Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwica Lękowa Co zrobić? Moja historia...część 2


LDR

Rekomendowane odpowiedzi

Większość z was piszę o atakach paniki, albo somatycznych objawach nerwicy.

Moim ogromnym problemem jest lęk wolnopłynący w lęku uogólnionym. Najgorsze jest to, że ten lek potrafi być intensywny a druga rzecz, że występuje bez powodu. Po prostu nagle przychodzi i trzyma mnie 6 godzin. NIe mogę wtedy funkcjonować, myśleć ani działać jestem sparaliżowany, derealizacja, depersonalizacja itp. Czasami w ogóle nie daje objawów somatycznych a czasami czuje silny ścisk w klatce, gardle, i brzuchu.

Ciężko się z tym cholerstwem walczy. Podobno jest to bardziej lekooporne niż ataki paniki.

Dotychczas brałem: Paroksetyne + mirtazepnie - poprawa duża, ale skutki uboczne nie do wytrzymanaia - 6 miesięcy

Escitalopram - bez poprawy - 3 miesiące

Wenafleksyne- tylko gorzej - 6 mieesięcy

Brintellix - żart a nie lek - 2 miesiące

Także tylko paroksetyna była skuteczna. W związku z tym, że na antydepresanty reagowałem dość słabo to teraz biorę kwetapine 150 mg. Zobaczymy jak to będzie.

Jest tu ktoś z lękiem uogólnionym jakieś doświadczenia co pomaga?

Z tego co słyszałem to na ten rodzaj lęku dobrze działają stabilizatory

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Siemanko chcialem sie Was poradzic. Poniewaz drugi raz zlapala mnie nerwica. Pierwsza zlapala mnie w 2013 roku trwala ok 6 miesiecy zaczym trafilem do psychiatry. Strasznie sie czulem wtedy caly czas SOR, tetniaki, SM, choroby imunologiczne itd wiekszosc wie jak to przebiegalo. Dostalem xetanor nie mialem zadnych skutkow ubocznych po 3 tyg bylem jak nowo narodzony po nastepnych 2 tyg odstawilem i bylo ok troche skutkow ubocznych po odstawieniu ale przezylem... Teraz od pol roku objawy mam troche inne nagle zakrecilo mi sie w glowie jakis prad przeszedl mi przez potylice i od tamtej pory mam caly czas napiete miesnie karku i potyliczne ktore promieniuja do czola oraz spiete miesnie klatki piersiowej i mrowienie policzkow. I znowu sie zaczelo MR szpital. Bralem dwa miesiace znowu xetanor ale tym razem czulem sie fatalnie takie skutki uboczne ze tragedia nic sie nie poprawilo bo nie dalo sie funkcjonowac przez dwa miesiace jakby mi ktos glowe w imadlo wsadzil odstawilem i od razu poczulem sie lepiej. Bylem teraz u neurologa przepisal mi Setaloft ale jeszcze nie wykupilem bo we wtorek ide jeszcze raz do psychiatry. Moze doradzicie mi jaki lek moglbym zasugerowac na to moje dolegliwosci? Psychicznie czuje sie bardzo dobrze nie mysle wcale ze zaraz umre czy jakis lekow nie mam. Tylko bardziej te objawy somatyczne te napiete miesnie szum w glowie scisk na gorze glowy spiete miesnie klatki piersiowej oraz mrowienie policzkow pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czarna Ważka,aldreas,kamil nr1 i kamil nr2,tak szastacie tym pojęciem "nerwica lękowa" w różnych kontekstach,odmianach,że trzeba trochę systematyki.

W obecnie obowiązującym wykazie chorób w Polsce ICD-10 ,nie ma pojęcia nerwicy a tym bardziej lękowej.Termin nerwica został zastąpiony słowem "LĘK".

Przyczyna lęku nie jest znana w odróżnieniu od strachu.Lęk to choroba psychiczna mogąca przebiegać jako:

1/lęk wolnopłynący gdzie amplituda tego stanu jest względnie stała,

2/lęk paniczny gdzie pod wpływem stresora lub bez ,lęk przybiera postać paniczną,

3/obie te postaci przebiegają z komponentą somatyczną tj,szybkim biciem serca,uczuciem kluski w gardle/globus histericus/,uczuciem parcia na zwieracz odbytu itd.

Wszystkie te postaci w dłuższym okresie czasu leczy się lekami przeciwdepresyjnymi:escitalopram,wenlafaksyna,paroksetyna.W okresie ok.3 tygodni następuje zwiększenie poziomu lęku i zapobiega się temu podając benzodiazepiny.Benzodiazepiny podaje się również doraźnie w lęku napadowym.

Oczywiście pierwszy lek może nie zadziałać.Są pewne schematy postępowań w przypadkach rzeczywistej czy domniemanej "lekooporności"

Po okresie 3 tygodni lęk powinien ustępować lecz kontrola lekarza psychiatry jest konieczna

Osobiście cierpiąc na w/w przypadłości + epizody depresyjne jestem u lekarza co miesiąc od 9 lati mój stan nie uległ na tyle poprawie,żeby ten okres wydłużyć.

To ciężka choroba i nikt Was nie zrozumie jak sam nie zachoruje.

