Skocz do zawartości
Nerwica.com

Chorobliwa zazdrość


kotkotkot

Rekomendowane odpowiedzi

Witam,

 

ciężko o wątek, dzięki któremu byłbym w stanie postawić pierwsze kroki

w walce z moim największym demonem jakim jest chorobliwa zazdrość.

Zmęczony grzebaniem w sieci postanowiłem nakreślić problem na tym

forum z nadzieją, że jakaś dobra dusza podpowie mi do kogo mogę się zgłosić.

 

Opis mojej sytuacji:

 

Zazdrość to uczucie, które towarzyszy mi od najmłodszych lat. Prawdopodobnie pierwszy objaw jaki udaje mi się przywołać pamięcią jest z okresu kiedy miałem ok 5/6 lat. Mama tańcząca na weselu z innym facetem niż mój ojciec - młody Ja widząc ten obrazek wyczuwałem niesamowite napięcie bijące od mojego ojca, który (na 90%) ucieka przed uczuciem zazdrości w morze alkoholu. Tak to pamiętam. Każdy kolejny kontakt mamy z obcym facetem mocno przeżywałem. Choćby uścisk dłoni, rozmowa obfita w żarty,radość i zadowolenie zapalały już wtedy w mojej głowie żółte światło, tryb ostrzegawczy. Takich sytuacji zapewne było sporo ale czuje, że wypierałem je bardzo mocno z pamięci bo nie pamiętam 3/4 dzieciństwa do czasu ostatnie klasy gimnazjum. Pamiętam, alkohol, imprezki, kłótnie, dużo kłótni między rodzicami, które były dla mnie końcem świata (tłumaczono mi, że to tylko wysoki ton głosu), nerwy, krzyki, brak zrozumienia, brak tłumaczenia, dojrzewanie wśród kolegów, czerpanie dobrych wzorców z niedzielnych filmów fabularnych. Mam też dobre wspomnienia ale myślę, że procentowo 60% jest tych złych. Mimo wszystko kocham swoich rodziców i uważam, że byli za młodzi i nie radzili sobie z taką odpowiedzialnością. Teraz utrzymujemy dobry kontakt ale niestety czuje, że o wszystko zostawiło piętno na mojej głowie.

Następne lata mijały ja odsunąłem się od matki, przestałem po prostu czuć taką więź jak dawniej. Poznałem moją pierwszą dziewczynę w wieku 15 lat.

Wtedy powróciły moje napady zazdrości doprowadzające do tachykardii, bólu w klatce piersiowej ale nie zdawałem sobie jeszcze sprawy, że jest to jakimś problemem. Każda sytuacja w którą zaangażowany był inny chłopiec skutkowała takim zachowaniem. Zamknięciem się na te dziewczynę i ucieczką myślami w całkiem inne miejsce do póki to nie przechodziło. Od 16 roku życia znakomitą formą ucieczki zaczął być alkohol. Początek klasyczny, piwo/ wino z kolegami. Z biegiem czasu mocniejsze trunki aż w wieku 17 lat co weekend kameralne spotkanie z wybranym przyjacielem i na wzór "dorosłych" zalewanie się wódką. Jakiekolwiek problemy: rodzinne, partnerskie, koleżeńskie załatwiane były taki sposób: zająć głowę czymś innym i zapomnieć o całej reszcie poprzez alkohol. Relacja z tą biedną dziewczyną trwała 3 lata: 1 rok wszystko dobrze - starannie się ukrywałem, 2 rok miałem już dość ze wszystkich możliwych powodów i 3 rok to nieustanne próby zakończenia związku. Nie potrafiłem tego zrobić ze względu na jej cierpienie.

Wiem, że to o wiele gorsze ale nie miałem pojęcia, nikt mi nigdy nie wytłumaczył jak rozmawia się na takie tematy.

