minął miesiąc i złamałem nogę. Miałem operację i kilka miesięcy dochodzenia do siebie. Nie miałem pracy, pieniędzy, zapożyczałem się. Siłownia odpadła, przytyłem. Przestałem się uczyć do egzaminów państwowych, które staram się zdać. No trudno, miałem kilka trudnych miesięcy, zapożyczyłem się na kilka tys., ale w końcu byłem w pełni sprawny. Przyjaciel wkręcił mnie do super pracy i już widziałem światełko w tunelu. W obecnej pracy sporo jeżdżę autem -  w drodze do klientów. Miałem tydzień temu wypadek. Rozwaliłem nieswoje auto. Mam stłuczoną stopę i znów chodzę o kulach. Przez samochód mam teraz dług na ponad 30 tys. zł. Obecnie załatwiam leasing na nowe auto i dojdzie kolejne 30 tys. długu, bo inaczej nie mogę zarabiać. Obecnie codziennie czuję stres jak nigdy w życiu. Czuję, że dla każdego jestem ciężarem. Chodzę o kulach i staram się obecnie sprzedać rozbity samochód, aby trochę coś oddać z pieniędzy. Boję się wrócić do pracy, bo czuję, że teraz w ogóle mi nic nie pójdzie. Od 2 lat jestem samotny, nieraz zdarzyło się zainteresowanie ze strony kobiet, ale zawsze wmawiam sobie, że teraz nie mogę z nikim nic zaczynać, bo nie mam pieniędzy, ani nie jestem psychologicznie w dobrym miejscu. Chcę patologicznie wymusić na sobie perfekcjonizm. Czasami przez jakiś okres pracuję jak zegarek szwajcarski, a potem tracę zapał i wpadam w depresję. Moich współlokatorów częściej nie ma w domu, więc z poczucia winy dosłownie na jednej nodze sprzątam codziennie cały dom, żeby jakoś im się odwdzięczyć. Zalegam z płatnościami za pokój, ZUS, kredyt, zbity samochód i jestem dłużny ludziom około 5 tys. zł. Jestem sobą rozczarowany do granic! Nie umiem tego znieść! Najchętniej sam bym sobie napierdolił. W sumie gdybym przed wypadkiem samochodowym pojechał 10km szybciej, to może problem byłby z głowy... 

Miałem szczerą wiarę, że w tym momencie życia będę mieć swoje mieszkanie, narzeczoną, oszczędności i będę w dobrej formie. Obecnie jem jak gówno;  wyglądam jak gówno; czekam aż wyleczę stopę, żeby wrócić do pracy; mam długów łącznie na 70 tys.; nadmiernie się masturbuję; pół dnia marnuję na durnowate social media, które wprowadzają mnie w dodatkową depresję, bo wszyscy mają tam idealne życie; nie umiem wrócić do nauki; mam problemy z nawiązywaniem relacji; jestem przeświadczony, że obecnie nie zbuduję z nikim zdrowej relacji i lista mogłaby się ciągnąć w hen.

 

W obecnym stanie, kiedy powinienem dbać przede wszystkim o zdrowie i finanse, aż nie umiem się skupić na nauce, kiedy już się zmuszę, aby usiąść przy biurku. Co ja mam ze sobą zrobić, żeby wreszcie poczuć się wartym siebie? Jeszcze nie miałem tak, że nie umiem siebie znieść.

Każdy by się załamał gdyby przeżył to co Ty. Do Twojego złego stanu psychicznego przyczyniły się obiektywne przyczyny, czyli poważne wypadki  samochodowe i związana z tym przerwa w pracy i długi, plus nieszczęśliwa miłość ale to zdarza się każdemu. Generalnie osiągnąłeś mimo młodego wieku już dużo, ja jestem kilkanaście lat starszy a nigdy nie miałem tak intratnej pracy, auta i poważnego związku.  Wydajesz się silny i zdrowy psychicznie nie to co ja i inni z tego forum, tylko los a może zbytnia brawura za kółkiem Ci nie sprzyja. Jak w pełni wyzdrowiejesz i  wyjdziesz z długów masz szansę na sukces życiowy nie to co ja i inne przegrywy życiowe. 😊

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@carlosbueno OMG, nie pisz takich rzeczy jak przegrywy życiowe itp. Wierzę, że to niewerbalny sarkazm, bo aż parsknąłem lekko jak to przeczytałem. Mam sporo gówna za sobą, ale come on, ludzie są silniejsi niż zwykle nam się wydaje. Carlos, nigdy nie myśl o sobie w takiej kategorii. Ja też czasami uważam się za przygrywa, ale nie życiowego. Większość rzeczy da się naprawić. Cholera, tak bardzo chciałbym poznać wasze historie, nie chciałbym się tutaj porównywać, ale ciekawi mnie, co u większości osób było impulsem do rejestracji tutaj. Mamy sobie pomagać nawzajem ;) Ja mam chwilowo bóle głowy przez stres, ale jedyne co można zrobić to układać cegiełka po cegiełce, aż będzie imperium :D  Z drugiej to bardzo miłe co napisałeś o mnie. Nie będę sztuczny i nie napiszę, że to zbędne lub o to nie dbam. Jak 99% jest mi lepiej po takich słowach, ale fakty pozostają faktami - nie jest najlepiej. Zabić się nie chcę, ale żyć też nie za bardzo. Staram się aż tak nie skupiać na negatywnych emocjach i przenoszę uwagę na bycie bardziej produktywnym. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×