Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwica Lękowa Co zrobić? Moja historia...część 2


LDR

Rekomendowane odpowiedzi

marta9020 --- doskonale Cię rozumiem, kiedy mówi się najbliższym o swoich objawach a oni patrzą na Ciebie jak na idiotę i uważają, że to sobie wmawiamy i dlatego to mamy, ale prawda jest taka, że jeśli ktoś nie miał nigdy nerwicy i takich objawów, jak Twoje lub moje to nigdy nas nie zrozumie, ponieważ uzna, że to my sobie wymyśliliśmy. Tylko osoba, która miała kiedyś nerwicę, lub ma doskonale Cię zrozumie, wesprze i pomoże, wiem co mówię, ponieważ kiedy powiedziałam mojej babci o tym, co mi dolega, to ona wspierała mnie, powiedziała, żebym myślała pozytywnie, że mam odrzucać mysli o tym dziwnym uczuciu, które momentami mam i, że wszystko po pewnym czasie wróci do normy, bo ona też miała nerwicę i załamanie po śmierci swojego męża i też miała dziwne objawy nerwicy, więc rozumiem Cię. Tyle, że ta moja nerwica, to głównie zimne wręcz lodowate ręce, tarcie ręki i rękę, momentami lekkie trzęsienie się i wzrastające napięcie. Ja nie mam żadnych bólów głowy, czy bólów w klatce piersiowej, ponieważ każda nerwica jest inna, każdy ma inne objawy. Niektórzy maja kłucie w klatce piersiowej, inni duszności a Ty masz tą gulę w gardle. Ja też czasami jak jestem zestresowana to czuję, że lewy migdał mam powiększony a jak myślę o tym, to on tym bardziej daje się mi we znaki i momentami też mi się źle oddycha, ale wiem, że to tylko moja psychika i staram się uspokoić i skupić myśli na czymś innym, chociaż teraz z tym dziwnym uczuciem jest mi ciężko, ponieważ za bardzo ono daje o sobie znać i jeszcze teraz ten listopad, ta pogoda i to ciśnienie też nas dołuje i wzmacnia naszą nerwicę.

 

-- 16 lis 2011, 16:23 --

 

kornelia_lilia ale wiesz czego się obawiam, że psycholog powie, żebym nie myślała o tym, żebym odrzucała te myśli itd., ale to naprawdę jest tak dziwne uczucie, że ciężko jest o nim nie myśleć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kornelia_lilia podejrzewam, że to właśnie przez moje stresujące dzieciństwo. Ostatnio miałam przez bardzo długi okres spokój od nerwicy, aż do tej niedzieli, kiedy na chwilę zamyśliłam się i "odpłynęłam" na kazaniu a kiedy wróciłam myślami do kazania, to już to uczucie mnie dopadło. Kiedy tak o nim nie myślę to jest jakoś okay, jestem spokojniejsza i zrelaksowana, ale kiedy ono samo daje znać o sobie, to znowu zaczynam o nim myśleć :( ehh...nawet nie wiem, czy będę w stanie opisać psychologowi to uczucie tak, aby zrozumiał o co mi chodzi. A co do lodowatych dłoni to wiem jakie to krępujące, nawet latem jak się ma lodowate ręce. To chyba wina naszego krążenia :) stopy też mam wtedy lodowate i nos również. A kiedy jestem bardzo zestresowana i roztrzęsiona, to ręce są przerażająco lodowate.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja też mam zimne, siniejące dłonie, które potrafią się zrobić dosłownie fioletowe, tak samo stopy...Boję się tego, tej choroby, bo kazdy mówi mi -'Myśl pozytywnie to Ci przejdzie! Zaczonij coś robić to o tym nie będziesz myśleć ", no ok- staram się być wesoła i się nie roztkliwiać nad chorobą, sle jeśli za chwilę zemdli mnie tak, że prawie zwymiotuje- to ja pytam do cholerki!-jak mam normalnie, szczęśliwie żyć!

Do kina nie chodzę- bo denerwuje mnie dźwięk i mnie zaczyna głowa, a raz jak poszłam to wybiegłam z sali trzęsąc się, nie mogę już niczym podrózować, bo tylko wsiądę do auta, a nawet tramwaju i bum! mdłości i klucha w gardle...Boli mnie to,ze choroba ogranicza życie. Czasami mnie tak mdli,ze nie mogę patrzeć na jedzenie ,a zarazem zabiłabym jedzących przy mnie, bo taka głodna jestem...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

AniaLegwan, na pewno trudne dzieciństwo ma zasadniczy wpływ na Twój stan i to wszystko w Tobie siedzi. Przykro się robi, kiedy czyta się takie historie, jak Twoja. Ja nie wiem, jak ja bym to wszystko zniosła.