Następnie "wolny" 17 letni chłopak odnajduje się w świecie imprez, alkoholu, starszych kolegów. Czerpię od nich jakąś życiową mądrość, uczy się zasad panujących w takim towarzystwie. Przeżywam w taki sposób 4 lata. Pierwszy rok z pełnym szacunkiem oddawanym kobietom, wszystkim kobietom.

Z biegiem czasu poprzez przebywanie w specyficznym towarzystwie zaburza mi się obraz kobiet: mądrej, ciepłej, dobrej, inteligentnej, elokwentnej, wartościowej, szanującej się. Zaczynam klasyfikować kobiety: na złe i dobre. Obrazek złej kobiety stworzyły sytuacje w których uczestniczyłem, widziałem, słyszałem, doświadczyłem resztę zrobiła moja wyobraźnia. Stworzyła obraz wyuzdanych istot do, których straciłem całkowicie szacunek.Te dobre w mojej głowie to tylko jednostki. Do zdecydowanej większości facetów starciłem jakiekolwiek zaufanie, bo 99% moim kumpli traktowała te dające się tak traktować przedmiotowo i na tym kończyła się ich wyobraźnia. Mało kto szukał czegoś więcej.

Tak zostało do dzisiaj. 4 lata imprezowania 3 dni w tygodniu, tysiące imprez, tysiące poznanych ludzi(dobry i złych), hektolitry alkoholu i ciągła obserwacja ludzkich zachowań. Po pewnym czasie nie potrzebowałem rozmowy. Wychodziłem do klubu siadałem przy barze zamawiając wódkę (chłopak 20 lat) i obserwowałem. Piłem i patrzyłem, czułem jakbym dokładnie wiedział co Ci wszyscy ludzie sobą reprezentują, do czego dążą, po co tam przyszli. Obserwowałem kobiety wg mnie od razu wiedziałem do której szufladki ją wrzucić, 90% była zła. Tłumaczyłem sobie to specyfika miejsca, klub taneczny. Wiedziałem, że jeśli chcę poznać kogoś wartościowego sam muszę być takim człowiekiem i zmienić miejsca w których spędzałem najwięcej wolnego czasu. Tylko, że według mnie nie szukałem takiej osoby. Teraz myślę, że podświadomie ciągle szukałem ale świat w mojej głowie był już tak zepsuty, że traciłem wiarę w pomyślne zakończenie poszukiwań. Do tego w kościele nie podają alkoholu.

Jak miałbym streścić te 4 lata to: imprezy, imprezy, imprezy, alkohol, sport i praca. Do tego przypadkowe znajomości, na których zawsze się zawodziłem. Ciężko było sprotać moim wyidealizowanym wymaganiom.

 

W tym roku wszystko się zmieniło, wyjechałem za granicę w celach zarobkowych na kilka miesięcy i już po trzech tygodniach poznałem pewną dziewczynę. Mój zdewastowany mózg przez pierwszy miesiąc borykał się z pytaniem jaką łatkę jej przypiąć dobrą czy złą. Szybko zdecydował jednak, że jak najbardziej tę dobrą. Z każdym następnym dniem coraz bardziej mnie szokowała. Powoli zaczęła nabierać kształtu odpowiednika mojej wymarzonej, idealnej i przecież nieistniejącej kobiety. Oczywiście nie mówię tutaj o walorach fizycznych lecz o tym czego brakowało mi we wszystkich poznanych kobietach, o wnętrzu. Marta jest najpiękniejszą kobietą z najbardziej niespotykanym charakterem i sposobem bycia. Nie potrafię ubrać w słowa dobroci jaka z niej bije. Inteligentna, błyskotliwa, szanująca siebie i wszystkich wokół, ze świeżym spojrzeniem na świat, bardzo kreatywna. Po prostu niesamowita.

