Skocz do zawartości
Nerwica.com

Z dnia na dzień jestem coraz bardziej posrana


Evia

Rekomendowane odpowiedzi

Dawno już mnie tu nie było, właściwie to nawet nie spodziewałam się, że tutaj wrócę, albo raczej, że nie wrócę tutaj z jakimś dłuższym wywodem.

Nie to żeby było jakoś super (aczkolwiek podczas przebywania w tym miejscu nieraz nabierałam pewności co do swojej normalności :D) Właściwie to nawet nie wiem gdzie powinnam zamieścić ten temat...

Im więcej nabywam wiedzy tym mniej wiem. Wszystko zaczyna mi się mieszać. Zaczynam chyba fiksować jak "ego" (problemy z tożsamością płciową, niechęć do kobiecości) Oprócz tego staję się coraz bardziej wyalienowana, pokłóciłam się ze swoją całą rodziną, z którą i tak nie miałam zbyt dobrych kontaktów. Moim największym problemem w tym momencie to chyba rzucenie swojej pracy (jeszcze rok temu byłam z niej zadowolona) oraz ucieczka od mojego faceta, który się mnie uczepił jak rzep. W ogóle nie rozumiem dlaczego nie chce ode mnie odejść, przez to wszystko zaburza się moje postrzeganie z zakresu psychologii ewolucyjnej, której byłam zwolenniczką. To w ogóle się nie zgadza w moim przypadku. Nie ma między nami seksu (i nie będzie) a ja mam gdzieś jego kasę, wolę spędzać czas na rozmowie z jeszcze większym freakiem od siebie (psychol-nieudacznik o podobnych poglądach do moich, albo może to po prostu wypapranie psychiczne?) Gdybym nie miała kota to pewnie bym już stąd wyjechała bez słowa.

Z dnia na dzień jestem coraz większym mizantropem, chciałabym zobaczyć jak świat płonie. Śmieję się z dziwnych rzeczy. Jestem pusta. Myślę, że mogę być socjopatką.

Ostatnio w nocy byłam tak bardzo sfrustrowana, że wpadłam w dziwny stan. Wbijałam sobie z wściekłości paznokcie pod skórę (mam teraz strupy na rękach i karku) a wszystko przed oczami zaczęło mi wirować, aby wrócić do rzeczywistości musiałam wejść pod prysznic i oblać się lodowatą wodą. Myślę, że niedługo mogę skończyć w psychiatryku...

Najzabawniejsze czy też najdziwniejsze w tym wszystkim jest jednak to, że im większa katastrofa psychiczna tym większy sukces zawodowy. Chociaż tak bardzo mi się nie chce, to podjęłam się nowego, dodatkowego kontraktu. Kiedy pracuję, to mogę to robić nieustannie i biorę na siebie coraz więcej, marząc przy tym o odpoczynku. Wtedy przynajmniej nie myślę za wiele i psychicznie jest lepiej. Kiedy nadchodzi weekend to wtedy nic nie robię, leżę całymi dniami i najchętniej w ogóle bym nie wracała do pracy, wtedy pluję sobie w brodę za podejmowanie inicjatyw dotyczących dodatkowej pracy. Nie potrzebuję pieniędzy, nie mam jakichś specjalnych potrzeb czy planów. Po prostu chyba chcę się tylko oderwać od tego co mam obecnie. Niestety to nie chce się ode mnie odkleić, a jeśli w końcu tak się stanie to będę miała kolejnego rzepa, od którego będę musiała się uwolnić.

Nie wiem po co w ogóle to piszę. Może mam nadzieję, że ktoś mnie zdiagnozuje przez neta haha

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czesc, może cie kocha ten rzep? Troche dużo tych porzuceń, pokleceń i tak dalej. Rozbijasz wszystkie stałe, tak jakby miało ci to ułatwić się rozpaść, zdezintegrować osobowościowo i wprowadzić w chaos w którym już nie będziesz mieć żadnego punktu odniesienia tego wewnętrznego i zewnętrznego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

... Im więcej nabywam wiedzy tym mniej wiem. Wszystko zaczyna mi się mieszać.

Tak zwykle bywa.

