Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwica Lękowa Co zrobić? Moja historia...część 2


LDR

Rekomendowane odpowiedzi

Parę punktów z objawów mógłbym śmiało sobie przypisać. Rozpocząłeś już terapię u psychologa ? To jest podstawa, zwłaszcza, że ewidentnie nie myślisz racjonalnie (stąd te czarne scenariusze) - PRACA Z MYŚLAMI się kłania. W takich aspektach przecież psychiatra w niczym Tobie nie pomoże.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Parę punktów z objawów mógłbym śmiało sobie przypisać. Rozpocząłeś już terapię u psychologa ? To jest podstawa, zwłaszcza, że ewidentnie nie myślisz racjonalnie (stąd te czarne scenariusze) - PRACA Z MYŚLAMI się kłania. W takich aspektach przecież psychiatra w niczym Tobie nie pomoże.

 

Najbardziej ze spotkania z psychologiem martwi mnie to, że mam z psychologią sporo wspólnego.

Prowadziłem sesje Coaching-owe, szkolenia z motywacji itp. Po prostu mam obawy, iż rozmawiając z psychologiem, będę od razu widział jakich technik używa, i że tylko będę się denerwował.

 

Droga jest taka sesja z psychologiem? Najbogatszy to ja nie jestem ;)

 

Piti , jak miałem 12 lat HCV . Już jestem zdrowy . Ten wirus nie daje takich objawów , co najwyżej zmęczenie , brak apetytu i tego typu rzeczy . W Twoim przypadku tylko psychiatra i takie leczenie.

 

Właśnie jak pisał "hyperactive" psycholog ok ale coś czuje, że bez leków niewiele da się tu zrobić.

Mam kolegę który przechodził podobne załamanie. Nawet szukali u niego raka w pewnym momencie. Chłopak był już tak wycieńczony i chudy, że nie był w stanie chodzić i mówić. Rodzina już (dosłownie!) szykowała mu pogrzeb.

Wtedy poszedł do psychiatry. Psychiatra wyciągnął go z tego w ciągu 10 lat... Dużo? Może i, ale teraz trzyma wagę, ma chęć do życia i idzie do przodu. Już niczego nie łyka.

Zastosowałbym psychologa + psychiatrę, ale czuje że finansowo nie podołam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam.

Jestem nowy na forum, ale na pewno nie nowy jeśli chodzi o objawy, których doświadczam od kilku lat, a które doszczętnie rujnują mi życie. Mam dopiero 22 lata, a żaden z lekarzy, z którymi miałem kontakt, nie chce mi pomóc. Opiszę tutaj dokładnie etapy mojego życia.

 

 

Dzieciństwo i dorastanie

Od dziecka miałem niełatwo. Pochodzę z ubogiej rodziny, często brakuje nam nawet na podstawowe rzeczy do lodówki.

Mama z ojcem rozeszła się jak byłem małym dzieckiem (może miałem ze 3 lata) i od tamtej pory wychowywała nas sama.

Ta kobieta też wycierpiała co nie miara. Już jako mały dzieciak musiałem robić za jej tarczę, gdy to jej konkubent bił ją i szarpał.

Przeprowadzaliśmy się co chwila z powodu braku pieniędzy na opłacenie wynajmu. Jako dziecko podobno bałem się wszystkiego.

Sytuacja ustabilizowała się gdy mama dostała mieszkanie socjalne, a ja sam przeprowadziłem się do babci.

Wtedy był chyba najlepszy okres mojego życia. Miałem stały dach nad głową, nie miałem z niczym problemów. Byłem aktywnym dzieckiem i nastolatkiem. Miałem wrażenie, że wszystkiego co się nie dotknę, zamieniało się w złoto. Uczyłem się dobrze, trenowałem różne sporty z sukcesami, miałem powodzenie u dziewczyn. Było cudnie!

Problemy zaczęły się po wypadku w szkole (2 klasa gimnazjum). Podczas wf'u uderzyłem mocno głową o betonowe boisko. Traciłem przytomność kilkakrotnie, miałem drgawki. Do tej pory nie mogę sobie przypomnieć co robiłem na wf'ie i chwilę przed nim. Pielęgniarka szkolna nie zadzwoniła na pogotowie, a jedynie po moją starszą siostrę. Siostra zabrała mnie ze szkoły do domu.

Będąc w domu, nie mogłem wytrzymać bólu i zawrotów głowy jakie mi towarzyszyły, więc postanowiliśmy pojechać do szpitala.

W szpitalu zostawili mnie na 3dniowej obserwacji i zrobili TYLKO prześwietlenie głowy. Żadnych tomografów ani specjalistycznych badań. Odleżałem 3 dni i wróciłem do domu.

Po kilku dniach nagle zacząłem sobie wymyślać choroby (paranoja), jakieś sepsy, raki, wszystko co możliwe. Trwało to stosunkowo krótko i po jakimś czasie kompletnie nie było po tym śladu. Wróciłem do normalnego trybu życia. Zacząłem trenować akrobatykę, parkour i życie toczyło się szybkim tempem.

 

Bóle brzucha? Pewnie jelito drażliwe

Po jakimś czasie zaczęły doskwierać mi bóle brzucha. Początkowo były to sporadyczne bóle, ale z czasem zaczęły się utrwalać.

Poszedłem zgłosić ten fakt lekarzowi rodzinnemu, ale oczywiście zostałem uznany za wariata i bez żadnej diagnostyki wystawiono opinię "jelito drażliwe". Przyjąłem to do wiadomości i uznałem, że widocznie tak musi być. W tym okresie niestety zmarła moja babcia, którą traktowałem po części jak własną matkę. Wraz z nią "umarło" też i moje życie. Musiałem wrócić do mamy, więc standardy życia poleciały drastycznie w dół.

Dni, miesiące mijały, a ból utrzymywał się praktycznie przez cały czas. Kolejne wizyty u lekarza rodzinnego nie przynosiły zamierzonych efektów, a wychodząc z gabinetu czułem się jeszcze bardziej chory, niż przed samym wejściem do niego. Postanowiłem zmienić lekarza, na młodszą panią doktor. Już wtedy byłem pewien, że choruję na chorobę wrzodową, więc postawiłem taką hipotezę przed panią doktor, od której w końcu otrzymałem skierowanie do gastroenterologa celem wykonania gastroskopii. Pozostało jedynie poczekać na termin wizyty.