Hipochondria,różne wkręty psychiczne,uczucie umierania to w tej chorobie "normalka"

Radzę nie leczyć się samemu i przypisywać różnych chorób somatycznych.

Oczywistym jest też to ,że aby mówić o chorobie lękowej pod postacią somatyczną ,trzeba zbadać ciało.Zawroty głowy,bóle różnego typu różnie umiejscowione też trzeba zbadać najlepieju lekarza danej specjalności.To wszystko kosztuje ale życie nie ma ceny.Morfologia,mocz,TSH a dopiero głowa.

Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rozszczelnienie umysłu (objawy somatyczne)

 

Mam wrażenie, że mój umysł jest rozszczelniony. Postaram się wytłumaczyć o co mi chodzi najlepiej jak potrafię. Dokuczają mi różne objawy somatyczne charakterystyczne dla zaburzeń lękowych. Dzisiaj w końcu zrozumiałem sposób, który sprawia, że objawy ustają. Trzeba się czymś zająć przerzucając całą uwagę na daną czynność. Jeżeli nie przerzucę całej uwagi, jeżeli zostawię chociażby malutką dziurkę, najmniejszą szczelinę, to nic z tego wtedy nie wyjdzie. Brzmi to banalnie, ale ja przez długi czas pomimo, że teoretycznie wiedziałem o co chodzi, to nie mogłem tego zrozumieć w działaniu praktycznym, tak aby mi się to do czegoś przydało. Podam taki przykład. Oglądam jakieś video na youtube, czytam jakiś artykuł lub gram w grę, to nie jest istotne, po prostu wykonuję jakąś czynność, a w tym samym czasie dokuczają mi ciągle objawy somatyczne, które się stopniowo nasilają, są to objawy takie jak problemy z przełykaniem, problemy z oddychaniem czy problemy żołądkowe. Nie nakręcam się, ignoruję te objawy, nie zwracam na je uwagi, dalej zajmuję się swoimi zajęciami, a pomimo to objawy ciągle mi dokuczają, a nawet się zwiększają. Dlaczego? Uświadomiłem sobie, że pomimo, iż byłem zajęty jakąś czynnością, to nie byłem poświęcony w 100% tej czynności, pomimo, iż byłem święcie przekonany, że właśnie jestem jej poświęcony w 100%. Byłem jej poświęcony załóżmy w 95%, ale zawsze istniała mała dziurka, przez którą wdzierały się nieuświadomione myśli stwarzające i nakręcające objawy somatyczne. Te myśli są nieuświadomione ponieważ ja ich nie widzę, świadomy umysł mam czysty i w jego obrębie nie nakręcam się, ignoruję objawy, chociaż ‘ignoruję’ to nie do końca trafne słowo ponieważ samo w sobie zakłada jakiś wysiłek z mojej strony a tak nie jest, po prostu objawy są mi obojętne, a ja jestem zajęty innymi czynnościami. Pomimo, iż byłem przekonany, że jestem pochłonięty innymi czynnościami, to jednak była to nieprawda, nie byłem skupiony w 100% na danej czynności. Mój umysł był przez ten cały czas rozszczelniony i zawsze było zostawione te orientacyjne 5% przez które nieświadomie zwracałem uwagę na objawy somatyczne i je nakręcałem. Skąd podejrzenie, że nieświadomie się nakręcałem? Nie ważne jak to nazwiemy, ważne są skutki, a skutki są takie, że przez maleńką dziurkę w naszym umyśle (zwał jak zwał), dziurkę, z której nie zdajemy sobie kompletnie sprawy, powstają objawy somatyczne, bo nasza uwaga daje im życie, a te objawy somatyczne mają dostęp do naszej uwagi właśnie poprzez tą dziurkę. W tym momencie, gdy pisałem ten tekst, nie miałem w ogóle objawów somatycznych, całkowicie ustały, mimo, że jeszcze kilka minut wcześniej była ich cała masa. Nie miałem ich w ogóle ponieważ tym razem poświęciłem się w 100% na pisanie tego tekstu, nie zostawiłem żadnej szczeliny. No a teraz po chwili, objawy somatyczne zaczynają się powoli ponownie pojawiać ponieważ przerzuciłem chwilowo na je swoją świadomość, dałem im swoją uwagę czyli paliwo do życia. Jak poświecić 100% uwagi danej czynności? Nie jestem w stanie tego wytłumaczyć, skupianie się na siłę nic nie da, a przyniesie jedynie odwrotny efekt, bo wtedy zbyt mocno nam zależy i wręcz walczymy z objawami czyli dajemy im uwagę. Nie jest to łatwe, ale nie jest to też trudne, to jest w gruncie rzeczy coś bardzo naturalnego. Może ktoś z większą wiedzą i doświadczeniem w tym zakresie będzie potrafił to wytłumaczyć. Zdaję sobie sprawę, że to co napisałem może być banalne i wszystkim doskonale znane, jednak nie potrafię tego lepiej ubrać w słowa. Ja o tym mniej więcej wiedziałem od lat, ale to była tylko sucha wiedza, dopiero dzisiejszej nocy na prawdę zrozumiałem i zobaczyłem jak to działa w praktyce, tak abym mógł to wykorzystywać we własnym życiu.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dusznosci po jedzeniu.

