Skocz do zawartości
Nerwica.com

Czy można mieć PTSD po związku z psychopatą?


Rekomendowane odpowiedzi

Rok temu uciekłam z domu i z dziesięcioletniego związku z człowiekiem, o którym dziś, po przeczytaniu mnóstwa literatury, myślę: psychopata, socjopata, człowiek z narcystycznym zaburzeniem osobowości, do tego alkoholik, u którego znęcanie się pod wpływem alko przybierało na sile. Nieliczni znajomi gratulują mi, że udało mi się tak dzielnie uciec, wyzwolić się z tego toksycznego związku, jak z więzienia, że udało mi się odzyskać część swojego majątku i teraz mam gdzie mieszkać, pracuję, czyli teoretycznie mogę żyć. Ale ja żyć nie potrafię. Nikt nie wie, jakie piekło przeszłam, co zgotował mi ten człowiek. Sama czasem się zastanawiam, czy ja sobie tego przypadkiem nie wymyśliłam... Coraz bardziej izoluję się od ludzi. Zamiast czuć się coraz lepiej, ja czuję się coraz gorzej. Jestem zupełnie sama, żyję w mieszkaniu w bloku, jak chomik w klatce. Nie mam nikogo bliskiego, kogo obchodziłby mój stan. Nawet sąsiadów mam jakichś anonimowych, nikt do nikogo się nie odzywa... Znajomi mają swoje rodziny, swoje problemy, a ktoś taki jak ja nie stanowi dobrego kompana do niczego. Sama, bez faceta, po "takich" przejściach, wycofana, nie jest już duszą towarzystwa. Jestem jak trędowata. Staram się nie przeżywać przeszłości, nie myśleć o niej, ale ostatnio zrozumiałam, że przeszłość to nie tylko wydarzenia, flashbacki, nie tylko stracony dom, ogród... Zrozumiałam, że przeszłość, że to, co zrobił mi ten człowiek, jad który sączył we mnie kazdego dnia, te wszystkie traumatyczne wydarzenia, które się działy, kiedy byłam tylko ja i on i znikąd pomocy... To wszystko wżarło się we mnie, w moją osobowość, w każdą komórkę mojego ciała. Nie wiem nawet, kim ja już dziś jestem. Odkrywam w sobie rzeczy, których nigdy we mnie nie było. Najgorsze jest to, że jak do tej pory przez ten rok jakoś się starałam trzymać, tak czuję, że zaczyna być coraz gorzej. Zapadam się w sobie, żyję jakby za szybą normalnego życia, ludzi, którzy mnie otaczają na co dzień. A we mnie rozgrywa się jakiś dramat. Inny niż ten, który przeszłam będąc z tym człowiekiem, ale ten stan jest nie do zniesienia. Nie bardzo wiem, jak mogę sobie pomóc...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem czy ptsd jest dobrym określeniem, ale nie ono ma znaczenie. Miałaś traumatyczne lata i musisz nauczyć się żyć w nowej rzeczywistości ze wszystkimi zmianami jakie się w Tobie dokonały i z całym bagażem który dźwigasz. To może zająć wiele lat więc nie poganiaj się i szukaj dla siebie najlepszej pomocy i rozwiązań jakie potrafisz. Wszystko się zmienia, ale to czy w dobrą stronę pójdą zmiany zależy od Ciebie, Twojej pracy nad sobą i miłością którą sama siebie obdarzysz. Z czasem wszystko wtapia się w szarą rzeczywistość więc pilnuj, pielęgnuj to co ma z Tobą zostać na stałe np pewność siebie i swoboda. Znajdź specjalistę lub zostań z książkami jeśli czujesz, że to Ci wystarczy. Jeśli czujesz inaczej to nie czekaj, samo szukanie rozwiązań to dobry nawyk który warto pielęgnować :)

Może jakaś wspólna aktywność z ludźmi która pozwoli Ci poznać nowe osoby?

