Skocz do zawartości
Nerwica.com

Jak radzisz sobie z agresją?


talithakum

Rekomendowane odpowiedzi

Pytanie od osoby która sobie nie radzi.

 

Wygląda to mniej więcej tak, że jeśli ktoś umyślnie/nieumyślnie źle mnie potraktuje np. wyżyje się na mnie szefowa, i jeśli takie sytuacje się np. skumulują w krótkim przedziale czasu pojawia się u mnie taki efekt hmmm napompowanego balonu. Wzrasta moja wrażliwość, do tego stopnia, że sama świadomie potrzebuję sobie ograniczać dopływ różnych bodźców z zewnątrz zarówno pozytywnych jak i negatywnych (np. przemoc w TV, wzruszający film itp itd).

Wiem, że ma to związek z dzieciństwem, na razie wiem tylko tyle. Stłumiłam reakcję na zło które mnie spotkało i to chyba tylko potęguje agresję.

 

 

Staram się rozumieć drugą stronę, siłą woli, na ile mi ta wola pozwala. Ale suma sumarum udusiłabym jednego i drugiego. Nie zdarzyło mi się nikogo publicznie zwyzywać, ale 'wewnątrz' albo w odosobnieniu nie mam z tym problemu. Wyobraźnia i emocje robią swoje. Natomiast wyzywanie wszystkich od debili i idiotów nie pomaga. Zdarzało się , że miałam potrzebę walenia w coś, typu poduszka. Ale teraz tego nie ma, a wszystko siedzi we mnie, nie wyrażone. Bardzo cierpię bo to siedzi w środku, walę w siebie,a nie na zewnątrz. Zostaje płacz, ale to wymaga ode mnie takiego świadomego wysiłku- teraz sobie popłacz. A to i tak za mało. Pomaga trochę oglądanie ulubionych filmów, ale nie wiem, czy to nie odwracanie uwagi. Nie mam obok siebie przyjaciela któremu powiem, jak mi źle. Przyjaciółka jest za granicą. Napisałam jej właściwie co się dzieje, i dodałam 'niech się wszyscy p****' ale to też nie pomaga. To trochę przypomina hmmm, jak takie chodzenie z zatwardzeniem. Chcesz się czegoś pozbyć a nie możesz.

 

 

Czy ktoś ma jakieś sposoby na agresję?

Teraz w ogóle sobie pomyślałam, że jedno to agresja na czynniki zewnętrzne, ale też pewnie agresja na mnie samą wynikająca z nieprzebaczenia sobie, niewyrozumiałości, zarzucania sobie wiele złego. Czasem myślę, że jestem swoim największym katem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie mam żadnego sposobu na radzenie sobie z agresją ale sama mam z tym problem.

W moim przypadku jest jednak znacznie gorzej. Jak wpadnę we wściekłość to potrafię niszczyć przedmioty, trzaskanie drzwiami (raz po takim trzepnięciu spadł żyrandol, innym razem niechcący wyrwałam je z zawiasów, zdarzyło się też, że pękła ściana) przeklinam jak szewc a z mózgu robi mi się piana. Często też w przypływie wściekłości się okaleczam.

Obecnie wyeliminowałam źródło mojego gniewu. Mam nadzieję, że nie przejdzie to później na coś innego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie mam żadnego sposobu na radzenie sobie z agresją ale sama mam z tym problem.

W moim przypadku jest jednak znacznie gorzej. Jak wpadnę we wściekłość to potrafię niszczyć przedmioty, trzaskanie drzwiami (raz po takim trzepnięciu spadł żyrandol, innym razem niechcący wyrwałam je z zawiasów, zdarzyło się też, że pękła ściana) przeklinam jak szewc a z mózgu robi mi się piana. Często też w przypływie wściekłości się okaleczam.

Obecnie wyeliminowałam źródło mojego gniewu. Mam nadzieję, że nie przejdzie to później na coś innego.

