Skocz do zawartości
Nerwica.com

agresywny brat - jak ratować dziewczynkę?


Rekomendowane odpowiedzi

Nie o mojego brata tutaj chodzi.

 

Mój brat ma żonę. Wychowują jej syna z pierwszego małżeństwa (lat 13) i wspólną córkę (lat 4). Chłopak ma Aspergera, możliwe, że coś jeszcze. Nie chodzi do psychiatry, psychologa, nie bierze leków, bo jego matce się nie chce, uważa, że to niepotrzebne i nie przyniesie rezultatów. Od pewnego czasu jest coraz bardziej agresywny.

 

Któregoś razu jak mój brat zwrócił mu uwagę (a nauczył się to robić w spokojny, ale stanowczy i konsekwentny sposób) dzieciak rzucił się na niego z pięściami. Matka musiała go odciągać, obezwładnić, bo tak się nakręcił. Dziewczynka wpadła w histerię. Od tego momentu boi się krzyków, kłótni, powiedziała mi nawet, że boi się swojego brata.

 

Wczoraj mój brat upomniał chłopaka o zajęcie się zwierzakami, którymi miał się opiekować. A ten rzucił się na niego z kijem (złamał go na moim bracie) i zaczął kopać. Tym razem moja bratowa olała to, mimo próśb mojego brata. Wtedy chłopak zaczął kopać mojego brata do tego stopnia, że sam uszkodził sobie palce u nogi. Ostatecznie mój brat ze swoją żoną musieli oboje obezwładniać chłopaka, oboje musieli na nim usiąść, żeby go opanować. Mój brat po takich pobiciach nigdy nie miał nawet siniaka, o dziwo.

 

Moja bratowa uważa, że to wszystko wina mojego brata, bo niepotrzebnie zwraca uwagę pasierbowi. Nie widzi, że to chłopak nieprawidłowo reaguje. Nie rozumie, że od początku podważała autorytet mojego brata. Nawet w sprawach obiektywnie oczywistych, kiedy to chłopak coś robił źle, ona wydzierała się na mojego brata, przy dzieciach. Na razie chłopak jest agresywny (w sensie bicia) tylko w stosunku do mojego brata, ale byle co potrafi go wkurzyć i reaguje "mocno", krzyczy, popycha. To się w nim rozwija.

 

Mój brat wyprowadza się. Ale niestety opieka nad dziewczynką przypadnie w udziale jej matce. Jak uchronić małą przed jej własnym bratem? Mój brat nie ma żadnych dowodów na to, że chłopak jest agresywny a jego żona bierze stronę chłopaka i całą winę zwala na mojego brata.

Co zrobić, żeby dziewczynka nie ucierpiała? Jak ją ratować?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A dlaczego zakładasz, że "wspólna" córka zostanie wyrokiem sądu przy matce?

 

Dwa- a skąd pewność, że "mamusia", która ma, jak rozumie, wyj...e na potrzebny syna, będzie zainteresowana opieką nad córką? Toż to, pomijając kolejny patologiczny element +500, dodatkowe obowiązki...

 

Może, jeśli jest jeszcze na to możliwość i czas, należy skontaktować się np z przedszkolem, jeśli córka do niego uczęszcza. I w szczerej rozmowie opisać sytuację, prosząc o dodatkową "kontrolę" dziewczynki- czy coś się zmieniło w jej zachowaniu, czy są ślady przemocy fizycznej, psychicznej, itp. Zawsze to, poparte "papierem" może mieć znaczenie dla sądu, bo jak rozumiem w stronę formalnego rozwodu to idzie.

Trzy- a dziadkowie, sąsiedzi, itp?

 

PS I cyniczne, ale w dobrej wierze kablowanie- skoro z nimi i tak już koniec czy mosty są spalone, to może oficjalnie należy czy to w poradni czy w szkole pasierba interweniować?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mezus, ta matka potrafi nieźle zmyślać, ma pozycję, jest szanowana, lubiana, ma znajomych, którzy ślepo potwierdzą jej wersję wydarzeń, ma dobrą pracę. Mój brat nie ma znajomych, nie ma mieszkania, nie ma stałej pracy. Nikt mu nie da opieki nad dzieckiem. Będzie sie mógł widywać i płacić alimenty.