 

Hejka wszystkim formułowiczom mam 23 lat :) przez ostatni okres mialem baardzo duzo stresu nie radziłem sobie z tym poprostu wszystko narastało tylko byla praca dom i popadlem w monotonnie około 6msc zabrało mnie pogotowie z pracy poniewaz mialem niedobor potasu zaczeło mi wszystko drzeć nie czulem swego ciała ogolnie mialem takie odrealeninie myslalem ze "umieram" no ale na SOR uzupelnili mi elektrolity i wszystko sie unormało po 2 tyg znów ten sam stan obocosć ciala paanika lęk ze umieram ze cos mi się stanie zaczeło sie bieganie po lekarzach , trafiłem do szpitala i zdiagnozowali u mnie tą "hipoglikęmie" cuukier po jedzeniu spadal mi dosyc nisko 40-50 cos strasznego no ale od ponad 3msc trzymam dietę czuje sie o niebo lepiej :) i ogólnie musze jesc co 3h zeby cukier ten uregulowac niby spadków nie mam bo po 3h mam cukier ponad 100+ a mnie az trzęsie czuje lęk ze cos mi sie stanie jak nie zjem ze jednak mi ten cukier spadnie zalewają mnie poty i cala masa innych rzeczy i z tym caly czas walczę ale zjem cos to po kolo 2-3minutach wszystko ze mnie opada i czuje sie lepiej , ale w ostatnim czasie zaczela sie dziać dziwna sprawa otóz po jedzeniu odrazu minuta dwie robi mi sie duszno czuje lęk robię sie taki zdezorientowany wszystkie wyniki mam w normie bo jestem przedbadany od A-Z i moje pytanie nawiązuje do tego czy po tym jedzeniu moje te objawy to zaburzenie lękowe ? bo juz sam nie wiem...

 

bylem u psychiatry mam stwierdzoną nerwicę lękową chodzę na terapię grupową

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kac. Nerwicowy kac to najgorsze piekło. To co wtedy się wyprawia jest w stanie doprowadzić do szaleństwa.

 

mnie dopadła taka nerwica po piątkowej imprezie ze do dzisiaj nie mogę się pozbierać :(

 

Sorry jeśli to zły dział ale po prostu chciałem z kimś pogadać / popisać :cry:

 

Od wczoraj biorę pregabaline, po zażyciu jest całkiem oki , ale po jakimś czasie jest różnie raz czuje się dobrze za chwile dopada mnie lęk, mam w przyszłym tygodniu dwie rozmowy o prace i boje się że nie dam rady w tym stanie strasznie mnie to ciśnie psychicznie, boje się ze lek nie daje rady i dupa z leczenia będzię...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kac. Nerwicowy kac to najgorsze piekło. To co wtedy się wyprawia jest w stanie doprowadzić do szaleństwa.

 

mnie dopadła taka nerwica po piątkowej imprezie ze do dzisiaj nie mogę się pozbierać :(

 

Sorry jeśli to zły dział ale po prostu chciałem z kimś pogadać / popisać :cry:

 

Od wczoraj biorę pregabaline, po zażyciu jest całkiem oki , ale po jakimś czasie jest różnie raz czuje się dobrze za chwile dopada mnie lęk, mam w przyszłym tygodniu dwie rozmowy o prace i boje się że nie dam rady w tym stanie strasznie mnie to ciśnie psychicznie, boje się ze lek nie daje rady i dupa z leczenia będzię...

 

Czasami po imprezie przez kilka dni nie jestem w stanie z domu wyjść :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Znowu wróciło. Jest mi tak cholernie źle, nie mam komu się wygadać, więc wyżale się tutaj. Martwię się o swoje zdrowie. Od jakiegoś czasu mam bóle/kolki brzucha. Dzisaj np. boli mnie prawa, dolna część. Boję się, że to wyrostek ale gorączki nie mam. Może sobie wymyślam. Ogólnie to dziś bolały mnie plecy, głowa i oko. Oko, które nigdy nie bolało. Boje się, że nigdy z tego nie wyjdę. Ciągle będę ograniczona tym cholerstwem

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej Wam. JA również niestety wracam po ponad 2 latach. :( Było super do czasu aż zachorowałem na jelitówkę, dodatkowo dostałem dożylnie Metoclopramidum, które wywołuje lęki (niedoczytałem) i uruchomiły się stare znane nawyki lękowe, z których nie mogę się wylizać. Biorę Fluoksetynę i dostałem dodatkowo Mirtor na sen i czekam na efekty. Trzymajcie kciuki. POzdrowienia !!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej Wam. JA również niestety wracam po ponad 2 latach. :( Było super do czasu aż zachorowałem na jelitówkę, dodatkowo dostałem dożylnie Metoclopramidum, które wywołuje lęki (niedoczytałem) i uruchomiły się stare znane nawyki lękowe, z których nie mogę się wylizać. Biorę Fluoksetynę i dostałem dodatkowo Mirtor na sen i czekam na efekty. Trzymajcie kciuki. POzdrowienia !!!