Może napisz sobie na kartce, co byś powiedziała psychologowi.

Przez ten cały czas kiedy ta lekarka stwierdziła u Ciebie nerwicę lękową nie leczyłaś tego, nie brałaś jakiś leków?

 

Ja ataki paniki dostaje właśnie albo w kościele albo w autobusie, ale po chwili się uspokajam i jest ok. A te zimne dłonie, mam nadzieję, że to tylko przez stres, a nie wina kiepskiego krążenia, tarczycy czy jeszcze czegoś innego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja ataki paniki dostaje właśnie albo w kościele albo w autobusie, ale po chwili się uspokajam i jest ok. A te zimne dłonie, mam nadzieję, że to tylko przez stres, a nie wina kiepskiego krążenia, tarczycy czy jeszcze czegoś innego.

Ja mam zawsze zimne ręce.

A jakieś oznaki nerwicy miałam już w podstawówce - 3/4 klasa, chodziłam do szkoły muzycznej, byłam najlepsza w grupie, a potrafiłam wymiotować przed szkołą(dosłownie przed budynkiem).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie głównym problemem jest to, że nie mam jako takich ataków, ale jakby to ująć- stały nerwowy stan, który nie przechodzi, nawet jak się obudzę w nocy to te objawy są, wszystkie.

I tyle leków już brałam, a jestem młoda, przede mną jeszcze 2,5 roku studiów, które chcę ukończyć. Boję się,ze te leki nie dość,ze uzależnią to wykończą mi dodatkowo organizm, na chwilę obecną nawet kiedy biorę zwykły proszek przeciwbólowy to mój żołądek nie wytrzymuje i potem odtruwam się przez kilka następnych dni.

No i wiecznie czegoś nie mogę- a to nie mogę napić się choć łyka drinka więc na każdej imprezie głupio mi się tłumaczyć kiedy znajomi namawiają,a ja wiem,ze po prostu nie mogę, tak samo z wczasami- w tym roku nie pojechałam nigdzie, bo w autobusie wytrzymuje max- 1 godzinę. Nie chcę się użalać, ale co mam robić, wolę pogadać tu na forum z osobami ,które wiedzą co czuję, niż powiedzieć koleżankom, bo te tylko mi przytakną ze współczuciem i na tym się skończy, poza tym to krępujące mówić o tym,że bierze się leki psychotropowe. Mama i babcia mi kiedyś powiedziały, że nie powinno się rozpowiadać o takich chorobach, bo ludzie pomyślą,ze jestem chora psychicznie(niestety wielu ludzi nie rozróżnia terminu nerwica od chorób psych), na dodatek mieszkam w małej wsi, a tam to już by była sensacja.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kornelia_lilia nigdy tego nie leczyłam, nie brałam tabletek, ponieważ z reguły sama z tego wychodziłam, ponieważ przestałam o tym myśleć no i szkoła była, więc mózg był zajęty nauką. Wiesz, ja jestem osobą wierzącą i praktykującą i dużo wsparcia odnajduję w modlitwie. Proszę Boga, aby mi pomógł, wspierał mnie, podtrzymywał na duchu i powiem Ci, że ta wiara mnie uspokaja i koi nerwy, dlatego jeszcze nie popadłam w panikę i depresję. Nauczyłam się z tym żyć. Jedne moje nerwice trwają dłużej inne krócej, teraz mam taką, co trwa dłużej, ale staram się myśleć pozytywnie, mam kochająca rodzinę, wspaniałych znajomych i przyjaciół i wmawiam sobie, że jestem zdrowa, że nie ma się czym martwić. Kiedyś wmówiłam sobie, że źle widzę, bo jestem osobą krótkowzroczną i wtedy histeryzowałam, płakałam, nie szło mnie uspokoić, pojechaliśmy do okulisty, zbadał moje oczy, powiedział, że wzrok ani się nie pogorszył ani nie polepszył, że wszystko w porządku jest i nie mam się czym martwić, wróciłam do domu, wypiłam MELISĘ i wracałam do sił. Parę lat temu wmówiłam sobie nawet, że mam coś ze słuchem ale to wszystko były moje wymysły. Ludzka psychika jest bardzo silna i kiedy się sobie coś wmówi albo się o czymś intensywnie myśli, to ona potem daje te obrazy nam przed oczy i zaczyna myśleć tak jak my sobie coś wmawiamy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie głównym problemem jest to, że nie mam jako takich ataków, ale jakby to ująć- stały nerwowy stan, który nie przechodzi, nawet jak się obudzę w nocy to te objawy są, wszystkie.

