Skocz do zawartości
Nerwica.com

Powrót do pracy/aktywności zawodowej po kryzysie


myszak

Rekomendowane odpowiedzi

10 godzin temu, Zed napisał:

No to startuj :). Bo póki co argumentami w żadnej dyskusji nie zabłysnąłeś, więc teraz masz niepowtarzalną okazję, aby coś wnieść od siebie.

Mam to rozumieć że w ciągu tych 7 godzin przekopałeś wszystkie moje wpisy we wszystkich dyskusjach w jakich brałem udział od ponad roku? Podsumowanie nie wypaliło w takim razie.

Edytowane przez Psychciu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja mam niby pracę z tych sensownych i polegających na zajmowaniu się innymi ale właśnie szukam czegoś żeby nie pracować dla ludzi i z ludźmi. Wszyscy straszą mnie korpo a ja chciałbym włączyć i wyłączyć komputer i nie odpowiadać za innych. W korpo jak się pomyle to po prostu to poprawie i najwyżej ktoś mnie opierniczy a teraz moje pomyłki lub gorszy dzień stanowią problem dla klientów i zespołu konsekwencje mogą być poważne. Do tego powinnam ciągle się doszkalać rozwijać a nie mam już na to siły czyli tak naprawdę nie będę nadawać się do tej pracy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

10 minut temu, Psychciu napisał:

Mam to rozumieć że w ciągu tych 7 godzin przekopałeś wszystkie moje wpisy we wszystkich dyskusjach w jakich brałem udział od ponad roku? Podsumowanie nie wypaliło w takim razie.

Nie, wystarczy, że przeczytałem Twój ostatni i szybko zrozumiałem, że poświęcając czas komuś takiemu, jak Ty to strata czasu i energii.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja pracuję, ale myślę o założeniu czegoś na własną rękę. Teraz zmieniła się ustawa i można działać na rynku bez konieczności zakładania firmy. Obroty wprawdzie nie mogą przekroczyć 1050 pln bo wtedy ZUS US itp, ale spróbować warto. Myślę, że to jest rozwiązanie dla wielu z nas- tych po kryzysie....

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

9 godzin temu, alexandra5 napisał:

Ja pracuję, ale myślę o założeniu czegoś na własną rękę. Teraz zmieniła się ustawa i można działać na rynku bez konieczności zakładania firmy. Obroty wprawdzie nie mogą przekroczyć 1050 pln bo wtedy ZUS US itp, ale spróbować warto. Myślę, że to jest rozwiązanie dla wielu z nas- tych po kryzysie....

 

Też o tym myślałem ale sytuacja na polskim rynku pracy jest taka, że na 10 nowo otwartych firm 8 lub 9 upada i to nie ze względu na to, że ludzie ją prowadzący nie umieją przebić się na rynku, tylko że rynek sam w sobie jest zapchany usługami, głównie dużymi firmami i korporacjami typu wielkie powierzchniowe sklepy, które oferują towary po dużo niższych cenach. Plus kolesiostwo, zmora polskiego biznesu bez którego nikogo nie poznasz i w żadne układy nie wejdziesz. A i trochę też ze względu na przyzwyczajenia polskiego konsumenta, który przez lata nauczył się kupować tańsze zamienniki produktów i który nie kupuje tych lepszej jakości, nawet, kiedy ma na to pieniądze.

Ale trzymam kciuki, może Tobie się uda,.

Edytowane przez Zed

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 3.08.2018 o 19:29, myszak napisał:

Ja mam niby pracę z tych sensownych i polegających na zajmowaniu się innymi ale właśnie szukam czegoś żeby nie pracować dla ludzi i z ludźmi. Wszyscy straszą mnie korpo a ja chciałbym włączyć i wyłączyć komputer i nie odpowiadać za innych. W korpo jak się pomyle to po prostu to poprawie i najwyżej ktoś mnie opierniczy a teraz moje pomyłki lub gorszy dzień stanowią problem dla klientów i zespołu konsekwencje mogą być poważne. Do tego powinnam ciągle się doszkalać rozwijać a nie mam już na to siły czyli tak naprawdę nie będę nadawać się do tej pracy.

próbuj. Gdzie mieszkasz? W jakimś większym mieście? Ogólnie w korporacjach są takie niedobory ludzi, że spełniając wymagania wykształcenia w zasadzie trudno się nie dostać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, marekt napisał:

próbuj. Gdzie mieszkasz? W jakimś większym mieście? Ogólnie w korporacjach są takie niedobory ludzi, że spełniając wymagania wykształcenia w zasadzie trudno się nie dostać.