Nadszedł dzień gastroskopii. Przekonany o tym, że mam wrzody, poszedłem bez żadnego lęku i niepokoju. Wynik przeszedł jednak moje oczekiwania, a słów doktora robiącego gastroskopię nie zapomnę chyba do końca życia. Brzmiały one tak: "Masz szczęście, że trafiłeś do nas dzisiaj, bo za tydzień mogłoby być za późno. Wrzód zaczął pękać"

Z wynikiem gastroskopii udałem się do mojej lekarki i zaczęliśmy twarde leczenie. Stosowałem antybiotyki celem eradykacji HP i przeszedłem na dietę. Zacząłem też ćwiczyć na siłowni i w końcu po tylu miesiącach cierpień wracałem do żywych. Przytyłem 10 kg, a wrzody wydawały się być wyleczone.

 

Czy to wszystko wraca?

Nie miałem okazji długo nacieszyć się powrotem do pełni sił. Po około roku zaczęły się znowu bóle brzucha, schudłem i zrobiłem się okropnie blady. Aparycja anemika przysparzała mi kompleksów. Cały czas rozmyślałem nad tym, co ludzie mogą o mnie myśleć. Pewnie myślą, że jestem ćpunem. Zacząłem maniakalnie kontrolować barwę swojego ciała (jakkolwiek to brzmi), co chwilę sprawdzałem jakiego koloru są moje dłonie czy twarz. Po jakimś czasie przeżyłem coś okropnego, mianowicie atak paniki. Zdarzyło się to po lekcjach w technikum, jak już szedłem na autobus. Usiadłem w autobusie i nagle serducho zaczęło walić jak szalone, zlałem się potem i wydawało mi się, że wyzionę ducha. Na następnym przystanku wysiadłem i pognałem do domu. Po przyjściu do domu trochę się wszystko uspokoiło, ale ja sam nie pamiętałem jak do tego domu dotarłem.

Takie epizody powtarzały się co jakiś czas, ale nie utrudniały mi jakoś specjalnie życia.

 

Ciągły lęk! Boże nie daję rady.

Po ekscesach z atakami paniki, pojawił się lęk i niepokój towarzyszący praktycznie każdej godzinie jaką od tamtej pory przeżyłem. Na szczęście udało mi się skończyć szkołę zanim to wszystko zaczęło się na dobre, bo strach pomyśleć co by było, gdyby zdarzyło się to pół roku-rok wcześniej.

Zacząłem się martwić o swoje zdrowie. Postanowiłem opowiedzieć o wszystkim mojej pani doktor. Oczywiście gdy tylko napomknąłem jej o tym, że odczuwam lęk, to uznała mnie za nerwicowca i odesłała do psychiatry. Powiedziałem również o tym, że bóle brzucha wróciły i stają się coraz silniejsze, więc zostałem skierowany na ponowną gastroskopię. Gastroskopia wykazała wrzód dwunastnicy, zapalenie przełyku, zapalenie żołądka. Tym razem jednak nie wykryto bakterii helicobacter pylori, więc obyło się bez antybiotyków. Miesiące mijały, brałem (i biorę) cały czas controloc 40, bo wystarczy, że przez 2-3 dni zaprzestanę i bóle wracają.

Lęk i niepokój narastał, aż nabawiłem się agorafobii. Wszystko wskazywało na to, że jednak jestem chory psychicznie.

 

Wizyta u psychiatry

W końcu zdecydowałem się na wizytę u psychiatry. Podczas rozmowy opowiedziałem o wszystkim czego doświadczam, o agorafobii, o derealizacji i depersonalizacji, o objawach somatycznych. Został mi wypisany asertin oraz zomiren i miałem wrócić po 3 miesiącach. Zomiren stosowałem doraźnie i jedyne co robił, to mnie wyciszał, a asertin? To chyba był jakiś lek placebo, bo kompletnie na mnie to nie działało. Wróciłem do lekarza psychiatry i o wszystkim opowiedziałem. Lekarz chyba zaczął mi wierzyć, że to co się dzieje w mojej psychice, może być skutkiem jakiejś choroby somatycznej. Postanowiliśmy przerwać leczenie psychiatryczne, a skupić się na diagnostyce. Wysłał mnie do lekarza rodzinnego celem szerokiej diagnostyki.

 

Lekarz rodzinny, utrata przytomności, SOR

Lekarka rodzinna zleciła na początek podstawowe badania (mocz, krew, tsh, ob). Wynik badania krwi wykazał głęboką anemię spowodowaną brakiem żelaza. TSH z kolei było podwyższone (5,4) i wskazujące na niedoczynność tarczycy.

Zleciła kolejne badania, ale nie miałem okazji ich zrobić, ponieważ zasłabłem pewnego dnia i zostałem przewieziony na SOR. Na SOR'ze wyłapali tachykardię zatokową, wysokie ciśnienie 190/120, ale ogólne badania były ok. Dostałem skierowanie na oddział kardiologiczny, celem dalszej diagnostyki.

 

Oddział kardiologiczny i wewnętrzny

Dzień po otrzymaniu skierowania na oddział kardiologiczny, zostałem przyjęty na owy oddział. Porobili mi chyba wszystkie możliwe badania oprócz ekg wysiłkowego. TILL Test, 2x holter ekg, holter ciśnieniowy, badania krwi, badania moczu, zwykłe ekg, usg jamy brzusznej, dno oka. Wszystko było ok, serducho jak młody bóg, wszystko poza wynikami krwi wskazującymi na głęboką niedokrwistość ze skrajnym niedoborem żelaza i lekkim niedociśnieniem. Miałem też przeprowadzaną rozmowę z panią psycholog, która absolutnie wykluczyła jakoby moje problemy miały podłoże psychiczne. Nie wiem czy na to wszystko miał znaczenie fakt, że w trakcie pobytu na oddziale kardiologicznym kompletnie nie odczuwałem jakichkolwiek objawów.

Zostałem skierowany na oddział wewnętrzny celem diagnostyki niedoboru żelaza i niedokrwistości. Przeleżałem tam tydzień i w sumie nawet nie wiem po co. Porobili jakieś testy na krew utajoną i krzywą żelaza i w sumie to tyle. Podczas pobytu na tym oddziale wykryto też u mnie zakażenie wału paznokciowego gronkowcem. Dostawałem antybiotyki i zrobili mi zabieg. Palec wyzdrowiał.

Po odleżeniu tygodnia, dostałem wypis, recepty oraz skierowanie na kolejną gastroskopię. Zacząłem stosować żelazo w tabletkach, dalej wcinałem controlog 40 i czekałem na gastroskopię.