I tyle leków już brałam, a jestem młoda, przede mną jeszcze 2,5 roku studiów, które chcę ukończyć. Boję się,ze te leki nie dość,ze uzależnią to wykończą mi dodatkowo organizm, na chwilę obecną nawet kiedy biorę zwykły proszek przeciwbólowy to mój żołądek nie wytrzymuje i potem odtruwam się przez kilka następnych dni.

No i wiecznie czegoś nie mogę- a to nie mogę napić się choć łyka drinka więc na każdej imprezie głupio mi się tłumaczyć kiedy znajomi namawiają,a ja wiem,ze po prostu nie mogę, tak samo z wczasami- w tym roku nie pojechałam nigdzie, bo w autobusie wytrzymuje max- 1 godzinę. Nie chcę się użalać, ale co mam robić, wolę pogadać tu na forum z osobami ,które wiedzą co czuję, niż powiedzieć koleżankom, bo te tylko mi przytakną ze współczuciem i na tym się skończy, poza tym to krępujące mówić o tym,że bierze się leki psychotropowe. Mama i babcia mi kiedyś powiedziały, że nie powinno się rozpowiadać o takich chorobach, bo ludzie pomyślą,ze jestem chora psychicznie(niestety wielu ludzi nie rozróżnia terminu nerwica od chorób psych), na dodatek mieszkam w małej wsi, a tam to już by była sensacja.

Dokładnie - brak zrozumienia i ciemnogród. To boli najbardziej w otaczającym społeczeństwie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

marta9020 właśnie, tłum niestety źle odbiera nerwicę. Kiedy opowiada się komuś o swoich objawach, o lekach jakie się bierze, to od razu myślą, że mają do czynienia z osobą chorą psychicznie i właśnie mylą to z nerwicą. Nie mają pojęcia jaka jest różnica między nerwicą a choroba psychiczną. Rozumiem Cię. Wiadomo, że to od tak nie przejdzie, bo człowiek mimo że na przykład rozmawia z kimś, albo siedzi na komputerze, czy słucha muzyki, to jednak to nie jest uwolnienie swojej psychiki, bo jednak podświadomie myślimy o danych objawach, które nam uprzykrzają życie a kiedy się o nich myśli, to wtedy się nasilają i dają o sobie bardzo mocno znać. Ja też parę dni temu obudziłam się nagle w nocy wystraszona i to dziwne uczucie właśnie mnie dopadło, więc wiem, jak to jest. Wszyscy mówią myśl pozytywnie, odrzucaj te myśli, ale to zawsze łatwo mówić, ponieważ człowiek jednak zawsze myśli o tych objawach. Trzeba by było na okrągło być czymś zajętym, aby nie myśleć o tym, ale czas na odpoczynek też musi być. Tu jest potrzebny czas i wsparcie bliskich, którzy też coś takiego mieli lub mają, którzy zrozumieją nas znerwicowanych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ciemnogród-dokładnie.

Poza tym jeśli czyjaś choroba staje się sensacją i ludzie nią żyją to jest to żenujące. Ludzie wolą dokopać niż wesprzeć, żyją plotkami na temat innych, bo chyba nie mają co robić...a Polacy są już w tym mistrzami.

Jestem od tak dawna chora, a jeszcze ani jedna osoba oprócz mojego narzeczonego, nie powiedziała:' Chodź, pogadajmy, może Ci pomogę' ...Kiedy spotykam się z koleżankami i chcę poruszyć jakiś temat, który mnie boli to widzę ich znudzony wzrok ,a na końcu jedynie hasła- "Laska to głowa do góry". Fakt- lepiej tak odpowiedzieć niż posłuchać. Przestaję wierzyć w ludzi, bo naprawdę pośród tej ich obojętności i 'olewczości' czuję się nienormalna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

