Skocz do zawartości
Nerwica.com

Chciałbym umrzeć


Gość zombienation

Rekomendowane odpowiedzi

nvm, Eckhart jest ok choć nie zawsze się z nim zgadzam, Tony Parsons mnie szokował pierwszym razem jak go oglądałem, zbyt surowy, w swoim absolutnym braku ego, Bentinho chyba najbardziej mi by pasował. Inteligentny i zauroczony wszystkim, no, wybrał bym jego. A Ty?
Wszystko mi jedno - jeśli nie ma mojego ego, to jest ok, reszta to didaskalia xD

 

Ale tak inaczej trochę patrząc, to:

 

:arrow: Bentinho trochę się ostatnio zmienił. Może to moja projekcja, ale odnoszę wrażenie, że on czuje tak naprawdę pustkę i wypełnia ją swoją aktywnością. Jeszcze niedawno był moim ulubionym. Jest zauroczony wszystkim? W moim odczuciu jakby mniej niż wcześniej - dla niego to tylko iluzja. Mam jakieś dziwne odczucie, że się pogubił, a ja razem z nim.

 

Poza tym robiłem jego kursy: https://www.trinfinityacademy.com/courses/

 

Byłem podjarany, było fajnie. Aż do lekcji 1 z Empowerment 2.

Zrozumiałem to tak, że jesteśmy wiecznymi tułaczami i tak naprawdę nigdy nie zaznamy spokoju :why:

Tzn. możemy osiągnąć oświecenie, ale ono jest tylko tymczasowe - później znowu wpadniemy w ignorancję i cierpienie, wszystko co najgorsze nas jeszcze może spotkać. Niby bo sami będziemy tego chcieć, tak jak niby teraz też dzieje się wszystko tak jak chcemy (jako nasze "wyższe ja"). Ale co z tego, jeśli nie lubię tego czego chcę? ;D Dla mnie to trochę frustrujący paradoks.

 

Z drugiej strony, Bentinho wiele mi dał, na wiele rzeczy mi otworzył oczy i pozwolił mi się wyemancypować. Poza tym mam poczucie, że ja i on jesteśmy podobni - o dziwo nawet w wyglądzie są podobieństwa. Może coś z genami ;D

 

:arrow: Tony Parsons...podekscytowała mnie właśnie ta jego konsekwencja i bezkompromisowość...bo w końcu w tym wszystkim była jakaś spójność, wcześniej coś mi zgrzytało. Ale w pewnym momencie słuchając go zacząłem czuć niepokoje i lęki egzystencjalne. Zwłaszcza po przeczytaniu komentarza pod jednym z filmików "Roztopienie w obrazie = wieczne potępienie".

 

Poza tym zgadzam się z Bentinho co do tego, że może być pułapką wiara w brak wolnej woli.

 

:arrow: Toteż najbardziej bym się obecnie skłaniał ku Eckhartowi Tolle...od niego zresztą zacząłem...

 

Z czym się nie zgadzasz?

 

Jednak ostatnio jakoś nie mam już za bardzo ochoty się zagłębiać w te materiały...coraz mniej nowego z tego wynoszę...wielokrotnie czytałem już te same książki duchowe...obecnie bardziej już szukam odpowiedzi w sobie samym z jednej strony, a skupiam się na zwykłym życiu z drugiej...

 

 

PS: Pytanie za 100 punktów - czy wiesz ile Bentinho ma dziewczyn? :lol::lol::lol:

Wrzucił na swój kanał filmik, w którym one opowiadały o swoim związku z nim (i ze sobą nawzajem), ale niedługo później go skasował :mrgreen:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak to? Ja słyszałem, że jak już raz zrozumiesz to nie będzie już powrotu, nawet jak będziesz miał to "widzenie" przez pół sekundy, to już jesteś po drugiej stronie. Na zawsze. Choć z drugiej strony słyszałem tez, że to nie koniec ego.
No tak. Wg narracji Bentinho, oświecenie to dopiero początek. Bentinho mówi(ł) o 2 rzeczach:

 

1) Oświecenie

2) Ekspansja świadomości

 

Ekspansja świadomości - ludzie zaczynają na poziomie 3. Wchodzą na poziom 4., którym jest miłość. Później na poziom 5., którym jest mądrość. Później na poziom 6., na którym następuje zrównoważenie mądrości z miłością. Na poziomie 7. następuje połączenie z Jednością. (Jakoś tak to wszystko, piszę mniej więcej to, co pamiętam). Oczywiście może to wszystko może trwać x wcieleń.

