Skocz do zawartości
Nerwica.com

Co jest normalne?


4711

Rekomendowane odpowiedzi

Dzień dobry,

 

mam 24 lata i pewien problem i chciałem się zapytać... ale w sumie o co sam do końca nie wiem. Może o to, czy to jak się czuje jest normalne, czy może związane z jakąś dysfunkcją? Otóż miałem stwierdzony zespół lęku uogólnionego. Miało to miejsce jakieś pół roku temu. Miałem strasznie ciężki rok, związany z rozstaniem, wieloma kłótniami w rodzinie i coraz bardziej nasilającymi się myślami o przyszłość (otóż studiuję kierunek który kocham, ale po którym nie ma żadnej pracy, więc jestem pomiędzy młotem a kowadłem w sprawie przyszłego życia ;) ). No i w momencie kulminacyjnym poszedłem do psychiatry, głównie z powodu nerwobólów w moim ciele. Co dziwne moja psychika była w tamtym okresie czasu... no cóż - przemęczona to na pewno, dużo stresu, smutku, ale czy działo się wtedy ze mną coś dziwnego? Jak dla MNIE w tamtym czasie to wszystko było ok, chociaż z perspektywy czasu wydaje mi się, że całe moje życie było puste, od najmłodszych lat. Moja mama nie żyje od dawna, a ojciec prowadzi życie "obok" mojego życia z nową rodziną, a sam ojciec nigdy nie powiedział mi dobrego słowa, zachowuje się bardziej jak krytyczny starszy kolega. Otóż miałem wieczne awantury w domu z dziadkami (z którymi mieszkałem). Alkohol pojawiał się tak jak w każdej średniej polskiej rodzinie - raz czy dwa razy do roku, nic specjalnego. Nie dogadywałem się z rówieśnikami w okresie szkolnym, chociaż miałem paczkę znajomych, ale nigdy nie mogłem na nich liczyć i w sumie te znajomości urwały się już dawno temu. Uczyłem się średnio, chociaż samą naukę bardzo lubię, po prostu... nie wiem, nie mogłem się na tym skupić. Dużo czasu spędzałem na komputerze. I tak jakoś egzystowałem, byle tylko skończyć technikum i wyjechać na studia. Nawet kierunek wybierałem losowo, żeby tylko gdziekolwiek się dostać. Niestety skończyło się to tak, że kierunek na którym jestem teraz jest już moim trzecim kierunkiem, chociaż aktualnie ten już kończę ;) . Otóż na studiach miałem paczkę znajomych, myślałem, że prawdziwych przyjaciół, ale jak się okazało, po rzuceniu pierwszego mojego kierunku nie udało się utrzymać kontaktu, chociaż ja bardzo bardzo bardzo (!) się starałem. Miałem jedną dziewczynę, którą bardzo kochałem, ale związek ten był kompletnie dysfunkcyjny, ona mnie oszukiwała (takie miała schematy postępowania), ja byłem zazdrosny (strasznie się bałem, że mnie będzie zdradzać, że mnie okłamuje, że mnie zostawi.. itd) i prawdziwe uczucie pod wpływem źle dobranych zachowań się rozpadło. Chociaż nawet teraz bardzo ją kocham, chociaż jestem już w stanie ocenić jak bardzo oboje źle się zachowywaliśmy. No jak się można domyślić doszło do rozstania, nawet całkiem eleganckiego, żeby nie powiedzieć przepełnionego uczuciem.

 

