Skocz do zawartości
Nerwica.com

Moja historia i moje przemyślenia


psychosceptyk

Rekomendowane odpowiedzi

Witajcie 🙂

Chciałbym podzielić się pokrótce z Wami moją historią i swoimi przemyśleniami.

Moje życie zaczęło się dosyć kiepsko. Wychowywałem się w rodzinie w której był alkohol i pojawiało się dużo kiepskich sytuacji. W pewnym momencie, zacząłem szukać pomocy.

Moja rodzina znajdowała się pod opieką kuratora rodzinnego. Bałem się prosić go o pomoc ponieważ mogło się to skończyć domem dziecka. Szukałem pomocy u znajomych ale to nie wystarczało.

Skończyło się to połknięciem ok 30 tabletek których nie trzeba było w szpitalu płukać... Liczyłem na to że moja rodzina się wystraszy. Starałem się wziąć witaminy.

W szpitalu powiedziałem co połknąłem i jak już wcześniej wspomniałem, nie było płukanki. Dostałem "zakaz przebywania z osobami pod wpływem alkoholu" i wizytę u psychologa w zaleceniach.

Czy moje działanie pomogło? Nie... W końcu się przełamałem i zgłosiłem całą sytuację kuratorowi. Rozpoczęło się niemałe kombo... Mojej rodzinie przez to wypadł grunt spod nóg i...

alkoholizm się skończył.

...ale nie było to równoznaczne z rozpoczęciem się sielanki. Zaczęło się w domu jeszcze gorsze piekło. Tamten kurator sądowy próbował podjąć działania ponownie ponieważ sam widział że działo się źle.

Moi rodzice udali się do sądu, złożyli skargę i... w miarę dobrego kuratora wywalono i wstawiono jakiegoś dzieciaka.

Kurator ten był zupełnie nieporadny i obiecywał, biadolił i nic nie robił. Skutek? Poczucie beznadziei.. Zbliżały się 18 urodziny i miałem zostać wyrzucony z domu. Miałem marzenia i plany... Skutek? Tym razem łyknąłem ok 100 tabletek. Zrobiłem to na oczach rodziców. Myślałem że zrobi to na nich wrażenie. Myliłem się... Wybiegłem z domu .  Pobiegła za mną siostra która przejęła się tą sytuacją jednak ja uciekłem. Szedłem załamany nie wiedząc co dalej.

W pewnym momencie zrobiło mi się słono w ustach i zaczęło robić słabo. Pomyślałem mniej więcej tak:  "Cholera, to na prawdę się dzieje, te prochy działają. Dobra nie wymiękaj, idź dalej".

Zacząłem czuć się dużo, dużo gorzej i pomyślałem "ja umieram, o ja pi**d*lę, ja umieram! To na prawdę się dzieje!". Ile sił w nogach pobiegłem na autobus i pojechałem do szpitala. Leki się wchłonęły, zrobiło się nieciekawie i byłem odtruwany. Podobno mogłem umrzeć i miałem szczęście.

W szpitalu byłem na sali z facetem który miał swoją kiepską historię i też próbował się zabić. Przyszedł do niego psychiatra który zadał mu 2 pytania, usłyszał 2 zdawkowe odpowiedzi i... usłyszałem "depresja jakaś tam (nie pamiętam)". Byłem ostro zaskoczony tym że ten psychiatra odbył taką rozmowę przy innych pacjentach i że wywiad był tak śmiesznie krótki. Pomyślałem " tylko spróbuj do mnie podejść sk***synu to cię roz***ie". Na szczęście lekarz mnie zapytał o to czy chcę porozmawiać z psychiatrą i odmówiłem. Moi rodzice przedstawili to jako banalny mój kaprys. Że to był szantaż i zemsta bo nie chcieli mi kupić nowego komputera. :D 

Co dalej? heh... Skończyłem liceum w bardzo trudnych warunkach i zrobiłem studia. W międzyczasie miałem problemy zdrowotne.

Od lekarzy słyszałem szerokie spektrum diagnoz psychiatrycznych. Pierwsza to anoreksja. Ważyłem o 15kg za mało. Pani doktór nakrzyczała na mnie. Później interniści... i ciągle pojawiająca się diagnoza: depresja. Nie zgadzałem się i bardzo się zapierałem. Zmieniałem lekarzy aż  w końcu dowiedziałem się że rzeczywiście jestem chory i tak mi już zostanie. Jednak przy odpowiednim leczeniu wszystko będzie normalnie. I tak było... i jest do dziś. 🙂

 

Z czasem stanąłem trochę na nogi, studia I stopnia zbliżają się do końca i pojawia się myśl: "dużo życia przeleciało mi między palcami. Nie miałem dzieciństwa. Nie chcę zaprzepaścić młodości i zmarnować życia." - bardzo mnie to męczyło i martwiło.

Decyzja? Wizyta u psychiatry. Pani psychiatra skierowała mnie na konsultację ekhmmm DDA. Poszedłem do specjalnej poradni, otrzymałem opinię że "nie wiadomo i że lepiej abym zaczął tam chodzić". Decyzja? Idę!

Przez ok 2 i pół roku uczęszczałem na terapię indywidualną. Zaparłem się na początku że grupowa nie wchodzi w grę. Ta terapia to był absurd.

"Próby zbliżenia" i wmawianie mi że ja nie potrafię odczuwać bliskości i... "Nie wierzy pan w boga?  przecież trzeba w coś wierzyć. Jak nie może pan wierzyć w boga?". Dziesiątki wizyt polegających na milczeniu i nic nie robieniu.

W międzyczasie 2 sytuacje:

Pierwsza:

[psycholoterapeuta]: widzę że pan jest dzisiaj mało ekspresywny? Czemu?

[ja]: tak po prostu, jakoś tak... nie wiem...

[psycholoterapeuta]: widzę że jest pan przygnębiony. Pan cierpi... Porozmawiajmy o tym.

[ja]: Nie jestem przygnębiony. Wręcz przeciwnie [ekhmm to był przełomowy moment w moim życiu bo zaczynałem zarąbistą pracę w miedzynarodowym korpo. Byłem mega szczęśliwy].

[psycholoterapeuta]: czemu pan mi nie ufa? Widzę że jest pan przygnębiony

itd...

Druga:

[ja]: dzień dobry, chciałbym poinformować że za 3 tygodnie mnie nie będzie.

[psycholoterapeuta]: dobrze

W międzyczasie zachorowałem i odpadła mi następna wizyta więc przyszedłem na następną (zawsze telefonowałem w razie problemów) i nastąpił tydzień przerwy i pojawiłem się na następnej wizycie.