 

 

To może zabawnie zabrzmi w kontekście mojego pierwszego postu ale znalazłam sposób :)

Poduszka, ale taka tłumiąca, grubsza. Wkładasz twarz i wrzeszczysz, wcześniej nabierając dużo powietrza. Ważne żeby nie zdzierać gardła: osobom, które wiedzą co to praca przeponą będzie łatwiej.

Mała rzecz a cieszy, o ironio.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Najlepiej rozkladowac sie przez aktywnosc fizyczna,

jak zrobisz te 5-7km (albo i wiecej),

to uwiez ze cale napiecie zejdzie z Ciebie,

jak wrocisz do domu i siadziesz,

bedziesz zupelnie innym czlowiekiem niz przed godzina.

 

Zawsze dziala :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jedno jest pewne- energię trzeba gdzieś rozładować, chociaż to sprawa bardzo indywidualna. Kiedy dostaję szału wśród ludzi- natychmiast opuszczam miejsce, w którym się znajduję, żeby nie wyrządzić nikomu krzywdy, bo bywam bardzo agresywna i konfrontacyjna. Kiedy jestem sama krzyczę, śpiewam, słucham głośno muzyki i...sprzątam, żeby zająć czymś ręce. Musi to wyglądać bardzo komicznie :mrgreen: Byleby nie dusić tego syfu w sobie. Kwestia wyrobienia nawyków.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość Piotrek1996

Jeśli nie miałaś łatwego dzieciństwa to Ci się nie dziwię, bo potem to się odbija niestety w życiu dorosłym. Ja jestem DDA, więc coś o tej agresji wiem, aczkolwiek nie miałem aż tak dużego poziomu. Przeklinać mi się zdarza często, ale umiem panować nad tym, tak samo nigdy w życiu bym człowieka nie zabił z byle powodu.

 

Tak czy siak każdy ma inne sposoby na poprawę humoru, rozładowanie negatywnych emocji i fakt, że na kogoś działa jakiś sposób nie oznacza, że działa na wszystkich.

Od siebie polecam spróbować między innymi sport jakiś tam, bo wtedy wyzwalają się endorfiny i automatycznie poprawia się humor z reguły po dobrym wysiłku :) Z innych spraw to gotowanie może, ponieważ na wielu działa. Rozmowa szczera z kimś bliskim, ale jeśli mówisz że masz przyjaciółkę w innym kraju to tutaj jest kłopot, ale przecież zawsze można poznać kogoś w internecie. Spokojna muzyka. Medytacja jest super i ma zdrowotne właściwości, uspokaja też.

Można jeszcze znaleźć porządnego psychologa i chodzić na spotkania. Wbrew pozorom nie każdy psycholog jest złym człowiekiem, ponieważ niestety często jest taki pogląd.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

talithakum, hmmm, oby się tylko "przypadkiem" nie udusić :D

 

 

Trening czyni mistrza. Myślę, że to jest awykonalne, chyba, że ktoś by 'pomagał' z tą poduszką.

 

:)

 

Ta poduszka pomaga na chwilę. Ja myślę, że ja na tej stłumionej agresji wyrosłam, w zasadzie jestem otoczona osobami, których nadal nienawidzę i chciałabym to bardzo im wykrzyczeć w twarz, ale to by nie pomogło. Mam w sobie taki niewypowiedziany bunt, niewyrażony bunt, nawet w okresie dojrzewania to nie doszło do skutku.

Oprócz poduszki biegam, gotuję, stosuję trening Jacobsona. Ale w**** jest wszechobecne. Na przykład dziś się dowiedziałam, że jestem zdrowa pod względem ciśnienia, choć mi wmawiano zawsze to schorzenie. Mimo, że mam diagnozę i powinnam się cieszyć, że mi wolno uprawiać sport, w***** się nie zmniejsza, a potęguję.

Staram się o przyjęcie na terapię w warunkach zamkniętych. W tym pokładam nadzieję. Codziennie cierpienie utrudnia, uniemożliwia codzienne życie. To wszystko jest w środku, we mnie. Chciałabym się tego pozbyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość Piotrek1996
talithakum, hmmm, oby się tylko "przypadkiem" nie udusić :D

 

 

Trening czyni mistrza. Myślę, że to jest awykonalne, chyba, że ktoś by 'pomagał' z tą poduszką.

