Skocz do zawartości
Nerwica.com

Od zakrętu do zakrętu... ale po co te ataki?


Walter

Rekomendowane odpowiedzi

Cześć Trafiłem tutaj szukając info o lekach, zaniepokojony skutkami ubocznymi. Wróciłem tutaj, bo rozważam powrót do leczenia. Zbieram siły by stanąć w prawdzie i znowu powalczyć o siebie, nim będzie za póżno. Zbliżam się powoli do 30tki, jestem ogólnie mówiąc handlowcem. Jeśli długi wam czytać, to przejdźcie do ostatniego akapitu.

 

Nie do końca wiem co mi jest, naprawdopodobniej depresja, lub "stany depresyjne", tak powiedział lekarz. Wrażliwym chłopakiem byłem od zawsze, jednak lata spraw sądowych, stresującej pracy i niepowodzeń w związkach sprawiły, że traiłem do psychologa (pomógł, ale to za mało), straciłem jedną pracę, a teraz zagrożona jest następna. Doprowadziłem się do stanu kiedy w jedne dni byłem wrakiem i nie szedłem do pracy lub ją symulowałem, a w inne czułem że jest dobrze i zasuwałem nadrabiając. Potem baterejka się wyczerpywała i znowu dół. Jak zabawa zabawką z baterią na wyczerpaniu: pada, ale po odstawieniu na pół godziny jeszcze trochę się pobawisz i tak w kółko. Brałem przez kilka miechów leki citalopram, ale miałem dość uboków, oraz tego, że pogarszały męskie sprawy (pogłębiały problemy damsko męskie), oraz uniemożliwiały mi zajmowanie się moją pasją motoryzacyjną, która jako ostatnia sprawiała mi jako taką radość, a w pracy... było dalej źle,,, choć przynajmniej stabilnie. Generalnie niska samoocena, brak sił by się ogarnąć i schudnąć (choć może byc gorzej, jakiś odrażający nie jestem), i takie poczucie słabości jak Walter H. White z mojego avatara: słaby, przegrany, stłamszony itp nawet jeśli nie do końca to prawda.

 

Obecnie po paru miesiącach względnego spokoju i wylizania ran znowu robię się ociężały, wracają depresyjne dni nie nadążam w pracy, piętrzą się obowiązki a potem ta góra mnie przysypuje i powoduje płacz. Jest tak prokrastynacja->stres bo nie zrobiłem czegoś->stres bo dostałem owal bo nie dotrzymałem terminu lub zrobiłem byle jak->piętrzenie się problemów->płacz. Najgorzej jest rano. Rano niemal zawsze jest zle...tak do 11najczesciej nie jestem w stanie wydajnie pracować, a muszę, bo klienci nie siedzą długo w biurach... Kawa niewiele pomaga,jest sennośc mimio 7-8h snu, smutek, odrętwienie itp a nie daj Bóg jakaś złą wiadomośc, bo wtedy każda boli 2x bardziej... Jakoś z tym walczę, próbowałem mindfulness itp i coś tam pomaga, ale to jak parasol: pomoże w deszcz, ale na huragan już nie. Lepiej też jest wiosną i latem, niż zimą (ale się doświetlam).

 

A propos huraganów...

Jest tylko jeden objaw, który mnie baaardzo niepokoi i nikt nie potrafi wytłumaczyć mi co to jest. Psychiatra skupiali się na innych objawach, a niestety jest to przyczyną cierpień. Nazywam to atakiem. Bywa w dni kiedy ranek ciąży bardziej niż zwykle lub w ciągu dnia kiedy jest mega dużo złychh rzeczy z zewnątrz. Brak siły itp typowa depresja, ale walczę z nią...i dostaję w twarz za karę, że walczę, że mimo samopoczucia idę do pracy i się staram zamiast się poddać. Zdarza mi się taki hmm płacz? Ale nie taki zwykły, on jest okropny, to ryk, wyk, mega głośny płacz i darcie mordy by dać mi spokój, że chcę umrzeć, że nie chcę więcej, albo co mnie boli typpu że nie ma nadzieli i inne czarnowidztwa itp. Często oprócz tego płaczu i krzyku bardzo zwierzęcego walę w coś, najczęściej jest to koło kierownicy auta na parkingu, rzuciłem czajnikiem w domu w talerze ale ostatnio po uderzeniu z piąchy naprawa laptopa zabolała 350zł i klawisze już nie trybią jak dawniej :P. Krzyk jest taki, że tracę prawie głos, mam chrypę i każdy oddech jest krzykiem to znaczy {wyyk}[oddech][wyyyk] trwa to nawet kilknanaście minut. Raz aż z domu wyszedłem się uspokoić to biegałem w kółko i nawalałem w drzewa, ale wtedy to miałem okropną sytuację obiektywnie. Potem jestem tak wyczerpany... że aż jak pijany chodzę noga przy nodze, wszystko powolne, wiadomo wyglądam nieciekawie. Próbowałem się nagrać, ale zawsze udawało sie to "na zejściu" po tym huraganie, gdy tylko oczy napuchnięte, łzy i smutne gadanie do siebie i kamery. Nikt nie widział mnie w tym stanie w trakcie, tylko matka ale już po. Nikogo nie chcę wtedy skrzywdzić, ale sam mam chęć śmierci. Raz jak zdarzyło mi się podczas jazdy, to miałem ochotę nzaleźć ciekawe miejsce do wypadku w pobocze (to było po tym jak moi przełożenie mentalnie mnie zmolestowali i zagrozili zwolnieniem). W najgorszym czasie miałem to nawet 2 razy na tydzien i nawet w dniu następnym czułem następstwa ataku. Teraz miałem spokój, ale znowu jest jazda w pracy i problemy, to mam tak 2-3 razy w miesiącu i dzień wówczas zmarnowany.

Aha to bylo bez leków.

Proszę, powiedzcie mi, czy ktoś tak ma? Jak to się nazywa? Zbieram się do psychiatry, ale ciężko mi na nowo mu zaufać po doświadczeniach z lekami, po za tym SSRI szkodzą mi na inne rzeczy na które się leczę. Nie umiem tego uporządkować.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj,

 

owe ataki, jak je określasz, stanowią reakcję na skumulowane negatywne emocje, z którymi sobie nie radzisz. Co Ci dokładnie dolega? Tego nie stwierdzę przez Internet. Konieczna jest wizyta u psychiatry. Napisałeś, że boisz się brać leki, np. SSRI. W czasie spotkania z lekarzem zapytaj o możliwość skorzystania z psychoterapii. Ta może okazać się skuteczniejsza i nie ma skutków ubocznych. Pozdrawiam!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję za odpowiedź. Zauważyłem że mam tak, gdy podejmuje walke. Czesty wybór: mimo spowolnienia itp depresyjnego nastroju iść i walczyć - co kończy sie czasem tym "atakiem" albo położyć sie i udawać chorego, położyć sie lub symulować prace...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×