Skocz do zawartości
Nerwica.com

Osobowość chwiejna emocjonalnie (typ BORDERLINE) cz.II


Naemo

Rekomendowane odpowiedzi

W dniu 9.06.2018 o 12:33, jaskolka83 napisał:

opowiedzcie mi o swoim doswiadczeniu z pracą - czy mieliscie podobne problemy, jak sbie z nimi radziliscie? czy udalo wam sie znalezc prace z ktorej nie rezygnujecie, w ktorej dobrze sie czujecie ?

 Ja jestem dość młoda tzn 24 lata, ale pracowałam już w 4 miejscach (nie licze jakichś półetatówek, czy dodatkowych bo tego było jeszcze z 10) , najdłużej wytrzymałam 1,5 roku tylko dlatego że pracowałam u rodziny  i czułam się zobowiązana, co mnie tylko dobijało. Z każdej pracy odchodziłam nagle, poprostu stwierdzałam że teraz zmieniam wszystko, zaczynam nowe życie i rxucałam pracę. Bywało że nie miałam nic nowego na oku a utrzymywałam się sama. Moje cv jest wgl strasznie wielobranżowe, bo zmieniając życie zmieniałam branże. Nie skończyłam żadnych studiów, ani policealnej - rzucałam czasem po tygodniu, czasem po miesiącu.

 

A tak wracając do pytań o mnie, kim jestem i co tu robie to po krótce moja historia.

Jak wspomniałam mam 24 lata, pół roku temu usłyszałam diagnoze borderline. Mój świat się jednoczesnie zawalił i poukładał. Wreszcie zrozumiałam co jest nie tak ze mną, a jednocześnie nie mogłam pogodzić się z tym że taka jestem. Jak byłam mała to miałam dość chłodną relacje z matką, ojciec zmarł jak miałam 7 lat z czym do tej pory sobie nie radze, zaczełam pić w wieku 13 lat, w wieku 18 lat zaczełam szukać pomocy diagnoza bulimia. Generalnie to od 13 r.z. bujałam się z jakimiś zaburzeniami odżywiania  wszystko się zmieniało co chwile- raz nie jadłam nic, raz jadłam mało i wymiotowałam, raz się obżerałam, raz prowokowałam wymioty na głodzie, raz obżerałam się i rzygałam. Kilka burzliwych związków, jeden burzliwy i romantyczny do tego stopnia że chłopak był tak mną zawładnięty że był w stanie się ze mną zabić, oczywiście nie chciałam tego zrobić ale postawić go przed próbą .. co wybierze. Miał przeze mnie kłopoty ciągle z prawem, z rodziną. Przez moje skrajne zachowania nawet nas policja zwineła bo przecież nie zostawiłby mnie samej. Do tej pory jest rozbity bo czasem mamy kontakt ale nie ma do mnie ani trochę żalu nadal uważa mnie za przyjaciela.  Po 18 urwałam z nim kontakt bo nie chciałam żeby cierpiał więc głodziłam się, opychałam lekami, nie chciałam umrzeć po prostu chciałam cierpieć. 

Do szkoły średniej to chodziłam w zasadzie jak w odwiedziny - jak wytrzymałam pełne dwa dni w tygodniu to było super. Ale to były jeszcze czasy kiedy żaden system nie liczył godzin i zawsze miałam średnią powyżej 4.5. W tamtym czasie poznałam mojego obecnego faceta i przez 2 pierwsze lata byłam jak w amoku zachłyśnięta znowu miłością.. aż nie wiedziałam że można aż tak (zresztą jak zawsze...) potem zaczeło mi się coś nie podobać zaczełam sobie wymyslać problemy i wdałam się w romans który się wydał po 2 mięsiącach ( miałam wtedy 21 lat). Chcąc go przy sobie zatrzymać próbowałam się zabić, nałykałam się jakiś tab na odchudzanie sprowadzanych z czech zamówionych przez internet, przeciwbóle, desmoxany no z 60 różnych tabletek. Pewnie bym nie umarła ale mogło mi wątrobe zniszczyć. Uratował mnie. Był przy mnie jest do teraz . Raz go kocham, raz nienawidze. Od jakichś 6 lat pije. tzn mogę nie pić miesiąc nawet a coś mnie wkurzy, coś pójdzie nie tak, mam jakiś problem, jestem zła na siebie to wpadam w ciąg i chlam i zawalam różne rzeczy  i już aż mi się nie chce pisać tego elaboratu ....