marta9020 jak ja Cię doskonale rozumiem. Kiedy zwierzasz się bliskiej osobie a na końcu słyszysz GŁOWA DO GÓRY, BĘDZIE DOBRZE. No to wtedy już wiem, że taką osobę po prostu w ogóle to nie interesuje. Niestety, są też tacy ludzie, którzy nie potrafią słuchać, wesprzeć i pomóc, bo po pewnym czasie, kiedy im się opowiada o swoich problemach to się słyszy WEŹ SIĘ JUŻ W GARŚĆ, ILEŻ MOŻNA BYĆ PRZYBITYM! CIESZ SIĘ ŻYCIEM A NIE ZAMARTWIAJ. Takim to łatwo mówić, bo nie są w naszej sytuacji i zapewne maja idealne życie. Moja mama też jak widziała, że płakałam i byłm znerwicowana to choćby nawet wykonać taki gest jak przytulenie mnie to jeszcze mówiła ZAŚ HISTERYZUJESZ, TO JUŻ JEST NUDNE WIESZ? WMAWIASZ SOBIE JAKIEŚ PIERDOŁY I SIE NAKRĘCASZ a tata potem też krzyczał na mnie no i sami powiedzcie, czy takie podejście może polepszyć stan osoby znerwicowanej? Nie, takie zachowanie tylko potęguję znerwicowanie i zaczyna się histeria kiedy się widzi, że w rodzicach, najbliższych osobach nie ma się wsparcia. Właśnie tej miłości, spokoju i rodzicielskiej opieki mi brakowało w dzieciństwie. Zawsze tylko kłótnie, bicie, wrzaski, stąd mój stan nerwicowy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Od kiedy tylko pamiętam byłam nerwowa, bardziej wrażliwa niż inni, brałam wszystko do siebie. I to właśnie w dzieciństwie zaczęły się wszystkie moje problemy-byłam najlepszą uczennicą więc dzieci wyzywały mnie od kujonów, do tego byłam chuda, piegowata ,a koledzy zamiast się ze mną bawić każdego dnia śmiali się ze mnie, ze jestem brzydki patyk, że powinnam zmienić twarz itd Do tej pory pamiętam jak chłopiec, który był moim najlepszym przyjacielem zapytał czy będę jego dziewczyną, a na następny dzień w szkole okazało się, ze to tylko okrutny żart, bo ktoś kazał mu to zrobić i wszyscy się ze mnie śmiali, a ja czułam się taka upokorzona, na dodatek to był mój przyjaciel więc jak on mógł. Potrzebna byłam innym tylko do spisywania lekcji, a zaraz potem dalej byłam dręczona.

Te czasy już dawno minęły, po piegach i chudym ciałku nie pozostało śladu, jednak bardzo długo nie potrafiłam patrzeć ludziom w twarz, bo czułam się gorsza, a każde zaproszenie na randkę traktowałam jako żart.