Nadszedł dzień gastroskopii. Niektórzy boją tego badania, a ja je powoli traktuję jak badanie krwi. Wynik był gorszy niż na ostatniej gastroskopii. Wyszło zapalenie dwunastnicy, owrzodzenie dwunastnicy, zapalenie przełyku i żołądka, polipy. Znowu wykryto bakterie, więc znowu musiałem wcinać antybiotyki. Leczenie miał prowadzić lekarz rodzinny, więc z wynikiem udałem się do mojej pani doktor. Zaczęliśmy kolejną eradykację, znowu przeszedłem na dietę, ale leczenie kompletnie nie przyniosło efektów. Wrzód jak był tak jest i nie wiem, czy kiedykolwiek się go pozbędę.

 

 

Objawy

-bladość, sucha skóra

-wypryski na plecach, barkach, twarzy i klatce piersiowej

-zaburzenia psychiczne (lęki, fobie)

-zaburzenia poznawcze

-zaburzenia rytmu serca (dziwne trzepotanie serca, dodatkowe skurcze, tachykardie i bradykardie, kołatania serca)

-białawy nalot na języku z rana

-pojawiające się dziwne plamy na języku, coś a'la język geograficzny

-okropne bóle głowy

-zaburzenia koncentracji, obniżenie sprawności umysłowej, niemożliwość uczenia się nowych rzeczy

-ataki całkowitego zaburzenia świadomości

-zmęczenie, wyczerpanie, senność

-niedobór masy ciała

-skoki ciśnienia ze współistniejącym niedociśnieniem

-ataki wilczego apetyty, szczególnie na słodycze

-zatkany nos

-dziwny śluz na tylnej stronie gardła, ciężko go przełknąć czy odkrztusić

-refluks, odbijanie się jajami, gazy, bóle wrzodowe, burczenie, przelewanie, niestrawność, wzdęcia

-poty nocne

-ciągłe zakażenie wału paznokciowego (ustępujące i pojawiające się samoistnie)

-nieprzyjemny zapach stóp

-psujące się zęby, próchnica mimo bardzo wysokiej higieny jamy ustnej

-stałe piski, szumy uszne (niekiedy nagły, silny szum, po którym przez kilka minut nie słyszę kompletnie nic)

-jakiś guz na głowie (chyba kaszak) i pod pachą (może zatkany gruczoł potowy)

-nawracające bóle stawowe

-cykliczność objawów (kilka dni jest dobrze i objawy w/w słabną lub ustępują całkowicie, a kilka kolejnych jest okropnych i wszystko się nasila)

 

 

Wykonane badania

Diagnostyka kardiologiczna - ok, lekkie niedociśnienie nie wymagające leczenia

Diagnostyka gastrologiczna - wrzód trawienny dwunastnicy, zapalenie żołądka, dwunastnicy i przełyku, polipy

Diagnostyka ogólna - ogólnie w normie

Diagnostyka neurologiczna - (tomograf, EEG) w normie

Diagnostyka psychiatryczna - opisałem wyżej

 

 

Gdzie mam szukać pomocy? Chciałbym wykluczyć jeszcze kilka badań na boreliozę, przyrost grzyba candida albicans, czy badanie mikroflory bakteryjnej oraz nietolerancji pokarmowej, ale lekarz lekarka niechętnie słucha moich hipotez. Ostatnio dostałem skierowanie do alergologa i gastroenterologa (znowu... do znudzenia), więc tyle dobrego.

Nie stać mnie na robienie badań prywatnie, więc jestem w kropce.

Chciałbym znowu zacząć normalnie żyć i w końcu odciążyć mamę. Czuję się jak jakiś zafajdany pasożyt... to nie jest miłe.

Czy ktokolwiek może mi pomóc?

Tracę nadzieję...

 

-- 01 maja 2014, 15:31 --

 

Wiem, że trochę się rozpisałem i nie każdemu może chcieć się czytać, ale proszę o jakąkolwiek wskazówkę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Siema, jestem w Twoim wieku i mam podobne przeżycia, pewnie Ci nie pomogę, ale coś tam napiszę.

 

Co do dzieciństwa nic nie powiem, bo u mnie nie było jakiś ogromnych problemów.

Wszystko zaczęło mi się od bólów brzucha i standardowa procedura - leki, nie pomagają więc gastroskopia, wykryty helicobakter i brak wrzodów etc (ale jest zapalenie żołądka), więc antybiotyki na hb (po których się dużo gorzej czułem). I tak mijały miesiące, po skończeniu antybiotyków kolejna gastroskopia, nie sprawdzano hb ale ustalono,że zapalenia już nie ma więc jest ok. Tylko dalej mnie coś bolało w tym żołądku tak jak na samym początku. Zero poprawy mimo,że byłem wyleczony. Wtedy lekarz pierwszy raz zasugerował że to może być na tle nerwowym, ale ja w to nie wierzyłem :P

 

Tak sobie żyłem z bólami kolejne miesiące i gdy starałem się nie przejmować to było mi lepiej ale i tak mnie przejmowało nonstop bo bóle były naprawdę straszne - praktycznie nigdy nie odpuszczały, zjedzenie jakiegoś jajka to od razu nudności itd. Po ok. roku od pierwszej wizyty zacząłem mieć nagle czerwone oczy - lekarz powiedział, że mam podwyższone ciśnienie 140/80 i trzeba to kontrolować bo być może to jest tego wina. Ja stwierdziłem,że to samo przejdzie, ale po miesiącu nic nie przeszło. Zacząłem panikować,że to wszystko przez nadciśnienie i jakieś problemy z krążeniem. Tak więc kolejny raz lekarz i okazało się,że mam ciśnienie nawet 170. Dostałem leki i ciśnienie na tych lekach spadło.

 

Chwilę później dostałem pierwszego ataku lękowego - pogotowie przyjechało i ciśnienie 180/100. Dali coś na obniżenie ciśnienia i kazali się wyspać bo poprzednią noc nic nie spałem. Wtedy ciągle nie wiedziałem co mi jest. Zdecydowałem się na diagnostykę w związku z tym,że dzieje się coś niedobrego - miałem robione masę testów : rezonans głowy, rezonans odcinka szyjnego, usg jamy brzusznej, usg tarczcy, przepływy szyjne, echo serca, holter ekg, holter ciśnieniowy, badania krwi włącznie z tymi drogimi, markerami nowotworowymi i wszystkim innym. Poza jakąś tam drobną cechą serca, którą ma wiele osób, ciśnieniem kontrolowanym lekami (wyszło dobre, ale byłem na lekach) to wszystko wyszło ok. Zauważyłem zresztą jak wielki niepokój/ulgę odczuwałem przed/po badaniach i wynikach. Wizyta u lekarza, który informował że wyniki wyszły poprawnie to 2 dni "luzu" i braku objawów. Potem doszły mi nowe objawy tj. paniczny lęk przed spaniem. Panicznie zacząłem się bać zasypiania. Wtedy powoli zaczęło do mnie docierać analizując wszystko logicznie, że to faktycznie ma podłoże nerwowe a nie żadne inne. Zacząłem brać leki i po kilku tygodniach faktycznie "odżyłem". Dalej się trochę boję zasypiać, ale jest to dużo mniejszy strach; Dalej mam objawy somantyczne ale to już nie to co kiedyś gdy 80% dnia myślałem co mi się dzieje. Zmniejszyłem dawkę leków na nadciśnienie i po miesiącu dalej jest ono w normie tj. między 120-140.

