Skocz do zawartości
Nerwica.com

Boję się podjąć psychoterapię


nvm

Rekomendowane odpowiedzi

Boję się zarejestrować...

 

1) Boję się (ponownego) kontaktu z psychiatrą

2) Boję się presji psychicznej

3) Boję się bycia ograniczonym przez sztywno wyznaczone terminy

4) Boję się nie wywiązać się ze zobowiązania, jakim jest stawianie się na terapię

5) Boję się niewłaściwego wpływu ze strony terapii (z kim przestajesz takim się stajesz, a kropla drąży skałę)

6) Bojsię się zrezygnować po zapisaniu się; bo boję się reakcji oraz reakcji przy późniejszym ponownym zapisaniu się...

7) Boję się tego, że po zapisaniu się zmienię zdanie i będę chciał zrezygnować, ale będę się bał zrezygnować...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nvm, Tak jak napisałeś... boisz się, więc nie jesteś na nią gotowy. Właściwie to Ty się nie chcesz zmienić po to, żeby było dobrze, żeby wyjść z utartych, starych schematów, które powodują Twoją nerwicę. Chcesz dalej tkwić w punkcie, w którym się znajdujesz. Lubię zachęcać ludzi, żeby ją podjęli, ale takich, którzy się ewentualnie wahają. Ty się nie wahasz, Ty już zadecydowałeś i oznajmiłeś to poprzez swój post.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Monika, źle się czuję z tym, że mnie spisałaś już na straty...jak ostatni śmieć...

 

Nie potrafię podjąć racjonalnie decyzji w sprawie podjęcia terapii - ani w jedną ani drugą stronę.

Mam w sobie jedynie uczucia i emocje w tej sprawie.

 

Jeśil to możliwe, chciałbym podjąć taką decyzję ze spokojem i pełnym przekonaniem, że właściwie robię.

Niestety nie umiem, więc miałem nadzieję, że może ktoś mi pomoże...

Mam dezorientację, chaos, mętlik w głowie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nvm, myślę że nie powinna Ci zaszkodzić. Może tak jak masz teraz nie jest najgorzej, poco się wysilać?
Nie jest "najgorzej" :) Jest częściowo źle, a częściowo dobrze.

Nie mam nic przeciwko wysiłkowi. Chciałbym tylko mieć pewność, że postępuję właściwie.

Że właściwie dobieram sobie czynniki zewnętrzne, które będą na mnie silnie wpływać.

Nie chciałbym takich decyzji podejmować pochopnie, lekkomyślnie.

Tzn. moje wewnętrzne dziecko chciałoby wszystko robić lekkomyślnie i beztrosko, ale trudno jest mi zaufać swojemu wewnętrznemu dziecku...nie chciałbym zrobić jakichś głupot...

 

EDIT: Generalnie robię sobie proste ćwiczenie myślowe. Wyobrażam sobie, że jestem zarejestrowany i za kilka dni wizyta u psychiatry.

 

Wyobrażenie start

 

Czuję się wewnętrznie spięty, czuję stres. To mnie skłania, żeby się skupić i skoncentrować bardziej na tu i teraz, ignorując swój stres.

Ale to jest męczące, wyczerpujące - choć z drugiej strony motywujące, czyniące mnie bardziej energicznym i odważnym.

Jednakże w środku jest chęć odpoczęcia od tego, uwolnienia się od stresu, od wszelkich zobowiązań...bycia wolnym i odprężonym...

Źle się czuję z tym, że jestem zarejestrowany, chciałbym już mieć tę wizytę za sobą, jak najszybciej to zamknąć.

 

Boję się jednak tej wizyty. Boję się agresji ze strony psychiatry i tego, że się przeprogramuję na zbyt 'odważny' tryb.

A co z częścią mnie, która pragnie spokoju, rozluźnienia i odpoczynku?

Nie chcę stracić spokoju, źle się z tym czuję, że miałbym go stracić, czuję stres.

 

Wyobrażenie stop

 

EDIT 2: I moje myśli są następujące:

 

:arrow: A może lepiej sobie poradzę bez terapii, odnajdę swoją drogę lepszą niż by mi 'narzucono'?

