Skocz do zawartości
Nerwica.com

Wyszedłem z psychiatryka i wróciłem na nerwicę!


jakub358

Rekomendowane odpowiedzi

Cześć!

Niedługo styknie rok, odkąd mam tu profil... :105:

Dziś jest sylwester i jestem w domu. Sam, więc dobrze wykorzystam ten czas.

 

A więc, miałem podejrzenie schizofrenii. Kilka osób stąd mi pomogło, w tym wątku: http://www.nerwica.com/cze-mam-20-lat-i-studiuj-t57758.html. Dziękuję!

 

Następnie, pod koniec czerwca, trafiłem na oddział psychiatryczny. Najpierw na diagnozę , która trwała 1,5 miesiąca, gdzie stwierdzono mi ,,specyficzne zaburzenia osobowości/BNO". Potem byłem jakiś czas na terapii indywidualnej, potem na, trwającej 3 miesiące, terapii grupowej; a po niej znowu jakiś miesiąc na terapii indywidualnej. W sumie w psychiatryku spędziłem pół roku.

Wyszedłem z takimi lekami w dawce dobowej: Faxolet 300mg i Kwetaplex 25mg, na które dostałem receptę w zapasie na 2 miesiące.

 

Szpital ten, szczerze polecam. Pokoje 2-osobowe z łazienkami, wszystko nowe; jest jadalnia z lodówką, sala TV z różnymi grami planszowymi, rowerki stacjonarne, stół do ping-ponga i palarnia (lub raczej plotkarnia). Naprawdę ciężko mi było o nudę - przeważnie cały czas spędzałem z ludźmi, a gdy miałem ochotę na coś innego, to zawsze mogłem zaszyć się w łóżeczku i poserfować w internecie (jest darmowe Wi-Fi). Trochę jak w sanatorium, ale nie do końca - bo praca na terapii ciężka; warunki szpitalne dają możliwość dotykania tych najbardziej bolesnych ran.

Mi najbardziej pomogła terapia grupowa - w skrócie, byłem razem z 5 innych osób + terapeutą, którzy wiedzieli o mnie, potocznie mówiąc, wszystko. Bardzo to było wspierające... ale też trudne, tak się otworzyć; zwłaszcza na początku, gdzie zaczynaliśmy od życiorysu, na... dajmy na to - 21 stron.

 

Na terapii wyszło, że powodem moich zaburzeń jest, oczywiście, rodzina. Brak ojca, który był ciamajdą i matka, która zrobiła ze mnie partnera. A to wszystko pokryte grubą warstwą ,,religijności".

No i teraz wróciłem do tego domu, jakieś 2tyg temu. Jest ciężko. Na początku broniłem swoich granic, które były przekraczane na każdym kroku. Jednak wraz z upływem dni, uległem domowej aurze. Już mi powoli wszystko jedno. Zapominam, gdzie są moje granice; każdy wojownik potrzebuje czasem zdjąć swą ciężką zbroję, potrzebuje odpoczynku. Z drugiej strony, to pewne, że będąc w budyniu, sam się tym budyniem oblepię...

Mama kilka dni temu wytoczyła już najcięższą artylerię, i powiedziała, że biorę leki, a ludzie zdrowi przecież nie biorą leków; że jestem chory psychicznie, nie umiem funkcjonować w społeczeństwie i to wszystko przez ten szpital, który mnie odmienił na gorsze - więc jak pójdę do niego raz jeszcze, to tym razem zapną mnie w kaftan i przykują pasami. Jest w stosunku do mnie bardzo agresywna. Mówi, że jestem niewdzięczny za to całe poświęcenie, którego ona dla mnie dokonała - jak mi sprzątała i mnie karmiła, nawet gdy gryzłem do krwi jej piersi. Jawnie mną manipuluje i zawstydza, na co też, swego czasu, każdorazowo zwracałem jej uwagę. Odparłem jej, że ciężko jest być wdzięcznym w stosunku do kogoś, kto bije cię po głowie pałą. Na co ona stwierdziła, że wszystko co ona robi - ja neguję, że wszystko jest źle; że mój obraz rzeczywistości jest zakrzywiony.