Zapotrzebowanie na bydło gotowe do zarżnięcia jest zawsze :).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Te 1050 złotych to strasznie mało, bardziej dorobienie do już wykonywanej pracy. Ale myślę o czymś swoim. A co ze stresem związanym z prowadzę iem działalności? Jakie macie doświadczenia? Dajecie radę? Rzeczywiście nie śpi się po nocach ze strachu o niezapłacone faktury i kontrolę skarbówki? Chodzi mi o coś mniejszego niszowego w internetach, albo sklepik z czymś, ciuchy, buty. 

Bo ta korpo .. też jakaś opcja bezpieczna jeśli chodzi o zatrudnienie świadczenia ale z drugiej strony trochę boję się tych wielkich lśniących budynków z mrowiem ludzi. Ale może dałabym radę. 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Też musisz się zainteresować tym, jakie są np. świadczenia na l4, jeśli będziesz miała własną dg (a myślę, że to nie jest taka sprawa niespotykana). Przy niskich przychodach to będą małe kwoty.

Nie da się porównywać korporacji. Ja nie jestem fanką, ale firmy się między sobą bardzo różnią. Z drugiej strony mniejsze ryzyko, że wywalą z pracy, bo chorujesz (na cokolwiek) i jednak masz tę pewność uzyskania sensownego dochodu mimo zwolnienia.... Ja swoją 1 korpo bardzo dobrze wspominam, bardzo fajny zespół miałam, choć 1 etatowa praca i miałam bardzo niską pensję. Kolejna praca to był koszmar dla mnie. Teraz za długo nie pracuję, ale nie było niczego, co by mnie totalnie odrzuciło, jak w poprzedniej pracy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Stworzonabyzyx czyli jesteś stałe aktywna zawodowo? Mimo L4 i leczenia w sanatorium. W pracy mówisz jakiej natury są Twoje problemy? Z tego co się zorientowałam czytając tutaj to większość ukrywa. 

Marekt co u Ciebie? Czy odkrycie którego tu dokonałeś nadal utrzymuje się? ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mi także było bardzo trudno wrócić do normalnej aktywności po tym wszystkim. Najważniejsze jest to, żeby nie wymagać od siebie za dużo. Najlepiej powoli, krok po kroku posuwać się do przodu. I - co bardzo ważne - doceniać to, co już się udało dokonać.

Ja przez długi czas myślałam, że trzeba ruszyć z kopyta. Nie patrzeć na to, co jest z tyłu i jakoś po prostu ciągnąć to wszystko. Nie muszę chyba mówić, że wychodziło niezbyt dobrze. Dlatego zwyczajnie trzeba dać sobie czas. Może nie czekać na jakieś cuda, ale po prostu działać w swoim tempie. Bo nie chodzi o to, jak szybko robi się postępy, ale czy w ogóle się je robi. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja choruję somatycznie, a depresja jest przy okazji. Z aktualną chorobą musiałam iść do bezpośredniego przełożonego, bo nie wyobrażam sobie nie powiedzieć o takiej chorobie, która wymaga dłuższego leczenia i zwolnień. I w sumie dlatego wiem, że mnie nie zwolnią. Natomiast w pracy nikt nie wie i nie wydaje mi się, żeby to się zmieniło. Nie wiem, czy poszłabym, gdybym miała samo zwolnienie od psychiatry. Z drugiej strony, przeraźliwie boję się utraty samodzielności w każdym względzie i to jest mój codzienny koszmar.

Pracować muszę (jestem sama) i to chyba jedna z niewielu rzeczy, która mi pozostała i trzyma przy życiu.

Sanatorium jest dla ludzi, którzy chcą wrócić do pracy i np. wymagają poprawy stanu zdrowia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 9.08.2018 o 10:49, myszak napisał:

Marekt co u Ciebie? Czy odkrycie którego tu dokonałeś nadal utrzymuje się?

 

dziękuję za pamięć. U mnie teraz okres bardzo burzliwy, ale chyba w pozytywnym sensie. Zarówno w życiu jak i w pracy. Jak będę w stanie pozbierać myśli to opiszę co i jak.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 9.08.2018 o 11:32, noska napisał:

Mi także było bardzo trudno wrócić do normalnej aktywności po tym wszystkim. Najważniejsze jest to, żeby nie wymagać od siebie za dużo. Najlepiej powoli, krok po kroku posuwać się do przodu. I - co bardzo ważne - doceniać to, co już się udało dokonać.

Ja przez długi czas myślałam, że trzeba ruszyć z kopyta. Nie patrzeć na to, co jest z tyłu i jakoś po prostu ciągnąć to wszystko. Nie muszę chyba mówić, że wychodziło niezbyt dobrze. Dlatego zwyczajnie trzeba dać sobie czas. Może nie czekać na jakieś cuda, ale po prostu działać w swoim tempie. Bo nie chodzi o to, jak szybko robi się postępy, ale czy w ogóle się je robi. ;)

 

Z jednej strony to taki banał, a z drugiej sama prawda i coś bardzo trudnego: żeby działać w swoim tempie trzeba to tempo znać. Żeby je znać, trzeba poznać siebie, co jest niesamowicie trudne gdy przez całe życie się tylko tłumiło swoje emocje, potrzeby, lęki i uczucia. A żeby dać sobie czas, trzeba wierzyć że się ten czas ma. A to już większa część sukcesu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Marekt pozbierales myśli? Dawaj, co u Ciebie? 