 

Problem polega na tym, że po "bezczasowej ilości czasu spędzonego w bezczasowości", podczas której możemy się zregenerować...oraz zintegrować/wchłonąć to, czego się nauczyliśmy...ponownie wypluwamy się (w innym wszechświecie) jako jednostka na poziomie 1....

 

Kto wie? Być może mamy już za sobą wiele takich cykli? Tryliardy tryliardów lat? Może ja już byłem Tobą, a Ty byłeś mną? ;D

 

Jak dla mnie jest to jednak trochę nihilistyczna perspektywa...

 

Tony Parsons podważał wiele koncepcji, typu, że nauczyciel może doprowadzić Cie dzięki swojemu nauczaniu do oświecenia, całkowicie dyskredytował innych guru i twierdził, że żadne praktyki nic nie dadzą. Muszę przyznać, że mnie trochę tym zdołował...
Rozumiem. To trochę jak wyżej napisałem o Bentinho. Z drugiej strony przyniósł mi ulgę, bo przestałem mieć wówczas poczucie, że ciągle coś robię nie tak xD

 

Długo już się zajmujesz tym tematem?
Od kwietnia 2009, czyli prawie 9 lat. Wcześniej interesowałem się poradnikami wydawnictwa "Złote myśli", tudzież książkami takimi jak "Przepływ" czy "Potęga podświadomości"...w jednym e-booku się przewinął taki wątek, że nie jesteśmy swoimi umysłami, więc coś tam liznąłem jeszcze przed tym kwietniem 2009, kiedy to trafiłem na "Potęgę Teraźniejszości" (szukając prostej porady psychologicznej w necie).

 

Jesteś zadowolony? Na tyle na ile to możliwe...
I tak, i nie. Jestem bardziej obojętny, bardziej otwarty, bardziej życzliwy, bardziej chętny do pomocy, w pewnym sensie bardziej spokojny. Bardziej poukładany, bardziej zrównoważony, bardziej opanowany.

Z drugiej strony, mam poczucie pustki i braku sensu, trochę poczucie wyalienowania i trwały podskórny nurt niepokoju...nie wiem, czy to ma związek, ale jestem też bardziej wrażliwy na wpływ spożywanych pokarmów.

 

Bardzo się zmieniłem...tak bardzo, że mam poczucie iż jest to dla mnie nierealne. Kiedyś byłem zupełnie inną osobą. Pełną pasji i dążącą do realizacji marzeń. A dzisiaj bardziej mam podejście "Marność nad marnościami i wszystko marność". Wypełniam pustkę, starając się jak najlepiej przeżyć daną chwilę i nie myśleć za dużo. Ale czuję się trochę jak jakiś wieczny tułacz :)

 

Tylko, że ten proces rozpadu rozpoczął się już z powodu traumy w moim związku...później udało mi się trochę zrekonstruować swój świat, angażując się na przykład w studia, ale to już nie było to samo...nie było w tym tej głębi przekonania, nie było dawnej wiary w to...

 

A po studiach...wyciszyłem się bardziej, zrobiłem sobie czas na poukładanie wewnętrzne...i jestem tu gdzie jestem :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nic nie wiem, kompletnie nic. Wszystko to subiektywności a żadna prawda nie istnieje (takie mam poczucie),
No tak, znam ten ból. Po prostu mamy myśli, które coś twierdzą. Adyashantiego kiedyś uderzyło: "Nie istnieje coś takiego jak prawdziwa myśl".