:arrow: A może powinienem pójść na terapię, ale później? Może to jeszcze nie jest właściwy moment?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To nie powód, żeby tak się czuć.
Dlaczego nie? Widocznie jest powód, skoro tak się stało...
Brakuje Ci dystansu, oj brakuje...
A czego się spodziewałaś po osobowści lękliwej/unikającej?
Jeśli sam siebie nie przekonasz do podjęcia psychoterapii, nikt na siłę Cię na nią nie wyśle.
To najpierw muszę być przekonany, że przekonanie do tego siebie jest dobrym pomysłem...czyli mamy błędne koło... :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nvm Z Twoich postów zamieszczanych w różnych wątkach, wyłania się obraz osoby bardzo skupionej na sobie i swoim wnętrzu. Wydaje się, że całymi dniami analizujesz swoje emocje i jesteś bardzo zagubiony w tym wszystkim. Może zamiast produkować kolejne rozważania i lęki, po prostu spróbuj zrobić coś konkretnego czyli zapisz się na spotkanie z terapeutą? Pójdziesz, zobaczysz na czym to polega, jak nie będzie Ci pasowało to zrezygnujesz, przecież świat się od tego nie zawali. W innym wątku piszesz, że boisz się, że terapeuta Cię źle przeprogramuje, ale przecież jesteś dorosłą, wolną osobą. Od Ciebie zależy, które wskazówki i komentarze przyjmiesz i nikt nie ma takiej mocy sprawczej aby uczynić Cię innym człowiekiem wbrew Twojej woli. W końcu nie wybierasz się na spotkanie sekty, tylko do profesjonalisty.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja również zgadzam się z przedmówczyniami. Podrzuciłam Ci sposób innego spojrzenia na swoje sprawy a Ty nadal to negujesz i analizujesz zamiast przetestować choćby w minimalnym stopniu. Niestety taką podjąłeś decyzję, że nie zmienisz punktu siedzenia więc znajdziesz sobie guru lub coś innego czym będziesz mógł się sugerować oraz co będziesz mógł obsesyjnie kontrolować ze swojej strefy komfortu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nvm, co takiego trudnego było w poprzedniej terapii ?

dlaczego w ogóle rozważasz podjęcie terapii?

napisałeś tylko dlaczego nie chcesz jej podejmować

 

nie mam pojęcia o Twoim przypadku ( no i sama jestem w podobnym rozchwianiu bo po ostatnich doswiadczeniach po prostu na kontynuowanie terapii byłam za słąba a zaufanie komukolwiek nie wchodzilo w grę ) , więc wiele nie napiszę, ale wydaje mi się że masz do wyboru albo

uznać że jestes zdrow/ze swoimi problemami poradzisz sobie sam i wtedy wywalaj tu z tego forum, nie zajmuj się rozkminkami na temat swoich emocji i prowadz spokojne satysfakcjonujace zycie, albo

uznać, ze obecnie twoja głowa ma kaprysy ( zapoewne jest to uzasadnione przeszłoscia ) i zalecane jest by nad tymi kaprysami zapanowac. nikt nie zrobi tego samodzielnie, bo zwyczajnie nikt siebie nie widzi w całosci albo raczej nie widzi siebie z perspektywy relacyjnej a zazwyczaj relacja sama w sobie , relacja do relacja z ( czlowiekiem ) dopiero daje obraz i stanowi sytuacje w ktorej realne rozladowanie napiec i lękow jest dopiero mozliwe. byleby na tych czlowiekow dobrze trafic bo mozna trafic zle. twoim zadaniem byloby znalexc dobra terapie/ dobrego terapeute i wytrwac. wytrwac bol i frustracje wlasnej niewszechwiedzonosci ;)

 

pzdr

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zadaj sobie pytanie-czego chcesz/oczekujesz od terapii.
Rozmów, powiększających mój samo-wgląd :)

 

i co masz na mysli ze boisz sie ze terapia zaszkodzi? w jakim sensie?
Boję się, że

 

:arrow: Uzależnię się od niej (stanę się mniej samodzielny psychicznie)

:arrow: Przesiąknę filozofią terapeuty/terapeutki, która może nie być dla mnie do końca dobra. Mam skłonność do przesiąkania myślami i emocjami od osób i społeczności, z którymi się spotykam. Jako istota kompulsywna, odruchowo przylegam do różnych rzezcy i silnie na mnie oddziałują, zwłaszcza jeśli są mówione z naciskiem. Na przykład pewien psycholog oraz pewien psychiatra mówili do mnie z naciskiem, wg mnie byli wręcz agresywni. Sugerowali, że mam "urojenia", itp. W ogóle odrzucali moje podejście, jakby zakładając że wszystko musi być ze mną nie tak (takie trochę czarno-białe myślenie moim zdaniem) - oczywiście w nurcie Ericksonowskim podejście terapeuty jest inne, toteż ostatnia psychoterapeutka z którą miałem kontakt, zrobiła na mnie dobre wrażenie :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nvm, co takiego trudnego było w poprzedniej terapii ?
Wiesz, w sumie całkiem miło ją wspominam. Już na drugim spotkaniu wylałem praktycznie swoje najgorsze brudy. W sumie fajnie się czułem. Jednocześnie otworzyła we mnie wiele bolesnych emocji, ale przeżyłem je, nauczyłem się im stawiać czoła i dojrzałem. Powiększyło to mój samo-wgląd i moją elastyczność.