 

Trzymamy kciuki. SSRI i NaSSa to bardzo dobre połączenie, sam takie stosuję. Tylko, że Paroksetynę zamiast Fluoksetyny mam w "jadłospisie". Pamiętaj, potrzeba czasu, aż się to wszystko rozkręci.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam. Pierwszy i chyba jedyny post tutaj napisałam równo trzy lata temu... Moja psycholog w tym czasie odradzała mi czytanie forum bo twierdziła, że powoduje u mnie większe lęki. Możliwe. Przestałam się pojawiać, lęki w miarę szybko minęły w momencie zmiany sytuacji życiowej (znalezienie pracy i wyrwanie się z domu w którym spędziłam kilka dobrych lat z dziećmi) a teraz znów jestem. Jak się domyślacie nie dlatego, żeby pochwalić się, że jest cacy i jestem wolna od tej zmory :( Uderzyła w momencie kiedy zupełnie jej się nie spodziewałam. Pewnego dnia poczułam się kiepsko w pracy, zawroty głowy, jakieś zaburzenia widzenia, ogólna telepawka. Oczywiście od razu lekarz, badania - jedne zrobione, na inne czekam. Rozsądnie sobie tłumaczyłam, że trzeba porządnie się przebadać a potem leczyć, objawów nie łączyłam z nerwicą. Ale co z tego jak w mojej głowie ciągle kotłowały się przeróżne myśli, które nasuwały mi kolejne choroby, które mogą toczyć się w moim organizmie. Przez dwa tygodnie jakby odcięłam się od rzeczywistości, ciągle wertowałam internet porównując moje wyniki i szukając potwierdzenia swojej choroby. Niby żyłam, robiłam co trzeba, chodziłam do pracy ale ciągle te myśli... No i wczoraj pojawiły się znajome mi sprzed ponad 3 lat objawy - coś mi zaszumiało w uszach i nagły atak paniki, próba ucieczki, znaczna tachykardia, duszność, telepawka, uczucie zawrotów głowy, które utrzymywało się z przerwami cały dzień. W momentach, gdy udało mi się skoncentrować na czymś innym, objawy mijały, ale i tak czułam jakiś taki wewnętrzny niepokój. Myślałam, że mam tę cholerę za sobą ale ona tak łatwo nie odpuszcza :( Piszę bo musiałam się wygadać, gdy wczoraj próbowałam zasygnalizować mężowi, że chyba coś znowu się zaczyna usłyszałam, że wymyślam więc wiem, że trudno będzie mi uzyskać wsparcie z jego strony. Trochę go rozumiem, nerwicę lękową trudno jest pojąć komuś, kto jej nie doświadcza. No bo jak to się boisz, czego, nie ma żadnego powodu. Gdyby to było takie proste. Cóż... To moja historia. Witam ponownie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No i chyba ja powoli dołączam do grona nerwicowców, choć mój psychiatra ma nadal wątpliwości i skłania się bardziej ku przyczynie fizycznej. Część osób może mnie tu zna, choruję od 7 lat na jeszcze nie wiadomo dokładnie co, ale objawia się to silnym zobojętnieniem, anhedonią, odcięciem od emocji. Mam nawet zmiany w głowie, które są w moim podpisie.

 

Miałem w miarę spokój do początku 2017 roku kiedy tak o, nagle, siedząc przed komputerem i będąc zrelaksowanym, nagle dostałem ataku paniki (choć atakiem bym tego nie nazwał bo trwał kilka sekund, coś jak randomowy wyrzut adrenaliny). Miałem już takie coś raz w 2012 roku, do 2017 nic się nie działo. Krótko po tym zauważyłem, że praca serca jest stale przyspieszona. Sprawdziłem tarczycę i wyszło, że jestem na granicy z nadczynnością. Psychmajster wrzucił mnie na benzo i propranolol. Latałem po endokrynologach, jeden nawet dał mi Euthyrox gdzie moje FT4 było podwyższone - nawet tego nie skomentowałem. USG tarczycy wykazało zmiany podobne do tych widzianych w Hashimoto. Jak się okazuję, Hashimoto jednak nie mam. A takie zmiany ma sporo osób i leczy się dopiero jak hormony zaczną spadać/lecieć w górę. Mimo wszystko miałem spokój do października. W październiku właśnie zauważyłem, że siła leków znacząco osłabła. Mam tu na myśli wenlafaksynę i metylofenidat (który został odstawiony). Doszły objawy gastrologiczne jak luźne stolce, wzdęcia, powiększony obwód brzucha, zwiększona częstotliwość wypróżnień i sporadyczne bóle brzucha. Zacząłem reagować nieadekwatnie na bodziec stresowy. Bodziec, którego bym pewnie normalnie nie odczuł, wprowadzał mnie w stan walcz/uciekaj - wypieki na twarzy, trzęsiawka, wzrost tętna i ciśnienia, potliwość i zimne dłonie oraz stopy. Ponadto nadmiernie się pociłem/pocę - najczęściej pod pachami, mam tam dosłownie basen i zmiana koszulki kilka razy dziennie to była norma. To akurat się wyciszyło. Pojawił się też częstomocz (cukrzycy nie mam), oczopląs (raz), zaburzenia równowagi, łuszczyca, trądzik, ciarki na mosznie (jakkolwiek to brzmi), nawet akatyzja w niektórych miejscach. Najgorsze są zaburzenia funkcji poznawczych/brain fog. Latałem troszkę po lekarzach przez cały rok i wg. mojego lekarza rodzinnego to nerwica lękowa.