[psycholoterapeuta]: widzę że jest pan przygnębiony. Czemu pan mi nie ufa? I czemu pan się izoluje? Mieliśmy taki postęp.

[ja]: Nie jestem przygnębiony. Wszystko jest w porządku

[psycholoterapeuta]: ale opuszcza pan często wizyty.

[ja] opuściłem 2 razy. Raz z powodu choroby i mogę przynieść na to dowód w postaci niezrealizowanej recepty na antybiotyk a drugi... Wspominała pani o zaufaniu więc myślałem że nie muszę się tłumaczyć. Miałem nadzieję że sobie ufamy.

[psycholoterapeuta]: ale jednak z jakiegoś powodu pan nie przyszedł. Pan się wycofuje.

[ja]: w ubiegłym tygodniu byłem na koncercie jednego z ulubionych zespołów. Mam płytę z autografem i bilet. Mogę przywieźć i tez pokazać.

 

Ta terapia to był kompletny absurd i... niestety z wielkim wylewem szamba ją zakończyłem. W międzyczasie poszedłem do psychiatry i usłyszałem że powinienem wrócić i powinienem być pod opieką psychoterapeuty bo mam za sobą 2 próby samobójcze. Konieczna jest terapia i pomoc.

Olałem to... Minęło 6 lat, a ja, osoba która "boi się bliskości" mam cudowną kobietę, dobrą pracę i... jestem szczęśliwy. Ciąży mi brak dzieciństwa i wiele strat z tego powodu.

Niedawno byłem u psychoterapeuty prywatnie i pani terapeutka doszła do 2 wniosków:

- ten smutek to jest coś czego ja nie chcę leczyć a mógłbym, wystarczyłoby spojrzeć na to w inny sposób

- poza tym wszystko ze mną ok i nie potrzebuję terapii.

Chodziłem do tej pani pół roku i próbowałem "spojrzeć na te sprawy z innej strony" jednak ciągle widziałem to samo... I nadal tak to widzę. Doszedłem do wniosku, że przeżyłem sporo koszmaru i zawsze będzie mi brakować dzieciństwa i normalności z tamtego czasu. Nic tego nie zmieni i muszę po prostu z tym żyć.

Czasem sobie popłaczę w nocy, czasem muszę być sam. Ale żyję... i staram się cieszyć każdym dniem i niczego nie tracić. Doszedłem jednak do wniosku że psychologia i psychiatria takie trochę szarlataństwo i ściemnianie. Obserwowałem wiele historii, sporo czytałem i utwierdziło mnie to w przekonaniu.

Czasem tak jest że mamy ciężkie doświadczenia za sobą ale życie to taki teatr w którym możemy odegrać piękną rolę. Po co za wcześnie opuszczać kurtynę? Lepiej się cieszyć pięknem scenografii i cudem tego przedsięwzięcia dopóki ono trwa...

Edytowane przez psychosceptyk

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@psychosceptyk nie mam zamiaru cię urazić, gratuluję, że potrafiłem "zaprzyjaźnić" się depresją i potrafiłeś ją sam okiełznać, przyjmując jako normalny stan rzeczy, zapewne wymagało to od ciebie ogromnej siły i walki z samym sobą, to jest bardzo budujące! 🙂 ale zastanawia mnie jeden fakt, bo jeśli jesteś szczęśliwy i panujesz nad własnym życiem, masz świetną robotę i wspaniałą kobietę, to co cię sprowadza na Forum psychologiczne, które dotyka sfer właśnie tych które uważasz za nieskuteczne, zamiast żyć pełnią życia w świecie realnym, jak sam to opisujesz:

11 godzin temu, psychosceptyk napisał:

Czasem tak jest że mamy ciężkie doświadczenia za sobą ale życie to taki teatr w którym możemy odegrać piękną rolę. Po co za wcześnie opuszczać kurtynę? Lepiej się cieszyć pięknem scenografii i cudem tego przedsięwzięcia dopóki ono trwa...

niż tracić czas na takim Forum! :bezradny:

odnośnie terapii: skutki terapii są odczuwalne jakiś czas po, bo to długotrwały proces!

pozdr!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@distorted_level68 hej 🙂 Dzięki za odpowiedź.

Zacznę od końca 🙂

Cytat

ale zastanawia mnie jeden fakt, bo jeśli jesteś szczęśliwy i panujesz nad własnym życiem, masz świetną robotę i wspaniałą kobietę, to co cię sprowadza na Forum psychologiczne, które dotyka sfer właśnie tych które uważasz za nieskuteczne, zamiast żyć pełnią życia w świecie realnym, jak sam to opisujesz:

15 godzin temu, psychosceptyk napisał:

Czasem tak jest że mamy ciężkie doświadczenia za sobą ale życie to taki teatr w którym możemy odegrać piękną rolę. Po co za wcześnie opuszczać kurtynę? Lepiej się cieszyć pięknem scenografii i cudem tego przedsięwzięcia dopóki ono trwa...

niż tracić czas na takim Forum!

odnośnie terapii: skutki terapii są odczuwalne jakiś czas po, bo to długotrwały proces!

 

Z pewnością nie przyszedłem tutaj się czymś chwalić i mam nadzieję że nie zostało to tak odebrane. Dlaczego tu się pojawiłem? hmmm... zainspirowała mnie do tego pewna nowa znajomość i moje doświadczenia oraz obserwacje.

Spowodowały one, że na świat psychoterapii i psychiatrii patrzę dosyć sceptycznym okiem. Poznana osoba utwierdziła mnie w przekonaniu... ale o koledze wolę nie wspominać nawet w sposób anonimowy.

Ciekaw jestem również tego jak inni mogą spojrzeć na mój przypadek i co myślą na temat moich poglądów. Nie uważam żebym miał tu stracić czas. Możliwość wymiany poglądów oraz możliwość porozmawiania to wartości. 🙂

Cytat

nie mam zamiaru cię urazić, gratuluję, że potrafiłem "zaprzyjaźnić" się depresją i potrafiłeś ją sam okiełznać, przyjmując jako normalny stan rzeczy, zapewne wymagało to od ciebie ogromnej siły i walki z samym sobą, to jest bardzo budujące! 🙂 ale zastanawia mnie jeden fakt, bo jeśli jesteś szczęśliwy i panujesz nad własnym życiem,

 

Nie zaprzyjaźniłem się z depresją. Myślę że nigdy jej nie miałem. Myślę również że psychologia i psychiatria często (nie zawsze) stygmatyzują. Do mnie doczepiła się niesłuszna łatka dwukrotnego samobójcy ze skłonnościami autodestrukcyjnymi i DDA.

