Skocz do zawartości
Nerwica.com

Toksyczna rodzina żony


Rekomendowane odpowiedzi

Długo zastanawiałem się jak w jednym liście ująć ostatnie 4 lata mojego (naszego) życia...

Może tym co napiszę ostrzegę kogoś przed nietrafionymi decyzjami, może ktoś mi coś doradzi...

Nie wiem...

 

Mam 46 lat, żona 33. Ze sobą jesteśmy od 12 lat, od 2 lat jesteśmy małżeństwem. Swoich dzieci niestety nie mamy, ja mam córkę z pierwszego małżeństwa (pierwsza żona nie żyje).

 

Mniej więcej 4 lata temu wykryto u mojej teściowej bardzo ciężką, nieuleczalną i śmiertelną chorobę neurologiczną.

Żyliśmy wówczas z żoną i moją córką w dużym mieście wojewódzkim na północy Polski, ale postanowiliśmy rzucić wszystko i przenieść się do rodzinnego miasteczka żony, by zająć się chorą teściową (mieszkała wówczas z synem i mężem).

 

Na samym początku nic nie zapowiadało tego, co dość szybko jednak się "objawiło".

Zrobiliśmy sobie górę domu teściów, wkładając tam ładnych kilkadziesiąt tysięcy zł, choć w tej samej miejscowości mamy mieszkanie odległe od domu teściów o 2 km, ale zostaliśmy "przekonani", że nie ma sensu mieszkać oddzielnie. Zajęliśmy się teściową, docieraliśmy się z "tubylcami" i pozornie było wszystko OK, ale...

 

Z wolna zaczęło "wychodzić szydło z worka"...

 

Teściowie i szwagier (25 lat) zaczęli uważać, że do naszych "obowiązków" należy nie tylko opieka nad chorą, ale zajmowanie się teściem hipochondrykiem i "obsługą" owego szwagra, który "na nic nie ma czasu, bo on firmę rozkręca". AAAA... zapomniałbym... naszym "obowiązkiem" miało być także opłacanie wszystkich koszów utrzymania domu...

 

Jakiekolwiek próby dyskusji kończyły się "obrazą majestatu", "strzelaniem focha", awanturą (do wyboru).

To jak próbowaliśmy z żoną żyć było na każdym kroku wyszydzane (np.: "po co ze sobą rozmawiacie?!") i coraz natarczywiej próbowano narzucić nam jak mamy żyć i w co wierzyć :)

 

Ogromne pretensje były do mnie...

O to, że nie jestem im "posłuszny" :), albo że mam własne zdanie, albo że nie dałem się skłócić ze swoją rodziną, albo, że moja córka poszła do szkoły której oni - obcy w końcu dla niej ludzie - nie akceptowali :)

Absurdalne oczekiwania goniły się nawzajem :)

Och, pretensje były również o to, że... opowiedziałem żonie dowcip o sobie samym :) albo, że nie zrobiliśmy prania szwagrowi, bo on czasu nie ma, gdyż mecz ogląda :)

 

W końcu sięgnięto po "argument ostateczny" i kazano mi (wówczas nie byliśmy jeszcze małżeństwem) się wyprowadzić...

Liczyli oczywiście na to, że skłócą mnie z żoną.

 

A tu ZONK, bo ja i żona zawsze staliśmy za sobą murem i owszem, wyprowadziłem się, ale wraz z nią.

Oczywiście o oddaniu pieniędzy włożonych przez nas w ów dom mowy nie było, a w zamian zarządali byśmy... przepisali na nich nasz samochód (dostosowany do przewozu osób niepełnosprawnych) używany przez nich na podstawie umowy użyczenia. Dlaczego mieliśmy im go darować? Bo tak!

 

Zamieszkaliśmy we własnym mieszkaniu, a żona codziennie chodziła do matki opiekować się nią i przy okazji wysłuchiwać jaką to jest "pier.....ą suką i wyrodną córką".

JA czasami też przychodziłem pomagając jej w co cięższych sprawach i trwało to do momentu, gdy teść rzucił się z pięściami na moją żonę (bo mu obiadu na stół nie postawiła!).

Dostał ode mnie w zęby, usłyszałem zaraz potem, że moja matka "to kur..) i zarobił drugi raz...

Wytoczył mi sprawę o pobicie, która cały czas trwa...

 

Działo się coraz gorzej, ja dostałem zakaz przychodzenia do tamtego domu, moją żonę dręczono więc postanowiliśmy wziąć ślub.

Wiedziałem bowiem, że mentalność rodziny mojej zony jest taka, że odrobinę przynajmniej po ślubie jej odpuszczą.

 

Odpuścili i to nawet bardziej niż odrobinę; po prostu najpierw próbowali szantażować tym, że nie uznają tego małżeństwa (a co niby mieli do uznawania lub nie?!), a jak to nie zadziałało to po prostu się jej wyrzekli. Wszyscy, cała jej rodzina i jeszcze podjęli starania, bo moja rodzina postąpiła tak samo. :) Starania spełzły na niczym, bo moi bliscy jakoś nie dali się "przekonać" ich standardowym BO TAK! :)

 

Widzę jak mojej żonie jest ciężko...