 

z niczym się nie identyfikuję (choć umysł wbrew mojej woli sam to robi i identyfikuje się z ciałem i umysłem) poprzez intelektualne zrozumienie.
Cóż...piszesz "umysł wbrew Twojej woli"...pytanie czy ta wola nie jest częścią umysłu? xD

 

Więc nawet nie wiem kim jestem,
Ale przynajmniej zakładasz, że jesteś "kimś"? :)
i nie mam własnego zdania, dlatego, że mam dziesiątki zdań na dany temat, które są tylko subiektywnością, jedną z perspektyw.
No tak, rozumiem. Przypominasz mi zresztą trochę mojego kolegę, w podobny sposób piszesz. Może pasowałbyś do naszego kółka oświeceniowego ;D
Mogę przybrać każde zdanie ale żadne nie jest moje. Dziwne to wszystko, przed duchowością miałem bardziej sprecyzowane poglądy.
Ja nie wiem, czy nie zaczęło mi się to rozjeżdżać już wcześniej, nie pamiętam :) Raczej już wcześniej zastanawiałem się, co tak właściwie oznaczają słowa, którymi ludzie tak szafują (jak miłość).

 

Apropos wielości perspektyw - być może spodoba Ci się książka "Psychologia kwantowa" - Robert Antoni Wilson (o ile nie boisz się jeszcze bardziej zryć sobie mózgu).

 

PS: Ile masz lat?

PS2: Apropos Tonyego Parsonsa: podobne podejście mają też Paul Smit (jednocześnie komik) i Lisa Cairns. Jest też jakaś Naho Owada, ale tej nie znam zbyt dobrze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Odpuść, mówię ci odpuść...

 

W obawie o swoje ręce, nogi i odbyt - odpuszczam.

Groźby i zastraszanie przyjmuje na PW, rozpatruję je w poniedziałki i wtorki w godzinach 8:00 - 15:00.

 

żegnam się mile za pomocą obrazka, pozdrawiam i kłaniam :great::great::uklon::uklon:

 

[attachment=0]f7985ddf363717bff634fe3cd274ba18.jpg[/attachment]

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nvm, ja jestem na etapie zagubienia. Nic nie wiem, kompletnie nic. Wszystko to subiektywności a żadna prawda nie istnieje (takie mam poczucie), z niczym się nie identyfikuję (choć umysł wbrew mojej woli sam to robi i identyfikuje się z ciałem i umysłem) poprzez intelektualne zrozumienie. Więc nawet nie wiem kim jestem, i nie mam własnego zdania, dlatego, że mam dziesiątki zdań na dany temat, które są tylko subiektywnością, jedną z perspektyw. Mogę przybrać każde zdanie ale żadne nie jest moje. Dziwne to wszystko, przed duchowością miałem bardziej sprecyzowane poglądy.
oj tam, oj tam, masz własne zdanie i potrafisz je wyrazić - w każdym razie jakiś czas temu byłeś w stanie wyrazić chociażby zachwyt i wdzięczność. To musiał być silny bodziec :bezradny:

szkoda, że nie ma już na forum Twojego anioła, Srebrnej Sowy

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zabawa mówisz? To dlaczego tak poważnie odniosłeś się do mojego wpisu, nie każde zdanie ma na celu wielką rozkminę. ;)

 

Ale dobrze, pojdę w Twój temat, jest dla mnie też ciekawy i buszuje mi w głowie.

Co jeśli przeszkodą na drodze jest nawyk cierpienia, przywiązanie do niego? Co jeśli dzięki cierpieniu czujemy, że żyjemy? To ciągłe odnoszenie się do niego, badanie jego poziomu itd.

W ostatnim wpisie użyłeś słowa cierpieć w różnych odmianach trzy razy. Czujesz jego smak, jak je wymawiasz? Bo ja tak.

Ty chcesz przestać cierpieć, dla mnie wystarczy jak w cierpieniu się odkocham.