 

Ona zapewnia synowi dach nad głową, kiedyś prowadziła na terapię a teraz uznała, że już więcej nie potrzeba, że więcej i tak nie da się zrobić i zaczęła mu odpuszczać, ulega mu we wszystkim. Np. kupuje mu buty za 200 zł, które są na rzepy, bo jej zdaniem dziecko utraciło zdolność wiązania butów, nie należy ciągle mu zwracać uwagi, żeby zawiązał buty, po co, skoro można mu kupić buty na rzepy, na które twierdzi, że ją nie stać. A o 500+ stwierdziła, że nie będzie się starać, bo uważa, że i tak nie dostanie, bo ma pierwsze dziecko z jednym facetem i pierwsze dziecko z drugim.

 

Mój brat nie ma szans iść do przedszkola, bo siedzi po 12 godzin w pracy. Poza tym mała nie otwiera sie tak przed każdym. Raczej na co dzień zachowuje się normalnie, tylko lubi mnie i moją mamę i dlatego nam się wygadała. Dziadkowie (rodzice mojej bratowej) nie interesują się a jeśli już, to trzymają stronę swojej córki, bo ona jest wykształcona, rozsądna, zaradna i przedstawia im "odpowiednią" wersję wydarzeń.

 

Jak interweniować w poradni? Albo w szkole? Chłopak nie chodzi teraz do psychologa ani psychiatry, matka go wypisała. Szkołę właśnie zmienia z podstawówki na gimnazjum. No i mój brat i tak nie mógłby ani nic powiedzieć ani dostać żadnych informacji, bo prawnie nie jest jego opiekunem, nie adoptował go.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

agusiaww, jak można zdobyć dowody? Przecież jak chłopak zaczyna być agresywny, to nie powie mu się "czekaj, tylko włączę nagrywanie". Śladów na ciele nie ma. Świadków nie ma (dziewczynka jest za mała, żeby zeznawać, żeby być wiarygodną).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie bardzo rozumiem...

 

Jeśli klient ma Asperbergera, to nie wierzę, że np nauczyciele, zwłaszcza jeśli była to standardowa szkoła podstawowa nie zauważyli problemu. Nawet przy pełnym zlewie z ich strony prowadzenie lekcji itp powinno przypominać taniec na polu minowym.

 

Dwa- nie znam przepisów, ale szkoła raczej powinna interweniować i monitować.

 

Coś mi się, mimo wszystko wydaje, że co Twój brat nie zrobi, to dupa z tyłu...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mezus, akurat dzieciak dosyć dobrze się uczy i nie sprawia problemów w szkole, bo ją dosyć lubi (na tyle, na ile można lubić szkołę ;) )

 

Szkoła nie ma pojęcia o tym, że w domu dzieciak bije ojczyma. I nie mają obowiązku interweniować.

 

Chłopak jest ewidentnie uprzedzony do mojego brata, bo moja bratowa zupełnie go nie szanuje i pokazała dzieciakowi, że można nim tak "pomiatać", wyzywać itd.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dowiedziałam się, że ostateczną wymówką chłopaka zawsze jest to, że mój brat nie jest jego ojcem, więc on go nie będzie słuchał i mój brat nie ma prawa nic mu kazać. A jak już dojdzie do przepychanki (delikatnie mówiąc) to potem zaczyna płakać i obiecywać matce, że już więcej tego nie zrobi i ona naiwna w to wierzy.

W ramach ciekawostki powiem jeszcze, że ona jest pedagogiem specjalnym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ryska

 

Nie, że chcę złośliwy być, ale cała sytuacja nie najlepiej o Twoim bracie świadczy.

Aż tak był uczuciem zaślepiony, że nie widział, w jaki cyrk się pakuje? Czy też, uwierzył, że wszystko będzie dobrze? A, że pedagog? Coś jest w powiedzeniu "najciemniej pod latarnią".

 

"ostateczną wymówką chłopaka zawsze jest to, że mój brat nie jest jego ojcem"

 

A to akurat kłania się "mamusia"- sam do tego nie doszedł, ani przy odpowiednim "prowadzeniu" by nie używał. To psim obowiązkiem "mamusi" było wbicie w zwoje, że ojczym w tym momencie ma takie same prawa, jak ona ( a w sumie z wielu powodów większe niż ojciec biologiczny ). Wg mnie problem głębiej sięga i dotyka relacji Twojego brata z panią...

 

Dwa- nie łapię, jak można mieć stwierdzony Zespół A. i jednocześnie nacodzień, w życiu szkolnym choćby, nie dawać przykładów.

Może, po prostu "mamusia" mitycznym Zespołem A. tłumaczy* swoje porażki wychowawcze? Czyli- on ma prawo, bo... chory jest.