 

:)

 

Ta poduszka pomaga na chwilę. Ja myślę, że ja na tej stłumionej agresji wyrosłam, w zasadzie jestem otoczona osobami, których nadal nienawidzę i chciałabym to bardzo im wykrzyczeć w twarz, ale to by nie pomogło. Mam w sobie taki niewypowiedziany bunt, niewyrażony bunt, nawet w okresie dojrzewania to nie doszło do skutku.

Oprócz poduszki biegam, gotuję, stosuję trening Jacobsona. Ale w**** jest wszechobecne. Na przykład dziś się dowiedziałam, że jestem zdrowa pod względem ciśnienia, choć mi wmawiano zawsze to schorzenie. Mimo, że mam diagnozę i powinnam się cieszyć, że mi wolno uprawiać sport, w***** się nie zmniejsza, a potęguję.

Staram się o przyjęcie na terapię w warunkach zamkniętych. W tym pokładam nadzieję. Codziennie cierpienie utrudnia, uniemożliwia codzienne życie. To wszystko jest w środku, we mnie. Chciałabym się tego pozbyć.

 

Czyli problem leży w jakimś stopniu w otoczeniu. Nie masz możliwości żadnej aby zmienić towarzystwo? Ogółem to ciężka sytuacja w sumie, aczkolwiek to nie oznacza, że nie można z tego wyjść. Skoro biegasz, gotujesz itp to nie wiem co Ci jeszcze doradzić...

 

Terapia jest dobrym rozwiązaniem. Powodzenia jak Cię przyjmą już :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pytanie od osoby która sobie nie radzi.

Wygląda to mniej więcej tak, że jeśli ktoś umyślnie/nieumyślnie źle mnie potraktuje np. wyżyje się na mnie szefowa, i jeśli takie sytuacje się np. skumulują w krótkim przedziale czasu pojawia się u mnie taki efekt hmmm napompowanego balonu. Wzrasta moja wrażliwość, do tego stopnia, że sama świadomie potrzebuję sobie ograniczać dopływ różnych bodźców z zewnątrz zarówno pozytywnych jak i negatywnych (np. przemoc w TV, wzruszający film itp itd).

 

Cholernie ciekawe jest to jak gniew i agresja u ludzi normalnych się tworzy i kumuluje, u mnie jest to na tyle porąbane że mam duży problem z opanowaniem skutków :roll: a pozornie od samego początku niby nic się nie czuje, nawet złości, tylko lekką irytację a potem po 20 czy którymś z kolei ataku tego samego głupka łapie już taka dziwna ale też zimna furia że masz ochotę dosłownie pobić albo zmieszać z ziemią - jak robot napędzany parą, zero uczuć tylko ciśnienie w głowie, rękach i nogach i tryb "bij, zabij, zniszcz".

 

Natomiast wyzywanie wszystkich od debili i idiotów nie pomaga.

 

Oczywiście że nie pomaga, agresja jest działaniem mającym chronić osobę wkurwioną przez dalszymi atakami innej, to reakcja obronna mająca sprawić żeby ktoś się odwalił, żadne walenie w worek czy poduszkę czy wyżywanie się na innych nie rozładuje jej.

 

Czy ktoś ma jakieś sposoby na agresję?

 

Odbijanie piłki, atak na atakującego. Czasem wyeliminowanie go z grupy w której jestem na przeróżne sposoby.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Staram się sobie radzić ale nie jest to proste. Uprawiam sport, ale czasami jak skumulują mi się emocje w nadmiarze to po prostu nie umiem ich nie wyrzucić z siebie nagle i impulsywnie. Dlatego krzyczę, jestem niemiła i nieuprzejma.. Cierpi na tym otoczenie w którym się znajduję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Obecnie wyeliminowałam źródło mojego gniewu. Mam nadzieję, że nie przejdzie to później na coś innego.
Czy da się zidentyfikować zwłoki? :lol:

 

Mam w sobie taki niewypowiedziany bunt, niewyrażony bunt, nawet w okresie dojrzewania to nie doszło do skutku.
Ja chyba tak samo. U mnie to się wręcz nasiliło po związku. A później się nasilało jeszcze po interakcjach z różnymi ludźmi, zwłaszcza w internecie. Noszę w sobie poczucie krzywdy i doznanej niesprawiedliwości. Gardzę z tego powodu ludzkością, że są takimi %#&*($$#& debilami, iż najpierw we mnie wtłaczają pewną negatywną, agresywną energię, a później jej we mnie nie akceptują i każą mi się z nią kisić, tłumiąc ją w sobie. Toż to szczyt sadyzmu i okrucieństwa chyba.