 

Jednakże...odniosłem wrażenie, że się od tej terapii uzależniam (dodam że była prywatna, a ja nie miałem żadnych stałych przychodów...)...obawiałem się, że coraz bardziej będę się uzależniał i to jest zorganizowane w taki sposób, bym chodził (i bulił) przez kilka lat. Jednocześnie postawa psychoterapeutki była dla mnie sugestią, sprawiającą u mnie stopniowy wzrost przekonania, że takie podejście wielo-letniego drążenia jest czymś koniecznym. Że Freud wie najlepiej i musimy się trzymać opracowanego systemu. Im bardziej wchodziłem w praktykowanie psycho-dynamicznej, tym bardziej stawałem się jej wyznawcą. Trochę jak z sektą/religią.

 

Widziałem jednocześnie alternatywne podejście - i było to to samo podejście, które mnie skłoniło do wypróbowania terapii. Było to podejście oparte na kierowaniu się swoją radością/inspiracją. To samo podejście skłoniło mnie, abym podjął wtedy terapię i to samo podejście skłoniło mnie, abym po 3 spotkaniach z niej zrezygnował.

 

Albowiem widzę 2 podejścia terapeutyczne:

 

1) Trzeba najpierw dokopać się do źródła i dopiero potem będzie można zacząć żyć.

2) Liczy się każdy wybór dokonywany już w danej chwili ( patrz też: fascynuj-cy-energetyczny-sposob-na-podejmowanie-decyzji-t63209.html ). Innymi słowy: czym się kieruję, to wzmacniam. Jeżeli kieruję się poczuciem respektu wobec autorytetu psychodynamicznej, to coraz bardziej się w tym pogrążam. Jeżeli kieruję się frustracją, to tworzę frustrujące okoliczności. Jeżeli kieruję się radością, to tworzę radosne okoliczności.

 

I to drugie podejście generalnie się w dużej mierze sprawdza :) A jednocześnie sprawia, że wszelkie brudy i tak wypływają na powierzchnię.

 

Według pierwszego podejścia, my jesteśmy wierzchołkiem góry lodowej i musimy dokopać się do samego dna.

Według drugiego podejścia, to my jesteśmy tym dnem.

 

dlaczego w ogóle rozważasz podjęcie terapii?
Czasem jak sobię pomyślę, że mógłbym porozmawiać z terapeut(k)ą i uzyskać większy wgląd w siebie, to czuję radość na widok takiej wizji. A czasem mam/miałem kryzysy i jestem/byłem po prostu bardziej zdesperowany.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

no ale terapia nie polega na doraźnej rozmowie wtedy kiedy masz na nią chęć. to jest wejście w relacje z drugim człowiekiem. zgoda na pewien rytm który został narzucony z zewnątrz i podczas którego przezywasz rozne stany. miałbyś wtedy czas na to zeby podumac nad decyzjami mimo ze wahasz sie nad nimi - z sekundy na sekunde masz w stosunku do decyzji inne odczucia - a zyc i wytrwywac w decyzjach trzeba zazwyczaj pomimo tych wahan. terapia mysle, mogłaby ci w tym pomóc. nfz-ty nie są wcale takie złe. moze warto sprobowac?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

no ale terapia nie polega na doraźnej rozmowie wtedy kiedy masz na nią chęć.
A szkoda, bo właśnie coś takiego mi się marzy :mrgreen: Póki co, substytutem jest dla mnie między innymi to forum - rozmowy z wami powiększają moją samo-świadomość i skłaniają mnie do refleksji. Choć czasem muszę uważać, by nie dać się porwać emocjom, zwłaszcza jeśli widzę, że pewne osoby mnie najwyraźniej po prostu nie lubią :(

 

to jest wejście w relacje z drugim człowiekiem. zgoda na pewien rytm który został narzucony z zewnątrz i podczas którego przezywasz
Od razu źle się poczułem, czytając to...tak ciężko mi się w środku zrobiło, ścisnęło mnie...właśnie tego się obawiam, że to jest trochę jak takie wejście w związek i to w ciemno...