 

W międzyczasie wmawiałem sobie już naprawdę WSZYSTKO: bałem się zawałów, wylewów, ataków serca, (...), miliona innych spraw..... Najgorsze w tym wszystkim było dla mnie, że sam je urzeczywistniałem - np. boję się zawału więc mam wszystkie objawy jakie znam. Ostatnio coś mnie bolało w okolicach serca. Od razu jakaś myśl, że coś się dzieje. Zapomniałem o tym i kolejny tydzień nawet nic nie czułem :P

 

Z twoich objawów:

 

-bladość, sucha skóra - MAM ale odwrotnie, nadmierne zaczerwienienia na twarzy.

-wypryski na plecach, barkach, twarzy i klatce piersiowej - ee to chyba każdy coś tam drobnego ma :P

-zaburzenia psychiczne (lęki, fobie) - j/w pisałem w poście. Ale nie są to fobie w stylu wyjścia z domu ale uniemożliwiają normalne życie.

-zaburzenia poznawcze - nie wiem co to i boję się czytać, bo pewnie też dostanę :P

-zaburzenia rytmu serca (dziwne trzepotanie serca, dodatkowe skurcze, tachykardie i bradykardie, kołatania serca) - na holterze ekg mi nic nie wykryli poważnego , poza tym że serce zwalnia w nocy do 40-50 uderzeń, ale nie jest to nic groźnego. Często mi się wydaje, że coś się dzieje ale np. to "pulsują" mięśnie a nie samo serce.

-białawy nalot na języku z rana - w sumie nonstop oglądam język i zdaje mi się że coś się dzieje ale kiedyś lekarza pytałem to powiedział,że taki nalot co ja mam to każdy ma :P

-pojawiające się dziwne plamy na języku, coś a'la język geograficzny - a, tego to nie mam.

-okropne bóle głowy - miewałem jak sobie wmawiałem że mam raka, odkąd zrobiłem rezonans głowy przeszły.

-zaburzenia koncentracji, obniżenie sprawności umysłowej, niemożliwość uczenia się nowych rzeczy - przychodzi mi to znacznie ciężej, wiele rzeczy się pozmieniało np. tyję, nie mogę uprawiać sportu tak wydajnie jak normalnie - ale większość to pochodna leków które biorę.

-ataki całkowitego zaburzenia świadomości - miewałem przed lekami takie schizy, że np. kręciło mi się w głowie i dostawałem światłowstrętu - nawet żarówka mnie raziła. Kładłem się na godzinę i przechodziło :P

-zmęczenie, wyczerpanie, senność - baaardzo różnie,ostatnio staram się pilnować snu bo wiem jak istotny jest dla UN i śpię 6-9h bez wyjątków zawsze. A wcześniej zdarzały się nawet 2 noce kompletnie nieprzespane.

-niedobór masy ciała - u mnie odwrotnie - podczas całej choroby przytyłem z 15-20kg

-skoki ciśnienia ze współistniejącym niedociśnieniem - ja nie wiem czy mam skoki jakieś straszne :P biorę leki co temu zapobiegają wiec może dzięki temu

-ataki wilczego apetyty, szczególnie na słodycze - oo tak! to bardzo charakterystyczna cecha. Zawsze czekolada mi poprawiała samopoczucie. zawsze. Miałem bóle żołądka - pyk, tabliczka czekolady i po bólach :) Zresztą to mnie trochę przekonało,że to nie są zadne bóle nowotworowe etc bo ich to chyba czekoladą bym nie pokonał. Od miesiąca 0 słodyczy, dużo mniej węglowodanów i powiem Ci,że warto było skończyć z tym ćpaniem czekolady, bo po ok. tygodniu zacząłem się czuć lepiej.

-zatkany nos - nie mam.

-dziwny śluz na tylnej stronie gardła, ciężko go przełknąć czy odkrztusić - ja mam czasami zapalenie gardła i różne przygody, ale zawsze samo przechozd

-refluks, odbijanie się jajami, gazy, bóle wrzodowe, burczenie, przelewanie, niestrawność, wzdęciami - też coś w tym w stylu, rok temu dużo bardziej, teraz mniej.

-poty nocne - jak już to niewielkie

-ciągłe zakażenie wału paznokciowego (ustępujące i pojawiające się samoistnie) - nie mam chyba

-nieprzyjemny zapach stóp - nie wąchaj i będzie ok :P

-psujące się zęby, próchnica mimo bardzo wysokiej higieny jamy ustnej - też miałem problemy, leczenie kanałowe bo "z niczego" zrobił się ogromny problem.

-stałe piski, szumy uszne (niekiedy nagły, silny szum, po którym przez kilka minut nie słyszę kompletnie nic) - też tak miałem , na lekach rzadziej się to zdarza. Choć aż tak żeby nic nie słyszeć to nie.

-jakiś guz na głowie (chyba kaszak) i pod pachą (może zatkany gruczoł potowy) - jak dotykam głowy to ciągle wyczuwam guzy :P ale rezonans potwierdził,że jest ok więc już ich nie wyczuwam.

-nawracające bóle stawowe - ja mam ciągle bóle mięśni.

-cykliczność objawów (kilka dni jest dobrze i objawy w/w słabną lub ustępują całkowicie, a kilka kolejnych jest okropnych i wszystko się nasila) - u mnie cieżko powiedzieć, ale objawy są bardzo uzależnione od mojej zajętości - jak nie mam czasu o tym myśleć to mnie nic nie boli, jak tylko za dużo wolnego to się cuda dzieją.

 

 

Co Ci chcę przekazać:

-wyluzuj, serio. Do mnie dotarło to po ponad 12 miesiącach. Nie masz co spinać i ciągle myśleć o tych problemach bo się nakręcasz. Tak, wiem, jestem mądry bo mi pomogły z tym dopiero leki :P Ale weź sobie jakieś od psychiatry tylko nic mocnego... i zobaczysz,że będzie spoko :-)

-95% czasu masz mieć zajęte. Ciągle coś rób, pracuj, rozwijaj się itd. Leżenie w domu i nudzenie się sprawia,że faktycznie powoli umierasz.