 

Inna grupa dorosłych nauczyła się już dawno unikać agresji. Było to w danym czasie dla nich konieczne i jest jednocześnie tragedią. Konieczne, ponieważ stanowiło ochronę albo nawet strategię przetrwania, tragiczne, bo drogi ucieczki i sposoby unikania czegoś mogą mieć negatywne skutki dla zdrowia psychicznego i fizycznego. Wielu dorosłych nie miało w dzieciństwie dobrych wzorów do naśladowania i nie wie, jak można właściwie obchodzić się z gniewem. A do tego przeżyli i zapamiętali równanie: gniew + agresja = ból i opuszczenie. Kiedy byli wściekli, bito ich, odpychano, pogardzano nimi, ośmieszano, ignorowano i karano milczącym odrzuceniem, wysyłano do łóżka bez kolacji albo zamykano w pokoju aż "zgrzecznieją". To, że dziś nie potrafią wyrazić swojego oburzenia, bezradności, podniecenia albo agresji wobec innych ludzi, jest spowodowane przede wszystkim tym, że wtedy nie wolno im było pokazywać takich uczuć i zachowań. Nauczyli się być "milutcy", powstrzymywać gniew i usuwać go ze świadomości. Chcą być grzecznymi dziewczynkami i stuprocentowymi harcerzami - przyzwoici, grzeczni, uprzejmi, rycerscy, mili, uważni i życzliwi. Hołdują zasadzie: "wytrzymać - przetrzymać - trzymać język za zębami", dławiąc się nią.

 

[videoyoutube=031ahzM3JEY][/videoyoutube]

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No właśnie jak radzic sobie z ta agresją ja zrobiłem się poje...ny od dragów już dawno temu jest to taka agresja,że na nic nie patrze i z nikim się nie liczę ale to drugie u mnie jest normalne.Doradzcie jakie leki mogą mi pomóc wiem ,że na pewno chlorprotiksen ale jest trochę stary więć boję się o skutki uboczne dzięki pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ostatnio powiedziałam facetowi, że nie pracuję w burdelu, ale w ramach troski o interes klienta mogę znaleźć numer do agencji, po tym jak na pożegnanie stwierdził, iż liczył: "że się bardziej zbliżymy" < w wiadomym znaczeniu>. Przez cały swój pobyt nie chcial się odczepić mimo jasnego komunikatu " spadaj na drzewo facet, bo nie jestem zainteresowana". W trakcie rzucał mi tekstami, że może mi przynieść kij bilardowy i żebym go użyła, jak będzie niegrzeczny. Zapytałam faceta, czy ma skłonności samobójcze. Chyba liczył na uśmiech, przyzwolenie na zidiociałe zachowanie i coś w stylu " jaki Pan dowcipny". Zdziebko się speszył. Żona, dzieci, integracja, piwsko i popisy przed kumplami. Mam na takie coś ostrą alergię. Kiedyś bardzo mnie takie sytuacje peszyły i dołowały. Dzisiaj dostaję kur*icy i wywalam za drzwi jak mi za dużo. Wątpię, żeby był to sposób na radzenie sobie z agresją, czy postęp. Niemniej jednak przynajmniej nie duszę tego w sobie :bezradny:

 

:lol:

 

Zabawny facet. Ciekawi mnie czy byłby taki wygadany jakby nie miał swojej żonki dzieci i całego tego durnego psychologicznego "zaplecza", czy miałby jaja tak startować będąc sam w takiej sytuacji.