Nie wspomniałem że za dzieciaka kilka razy pociąłem sobie ręce. 4 albo 5 razy... Jak kiedyś zapytałem psychiatrę co będzie jeśli nie pójdę na terapię, uzyskałem szokującą odpowiedź... że się zabiję...

...a żyję... 🙂 Czy chciałem się zabić? Skądże... Wołałem o pomoc. Tylko że to mało kogo interesowało... Jest łatka i tyle...

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

20 minut temu, psychosceptyk napisał:

Możliwość wymiany poglądów oraz możliwość porozmawiania to wartości.

no to miłego obcowania! ;) bo ja nie mam już nic do dodania! chociaż możesz mieć problem, z jakąś komunikacją z tą społecznością, jeśli sam sobie zaprzeczasz! :mrgreen: uważam, że wyedukowanie się w tym kierunku i poznanie tego świata od podszewki, to dobra i przydatna wiedza! oczywiście wiedza, a nie domysły! pozdrawiam i życzę powodzenia!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pokrzepiająca historia. Ja jednak bez terapii (możliwości wygadania się, dzielenia się swoimi przemyśleniami)nie dałabym chyba rady. Jednak widać, że póki człowiek sam nie podejmie decyzji o chęci zmiany życia, to nawet najlepszy terapeuta nie pomoże. I jesteś tego żywym przykładem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Psychosceptyku proszę o więcej na temat doświadczeń i powodów dlaczego tak sceptycznie podchodzisz do psychoterapii i psychiatrii. Ja mam tak samo, po 12 latach psychoterapii i niemal równie długiej przygody z psychiatrią. Jeszcze kilka miesięcy temu z różnych powodów próbowałam bronić psychoterapii, aczkolwiek od początku wiedziałam,  że uczestniczę chyba w czymś oderwanym od rzeczywistości, co jest jakby usługą za pieniądze, a jednocześnie próbuje przeczyć, że jest czymś innym, że jak to mawiała moja terapeutka "chodzi o życie". Moja terapia decydowała o wszystkim, wyborze zawodu, przeprowadzce, zaniechaniu na jakiś czas kontaktów z mamą, odrzuceniu znajomych i rodziny, którzy dewaluowali terapię. To jest tak trudne, że aż nie do przebycia. Trudno tutaj mówić o tym, że coś się stało w oderwaniu ode mnie, bo stało się za moją przyczyną, ale pod wpływem kogoś. Nadal ponoszę za to odpowiedzialność, ale jest ona jednak trochę podzielona. Co robi terapeutka kiedy ja o tym mówię, odsuwa się, ona nie ponosi za nic odpowiedzialności, ona była tylko na tę godzinę za pieniądze, a resztę ma w dupie, zawsze życzyła mi szczęścia i zawsze zależało tylko na moim zdrowiu i działała najlepiej jak umiała. Czy można odmówić jej tych słów na pożegnanie? Być może działała w najlepszej wierze , czuła uzasadnienie, że za pracę przyjmuje pieniądze i wykonywała ją najlepiej jak potrafi, ale jakie to ma znaczenie dla życia pacjenta ? Żadne! On zostaje sam ze skutkami, decyzjami i całym bagażem tej relacji. Terapeuta strzepuje to z siebie i zabiera się za kolejnego pacjenta. Dlatego trzeba mówić o zagrożeniach w psychoterapii i być może nie pozwolić jej rozwijać się w takim kierunku jakim to zmierza, może trzeba wyznaczyć jakieś kryteria, które będą obowiązywać wszystkich bez wyjątku.

Niektóre moje główne zarzuty wobec psychoterapii, przy tym dostrzegam w niej dużo paradoksów, którym w takiej formie w jakiej psychoterapia się prezentuje nie jest w stanie zaradzić. Pomijam tutaj kwestie prawne, które dopuszczają absolutnie każdego do pełnienia roli psychoterapeuty i wciąż opieranie się na psychoanalizie, która została podważona jako nauka  :

1. możliwość manipulacji ze strony psychoterapeuty np. przedłużanie terapii = więcej zysków,

2. Relacja terapeutyczna to tworzenie alternatywnej rzeczywistości, ponieważ znajdujemy w niej to co generalnie ludzie tworzą w rzeczywistości, terapeuta wchodzi tutaj w absolutnie każdą rolę w zależności od sytuacji i swoich upodobań tj. przyjaciela, rodzica, mentora, coachera, czasem jest wszystkim po trochu na raz, ale jest to tylko fałszywe odbicie tego co znajdziemy w rzeczywistości i pacjent prędzej czy później się o tym bardziej lub mniej boleśnie przekona.

3. Nie każdy, ale większość ludzi ze względu na specyfikę tej relacji i właśnie dlatego, że to czasem pierwsza w życiu osoba szczególnie jeżeli chodzi o te osoby krzywdzone w dzieciństwie, która okazuje trochę ciepła i zrozumienia wchodzi w to głębiej, np. obdarza miłością swojego terapeutę, zgadza się na stawiane przez niego warunki dotyczące sesji i płatności, niestety w momencie kryzysu np. ciężkiej choroby lub pogorszenia sytuacji finansowej, czy jakiejkolwiek innej sytuacji, która uniemożliwia spotkanie w gabinecie boleśnie najczęściej przekonuje się, że był to kontakt tylko na zasadzie usługi za pieniądze, ponieważ mało w tym zawodzie jest altruistów. Gdyby natomiast od początku wytłumaczono pacjentowi, że jest to tylko taka maskarada, trochę udawanie przez terapeutę po troszku rodzica i przyjaciela, zakłóciłoby to powodzenie psychoterapii i możliwość wykorzystania narzędzi terapeutycznych przez psychoterapeutę. Terapeuta najpierw musi uzależnić od siebie pacjenta, szczególnie jeżeli chodzi o tych ciężko chorych pacjentów np. z anoreksją, aby móc w ogóle cokolwiek takiemu pacjentowi zalecać czy perswadować. Z racji tej psychoterapia jako taka sama w sobie jest oszustwem i zbrodnią przeciwko pacjentowi w imię jego zdrowienia.