Tylko w domu czułam się bezpieczna, jednak bolało mnie to, że babcia wiecznie mnie do kogoś porównuję. Jestem migrenowcem i kiedy dostaję migreny leżę w łóżku 2 dni wymiotując i nie mogąc się ruszyć przez straszny ból głowy. Mimo tego, mimo że moja rodzina wiedziała,że fizycznie nie mogę pracować, bo większy wysiłek np w polu na słońcu moze doprowadzić do ataku to i tak babcia wiecznie mówiła "Patrz! A Twoja koleżanka to zapieprza na polu z graczką a Ty siedzisz i co!Matce byś pomogła!'... I po co to skoro wie,że nie mogę?...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moje dzieciństwo też nie było usłane różami niestety :( jak pisałam wcześniej, moi rodzice bardzo krótko trzymali mnie i mojego brata. Każde ich polecenie musiało być natychmiast wykonane bo inaczej były krzyki i bicie. Mój brat był bardzo znienawidzony, ponieważ tata go do dziś nie cierpi, w dzieciństwie bił go pięściami po głowie i plecach, wtedy mama i babcia go powstrzymywały, płakały i krzyczały a on go bił i ja wtedy też płakałam i trzęsłam się z nerwów. Od zawsze byłam osobą wrażliwą na ludzką krzywdę. Ile razy chciałam rzucić się na tatę, żeby przestał bić brata, ale bałam się taty bardzo, do dziś wole mu nie podskakiwać. Rodzice zawsze się kłócili, krzyczeli po sobie, z mamą zawsze miałam zły kontakt, często się kłóciłyśmy, dokuczałyśmy sobie. Pokój, które dzielę z bratem musieliśmy sprzątać na czas. Tata wtedy nastawiał budzik zawsze było to 10 minut a pas od spodni wisiał na drzwiach. Jeśli się nie wyrobiliśmy, dostawaliśmy pasem po nogach, łydkach, plecach i tyłku. Zawsze bałam się mówić rodzicom o jedynkach w szkole, bo zawsze krzyczeli na mnie, wyzywali od osłów i tępaków, grozili, że wyrzucą mnie z domu. Kiedyś tata nie pozwolił mi iść spać, póki nie nauczyłam się jakiegoś przedmiotu a kiedy ze zmęczenia już nie umiałam się nauczyć na pamięć, tata rzucał zeszytem i krzyczał że w takim razie spać nie pójdę. Wtedy interweniowała babcia i mogłam iść spać, aby na drugi dzień wstać do szkoły. Dlatego w podstawówce i gimnazjum zawsze miałam problemy z nauką, na dodatek mój brat był wtedy popychadłem w szkole, starsi chłopcy bili go i wyzywali, a on nie chciał się bić z nimi, więc ja go broniłam i biłam się z chłopakami, bo nie mogłam patrzeć, jak poniżają brata. Także dzieciństwo nie miałam wesołe. Rodzice wiedzieli, że ja to wszystko przezywam bardzo mocno i, że każde ich krzyki i groźby biorę sobie na poważnie do serca, wiedzieli, że jestem osobą rozhisteryzowaną, która boi się ich wrzasków, a mimo to cały czas krzyczeli a tata bił.

W 2008roku moja mama rozwiodła się z moim tatą. To był kolejny, bardzo bolesny cios dla mnie. Wyprowadziła się do Chorzowa i rzadko ją widuję, a kiedy jeździłam do niej na weekendy jak jeszcze była świeżo po wyprowadzce stąd, to kiedy wracałam tu do domu, to miałam dni załamania, płakałam i tęskniłam, ale kocham oboje rodziców i nie mogłabym mieszkać z nią bo warunków nie ma i tęskniłabym za bratem, babcia i tatą. Nazbierało się tego wszystkiego z dzieciństwa no i tak mam nerwicę lękową. Jeszcze na dodatek od roku pracy nie mogę znaleźć, ukończyłam dwa półroczne staże, ale nie zatrudnili mnie niestety, także są podstawy pod moją nerwicę. Mój brat o dziwo, to spokojny człowiek, któremu wszystko zwisa, niczym się nie przejmuje, ma wszystko w nosie, a ja jestem znerwicowaną osobą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

AniaLegwan- bardzo Ci współczuję i nie mówię tego ot tak...po prostu rozumiem Cię. U u mnie w domu też ostatnio nie jest za wesoło- rodzice są przepracowani,zmęczeni, schorowani, ostatnio non stop się kłócą, tata chyba też dostaje jakiejś nerwicy, tylko u niego przejawia się to w jakiejś takiej agresji słownej, chociaż zawsze był dobrym tatą i mężem, to teraz cieżko się z nim dogadać. Na mojego 8-letniego brata cała ta atmosfera spływa i stał się on tak nerwowy, płaczliwy, rozhisteryzowany;/ a to dziecko ma 8-lat. Do tego wisienką na torcie jest babcia, którą jest naprawdę bardzo denerwującą , irytującą i dołujacą osobą i trudno z nią wytrzymać 5 minut zeby szału nie dostać. Ja jestem chora ,ale chociaż siedzę w Łodzi na studiach, ale jak tylko pojadę do domu to chwili nie ma żeby był spokój. Ostatnio nie zdążyłam wejść do babci zeby się przywitać, a ona ani buzi ani cześć tylko 'czy nie powinnaś iść na dietę?'....super...max- wytrzymuję tam 2 dni, chociaż czasami juz od przekroczenia progu wolę wracać do Łodzi, choć wiem,ze jest wtedy przykro moim rodzicom i bratu,bo mnie kochają i tęsknią.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No tak, Twoja babcia Ci nie pomaga, wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej Cię dołuje. Powinna Cię wesprzeć, pocieszyć, być z Tobą w tych trudnych chwilach. Właśnie to jest najgorsze w nerwicy, że najbliższych Twój stan w ogóle nie interesuje. Oni żyją własnym życiem i mało ich interesuje to, jak Ty się czujesz. Ja tak mam w domu. Babcia i tata tak jakby unikali tego tematu. Moja babcia jeszcze okay, bo mogę z nią pogadać, ale tacie jakbym codziennie suszyła głowę o tym dziwnym uczuciu i narzekała i mówiła o tym cały czas to znając go po pewnym czasie zacznie krzyczeć na mnie albo powie tyle TO DO LEKARZA. Właśnie rodzina powinna taką osobę znerwicowaną wspierać, rozmawiać o tym stanie, podtrzymywać na duchu, pocieszać, wysłuchać, nawet taki gest jak przytulenie jest naprawdę wspaniały i podnoszący na duchu bo wtedy się wie, że takiej osobie zależy na Tobie i chce być z Tobą, pomóc Ci to przejść. Najgorsze co może być to obojętność ze strony rodziny, to nie pomaga, bo człowiek wtedy jest sam ze swoimi problemami, zamyka się w sobie i z nikim już nie rozmawia bo wie, że druga strona nie rozumie jej i tylko pociesza, żeby zaraz zmienić temat.