 

 

Przeraża mnie to że ludzie z forum leczą się po tyle lat i nadal są tacy. 

Czy wy też potraficie zmienić swój nastrój z godziny na godzinę? Jak waszym bliskim żyje się z wami? Dużo pijecie? Jest tu ktoś kto ma bordera ale się nie okalecza?? Czy uważacie swoje życia za puste i nudne, czy może ktoś ma ciekkawe życie a przynajmniej tak uważa? Jak wy zareagowaliście na diagnozę?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 12.06.2018 o 01:39, Special Snowflake napisał:

Mam pytanie, jak radzicie sobie z dysocjacjami? Macie/nie macie/zwalczyliście w trakcie terapii?

Mi trochę pomogły leki, wcześniej miewałam dość często derealizacje i depresonalizacje, teraz te stany są łagodniejsze, ale nadal się pojawiają. Niestety nie wiem, jak z tym walczyć, na terapię nie chodzę. Miewałam również parestezje, choć bardziej wiązałam to z nerwicą, ale tego już nie mam na szczęście.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jaalbonieja

 

Ja mam borderline i sie nie okaleczam

Ale lubie alkohol.tabletki typu xanax.czasem mam ryzykowne zachowania jak wpadam w furie

Ja powiem tak lecze sie 2 lata iwidze spore efekty ale jest jeszcze mnostwo mnostwo pracy przede mna

Ja zdecydowalam sie wziac dziekanke po 2 roku a studiuje psychologie

I jechac do szpital na 6mncy na oddział zaburzen osobowosci.alternatywa jest wpasc w alkoholizm a tego nie chce

 

Psychiatra powiedzialami szczerze ze jest szansa wyleczenia za kilka lat jesli bede bardzo mocno nad soba pracowac i zalecila ten osrodek wlasnie

A ty bierzesz leki czy chodzisz na terapie

Jaalbonieja?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Acha i moj nasttroj sie potrafi zmieniac  godziny na godzinę niestety

Diagnoza mnie przytloczyla bo myslalam ze nie jest az tak zle

Ale mozna i trzeba z tym walczyc. Mnie psychologbardzo pomaga. I teraz mam nowe leki zaczelanm bracpregabaline podobno dobrze dziala na leki

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@jaalbonieja

mój nastrój potrafi zmieniać się z godziny na godzinę, leki nie bardzo to hamują, one jedynie zahamowały u mnie depresję, że nie mam jej cały czas, ale łatwo sie denerwuję w relacjach z bliskimi zwłaszcza, popadam wtedy z normalnego nastroju w furię pomieszaną z płaczem.

do alkoholu mnie niezbyt ciągnie, nie umiem się porządnie upijać, nie wchodzi mi, zwłaszcza na lekach. Prędzej to palę fajki i biorę leki na uspokojenie wtedy i wyładowuje się na innych albo na sobie. Okaleczałam się długo, teraz staram się tego nie robić.

Miewam dość niestabilne relacje z bliskimi osobami, a zarazem boję się wychodzić do nowych ze względu na fobię społeczną i lęk przed odrzuceniem, zranieniem.

Pierwszy raz o zab. osobowości usłyszałam parę lat temu, długo nie umiałam się pogodzić, myślałam, że a lekarz się pomylił, wpisuje to tak o, ale kolejni lekarze też za tym byli. Ja uznawałam, że mam tylko depresję i lęki. Bo zab. os. wydawały mi się ''cięższą'' diagnozą.

