Skocz do zawartości
Nerwica.com

Niespełniona miłość, dziwny związek.


Rekomendowane odpowiedzi

Ten związek szybko się rozpoczął i dość szybko skończył. Można powiedzieć wręcz, wybaczcie niezbyt wyszukane słowa, że "z dupy się zaczął i z dupy skończył".

 

A mianowicie wpadliśmy sobie "w ramiona" kilka godzin po tym jak zakończył się mój 4 letni związek. Nawet nie wiem, czy oficjalnie zakończył (tak czy owak nie miał szans, to było już do bólu toksyczne). I wcale nie chodzi o to, że byłam mega zdesperowana i szukałam kogoś na siłę, bałam się być sama. Absolutnie nie w tym rzecz. To nie miało charakteru szukania sobie kogoś na zaś. W życiu bym nie powiedziała, że ktoś taki mi się spodoba. Prawie pod każdym względem był przeciwieństwem czegoś, co można nazwać ideałem, chociaż tego samego w sobie nigdy nie miałam.

 

Tak jakoś wyszło, że się nawaliliśmy, całowaliśmy i szczerze - nigdy między mną a kimkolwiek tak nie iskrzyło. Z nikim nie było mi tak dobrze fizycznie, nie było takiej chemii (nie lubię tego słowa, ale nie wiem jak inaczej to Wam opisać, po prostu jakieś zaje...świetne dopasowanie feromonów itp. itd.). To była wspaniała, szalona noc, mimo że wcale nie jakaś super romantyczna sam na sam, tylko trochę pod koniec. Wszyscy jego znajomi byli w mega szoku, że on i ktoś - on nie był nigdy jakimś babiarzem, nie odwalał nigdy takich rzeczy, nie szukał dziewczyny, nic. Dla nich był świetnym kumplem, przyjacielem, wiecznym singlem, uczciwym i nigdy nieangażującym się w takie rzeczy. W zasadzie zlewał wszystkie laski, które widziały go jako kogoś więcej niż kolegę.

 

Wszystko poszło strasznie szybko, sama nie wierzyłam w to, co się dzieje. Bardzo szybko staliśmy się oficjalnie parą. Niemniej jednak ten związek był dziwny. Specyficzny strasznie. Bo jakkolwiek dobrze nam było, to on kompletnie nie był przygotowany na relację z dziewczyną i szczerze chciał dla mnie dobrze, ale sam nie wiedział czasem jak ma się zachować. Tak jak mówiłam, wszyscy jego znajomi których kolejno poznawałam byli ogromnie zdziwieni, że on z kimś jest. Byli też mega zdziwieni że z kimś takim jak ja, wiecznie słyszał, że jestem dla niego za ładna i za mądra. Może nie wprost, ale nie raz dało się odczuć wręcz sugestie, że kompletnie do siebie nie pasujemy. W sumie na ich miejscu powiedziałabym to samo.

 

Od tego pierwszego "bliższego" spotkania chodziłam na prawdę jak na ostrej fazie. Ja wiem, że zauroczenie tak działa, nie raz byłam strasznie podjarana nową relacją, ale takiego czegoś nie miałam nigdy, i na pewno nigdy więcej mieć nie będę. Aż takiego podekscytowania nie czułam nigdy, wszystko mi się wywróciło do góry nogami. Ale tak ekstremalnie. A w życiu miałam już sporo baaardzo barwnych damsko-męskich przygód wcześniej. To był dla mnie mega intensywny czas jeżeli chodzi o uczucia. Najpiękniejszy. Mimo że nie był wcale taki kolorowy, bo tak na prawdę ciągle miałam jakieś obawy, byłam bezsensownie zazdrosna. Czasem wręcz popadałam w paranoje.

 

Skończyło się do chrzanu, nawet nie będę się rozpisywać na ten temat bo nie ma sensu. Jego brak wiary w siebie jako "dobrego partnera", wieczne sytuacje sugerujące mu, że mogłabym mieć kogoś lepszego, jego problem z odnalezieniem się w poważnym związku... Nie usprawiedliwiam go, ale w sumie rozumiem.

 

Na początku stwierdziłam, że mam to gdzieś, nie ten to inny. Dokoła mnie krążyło stado sępów i mogłam sobie przebierać w facetach, poznawać nowych na każdym kroku. Nie miałam z tym żadnego problemu, chociaż szczerze bolało mnie tamto rozstanie w głębi ducha. Miałam mnóstwo epizodów z facetami, ale podświadomie cały czas szukałam tego czegoś, co miałam z tamtym. Byłam też w związku półrocznym, ale szczerze to było dla mnie blade i żadne.