Prawdopodobnie ostatnią rzeczą jaką sprawdzę przed leczeniem nerwicy będzie pobranie wycinka jelita w celu diagnostyki celiakii - dostałem skierowanie. Na trop celiakii wpadłem kiedy zauważyłem zmianę/zanik działania leków.

 

Nerwica lękowa dla mnie jest paradoksem. Bo ja przecież nie potrafię odczuwać emocji, więc jak u takiego człowieka mogła pojawić się nerwica LĘKOWA? Z tego, co mi lekarz rodzinny powiedział to może się niby wziąć dosłownie znikąd... Nawet nie muszę czuć lęku. A patrząc po forach nerwicowych widzę, że chyba u wszystkich podłożem był przewlekły stres/lęk. U mnie tego nie ma. No może nie do końca bo czuję się często spięty ale konkretnego powodu nie ma. Niczym się nie przejmuję (w porównaniu do w pełni zdrowego człowieka).

 

No kuźwa... serio? Nie dość, że jedna choroba, której nawet jeszcze nie poznałem (choć są pewne podejrzenia) obniżyła mi jakość życia do żałosnego poziomu to jeszcze nerwica lękowa... I jeszcze to cholerne, przewlekłe, zmęczenie.

 

Tak czy siak, jest gdzieś wiedza w pigułce nt. nerwicy i przede wszystkim jej leczenia farmakologicznego?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam bardzo długo zastanawiałam się czy opisać swoją historię ..siedzę już od tygodnia i śledzę różne fora by zebrać się na odwagę ...moja przygoda z depresją i stanem lękowym zaczęła się dokładnie dwa lata temu kiedy zauważyłam że w miejscach publicznych bardzo się denerwuje i dopada mnie lęk i niepokój trzęsą mi się ręce i najchętniej zapadlabym się pod ziemię ...jakiekolwiek wyjazdy na dłużej to dla mnie trauma nie do wytrzymania wpadam w panikę ...jestem pod stałą opieką psychiatry z dobraniem leku również był problem Aciprex Bioxetin a teraz Mozarin biorę go już ósmy tydzień jest lepiej ..ale to jeszcze nie to....najgorzej jest mi rozmawiać z bliskimi którzy nie mają pojęcia na czym polega ta chorobą cały czas tylko słyszę "weź się w garsc" co działa na mnie jak płachta na byka ..gdyby ktoś chciałby porozmawiać mój nr GG65051082.Pozdrawiam serdecznie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie. Ja się tak tylko zastanawiam ilu z Was tutaj dało sobie wmówić przez lekarzy nerwice i depresje. Nie twierdzę, że jest wiele takich osób, ale - znając przesadne wmawianie przez naszych lekarzy nerwicy wielu ludziom - napewno jakiś procent spośród obecnych tutaj osób cierpi na coś innego. Zmagam się od kilkunastu lat z fobią społeczną, zespołem lęku uogólnionego, napadowego, depresją i nerwicą. Kiedyś świetnie wyciągnęła mnie z tego wszystkiego wenlafaksyna, ale niepotrzebnie odstawiłem wtedy po jakimś czasie ten lek i wszystko wróciło. Natomiast od października ubiegłego roku drastycznie posypało się moje zdrowie, fizyczne również. Wszystko pojawiło się praktycznie z dnia na dzień. I trwa po dziś dzień. Jestem pewny, że pojawiła się u mnie dodatkowo jakaś inna choroba. Zaczęły się od tego czasu następujące objawy: nie mam na nic siły, jestem wyczerpany, całe dnie spędzam w domu, pójście do sklepu to wyczyn, mam dużo objawów neurologicznych (światłowstręt, nadwrażliwość na dźwięk, szum i pisk w uszach, napady złości, lęku), objawy fizyczne (ból stawów i mięśni, przeczulica skóry, palenie skóry, ból gałek ocznych, ból żołądka, jelit, kolki jelitowe, kłopoty z oddychaniem, mrowienie na skórze, gula w gardle, ścisk w szyi i w klatce piersiowej, sztywność karku, drżenia, czasem drgawki), uczucie wyobcowania, trudności z patrzeniem na jeden punkt (wodzę wzrokiem, mam tak jakby oczopląs). Wszystko zaczęło się praktycznie z dnia na dzień. Zrobiłem mnóstwo badań, odwiedziłem lekarzy różnych specjalności. Nikt nie wie co mi jest, lekarze twierdzą, że jestem zdrowy, że to nerwica. Twierdzą tak bo tak najłatwiej. Po co szukać prawdziwej przyczyny. Ja jestem w 100-procentach przekonany, że to coś innego ponieważ znam swoją nerwicę od lat i nigdy