 

Co to za praca że miewasz takich klientów?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wogóle ludzie są jednym z bardziej upierdliwych towarów, pracowałem z nimi ostatnie 5 lat co by się trochę uspołecznić i uskutecznić i.... jeszcze bardziej mnie teraz irytują ;) chociaż trochę podpatrzonych technik postępowania z nimi nauczona od innych na pewno się w życiu przyda.

 

Tak jak się mówi "w dzisiejszych czasach każdy powinien spróbować i pracy z ludźmi i pracy w marketingu"

 

Heheheh pamiętam jak raz przylazł do mnie jakiś menel i odwalił taką akcję że pękałem w okienku ze śmiechu, nie licząc części ludzi obsługiwanych na innych stanowiskach obok :lol: wogóle historii do obśmiania było w tej pracy na pęczki

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Heh masz widzę syndrom wielkiego miasta ;) pamiętam to po sprowadzeniu się do Warszawy na pewien czas. Wytrzymałem 5 miesięcy. I te akcje w sklepie z wózkami też znam, ileż to razy się ludzi opieprzało albo "zwracało uwagę" jeez... na ulicy wchrzanianie się samochodami gdzie popadnie i parkowanie gdzie popadnie bez żadnej kultury i ładu, wkurzające do granic możliwości kilkumetrowe kolejki w sklepach...

Plusem jest to że każdy ma Cię gdzieś jak sobie gdzieś tam idzie, chociaż jedynie menele się z tej kategorii wyłamują, szczególnie jak widzą że palisz fajka :lol:

 

Polecam wyskoczyć z dala od wszelkiego palanciarstwa w wakacje na spływ kajakowy. Kontakt z naturą z dala od wszystkich bardzo dobrze robi. A w słuchawki muzykę relaksacyjną, też pomaga.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Uuuu to widzę ze z daleka jesteś. Spod Karpacza znanego z tych anomalii grawitacyjnych :) prawdziwe one są? nie widziałem ich na żywo nigdy

 

PS zajebisty awatar wrzuciłaś, o wiele fajniejszy niż ten poprzedni

 

A jeżeli chodzi o małe mieściny - tutaj przynajmniej jest kurde spokój. Nie ma tych tłumów, nikt się nie wpieprza w Twoje życie. Z drugiej strony dobrze jest mieć samochód bo do większego miasta jak masz potrzebę podjechać to w 30-40 minut się dostajesz właściwie gdzie chcesz bo wszystko jest w zasięgu. A komunikacją sie bujać w takich warunkach to zaplanować sobie cały dzień musisz praktycznie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak. W zasadzie jest tu slynny punkt zaburzeń grawitacji. Samochód jedzie sam pod górę - przetestowane 8)

 

Trzeba będzie się w końcu kiedy w te regiony wybrać i spróbować, raz miałem okazję będąc w okolicy ale zapomniałem. I nie jako Twój ulubiony rodzaj turysty autobusowego ;) nie czaję ludzi co się bujają komunikacją na wczasach, to powinien być też odpoczynek od tego typu kiszenia się.

 

No nie do końca. W dużym mieście nikt mnie nie znał ( poza osobami z pracy i uczelni ). W przysłowiowym Pierduchowie Zdroju wszyscy wszystko o wszystkich wiedzą i wpierdzielają sie z buciorami w cudze sprawy na potęgę. Do tego bliskość kurortu i wszędobylscy turyści. Nienawidzę turystów, choć ten region z tego żyje. Nie można miec chwili spokoju nawet na durnym przystanku, bo Cię obowiązkowo traktują jak informację turystyczną. Jak wracam busem, to kierowca ma w czterech literach to, że te łosie pchają się do małego busika z plecakami wielkości pokojowej ławy i nie idzie później z tego busa wyjsć. A królewiątka oczywiście się nie ruszą, żeby ludzi przepuścić i nie pomyślą, żeby zapytac kierowcę, czy mogą skorzystać z bagażnika. I jak tu nie być agresywnym?