 

... Zaczynam chyba fiksować jak "ego" (problemy z tożsamością płciową, niechęć do kobiecości) Oprócz tego staję się coraz bardziej wyalienowana, pokłóciłam się ze swoją całą rodziną, z którą i tak nie miałam zbyt dobrych kontaktów. Moim największym problemem w tym momencie to chyba rzucenie swojej pracy (jeszcze rok temu byłam z niej zadowolona) oraz ucieczka od mojego faceta, który się mnie uczepił jak rzep. W ogóle nie rozumiem dlaczego nie chce ode mnie odejść, przez to wszystko zaburza się moje postrzeganie z zakresu psychologii ewolucyjnej, której byłam zwolenniczką. To w ogóle się nie zgadza w moim przypadku...

Prawdy psychologii ewolucyjnej są prawdami statystycznymi. Przykładanie ich wprost do życiowych przypadków nie ma sensu.

 

... Nie wiem po co w ogóle to piszę. Może mam nadzieję, że ktoś mnie zdiagnozuje przez neta haha

Diagnozuję "przewrót w dupie". :D;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W ogóle nie rozumiem dlaczego nie chce ode mnie odejść, przez to wszystko zaburza się moje postrzeganie z zakresu psychologii ewolucyjnej, której byłam zwolenniczką. To w ogóle się nie zgadza w moim przypadku...

 

Dąży do samozagłady, unicestwienia :D I zapewne robi to podświadomie (na wypadek gdybyś chciała go zapytać, czy tak faktycznie jest). To oczywiście jeden ze scenariuszy, wcale nie musi tak być ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

twój facet powienien cie porządnie opyerdolić.

jak to tak można sie zachowywać.

przeproś rodzine, pogódź się z facetem, ustabilizuj, zarabiaj pieniążki, uprawiaj sport, zdrowo odżywiaj, pogłębiaj swoje pasje itd.

 

a jak nie to nie zawracaj dupy !!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czesc, może cie kocha ten rzep?

Tylko, że ja tego w ogóle nie rozumiem. On nie powinien mnie kochać...

Bo czy miłość nie jest procesem służącym do podtrzymania gatunku? Nie przyjaźnimy się, rozmawiamy wyłącznie o pracy, nie mamy wspólnych zainteresowań, poglądów czy wizji świata. On dobrze wie, że nie urodzę mu dzieci, których zawsze pragnął. Ciągle mnie przyrównuje do "normalnych kobiet" i chce ukazać jak słabo przy nich wypadam :D Nie ma jednak co się temu wszystkiemu dziwić. Sam jest sobie winien tego stanu rzeczy. Tak to jest kiedy przy wyborze partnerki ktoś się kieruje wyłącznie wyglądem. Najlepsze jest jednak to, że teraz to mu i wygląd się na nic nie zdaje, gdyż nie chce już ze mną seksu. Oprócz tego mało mu pomagam, tzn nie jestem typem kobiety, która gania za facetem z obiadkami i podstawia kapcie. Właściwie to więcej ze mnie szkód niż pożytku :D I co on mimo wszystko robi? Ma coś ewidentnie z deklem, jakąś manię opiekuńczą czy coś w tym stylu, do tego traci na mnie masę kasy, kupując mi jakieś drogie gadżety. Teraz rozgląda się za nowym samochodem. W ogóle do niego nie dociera, że jakiekolwiek inwestowanie we mnie nie ma żadnego sensu. Mówiłam mu już wielokrotnie, żeby znalazł sobie "normalną kobietę" która urodzi mu dzieci i wyprasuje koszule. Jego reakcja na te słowa jest zerowa.

To naprawdę nie ma dla mnie żadnego sensu. Przecież miłość też ma swoje granice, bezgraniczna to chyba tylko matki do dzieci. Myślę, że on jest do mnie przywiązany ze względu na jakąś jednostkę chorobową...

Poza tym za mało go doceniałam. Zawsze wydawał mi się taki dobry i wrażliwy, a teraz widzę, że ma naprawdę twardą dupę. Kiedyś uważałam, że jestem od niego silniejsza, jednak teraz się okazuje, że to ja wymiękam a on pozostaje niewzruszony :?

 

Troche dużo tych porzuceń, pokleceń i tak dalej. Rozbijasz wszystkie stałe, tak jakby miało ci to ułatwić się rozpaść, zdezintegrować osobowościowo i wprowadzić w chaos w którym już nie będziesz mieć żadnego punktu odniesienia tego wewnętrznego i zewnętrznego.

