Skocz do zawartości
Nerwica.com

Witam wszytskich


Karolina_09

Rekomendowane odpowiedzi

Mam 20 lat i w tym roku zaczęłam studia. Od zawsze miałam problemy ze stresem i z jego opanowaniem. Stresowałam się dosłownie wszystkim. Od dziecka miałam problem z głupim wyjściem do sklepu czy na pocztę bo nie wiedziałam co powiedzieć i się bałam. Od czasów przedszkola miałam też problemy z nawiązywaniem kontaktów z innymi. Wtedy nikt nie uważał tego za dziwne. Wszyscy określali mnie mianem "wstydka". Ale z wiekiem ten problem nie przechodził, a wręcz się nasilał. Poznawanie nowych ludzi to dla mnie droga przez mękę. Dodatkowo nie pomaga mi to że jestem cichą i nieśmiałą osobą. Nigdy pierwsza nie podchodzę do kogoś tylko czekam aż ktoś podejdzie do mnie. Kiedy rozmawiam z kimś obcym zawsze mam wrażenie że on rozmawia ze mną z litości i że tak na prawdę wcale nie chce mu się ze mną gadać a ja zabieram mu czas. Wiem że to głupie myślenie bo gdyby nie chciał ze mną rozmawiać to pewnie by tego nie robił, ale nie jestem w stanie pozbyć się z głowy myśli że jestem jakimś intruzem, którego nikt nie chce. Nie jest tak że w ogóle nie mam znajomych. Mam garstkę, kilka dobrych koleżanek, których i tak nie mogę nazwać moimi przyjaciółkami. W szkole, głównie podstawówce, zazwyczaj stałam gdzieś z boku. Byłam tą "inną". Zawsze sama, bez znajomych, gdzieś w kącie żeby widziało mnie jak najmniej ludzi. Taki wyrzutek. Jestem świadoma że sama zrobiłam z siebie takiego wyrzutka bo nie starałam się o kontakt z rówieśnikami ale to dlatego właśnie że myślałam że im przeszkadzam i jestem natrętna. Poza tym, często słyszałam jak się że mnie śmiali czy robili sobie żarty moim kosztem. Byli moimi kolegami i koleżankami tylko wtedy jak potrzebowali zadanie domowe bo byłam dobrą uczennicą i zawsze je miałam, a oni wykorzystywali to że nie umiałam powiedzieć nie. W gimnazjum było trochę lepiej, udało mi się zakolegować z kilkoma osobami, ale nadal czułam się jak wyrzutek i piąte koło u wozu którego nikt nie chciał w grupie. W liceum było chyba najlepiej bo poznałam dziewczyny, które są moimi dobrymi koleżankami i z którymi aktualnie mieszkam na studiach. I tylko z nimi faktycznie nie czuje się "nie chciana". Ale jeśli chodzi o moje studia...niby udało mi się poznac kilka osób. Poszłam na jakieś spotkania i imprezy integracyjne ale i tak mimo wszystko czuje się bardzo z boku. Nie ważne co robię i jak bardzo się staram i tak mam wrażenie że im tam przeszkadzam. Nie chce się sama diagnozować, ale mam wrażenie że te moje czasem absurdalne myśli wynikają z mojego niskiego poczucia własnej wartości. Zawsze byłam "inną", obok grupy, niezintegrowana. Czułam się gorsza i niegodna rozmawiania z "tymi fajnymi od nas z klasy". Po prostu czułam się nic nie warta. Do tej pory tak mam że kiedy mi się coś udaje mówię zazwyczaj że miałam szczęście itp. Nie wierzę w swoje umiejętności czy wiedzę. A przecież dostałam się na studia na które było kilkanaście osób na jedno miejsce, ale i tak uważam się za głupią (żeby nie było nie chwalę się tylko chce pokazać jak bardzo nie potrafię w siebie uwierzyc). Na studiach w naszej grupie uważam się za najgorszą. Mam wrażenie że wszyscy wiedzą dużo więcej niż ja i czuje się jak kompletna idiotka. Pomimo iż z rozmów na korytarzach wynika że wiele osób nic nie ogarnia z zajęć ja i tak się czuje najgłupsza. Nawet kiedy podchodzi do mnie jakiś chłopak i próbuje zagadać to mam wrażenie że robi sobie ze mnie jaja i go spławiam...