-wiem,że Ci jest teraz ciężko bo mi też było i dalej trochę jest. Ale miałem takie same podejście jak Ty - kompletna bezradność - która jeszcze bardziej mnie denerwowała. I nagle okazało się,że nie jest tak źle i w ogóle to jest spoko :P NIGDY bym nie pomyślał, że teraz tak będę pisał. I zaznaczam, nie jestem jeszcze w pełni zdrowy. Ale samo światełko w tunelu, bo wiem jak zwalczać ten syf dało mi bardzo dużo.

-helicobakter to nieskończona przygoda, jak go wyrzucisz to on i tak za jakiś czas wróci. Ma go większość ludzi. Nie ma co się przejmować. Fakt,że ma on wpływ na powstawanie wrzodów, ale jestem niemal pewien,że u Ciebie spowodowane to wszystko jest nerwami.

-nie mam na myśli żebyś się nie leczył. Maksymalnie się wyluzuj, weź sobie jakieś leki od psychiatry. I po miesiącu podsumuj jak się czujesz. Jeśli faktycznie coś się dzieje to nic Ci nie pomogą. Jak zaczniesz się czuć lepiej to masz niezbity dowód,że to psychika. Wtedy albo dalej łykasz albo bierzesz jakieś nowe fajne specyfiki :-)

 

No i pamiętaj, że na nerwicę chorują znacznie rzadziej mężczyźni , bo z tego co zrozumiałem to choroba potrafi dotknąć każdego, ale tylko "słabi", "delikatni psychicznie" nie dają sobie z nią radę. Jak jesteś facetem to zapewne jesteś konkretny a nie jakieś rozlazłe coś. Więc weź się za siebie, ogarnij co trzeba w życiu zmienić i daję Ci 95%, że za to kwestia miesięcy gdy będzie po wszystkim. Potem za parę lat to pewnie wróci, no ale wtedy będzie już dużo łatwiej.

 

Ah i dodam jeszcze jedno - mi dużo pomogło ... znudzenie. Tak, znudzenie. Po prostu zaczęło mnie nudzić ciągłe zamartwianie się o stan zdrowia, o ten guz po prawej na głowie, o mierzenie ciśnienia 20 razy dziennie itd. Po prostu stwierdziłem,że jeśli mam ciśnienie między 120-140 to wszystko gra i nie ma co panikować, że częściej mam 130 niż 120; że mam już na te wszystkie objawy wy********, bo ciągle się powtarzają mimo, że przyczyn w ciele nie ma żadnych. I, że wszystkie moje wcześniejsze lęki były nieuzasadnione więc ten 1532 lęk też pewnie jest. Z oczami które niby miały być od problemów z krążeniem okazało się,że to po prostu zapalenie spojówek, które nabyłem w czasie choroby gdy organizm był osłabiony. Miewałem bóle głowy rano i takie fatalne uczucie - zapomniałem o tym i już nie mam :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Byłem leczony farmakologicznie, oraz uczęszczałem na psychoterapii przez 3 miesiące, ale takie leczenie nie przynosiło skutków. Po kolejnych wizytach u psychiatry nie dostałem żadnych leków, bo nie było podstawy do ich wypisania.

Lekarze na SORze powiedzieli mi, że nerwicę stwierdza się tylko wtedy, kiedy wszystkie możliwe choroby zostały wykluczone, więc dążę do tego, żeby porobić wszystkie badania na choroby, które mogą powodować u mnie takie objawy. Przede wszystkim chcę udać się do endokrynologa, bo u mnie w rodzinie choroby endokrynologiczne są czymś normalnym, a i moje badania odnośnie hormonów nie są, że tak się wyrażę, stabilne. TSH skacze jak głupie, a moja mama ma stwierdzoną niedoczynność tarczycy, a siostra ma rozpoznany nowotwór tego samego narządu. Dziadek z kolei zmarł przez powikłania rakowiaka (guz neuroendokrynny). Stąd moje obawy, niekoniecznie racjonalne.

Z pewnością skuszę się na wizytę u kolejnego psychiatry, jednak co do farmakoterapii to nie jestem przekonany.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie mówię,że jesteś na wszystko zdrowy i jest rewelacja. Ogarniaj sobie powoli badania i szukaj co jest nie tak. Mówię tylko,że widzę w Twoim zachowaniu pełno cech wspólnych, które są tożsame z moim - a ja święcie wierzyłem,że coś mi jest przez rok. Wiem,że Ciebie nie przekonam w 100%, bo sam bym się nie dał przekonać jeszcze miesiąc temu, ale uwierz mi,że nerwy w jedynym w czym Ci mogą pomóc to w pogarszaniu się stanu zdrowia. Spróbuj nad nimi zapanować POZA całą diagnostyką bo każdy normalny człowiek czytając Twój opis stwierdzi, że coś jest nie tak.

 

Psychoterapię sobie odpuść bo większości osób to nie pomaga - mi też nic nie pomogło. Bierz leki, które zapisze Ci ogarnięty psychiatra ale coś LEKKIEGO. Powiedz,że chcesz się lekko wyciszyć, uspokoić a nie chodzić jak zombie przez cały dzień. Leków obecnie jest w tym temacie tak dużo,że dobry psychiatra dobierze Ci coś odpowiedniego. Nawet jeśli jesteś na coś chory to takie wyluzowanie pozwoli Ci przestać siebie niszczyć 24h na dobę. Przechodziłem przez to samo więc wiem co mówię. GDYBYŚ jednak po jakimś czasie stwierdził że to nic nie daje i chcesz odstawić to przy lekkich lekach nie ma z tym problemu. Ja bylem ciągle "na nie" do leków, dopóki nie byłem w stanie w którym nie chciało mi się już żyć. Wtedy zacząłem brać bo już byłem tak zdesperowany. Nie ma sensu się do tego doprowadzać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

braksił22 witam Cię na forum.

 

Z całą pewnością wiele w życiu przeszedłeś. Pochodzisz z rozbitej rodziny i już jako małe dziecko, które potrzebuje dorastać otoczony miłością, z poczuciem bezpieczeństwa musiałeś szybciej dorosnąć.

Objawy, które opisujesz mogą mieć tło nerwicowe, z tzw. zaburzeń lękowo-depresyjnych. Ale to musiałby zdiagnozować psychoterapeuta/psychiatra. Poczytaj sobie o syndromie Dorosłych Dzieci Rodzin Dysfunkcyjnych, może zaspokoisz wiele Twoich domysłów.