 

Już sporo czasu minęło odkąd się odcięłam od przyjaciół a nawet znajomych. Nie mam żadnego życia towarzyskiego poza pracą. Z rodziną spotykałam się kilka razy w roku (podczas świąt lub jakichś okoliczności typu pogrzeby) ale źle znoszę takie spotkania. Skoro nie potrafię się z nimi dogadać a przebywanie wśród nich nie niesie za sobą miłych doświadczeń, to po co mi to? Po co mam się bezsensownie denerwować?

Chciałabym być sama ale dopóki wszyscy wiedzą gdzie mieszkam, dopóki mają mój nr telefonu itd, to się nie da. Mojemu facetowi groziłam już nawet eksmisją ale zupełnie to do niego nie dociera (myślę, że kiedyś to naprawdę tak się skończy)

Ale faktycznie coś jest w tym co napisałeś. Chyba nie chcę mieć tego punktu odniesienia, nie chcę być od kogoś zależna, nie chcę żeby ktoś na mnie wpływał, nie chcę się o kogoś martwić, nie chcę żeby coś mnie trzymało. Kolejnego kota też już w przyszłości nie wezmę. Chcę mieć wizję spokojnej śmierci bez zostawiania za sobą kogokolwiek.

 

Prawdy psychologii ewolucyjnej są prawdami statystycznymi. Przykładanie ich wprost do życiowych przypadków nie ma sensu.

W sumie racja. Po prostu w moim przypadku wszystko początkowo się zgadzało, teraz za cholerę nie potrafię tego wszystkiego pojąć. Mój tok rozumowania okazał się nic nie znaczący i pozostałam w ciemnej dupie.

Diagnozuję "przewrót w dupie". :D;)

Hah, ale ile można? Przewrót w dupie podejrzewałam już kilka lat temu, jednak nie widzę z tego wyjścia

Każda droga jaką obieram okazuje się błędna.

Pewnie nigdy nie znajdę tej właściwej, bo jak to jest możliwe jeśli się nienawidzi tej całej niewolniczej machiny, w której przyszło mi żyć. Nigdy się tu nie odnajdę.

Dąży do samozagłady, unicestwienia :D I zapewne robi to podświadomie (na wypadek gdybyś chciała go zapytać, czy tak faktycznie jest). To oczywiście jeden ze scenariuszy, wcale nie musi tak być ;)

Hah, ciekawi mnie jak to wygląda w przyrodzie. W każdym razie pewne jest, że jego zachowanie nie należy do normalnych :D

wieloraki, jaja sobie robisz? Przecież ja jestem ustabilizowana, zarabiam pieniążki, zdrowo się odżywiam, sport co prawda uprawiam w miarę możliwości ale mam też w planach podjąć pewną inicjatywę sportową, najpierw jednak muszę ogarnąć bieżące sprawy, oprócz tego przez cały czas podejmuje jakieś kursy. Kiedy ukończę jakiś proces, to zaraz później zapisuję się na coś kolejnego. No i co w związku z tym? Masz założenia z dupy, które nawet nie są żadną receptą.

Za namową koleżanki nawet zaczęłam pchać kasę w swój wygląd. Zaczęłam chodzić po kosmetyczkach i fryzjerach, ale to było równie idiotyczne. Nie wiem co w tym takiego przyjemnego :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Evia, Interpretować tak miłość to jak powiedzieć, ze obrazy służą do maskowania pustych powierzchni ścian:)

Może myśli że się zmienisz, że będzie znowu seks ( bo chyba był?) że może nie zaczniesz gotować ale chociaż zrobisz tosta i tak dalej jak narkoman w czarodziejskim pyle złudzeń pod wpływem całej tej chemii brnie.

Można by odwrócić to co napisałaś i jak on ,,ma za swoje bo chciał ładną'' to ty masz za swoje bo chciałaś?

No ale przecież możesz zakończyć związek czy nie? Czy wtedy eksploduje w tobie poczucie winy czy czego tam. To chodzi oto że forma związek jest normalna, tu kuleje treść i tak jest pewno w wielu dziedzinach twego życia.

To samo praca. Wydaje naturalnym przewodem. Zadanie-praca-wykonanie=cykl. Tu to się spełnia i dlatego ci to odpowiada, nie ma nadprogramowego bagażu który musi zdusić zimny prysznic. W związku czy w kontaktach nie ma tego cyklu bo cykl ten jest u ciebie dysfunkcyjny i ty podświadomie będziesz sobie wybierać taki element który ten cykl zaburzy lub będziesz robić to sama.