Po tym rozstaniu, które było dla mnie momentem kulminacyjnym, się załamałem. Powtórzył się schemat z mojego dzieciństwa, gdzie ojciec pojawiał się i później znikał, tylko tym razem z kimś obcym, kto stał się dla mnie niezwykle ważny i kto zapewniał mnie o swoim uczuciu do mnie. I od tego czasu zacząłem zachowywać się dziwnie. Tak jakby przepełniła mnie fala gdzieś kiedyś zagubionych myśli. Myślałem o mojej byłej dziewczynie, ALE nie tylko o niej. Zacząłem myśleć o wszystkim na raz. O dzieciństwie gdzie na każdym kroku musiałem walczyć. O rodzinie, której tak na prawdę nigdy nie miałem. O KAŻDEJ kłótni z moimi znajomymi. Po prostu jakby otworzyła się pamięć, która kiedyś była zamknięta, a trzymała mnie w otępieniu. I wtedy miałem, nazwijmy to, okras przeżywania tego wszystkiego, odciąłem się kompletnie od ludzi (z którymi i tak miałem bardzo marny kontakt), zacząłem mieć nerwobóle i dobijały mnie nihilistyczne myśli ("marność nad marnościami" itd.). W międzyczasie zacząłem interesować się psychologią, psychiatrią. I w sumie dzięki tylko czytaniu Heitzmana, Kępińskiego i innych, zdecydowałem się pójść do lekarza. Cóż, kompletnie na spontanie, miałem to szczęście, że zadzwoniłem i okazało się, że ktoś odwołał w tym samym dniu wizytę. Stwierdził u mnie właśnie zespół lęku uogólnionego, przepisał jakieś delikatne leki antydepresyjne + na uspokojenie i skierował na psychoterapię. Z leków zrezygnowałem, bo mi nie pomagały i wpędzały mnie w poczucie winy, że sam sobie nie radzę. Psychoterapię nawet sobie chwalę, ale pani prowadząca, pomimo że była naprawdę znakomitym znawcą (okiem laika) to jej zachowanie strasznie mnie odpychało. I tak po prostu nie poszedłem więcej do psychologa, ani do psychiatry. I tak oto miesiąc później po ostatniej wizycie u psychoterapeuty jestem tutaj, na tym forum.

 

Ale do rzeczy, przepraszam za ten długi wstęp. Chciałem zarysować sytuację przed pytaniem. Otóż odnoszę ostatnio wrażenie jakbym... nie był sobą. To znaczy nie czuję czegoś we mnie, co gruntowałoby moją tożsamość. Jeśli ktoś by mnie zapytał "kim jesteś?", to nie potrafiłbym odpowiedzieć na to pytanie. W sumie nawet sam nie umiem powiedzieć jaki jestem, co lubię. Wiem o sobie tylko tyle, że uważam wszystkich innych za lepszych ode mnie. Wszystkim się coś udaje, mają jakieś pasje, opinie, cokolwiek. A ja? Ja się czuję jakbym był kompletnie jałowy, płaski. Dużo czytam, zdobywam wiedzę, ale po co? Czuję się tak jakby moje ciało funkcjonowało, moja psychika działała, ale jakbym JA SAM nie istniał. Do tego staram się ostatnio myśleć o przyszłości, chciałbym kiedyś rozpocząć studia psychologiczne (bo na medycyne już niestety jest za późno, nawet nie nie dałbym rady się na niej utrzymać), ale kiedy tylko myślę o swoim planach na przyszłość to czuję się tak, jakby to wszystko było jakąś grą. A do tego to wszystko staje mi się bardzo obojętne. Nie umiem w ogóle myśleć w kategoriach JA w PRZYSZŁOŚCI. Brak jest też we mnie jakiejkolwiek motywacji, chociaż gdzieś tam w środku chciałbym zmian. Nic mi nie sprawia przyjemności, nic mnie nie cieszy, wszystkim się martwię, czuję do siebie obrzydzenie kiedy nie "pracuję". A do tego, kiedy ostatnio myślę o przeszłości, to nie czuję z nią osobistego kontaktu, co wydaje mi się dziwne. Tak jakby była "nie moja". I na koniec pojawia się u mnie bezsenność, budzę się przed świtem i nie mam na nic ochoty.

 

Chciałbym się zapytać czy coś może się ze mną złego dzieje? Ja nie potrafię na siebie spojrzeć obiektywnie. Czy ja po prostu sam się nakręcam, albo lepiej powiedziawszy "wkręcam" sobie to wszystko, np. z lenistwa czy słabości charakteru?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tomasz, myślę, że anhedonia, uczucie pustki, problemy tożsamościowe, przekonanie, że wszyscy inni są od Ciebie lepsi to konsekwencja lęku uogólnionego. Tak naprawdę zrezygnowałeś z leczenia, bo ani nie brałeś leków, ani nie dokończyłeś psychoterapii. Samo nic się nie naprawi. Dotknąłeś na terapii wrażliwych tematów, rozgrzebałeś swoje życie, ale go nie zdążyłeś poukładać, stąd Twoje pogarszające się samopoczucie. Rozważ powrót na terapię. Pozdrawiam!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×