4. Na kursach psychoterapeutycznych, psychoterapeuci uczą się okazywania empatii, a także mimiki twarzy, wręcz okazywania współczucia i potwierdzenia tego, że czują współczucie w jakieś sytuacji mimiką twarzy. Nie odbieram im tego, że faktycznie mogą coś czuć w danej sytuacji, ale okazuje się, że to nie tylko sama osobowość terapeuty tworzy relację, ale także wyuczona gra aktorska, są uczeni tego, aby pokazywać to jacy powinni być, a nie okazują w istocie tego jacy są. Leczenie pacjenta więc polega głównie na stworzeniu relacji, trochę opartej na rzeczywistych przesłankach, a trochę nie. Wiele pacjentów podczas terapii odsuwa się od rodziców, bo w terapeutach znajdują idealnych zastępczych rodziców, ale to co pokazuje nam terapeuta to tylko „mniejszy lub większy wycinek” tego kim jest naprawdę. W konsekwencji wielu pacjentów do końca życia szuka takich wydawałoby się idealnych, dopasowanych, empatycznych ludzi, ale trudno znaleźć kogoś bezbłędnego, pacjenci zostają więc bardzo często sami ze swoimi uzasadnieniami i analizami co do siebie, i innych ludzi. Nie odróżniamy tego co jest perfekcyjną grą aktorską, a co jest autentyczne, bo też nie jesteśmy od tego aby to odróżniać, więcej czynione jest to w ten sposób, abyśmy tego nie odróżniali, bo to kiedy psychoterapeuta tylko gra też ma nam pomóc. Psychoterapeuta nie jest ludzki, jest ideałem na tę godzinną sesję, zarazem ufamy mu, często go lubimy, kochamy, ale nie wiemy kogo tak naprawdę kochamy. Wszystko zamyka się więc w płatnych sesjach u kogoś kto nigdy nie poniesie żadnej odpowiedzialności jeżeli dojdzie do nieszczęścia, np. coś co zdarzy się czy zostanie powiedziane w trakcie psychoterapii zaważy jakoś na naszym życiu, a zaważy tak czy inaczej, bo przecież temu służy psychoterapia. Nie bierze żadnej odpowiedzialności za nasze decyzje podejmowane w trakcie psychoterapii często pod wpływem psychoterapeuty.

Jeżeli w procesie psychoterapii w życiu pacjenta coś dzieje się źle to jest winą pacjenta, jeżeli dzieje się dobrze, to jest zasługą terapeuty.

 

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z jednej strony czuję się dużo lepiej bez terapii i pogodziłam się z różnymi rzeczami. Z drugiej strony jestem skończona i nabrałam złych nawyków. Wdałam się na przykład w układ koleżeński w którym dałam koleżance duże pieniądze i wszystko jej stawiałam.. Powiedziałam w końcu, że tak nie mogę i jeżeli mam dać kolejne pieniądze to w przypadku kiedy będą ku temu jakieś przesłanki, ponieważ podejmowałyśmy też współpracę biznesową przy czym z tej współpracy nie było żadnych zysków, a ona spytała czy nie bawiłam się dobrze. No bawiłam się dobrze, ale trochę nabieram przekonania, że mogę mieć towarzystwo tylko za pieniądze. Kiedyś było inaczej, pomyśleć, teoretycznie byłam dużo bardziej chora, a miałam przy sobie ludzi za darmo.

 

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@karolink

W Twoim poście dopatruję się trochę terapeutycznych nadużyć. Etyka terapeutyczna zakazuje wpływania w jakikolwiek sposób na decyzje pacjenta.

Terapeuta również nie powinien przekraczać pewnych barier relacji. Nie powinien być za blisko.

Twoje posty są dowodem na to że nad tego typu specjalistami powinien istnieć porządny i obowiązkowy nadzór.

 

Historia mojej terapii... hmmm... Miałem zdrowo szurniętą terapeutkę.

Spotkania polegały głównie na milczeniu i nic nie robieniu. Od czasu do czasu terapeutka wspominała "o naszej bliskości". Czasem odnosiłem wrażenie że się do mnie lepi. Czasem zwracałem jej na to uwagę a gdy postanowiłem zakończyć te bezproduktywne spotkania to szambo wybiło i... mój stan się baaaardzo pogorszył.

Co dała mi tamta terapia? Straciłem sporo czasu na przebywanie z dziwakiem. Z czasem zacząłem tracić zaufanie do siebie (do swojego postrzegania) i przypłaciłem to ostro pewną niefajną znajomością. "Postanowiłem się nie uprzedzać".

Nie neguję istnienia zaburzeń psychicznych. Jestem natomiast pewien że DDA/DDD/DDX to bzdura i kompletny wymysł.

Depresję i anoreksję też mam... i nerwicę... Tyle że przy anorekcji... mam obecnie 2kg nadwagi :(

Ale kiedyś lekarz wspomniał i tak jest. No to jestem anorektykiem z nadwagą 🙂

 

Ja uważam że jesteśmy społeczeństwem (mam na myśli wymiar globalny, a konkretnie kulturę zachodu)  patologicznie spsychiatryzowanym.

Żyjemy w świecie reklam, wszechobecnych mediów i... dużo od siebie wymagamy. Za dużo... Gdy nie jesteśmy w stanie zaakceptować otaczającego nas stanu rzeczy sięgamy po alkohol, narkotyki, dokonujemy prób samobójczych lub... idziemy do psychiatry.

To że dałaś kasę koleżance, a ta zachowała się źle to nie efekt Twoich zaburzeń (tak przynajmniej mi się wydaje), ale fakt że koleżanka okazała się podła. Może ma zdolności aktorskie? Gdzie się nie obejrzysz, roi się od fałszywych ludzi. Relacje międzyludzkie w ciągu ostatnich 2 dekad bardzo się spłyciły. Żyjemy w społeczeństwie konsumpcyjnym. Nie każdy taki jest... I niestety dobrzy ludzie mają po prostu gorzej. 

Moim zdaniem warto po prostu wyciągnąć z takich sytuacji wnioski na przyszłość zamiast się stygmatyzować. Może też "wyjść na tą wredną, złą i ojapierniczę" i pójść do prawnika? Może to wyłudzenie i jest na to paragraf ? I może uda się odzyskać pieniądze?

Często ludzie którzy mają dobre serce wiele za to płacą. Życie jest niesamowicie piękne i niesamowicie ciężkie.

Idź np. do psychiatry i powiedz że nie obchodzisz urodzin bo przemijanie Cię dołuje (ja tak mam np.). Okaże się że jest z Tobą problem...

A czy przemijanie jest zarąbistym faktem? Jeśli spojrzeć na to logicznie... nie...

Jakiś czas temu korespondowałem z pewną psycholożką która pisała o emo i cięciu rąk. tzn. ja ją zaczepiłem bo zagotował mnie jej brak kompetencji. Nie jestem ani nie byłem emo ale bardzo interesuję się muzyką i kulturą. To dosyć znana pani psycholog. Stwierdzała ona, że cięcie rąk to element kultury emo i że emo jest niebezpiecznym nowym zjawiskiem w popkulturze.