Ale mój problem z nieśmiałością i problemem z poznawaniem nowych ludzi nie jest najgorszy i to nie on najbardziej utrudnia mi życie. Uczuciem które nie pozwala mi cieszyć się życiem jest nieustanny stres. A raczej paniczny strach. Odkąd pamiętam zawsze się wszystkim stresowałam i wszystkim przejmowałam. Bałam się chodzić do szkoły, do sklepu, do urzędu i we wszystkie inne miejsca. Bałam się sprawdzianów i kartkowek w szkole tak panicznie że nie mogłam po nocach spać. Bałam się tego że ktoś z mojej rodziny umrze. Potrafiłam się obudzić z taką myślą w środku nocy i do rana płakać. Nie potrafiłam się uspokoić. Odbijało się to na mnie fizycznie. Przez stres miałam mdłości, bolał mnie brzuch, potrafiłam nic nie jeść całymi dniami. W wieku 14 lat zaczęłam też sporadycznie mdleć. Okazało się że moje serce bije jak oszalałe i mam ponad 200 tachykardii na dobę. Moje tętno przekraczało bardzo czesto 200 na minutę. To wszytko trwa do dzisiaj. Co więcej mam wrażenie że kiedy poszłam na studia i wyprowadziłam się do obcego miasta jest jeszcze gorzej. Panicznie boje się kolokwiów i kartkówek...ba ja się boje nawet chodzić na zajęcia. Oczywiście prawie nic nie jem, nie śpię po nocach. Jest mi niedobrze, boli mnie brzuch, mam zdiagnozowany refluks i nadkwasotę. Serce nadal wali jak oszalałe. Czasami zdarzają mi się drżenia rąk nóg...nawet całego ciała. Jak wiem że mam iść na zajęcia to rano nie mam praktycznie siły wstać z łóżka. Najchętniej w ogóle bym z niego nie wychodziła. Cały czas chce mi się płakać. Bardzo często zdarza się że zamykam się w łazience, zaczynam płakać i nie mogę przestać. Bardzo ciężko mi się jest samej uspokoić. Męczące jest też to że przed ludźmi muszę udawać że wszystko jest wspaniale. Uśmiecham się, żartuję, ale tak na prawdę mam wrażenie że zaraz się rozsypię na kawałki. Nie wiem co mi jest i nie wiem jak mam sobie pomóc. Wiem że nie mogę tak żyć bo mnie to wykończy psychicznie. Chciałabym w końcu przestać się stresować i bać. Spokojnie zasnąć i obudzić się bez ścisku w żołądku i mdłości. Zjeść śniadanie bez odruchu wymiotnego i nie bać się że padnę gdzieś na środku ulicy bo mi serce wariuje. Nie wiem co mam ze sobą i moim problemem zrobić.

Jeśli chodzi o moje dzieciństwo to było raczej spokojne. W prawdzie moi rodzice się rozwiedli jak miałam 3 lata, ojca ostatni raz widziałam 10 lat temu bo przestał do mnie przychodzić ale mam kochającą mamę i babcię (i całą resztę rodziny od strony mamy) która by mi nieba przychyliła. Także nie wiem skąd wzięły się u mnie takie problemy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć. :) Jaki kierunek studiujesz?

Jeśli chodzi o Twoje problemy, to u mnie (co prawda po wypadku, ale było podobnie) też zdiagnozowano nadkwastotę, a to było na tle nerwowym. Teraz to wiem. Lekarze czasami to idioci. Mówisz im, że miałaś tragiczny wypadek, że przyjaciel zmarł ci na rękach i teraz boli cię brzuch, a oni diagnozują nadkwasotę. Idź do psychologa, pogadaj, opowiedz to samo, co nam tutaj. Łatwo nie będzie, ale dla Ciebie bedzie to pierwszy krok w kierunku normalności. Pozdrawiam i życzę powodzenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jestes nadwrazliwa po prostu, idz do psychologa powinien wspomoc jak p./działas stresowi itd. Tez jestem potwornie niesmiała a ludzie mnie wrecz odwrotnie postrzegaja czyli mozna zachowanie wypracowac.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×