Mam jeszcze jedna myśl co do pracy. Może też tam coś czasem zgrzyta, tylko bierzesz to w reklamówkę i wynosisz bo tu emocjonalnie nie można nabrudzić, wysypując na zewnątrz. Dlatego może ci się podobać.

Stałe tak wyglądają w takim rysie powierzchownym, chodziło mi raczej o to ze chcesz się ich wyzbyć aby żyć po swojemu w sensie takim ze życie po swojemu to ,,nie życie'' szaleństwo które nie da sie już zatrzymać. Nie wiem co ci dolega ale tak ja to odbieram, ze wyzbywanie sie tych stałych, cykli które trzymają w pionie to nie droga do życia po swojemu tylko do gleby ,,nie życia''

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dawno już mnie tu nie było, właściwie to nawet nie spodziewałam się, że tutaj wrócę, albo raczej, że nie wrócę tutaj z jakimś dłuższym wywodem.

Nie to żeby było jakoś super (aczkolwiek podczas przebywania w tym miejscu nieraz nabierałam pewności co do swojej normalności :D) Właściwie to nawet nie wiem gdzie powinnam zamieścić ten temat...

Im więcej nabywam wiedzy tym mniej wiem. Wszystko zaczyna mi się mieszać. Zaczynam chyba fiksować jak "ego" (problemy z tożsamością płciową, niechęć do kobiecości) Oprócz tego staję się coraz bardziej wyalienowana, pokłóciłam się ze swoją całą rodziną, z którą i tak nie miałam zbyt dobrych kontaktów. Moim największym problemem w tym momencie to chyba rzucenie swojej pracy (jeszcze rok temu byłam z niej zadowolona) oraz ucieczka od mojego faceta, który się mnie uczepił jak rzep. W ogóle nie rozumiem dlaczego nie chce ode mnie odejść, przez to wszystko zaburza się moje postrzeganie z zakresu psychologii ewolucyjnej, której byłam zwolenniczką. To w ogóle się nie zgadza w moim przypadku. Nie ma między nami seksu (i nie będzie) a ja mam gdzieś jego kasę, wolę spędzać czas na rozmowie z jeszcze większym freakiem od siebie (psychol-nieudacznik o podobnych poglądach do moich, albo może to po prostu wypapranie psychiczne?) Gdybym nie miała kota to pewnie bym już stąd wyjechała bez słowa.

Z dnia na dzień jestem coraz większym mizantropem, chciałabym zobaczyć jak świat płonie. Śmieję się z dziwnych rzeczy. Jestem pusta. Myślę, że mogę być socjopatką.

Ostatnio w nocy byłam tak bardzo sfrustrowana, że wpadłam w dziwny stan. Wbijałam sobie z wściekłości paznokcie pod skórę (mam teraz strupy na rękach i karku) a wszystko przed oczami zaczęło mi wirować, aby wrócić do rzeczywistości musiałam wejść pod prysznic i oblać się lodowatą wodą. Myślę, że niedługo mogę skończyć w psychiatryku...

Najzabawniejsze czy też najdziwniejsze w tym wszystkim jest jednak to, że im większa katastrofa psychiczna tym większy sukces zawodowy. Chociaż tak bardzo mi się nie chce, to podjęłam się nowego, dodatkowego kontraktu. Kiedy pracuję, to mogę to robić nieustannie i biorę na siebie coraz więcej, marząc przy tym o odpoczynku. Wtedy przynajmniej nie myślę za wiele i psychicznie jest lepiej. Kiedy nadchodzi weekend to wtedy nic nie robię, leżę całymi dniami i najchętniej w ogóle bym nie wracała do pracy, wtedy pluję sobie w brodę za podejmowanie inicjatyw dotyczących dodatkowej pracy. Nie potrzebuję pieniędzy, nie mam jakichś specjalnych potrzeb czy planów. Po prostu chyba chcę się tylko oderwać od tego co mam obecnie. Niestety to nie chce się ode mnie odkleić, a jeśli w końcu tak się stanie to będę miała kolejnego rzepa, od którego będę musiała się uwolnić.

Nie wiem po co w ogóle to piszę. Może mam nadzieję, że ktoś mnie zdiagnozuje przez neta haha

Nie, ale ładnie piszesz. Lubię czytać. :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W sumie racja. Po prostu w moim przypadku wszystko początkowo się zgadzało, teraz za cholerę nie potrafię tego wszystkiego pojąć. Mój tok rozumowania okazał się nic nie znaczący i pozostałam w ciemnej dupie

Uczepiłaś się jakiejś myśli, a po utracie tożsamości z nią poczułaś się zagubiona. Odcięłaś się od swoich uczuć, emocji - a co za tym idzie - również potrzeb, zastępując je intelektualizmami.