Trzymam kciuki za Ciebie :*

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wydaję mi się, że samemu ciężko jest zdiagnozować u siebie PTSD. Mnie do takiego stanu doprowadziło rozstanie z mężem, który zdradził mnie z moją przyjaciółką i wyrzucił wraz z dzieckiem z domu. Niby nic takiego bo powinnam się jakoś pozbierać i żyć a dla mnie było to tak wielkie cierpienie, że mój mózg sobie z tym nie poradził. Dlatego czuję się jakaś wybrakowana, bo zawsze mi się wydawało, ze to dotyczy tylko osób, które naprawdę przeżyły jakąś traumę, ich życie było w zagrożeniu. Ale jak widać różnie z tym bywa. Wydaje mi się też że objawy PTSD są dość charakterystyczne i dobry specjalista na pewno je wychwyci i postawi prawidłową diagnozę. Może warto spróbować?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję Wam za odpowiedzi. Wydawało mi się, że najtrudniejsze w tym wszystkim będzie uciec z tego związku i jakoś zorganizować sobie życie. A tu okazało się, że najtrudniejsze jest dalej po prostu żyć, kiedy warunki podstawowe do tego życia są. Stąd szukam powodu, że im dalej od traumatycznych przeżyć, tym gorzej. A przecież powinno być lepiej. Chodziłam długo na sesje do terapeuty, ale on skupił się głównie na tym, co z było do przejścia, czyli na mojej decyzji o ucieczce, na przejściu ze mną przez wszystkie trudne etapy, żebym się nie wysypała, nie załamała... Kiedy zamknęłam ostatnie drzwi i zerwałam ostatnią nitkę z oprawcą psycholog nie bardzo miał mi coś do zaoferowania. Aktywność, spotkania z ludźmi, znalezienie nowych ludzi... To były jego rady. Wszystko OK, ale mnie stało się coś, że w głowie nastąpił jakiś odwrót od świata i żadna z tych rzeczy jest na dziś po prostu niewykonalna dla mnie. Z ogromnym wysiłkiem wykonuję codzienne obowiązki, z trudem spotykam się z ludźmi, których znam... Nie wiem, czemu ten psycholog nie potrafił mi pomóc. Jakby nie brał pod uwagę, że może być coraz gorzej, kiedy według wszelkich przesłanek, jakie sobie założył, powinno być coraz lepiej. Przestałam do niego chodzić, bo zaczęłam czuć, że wydaję pieniądze na to, żeby ktoś mnie tylko przez godzinę słuchał. A nawet nie chciało mi się mówić mu, co czuję, gdyż widziałam po nim, że to nie mieści się w jego wizerunku mojej osoby, która poradziła sobie w tak dramatycznej sytuacji, no więc poradzi sobie ze wszystkim... Nie rozumiał, że przechodzę w sobie drugie piekło, już bez człowieka-oprawcy. Nie miał żadnych pomysłów, sposobów, słów, żadnych psychologicznych sztuczek, żeby poprawić jakość mojego życia. Dlatego zrezygnowałam z niego i szukam przyczyny, co ze mną jest nie tak. Nie wiem, co zrobić. Kolejny psycholog?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przede wszystkim psycholog to nie terapeuta. Psycholog jest od wspierania i to zrobił. Nie chodziłas na terapię tylko do normalnego psychologa. Poczytaj sobie kim jest terapeuta, w jakich nurtach pracują terapeuci, kto może zostać terapeutą. Na NFZ terapia grupowa lub psychodynamiczna, ale uważam, że psychodynamiczną byłaby ci zbędna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