Dopiero gdzieś z rok temu pogodziłam się z tym i już nie wypieram tego, bo do mnie dotarło to, jak poczytałam więcej, zanalizowałam, że kurde faktycznie to podchodzi pod tego bordera. I jakoś powiedzmy ''zaaceptowałam'' to, przyjęłam do wiadomości i już nie udaję, że tego nie mam, patrzę bardziej na swoje zachowania właśnie z perspektywy bordera. Z jednej strony zdało mi się to klarowne, ale dalej mi to ciąży... Bo to nie jest coś czego pozbędę się tak o, tylko coś co ukształtowało mnie, co budowało się od dzieciaka i ze mną zostało.

Miałam też w liceum okres związany z zaburzeniami odżywiania, głodzeniem się, odchudzaniem, jako forma destrukcji, ale też i pokazania ''światu'' - patrzcie, jestem w takiej depresji, że głodzę się, zwróccie na to uwagę, pomóżcie mi. W konsekwencji musiałam sama i z lekami się z tym uporać. Teraz jem normalnie, mam normalną wagę, nie odchudzam się, nie obchodzi mnie to, ale bardzo niska samoocena pozostała. Choć wiem, że będąc chuda, ta samoocena by również została... A tak to przynajmniej czuję się bardziej kobieca, bo ciuchy jakoś na mnie wyglądają, a nie ''wiszą'' na mnie.

Generalnie nie mam wsparcia w nikim z rodziny, mam niestabilne relacje z facetami. Czuję się stale osamotniona, nawet jak obok mnie ktoś jest, bo boję się, że zdradzi mnie, albo ucieknie ode mnie... 

Chodzę na terapię, ale oprócz tego, że coś sobie tam uświadomię, niewiele pomaga. Uświadomię sobie coś bardziej, ale i tak dalej nie wiem jak to pokonać. Jak pokonać nienawiść momentami do siebie, przelotne myśli o odebraniu sobie życia, albo odwaleniu czegoś. I to ciągłe poczucie niezrozumienia, osamotnienia, bólu z powodu tego, że żyję i wszystko czuję, czuję za mocno! 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@shira123, też mam skłonności do substancji psychoaktywnych. I potrafię naprawdę balansować na granicy. Ze dwa razy byłem blisko depresji OUN po wzięciu opiatów, benzodiazepin, alkoholu i antyhistamin I generacji.

Ja wolę uciekać w swój świat. Gadać z ludźmi których sobie wymyślę. Nie stresuję się dzięki temu tak otoczeniem. Traktuję swój umysł jako twierdzę.  Wiem, że to co mnie otacza to tylko iluzja prawdy. Dzięki temu potrafię kontrolować własne ciało, myśli, uczucia. Wiem, że świat jest taki jakim go widzę, a nie takim jakim tworzą go inni ludzie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@shira123 Nie biore leków, nie chodzę na terapie. 

Po 18 chodziłam do psychiatry, wtedy z bulimią (raczej to już był border a bulimia była jedynie skutkiem ubocznym) 

Brałam wtedy andepin ale łączyłam go z alkoholem trochę nieświadomie bo lekarz nie wspomniał, że mam zakaz picia, a troche świadomie bo wiedziałam że to mi robi źle. Miałam halucynacje, szybko się upijałam, spałam po 16-20 godzin, czasem przez 2 dni budziłam się jedynie na jedzenie i toaletę, moja depresja tylko się pogłębiała.