Wszedłem z nią w polemikę i odniosłem się do korzeni. Panna wymiękła... To dramat... Psycholog, psychiatra i psychoterapeuta powinni moim zdaniem być ekspertami w dziedzinach kulturoznawstwa i socjologii a niestety nie mają o tym bladego pojęcia.

Podstawy na których opiera się część zaburzeń/skłonności oparta jest na normach społecznych które są ekhmmm średnio znane psychologom i psychiatrom. Jeśli ktoś jest genialny ale nie wpasowuje się w normy, ma wielkie szanse na to by dostać łatkę świrusa.

Coraz częściej mówi się np. że najczęściej skłonność do melancholii pojawia się u ludzi inteligentnych.

Pomyślmy czemu... Bo ludzie inteligentni potrafią spojrzeć w obie sfery życia. Zarówno tą kolorową jak i tą czarną.

@Annie

"Jednak widać, że póki człowiek sam nie podejmie decyzji o chęci zmiany życia, to nawet najlepszy terapeuta nie pomoże. I jesteś tego żywym przykładem. "

No moim zdaniem nie... Wcześniej po prostu miałem ciężej, teraz mam łatwiej. Gdybym znowu znalazł się w takiej samej sytuacji i miał tyle samo możliwości i lat na 100% zachowałbym się tak samo albo... gorzej.

Edytowane przez psychosceptyk

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Psychosceptyku zgadzam się z Tobą. Nie rozumiem dlaczego ludzie np. na tym forum tak bardzo pochłonięci są psychoterapią i psychiatrią, że nie są w stanie dopuścić żadnego słowa krytyki. Staram się jak najbardziej neutralnie wypowiadać o spostrzeżeniach dotyczących zagrożeń w tych dziedzinach, a ludzie się wtrącają, buntują, bronią zacięcie. Po co, jeżeli uważają, że to bzdury, które w sumie poparte są szeroką literaturą na temat i własnymi doświadczeniami, a nawet studiami psychologicznymi w imię czego tak bardzo bronią swojego spojrzenia na sprawę? Czasem mam wrażenie, że mam do czynienia z jakąś sektą. To pociągające przyglądać im się, ale zarazem bardzo smutne, że ludzie dali się tak opętać. Chirurgii i stomatologii można wytknąć niebezpieczeństwa jakie mogą nas spotkać przy korzystaniu z tego typu usług przy psychoterapii i psychiatrii już nie.

Wcale nie neguję ich wiary w swoich terapeutów, zaznaczam tylko, ze nauka dowodzi, że jest to eksperyment, nie ma dowodów, a statystyki pokazują, że z tym efektem "leczenia" w psychoterapii bywa różnie 50/50.

Zgadzam się na przykład z wypowiedziami tego człowieka, on też nie neguje psychoterapii samej w sobie, ale wskazuje na jej mankamenty:

http://3dno.pl/psycholog/

Sama się z tym wielokrotnie spotkałam obracając się w środowisku studentów uczestnicząc w wykładach. Dlaczego ludzie są tym tak opętani?

Bardzo podoba mi się ta wypowiedź psychologa:

"Tak naprawdę psychoterapia jest po części sztuką. I to po znacznej części. Proporcje między wiedzą a wyczuciem powinny być mniej więcej takie, jak u chirurga plastycznego. Nie wystarczy, aby miał skończone studia medyczne. Nie wystarczy nawet długoletnia praktyka ze skalpelem w dłoni. Chirurg plastyczny musi mieć także wyczucie artystyczne. Musi potrafić wyobrazić sobie, jakie konsekwencje dla całości wyglądu będą miały nawet drobne zmiany w układzie tkanek, w wyglądzie poszczególnych elementów ciała. Kluczowe jest tu wyczucie, może nawet intuicja. I dopiero te miękkie umiejętności w połączeniu z twardą wiedzą medyczną mogą dać naprawdę dobre rezultaty. Podobnie jest w psychoterapii – poza olbrzymią wiedzą terapeuta powinien mieć też wyczucie i mądrość życiową. I teraz najsmutniejsze – jak myślicie, ilu jest w Polsce dobrych chirurgów plastycznych? Strzelam, że kilku, może kilkunastu, jeśli weźmiemy pod uwagę także mniej inwazyjne zabiegi. Bardzo podobnie będzie z psychoterapeutami. Być może wielu potrafi zrobić mniej lub bardziej udany zastrzyk z botoksu, ale czy oddalibyście pierwszemu lepszemu chirurgowi swój nos lub inną kluczową część twarzy?"

 

Znasz może jakieś strony fora nastawione bardzo krytycznie wobec psychoterapii czy psychiatrii? Wypowiadające się bardzo racjonalnie, coś typu Racjonalista. Generalnie coraz mniej tego widzę w internecie, a to też moim zdaniem niepokojący fakt.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

4 minuty temu, Heledore napisał:

Niestety, @karolink, ale Twoje wypowiedzi zdecydowanie nie są neutralne. Są bardzo stanowcze, z wydanym już dawno sądem. Znając Twoje przejścia- nie dziwię Ci się, ale z drugiej strony- to nie jest wszystko takie czarno-białe.

To Twoja subiektywna opinia. Ja uważam, że wasze sądy na temat psychoterapii niczym w rzeczywistości nie poparte są kategoryczne, a jeszcze próbujecie wmówić, że są naukowe. Moje wypowiedzi są neutralne, ponieważ nie piszę, że ktoś nie ma iść do psychiatry, tylko ma poczytać. Tak samo zalecałabym np. w chirurgii plastycznej. Bardzo podoba mi się porównanie chirurgii plastycznej do psychoterapii. To też w jakieś mierze dziedzina opierająca się na ścisłej nauce, ale w równej mierze korzystająca z metod eksperymentalnych, sztuki, osobowości psychoterapeuty. Co innego niż ścisła chirurgia, która opiera się w przeważającej mierze na ćwiczeniu tysiące razy danego podejścia w operacji, gdzie miejsce chirurga może wręcz czasem przejąć robot wykonujący dokładnie to samo, tylko jeszcze bardziej precyzyjnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Psychoterapia ze ścisłą nauką typu matematyka nie ma absolutnie nic wspólnego. Psychiatria w przeważającej mierze także, to dziedziny uznaniowe, tak w ogóle się tworzy dms, to nie wynik 2+2.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Reetyyy... Ban poleciał? Brak słów

Mi nie pozostaje nic innego jak odnieść się do tych słów. :(

 

@karolink

"Psychoterapia ze ścisłą nauką typu matematyka nie ma absolutnie nic wspólnego. Psychiatria w przeważającej mierze także, to dziedziny uznaniowe, tak w ogóle się tworzy dms, to nie wynik 2+2. "

 

Wiem jak budowany jest DSM i to jest dramat. Ciekawą historię w tym względzie ma homoseksualizm który przestał być chorobą w skutek nacisków politycznych.