arahja7 napisałam psycholog, bo tak potocznie się mówi, ale człowiek, do którego chodziłam, miał kwalifikacje: psycholog i psychoterapeuta pracujący w nurcie psychodynamicznym, biegły sądowy, członek Polskiego Towarzystwa Psychoterapii Psychodynamicznej oraz Polskiego Towarzystwa Psychologicznego. I to naprawdę bardzo miły i dobry człowiek, ale ja potrzebuję konkretnej pomocy, konkretnych nie wiem zadań, jakichś wskazówek, jak poradzić sobie z tym, co mam w głowie, a nie wysłuchiwania mnie przez dobrego człowieka. W moim mieście jeśli tacy jak ten nie pomogają, to reszta jest tylko niżej :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ok, to rozumiem. Psychodynamiczna to terapia która nie daje rozwiązań i nie uczy radzenia sobie z problemami. Jedynie uświadamia skąd się różne rzeczy wzięły. W sumie może polegać na rozgrzebywaniu przeszłości bez zamykania ran :/ Może inny nurt?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przeczytałam bardzo dużo na temat toksycznych związków, chyba wszystko dostępne po polsku na temat psychopatów, trochę zaczęłam czytać o PTSD, dlatego tu trafiłam. Ale wiedzę książkową trudno zastosować we własnym przypadku. Wiem, z kim miałam do czynienia, wiem, jaką krzywdę mi wyrządził, choć wciąż przekonuję się o kolejnych trudnych dla mnie skutkach, ale nie wiem, co zrobić, żeby poprawić jakość życia. Chcę być znów tą silną, radosna kobietą lubiącą ludzi, jaką byłam... X lat temu. Wiem, że nie da się być własnym terapeutą, choćby nie wiem, ile człowiek przeczytał. Poszukam terapeuty po specjalizacjach. Może w tym tkwił problem, że mój terapeuta pracował w taki a nie innym nurcie. Myślałam, że terapeuta jak widzi, że pacjent potrzebuje czegoś innego, że sam mówi, co czuje, że jest mu potrzebne na terapii, to zmienia prowadzenie. Ale okazuje się, że nie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak, mówiłam, ale on miał inną wizję (umiejętność) pomocy. Ja jej nie neguję w ogólności, tylko mnie to przestało pomagać. Potrzebowałam metody towarzyszenia, kiedy jej potrzebowałam, teraz przeszłam na inny poziom i potrzebuję czegoś innego. Terapeuta albo nie umiał ze mną postępować, albo nie chciał... Próbując na siłę aktywności zewnętrznej, w czym psycholog upatrywał rozwiązania mojego problemu, ja zapadałam się w sobie i tak. Czuję, że najpierw potrzebuję aktywności wewnętrznej, żeby poradzić sobie z demonami przeszłości i żeby znaleźć sens, bez którego jak mówił Frankl nic nie ma sensu. Dopiero potem mogę wyjść do ludzi i coś z nimi robić i coś im z siebie dać. Na dziś jestem pusta i mam niechęć do ludzi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

carita, Może chciał Ci uświadomić, że nie potrzebujesz prowadzenia za rączkę? Że sama jesteś w stanie sobie poradzić?

W życiu najlepiej jest tak, kiedy nie potrzebujemy wisieć na ramieniu innej osoby i nie uzależniamy się od niej. To się w końcu robi toksyczne.

Może za długo tkwiłaś w toksycznej relacji...

Musisz chcieć próbować. Wszyscy ludzie, do których masz niechęć nie są tacy sami jak Twój poprzedni partner. Stosujesz "przeniesienie", stąd może wynikać Twoje uprzedzenie.

Terapia psychodynamiczna jest profesjonalną terapią, sama przez nią przechodziłam przez ponad 3 lata i będę polecała... do skutku.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie izoluj się, nawet jeśli czujesz niechęć - przełamuj się, wychodź do ludzi, szukaj w wolnym czasie jak najwięcej zajęć bo inaczej się zapętlisz w dołujących myślach i grzebaniu w swojej psychice. Najtrudniejszy jest "rozruch" po tak długim "zastoju", ale potem będzie z górki, zobaczysz ;) tylko nie poddaj się w tych najtrudniejszych dniach, może i tygodniach...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

"Zespół stresu pourazowego, zaburzenie stresowe pourazowe (ang. posttraumatic stress disorder, PTSD) – zaburzenie psychiczne będące formą reakcji na skrajnie stresujące wydarzenie (traumę), które przekracza zdolności danej osoby do radzenia sobie i adaptacji." (https://pl.wikipedia.org/wiki/Zesp%C3%B3%C5%82_stresu_pourazowego)

 

Czyli moim zdaniem tak.

Wygląda zatem na to, że ja również jestem ofiarą PTSD... :roll:

I to również po związku... :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nvm jak już powołujesz się na jakąś definicję, to może zamieść ją w całości, bo w kolejnym zdaniu napisane jest:

"Pośród tego rodzaju wydarzeń wymienić można działania wojenne, katastrofy, kataklizmy żywiołowe, wypadki komunikacyjne, bycie ofiarą napaści, gwałtu, uprowadzenia, tortur, uwięzienia w obozie koncentracyjnym, doświadczenie ciężkiego bad tripu, otrzymanie diagnozy zagrażającej życiu, choroby itp"

Przepraszam, ale nie za bardzo umiem postawić znak równości między trudnym związkiem/rozstaniem a gwałtem, czy wypadkiem. To oczywiście nie umniejsza Waszych doświadczeń i problemów emocjonalnych z nich wynikających, ale PTSD to raczej nie jest. Jako osoba żyjąca od wielu lat z flashbackami, dysocjacją i wieloma innymi objawami, mogę powiedzieć, że doświadczenia traumatyczne wywołujące PTSD, są jedyne w swoim rodzaju i bardzo trudne do pokonania nawet przy wsparciu terapeuty.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Poczucie zgwałcenia można mieć nawet po wcześniej uzgodnionym scenariuszu BDSM jak wszystko było niby ustalone, ale real okazał się inny niż fantazjowanie.