Potem miałam chodzić do psychologa na indywidualną, ale na pierwszym spotkaniu babka mnie wkurzyła więc wstałam, wyszłam, trzasnęłam drzwiami i nigdy nie wróciłam.

potem zapisywałam się do innych, nie zjawiałam się i tak w kółko, trochę na zasadzie - jak miałam depresje i cierpiałam tak że sobie nie radziłam to szukałam pomocy, potem wpadałam w euforie i już uważalam że jestem najszcześliwsza na świecie i nie potrzebuje jakichś terapii.

pół roku temu jednak stan depresyjny się przedłużał i poszłam do psychologa, tak dowiedziałam się co mi dolega, zaczęłam terapie poznawczo behawioralną która miała mi pomóc a jakoś czułam się jeszcze gorzej no i jeszcze więcej piłam. Więc od ponad miesiąca nie robie ze sobą nic. 

Raz chce umrzeć, raz uważam że jest najlepiej na świecie. 

Godzinę temu, lukrowana napisał:

 

Chodzę na terapię, ale oprócz tego, że coś sobie tam uświadomię, niewiele pomaga. Uświadomię sobie coś bardziej, ale i tak dalej nie wiem jak to pokonać. Jak pokonać nienawiść momentami do siebie, przelotne myśli o odebraniu sobie życia, albo odwaleniu czegoś. I to ciągłe poczucie niezrozumienia, osamotnienia, bólu z powodu tego, że żyję i wszystko czuję, czuję za mocno! 

Jak ja cię rozumiem. Chciałabym choć raz zobaczyć świat takim jakim widzą go normalni ludzie, czuć jak zwykły człowiek, bez tej burzy myśli, ale jednoczesnie przeraża mnie to bo border to ja, to jakbym miała stracić siebie.

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A jak u was że tak powiem w strefie seksualnej? Często zmieniacie partnerów? potraficie określić orientacje? Seks gra w waszym życiu dużą role czy raczej w ogóle go nie ma? Macie jakieś dziwne łóżkowe odchyły?

Ja nadal nie rozumiem tego że zawsze na początku w czasie kiedy idealizuje swojego partnera to mam niepohamowaną ochotę na seks i taki stan może trwać od tygodnia do najdłużej u mnie 2 lat, w momencie kiedy wychodzi ze mnie to co najgorsze i  ta ciemna strona bordera daje o sobie znać to trace kompletnie zainteresowanie, potrafię agresją zareagować nawet na buziaka w policzek czy przytulenie. 

Jest mnie dwie, nie panuje nad tym, i bardzo meczy mnie pytanie czy ja wgl potrafie kochać, no bo jak można kochać a za 15 min nienawidzić mojego faceta, przyjaciół, rodzinę...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

seks...u mnie wogole nie ma, nigdy z nikim nie bylam, uciekam od facetow, zreszta ostatnio kilku mnie zranilo,rozczarowalo.ale nie trace jeszcze nadzei haha.cuda sie zdarzaja.  taki jeden facet lata za mna 3 lata hihi ale ja go nie chce bo wiem ze zalezy mu tylko na seksie.

za to moja siostra, tez border, zmienia facetow jak rekawiczki i uprawia sado-maso...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jaalbonieja

czytalas ksiazke o borderline  ''uratuj mnie''?

jest swietna.i daje nadzieje ze całkowite wyjście z bordera jest możliwe po kilkuletniej terapii.

wiecie co,ja mam silna motywacje do leczenia.

oprócz tego ze robie to dla siebie,chce być spokojna i szczesliwa to jeszcze

chce kiedyś za kilka lat być dobrym terapeuta, pomagać ludziom takim jak ja,

wspierać ludzi z borderline i dawac im wiare i nadzieje ze wyleczenie jest możliwe.

tylko ze wymaga niezwykle trudnej pracy...jak w kamieniołomach...tylko ze własnej osobowosci

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

17 godzin temu, jaalbonieja napisał:

A jak u was że tak powiem w strefie seksualnej?

