Skocz do zawartości
Nerwica.com

Smutek i nienawiść do siebie powraca...


Czerstwa

Rekomendowane odpowiedzi

Część, już raz pisałam na tym forum o swoim "przypadku" tak jakby wyżalenie pomogło mi zrozumieć kilka kwestii dotyczących mojego życia. Zaczęłam ćwiczyć myśleć bardziej pozytywnie (o ile się dało) było naprawdę znośnie. Możliwe, że byłam na dobrej drodze... dopóki nie poznałam jego. Z góry piszę, że mam bardzo słabą psychikę przez dzieciństwo a moja samoocena wynosi mniej niż zero.

Na początku jakoś nie zauważałam tego co czuje. Ale z każdym dniem bardziej uświadamiałam sobie, że zauroczyłam się w chłopaku ze szkoły. Tak jak mi się wtedy wydawało pasowaliśmy do siebie niemal idealnie. Nigdy się tak nie czułam. Wystarczyło, że spojrzy w moją stronę i się uśmiechnie a ja potrafiłam mieć dobry humor do końca dnia. Najśmieszniejsze jest to, że przy nim odbierało mi mowę często na przerwach do mnie podchodził i do jego kuzynki, z którą się przyjaźnie. Myślałam, że robi to aby porozmawiać z nią, ale jego uwaga skupiała się na mnie. Czułam się doceniona jak nigdy. Niestety na tym okrutnym świecie nie ma miejsca na moje szczęście. Chłopak chodzi do innej klasy i ma tam wiele pięknych dziewczyn. Po pewnym czasie zaczął mnie olewać, skupił się na innej z tego co słyszałam zapraszał ją na randki. Oczywiście ona jest sto razy ładniejsza niż ja, nie musi się malować aby nie straszyć ludzi, jest mądra i zgrabna...

Myślałam, że w końcu zaczyna mi się układać, że stany 'depresyjne' w końcu znikły lecz nie. Sytuacja z chłopakiem stała się niedawno od tego czasu kiedy patrzę w lustro czuję wstręt i obrzydzenie jeszcze większe niż kiedyś, przestałam ćwiczyć bo i tak nie dawało to żadnych rezultatów. Unikam tego chłopaka na wszelkie sposoby, ale nie zawsze mi się udaje bo chodzimy razem do szkoły. Zaczęłam więcej się uczyć aby zająć myśli...nie pomogło. Czuję, że zaczynam wegetować jak roślinka. Codziennie rano muszę wstać nałożyć makijaż bo bez niego nigdzie nie wyjdę nie raz przy tej czynności chce mi się płakać bo widzę jaka jestem szpetna, czuję bezradność i tę cholerną pustkę w sobie. Idę do szkoly, unikam jak się tylko da większych grup osób ale mimo wszystko zawsze czuję ich wzrok na sobie. Staje przed kilkoma znajomymi i od nowa zaczynam teatrzyk. Udaje pewną siebie, pozwalam sobie żartować i często robię ze znajomymi jakieś odpały. Po szkole wracam do domu i zazwyczaj jestem tak bardzo zmęczona, że kładę się spać na kilka godzin. Już nic mnie nie obchodzi. Mam dość tego świata i siebie. Chce mi się płakać i jestem rozdarta na milion kawałeczków, mimo że dużo się uczę i tak dostaje słabe oceny.

Boje się patrzeć ludziom w oczy, boje się zobaczyć w nich pogardę w stosunku do mnie. Gdybym wyglądała inaczej wszystko było by prostsze... Czy dorosłe życie też jest tak do kitu?

Nie potrafię chodzić na imprezy jak ludzie w moim wieku, zazwyczaj siedzę w pokoju i unikam jak ognia kontaktu z innymi.

Wiem, że to nie wina tego chłopaka tylko moja, bezmyślnie poddałam się myśli, że mogę się komuś podobać. Przecież nie mam prawa wymagać od niego choćby przyjaźni, choć to boli bo byłam pewna, że to on wypełni moją pustkę. Jestem cholernie samolubna.

Najlepsze jest to, że ostatnio zrobiłam sobie naprawdę ładne zdjęcie profilowe na znany nam portal społecznościowy, rozumiecie dobre oświetlenie i makijaż robią cuda. Chodzi o to, że własne zdjęcie wprowadza mnie w jeszcze większe kompleksy. Bo ja w rzeczywistości wyglądam jak zgniły ziemniak. Nie rozumiem tego wszystkiego dlaczego tak jest? Raz zaczęłam się zwierzać znajomej o moich problemach mimo, że mnie słuchała czułam jak obdzieram z siebie reszty godności...

Teraz znowu mam myśli "co by było gdybym umarła..." Nie chce się użalać nad sobą i nie chce niczyjego współczucia. Po prostu muszę to z siebie wyrzucic. Może to wszystko takie jęczenie, ale ostatni wątek, który napisałam w jakiś sposób dał mi motywację do życia.

Jestem zbyt wielkim tchórzem by się zabić choć ostatnio zastanawiałam się czy zrobić to teraz czy za kilka lat jak już się wyprowadzę z domu i odłożę trochę pieniędzy na pogrzeb. Możecie się z tego smiac,(i tak już wiele razy mnie wyśmiano) ale nie chce by rodzice musieli płacić za to co zrobiłam. Najlepiej gdyby po mojej śmierci nigdy nie znaleźli ciała...

 

Może istnieją jakieś sposoby jak podnieść samoocenę? Jak być silniejszym psychicznie? Nie chce zawieźć rodziców jestem już wystarczającym utrapieniem.

Od razu mówię, że wszelakie porady z internetu typu"zacznij wierzyć w siebie", " nie przejmuj się innymi" po prostu nie działają. Chodzi mi o to, że naprawdę chce to zrobić bez pomocy lekarza. Możecie pisać ile zechcecie, że powinnam isc i się leczyc, ale i tak tego nie zrobię bo się boje.

Przepraszam, że zajęłam wasz cenny czas swoją nic nie warta osoba. Jak wcześniej wspominałam potrzebuje się komuś anonimowo wyżalić...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z jednej strony zastanawiasz się na samobójstwem a za kilka zdań pytasz jak podnieść samoocenę. Wniosek jest taki że chcesz żyć tylko że nie w sposób jak dotychczas. Jeżeli masz myśli samobójcze od dłuższego czasu to odwiedź psychiatrę. Co do samooceny to może praca z psychologiem by pomogła.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×