Często wypomina mi pieniądze. Chce, żebym się ,,usamodzielnił" - czyli wspomagał budżet rodzinny pracując i jednocześnie mieszkając w domu, razem z nią. Powiedziałem jej na to, że owszem, mogę pracować, ale nie tutaj, tylko w innym mieście - ponieważ tutaj czułbym się potwornie samotny, bo nie mam tutaj żadnych przyjaciół. Na co ona powiedziała, że w domu jest pies. Ja na to, że pies to przecież nie człowiek! Lecz ona stwierdziła, że może człowiekiem nie jest, ale jest towarzyszem... I taka prawda, siedzę teraz sam z psem; w jakimś sensie, tylko mu mogę się zwierzać ze swoich uczuć.

A tak przecież być nie musi! Pamiętam przecież dobrze, jeszcze tak niedawne, czasy - w szpitalu, gdzie cały czas spędzałem z ludźmi, rozmawiając o rzeczach ważnych i doniosłych.

 

Musiałem to z siebie wyrzucić...

W każdym bądź razie, czuję się wszechstronnie nieogarnięty. Dużo śpię, po 14h; biorę leki, które rodzina nazywa ,,ćpaniem". Kontakt z ludźmi niklejszy, dużo gram w LoL'a. Hobby leżą odłogiem. Wiem, że to wszystko wypływa bezpośrednio z sytuacji w domu. Szczerze mówiąc, teraz mam trochę więcej spokoju, kiedy przestałem ,,czepiać się mamy na każdym kroku" - czytaj, kiedy przekracza moje granice, co bardzo mi się nie podoba! Ale mówię, że już się trochę znieczuliłem; chyba muszę się liczyć z tym, że życie tutaj, w świecie zewnętrznym, nie wygląda tak jak w szpitalu - opartego na wzajemnym poszanowaniu i bliskościach interpersonalnych...

Do tego palę papierosy, co stało się akceptowalne, i nie chodzę do kościoła :great:

 

W sumie, to zastanawiam się, co mógłbym teraz zrobić... Jak sobie pomóc?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak wyprowadzka zdecydowanie byłaby dużym krokiem do rozwiązania problemu. Choć zdaję sobie sprawę, że to może wydawać się trudne, wręcz niewykonalne. Jednak jak to mówią "nie ma rzeczy niemożliwych. Druga kwestia dobrze gdybyś zaczął wychodzić do ludzi. Spróbował. Wspomniałeś, że grasz w Lol'a. Przyznam,ze nie mam dużej wiedzy jedli chodzi gry komputerowe, ale czy ta nie polega miedzy innymi na kontaktowaniu się z innymi graczami? Moze warto potraktować to jako punkt zaczepienia? Rozmawiać, brać udział w spotkaniach graczy jeśli są:) i takie tam:) a jak nie gra to może coś innego? A może warto odświeżyć stare znajomości? Trzymam za Ciebie kciuki i życzę Tobie powodzenia w tym jak i każdym kolejnym roku.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Matką się nie przejmuj, najwyraźniej sama siebie nie akceptuje i ma problemy. Stąd ta agresja słowna i odreagowywanie. Wyślij ją do psychologa na terapię.

 

Dobrze, że przestałeś chodzić do kościoła. To kolidowało z Twoją orientacją seksualną. Teraz znajdź sobie pracę, jakąkolwiek.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Macie rację, muszę jakoś czmychnąć z tego domu - funkcjonuję o wiele lepiej poza nim!

Boję się, że całkowite usamodzielnienie, byłoby dla mnie rzutem na zbyt głęboką wodę. Wyszedłem z depresji, ale nie ma co ukrywać, że mechanizmy wynikające z zaburzeń dalej występują; jak chociażby ta ucieczka w sen po 16h, kiedy sytuacja jest dla mnie zbyt ciężka, albo emocje, zwłaszcza złość, są zbyt trudne do przeżycia.

 

Dzisiaj właśnie odkryłem, że przecież mam ciocię w Londynie i istnieje możliwość zarezydowania u niej, co dało mi sporo nadziei...

Tam pewnie ogarnąłbym pracę, język...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jakub358, powrót do domu matki nie był zbyt dobrym pomysłem, bo matka ewidentnie próbuje wzbudzać w Tobie poczucie winy, by móc Tobą manipulować. Ty natomiast, dla "świętego spokoju", stopniowo ustępujesz ze swojego stanowiska i pozwalasz matce coraz bardziej naruszać swoją prywatność. Nie wiem, ile masz lat i czy dotychczas pracowałeś, ale zastanów się nad usamodzielnieniem się. Nawet wynajem jednego pokoju jest lepszym rozwiązaniem niż mieszkanie z toksyczną matką. Pozdrawiam!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×