Jak widać każdy ma swoje ścieżki do banana na twarzy. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nvm, magic wolf, pozwolicie, że dołączę się do dyskusji na temat "oświecenia" :) Opowiem Wam moją historię z tym związaną:

 

U mnie zaczęło się w jakimś 2012. Po pewnym wydarzeniu w życiu które totalnie mnie załamało nie wiedziałam już kompletnie co robić, bardzo, bardzo chciałam umrzeć. Negatywne emocje, myśli tak mnie zalały, że odczuwałam wręcz fizyczny ból, gdy się budziłam rano to zanim jeszcze otworzyłam oczy ściskał mnie potężny strach. Nie wiedziałam kim jestem, nie wiedziałam czy w ogóle żyję czy to jakiś chory sen. Zaczęłam sobie zadawać pytania "kim jestem, po co to wszystko, dlaczego, jakie to ma znaczenie, czemu w ogóle myślę, czy istnieję?". Autentycznie czułam jak mi się przepalają zwoje mózgowe :D I nagle przestałam myśleć. Pierwszy raz w życiu mieć pustkę w głowie, taką prawdziwą to było coś dziwnego. Patrzyłam na mój pokój, na "swoje" dłonie i nie umiałam powiedzieć co to jest. Nie było mnie, nie było niczego a jednocześnie wszystko, no ciężko to określić. Zaczęłam się śmiać i głaskać miękki koc i chyba nigdy nie było mi tak "lekko", patrzyłam w sufit i totalnie się temu poddałam.

 

Potem myślałam, że to początek jakiejś psychozy, od dawna się leczyłam na depresję ale nigdy nie miałam jakiś psychotycznych objawów, przestraszyłam się, znowu zaczęłam myśleć.

Zaczęłam szukać odpowiedzi w internecie czy jestem chora i trafiłam na człowieka który mi opowiedział podobną historię do mojej i podrzucił książkę Tolle'a. Zaczęłam chłonąć wszystko, książki, filmy, prowadzić dyskusje, spotykać się z ludźmi, kilka lat "rozkminiania", próby "pozbycia się" ego, ciągłe szukanie, próbowanie coś robić albo "nie robić".

 

Teraz myślę, że nic nie da się zrobić. Nawet nie da się z tym pogodzić, że nic nie można zrobić. Zyskałam umiejętność samoobserwacji, więcej spokoju i zrozumienia, ale i tak to wszystko nie ma znaczenia bo nie da się żyć poza tą iluzją.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czyli jesteśmy w piekle?

 

Ani w piekle ani w niebie. Bardziej na placu zabaw, pozostaje tylko uważać żeby zbyt dużo razy nie spaść z huśtawki ;)

chyba na placu zbawiciela/zabawiciela który wiecznie deliberuje czy rzucać jajkami w tęczę czy montować na niej zraszacze i czy przerobić stolicę polski na brukselę czy przeniesc tęczę do brukseli gdzie przetrwa w idealnym stanie

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

chyba na placu zbawiciela/zabawiciela który wiecznie deliberuje czy rzucać jajkami w tęczę czy montować na niej zraszacze

 

Czyli dom wariatów ;) To by się zgadzało.

zalezy co przez to rozumiec.czy o zachodnią i skandynawską tolerancje i wolnosc gdzie jest "cudownie i tęczowo" czy chodzi o polskie instytucje w drodze do któych poderżeniesz sobie gardło pokrywką od puszki po fasoli

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jedynie mogę to praktykować i mieć nadzieję, że będę bardziej świadomy.

 

Generalnie to nie zapomnisz już o tym, nie da się, co jest poniekąd czasami frustrujące bo nie da się już uwierzyć w pewne rzeczy tak jak kiedyś, nie ma takich zrywów "słodkiej naiwności i nieświadomości". Mi pomaga czasem coś co robiłam ucząc się świadomego śnienia, wybierasz sobie jakąś czynność (np. spojrzenie na wewnętrzną stronę swoich dłoni) i "zakotwiczasz" sobie do tego myśl "to tylko sen, ja właśnie śnię", po pewnym czasie udawało mi się mieć świadome sny dzięki właśnie takiemu "testowi rzeczywistości". Zaczęłam tego używać w codziennym życiu, gdy w coś się bardzo wkręcam myślami to gdy już mózg mi się zawiesza patrzę na dłonie i od razu przychodzi to takie "aha, co za wkręt znowu! Znowu dałam się wciągnąć" ;) Ludzie wyjeżdżają na jakieś odosobnienia, medytacje, szkolenia, ale cóż to za sztuka utrzymywać takie stany na pięknej cichej polanie. Jedyne co można osiągnąć to bycie jedną nogą w świecie i nie bycie drugą. Mózg to cudowne i wspaniałe narzędzie ale niepotrzebnie mu tak bardzo ufamy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No bo można powiedzieć sobie, że nie mogę się z tym pogodzić a więc muszę to zaakceptować

Czemu uzywasz słowa muszę? Niewiele się nie udaje, gdy muszę. To chyba podstawa nauk zamienić słowo muszę na chcę?