 

Nie sądziłam, że taka relacja jak tamta tak bardzo rozwali mi mózg. Minęło już wiele miesięcy, a ja ciągle tym żyję. Jestem CHOLERNIE wrażliwa na zapachy, miejsca, doznania zmysłowe itd. Jakkolwiek bywam totalnie nieczuła i zwyczajnie skur*iała w stosunku do innych.

 

Potrafię się celowo uchlać, wpatrywać w paczkę szlugów, tych samych które on palił, słuchać piosenek kojarzących mi się z nim itp. i nawet nie to że płakać i rozpaczać, ale wpadać w takie żałosne transy nie wiem co mające na celu. Wiem, że nigdy więcej nie będziemy razem i nawet tego nie pragnę, sama nie wiem po co to wszystko, na co. Nie jestem jakąś jego stalkerką, wiem gdzie i kiedy mogłabym na niego wpaść, ale nie robię tego, nie szukam na siłę kontaktu, nic. To taka moja prywatna obsesja w mojej głowie. Ten czas kiedy z nim byłam, szczególnie początek oprawiłam sobie w głowie w ramkę i oglądam codziennie jak jakieś dzieło sztuki. Doszło do tego, że łaziłam po sklepach pół dnia szukając płynu do płukania, w którym miał prane rzeczy. Zrobiłam sobie pranie gdzie wlałam połowę tego płynu żeby wszystko mi pachniało tak jak jego ubrania.

 

Nie wiem czego oczekuję, ale... takie cierpienie jednocześnie przynosi mi jakieś dziwne szczęście, wypełnia pustkę. Coś się dzieje, najważniejsze, że coś czuję, mam mega problem ze statecznością, nudzi mnie. Wiem doskonale, że sama się tymi wszystkimi czynnościami nakręcam, ale boję się to stracić.

 

Jakieś sugestie? Jak przełożyć to do innego, bezpiecznego wora bez konieczności wyrzucania?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie rób z niczego dzieła sztuki bo nie warto, sa wspomnienia i tyle. Teraz to ja mam problem bo pewien pan zakochał sie we mnie i w ogóle trochę narozrabiałam ostatnio bo on mnie uratował przed takim jednym z którym poszłam na randke, ale jak mnie uratował ,ze zostałam z nim na piwie a tamten poszedł do domu to sam zaczął do mnie podryw, a ,ze jest madrzejszy od tamtego to tak sobie nim pogadałam i teraz mam za swoje . W sobote byłam u niego na urodzinach i przyszła tam jedna dziewczyna z gosciem , z którym sie chwile spotykałam w tamtym roku, jak on mnie zobaczył to zaczał dla niej byc nie miły a dziewczyna i ładna i fajna, ona biedna nie wiedziała dlaczego on do niej tak sie zachowuje, ten co mnie uratował od tego co sie przyczepił w sylwestra tez był troche zdziwiony a ja po prostu patrzyłam na to i smiac mi sie chciało. Dodatkowo niedawno przysłałl mi SMS bardzo fajny przystojny gosc ,ze by sie spotkał i najbardziej by mi sie usmiechał zwiazek z tym od SMS a zawsze nam jakos nie wychodziło bo cos przeszkadzało i w ogóle , ja zawsze musze sie wkrecic w jakies sutuacje dziwne ech.Pewnie jak zawsze dam sobie spokoj z nimi wszystkimi i na jakis czas bedzie spokoj , nie wiem jeszcze co zrobie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tylko 4 miesiące. Tak, wiem, wyobrażenia na jego temat. W pewnym sensie zdaję sobie z tego sprawę. Wiem, że związek skończył się w momencie, kiedy jeszcze nie mija takie pierwsze zauroczenie, że nawet nie poznałam "prawdziwego życia" z nim. Że po dłuższym czasie może i mogłabym zupełnie zmienić spojrzenie na niego, że mogłabym uznać moje życie za zmarnowane gdybyśmy zaczęli wspólne życie, ślub itd. Aleee... Ja wiem jaki on jest i nigdy nie łudziłam się, że może się zmieni i zacznie zachowywać się jak ideał, zmieni się pod moim wpływem itd. Chciałam go takiego jakim był. Jestem osobą, która cholernie ceni sobie poczucie niezależności, on mi to dawał całkowicie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wybaczcie posta pod postem, ale chciałam napisać, że nagle on próbuje sam z siebie wznowić ze mną kontakt... Nie myślałam, że coś takiego kiedykolwiek nastąpi. Mam okropny mętlik w głowie.
do tej samej rzeki sie nie wchodzi 2 x.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

tak to jest gdy się dwie mocno zaburzone jednostki spotykają :)

Nie bardzo rozumiem z którego fragmentu opowieści wnioskowane są czyjekolwiek zaburzenia.