Z trudem daje sobie radę z tym co jej (nam?) zrobili i w sumie nadal próbują robić, bo co rusz dzwonią lub SMS-ują od niej z jakimiś "problemami", a ja czasami nie mam siły lub pomysłu jak ją podnieść na duchu.

 

Kiedyś powiedziałem jej, że dużo czytałem o takich rodzinach, ale nie sądziłem, że stanę się elementem takich "rozgrywek".

I, że trafię na ludzi, którzy znienawidzą mnie tylko za to, że nie chcę się taplać w ich "perfumowanym szambie"

Gorzko się uśmiechnęła...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Sorry ze to napisze ale Twoja zonka i Ty dajecie im sie podpuszczac i na dodatek nie umiecie sie od nich konretnie odciac. Sa blokady w telefonie zablokowac i spokoj.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

"Odcięcie" jest jednym z rozwiązań - może i najlepszym - ale na tę chwilę niewykonalnym.

Są to bowiem ludzie o mentalności "talibów"; każda nasza próba porozumienia się, ustępstwa tudzież wycofania odbierana byłą i jest jako nasza słabość i... przyzwolenie dla nich by nas (a tak po prawdzie to moją żonę) bardziej "naciskać".

Wyprowadzka gdzie indziej (musiała by być to odległość ponad 400 km, bo to by ich zniechęciło do "odwiedzin").

Tu mamy może niewielkie, ale za to bardzo oddane i lojalne grono znajomych i przyjaciół, a ponad to firmę i klientów, których nie da się obsłużyć zdalnie przez internet.

Ale...

Przymiarki ku temu są, jest wybrana lokalizacja i nieruchomość, pozostaje zgromadzić fundusze i ogarnąć to logistycznie.

Ponad jednak wszystko jakoś "nie gra" mi ucieczka, wewnętrznie buntuję się przeciw temu; dla mnie to takie trochę bierne odsunięcie się ofiary i czekanie na kolejny cios...

 

Pomysł z terapią żony (wspólną?) to bardzo dobre rozwiązanie, bo na co dzień widzę, że ona "nie ogarnia rzeczywistości".

Namawiam od dobrych paru miesięcy, ale jak na razie (tak sądzę) jest to jak grochem o ścianę. Wszelako drążyć temat będę, bo "kropla drąży skałę".

 

Godząc się kilka lat temu na zamieszkanie w rodzinnym mieście żony, byłem zwyczajnie naiwny (żeby nie powiedzieć: głupi :) )...

Niestety, wierzyłem, że ludzie z natury są dobrzy...

I to racja, są dobrzy, ale tylko niektórzy...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tez mam meza i chociaz tesciowa nie jest tragiczna w zyciu bym nie chciała u niej mieszkac. Najlepiej na swoim, za to z kuzynem mojego meza mamy blokade na fonie bo facet tego typu jak opisujesz wyzej. Toksykow sie izoluje od siebie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tez mam meza i chociaz tesciowa nie jest tragiczna w zyciu bym nie chciała u niej mieszkac. Najlepiej na swoim, za to z kuzynem mojego meza mamy blokade na fonie bo facet tego typu jak opisujesz wyzej. Toksykow sie izoluje od siebie.

 

Myśl, aby zamieszkać z teściami nawet by mi w głowie nie zaświtała, gdyby nie choroba teściowej (choroba wielce wredna w swoim przebiegu).

I wyszło jak wyszło; człowiek nauczony pomagania w potrzebie innym został przez tych innych chamsko wykorzystany.

Jedyne co dopuszczałem (i dopuszczam nadal) to sytuacja, gdy starzy, niedołężni rodzice zamieszkują u swoich dzieci i respektują to, że jest to dom ich dzieci, a nie ich własny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Odys89200, dom jest zawsze tego kto ma akt własnosci, mozesz sobie włozyc i 200% w remont i mozesz sie tylko ubiegac o zwrot nakładów jak masz fa. Tyle. Dlatego nie nalezy w ogole nawet jak człowiek ma jesc tynk ze sciany siedziec u kogos na garnuszku tzw. Swoje to swoje. I zadnych usprawiedliwien ze choroba itd. masa ludzi w Pl zyje starszych samotnie i daje rade, a są naprawde schorowani.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pozew o zwrot nakładów jest gotowy i czeka na "dobry moment" by go w sądzie złożyć.

A "dobry moment" zbliża się wielkimi krokami, bo znów zaczynają "szaleć".

 

Co do przekonywania żony do pójścia na terapię to stosuje chyba najpopularniejszą odpowiedź: "sama sobie z tym poradę".

Tylko, że sam to sobie radzę ja i to czasami z dużym trudem, a po niej widać, że nie radzi sobie.