nie działy się ze mną takie rzeczy jak teraz. Zauważyłem, że wśród lekarzy nagminne wręcz jest odsyłanie do psychiatry. Znaleźli sobie sposób cwaniaki. Jedynie mój psychiatra, który zna mnie najlepiej i u którego leczę się od lat zasugerował, że to może być borelioza. Zacząłem więc szukać na własną rękę w internecie tego co mi może być i rzeczywiście wszystkie objawy podchodzą mi pod boreliozę i inne choroby odkleszczowe. Jestem załamany ponieważ nie dość, że bardzo męczę się ze swoimi zaburzeniami psychicznymi to jeszcze doszło to. Wiem jak wielki jest problem z boreliozą i jak wielu ludzi cierpi w ogromnych męczarniach nie mając pieniędzy na odpowiednie leczenie, które zresztą i tak jest bardzo agresywne i obciążające organizm i na dodatek nie gwarantuje wyleczenia. Jeśli chodzi o lekarzy zakaźników i ich leczenie tej choroby, szkoda nawet pisać. To nie jest leczenie a jakaś parodia. Wszyscy, którzy siedzą w temacie o tym wiedzą. Bez leczenia metodą ILADS wyleczenie się jest w zasadzie niemożliwe. Nie wiem czy wiecie na czym ta metoda polega. Jeśli nie to napiszę Wam, że to długotrwała, znacznie obciążająca organizm bardzo agresywna antybiotykoterapia połączona z suplementacją i leczeniem antygrzybiczym. Czasem dołączane są też zioła. Terapia ta jest bardzo kosztowna. Nie robiłem jeszcze żadnych badań pod kątem boreliozy i koinfekcji i nie mam póki co tego potwierdzonego. To tylko moje domysły, jednak objawy bardzo pasują. Objawy odczuwam nieprzerwanie od tych prawie 8 miesięcy. 2 razy już trafiałem na SOR. Nic nie pomaga. Żadne leki. Doraźnie tylko od czasu do czasu wezmę hydroksyzynę i po niej jestem już kompletnie wycieńczony. Nie wygląda to dobrze. Mam wręcz poczucie umierania. Nigdy nie czułem się aż tak źle. Czuję, że już nie wyjdę z tego. Niektórzy uważają, że boreliozą można się zarazić nawet przez ślinę osoby chorej. Podobno chyba aż 70% osób z boreliozą twierdzi, że nigdy nie ukąsił ich kleszcz? Lekarze ILADS twierdzą, że boreliozę przenoszą też komary, pchły, muchy, roztocza, meszki i inne owady. Choroba odkleszczowa to nie tylko borelioza, ale też tzw. koinfekcje, czyli: bartonelloza, anaplazmoza, babeszjoza, jersinioza. Tyle tego jest. Podobne objawy mogą powodować: chlamydia pneumoniae, chlamydia trachomatis i mycoplasma pneumoniae. Te 3 bakterie mogą spowodować ogólnoustrojową chlamydiozę lub mykoplazmozę. Jak dojdzie do objawów ogólnoustrojowych ciężko się z tego wygrzebać. To osobny temat. NFZ tego nie leczy. Często występuje po kilka z tych chorób u jednej osoby. Np. sama borelioza jest rzadko, często idzie w parze z jakąś tzw. koinfekcją np. bartonellozą. I dopóki najpierw się nie wyleczy koinfekcji to samej boreliozy też nie. Haczyk polega na tym, że borelioza i koinfekcje mogą nie wychodzić w testach. Jest kilka różnych badań na samą boreliozę. Co ciekawe w żadnym z nich nie musi ona wyjść co nie znaczy, że nie ma choroby. Osoby u których choroba nie wychodzi w badaniach a mają objawy, często badają się do skutku różnymi testami. Najbardziej czułym, ale zarazem najdroższym testem, jest chyba LTT. Co ciekawe nieuznawany on jest przez naszych zakaźników, ale to i tak bez znaczenia ponieważ oni i tak by nie pomogli w tej chorobie. Ich sposób leczenia jest zupełnie nieskuteczny. Miesięczna kuracja przez nich stosowana przy przewlekłej, późno zdiagnozowanej boreliozie może jedynie co najwyżej spowodować uodpornienie się krętków borelii na antybiotyki. Oni bardziej szkodzą niż pomagają. Uznają tylko dwa testy na boreliozę, ELISĘ i Western Blott, które wcale nie muszą pokazać aktywnej boreliozy pomimo trwania choroby. Jeśli w którymś z nich nie "pokaże się" borelioza, twierdzą, że jej nie ma. Poza tym źle interpretują wyniki tych badań. Często nawet wtedy kiedy już choroba wyjdzie w którymś z tych testów, twierdzą, że jej nie ma. To są jakieś