Najlepszym rozwiązaniem byłaby psychoterapia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z pewnością nie każdy objaw fizyczny należy przypisywać wyłącznie psychice. Najpierw musisz przejść dokładną diagnostykę od strony somatycznej. To co ważne w neurologii, to na pewno zrobienie rezonansu. Spore kłopoty żołądkowe to przecież też nie jakieś urojenia, bo w wynikach Ci wyszło wiele nieciekawych rzeczy. Myślę, że każdy źle by się czuł już psychicznie od tego wszystkiego i popadał w panikę. W każdym razie ja mam takie podejście do siebie, że : Jeśli coś mi dolega robię badania i jeśli jest ok, to wiem że to "głowa";-), ale jeśli jakieś badanie jest złe to trzeba to leczyć i już.

 

-- 03 maja 2014, 00:17 --

 

Warto też skorzystać z jakiś leków anty-lękowych, czy ja wiem. Terapia także. Bo jeśli będziesz miał uspokojone nerwy, to też może wpłynąć na ciało. Na zasadzie sprzężenia zwrotnego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gman jak można być tak popierdolonym zjebem, żeby wbijać na forum dla ludzi z problemami psychicznymi i trolować. Musisz być biednym, sfrustrowanym pojebem, bez zycia prywatnego, jeśli w dzień wolny, świeto państwowe nie masz nic lepszego do roboty niż grasować tutaj,

Ty żałosny, śmieszny czlowieczku

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

braksił22, stres może być źródłem tych problemów w zależności od podatności genetycznej

długotrwały rozp........ wszystko w środku obrywa typowo jak u ciebie układ nerwowy pokarmowy i krążenia

 

jeśli lekarz nie będzie miał przeciwskazań to psychiatra i leki najlepiej by zbiły kortyzol serotoninowe

 

-- 03 maja 2014, 11:13 --

 

oczywiście geny mogły być wadliwe ale środowiskowe czynniki mają duży wpływ

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Psychoterapia przez 3 m-ce ?

Śmieszne ;) to jest leczenie wielomiesięczne, jak nie wieloletnie ...

 

Ja myślę, że jak najbardziej przydałaby Ci się terapia.

I znajdź sobie psychoterapeutę który ma certyfikat Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego - idź na konsultację, powiedz co i jak, i wtedy się dowiesz.

 

A tak swoją drogą, z tej całej listy "SOMATYCZNEJ" - wynika że poza jakimiś problemami ukł. pokarmowego nic ci nie dolega. W sumie też te problemy gastro - rzekłabym ma znaczna część populacji ... więc może COŚ INNEGO nie pozwala Ci pomagać mamie ;) ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

przede wszystkim - wyrównać niedoczynność tarczycy (jesteś pewien, że to nie była nadczynność tarczycy)? Twoja mama ma niedoczynność tarczycy czy chorobę Hashimoto? miałeś robione przeciwciała tarczycy, usg tarczycy? niedoczynność tarczycy może dawać właśnie objawy jak w depresji - więc myślę, że jest to jedno z priorytetów

 

zero alkoholu, zero papierosów, zero leków przeciwbólowych (ibuprofenów itd), schudnąć (jeśli jest nadwaga)

no i trzeba nauczyć się walczyć ze stresem - tu mogę poradzić wizytę u psychiatry i psychologa

biały nalot może być objawem choroby refluksowej - controloc powinien też tu pomóc - zwłaszcza, że jak piszesz próchnica u Ciebie szaleje, no i stres jest tu dużym czynnikiem

 

czy przewlekłe leczenie u gastroenterologa i endokrynologa nie wchodzi w grę?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

przecież napisał, że ma duże problemy gastrologiczne + zaburzenia tarczycy

ja bym się wzięła za unormowanie stanu fizycznego

 

w całym zamęcie jednak poradziłabym Ci wizytę u lekarza psychiatry, endokrynologa i gastroenterologa - część chorób o których piszesz może mieć podłoże stresowe (choroba wrzodowa i refluks), leczenie zaburzeń nastroju wg mnie jest bez sensu jeśli nie masz unormowanej tarczycy

 

no i ta anemia jest niepokojąca - jaką przyczynę ustalili w szpitalu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam,

 

Odzywam się do Was po 7 latach od mojej ostatniej wizyty na forum, około 8 lat od pierwszego ataku nerwicy.

 

Nerwicy dostałem będąc w drugiej klasie LO. Pół roku jeździłem od szpitala do szpitala. Miałem skoki ciśnienia i tętna tak, że aż siniałem. Były też kilkomiesięczne zawroty głowy jak po najmocniejszym upojeniu alkoholowym, nie byłem w stanie nawet wstać z łóżka. W nocy nie mogłem spać przez ciągłe piszczenie w uszach, kołatanie serca i zawroty głowy. Drżenie całego ciała, na przemian ciepło zimno w całym ciele, drętwiejące kończyny i twarz…. objawów była cała masa. Sugerowały one lekarzom różne poważne schorzenia. Co kilka dni jeździłem do szpitala na izbę przyjęć, bo byłem w takim stanie, że myślałem, że umieram. Nie byłem w stanie wyjść sam z domu, że mi się coś stanie i dostawałem kolejnych ataków jak tylko próbowałem przełamać lęki. Myślałem, że nie ma już dla mnie pomocy i albo umrę, albo tak zostanie zawsze.

 

Najgorzej było uświadomić sobie, że to mój mózg wszystko generuje. Nie mogłem w to uwierzyć, że fizycznie nie jestem chory. Nawet jak pracowałem z psychologiem i już prawie byłem o tym przekonany to pojawiał się atak nerwicy, który potrafił zrujnować moją wiarę w to że się uda.

 

Dziś piszę dla tych, którzy borykają się z podobnymi problemami. Chcę Wam wszystkim powiedzieć, że jest szansa na normalne życie.

Może nerwicy nie da się całkowicie wyleczyć, ale można naprawdę żyć normalnie. Można wyrobić sobie system obronny, który będzie w niemal 100% skuteczny.

 

Myślałem, że to nie możliwe, ale udało się. Dziś mam 26 lat. Skończyłem liceum, zacząłem pracować jako monter instalacji nisko-prądowych. Skończyłem technikum elektryczne, teraz jestem w technikum informatycznym. Zarabiam całkiem dobrze jak na swoją branżę. Zrobiłem prawo jazdy, mam dwa własne samochody (co prawda starsze, ale własne), jestem w stałym związku już prawie 4,5 roku. Nie boje się wychodzić z domu, czasem jeżdżę sam w długie trasy po Polsce służbowo. Wcześniej nie miałem nic, żadnych perspektyw, a teraz żyje jak przeciętny człowiek, bez ciągłego lęku o swoje zdrowie. Leków na ciśnienie już nie biorę, bo się unormowało.