Zamiast rozstrząsać porażkę, lepiej obserwować to, co się wokół dzieje. Może zwyczajnie umyka Ci ciąg przyczynowo - skutkowy.

 

 

Każda droga jaką obieram okazuje się błędna.

Pewnie nigdy nie znajdę tej właściwej, bo jak to jest możliwe jeśli się nienawidzi tej całej niewolniczej machiny, w której przyszło mi żyć. Nigdy się tu nie odnajdę.

Coś mi się wydaje, że każde niepowodzenie traktujesz jak sromotną porażkę, a nie doświadczenie i szansę na zmianę.

 

 

Ale faktycznie coś jest w tym co napisałeś. Chyba nie chcę mieć tego punktu odniesienia, nie chcę być od kogoś zależna, nie chcę żeby ktoś na mnie wpływał, nie chcę się o kogoś martwić, nie chcę żeby coś mnie trzymało. Kolejnego kota też już w przyszłości nie wezmę. Chcę mieć wizję spokojnej śmierci bez zostawiania za sobą kogokolwiek.

Uciekasz od dojrzałości i od bólu, który jest nieodłącznym elementem życia. W ten sposób nigdy się nie uwolnisz. Mimo to tymczasowa izolacja od wszystkiego i wszystkich to całkiem niezły pomysł. :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kontrast, a n u k, dzięki za trafne spostrzeżenia

 

Nie, ale ładnie piszesz. Lubię czytać. :smile:

 

A ja się cieszę, że nie odszedłeś z forum i mogłam tu Ciebie zastać

 

 

A tak wracając jeszcze do tematu, to dochodzę do wniosku, że cokolwiek by się nie działo, to najpierw należałoby chyba rozpocząć od odejścia od postawy wiecznego samobiczowania własnej osoby. Bez tego żadna rozkmina dotycząca ewentualnych zmian nie ma żadnego sensu. Tylko, że tak naprawdę to ja sama nie wiem czy w ogóle mogłabym i chciałabym być szczęśliwa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

....A tak wracając jeszcze do tematu, to dochodzę do wniosku, że cokolwiek by się nie działo, to najpierw należałoby chyba rozpocząć od odejścia od postawy wiecznego samobiczowania własnej osoby. Bez tego żadna rozkmina dotycząca ewentualnych zmian nie ma żadnego sensu. Tylko, że tak naprawdę to ja sama nie wiem czy w ogóle mogłabym i chciałabym być szczęśliwa.

Bo mogłoby się okazać, że samobiczowanie jest specyficznym rodzajem szczęścia i bez niego jest znacznie gorzej?

Nie dowie się, kto zmiany nie uczyni.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wieloraki, NN4V mi nie straszny

 

w dodatku to huligan antify :bezradny:

 

A to akurat na plus, jakbym miała w sobie choćby krztynę idealizmu to może sama bym się przyłączyła :D

 

Bo mogłoby się okazać, że samobiczowanie jest specyficznym rodzajem szczęścia i bez niego jest znacznie gorzej?

 

Bo tak właśnie chyba jest, tylko że podłoże tego stanu jest patologiczne. Niemniej i tak już nic się nie da z tym zrobić :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Evia,

a powiedziałas mu po prostu wkurwiasz mnie, wypierdalaj uju jebany, i jeszcze mozna powiedziec jestes dla mnie smieciem i nikim , jesli tego nie powiedziałas to taka kokieteria i gra w berka, jakbys chciała to bys powiedziała,

a takie cos jak odstawiasz to jest chce ,ale nie chce ,ale moze jednak,

pozatym mi ostatnio ktos powiedział ,ze cos mi kupił drogiego, zakochał sie jak twierdził, moja odpowiedź była bardzo wykalkulowana, nie zycze sobie zebyś dawał mi jakiekolwiek prezenty, nie wezme nic od ciebie i nie obchodzi mnie co z tym zrobisz czy to komus dasz , czy sprzedaż na alegrro, ja tego nie wezme i tyle , na CHŁODNO, ani bez nienanwisci ani bez sympati to powiedziałam i nie wziełam