Z relacji jego znajomych można wywnioskować, że jest co najmniej "ekscentryczny". Autorka zaś przejawia wyjątkowo frywolny stosunek do mężczyzn, jej liczne epizody z facetami, obsesje odnośnie zapachu byłego i nieuzasadniona zazdrość raczej nie są oznakami normalności. Do tego tekst o uczuciu pustki i dziwna potrzeba pielęgnowania tego nieszczęścia... Znałem kilka dziewuch z BPD i sam wyczuwam je na kilometr, co ma tę dobrą stronę, że łatwiej jest ich unikać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ten związek szybko się rozpoczął i dość szybko skończył. Można powiedzieć wręcz, wybaczcie niezbyt wyszukane słowa, że "z dupy się zaczął i z dupy skończył".

 

I na dupie się opierał.

 

A mianowicie wpadliśmy sobie "w ramiona" kilka godzin po tym jak zakończył się mój 4 letni związek. Nawet nie wiem, czy oficjalnie zakończył (tak czy owak nie miał szans, to było już do bólu toksyczne). I wcale nie chodzi o to, że byłam mega zdesperowana i szukałam kogoś na siłę, bałam się być sama. Absolutnie nie w tym rzecz. To nie miało charakteru szukania sobie kogoś na zaś. W życiu bym nie powiedziała, że ktoś taki mi się spodoba. Prawie pod każdym względem był przeciwieństwem czegoś, co można nazwać ideałem, chociaż tego samego w sobie nigdy nie miałam.

Bohaterka się nie opierała, a jednak uległa.

 

Tak jakoś wyszło, że się nawaliliśmy, całowaliśmy i szczerze - nigdy między mną a kimkolwiek tak nie iskrzyło. Z nikim nie było mi tak dobrze fizycznie, nie było takiej chemii (nie lubię tego słowa, ale nie wiem jak inaczej to Wam opisać, po prostu jakieś zaje...świetne dopasowanie feromonów itp. itd.). To była wspaniała, szalona noc, mimo że wcale nie jakaś super romantyczna sam na sam, tylko trochę pod koniec. Wszyscy jego znajomi byli w mega szoku, że on i ktoś - on nie był nigdy jakimś babiarzem, nie odwalał nigdy takich rzeczy, nie szukał dziewczyny, nic. Dla nich był świetnym kumplem, przyjacielem, wiecznym singlem, uczciwym i nigdy nieangażującym się w takie rzeczy. W zasadzie zlewał wszystkie laski, które widziały go jako kogoś więcej niż kolegę.

 

Przypominają mi się wszystkie te dowcipy o seksie po alkoholu.

Dopasowanie feromonów. :brawo: a jednak coś może być na rzeczy. Może to znak, że stanowicie idealne dopasowanie genetyczne. Nic tylko się rozmnażajcie, rozmnażajcie, rozmnażajcie się.

 

Wszystko poszło strasznie szybko, sama nie wierzyłam w to, co się dzieje. Bardzo szybko staliśmy się oficjalnie parą. Niemniej jednak ten związek był dziwny. Specyficzny strasznie. Bo jakkolwiek dobrze nam było, to on kompletnie nie był przygotowany na relację z dziewczyną i szczerze chciał dla mnie dobrze, ale sam nie wiedział czasem jak ma się zachować. Tak jak mówiłam, wszyscy jego znajomi których kolejno poznawałam byli ogromnie zdziwieni, że on z kimś jest. Byli też mega zdziwieni że z kimś takim jak ja, wiecznie słyszał, że jestem dla niego za ładna i za mądra. Może nie wprost, ale nie raz dało się odczuć wręcz sugestie, że kompletnie do siebie nie pasujemy. W sumie na ich miejscu powiedziałabym to samo.

 

Jego znajomi są tacy szczerzy i taktowni...

No tak, bo najważniejsze są opinie innych, jak mówią ze nie pasujecie do siebie to coś w tym musi być...

Dobrze że taka wspaniała pani okazała łaskę nędznemu żebrakowi z niższej półki genetycznej.