 

Coś co było dla mnie nie realne, nie osiągalne przez nerwicę stało się rzeczywistością. Można żyć normalnie i się nie bać.

 

Czasem nerwica oczywiście da o sobie znać, bardzo, bardzo rzadko. Wtedy wiem, że nakręcanie się tylko pogarsza sprawę i nauczyłem się głęboko to olewać. Bo co się może stać? Zasłabnę? Przewrócę się? Od nerwicy chyba jeszcze nikt nie umarł (przynajmniej mam taką nadzieję :D ).

 

Mógłbym o mojej nerwicy naprawdę kilkanaście stron napisać, ale nikt by tego nie czytał więc starałem się streścić.

 

Walczcie, bo naprawdę warto, a na pewno się uda!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pierwszy przełom to praca z naprawdę dobrym psychologiem, wcześniej odwiedziłem koło pięciu i każdy rzucał hasłami typu, "masz nerwice", "musisz wrócić do szkoły", "jak sobie wyobrażasz dalsze życie" itp. Traktowałem ich z góry jak debili.

 

Trafiłem do ostatniej Pani psycholog. Powiedziałem, że inni uważają, że mam nerwicę, ale ja wcale tak nie uważam i mówię jej, że naprawdę jestem chory tylko nie wiem na co... nie odezwała się tylko odnotowała w swoim kajeciku.

 

Każda wizyta była dokładnie zaplanowana przez Panią psycholog. Terapia była poznawczo-behawioralna. Pani psycholog nie wmawiając mi, że mam nerwice uświadamiała mechanizmy ludzkiego mózgu, aż tak naprawdę sam zacząłem nabierałem wątpliwości czy na na pewno jestem chory czy to mój mózg. Pani psycholog była na tyle zaangażowana, że przed wizytami konsultowała się z lekarzami, w czasie wizyt robiliśmy razem, pompki, skłony, przysiady, biegaliśmy po schodach na ostatnie piętro tylko po to, żeby udowodnić mi, że nic mi się nie stanie, że nie dostane żadnego ataku. Miałem uraz do wszystkich wyświetlaczy, monitorów, telewizorów itp, że po kilku minutach patrzenia robiło mi się słabo, dostawałem strasznie dużego ciśnienia, że aż siniałem i jechałem na pogotowie w takim stanie, że nie mogłem nawet chodzić. Pani psycholog załatwiła mi nawet sale z komputerem gdzie z nią stawiałem pierwsze kroki naprzód opisując co odczuwam.

 

To był pierwszy najważniejszy krok, byłem już częściowo przekonany, że to nie choroba fizyczna tylko moja psychika.

 

Niestety psycholog w czasie terapii powiedziała mi, że jej zdaniem całkowite wyjście z tego bez leków i bez terapii grupowej będzie bardzo trudne, ale pozostawia mi wybór. Zaparłem się, że nie chce leków, że będę walczyć.

 

Jak już potrafiłem siedzieć troszkę przed komputerem to zacząłem sam czytać, zagłębiać się w ten temat. To forum było dla mnie jakby terapią grupową. Zobaczyłem, że inni mają takie same problemy, że wcale nie jestem z tym sam. Wtedy zaczęło naprawdę do mnie docierać co jest grane i jak z tym walczyć.

 

Z nerwicy nie wychodzi się z dnia na dzień, to bardzo długotrwały proces. Jeszcze przez długie miesiące miałem różne epizody, wzloty i upadki. Raz było lepiej, raz gorzej. Różne myśli chodziły po głowie. Hipochondria męczyła mnie strasznie długo przez kilka lat, byle objaw to ja już googlowałem jaka to choroba. Bałem się przyjmować leków, ze dostanę od razu najgorszych objawów ubocznych i umrę.

 

Praca też była dla mnie jakby sprawdzianem czy wytrzymam. Była trochę załatwiona w ten sposób, ze zostałem postawiony przed faktem dokonanym - masz iść na rozmowę, już wszystko nakręcone. Sprawdzałem w pracy swoje możliwości fizyczne, choć było, ze zasłabłem w pociągu.

 

Na koniec opowiem taki śmieszny epizod. W pracy siedziałem na krześle w kanciapie, schyliłem się lekko i nagle poczułem, że całe udo zrobiło się lodowate. Pierwsze co wpadłem w panikę. Zrobiło mi się słabo, serducho mało mi nie wyskoczyło, wybiegłem z kanciapy, dostałem lekkich zawrotów głowy, nie wiedziałem co się w ogóle dzieje, że zaraz chyba zemdleje. Co się okazało. Wkładam łapę do kieszeni, a tam mokro i zapach aż pali w nos. Okazało się, że jak się schyliłem to psiknałem sobie w nogę gazem pieprzowym, który nosiłem jak jeżdziłem do pracy jak już było ciemno. Od razu wszystkie objawy nagle przeszły :lol: To jest właśnie esencja nerwicy, z byle czego była panika i objawy ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję za wszystkie odpowiedzi.

 

braksił22 witam Cię na forum.

 

Z całą pewnością wiele w życiu przeszedłeś. Pochodzisz z rozbitej rodziny i już jako małe dziecko, które potrzebuje dorastać otoczony miłością, z poczuciem bezpieczeństwa musiałeś szybciej dorosnąć.

Objawy, które opisujesz mogą mieć tło nerwicowe, z tzw. zaburzeń lękowo-depresyjnych. Ale to musiałby zdiagnozować psychoterapeuta/psychiatra. Poczytaj sobie o syndromie Dorosłych Dzieci Rodzin Dysfunkcyjnych, może zaspokoisz wiele Twoich domysłów.

Najlepszym rozwiązaniem byłaby psychoterapia.

 

Z pewnością poczytam o tym syndromie.

 

Z pewnością nie każdy objaw fizyczny należy przypisywać wyłącznie psychice. Najpierw musisz przejść dokładną diagnostykę od strony somatycznej. To co ważne w neurologii, to na pewno zrobienie rezonansu. Spore kłopoty żołądkowe to przecież też nie jakieś urojenia, bo w wynikach Ci wyszło wiele nieciekawych rzeczy. Myślę, że każdy źle by się czuł już psychicznie od tego wszystkiego i popadał w panikę. W każdym razie ja mam takie podejście do siebie, że : Jeśli coś mi dolega robię badania i jeśli jest ok, to wiem że to "głowa";-), ale jeśli jakieś badanie jest złe to trzeba to leczyć i już.