Współczuję Twojemu bratu, ponieważ u mnie tak samo zaczęła się nerwica lękowa. Też byłam wtedy mała i takie same objawy miałam, kiedy ktoś na mnie krzyczał, lub podniósł głos, albo groził. Oby jego nie dopadła nerwica. Powiem Ci, że jeśli jesteś osobą wierzącą, to znajdziesz zrozumienie i spokój w Bogu, tylko musisz w to wierzyć. Mnie modlitwy i rozmowy z Bogiem bardzo pomagają. Uspokajają mnie, mimo że to uczucie daje o sobie znać, ale kiedy mnie nachodzi, to już nie jestem taka spanikowana i nie płaczę, tylko staram się to jakoś olewać, to łatwe nie jest, bo mam dni lepsze i dni gorsze, ale staram się walczyć z tym. Wychodzę z założenia, że skoro to uczucie samo mnie napadło to i samo przejdzie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Powitanie i moja krótka historia.

 

Witam moi drodzy bracia i siostry w chorobie. Nazywam się Kamila i mam 30 lat- właściwie to 24 lata bo dla mnie czas stanął w miejscu 6 lat temu w momencie zachorowania. Wtedy jeszcze nie przypuszczałam jak to będzie...właściwie to nic nie wiedziałam byłam zdrowa i szczęśliwa, nawet nie wyobrażałam sobie że można żyć w taki sposób w jaki żyję teraz. Choroba zaczęła się nagle- przynajmniej ja to tak odbieram bo może tkwiła w moim mózgu już od zawsze tylko czekała na odpowiedni moment by zaatakować. W każdym razie w listopadzie 2004 roku przeżyłam pierwszy atak paniki, zostałam przewieziona do szpitala na badania i wtedy zaaplikowano mi mój pierwszy lek psychotropowy o nazwie Kloranxen, kazano mi brać lek przez miesiąc a potem odstawić- w czasie przyjmowania leku czułam się bardzo dobrze, byłam spokojna i wyciszona i bardzo dobrze głęboko spałam. Po miesiącu zgodnie z poleceniami lekarza odstawiłam lek i wtedy się zaczęło- zaczęło się moje obecne życie. Spadałam w dół powoli aż w końcu zdałam sobie sprawę że chyba jestem poważnie chora zaczęłam więc odwiedzać przeróżnych lekarzy i szukać przyczyny moich dolegliwości- odwiedziłam ich tylu że długo by wyliczać- myślałam że mam raka, SM, wrzody, guza jelita, itd, itp w każdym razie co tydzień bolała mnie inna część ciała, bóle "chodziły" po mnie a ja myślałam że umieram.Lekarze rozkładali ręce i zlecali kolejne badania, które nic nie wnosiły. W końcu po dwóch latach bóli trafiłam do lekarza- neurologa, który teraz się mną opiekuje.Lekarz ten wysłuchawszy mojej historii i spojrzawszy na wynik rezonansu (który nie wykazał żadnym większych uchybień) orzekł że cierpię na zaburzenia depresyjno- lękowe i że muszę zacząć się leczyć. Wtedy dostałam lek o nazwie Lexapro czyli escitalopram. Początki brania leku były fatalne- było to takie małe piekiełko na ziemi- w każdym razie lek pomógł na tyle że mogłam w miarę normalnie funkcjonować- skończyłam w tym czasie studia, wyszłam za mąż, nawet pracowałam. Obecie biorę ten lek już 4 rok i wydaje mi się że przestaje działać- znowu zaczęły się bóle, okropne samopoczucie po przebudzeniu, szumy w uszach itd. Przepraszam że tak się rozpisałam ale tylko tak możecie poznać moją historię może ktoś ze chce ze mną porozmawiać, wymienić doświadczenia bo w realu nie mam z kim dzielić spostrzeżeń na temat tej okropnej choroby. Pozdrawiam gorąco.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kami28 moja nerwica lekowa o dziwo nie ma takich objawów jak Twoja. Ja nie mam żadnych bólów, zawrotów, mdłości i to mnie zastanawia. Jeśli czytałaś moją historię na poprzedniej stronie to wiesz, że ja mam nerwicę od dziecka. Wykryła mi ją moja pani doktor, która po moim zachowaniu, gestykulacji widziała, że to nerwica, akurat wtedy mama poszła ze mną do lekarki, kiedy miałam atak wręcz paniki. Miałam lodowate i drżące dłonie, łzy mi leciały, płakałam wręcz, głos drżał i załamywał się i po tym lekarka właśnie zdiagnozowała u mnie nerwicę, ale nie leczyłam tego, ponieważ zawsze kończyło się tak, że sama z niej