 

A brak świadomości kim się jest to typowy objaw zrujnowanej psychiki po "związku" z psychopatą

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pójdę o krok dalej i powiem, że gwałt jest też wtedy gdy się na coś zgadzasz i nie potrafisz w trakcie powiedzieć, że jednak nie chcesz. Brzmi głupio, ale "nie potrafić" znaczy tu dosłownie "nie potrafić powiedzieć" nie ważne czy z powodu zakneblowanych ust, wyłączenia emocji czy blokady w głowie. Efekt "po" jest taki sam.

Nie twierdzę, że to o czym piszę jest gorsze od bycia w związku z kimś kto się znęcą bo nie mam takiej miary. Wiem tylko, że to co wydaje się błahe może wcale takie nie być i mieć poważne skutki uboczne. Tego się nie ocenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pójdę o krok dalej i powiem, że gwałt jest też wtedy gdy się na coś zgadzasz i nie potrafisz w trakcie powiedzieć, że jednak nie chcesz. Brzmi głupio, ale "nie potrafić" znaczy tu dosłownie "nie potrafić powiedzieć" nie ważne czy z powodu zakneblowanych ust, wyłączenia emocji czy blokady w głowie. Efekt "po" jest taki sam.

 

Dokładnie o to mi chodziło. Reakcja zastygnięcia, niektórzy tak na zagrożenie reagują. Do tego stopnia że nie potrafi powiedzieć nawet określonego słowa żeby przerwać coś co może przerwać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moja wypowiedź była kierowana głównie do nvm, który do swojego wewnętrznego świata codziennych rozmyślań dorzucił kolejną diagnozę. W każdym razie macie rację, zdaję sobie sprawę z tego, że również związki wyglądają różnie i mogą być bardzo traumatyczne. Nie jestem psychologiem, nie znam się na stawianiu profesjonalnych diagnoz, wiem tylko ze swojego własnego doświadczenia jak to jest być zmuszoną do uczestniczenia w czymś strasznym kiedy jest się dzieckiem. Może dlatego trudno mi jest w jakiś sposób postawić znak równości, bo gdzieś w głowie mam myśl, że człowiek dorosły wchodząc w związek decyduje się na niego z własnej woli i wchodzi w niego będąc (przynajmniej na początku) na równi z partnerem. Dziecko nie ma możliwości wyboru ani ucieczki. W każdym razie przepraszam jeśli uraziłam autorkę wątku, naprawdę bardzo Ci współczuję i mam nadzieję, że znajdziesz spokój i równowagę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Aktualnie jestem po uszy zanurzona we własnej przeszłości i w uczuciach, z którymi nie potrafię sobie poradzić. W związku z tym moja zdolności empatii i logicznego myślenia została obniżona, postaram się zatem więcej nie produkować tutaj postów, które mogą kogoś ranić. Jeszcze raz przepraszam wszystkich, których doświadczenia umniejszyłam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Aktualnie jestem po uszy zanurzona we własnej przeszłości i w uczuciach, z którymi nie potrafię sobie poradzić. W związku z tym moja zdolności empatii i logicznego myślenia została obniżona, postaram się zatem więcej nie produkować tutaj postów, które mogą kogoś ranić. Jeszcze raz przepraszam wszystkich, których doświadczenia umniejszyłam.