 

-- 03 maja 2014, 00:17 --

 

Warto też skorzystać z jakiś leków anty-lękowych, czy ja wiem. Terapia także. Bo jeśli będziesz miał uspokojone nerwy, to też może wpłynąć na ciało. Na zasadzie sprzężenia zwrotnego.

 

Na pewno. Jak umysł cierpi, to organizm płacze. Jutro będę dzwonił do poradni zdrowia psychicznego.

 

 

 

braksił22, stres może być źródłem tych problemów w zależności od podatności genetycznej

długotrwały rozp........ wszystko w środku obrywa typowo jak u ciebie układ nerwowy pokarmowy i krążenia

 

jeśli lekarz nie będzie miał przeciwskazań to psychiatra i leki najlepiej by zbiły kortyzol serotoninowe

 

-- 03 maja 2014, 11:13 --

 

oczywiście geny mogły być wadliwe ale środowiskowe czynniki mają duży wpływ

 

Na 100% dostałem pakiecik wadliwych genów. Jak już wspominałem (albo i nie) wszyscy od strony ojca mieli/mają problemy gastryczne. Głównie to refluksy, wrzody, ale dziadek miał guz neuroendokrynny w jelicie czynny hormonalnie. Od strony mamy problemy endokrynologiczne.

 

 

 

Psychoterapia przez 3 m-ce ?

Śmieszne ;) to jest leczenie wielomiesięczne, jak nie wieloletnie ...

 

Ja myślę, że jak najbardziej przydałaby Ci się terapia.

I znajdź sobie psychoterapeutę który ma certyfikat Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego - idź na konsultację, powiedz co i jak, i wtedy się dowiesz.

 

A tak swoją drogą, z tej całej listy "SOMATYCZNEJ" - wynika że poza jakimiś problemami ukł. pokarmowego nic ci nie dolega. W sumie też te problemy gastro - rzekłabym ma znaczna część populacji ... więc może COŚ INNEGO nie pozwala Ci pomagać mamie ;) ?

 

Psychoterapeuta to są spore koszta, a jak już pisałem to z pieniążkami nie jest za ciekawie. Gdybym miał wybierać "przeznaczyć pieniądze na terapeutę czy na jedzenie" to zgadnijcie co bym wybrał.

 

przede wszystkim - wyrównać niedoczynność tarczycy (jesteś pewien, że to nie była nadczynność tarczycy)? Twoja mama ma niedoczynność tarczycy czy chorobę Hashimoto? miałeś robione przeciwciała tarczycy, usg tarczycy? niedoczynność tarczycy może dawać właśnie objawy jak w depresji - więc myślę, że jest to jedno z priorytetów

 

zero alkoholu, zero papierosów, zero leków przeciwbólowych (ibuprofenów itd), schudnąć (jeśli jest nadwaga)

no i trzeba nauczyć się walczyć ze stresem - tu mogę poradzić wizytę u psychiatry i psychologa

biały nalot może być objawem choroby refluksowej - controloc powinien też tu pomóc - zwłaszcza, że jak piszesz próchnica u Ciebie szaleje, no i stres jest tu dużym czynnikiem

 

czy przewlekłe leczenie u gastroenterologa i endokrynologa nie wchodzi w grę?

 

Masz rację, mama ma chorobę Hashimoto. Nie miałem robionych przeciwciał, ani usg tarczycy. Lekarka stwierdziła, że skoro FT3 i FT4 mieszczą się w normie, to nie ma potrzeby.

Co do schudnięcia, to nie wchodzi to w grę. Wpieprzam jak głupi, a tracę na wadze. Jestem bardzo szczupły.

Alkoholu nie piję, papierochów nie palę, przeciwbólowych nie biorę od kilku lat.

Controloc biorę przewlekle od 2 lat dzień w dzień, bo inaczej nie mógł bym spać z bólu żołądka.

Byłem już u 3 gastroenterologów i schemat jest ten sam, controloc 40 i ewentualnie antybiotyk i to tyle, dziękuję. Na 25 maja mam wizytę u kolejnego gastroenterologa.

Do endokrynologa nie chcą mi wystawić skierowania, a prywatnie chodzić nie mam jak.

 

no i ta anemia jest niepokojąca - jaką przyczynę ustalili w szpitalu

Diagnoza: Niedokrwistość z niedoboru żelaza.

Czyli w efekcie jakiegoś krwawienia wewnętrznego. Dziwne go nigdy nie miałem krwawych wymiotów, nigdy nie miałem smolistego stolca i nic nie wykryto w teście na krew utajoną. Tak jakby coś ze mnie tę krew wyssało, dlatego też podejrzewałem pasożyty, jednak okazało się, że to też nie to.

 

 

Żeby nie było. Jestem świadomy tego, że mam zaburzenia nerwicowe. Wiem, że wykształciła się u mnie duża fobia społeczna. Jednak nic nie dzieje się bez przyczyny.

 

-- 16 maja 2014, 18:48 --

 

Witam ponownie.

Mam już ustalony termin (22 lipiec) na wizytę z psychiatrą, która jest przy okazji psychoterapeutką. Ogólnie zacząłem czytać o nerwicach, zaburzeniach lękowych, fobiach, o sposobach sobie radzenia z nimi no i zbrakło mi lektur. Jak ktoś ma jakieś ciekawe tytuły w .pdf to bym prosił o podesłanie :)

 

Mam też pytanie. Strasznie mi się psują zęby, niedawno byłem wyleczyć 3 zęby u dentysty, a już kolejne dziury się porobiły i zaczynają boleć.

Od czego tak mogą mi się psuć te zębiska? Szczotkuję je 2 razy dziennie, płuczę jamę ustną, ogólnie rzecz ujmując dbam o higienę jamy ustnej. Co jest nie tak? Czemu ciągle postępuje u mnie ta próchnica? Mam już tego dość ;s

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z tym że nie bardzo jest jak. Za mała mieścina, jakbym poszedł do psychologa, to wszyscy by wiedzieli. A ja tego bym nie zniósł. Nie zniósł bym łatki psychicznego :cry:

Poza tym ostatnio jest jeszcze gorzej. Ja... Ja się zakochałem. Chyba :why: Nie wiem już sam :why: Bardzo mi się podoba, ale ona na pewno nie zechce się ze mną umówić! Boję się to głośno powiedzieć. Boję się zapytać, czy by się ze mną umówiła. :why:

Mam po prostu wrażenie, że jakbym się zabił, to by było lepiej i już bym się nie męczył. Życie jest takie beznadziejne, jak się nie ma nikogo :cry:

Przepraszam, że was tym wszystkim zamęczam, już nie będę :cry:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×