Tylko, że żadne racjonalne argumenty do niej nie trafiają, nawet nie chce spróbować.

Czasami zastanawiam się po prostu nad podstępem, nad zaciągnięciem jej do psychologa pod pretekstem, że to ja sobie z czym przestaję radzić i potrzebne jest mi jej uczestnictwo w terapii...

Tylko niestety boję się, że nie da się złapać na to, że ja nie mogę z jakiegoś powodu funkcjonować bez terapii.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

"Rodzinnej polityki miłości" ciąg dalszy...

W sumie piszę to wszystko po to, by po chwili móc spojrzeć na swoje słowa z dystansu; to często pomaga znaleźć rozwiązanie...

Swoją drogą zastanawiam się czy z całej tej historii nie napisać książki :)

Od lat piszę pamiętniki więc różne "rewelacje" nie uciekły dzięki temu w niepamięć...

 

Ad rem...

Jakoś tak w 2014 roku kupiliśmy busa przystosowanego d przewozu osoby na wózku (winda, pochylnia...)

Wyprowadzając się busa zostawiliśmy teściowej i szwagrowi nieodpłatnie do użytkowania; nam niepotrzebny, nam nie ubędzie, a ona dzięki temu była zwyczajnie mobilna.

Jakieś 3-4 tygodni temu zaczęły się z ich strony "podchody", by ten samochód nam zabrać. Zwyczajnie zabrać. Chcieli wymusić na mojej żonie darowiznę, bo: "oni ten samochód potrzebują" :)

I żona początkowo chciała tę darowiznę dla - jak to powiedziała - świętego spokoju zrobić.

Udało mi si przekonać ją, że to nie ma sensu, bo po pierwsze nie oddali nam naszych pieniędzy, a mają ich więcej niż my, a po drugie, że nie ma co liczyć, że po darowiźnie dadzą nam w końcu spokój, bo przecież mamy jeszcze inny samochód i duże mieszkanie których przecież też "mogą potrzebować"...

I nagle coś do żony dotarło!

W końcu uświadomiła sobie, że koniec z tym, że oni "tupną", a my z pokorą się mamy na to "zgodzić".

Zwyczajnie, we wczorajszej rozmowie telefonicznej powiedziała matce, że darowizny nie będzie i że jeśli chcą nadal korzystać z samochodu mają przyjść i podpisać umowę nieodpłatnego użyczenia...

 

CO TO SIĘ DZIAŁO!

 

Masa wylanych inwektyw z których określenie" jesteś złodziejką okradającą własną matkę!" było jednym z lżejszych :)

Cała "rodzina" nagle przypomniała sobie nr telefonu do mojej żony i w te pędy jeden przez drugiego chcieli ją je..ć, ale tu buforem byłem ja :)

Na samym początku pacyfikowałem stwierdzeniem, że zapewne dzwonią do niej z zaległymi życzeniami urodzinowymi, a potem jak tylko zaczynali wylewać żale stwierdzałem, że krzyczeć to oni sobie mogą wszelako co najwyżej na swoje żony (mężów), bo na moją to nie i się rozłączałem!

Dobrze wiem, że przez to przekierują część złości na mnie i OK, ja ogarnę :)

Dziś rano teściowa jednak "strzeliła sobie w kolano"...

Zadzwoniła do mojej żony do pracy i podszywając się pod... pracownika banku, próbowała od jednej z osób wyciągnąć informacje na temat swojej córki.

Nie udało się.

Nic nie wskórała, a dodatkowo ta osoba powiadomiła o takiej próbie podszywania się zarówno bank, jak i policję (w porozumieniu z moją żoną i mną).

Cieszy mnie, że żona zaczęła się bronić, boję się tylko, żeby nie był to chwilowy zapał.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Odys89200, odetnijcie sie od nich bo ciagle bedzieci miec ich na głowie. Chyba ze Wam to pasuje.

 

Nie, nie pasuje, ale odcięcie się to tylko ucieczka ofiary. Bierne czekanie na to kiedy i gdzie zaatakują znów.

Mam zamiar stawiać opór, a nie pokornie schylać głowę na każde ich "tupnięcie" jak było (zbyt często) dotychczas...

A schylałem tę głowę,bo żona o to prosiła sama sobie nie dając z tym rady.

 

Wszelako w ciągu kilku dni wiele się zmieniło...

1. Żona - naprawdę nie wiem jakim cudem - zdecydowała się na terapię

2. Ja - za jej zgodą - złożyłem do sądu i prokuratury kilka mocno jak sądzę popartych dowodami wniosków i doniesień

 

Wiadomo, sąd i tak zapewne nie wszystko uwzględni na naszą korzyść, ale zawsze coś :)

No i już na samym początku wywołałem tym u nich niemały "szok"...

No bo jak to tak?!

Chcą nas ciągać po sądach?! No, że my innych to normalne, ale, że inni nas?!

A niech poczują "uroki" naszego życia z nimi :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×