 

a zyc i wytrwywac w decyzjach trzeba zazwyczaj pomimo tych wahan.
Nawet jeśli są to decyzje błędne?

 

nfz-ty nie są wcale takie złe. moze warto sprobowac?
Gwoli ścisłości, to jestem już zapisany w jednym miejscu (byłem w ciężkim kryzysie, a tonący brzytwy się chwyta - włączyłem tryb quasi-maniakalny i dokonałem kilku odważnych posunięć); zakwalifikowalem się na terapię i oczekuję na nią :) Co parę miesięcy przychodzę o sobie przypomnieć i zapytać, ale generalnie odpowiedź mam stałą, że czeka się tyle a tyle...czyli jeszcze ok. rok :)

 

Myślałem natomiast, żeby w międzyczasie zapisać się do innej placówki :)

 

Czyli terapia to jest coś takiego ciężkiego, smutnego i poważnego...?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jestes przed wyborem : albo istniejesz ty i świat albo istniejesz ty jako część świata.

obejrzyj sobie buntownika z wyboru. jest to potwornie głupi i amerykański ( w złym sensie tego słowa znaczeniu ) film. ale trafia w istote rzeczy.

wpuszczasz świat do swojej neurotycznej piwnicy albo nie. ludzie , nawet ci ktorzy pracuja w instytucjach nie są kioskiem do którego chodzisz zeby cos kupic. na tym forum mozna sobie cos takiego uprawiac bo nie ma zobowiazac, co nie?

moze terapia grupowa by ci sie przydała cio ? ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ps przekraczanie wlasnego narcyzmu to jest jedna z najwazniejszych i moim zdaniem najbardziej bolesnych rzeczy ktora przydalaby sie wieeelu ludziom. dla mnie to trudne jest na przyklad. kwestia wyboru. w zasadzie tylko to.

 

najlepiej jest sobie zalozyc ze nie potrzebujesz idealnej terapii bo takiej nie ma. no i wiesz. jesli czujesz sie tak słaby w srodku i tak bardzo pozbawiony granic ze boisz sie ze nie bedziesz miał dostepu do stoich mysli na terapii no to tymbardziej ta terapia jest ci potrzebna zebys po jakims czasie poczol sie na tyle bezpiecznie zeby moc poczuc sie odrebny od reszty i moc z innymi przebywac w bliskiej relacji nawet jesli macie inne zdanie. uwierz w to ze masz jakies swoje ja ktore istnieje sobie i pozwoli ci na zachowanie swoich granic a to co ci w tym przeszkadza to nieuswiadomione emocje ktorymi zajmie sie pani pan terapeuta . i jak sie juz nimi troszke zajmie to bedziesz silniejszy i nie bedziesz sie juz musial tak bac

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

:arrow: A może lepiej sobie poradzę bez terapii, odnajdę swoją drogę lepszą niż by mi 'narzucono'?

 

Terapia nic nie narzuca z zewnątrz, skupia się na Twoim wnętrzu - wiem, brzmi jak pusty frazes o czym jeszcze potem.

 

:arrow: A może powinienem pójść na terapię, ale później? Może to jeszcze nie jest właściwy moment?

 

To Twój wybór, ale nie sądzę żeby mogło być za wcześnie na terapię. Miałem podobne rozkminki, że teraz czuję się zbyt źle więc nie wykrzeszę z siebie odrobiny pozytywnego podejścia, a teraz dobrze - więc po co. Jak się umawiałem, to był okres gdy czułem się raczej źle. Okazało się, że skrupulatny wybór momentu nie jest szczególnie istotny bo trzeba czekać miesiące ;). Paradoksalnie to ułatwia pójście, bo jak alternatywą jest zmarnować termin i czekać kolejne miesiące, to się po prostu idzie, nawet jak znowu czuję się "nie idealnie" na terapię. Jakby dało się zapisać "na już" to by pewnie było łatwiej unikać, ciągle byłby nie ten moment (zbyt źle/zbyt dobrze). Myślę, że to generalnie wszystko są mechanizmy obronne.

 

zadaj sobie pytanie-czego chcesz/oczekujesz od terapii.

z podejsciem typu,,sam nie wiem czego chce'' to wiele nie zdzialasz.