 

To też daje do myślenia: https://www.youtube.com/watch?v=cShBXctCH_I

Chciałbym tu zwrócić uwagę na postawę @Heledore która stygmatyzuje. To że ktoś przeżył coś strasznego odbiera tej osobie mądrość?

Tak, ludzie którzy w aktywny sposób zwracają uwagę na problem i mają życiowy dorobek łatwo przedstawić jako aferzystów z zaburzeniami psychicznymi. Warto słuchać ludzi...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiesz co ja dałam się ponieść i to bardzo. Z drugiej strony niestety jak zwykle wygrała prymitywna obrona siebie poprzez atak. Tak dostałam ostrzeżenie, potem usunęłam konto, a potem chciałam je przywrócić, bo uznałam, że to głupie obrać sobie inny nick, a coś mnie w tym forum pociąga. Może najbardziej właśnie takie rzadkie wizyty jak Twoja.

Ja dałam swoim zachowaniem powód, aby mnie nazwać aferzystką bardzo chorą, ale spróbuję zrobić odwrót, co oczywiście nie zmienia faktu, że nie zmieniają się moje poglądy na psychoterapię czy psychiatrię.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj psychosceptyk,

Człowiek, jego fizyczność i psychika, to Twój genotyp odziedziczony po rodzicach. Wychowanie przez rodziców i w niewielkiej częsci wpływ innego środowiska/szkoła,koledzy itd/.Zapewne jesteś podobny w pewnej częsci do mamy i do taty.Identycznie jest z psychiką.Nie bierze się z Ducha świętego ale a z rodziców.To Twoja osobowość.Osobowość w 90% wykluwa się od brzucha matki do wczesnej dorosłości.Pozostałe 10%- to spory naukowców.Czy chcesz czy nie, masz dobre i złe cechy swoich rodziców pomimo,że ich w codziennym życiu nie zauważasz.Jeżeli w domu był alkohol,możesz ten wzorzec powtórzyć.Być może już to robisz.Od osobowości i charakteru jako dziedzicznego genotypu nie uciekniesz.Niestety,na różne skrzywione osobowości nie ma proszka.Co można zmienić metodami psychologicznymi jak Twoje życie jest zdeterminowane genami?To te sporne 10% oraz nauka jak z daną osobowością żyć i nie krzywdzić innych.To wszystko.Czy ten determinizm można zmienić samemu?.Moim zdaniem TAK.To praca nad sobą i tym co przeszkadza Ci w kontaktach społecznych sensu largo.Jeżeli immanentną cechą Twojej osobowości jest chciwość-pracuj nad tym.Jeżeli jesteś alkoholikiem-pracuj nad tym.Bez urazy oczywiście.

Ja mam takie geny jakie mam.Popieprzone.Lecz pracuję z różnym skutkiem aby być lepszy.Z psychoterapii zastało mi jedno,żebym się więcej ruszał.Co wykorzystałem.Reszta,czy mi się udało czy nie to już osądzą inni.Przynajmniej próbowałem.Co i Tobie radzę.

Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@karolink Nie uważam żebyś była aferzystką.

Wiesz? Czasem tak bardzo boimy się być sobą że nam odwala... nie bój się być sobą i swobodnie wyrażać swoje zdanie. Dopóki nie krzywdzisz tym nikogo, nie ma w tym nic złego.

 

@appendix

Dziękuję za odpowiedź i przyłączenie się do dyskusji.

Ludzki genom i ludzki mózg to nadal wielka zagadka.  Nie twierdzę, że nie masz racji. Być może masz. Nie mnie również oceniać podobieństwo do rodziców. Wiem jednak jedno, że alkoholizm czy jakiś inny *izm to nie cecha zapisana w genach. Bo to wytwory ludzkie. Każdy człowiek jest podatny na uzależnienia. Uzależnić można się od wszystkiego.

Moim zdaniem psychologia ma bardzo złe spojrzenie na temat uzależnień. Wydziela się uzależnienie m.in od alkoholu, narkotyków, seksu, komputera, hazardu etc. Moim zdaniem powinno się to podzielić na mniej grup jak np. uzależnienia chemiczne i behawioralne (?)/wyuczone wynikające z nabytych nawyków.

W alkoholizm można wpaść na wiele sposobów i nie zawsze wynika to ze skłonności. Wiem, może to zabrzmieć śmiesznie, ale może to wynikać nawet z uwarunkowań społecznych albo z presji otoczenia (środowiska).

Ale to nie jest tematem tego topicu i nakręcamy offtop. Twój post zawiera bardzo ciekawe i wartościowe przemyślenia i wiadomości jednak wydaje mi się (choć mogę się mylić - wybacz jeśli tak jest) nie odnosi się do tego tematu.

Bardzo dziękuję że przyłączyłeś się do dyskusji.

 

@Heledore

A ja nigdzie Tobie nie zarzuciłem że tak napisałaś. Twój post sugeruje, że czyjeś przeżycia odbierają zdolność oceny i opisywania otaczającego świata. Tu akurat psychologii.

Edytowane przez psychosceptyk

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, appendix napisał:

Witaj psychosceptyk,

Człowiek, jego fizyczność i psychika, to Twój genotyp odziedziczony po rodzicach. Wychowanie przez rodziców i w niewielkiej częsci wpływ innego środowiska/szkoła,koledzy itd/.Zapewne jesteś podobny w pewnej częsci do mamy i do taty.Identycznie jest z psychiką.Nie bierze się z Ducha świętego ale a z rodziców.To Twoja osobowość.Osobowość w 90% wykluwa się od brzucha matki do wczesnej dorosłości.Pozostałe 10%- to spory naukowców.Czy chcesz czy nie, masz dobre i złe cechy swoich rodziców pomimo,że ich w codziennym życiu nie zauważasz.Jeżeli w domu był alkohol,możesz ten wzorzec powtórzyć.Być może już to robisz.Od osobowości i charakteru jako dziedzicznego genotypu nie uciekniesz.Niestety,na różne skrzywione osobowości nie ma proszka.Co można zmienić metodami psychologicznymi jak Twoje życie jest zdeterminowane genami?To te sporne 10% oraz nauka jak z daną osobowością żyć i nie krzywdzić innych.To wszystko.Czy ten determinizm można zmienić samemu?.Moim zdaniem TAK.To praca nad sobą i tym co przeszkadza Ci w kontaktach społecznych sensu largo.Jeżeli immanentną cechą Twojej osobowości jest chciwość-pracuj nad tym.Jeżeli jesteś alkoholikiem-pracuj nad tym.Bez urazy oczywiście.