Ja mialam lepiej przez chwilę myslalam że się rozkrece ale rozjeb.sie o te nadzieje wyobrażenie porażek jest jednak zbyt silne.

Też w weekend boję się poniedziałku. 

Też panicznie boję się utraty samodzielności i to jest dla mnie podstawowa motywacja czegokolwiek. Też sobie to tutaj uświadomiłam. I jeśli ma się tylko negatywne motywacje to ciężko tak naprawdę cokolwiek robić. Błędne koło.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

7 godzin temu, myszak napisał:

Marekt pozbierales myśli? Dawaj, co u Ciebie? 

 

opisałem co ostatnio przeżyłem w wątku o sukcesach. Dokładnie tutaj:

https://www.nerwica.com/topic/2290-nasze-male-i-wielkie-sukcesy/?page=117&tab=comments#comment-2365522

Patrząc na to na spokojnie myślę, że po prostu moje tłumione przez lata emocje już się we mnie nie zmieściły i znalazły ujście. A wiele spraw, których miałem świadomość umysłem po prostu do mnie dotarła i je przeżyłem. Oczywiście nie jest idealnie. Od dwóch dni pewne objawy wróciły. Wczoraj robiłem różne badania na dolegliwości, które ostatnio miałem i chyba tak się zestresowałem czekając na wyniki, że mój ogranizm od razu zaczyna działać tak jak umie najlepiej, czyli generując lęk.

Ale teraz już jest inaczej. Wiem, że jestem zdolny czuć się normalnie, wierzę że ta normalność wróci, pewnie jeszcze jest coś co muszę sobie uświadomić, przeżyć, wyrzucić z siebie, wypłakać, zmienić. Ostatnio pewne rzeczy po prostu mnie uderzały znienacka, pewnie teraz też tak będzie. Jedną z tych spraw jest właśnie praca. Do niedawna miałem wątpliwości, że może to ona jest jedną z przyczyn mojego stanu. Teraz już wiem, że nie jest. To jest dokładnie to co lubię i chcę robić, co daje mi poczucie tworzenia czegoś potrzebnego, daje wyzwania intelektualne i satysfakcję. Problem wynika z tego, że nie umiałem się odnaleźć wśród ludzi. Całe życie odbierałem jako walkę, cała moja młodość to był lęk: przed pójściem do szkoły, gdzie byłem źle traktowany, potem przed dojazdami pociagami na studia, gdzie mnie kilka razy napadnięto i okradziono, przed pójściem na rower, gdy kiedyś mnie po prostu napadli, ukradli go i wracałem pieszo. Mieszkałem w niefajnej okolicy i tak po prostu było.  I dużo drobniejszych wydarzeń, które sprawiły, że się bałem. A bałem się przede wszystkim facetów, bo to od nich zawsze spotykały mnie nieprzyjemności. Całe życie lepiej się dogadywałem z kobietami. I mimo że jestem już dorosły, że mój umysł ogarnia, że życie to nie ciągłe zagrożenie, a każdy facet to nie wróg, to tak naprawdę nigdy to do mnie nie dotarło i tego nie poczułem.

A w pracy siedzę w dużym pokoju z samymi facetami. I podświadomie zawsze byłem spięty, niby jest fajnie, ludzie fajni, atmosfera miła, ale we mnie zawsze był ten niepokój, poczucie zagrożenia, że nie mogę być sobą, że nie mogę okazać słabości, że jak coś mi się dzieje, to muszę to kamuflować, nie poddawać się, walczyć. Tylko że siła na walkę mi się skończyła. Poddałem się, wziąłem na rozmowę mojego szefa, powiedziałem mu że mam nerwicę, że mogę się dziwnie zachowywać, że czasami mogę nie dać rady pracować itd. Do tego zbiegło się to z innymi wydarzeniami, pierwszą poważną rozmową z matką, postępami na psychoterapii. W efekcie pierwszy raz w życiu poczułem się dobrze w świecie, dobrze sam ze sobą, dobrze z innymi. Poczułem że życie to nie walka, praca to nie walka, że nie idę na wojnę tylko w bezpieczne miejsce, że jak się gorzej poczuję to nic się nie stanie, ludzie to zaakceptują. Co innego to wiedzieć, a co innego poczuć. A jak mam spokojną głowę i w pracy mogę skupić się na pracy, a nie na dolegliwościach to daje mi ona sporo satysfakcji i lubię ją. Co więcej, chyba jej nawet potrzebuję, bo pozwala skupić myśli na czymś konkretnym, rozwiązywać problemy, odnosić drobne sukcesy.