 

Arvena, Chyba zaczynasz od "polany", po to by się nauczyć łapania kontaktu z sobą? Od najstarszych kultur taka była droga choćby szamanów.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja zauważyłem, że jeśli nie wykraczam poza strefę komfortu, to zaczynam się w niej kisić. I dopiero jak skoczę w przepaść, mimo swoich (racjonalnych w moim odczuciu) wątpliwości, to doznaję ulgi. Dopiero jak wchodzę w ryzyko, to pojawia się flow i czuję się lepiej. Innymi słowy: muszę jechać po bandzie i iść w nieznane - wtedy w pewnym sensie mi się poprawia. Ale z drugiej strony boję się: l-k-przed-pochopno-ci-t62431.html .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A czym się różni w tym kontekście słowo chcę od muszę?
Muszę = "Jeśli tego nie zrobię, to będzie tak źle, że jest to dla mnie nie do zaakceptowania"

Chcę = "Jeśli to zrobię, to będzie fajnie; ale jeśli tego nie zrobię, to też będzie OK"

 

Jesteś przebudzona? Bo ja nie...
Czymże jest przebudzenie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czemu uzywasz słowa muszę? Niewiele się nie udaje, gdy muszę. To chyba podstawa nauk zamienić słowo muszę na chcę?

 

A czym się różni w tym kontekście słowo chcę od muszę? Chcę dlatego, że muszę, dlatego, że zrozumiałem, że muszę, dlatego chcę:)

 

Jednak to i tak nie ma znaczenia bo i tak popadnę w nieświadomość...

 

Teraz to już za bardzo zamotałeś... Dla mnie to za dużo słów, za mało działania. Ja jestem prosta dziewczyna, zmieniam "muszę" na "chcę" i sobie spokojnie w ten klimat wchodzę. A to już mnie przerosło, spadam robić swoje, zanim wpadnę w kompletny obłęd od rozkmin. :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zrozumienie intelektualne? Zrozumienie czego?

 

Nie wiem, może Ty wiesz?;)

Zrozumienie, że nie ma nic do zrozumienia :)

 

...o ile lubisz takie bełkoty w stylu zen. Tak naprawdę cała ta duchowość, to jedna wielka ściema. Zwykły narkotyk.

(no dobra, trochę się zgrywam teraz; zgorzknienie przeze mnie przemawia)

 

Duchowość bardziej zabiera, niż daje.

 

Ja przebudzeniem nazwałem to doświadczenie, gdy byłem przez kilka minut obserwatorem siebie jako działającego automatycznie.

Jakiś rok czy pół roku temu zdarzyła mi się także sekunda bez myślenia (mój nowy rekord) - było to gdy obudziłem się w nocy. To było...wow! :mrgreen:

 

No ale cóż...byłem na duchowym haju, to teraz mam zjazd...

 

Benjamin Smythe jest oświecony i nieszczęśliwy. Warto było?

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No bo można powiedzieć sobie, że nie mogę się z tym pogodzić a więc muszę to zaakceptować

Czemu uzywasz słowa muszę? Niewiele się nie udaje, gdy muszę. To chyba podstawa nauk zamienić słowo muszę na chcę?

A mnie się wydaje, że jest to niezgodne z nauką. Jak się czegoś nie chce, to się nie chce.

Jak można coś tak sobie zechcieć. Trzeba by było odprawić jakieś czary mary.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nvm, czyli co, zaprzestałeś już poszukiwania?
Skoro bawisz się w pożeranie śniegu, to powinieneś już chyba "wiedzieć", że ani nie ma czego szukać, ani nie istnieje nikt kto szuka, ani nawet nie istnieje żadne poszukiwanie :lol:

 

Czego miałbym szukać, po co i w jaki sposób? Na czym miałoby polegać "poszukiwanie"?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×