 

Mój zachwyt trwa do dzisiaj a minęło już 9 miesięcy. Zostałem dla nas w Anglii, skończyłem z alkoholem, imprezami, przeprowadziliśmy się do innego miasta, wynajmujemy mieszkanie, urządziliśmy je. Wszystko jest jak w bajce. Z dnia na dzień coraz bardziej się kochamy, możemy rozmawiać całymi godzinami, nigdy nie kończą nam się tematy. Ludzi nie rozumieją jak to jest możliwe. Sami w to nie wierzymy ale to daje nam największe szczęście. Po prostu jest idealnie .Nigdy nie spodziewałem się, że coś takiego w moim życiu się zdarzy. Nie spodziewałem się, że ktokolwiek na świecie może być tak szczęśliwy.

Niestety. Pod tymi kwiatuszkami, motylkami i całą słodyczą kryje się moje/nasze największe przekleństwo. Coś co wszystko psuje w ułamku sekundy. Coś nad czym nie potrafię zapanować i wiem, że lada moment zabierze nam to co udało się zbudować. Oczywiście mówię tutaj o tym samym co wywoływało panikę i płacz w wieku 6 lat. Tylko teraz (23l) po tak długim czasie bagatelizowania, zamiatania problemu pod dywan i nie zwracania na niego uwagi zazdrość bo o niej mowa jest nie do zniesienia. Wiem też, że jej siła wynika z mocy uczucia, którym darzę Martę ale jest to coś niebywałego.

Nigdy nie odczuwałem takich emocji. Czuję się jak HULK z komiksów Marvela. W sytuacji stresowej jaką potrafi wywołać najbardziej abstrakcyjna rzecz jaką można sobie wyobrazić (np: uśmiechnięcie się Marty do pana w podeszłym wieku na spacerze) odwala mi. Zaczyna się od dziwnych myśli: czemu ona się uśmiechnęła, po co, kto to był? układam takie siatki rozwiązań tej sytuacji, że sam później w nie nie wierze. Widzę miliony scenariuszy. Zazwyczaj ona wtedy zauważa, że jest coś nie tak i pyta co się dzieje. Ja już w ofensywie wypluwam krótkie przekłamujące rzeczywistość odpowiedzi zamiast powiedzieć co się dzieje. Zaczynamy się kłócić, mówię jej o co chodzi. Ona tłumaczy mi, że to nic złego, że nic nie zrobiła. Ale tłumaczenie działa na mnie jak płachta na byka. Nie umiem się już zatrzymać w tych chorych myślach a chodzi przecież tylko o przypadkowy uśmiech do przechodnia. Ona zaczyna się irytować, nie ma siły już tłumaczyć ja odbieram to najczęściej jako nieumiejętność wytłumaczenia z jej strony czyli jednak jest coś na rzeczy. Mam wtedy w sobie takie emocje, że gdyby nie ostatki racjonalnego myślenia rozwaliłbym najbliższy możliwy przedmiot. A jeśli napotkałbym kolejnego takiego przechodnia to martwię się, że byłbym w stanie zrobić mu krzywdę. Takie to emocje. Coś okropnego. Marta mówi, że jestem wtedy innym człowiekiem i zgadzam się z tym. Nie umiem nad sobą wtedy panować. Nie robię głupot ale nie wiem co jeśli tylko coś dałoby mi teoretycznie powód np: auto trąbiące na pasach.

 

Po takiej akcji jesteśmy niesamowicie zmęczeni. Zanim wszystko wróci do normy musi minąć od 4 do 10h czasami cały dzień. Nie każda sytuacja doprowadza do takiego stanu ale naprawdę jest ich sporo myślę, że 99,9% z nich nie powinno mieć w ogóle miejsca a ten 0,01% powinno zakończyć się na krótkiej rozmowie. Jestem pewny tej dziewczyny jak nikogo innego. I problem leży tylko w mojej głowie, wiem to myśląc na chłodno. To nie było łatwe, żeby to stwierdzić ale już się z tym oswoiłem. Wiem/ wiemy to.