Ja mam takie geny jakie mam.Popieprzone.Lecz pracuję z różnym skutkiem aby być lepszy.Z psychoterapii zastało mi jedno,żebym się więcej ruszał.Co wykorzystałem.Reszta,czy mi się udało czy nie to już osądzą inni.Przynajmniej próbowałem.Co i Tobie radzę.

Pozdrawiam.

Nie uważam tak. Może przeczytaj biopsychologiczne podstawy psychologii Kalata on tam ładnie opisuje jak to jest z genami i ich ekspresją tzn. mamy jakiś zestaw predysponujący nas do jakiś zachowań, ale wiele z tego się nie ujawni jeżeli nie będzie odpowiedniego bodźca ze środowiska. Ukryta predyspozycja do schizofrenii może się np. ujawnić po błahym wypadku samochodowym, tak było z moim znajomym, który dosyć późno zachorował, bo w wieku trzydziestu kilku lat. Określają to mianem nature vs nurture. Bardzo duży wpływ ma też środowisko płodowe, któremu dotychczas poświęcano niewiele uwagi . To dlatego bliźniaki monozygotyczne ( identyczne rozwijające się w jednej kosmówce) są też tak bardzo podobne do siebie względem charakteru, natomiast dizygotyczne znacznie się czasem różnią. Poza tym medycznie to wygląda tak, że kod genetyczny przekazywany nam przez rodziców się kilka razy krzyżuje tzw. crossing over, do tego dochodzą jeszcze mutacje, te które zazwyczaj się nie ujawniają, ale mają miejsce. Możliwych jest 8 milionów kombinacji w mejozie. To właśnie predysponuje nas do postępu ewolucyjnego, a w ewolucja akurat została potwierdzona naukowo. Naukowcy doszli do wniosku, że nie da się oddzielić środowiska od genów i trzeba zawsze brać te dwie zmienne za równie ważne i przeplatające się ze sobą, a nie patrzeć w oderwaniu od tego. Jest też efekt mnożnika i inne koncepcje, które dogłębnie tłumaczą to zagadnienie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Skłonności do patologicznych zachowań.

Niestety - skłonności do agresywnych czy patologicznych zachowań, są także w dużym stopniu dziedziczne. Poziom stresu badamy poprzez oznaczanie katecholamin w surowicy krwi tj. adrenalina, noradrenalina, czy dopamina. Wzrost ich poziomu świadczy o silnej reakcji na stres. Najlepiej poznanym genem kontrolującym cechy psychiczne jest gen kodujący oksydazę monoaminową A (MAOA). Jest to enzym, który rozkłada katecholaminy. Mutacje w tym genie prowadzą do zaburzeń w działaniu neurotransmiterów, następuje gromadzenie się ich w osoczu, co potęguje gwałtowną reakcję na stres. Warianty genu MAOA powiązano z schizofrenią, uzależnieniami (od alkoholu, nikotyny), skłonnością do depresji czy nadmierną agresją.," źródło:tylkonauka.pl

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

31 minut temu, appendix napisał:

Skłonności do patologicznych zachowań.

Niestety - skłonności do agresywnych czy patologicznych zachowań, są także w dużym stopniu dziedziczne. Poziom stresu badamy poprzez oznaczanie katecholamin w surowicy krwi tj. adrenalina, noradrenalina, czy dopamina. Wzrost ich poziomu świadczy o silnej reakcji na stres. Najlepiej poznanym genem kontrolującym cechy psychiczne jest gen kodujący oksydazę monoaminową A (MAOA). Jest to enzym, który rozkłada katecholaminy. Mutacje w tym genie prowadzą do zaburzeń w działaniu neurotransmiterów, następuje gromadzenie się ich w osoczu, co potęguje gwałtowną reakcję na stres. Warianty genu MAOA powiązano z schizofrenią, uzależnieniami (od alkoholu, nikotyny), skłonnością do depresji czy nadmierną agresją.," źródło:tylkonauka.pl

 

@appendix

To bardzo ciekawe źródło naukowe. Mniemam że równie wiarygodne jak... kopalniawiedzy...

No ale ok, obalmy tą pseudonaukę:

Wystarczy spojrzeć wstecz w historię. Jeżeli fakt że agresja w ostatnich stuleciach była sposobem na przetrwanie i przeżycie podczas wojen w tym II wojnie światowej nie jest przekonywująca to cofnijmy się w świat ostrego alkoholizmu.

Cóż np. pito kilkaset lat temu m.in w Polsce? Piwo. Piwo lało się hektolitrami. Bo moda? Otóż nie. Powodem takiego stanu rzeczy był fakt iż woda z rzek, jezior etc zbytnio czysta i pitna nie była. Jeśli dodamy do tego fakt że w dawnych czasach nie potrafiono w miarę hermetycznie wody przechowywać wszystko staje się jasne. W piwie znajdował się alkohol który mordował drobnoustrojstwa na potęgę.

Cofnijmy się jeszcze lata wstecz. Albo nie! Zostańmy i tu... Kiedyś po jedzonko nie szło się do Piotra i Pawła tylko brało się broń i zabijało. Dziś to "okrutne", "złe" i "niecywilizowane".

Przez setki lat nasi przodkowie chlali na potęgę i mordowali na potęgę.

Spójrzmy na północ. Kraje skandynawskie dziś gościnne i przyjazne mają ciekawą przeszłość w postaci wikingów. A wikingowie to niezłe po**by byli. Sposób barbarzyństwa w ich rytuałach był... Rytuał krwawy orzeł - kładli jegomościa buzią do ziemi, rozcinali żeberka i robili z nich orzełka. 

Zatem wszyscy jesteśmy niezłymi patusami prawda?

Co do mnie to biłem się  z 5 razy w ciągu ostatnich 30 lat i pamiętam że tylko raz zaatakowałem. Z wymiarem sprawiedliwości miałem do czynienia aż 0 razy. Nie licząc sytuacji w których byłem świadkiem. Mój jedyny nałóg to kawa i jest to nałóg świadomy - w tej kwestii jestem smakoszem. Alkoholu nie piję, papierochów nie palę i nie zażywam żadnych ciekawostek.