on kupuje a ty pewnie bierzesz te gadżety a nie mowisz nie wezme i nie bierzesz, a później sie dziwisz ,ze on z toba jest, taka logika relatywizmu moralnego, nie ma albo biore i jestem albo nie biore i nie jestem, proste, ale ty działasz jakbys chciała miec cukierka i zjesc cukierka tak sie nie da,

i pewnie jeszcze z nim sypiasz zamiast powiedziec nie dotykaj mnie , jesli tak robisz to z nim jestes i nie dziw sie ,ze on tez jest,

dla mnie jest proste jestem z kims , sypiam z nim, pozwalam sie dotykac, biore prezenty, nie jestem , nie sypiam , nie biore drogich rzeczy, najwyzej moze mnie ktos na piwo i pize zaprosic, ale nie jakie drogie sprawy, które zobowiazuja

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

....

on kupuje a ty pewnie bierzesz te gadżety a nie mowisz nie wezme i nie bierzesz, a później sie dziwisz ,ze on z toba jest, taka logika relatywizmu moralnego, nie ma albo biore i jestem albo nie biore i nie jestem, proste, .....

Evia to jednak inna liga jest i nijak do niej nie pasujo "moralne relatywizmy" Twe.

Wstydu se oszczędź i kompromitacji - choć już i tak wiadomo co jak.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jakby mnie ktoś nazwał chuliganem z Antify, to bym się tylko ucieszył i podziękował za komplement. Nie należę, ale ostatnio robimy dużo fajnych akcji razem z chłopakami i dziewczynami z Antify. Uszanowanie w każdym razie.

 

Tu jest wyznaczone miejsce, w którym miałem napisać coś mądrego, ale jestem w tej chwili równie śpiący, co posrany, więc nie napiszę. Albo napiszę: reset. Solidny, kilku-tygodniowy/-miesięczny reset. Jeśli masz możliwość (ja na taką czekałem ponad dwa lata, ale zaraz, za moment wciskam przycisk), jeśli kot nie umrzy z tęsknoty lub kot może być "zabrany z", to reset. No i terapia, może jakiś lekarz, jakieś leki, ale przede wszystkim terapia. W zasadzie możesz zrobić 3 w 1, ale wtedy kot będzie musiał "zostać z" i będzie tęsknił.

 

Dobra. Salud, amor y dinero!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Evia,

a powiedziałas mu po prostu wkurwiasz mnie, wypierdalaj uju jebany, i jeszcze mozna powiedziec jestes dla mnie smieciem i nikim ,

 

Powiedziałam mu wiele złych rzeczy, zdarzały się również wulgaryzmy, obrażanie itd. Straciłam już do niego szacunek.

Jednak...

Wcale nie jestem z tego dumna. Po ochłonięciu jest mi strasznie wstyd. Po prostu takie zachowanie to według mnie skrajna patologia, którą to właśnie JA reprezentuję. Nieraz po awanturze wręcz modlę się żeby nikt nie był tego świadkiem bo chyba spłonęłabym z żenady. Wielokrotnie już sobie mówiłam, że nie dopuszczę do takiego zachowania następnym razem.

Kiedy nadchodzi jednak kolejny raz, to on doprowadza mnie do takiego stanu, że jestem gotowa na wszystko aby tylko się odwalił ode mnie raz na zawsze.

 

Co do seksu...

Od kilku lat mojemu facetowi stopniowo spadało libido. Muszę przyznać, że było to dla mnie wyjątkowo frustrujące (tak teraz się zastanawiam czy to głównie z braku seksu, tak się między nami porobiło...)

Tabletki anty przestałam przyjmować 4 lata temu. Po prostu nie widziałam sensu ich przyjmowania w przypadku kiedy seks był 1x w tygodniu :? Z czasem seks stawał się coraz rzadszy. Próbowałam z nim rozmawiać na ten temat, ale zawsze wyglądało to tak, że on odwracał temat i mówił, że tak naprawdę to ja nie chcę seksu :D To naprawdę absurd :D Ostatnia rozmowa na ten temat zakończyła się małą kłótnią, albo raczej uniosłam się honorem. Powiedziałam mu, że to jest dla mnie uwłaczające aby się go o to prosić. W konsekwencji od 6 miesięcy seksu nie ma już w ogóle, i nie zapowiada się na żadną zmianę.

 

 

Hah, a to chyba dopiero zalążek naszego piekiełka :D

 

Co do prezentów.

Jesteśmy już ze sobą ponad 8 lat. To normalne, że kupujemy sobie różne rzeczy, np na urodziny itd.