 

 

* sytuacja podobna do skokowego wzrostu dzieci obciążonych dyslekcją, dysgrafią, itp.. Znajoma terapeutka kilka tygodni przed maturą, nie wyrabia z rodzicami proszącymi o zaświadczenia, podobnie było przed różnymi egzaminami gimnazjalnymi, itp .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mezus, jak mieli brać ślub, to chłopak był jeszcze mały, inaczej się zachowywał, cieszył się, ż ebędzie miał tatusia. A potem jego zachowanie sie pogorszyło a bratowa przestała być "wyrozumiała", racjonalnie się zachowywać. Teraz nawet o zwykłych zakupach nie można z nią porozmawiać, tylko mówi "wynoś się". Tak nie postępuje dorosła, dojrzała, odpowiedzialna osoba.

 

Z tą wymówką dobrze mówisz!

 

Na co dzięń i w różnych sytuacjach objawia się ten asperger, ale nie koniecznie agresją. A przy mamusi i ojczymie, którego autorytet mamusia podważyła i ciągle go przy dzieciach krytykuje to chłopak na zbyt wiele sobie pozwala. A mamusia go broni, bo to biedny chory synek.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ryska, ZA diagnozuje cały zespoł specjalistów, matka nawet mimo ze skonczyła pedagogike specjalna nie moze o tym decydowac bo to do niej nie nalezy. Oczywiscie moze stwierdzic ze ma sasiada lub sama jest kosmitka tak samo jak moze mowic ze syn ma ZA co nie musi byc prawda. Dzieci z ZA zazwyczaj wlasnie sa lękliwe, wycofane, choc nie wszystkie. Jest cale spektrum autyzmu i tak na forum to sobie mozna pisac i pisac a rzeczywistosc polega na pełnej specjalistycznej diagnozie i wydaniu ORZECZENIA. Szkoła wymaga takiego dokumentu. Raczej z tego co piszesz chłopak zadnego takiego dokumentu nie posiada. Moze to po prostu wymowka matki, a dzieciak dojrzewa, postrzega ojczyma jako zagrozenie bo mu nakazuje itd. stad agresja. A matka olewa sytuacje i tak sie to toczy. W takiej sytuacji brat moze udac sie do sadu i zlozyc wniosek o rozwod i przyznanie praw nad dzieckiem, ale tutaj nie ma jakby podstaw do odebrania dziecka bo poki co raczej wychodzi ze jak nie ma brata to jest ok. Jezeli by miał świadkow, w rozmowie z psychologiem dzieciecym wyszłoby ze dziecko-syn przejawia zaburzenia itd, a dziewczynka np. boi sie itd, to moze by byly podstawy do ograniczenia praw ale to juz pozostaje sądowna batalia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

agusiaww, chłopak ma zdiagnozowanego przez lekarzy aspergera, to na pewno, ma papiery i ma orzeczenie o niepełnosprawności na ich podstawie. Tylko ja nie wiem co jeszcze może mieć. Wydaje mi się, że kiedyś mówili, że ADHD, ale dla mnie to trochę sprzeczne. Chociaż po tych ostatnich wybuchach agresji, to kto wie. I chodził jeszcze parę lat temu na terapię, ale bardziej rehabilitowali go fizycznie a nie zwracali uwagi na umysł i emocje.

Mnie chodziło o to, że matka będąc pedagogiem (i tym bardziej specjalnym) powinna być mądrzejsza, rozsądniejsza, wiedzieć jak się zachowywać w stosunku do ludzi w ogóle i jak wychowywać dzieci, nawet te upośledzone. A ona zachowuje się jakby w ogóle zacofana była.

 

Bez mojego brata jest w miarę ok, ale np. w weekend mała opowiadała, że boi się brata, że on na nią krzyczy, pokazywała jak on się zachowuje, mówiła, że musi się chować. Opisuje jego zachowanie i swoje odczucia na tyle, na ile potrafi.

 

Ogólnie, to mnie wisi czy matka będzie pozbawiona praw do syna. Ale niech chociaż on bierze jakieś leki czy przejdzie obserwację w ośrodku (jakimś), żeby potem nikt nie powiedział, że mój brat zmyśla i żeby chłopak nie był agresywny w stosunku do siostry. Ona go nie raz denerwuje, bo jest mała i robi ogólnie różne rzeczy. I on już nie jest dla niej miły, nie olewa jej, tylko jednak coraz bardziej okazuje swoje niezadowolenie względem niej i to się na pewno będzie rozwijało.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ryska, leki w takim przypadku to przepisuja psychotropy po prostu bo jako tako leku na to nie ma. To juz musi matka go skierowac do lekarza by brał leki brat na to wpywu nie ma. Jedynie moze do sadu isc i walczyc o prawo opieki nad dziewczynka.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×