Większość mojej rodziny to ludzie z wyższym wykształceniem. Chociaż z tą agresją... Mam kilku zasłużonych wojskowych w rodzie. 🙂

 

Prawda jest taka że każdy z nas ma w sobie pewne pierwotne instynkty. Instynkt zabójcy również - chociaż to niepoprawna politycznie prawda, ale tak jest.

 

Edytowane przez psychosceptyk

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj psychosceptyk,

Człowiek, jego fizyczność i psychika, to Twój genotyp odziedziczony po rodzicach. Wychowanie przez rodziców i w niewielkiej częsci wpływ innego środowiska/szkoła,koledzy itd/.Zapewne jesteś podobny w pewnej częsci do mamy i do taty.Identycznie jest z psychiką.Nie bierze się z Ducha świętego ale a z rodziców.To Twoja osobowość.Osobowość w 90% wykluwa się od brzucha matki do wczesnej dorosłości.Pozostałe 10%- to spory naukowców.Czy chcesz czy nie, masz dobre i złe cechy swoich rodziców pomimo,że ich w codziennym życiu nie zauważasz.Jeżeli w domu był alkohol,możesz ten wzorzec powtórzyć.Być może już to robisz.Od osobowości i charakteru jako dziedzicznego genotypu nie uciekniesz.Niestety,na różne skrzywione osobowości nie ma proszka.Co można zmienić metodami psychologicznymi jak Twoje życie jest zdeterminowane genami?To te sporne 10% oraz nauka jak z daną osobowością żyć i nie krzywdzić innych.To wszystko.Czy ten determinizm można zmienić samemu?.Moim zdaniem TAK.To praca nad sobą i tym co przeszkadza Ci w kontaktach społecznych sensu largo.Jeżeli immanentną cechą Twojej osobowości jest chciwość-pracuj nad tym.Jeżeli jesteś alkoholikiem-pracuj nad tym.Bez urazy oczywiście.

Ja mam takie geny jakie mam.Popieprzone.Lecz pracuję z różnym skutkiem aby być lepszy.Z psychoterapii zastało mi jedno,żebym się więcej ruszał.Co wykorzystałem.Reszta,czy mi się udało czy nie to już osądzą inni.Przynajmniej próbowałem.Co i Tobie radzę.

Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj psychosceptyk,

Człowiek, jego fizyczność i psychika, to Twój genotyp odziedziczony po rodzicach. Wychowanie przez rodziców i w niewielkiej częsci wpływ innego środowiska/szkoła,koledzy itd/.Zapewne jesteś podobny w pewnej częsci do mamy i do taty.Identycznie jest z psychiką.Nie bierze się z Ducha świętego ale a z rodziców.To Twoja osobowość.Osobowość w 90% wykluwa się od brzucha matki do wczesnej dorosłości.Pozostałe 10%- to spory naukowców.Czy chcesz czy nie, masz dobre i złe cechy swoich rodziców pomimo,że ich w codziennym życiu nie zauważasz.Jeżeli w domu był alkohol,możesz ten wzorzec powtórzyć.Być może już to robisz.Od osobowości i charakteru jako dziedzicznego genotypu nie uciekniesz.Niestety,na różne skrzywione osobowości nie ma proszka.Co można zmienić metodami psychologicznymi jak Twoje życie jest zdeterminowane genami?To te sporne 10% oraz nauka jak z daną osobowością żyć i nie krzywdzić innych.To wszystko.Czy ten determinizm można zmienić samemu?.Moim zdaniem TAK.To praca nad sobą i tym co przeszkadza Ci w kontaktach społecznych sensu largo.Jeżeli immanentną cechą Twojej osobowości jest chciwość-pracuj nad tym.Jeżeli jesteś alkoholikiem-pracuj nad tym.Bez urazy oczywiście.

Ja mam takie geny jakie mam.Popieprzone.Lecz pracuję z różnym skutkiem aby być lepszy.Z psychoterapii zastało mi jedno,żebym się więcej ruszał.Co wykorzystałem.Reszta,czy mi się udało czy nie to już osądzą inni.Przynajmniej próbowałem.Co i Tobie radzę.

Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Powtarza mi posty przepraszam.

Dziedziczność osobowości,predyspozycji do chorób,talentów itd. jest już na tyle udowodniona,że nie ma co mnożyć cytatów.Wziąłem pierwszy lepszy.

Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@appendix Hmmm... Ja nie przeczę dziedziczności. Stwierdziłem fakt że wszyscy mamy "patologicznych" przodków.

Przez co teoretycznie każdy z nas (idąc Twoim sugestywnym tokiem myślenia) powinien balansować na krawędzi bycia przestępcą i na krawędzi bycia nałogowcem.

To bardzo surowe i kiepskie spojrzenie. Instynkt zabójcy ma każdy. Mniejszy lub większy. Często zależy on nie tylko od charakteru. Przeprowadzono eksperymenty w tym temacie i... Jeśli damy ludziom możliwości i władzę...

np. Jeśli jesteś ciamajdowaty i otyły i słaby fizycznie to jest mniejsze prawdopodobieństwo że będziesz lał słabszych w szkole. Nasze możliwości i środowisko eksponują bądź ukrywają nasze predyspozycje.

Co do substancji psychoaktywnych, są one wynalazkiem ludzkim i geny nie są aż tak inteligentne żeby się pod to predysponować.

...i tak jak już napisałem... Nasi przodkowie zabijali, odwalali chore rytuały (np. palenie na stosie i nacieranie smołą, rytualne i makabryczne dręczenie zwierząt, okrutna pseudonauka tu np. właśnie psychiatria ma makabryczną przeszłość) i odurzali się na potęgę alkoholem, opium, absyntem i różnymi innymi wynalazkami...

 

Jeśli chodzi o mnie, nie mam skłonności do agresji. Wiem bo niejednokrotnie np. w ostatnim czasie zostałem zaatakowany a... na siłkę chodzę i rękę mam nie od parady.

Edytowane przez psychosceptyk

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jest takie szeroko znane badanie na szczurach, które nie pozostawia żadnej wątpliwości, że niewielkie zmienne w środowisku wpływają na zachowanie. Badanie to prowadzono w kilku laboratoriach na świecie. Nazywa się  " uniesiony labirynt krzyżowy".

Ja nie mam wątpliwości, że zarówno czynniki środowiskowe jak i genetyczne się krzyżują i nie można patrzeć na jedno w oderwaniu od drugiego.

Tylko nauka.pl to moim zdaniem nie jest najszczęśliwsze źródło poparcia teorii, może być pewną pomocą, ale nie jedynym źródłem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×