kpiny. Nie uznają takich testów na boreliozę jak wyżej już wspomniany LTT, KKI WB, LUAT, PCR, czy CD57 a często dopiero któryś z nich jest w stanie wykryć tę chorobę. Wyobraźcie więc sobie teraz ilu jest ludzi, którzy uwierzyli zakaźnikom w to, że nie mają boreliozy i zostali przez nich skierowani do psychiatry. Niektórzy ludzie przed badaniami na boreliozę stosują tzw. prowokację antybiotykową żeby krętki boreliozy wyszły z tzw. cyst i stały się widoczne dla testów. Niektórzy zaczynają leczenie pomimo ujemnych testów ponieważ objawy nie pozwalają im żyć a badania na inne choroby, wykluczają je. Mamy obecnie epidemię boreliozy, chorób odkleszczowych. Wiele osób znajdujących się w szpitalach psychiatrycznych w rzeczywistości nie ma nerwicy czy depresji a nawet schizofrenii, ale właśnie boreliozę, choroby odkleszczowe lub chlamydiozę, mykoplazmozę. Wielu z nich dało sobie wmówić depresje, nerwice i schizofrenie przez lekarzy, którym nie chce się szukać prawdziwej przyczyny. Są choroby gdzie depresja, nerwica i schizofrenia jest tylko objawem a nie prawdziwą przyczyną. Wiele osób z diagnozą stwardnienia rozsianego, stwardnienia zanikowego bocznego, tocznia, w rzeczywistości cierpi na boreliozę i inne choroby odkleszczowe. Te bakterie to jest plaga. Ja sam mam od października ciężkie objawy neurologiczne i wiem, że to nie od nerwicy i depresji na które cierpię od lat. Po prostu teraz doszło do nich jeszcze coś dodatkowego. Najgorsze, że nie można liczyć na żadną pomoc ze strony NFZ. I te ich wmawianie wielu chorym na boreliozę nerwicy i depresji. Straszne. Także ludzie. Nie zawsze Wasze wszystkie objawy spowodowane są przez zaburzenia psychiczne. Nie dajcie sobie zawsze wmawiać przez lekarzy, że to nerwica czy depresja powoduje Wasze objawy. Badajcie się właśnie przede wszystkim na boreliozę, chlamydiozę i mykoplazmozę. Róbcie badania z krwi - IGG i IGA na chlamydię pneumoniae, chlamydię trachomatis i mycoplasmę pneumoniae. Poszukajcie w internecie na sensownych stronach, jak interpretować wyniki. Te choroby naprawdę istnieją i powodują cały szereg różnych dolegliwości, które są przez lekarzy mylone z zaburzeniami psychicznymi. Badajcie boreliozę i koinfekcje. Nawet jeśli przeciwciała nie będą podwyższone, to jeszcze o niczym nie świadczy. Testy te są niedoskonałe. Zdrowia!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Od 1,5 miesiąca czuję się bardzo źle. Wyniki krwi w normie, OB, wszelkie badania okulistyczne tez też a ja mam wrażenie że coś się dzieje złego. dwa miesiące temu przeżyłam ogromny stres potem był tydzien spokoju i zaczęło się "te jazdy" Mam wrażenie czasem takiego zatapiania, jakbym patrzyła mózgiem też a nie oczami, potworne napady paniki i lęku że jestem śmiertelnie chora, serce mi wtedy wali jak szalone, cała zlewam się potem, czasem ale nie codziennie mam takie uczucie jakby mi glowa spuchła, mięsnie szyi, kark i barki mam tak napięte że boję się ze za chwile krew mi przestanie do mózgu dopływać  nie mogę usiedzieć w pracy, wszystko mnie drażni, ciężko mi bardzo na czymkolwiek się skupić. Jak chodzę ruszam się to jeszcze z Bogiem sprawa, ale jak stanę to mięśnie mi się na szyi automatycznie tak napinają że ledwo żyję i nie mogę ustać. Jak śpię nic mi nie jest, rano tak z 1,5 h po przebudzeniu też jest ok, ale jak tylko zaczynam funkcjonować i zaczynam myśleć to wszystko wraca. Biorę jakieś ziołowe leki ale one mi pomagają spać a nie likwidują niczego. Chodzę na masaże rozluźniające, a w piątek mam wizytę u neurologa, ale jestem załamana... Byłam uśmiechniętą radosną osobą a teraz czuję się jak wrak... Najgorsze jest to, że cierpię nie tylko ja ale odbija sie to jeszcze rykoszetem na mężu i malym synku który zamiast uśmiechniętej radosnej mamy i żony mają wiecznie smutną przerażoną osobę...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć

Jestem nowa, opowiem swoją historię... 

Rok temu w bardzo stresującej pracy zrobiło mi się słabo takie.... omdlenie bez utraty świadomości. Oczywiście wszystko wytłumaczyłam sobie stresem bo jeszcze w tym okresie miałam problemy rodzinne. Zmieniłam pracę bo miałam świadomość tego, że w tamtej robocie będzie tylko gorzej(mimo, że posada budżetowa, 13stki, gruszowe itp.) decyzja była trudna ale pomyślałam zdrowie najważniejsze. Znalazłam inną pracę z poprzednią pożegnałam się z wielką ulgą i wewnętrznym zadowoleniem. Nowa praca, nowe obowiązki nowy stres.... Pewnego pięknego dnia poczułam ogromny ciężar w płacie potylicznym, zawroty głowy, mdłości poleciałam do lekarza i od razu skierowania na badania krwi, neurolog, kardiolog, endokrynolog, laryngolog. Oczywiście zanim dostałam się do tych specjalistów mijały miesiące a mi się nie poprawiało. Więc wygooglowałam się tzn. Obawy i było jeszcze gorzej...wbiłam sobie do głowy, że koniecznie muszę zrobić Rezonans głowy bo co jeśli mam guza mózgu... Oczywiście w między czasie doszły nowe objawy światłowstręt, dźwiekowstręt więc już myślałam, że rak na 100%. Rezonans wyszedł dobrze więc pomyślałam sobie teraz już wszystko się uspokoi.... Opinie innych specjalistów były uspokajające, że nic co dotyczy ich działki mi nie doskwiera. Ale nie moja wielka głową wpadła na inny pomysł 😉 skoro to nie rak to co? ¿  Do tego doszły objawy psychiczne obawa, strach, lęk, (no bo co mi jest, skoro niby wszystko jest ok) apatia i gigantyczne nic mi się nie chce, brak energii....no ale dalej bujalam się od lekarza do lekarza kosztując różnych magicznych leków, po drodze doszło mi gigantyczne ziewanie nad którym nie idzie zapanować japa drze się, aż wstyd. Ten lęk, strach gdy w chwilach kiedy mi mega słabo a oddychać mogę jedynie buzia bo wydaje mi się, że oddech łapany przez nos jest zbyt płytki, rozmyślenia czy ja mam jakąś zapaść czy trzeba dzwonić po karetkę, co się ze mną właściwie dzieje... Po roku czasu kiedy pernamentna obawa połączona z lękiem i napadowe zawroty głowy z odczuciem osłabienia nie minęło zdecydowalam się na wizytę u psychiatry. Dodam jeszcze problemy ze snem, przebudzenia w nocy z myślą "Czy ja się czuję źle czy dobrze. Będę mogła normalnie zasnąć czy znowu będzie nierówna wojna myśli" oczywiście zawsze była wojna, którą zagłuszałam telefonem i przeglądałam internety. Koniec końców chyba sama się nakręcam myśląc o lękach, których nie chcę mieć.... Dostałam trittico cwiarteczke na kolacje🙂 nexoram na sniadanie a hydroxyxyne doraźnie. Terapię po konsultacji z psychologiem ale wizyta dopiero pod koniec stycznia... Trzymam za Was kciuki, musimy sobie dać radę z tym dziadostwem przecież jak nie My to kto 🙂

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Taaa, oprócz ziewania mamy podobnie. Trafnie opisałaś wszystkie te myśli, strachy i lęki. Wiedz, że jest wielu ludzi z takimi problemami. mi ta świadomość pomaga. Mam nadzieję, że leki Ci pomogą. Pamiętaj że SSRI zaczynają działać dopiero w kilka tygodni po rozpoczęciu zażywania. trzymaj się.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam. To mój pierwszy post. Cieszę się trafiłem na to forum bo wiem że nie jestem sam. Mój przypadek zaczął 2 miesiące temu. strasznie bolał mnie brzuch. Złożyło się sporo stresów itp. Po pracy jadąc do lekarza naczytałem się w internecie że objawy mogą być podobne do raka przełyku i że ten rak ma wysoką śmiertelność. W izbie przyjęć zbadano mi krew i wszystko katalogowo ale jeden parametr wyszedł źle - DDIMMER. Lekarz powiedział że to może być zator płucny więc poszedłem na oddział - zona z nerwów mało nie zemdlała.Oczywiście telefon w rękę i sprawdzenie co to DDimer ( dla niewtajemniczonych jest to parametr krzepliwości krwi i może mieć bardzo dużo przyczyn ale oczywiście wyczytałem że między innymi informować o raku w organizmie - jak się okazało później niestety wszyscy z nerwicą mają podwyższony ten parametr i to sporo ale lekarz o tym nie wiedział i szukał zatoru. I teraz tak tomograf komputerowy z kontrastem , prześwietlenie RTG oraz USG , kilkanaście badań krwi na 3 strony taki profesjonalny z markerami na raka wymaz z żołądka wskazały że jestem zdrowy jak byk tylko mam delikatne zapalenie błony śluzowej żołądka. Mimo wszystko tak się tym wkręciłem że mam raka ( mój ojciec rok wcześniej zmarł na raka ) że siadła mi psychika i wmówiłem sobie że niedługo umrę. Nie wytrzymałem i poszedłem do psychiatry. Przypisał mi Trittco xr 150 + Dulsevia 30 mg. Brałem 2 tyg i było ok . Po 2 tygodniach zaczęłi mi się pojawiać piski w uszach stopniowo głośniejsze. Doszło do takiego momentu że piski były nie do wytrzymania serce mi waliło myślałem że mam zawał. Przyjęli mnie na kardiologi sprawdzili i stwierdzili że serce i ekg w porządku jedynie bicie serca mam przyspieszone. Poszedłem do drugiego psychiatry ten zalecił odstawić mi jeden z antydepresantów i przeszły mi piski z jednej strony ucha. Niestety zostały na drugim. Niestety zajrzałem do internetu i przeczytałem o szumach usznych bo tak nazywają piski które mam w lewym uchu. Naczytałem się że zostają do końca życia. Spanikowałem poszedłem do laryngologa i słuch perfekcyjny. Tak się nakręciłem tymi piskami że mam chęć natychmiast jechać na komorę hiperbaryczną dotleniającą aby ratować słuch bo może lek antydepresyjny uszkodził mi jakiś nerw słuchowy . Dziś o dziwo zaczęło mi piszczeć w głowie. Bardzo się z tego powodu ucieszyłem bo uświadomiłem sobie że to może nie mam uszkodzonego nerwu w uchu. Ciągle mam chęć gdzieś jechać i szukać przyczyny pisków z jakimiś badaniami i wynikami. Proszę jak sobie z tym radzić ????        Czy ktoś ma takie piski i czy to przechodziło a może naprawdę mam z tym problem ?   

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×