Nie wiem skąd taka zazdrość u mnie. Czytałem, że może to być spowodowane zawodem miłosnym ale nie porzuciła mnie żadna dziewczyna, kompleksami nie wiem mnie sie wydaje, że mam dość dobrą samoocenę ale może to tylko sobie wmawiam. Najmocniej czuje, że przyczyna leży w dzieciństwie i całym okresie dojrzewania.

 

Napisałem to wszystko bo wiem, że dotarliśmy z Martą do pewnej granicy. Granicy jej wytrzymałości i granicy bólu który ja potrafię znieść. Czuje, że nie daje już rady kiedy przychodzi ten moment zazdrości już są momenty, że czuje złość, smutek, pustkę i nic, nic, nic. Nic nie czuje, pustkę, wyobcowanie, nie mam ochoty iść do domu, ani stać w miejscu tylko przekładać nogi, nie wiem co o tym myśleć. Na pewno nie poradzę sobie z tym sam. To już za daleko zaszło. Czuję jakbym żył w dwóch światach. Dobrym i złym. Jakbym był dwiema różnymi postaciami. Wiem, że jeśli szybko nie zacznę z kimś pracować całe moje szczęście minie a wątpię w to żebym kiedykolwiek dostał na nie drugą szansę.

 

Napisałem to bo liczę na wsparcie, radę. Na to, że dowiem się czegokolwiek. To mój pierwszy krok ku zmianie i jak najszybciej chce postawić kolejny dlatego proszę o jakieś informacje.

Oczywiście będę szukał specjalisty na terenie Manchesteru ale jeśli ktoś z Was posiada jakąkolwiek informacje na temat leczenia zazdrości w Anglii proszę o kontakt.

Z góry również dziękuję za poświęcony czas.

 

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ogromne dzięki za odpowiedź.

 

U nas ostatnio każda kłótnia kończy się skrajnie negatywnymi emocjami. Po prostu wszystko wisi na włosku a nawet często padają słowa kończące związek w jednej chwili. Po burzy jednak, kiedy ochłoniemy wszystko wraca do normy i wstydzimy się tego co zaszło i jak potrafiliśmy się wobec siebie zachować. Ale atmosfera jest już tak bardzo napięta, że wystarczy naprawę błahostka i zaczyna robić się gorąco. Czuję, że jesteśmy już wykończeni psychicznie ciągłymi jazdami.

 

Jedyne co nas ratuje to rozmowa, bardzo dużo i szczerze rozmawiamy. Analizujemy i staramy się zauważać błędy, które niestety zawsze powtarzamy.

 

Jeśli ktoś z czytelników posiada namiary na dobrego psychologa w okolicach Manchester'u proszę o kontakt.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Teraz na spokojnie nie mam problemu z tym co piszesz i jest to dla mnie oczywiste. Umiem racjonalnie podejść do sprawy i wiem, że to nic złego. Schody zaczynają się kiedy widzę lub słyszę o takiej sytuacji. Wtedy tracę kontakt z rzeczywistością i nie panuje nad myślami. Nie umiem sobie wytłumaczyć wtedy, że to normalne i do niczego złego nie prowadzi. W tym tkwi mój problem.

 

Pozdrawiam i dzięki za zaangażowanie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Planuje rozpoczęcie terapii. Postaram się opisywać na bieżąco moje działania i ewentualne postępy.

Jeszcze raz dzięki za zaangażowanie. Po raz pierwszy podzieliłem się problemem z osobą trzecią i od razu napotkałem zrozumienie, jakoś lżej na duszy. Pozdrawiam i również życzę powodzenia Ḍryāgan.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Planuje rozpoczęcie terapii. Postaram się opisywać na bieżąco moje działania i ewentualne postępy.

Jeszcze raz dzięki za zaangażowanie. Po raz pierwszy podzieliłem się problemem z osobą trzecią i od razu napotkałem zrozumienie, jakoś lżej na duszy. Pozdrawiam i również życzę powodzenia Ḍryāgan.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×