 

Od tego pierwszego "bliższego" spotkania chodziłam na prawdę jak na ostrej fazie. Ja wiem, że zauroczenie tak działa, nie raz byłam strasznie podjarana nową relacją, ale takiego czegoś nie miałam nigdy, i na pewno nigdy więcej mieć nie będę. Aż takiego podekscytowania nie czułam nigdy, wszystko mi się wywróciło do góry nogami. Ale tak ekstremalnie. A w życiu miałam już sporo baaardzo barwnych damsko-męskich przygód wcześniej. To był dla mnie mega intensywny czas jeżeli chodzi o uczucia. Najpiękniejszy. Mimo że nie był wcale taki kolorowy, bo tak na prawdę ciągle miałam jakieś obawy, byłam bezsensownie zazdrosna. Czasem wręcz popadałam w paranoje.

 

Byłaś na głodzie feromonowym.

 

Skończyło się do chrzanu, nawet nie będę się rozpisywać na ten temat bo nie ma sensu. Jego brak wiary w siebie jako "dobrego partnera", wieczne sytuacje sugerujące mu, że mogłabym mieć kogoś lepszego, jego problem z odnalezieniem się w poważnym związku... Nie usprawiedliwiam go, ale w sumie rozumiem.

 

No bo Ty za ładna i za mądra, a on za brzydki i za głupi. Nie przeskoczył poprzeczki.

 

Na początku stwierdziłam, że mam to gdzieś, nie ten to inny. Dokoła mnie krążyło stado sępów i mogłam sobie przebierać w facetach, poznawać nowych na każdym kroku. Nie miałam z tym żadnego problemu, chociaż szczerze bolało mnie tamto rozstanie w głębi ducha. Miałam mnóstwo epizodów z facetami, ale podświadomie cały czas szukałam tego czegoś, co miałam z tamtym. Byłam też w związku półrocznym, ale szczerze to było dla mnie blade i żadne.

 

Poka lepiej fotę. Może zostaniesz miss forum dla psychicznych.

 

Nie sądziłam, że taka relacja jak tamta tak bardzo rozwali mi mózg. Minęło już wiele miesięcy, a ja ciągle tym żyję. Jestem CHOLERNIE wrażliwa na zapachy, miejsca, doznania zmysłowe itd. Jakkolwiek bywam totalnie nieczuła i zwyczajnie skur*iała w stosunku do innych.

 

Mówię, feromony. Obejrzyj film "Pachnidło", tam masz przepis jak wyekstrahować człowieka.

 

Potrafię się celowo uchlać, wpatrywać w paczkę szlugów, tych samych które on palił, słuchać piosenek kojarzących mi się z nim itp. i nawet nie to że płakać i rozpaczać, ale wpadać w takie żałosne transy nie wiem co mające na celu. Wiem, że nigdy więcej nie będziemy razem i nawet tego nie pragnę, sama nie wiem po co to wszystko, na co. Nie jestem jakąś jego stalkerką, wiem gdzie i kiedy mogłabym na niego wpaść, ale nie robię tego, nie szukam na siłę kontaktu, nic. To taka moja prywatna obsesja w mojej głowie. Ten czas kiedy z nim byłam, szczególnie początek oprawiłam sobie w głowie w ramkę i oglądam codziennie jak jakieś dzieło sztuki. Doszło do tego, że łaziłam po sklepach pół dnia szukając płynu do płukania, w którym miał prane rzeczy. Zrobiłam sobie pranie gdzie wlałam połowę tego płynu żeby wszystko mi pachniało tak jak jego ubrania.

 

Umrę jak nie zdradzisz nazwy tego płynu do płukania, chcę sobie kupić taki sam. Błagam, nie trzymaj mnie dłużej w niecierpliwości. może to jest tajemnica jego sukcesu? Nie żadne drogie old spajsy, aksy. Może dodają teraz jakieś feromony do lenora?

 

Nie wiem czego oczekuję, ale... takie cierpienie jednocześnie przynosi mi jakieś dziwne szczęście, wypełnia pustkę. Coś się dzieje, najważniejsze, że coś czuję, mam mega problem ze statecznością, nudzi mnie. Wiem doskonale, że sama się tymi wszystkimi czynnościami nakręcam, ale boję się to stracić.

 

Jakieś sugestie? Jak przełożyć to do innego, bezpiecznego wora bez konieczności wyrzucania?

 

Nic nie rób. Osiągnęłaś stan szczęścia i nirwany. Wielu o tym marzyło, a Ty to juz masz i jeszcze narzekasz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×