To miłe z twojej strony, że naszła cię taka autorefleksja :smile: nic się nie stało, ale faktycznie chciałabym to podkreślić dla autorki --> twoich doświadczeń, autorko, absolutnie nie można umniejszać. Przewlekły terror psychiczny jakiego doświadczyłaś, to nie bagatelka...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nikt w Was mnie nie uraził. Szukam sposobu wyjścia z tego gówna, a jakim tkwię. Nie jestem osobą słabą, poddającą się, więc jeśli poległam, to wiem, że sprawa w mojej głowie musi być poważna. Lilith ma rację, że jest różnica w postrzeganiu toksycznego związku. Ja byłam w związku, gdzie lęk był na co dzień. I byłam doprowadzona do tego stanu, że nie umiałam się sprzeciwić, skupiałam się tylko na tym, żeby jak zwierzątko przeżyć i żeby "karanie" mnie było jak najmniejsze, żeby zupa "nie była za słona", starałam się schodzić z drogi... Nie chcę opisywać tego, co przeszłam, ze szczegółami, ale jeśli piszecie o PTSD jako traumie po obozach i uwięzieniu, to mój związek miał takie znamiona. Łącznie z wymuszaniem seksu. Nie bez powodu znalazłam się na tym forum. A wczoraj... kiedy zmuszając się do wyjścia z domu i do pobycia chociaż wśród ludzi, skoro nie mam ludzi, z którymi mogę pobyć "z ludźmi", on mnie gdzieś wypatrzył. Nagle jechał koło mnie jak szłam chodnikiem. Ogarnął mnie paraliż. Zatrzymał się kilkaset metrów przede mną, więc skręciłam szybko w ulicę, gdzie nie ma ruchu samochodowego. Wychodzę na drugą stronę, idę już w miarę spokojnie, że udało mi się, a tu przede mną stoi znów jego samochód, weszłam prawie na niego. I taka zabawa przez pół miasta. Bez słowa. Z moim panicznym lękiem i jego nienawiścią w oczach i tryumfem mówiącym "mam cię, nigdy mi nigdzie nie uciekniesz, zapamiętaj". Dziś nie wychodzę z domu. Leżę w piżamie w łóżku totalnie rozwalona. On zrobił mi przez lata tego związku coś takiego, że ja dziś zastanawiam się, czy nie zwariowałam, czy to mi się wydarzyło naprawdę, czy to były sceny z jakiegoś thrillera... Nigdy w życiu nikogo tak się nie bałam. To nie jest normalne. To nie jest lęk toksycznego partnera czy męża. To jest lęk, którego sama nie rozumiem, nikt z mojego otoczenia mnie nie rozumie, więc przestałam mówić. Zostałam z tym wszystkim sama.

 

Dodam, że kilka lat temu byłam częstym gościem na tym forum tylko w wątku nerwica, depresja. Przez tego człowieka przeszłam załamanie nerwowe z wieloma atrakcjami. Bez jego pomocy a wręcz na przekór jemu wyszłam z tego z pomocą psychiatry i psychologa. Chyba trzeba mieć trochę siły, żeby przejść coś takiego, stanąć na nogi i zdobyć się na odwagę ucieczki. Tylko że to taki był ciężar, za który chyba teraz zaczynam płacić... Wtedy musiałam walczyć o życie. Teraz minął rok od ucieczki, a ja jakby zaczynam siadać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

carita

w literaturze obcojezycznej jet troszke wiecej na ten temat i bardziej niz u nas jest popularne pojecie c-PTSD (complex ptds czy jakos tak ) ktore rozszerza pojecie samego ptsd bo nie kojarzy sie juz scisle z trauma wojenna etc ale z trauma ogolnie.

dlugotrwala jazda w uwlaszczajacej godnosci roli i regularne chore dawki adrenaliny do tego to trauma.

te pojecia i zrozumienie mechanizmow ktore opisuja pozwalaja spojrzec na siebie laskawszym okiem no i miec nadzieje na powrot do zdrowia, zmiane i ulge. ale polecalabym nie przesadzanie z tego typu lekturami zeby sie nie zapedzac w abstrakcyjne rozmyslania. cala rzecz polega na tym zeby uczyc sie odchodzic myslami od tematu anie wracac. w koncu jednym z objawow sa ciagle flashbacki i dazenie do odtwarzania traumatycznego doswiadczenia. czytanie o tym moze katalizowac a samo w sobiev(pomijajac aspekt edukacyjny-tez wazny) nie jest tearpeutyczne bo nie masz szansy przejsc i przezuc a potem ustawiac sie na nowo realnie.

proponuje Ci porzadnie przetrzebic net i poradnie, specjalistow i znalexc takiego przy ktory zajmuje sie ptsd i po prostu rozwiejesz z nim watpliwosci.

 

twoj swiat i ty juz nigdy pewnie nie bedziesz taka jak przed tym wszystkim, ale jest szansa ze jesli dobrze sie soba zaopiekujesz i bedziesz miec wsparcie to bedziesz wolnym czlowiekiem, moze bardziej swiadomym niz kiedys i silnym. trzymam kciuki zebys trafila na madrego terapeute

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ps. bo mysle ze taka dobra terapia moglaby pomoc. codzienne medytowanie i skupianie sie na aktualnych uczuciach, proba opowiedzenia sobie na nowo tej historii z dystansu i osadzenie sie w tu i teraz sa tez wazne. ale to tez jest praca. pisze tu troszke ogolniki i klisze ale z tego miejsca tylko tyle chyba moge

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×