On jednak nie szczędzi mi na to w ogóle kasy. Często miewam skrupuły przed zakupem jakichś rzeczy, on jednak nigdy mi chyba w niczym nie odmówił. Kiedy się zastanawiam nad jakimś zakupem, to on zawsze mi w tym kibicuje . Mój facet jest według mnie strasznym materialistą, przy nim też się tego nabawiłam.

Często lubi mi też powiedzieć, że mam wszystko czego chcę, że on mi niczego nie żałuje a ja tylko ciągle marudzę.

 

Kilka dni temu byliśmy w tatrze. Tam nie spodobało mi się jego zachowanie w pewnej sytuacji. Tak naprawdę była to pierdoła ale powiedziałam mu, że więcej nie mam zamiaru z nim nigdzie wychodzić i żeby anulował nasze wszystkie wypady. Po prostu zerwałam naszą ostatnią nić normalności.

 

On zawsze mówił, że ja stawiam wszystko na ostrzu noża, że palę za sobą mosty i najchętniej zawsze i wszystko przekreśliłabym w mig.

Myślę, że to prawda... Wiele sytuacji z mojego życia by to potwierdziło. Jednak... Nie widzę sensu w babraniu się w takim gównie. Żeby było inaczej to trzeba umieć naprawiać, ja tego nie potrafię.

Myślałam o terapii dla dwojga. On jednak jest temu kategorycznie przeciwny. Co więc począć innego jak nie przekreślić tego co mam?

 

W zasadzie możesz zrobić 3 w 1, ale wtedy kot będzie musiał "zostać z" i będzie tęsknił.

 

Kot absolutnie nie może ucierpieć :D Może i jestem choleryczną wariatką ale na kota nigdy się nie złoszczę ani nie krzyczę. Moim priorytetem jest stworzenie mu raju na Ziemi :D Nikt się nim nie zajmie tak jak ja.

 

Co do terapii indywidualnej to mam pewne blokady... Kopia mojej wypowiedzi z innego tematu

 

Moją blokadą jest w ogóle udanie się do specjalisty.

Czasami mnie coś najdzie i faktycznie to rozważam, jednak zaraz później nachodzą mnie myśli, które mnie od tego odraczają.

Często stwierdzam, że nie mam czasu, że jeśli ogarnę jakąś kwestię, z którą obecnie się borykam, to wtedy czegoś sobie poszukam.

Kiedy mam już np czas, to stwierdzam, że mam za mało energii na poświęcenie się poszukiwaniom odpowiedniego specjalisty.

Prawdziwą chyba jednak blokadą jest myśl, że nie da mi się już pomóc, że skoro nie da się zmienić tego świata, to i ja jestem nie do ruszenia.

Często dochodzę do wniosku, że moje dążenie do samozagłady jest właściwą drogą.

Czasem jednak nachodzi mnie refleksja, że mogę jednak jeszcze sporo pożyć i tak trochę ciężko będzie bytować przez tyle czasu w takim stanie jak teraz.

Wtedy też mam odpowiedź, że zgłoszenie się do specjalisty będzie słabością z mojej strony...

Ogólnie to uważam, że większość ludzi ma zwichrowaną przeszłość. Na Ziemi jest ponad 7 miliardów ludzi, większość z nich ma dużo bardziej przesrane ode mnie, a mimo to potrafią jakoś funkcjonować.

Słabi giną, takie są prawa natury.

Z tego też powodu zasługuję na jak najszybsze zdechnięcie :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kot absolutnie nie może ucierpieć :D Może i jestem choleryczną wariatką ale na kota nigdy się nie złoszczę ani nie krzyczę. Moim priorytetem jest stworzenie mu raju na Ziemi :D Nikt się nim nie zajmie tak jak ja.

 

Co do terapii indywidualnej to mam pewne blokady... Kopia mojej wypowiedzi z innego tematu

 

Moją blokadą jest w ogóle udanie się do specjalisty.

Czasami mnie coś najdzie i faktycznie to rozważam, jednak zaraz później nachodzą mnie myśli, które mnie od tego odraczają.

Często stwierdzam, że nie mam czasu, że jeśli ogarnę jakąś kwestię, z którą obecnie się borykam, to wtedy czegoś sobie poszukam.

Kiedy mam już np czas, to stwierdzam, że mam za mało energii na poświęcenie się poszukiwaniom odpowiedniego specjalisty.