wychodziłam, ponieważ moje lęki były bezpodstawne, ponieważ tak naprawdę nic mi nie było, a to moja psychika mnie "straszyła" i płatała figle, kiedy się uspokajałam i przestałam o tym myśleć to po jakimś czasie słabło a potem całkowicie mnie opuszczało. Moja lekarka stwierdziła, że mój lęk wynika z tego, że obawiam się u siebie jakiejś choroby. Kiedyś ubzdurałam sobie, że zaczynam gorzej widzieć i tak sobie to wmówiłam i myślałam o tym, że zaczęłam panikować. Pojechałam więc z mamą do okulistki, która zbadała mi wzrok, a jestem osoba krótkowzroczną i powiedziała, że mój wzrok ani się nie polepszył ani się nie pogorszył i, że mam być spokojna bo wszystko jest w porządku i zaczęłam się wtedy uspokajać. Druga sytuacja była taka, że w czasie grypy znowu sobie ubzdurałam, że źle słyszę, ale to znowu były jakieś moje "myśli" bo zdrowa byłam. Trzecim razem miałam obawy, że będe miała jaskrę, ponieważ wtedy oglądałam program w TV o jaskrze i, że tą chorobę mają osoby krótkowzroczne i znowu była nerwica, że i ja będe ją miała, ale to znowu moja psychika płatała mi figle. Za to teraz coś dziwnego mnie dopadło, pod koniec października i do teraz z tym walczę, jakieś dziwne uczucie, które trudno mi opisać, na poprzedniej stronie napisałam jak ono się zaczęło i starałam się je jak najwyraźniej opisać i to z powodu tego uczucia mam teraz nerwicę, bo gdyby ono minęło, to znowu byłabym szczęśliwa, a im bardziej o nim myślę, tym bardziej ono daje o sobie znać i mnie dręczy, a na świat patrzę właśnie przez pryzmat tego dziwnego uczucia, jakoś nie umiem całkowicie przestać o nim myśleć. Piję MELISĘ na uspokojenie i ona naprawdę koi nerwy, ale co z tego, skoro to uczucie nadal jest, tyle tylko, że kiedy daje o sobie znać, to już nie panikuję i staram się je ignorować jak tylko mogę i nie przejmować się nim. Wychodzę z założenia, że skoro samo mnie tak nagle dopadło to i samo przejdzie, bo nie uszkodziłam sobie gdzieś głowy, żeby to było powodem tego uczucia. To pewnie znowu coś w mojej psychice siedzi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kornelia_lilia a co to są te zaburzenia hipochondryczne? :) mnie MELISA pomaga, naprawdę koi moje nerwy, dwa razy na dzień piję, rano i wieczorem, ale też staram się nie myśleć o tym dziwnym uczuciu, ignorować je i nie panikować i staram się normalnie żyć. Kwestią sukcesu u mnie zawsze było nie myślenie o tym, co mi jest, to podobno podstawa, odrzucanie tych natrętnych myśli.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kornelia_lilia przeczytałam teraz o tych zaburzeniach, ale nie, raczej nie mam tych zaburzeń, ponieważ jeśli na przykład coś mnie zaboli, to nie myślę od razu "o matko, coś mi jest, jakaś choroba, a może nowotwór, czy coś gorszego", nie mam czegoś takiego, bo to uczucie, które mam, to wiem, że nie jest spowodowane jakimś uszczerbkiem na zdrowiu, ono po prostu od tak mnie dopadło, a pamiętam, że daaaaawno temu coś bardzo podobnego już miałam i ignorowanie tego mi pomogło wyjść z tego. Może moja nerwica nie jest aż tak nasilona, mimo że mam ją od dziecka, bo z powodu rodziców się jej nabawiłam, ale zawsze sama się uspokajałam i sama z niej wychodziłam. Może to też dlatego, że widzę, że z dnia na dzień stan mi się nie pogarsza i to mnie też uspokaja, staram się odtrącać te nachalne myśli o tym dziwnym uczuciu, a kiedy ono mnie nachodzi, to staram się nie panikować, bo każad panika tylko wszystko wzmacnia i potęguje, a MELISA nawet poprawia mi samopoczucie i to nie jest tak, że nerwice mam cały czas, bo mam też okresy w życiu, kiedy ona całkowicie nie daje o sobie znać, teraz bardzo długi czas miałam znowu spokój z nią aż do końca października i nigdy nie byłam z tym u psychologa, nie brałam żadnych leków na to, ponieważ zawsze samo przechodziło.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