 

To się do końca nie zgodzę, to niepotrzebny demotywator do pójścia (który ja też skrupulatnie podłapałem zastanawiając się nad terapią). Wsparcie mechanizmu obronnego pod tytułem:

:arrow: A może powinienem pójść na terapię, ale później? Może to jeszcze nie jest właściwy moment?

Chociaż nie ma to znaczenia, jak się chce, można znaleźć setki mądrych argumentów żeby na terapię nie iść, a argumenty za terapią osłabić, obnażyć ich słabość itp. A informacje dotyczące tego, że na terapii nie jest tak różowo - potraktować jako kolejny demotywator. Podam kilka swoich demotywatorów:

- skoro trzeba znać swoje oczekiwania, to nie idę, bo ich nie znam, a nie wiem jak je poznać

- skoro tracę poczucie tożsamości, to jak ktoś narzuci mi jakieś sposoby działania/myślenia, to one będą jeszcze bardziej "nie moje", to tylko osłabi moją tożsamość, już bardziej w zgodzie z sobą działam teraz

- skoro terapia zachęca do kwestionowania wszystkiego, to jak skutecznie zakwestionuję wszystko w moim życiu to stracę te resztki np. powodów do radości co jeszcze mam (analogicznie jak z tożsamością)

- skoro mechanizmy obronne bronią, a ja czuję się tak źle, to co dopiero będzie jak się ich pozbędę; to już wolę funkcjonować z nimi, po co mam je demaskować, walczyć z nimi.

 

A na terapii:

- nie wiem co jest ważne, to nie ja jestem specjalistą; po co mam mówić nie wiadomo ile prywatnych rzeczy, jak nie mam do niego zaufania; albo niech pyta, jestem gotowy odpowiedzieć, albo niech zdobywa moje zaufanie i zachęca żebym mówił. A tak to bierze kasę za nic

- odpowiedzi mojego terapeuty są zdawkowe, wiele nie wnoszą, nie zbijają moich argumentów; coś tam odpowiada, ale jak zważyć te argumenty to wygląda to słabo; a jak idę do fachowca, to on się powinien znać na swoim fachu na tyle, żeby przekonać mnie, że to co oferuje mi pomoże.

- terapia pozbawia mechanizmów obronnych w bezpiecznych warunkach? Na czym polega to bezpieczeństwo? Przecież terapeuta zrzuca na mnie całą odpowiedzialność za treści w terapii, nikt poza mną nad tym nie panuje, gdzie tu bezpieczeństwo?

 

Nie ma prostych odpowiedzi. Nie ma łatwego zbicia argumentów. Bardzo łatwo być górą w dyskusji pt." No i po co ta terapia"

- Boję się, że terapeuta coś mi narzuci.

- Terapeuta nic nie narzuca

- Nie narzuca ale sugeruje

wersja A:

- W zasadzie to nawet nie sugeruje

- No to po co mi ta terapia, kontakt z sobą to ja mam dobry, jak to ma bazować na tym co ja wiem, to ja dziękuję.

wersja B

- No tak, najwyżej sugeruje

- No właśnie, ja jestem podatny na sugestie, a nie chcę dać się urobić komuś z zewnątrz, chcę pozostać sobą.

 

Taka szermierka na argumenty to sam w sobie mechanizm obronny. A terapia się łatwo argumentami nie broni, dlatego może się wydawać że jest lepsza w pustych frazesach niż w argumentach. Wrócę do koncepcji która jest mi bliska, że terapia jest odtrutką na świat/społeczeństwo, który nas zatruł. Społeczeństwo, które uwielbia wiedzieć lepiej, uwielbia dobre rady, argumenty typu "jakoś wszyscy.... /jakoś ten i ten (pan X).... a ty nie - czy na pewno jesteś mądrzejszy od całego społeczeństwa? Albo od pana X? (Tak, jeśli chodzi o mnie jestem bardziej kompetentny od zdania społeczeństwa, albo od pana X). Jest też odtrutką na sprawne wsparte argumentami i planem działań "projekty". Projekt-Terapia: wybierz idealnie miejsce i czas, wnieś x, y, z, zyskaj X, Y, Z w mniej niż 6 miesięcy za jedyne xxx zł. Terapia i argumenty za nią w taką konwencję się po prostu nie wpisują.

 

Uważam, że terapia nic nie narzuca, przybliża a nie oddala od siebie, jest bezpieczna. I nie uważam, że alternatywą do niej jest pozastanawianie się nad sobą. Albo że jest lepszą wersją pozastanawiania się nad sobą, kontynuacją - dla mnie to jednak inny świat. Ale nie mam na to twardych argumentów ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×