To był pierwszy taki poważny sukces od półtora roku, od kiedy zaczęły mi się na poważnie różne objawy. Taka pierwsza jaskółka normalności. Strasznie tego potrzebowałem. Wiem, że to nie koniec, ale to przeżycie mnie niesamowicie motywuje.

Rozpisałem się, ale nie umiem krócej. I masz rację. Negatywnymi motywacjami za dużo się nie osiągnie. Tylko nie ma prostej recepty jak to zmienić. Jak się nie bać. Z tymi poniedziałkami to ja miałem odkąd pamiętam. Już w szkole podstawowej w niedziele wieczorem łapał mnie stres przed poniedziałkiem. I tak mi zostało na całe życie. Aż dziś mój organizm doprowadził ten lęk do absurdów. Zmienić to i zacząć odczuwać inaczej jest niesamowicie trudne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

4 godziny temu, myszak napisał:

Marekt gratulacje! Wspaniale że idziesz do przodu oby to się trzymało ciebie jak najdłużej. Przeczytałam wszystkie Twoje wpisy. Fajnie przeczytać coś tak pozytywnego daję trochę nadziei, że to się może czasem uda i w moim życiu... 

Czego szczerze życzę Tobie i wszystkim zmagającym się z takimi problemami. Najgorsze, że na to nie ma recepty. Trzeba to po prostu poczuć, przeżyć, nie wiem, dopuścić te emocje i nie bać się ich, nie bać się reakcji innych. Zawsze miałem świadomość że miałem słabe dzieciństwo. Raz przez nadopiekuńczość i stres rodziców, dwa przez otoczenie i doświadczenia. Ale nie miałem pojęcia jak bardzo to zaważyło na moim życiu. Ile emocji się we mnie zgromadziło, z którymi nie umiałem sobie radzić, więc je tłumiłem, trzymałem w sobie, aż w końcu same się uwolniły. Przy okazji generując fizyczny ból niemalże nie do zniesienia. Na pewno to nie koniec. Objawy wracają, zmieniają się, codziennie czuję się inaczej. Ale to co przeżyłem daje mi ogromną motywację. Zmienia się też moje postrzeganie świata,  zaczynam czuć się w nim lepiej, bezpieczniej. Ale to raczej dopiero początek drogi. Na pewno też mocno zaczynam widzieć sprawy, które przez ten swój sposób życia, postrzegania świata i reagowania zepsułem, zaniedbałem. Niektóre chyba są już nie do naprawienia :(

I jeszcze słowo o psychoterapii. Zacząłem chodzić jakoś tak na początku zeszłego roku, jak mi się zaczęły dziwne objawy. Wtedy nie miałęm pojęcia co się ze mną dzieje. Przez ten czas przeszedłem długą drogę. Czytałem opinie o terapeutach, o tym jakie są nurty, jak wygląda terapia innych i były momenty, że miałem coraz więcej wątpliwości, myślałem żeby szukać kogoś innego. Moja terapeutka ma podejście takie mocno wycofane, nic nie narzuca, nie ustalamy żadnych celów, nie pomaga za bardzo, w ogóle mało mówi. A ja potrzebowałem efektów i poprawy swojego stanu już, teraz. Dzisiaj wiem, że to jest najlepsza terapeutka jaką mogłem trafić. Dzięki takiemu podejściu, że sam długo dochodziłem do tego co ważne, dziś mam poczucie, że to jest moje, nie na siłę, że sam dałem radę osiągnąć to co osiągnąłem. I że dam radę dalej. Ona niby mało ingeruje, ale jak mówi to zawsze coś takiego, co dawało mi temat do przemyśleń na długi czas, co było takim bodźcem, nazwaniem tego czego ja nie umiałem nazwać, albo nie rozumiałem, co nagle powodowało takie małe drobne "olśnienia".  I tak rzeczy mi się powoli w głowie układały. Jeszcze sporo musi mi się ułożyć, ale dam radę, mam czas :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@myszak myślałam ostatnio o Tobie. Jak żyjesz? Pracujesz?

Widzę, że to co tutaj wypisywałam to zupełne brednie. W ogóle nie rozumiałam, jak to może być ciężko. :( Jestem kolejny miesiąc na zwolnieniu i muszę niedługo wrócić do pracy. To zwolnienie jest moim największym błędem, bo w ogóle nie mam pojęcia, jak do tej pracy wrócić. Widzę ludzi w analogicznej sytuacji, którzy wracają do pracy albo w ogóle nie mają zwolnienia i zastanawiam się, jak to robią...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×