Ja byłam w około 10 relacjach, a w tym w trzech oficjalnych związkach, z czego jeden z żonatym mężczyzną (powiedzmy, że byli w trakcie rozwodu, kiedy go poznałam). Najintensywniejszy był właśnie ten z żonatym, od początku skazany na klęskę (powiedział mi, że ma duży problem z zakończeniem tego małżeństwa), wiedziałam, że mu się nie uda, ale mimo to weszłam w tę relację. Bezsensowne zachowanie, zakochałam się, a później płakałam, dodam, że z żoną nie mieszkał, więc widywaliśmy się mega często. Jeszcze nie jest to do końca zakończona sprawa, ale oficjalnie go rzuciłam. Co do partnerów seksualnych, miałam ich dokładnie sześciu. Nie wiem, czy to dużo, chyba więcej niż przeciętna, ale szału nie ma. Dość szybko idę z facetami do łóżka, 2-3 randka. A mężczyzn poznaję przez internet. Właściwie to jestem uzależniona od miłości, muszę kogoś mieć. Na początku jest zwykle mega fascynacja, mężczyzna mojego życia,  która po kilku miesiącach kończy się silną dewaluacją. Tak borderowo ;) 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Heledore mi border nawet trochę pomaga na początku w związku, o ile wgl można tak to ująć. Przyciągam facetów jak magnes i to nie koniecznie takich w których typie jestem... współczuje tym których obiorę sobie jako cel, a najbardziej lubie wrażliwych i nieśmiałych niestety. kobiety mnie nienawidzą, obecne dziewczyny moich byłych mnie nienawidzą i ja nienawidzę siebie bo ranie fajnych facetów chociaż nie chce..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ę@shira123 nie czytałam, poszukam i przeczytam, może mi jakoś pomoże..

@redquin znam to z autopsji. Tylko nigdy nie miałam faceta w związku, może dlatego że ten mój typ nieśmiałka który lubie to zwykle prawiczki... ale mam jedną relacje która ciągnie się od prawie 9 lat, z przerwami.

O dziwo jestem w związku od 5,5 roku z tym samym facetem ale nie jestem dobrą dziewczyną nie wiem jak on "nas dwie" wytrzymuje... Przeraża mnie to że mógłby chcieć mi się oświadczyć a ja w zależności od dnia kocham go tak że nie ma świata poza nim, albo nienawidze jak największego wroga który niszczy moje życie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak tam nastroje??

Ja znowu wkraczam w ten destruktywny. Mam ochotę napisać do byłego, przeprosić za to że znów uciekłam, ale czuje że znów skończy się kłótnią i ciągiem alkoholowym... Powinnam to odciąć raz na zawsze. 

A nawet ograniczyłam alkohol, pije wino z wodą żeby się trochę oszukać. I żeby zejść z wagi bo nie wiadomo skąd zrobiło się 74,5 - no po prostu krowa. 

Jestem taka zmęczona psychicznie i fizycznie, czuję się wyczerpana.

W tym tygodniu do pracy chodziłam tylko żeby przyjść ... nie zrobiłam kompletnie nic, że oni mnie jeszcze nie wyrzucili... Raz nie robię nic, a raz rzucam się w wir pracy i jestem najlepsza, nie potrafię wypośrodkować, albo najlepsza albo wcale. 

znów ucięłam kontakt z wszystkimi znajomymi a maj był taki towarzyski.

jutro pewnie będzie super skoro dziś jest tak źle... i wish.

 

A no i bym zapomniała, zastanawiam się znowu nad pójściem do psychiatry.. może przepisałby mi coś co mnie ustabilizuje.

Edytowane przez jaalbonieja

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jaalbonieja

Psychiatra to dobry pomysl.mysle tez ze przydalaby ci sie dobra terapia.

 

U mnie jakos tak smutno melancholijnie...moje przyjaciolki maja chlopakow.mezow a ja sama wiecznie sama.dlaczego ja trafiam tylko na takich facetow co od razumnie ciagna do lozka???  Moja mama mowi ze wysylam takie sygnaly typu ..przelec mnie,, a moje kolezanki sa cichei skromne i znajduj swoich rycerzy...zazdroszcze cholernie i chce mi sie plakac.po sesji chyba wypijebutelke wina i zagryze xanaxem

 

Jade na studia mam teraz 3 egzaminy.trzymajcie kciuki

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja z powodu tego, że dziś idę do ludzi mam od obudzenia się stres, nudności, opuchnięty brzuch i ogólnie takie uczucie napięcia.