Prawdziwą chyba jednak blokadą jest myśl, że nie da mi się już pomóc, że skoro nie da się zmienić tego świata, to i ja jestem nie do ruszenia.

Często dochodzę do wniosku, że moje dążenie do samozagłady jest właściwą drogą.

Czasem jednak nachodzi mnie refleksja, że mogę jednak jeszcze sporo pożyć i tak trochę ciężko będzie bytować przez tyle czasu w takim stanie jak teraz.

Wtedy też mam odpowiedź, że zgłoszenie się do specjalisty będzie słabością z mojej strony...

Ogólnie to uważam, że większość ludzi ma zwichrowaną przeszłość. Na Ziemi jest ponad 7 miliardów ludzi, większość z nich ma dużo bardziej przesrane ode mnie, a mimo to potrafią jakoś funkcjonować.

Słabi giną, takie są prawa natury.

Z tego też powodu zasługuję na jak najszybsze zdechnięcie :D

Koty sobie radzą, radzą sobie lepiej od ludzi. Zresztą, znam przynajmniej jednego miłośnika zwierząt w moim mieszkaniu, siedzącego moimi pośladkami na mojej kanapie i piszącego na moim komputerze, który mógłby konkurować z każdym w tworzeniu zwierzakom raju na ziemi ;)

 

Buhu, słabi ludzie - jeśli już koniecznie musimy czynić podziały - nie przyznają się przed sobą, że potrzebują pomocy. A co do tych, co mają gorzej - jasne, tysiące mieszkańców/ek Aleppo mają teraz w trzy murzyńskie (sorry za rasistowski żart, ale bardzo go lubię) kutasy gorzej niż Ty czy ja w najgorszych momentach, no i co - czy to znaczy, że mogąc sobie pomóc musimy się umartwiać i masochistycznie cierpieć. Widzę/czytam, że jesteś naprawdę inteligentną osobą, więc nie rób torby z gównem z własnej inteligencji. Słabi giną, prawa natury - tak to działało zanim byliśmy w stanie powiedzieć - jako gatunek - "kupa", "koko" czy "gaga", teraz mamy coś takiego jak medycynę, psychoterapię, możliwość wymiany doświadczeń przez zapełnione intelektualnym łajnem fora internetowe, więc - ponownie - nie siej papy. Poza tym przeczytaj sobie własną historię, historię wielu innych osób, które tu pisują - czy można nazwać słabym człowieka, który mimo tego całego bagażu psychologicznego, tych wszystkich paskudnych i trudnych do ogarnięcia historii, jednak jakoś funkcjonuje, żyje? Może nie najlepiej, może z wielkimi trudnościami, ale jednak trwa, próbuje sobie, a czasem innym pomóc. To nie słabość, to pierdolona permanencja. Mam 30 lat, od 17 choruję, od 14 walczę z uzależnieniem, radzę sobie lepiej i gorzej i tylko raz byłem "słaby", używam cudzysłowu, bo miliony innych, zdrowych próbowaliby wcześniej, częściej, z bardziej tzw. prozaicznych powodów. Moje życie to surfowanie na wielkiej fali gówna, a jednak - jak Ty - żyję, pracuję, otaczam opieką słabsze istoty. Od pewnego czasu działam politycznie i społecznie, bo wiem, że są tacy, którzy sami sobie nie pomogą, i do których nikt nie wyciąga ręki. Przy tym wszystkim codziennie trochę żałuję, że po 2 dniach na SORze trafiłem do szpitala, nie do czarnego worka. Jestem nikim i jestem superbohaterem, jestem silny i słaby, bo mogę - każdy/a z nas może sobie pozwolić na chwile, czasem dni, tygodnie, miesiące słabości - miewam takie, ale ostatnią rzeczą, jaką nazwałbym słabością jest mówienie o swoich problemach i szukanie pomocy, np. w psychoterapii. Tego na pierwszy rzut oka nie widać, ludzie żyją na wiecznym dupościsku, żeby nie okazać słabości, ale na tym forum, w Polsce i na całym, tym nie najlepszym ze światów, jest mnóstwo ludzi takich jak my - silnych i słabych jednocześnie. Wybacz jeśli wyszła mi gadka motywacyjna (zdelegalizować coaching i rozwój osobisty!), ale mam duszę średniowiecznego poety i czasem niekontrolowanie uderzam w ostry patos. Pójdź na terapię.

 

No, to dobranoc :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×