 

Ano właśnie tą anonimowość miałem na myśli będąc w dużym mieście. U siebie chcę mieć wszystkich gdzieś więc od kilkunastu lat się na swoim zadupiu poza sklepami i poza swoje osiedle towarzysko nie wybieram, jak coś to do sąsiadujących miast.

 

Na agresywność polecam Tegretol, naprawdę potrafi bardzo odciążyć głowę. A co do dupków ładujących się z torbami du autobusów... może jednak rozważ zrobienie prawka? Samochód to naprawdę minimalny koszt szczególnie w LPG, diesli nie polecam, nawet tych co potrafią na oleju opałowym i spożywczym jechać (czyli na dzisiaj minimum 15 letnich) Nawet głupi skuter to zarąbista rzecz szczególnie że możesz to wszędzie zaparkować

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Na parkingu... oby nie policyjnym bo strasznie on drogi. To w Twoim średnim mieście aż taka dzicz? W sezonie turystycznym to bym zrozumiał jeszcze jak nawaleni z knajp wyłażą ale nawet nie jeżdżony samochód kosztuje, bo te OC coraz droższe są.

Poza tym są kamerki teraz, nie ma już takiej bezkarności pieszych i rowerzystów jak wcześniej (teraz piesi mają obowiązek o zmroku na słabo albo na nieoświetlonych drogach nosić odblaski i sądy są dla nich coraz mniej wyrozumiali jak tak nie robią) także może zrób ten drugi krok, szkoda nerwów na takich palantów ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

agresja to moja pięta achillesowa, bardzo szybko robię się agresywny i wybuchowy, często też tracę kontrolę nad tym co robię, bardzo ciężko mi się wtedy opanować, (ostatnio jestem na "łańcuchu") to niszczę w złości sprzęty w około mnie, był telefon, złapał laga to pizd o ścianę, klawa, coś poszło nie tak, zniszczyłem pięścią, fotel? skrzypiał - urwałem oparcie, mysz komputerowa, bo? bez powodu, musiałem się na czymś wyżyć, (no i powrót do palenia, aby się jakoś "uspokoić") jest okay, jak się zmęczę, pojeżdżę rowerem, proszki? jasne, działają, bo jakoś funkcjonuję i trochę ogarniam ten syf! Na mieście staram się zachowywać w miarę kulturalnie, nie generuję sam żadnych konfliktów, ale nie przejdę obok obojętnie jak coś jest na rzeczy! :bezradny: dzięki chemii mam blokadę przed rękoczynami, ale w środku się człowiek gotuje, ale blokada założona i jakoś nie mogę!

Ktoś zaraz powie, że leki przestają działać po jakimś czasie :blabla::blabla::blabla: nie zauważyłem tego! czyli śmiało mogę stwierdzić, że mi na agresję pomaga wysiłek fizyczny, który pozwala się rozładować, a chemia to środek który pozwala funkcjonować między innymi... ale z tym to bardzo różnie bywa! :bezradny:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

distorted_level68,

 

:shock: ostro, u mnie w pracy też jest bardzo agresywny człowiek i rozwala sprzęty, ma podrzędne stanowisko, a boją się go nawet dyrektorzy ;)

Głos ma taki jakby z pod ziemi się wydobywał, wzrokiem przebija na wylot...

ale super, że starasz się okiełznać tę agresję i to nawet z sukcesami.

 

A jak idziesz na mieście i z naprzeciwka nadciąga jakiś zawadiaka to rzucasz mu wyzwanie wzrokowe, na zasadzie, kto pierwszy się odwróci?

On tak robi, pomimo, że jest drobny, nawet jak jest sam i idzie kilku.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A jak idziesz na mieście i z naprzeciwka nadciąga jakiś zawadiaka to rzucasz mu wyzwanie wzrokowe, na zasadzie, kto pierwszy się odwróci?

On tak robi, pomimo, że jest drobny, nawet jak jest sam i idzie kilku.

na podstawie tego wpisu, wnioskuje, że jesteś dość młodą osobą, bo to są typowe dylematy młodych (w żaden sposób nie neguję) ale Ja nie przywiązuje do tego wagi, nie zwracam na to uwagi! Mnie to raczej ludzie omijają!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×