Poza tym problemy ostatnio trochę z moim chłopakiem, kocham go i nie chcę się rozstawać, ale nasze charaktery są tak odmienne, że nawzajem to nas irytuje i często się mocno kłócimy. Wyznał mi, że pod koniec lata chciał mi się oświadczyć, a ja mu powiedziałam, że odrzuciłabym te oświadczyny, bo nie jestem pewna czy chcę spędzić resztę życia z kimś komu nie mogę do końca zaufać (bo miewam ku temu podstawy) i komuś kogo mój charakter denerwuje, a mnie jego reakcje na to.

Choć przedtem miałam ''parcie'' na to, że chciałabym się zaręczyć, bo... tyle osób wokół zaręcza się już czy nawet ślub bierze, więc nie chciałabym czuć się ''gorsza'', że jestem w związku jakiś czas, a oświadczyn jeszcze nie ma. To głupie myślenie, ale świadomość, że byłabym zaręczona, trochę podbiłaby mi samoocenę... że ktoś chce mnie, chce mnie tak na poważnie i że mogłabym koleżankom pokazać - patrzcie, on też mi się oświadczył...

Wiem też, że mogłabym jeszcze znaleźć kogoś innego, może lepszego, kogoś kto lepiej by mnie traktował i to jaka jestem. Ale boję się. Tyle osób już zajętych, że pewnie zostały same ''ochłapy'', tak mi jedna koleżanka nawet powiedziała, że tak jest. Nie mam szczęścia do facetów, ale to typowe dla bordera - nawet tu patrząc po dziewczynach, która może napisać, że jest w szczęśliwym, bezkonfliktowym, nieskomplikowanym związku? To typowe dla bordera, że lubimy pchać się w kłopoty, trudne relacje, ale też i same je ''lubimy'' psuć i komplikować naszym usposobieniem. Bo u mnie tak jest, ale też i widzę, że u innych borderów również - mamy skomplikowane bliskie relacje z ludźmi, te bliskie właśnie. Nie mam dużo znajomych, bo odczuwam lęk wobec obcych, wiadomo - przed odrzuceniem, a w tych bliskich relacjach odzywa się nieumiejętność radzenia sobie z nimi i ze sobą. Skoro nie umiemy poradzić sobie ze sobą samym, to odbija się to w bliskich relacjach...

I dlatego nie wiem jaki może być ''przepis'' na stabilną, spokojną relację z najbliższą osobą, skoro my toczymy wojnę z sobą samym, ze swoimi zachowaniami, z własnym ciałem. I to odbija się na tych najbliższych.

 

Jutro lecę do Włoch na kilka dni i to też mnie lekko stresuje, jak każda podróż. Ale mam takie durne myślenie, że a nuż może samolot się rozbije, i będzie z głowy, zawsze tak mówię. Rozwiązałoby się samo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@shira123 trzymam kciuki, daj znać jak poszło

@lukrowana Mogę wiedzieć w jakim wieku jesteś że ci tak śpieszno do zamążpójścia? bo w sumie u mnie też dużo osób wokół się żeni ale ja siebie nie widzę w tej roli, zbyt poważne deklaracje. Czuję się bezpieczniej jak mam możliwość ucieczki.