secretladykkk to znaczy ja nie mam tych zaburzeń, bo jak coś mnie zaboli gdzieś w ciele, to nie myślę, że to choroba. Nawet, jak czasem zjem coś i mam potem straszny ból brzucha i biegunkę to wcale nie biorę sobie tego do serca i nie myślę od razu, że mam jakaś chorobę. Moja nerwica jest hmmm........inna, chyba nie jest aż tak nasilona jak u Was. Czytałam, że niektórzy z Was mają duszności, kłucie w klatce piersiowej, kołatanie serca, omdlenia, wymioty, ja nic z tych objawów nie mam. Pewnie pomyślicie, "powinnaś się w takim razie cieszyć", ale u mnie największym problemem jest właśnie to dziwne uczucie, które wcześniej opisałam, bo ono dopadło mnie od tak sobie. Na kazaniu na mszy na chwilę odłączyłam się od kazania i "zanurzyłam" w jakimś wspomnieniu, dość często tak mam na kazaniach, ale kiedy wracam myślami do kazania to wszystko jest w najlepszym porządku, ale wtedy jak wróciłam myślami do kazania do dopadło mnie to dziwne do opisania uczucie, że wiem gdzie jestem, wiem gdzie mam iść żeby gdzieś dotrzeć, ale tak, jakbym to inaczej odbierała niż kiedyś, czasami muszę się skupić, żeby znowu wiedzieć gdzie jestem i to jest takie dziwne do opisania, jeśli ktoś miał coś podobnego ze swoją głową, to napiszcie mi o tym co? Bo to uczucie mnie dręczy i to z jego powodu wróciła nerwica, bo coś się stało i zaraz przez to zaczęły się nerwy i stresy i pytania: co to jest? czy to minie? jakim cudem takie coś mnie dopadło, skoro głowę mam zdrową i nie uszkodziłam jej? U mnie powodem nerwicy jest to właśnie uczucie. Najgorsze były pierwsze dni, kiedy byłam ospała, senna, bez energii, bez chęci do życia, załamana, snułam się jak duch po mieszkaniu, bałam się wychodzić, nie umiałam jeść, bo miałam taki ścisk w żołądku, że zaraz mnie mdliło i to uczucie mam od końca października, od momentu tego chwilowego "odpłynięcia" myślami do wspomnienia jakiegoś. Ja od tego 30.10.2011 do dziś schudłam 5kg, ale teraz, mimo że to uczucie nadal mam, to już jem normalnie, piję cały czas dwa razy dziennie MELISĘ, rozmawiam z rodziną i staram się jak mogę ignorowac to uczucie i nie panikować, bo być może wtedy samo przejdzie, jak nie będę dopuszczała myśli o nim do głowy i jak nie będę mu się poddawała. Panika jest tu nie wskazana. To uczucie musi mi minąć, bo skoro jest zdrowa i z moją głową jest wszystko okay, to znaczy, że to moja psychika mi podsuwa to uczucie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×