Ja jestem w takim bezproblemowym związku, chyba. Wszystkie burze wywołuje zawsze ja i o ile jeszcze kiedyś dał się w to wciągać to po diagnozie na wiele wybuchów przymyka oko. Wiem że to dobrze mieć taką stagnacje w związku ale ja szaleje.. W sensie jak jest zbyt normalnie to źle mi z tym. Nie lubie się kłócić (bo kto lubi) ale wywołuje dramy, potem wręcz filmowo się godzę. Ciężkie to życie ze mną. Pare dni najlepsza dziewczyna na świecie, pare dni najgorsza suka.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie dość smętnie. W dodatku męczy mnie chyba nerwica, duszności, kołatania serca, nie mogę jeść... Płakać mi się chce. Nie wiem z czym jest to związane, możliwe, że z moją "miłością". Rzuciłam go, z jednej strony nie mam ochoty z nim rozmawiać, z drugiej cały czas czekam, aż się odezwie. Paranoja. Szukam nowego, a myślę o starym, jednocześnie marząc o zdrowszym związku. 

Poza tym siedzę cały dzień dziś i jutro w robocie, także jestem pozbawiona weekendu.

jaalbonieja  ja tak miałam, zanim zaczęłam łykać tabletki. Z jednej strony niechęć do kłótni, a z drugiej tendencje do wywoływania dramatów, bo było zbyt nudno. Teraz jest lepiej. Także psychiatra to niezły pomysł. Może dostaniesz stabilizatory i nieco się to u Ciebie unormuje.

Edytowane przez redquin

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Heledore niedawno zerwaliśmy, jakieś 3 tygodnie temu, ale byłam do tego przygotowana od dawna, więc żadne zaskoczenie. Problem w tym, że on chce jeszcze wrócić, ale musi coś ruszyć do przodu z rozwodem, bo jest żonaty. Chciał dodatkowe dwa tygodnie, dałam mu, ale nic nie zrobił. Więc chcę już iść do przodu, zacząć randkować z innymi. 

A co do Twoich obaw, też tak kiedyś miałam, dopóki nie zaczęłam się wspomagać internetem. Na żywo ciężko mi poznawać, online dużo łatwiej i można od razu zweryfikować daną osobę, zniechęcić się lub zaciekawić. Nie namawiam, ale możesz choć spróbować ;) Ja weszłam w ten świat z założeniem, żeby po prostu nauczyć się mężczyzn i poznawać. Nic na siłę, zawsze można też pozostać przy rozmowach internetowych, one też pomagają w akceptacji siebie. Ja jeszcze nigdy nikomu nie powiedziałam tak na serio: "kocham cię", a jednak w poważnych relacjach byłam, miłość można okazywać inaczej, nie trzeba się uzewnętrzniać, wystarczy to pokazywać. Także tym też się nie przejmuj. ;) 

 

 

Edytowane przez redquin

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam podobną diagnozę, to znaczy "cechy osobowości chwiejnej emocjonalnie" bez doprecyzowania typu. Pomagają mi leki, zresztą już od wielu lat się męczę z zaburzeniem, stało się ono jakby częścią mnie. Mam niski poziom tolerancji stresu i zdarzają mi się ataki fobii społecznej (typu - mam się z kimś spotkać za dwa dni na przykład - przeważnie z większą grupą ludzi, których słabo znam - i nakręcam się już wcześniej - myślę, co powiem, co oni odpowiedzą, co mogą mi powiedzieć przykrego, jak sobie poradzę, itp.). Doświadczacie fobii społecznej? Jak sobie z nią radzicie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Heledore

Widze ze kiepsko u ciebie...a nie masz mozliwosci pojscia na terapie prywatnie? A moze skoro masz czesto mysli s i sie okaleczasz,poszlabys do szpitala? Uwierz mi to zaden wstyd ja kiedys tak myslalam ale zmienilam zdanie.

A wiecie co od 2 dni biore pregamid i dzis czuje sie wyjatkowo spokojna bez leku i nawet jakbylekko pijana hihi.fajny ten lek☺

I spotkalam sie dzis z przyjaciolka na kawie i pogadalysmy szczerze.nasza przyjazn kwitnie to b.fajna spokojna relacja.widze jak bardzo sie zmienilam.

A moj kolega z borderline  mnie zawiodl...mielismy uczyc sie razem a nie bylo go w domu.ale nie przejmuje sie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×