Skocz do zawartości
Nerwica.com

zlosc, wscieklosc, frustracja


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

Witam, pisze poniewaz potrzebuje kontaktu z osobami o podobnych problemach. Mam zdiagnozowane stany depresyjne i lekowe, od roku biore antydeptesanty. Mimo to, ze nie leze w lozku brak mi motywacji do czegokolwiek, zamknelam sie przed wszystkimi i unikam kontaktu z ludzmi, nie pracuje i nie chce po mobbingu. Czuje ogromna zlosc w sobie a nawet wscieklosc, potrafie sie wydzierac jak nie potrafie "dotrzec"do pewnych osob a pozniej krzycze w samotnosci i rycze z rozpaczy jak male dziecko i nawet sie tego nie wstydze. Czuje, ze wewnetrznie sie bardzo zmienilam i to na gorsze. Zauwazylam, ze potrafie nienawidzic i byc agresywna a do tego mam ochote zemsty. Sa we mnie uczucia, ktorych kiedys nie znalam i nie umiem sobie z nimi poradzic. Stracilam siebie sama, nie wiem kim jestem czasami. Ciagle sie boje, ze ktos chce mi zrobic krzywde, jestem wyczulona na majmniejszy gest, mimike twarzy czy slowo. Nie chce spotykac innych ludzi bo nie wiem czy ich usmiech jest zyczliwy czy ironiczny. Zle sie czuje w towarzystwie, wszystko odbieram negatywnie. Mecze sie i to nie jest zycie... Czy ktos mi jest w stanie odpowiedziec jak moge sobie pomoc? dlaczego tak sie czuje teraz? Co robic?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wczesniej przed braniem lekow jakies 2 lata mialam epizod depresji bardziej intensywny tj lezalam jak kloda i nic nie ogarnialam ale krotszy. Bralam rowniez leki ale krotko i szybko odzyskalam energie i motywacje ale najbardziej doskwieral mi lęk przed wychodzeniem z domu. Nauczylam sie z nim funkcjonowac i z czasem bylo coraz lepiej, pozytywne rzeczy dobrze na mnie wplywaly i myslam, ze problem mam z glowy. Po roku zaczelam zyc na wysokich obrotach, duzo stresu, praca pod presja czasu, duza odpowiedzialnosc. Po kilku miesiacach zaczelam tracic energie, stawalam sie drazliwa ale humor mi dopisywal jak nigdy. Az przyszedl kolejny problem i zeszlo ze mnie powietrze jak z balona. Pod wplywem wydarzen rzucilam prace i musialam zaczac brac leki bo bym skonczyla ze soba. Bylo z czasem znow lepiej ale bez wiekszej energii, zylam na pol gwizdka z dnia na dzien. W okresie jesiennym lekarz zmienil leki na silniejsze bo czulam sie gorzej. Pozniej pomyslalam ze czas poukladac pewne rzeczy i obudzil sie we mnie demon, wscieklosc i agresja bo moje wysilki nie przyniosly zadnego efektu. Mialo byc lepiej a wyszlo znow gorzej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Depresja to często choroba przewlekła i nawracająca. U Ciebie ewidentnie wyzwalana przez trudne sytuacje życiowe.

Podejrzewam, że teraz też znajdujesz się w takiej trudnej sytuacji, którą choroba zapewne pogłębia, i tak nakręca się to "błędne koło". Leki powinny łagodzić objawy depresji i lęki na tyle, byś mogła w miarę normalnie funkcjonować. Jednak dobranie odpowiednich leków jest bardzo trudne i często polega na testowaniu kolejnych specyfików aż do skutku (ludzie tu na forum piszą o tym, warto poczytać). Ja szukam "swoich" od 6 lat. Może i Ty powinnaś spróbować innych, bo te Ci chyba nie służą.

Jeśli chodzi o te obce Twojej naturze negatywne uczucia, to może przydałaby się psychoterapia, próbowałaś? Niektórym to bardzo pomaga (jeśli trafią na dobrego terapeutę.

Czy ktoś bliski wspiera Cię w chorobie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziekuje za kolejna odpowiedz. Psychoterapi probowalam i za pierwszym razem przyniosla efekt ale ja przerwalam ze wzgledow finansowych. Teraz zaczelam chodzic panstwowo jest inaczej, troche jak na wizycie u lekarza. Tak to odczuwam. W sumie mam meza, ktory juz jest zmeczony tym wszystkim i mame, niestety nie rozumieja mnie do konca. Z reszta osob bliskich nie rozmawiam bo spotkalam sie z niezrozumieniem wrecz pogarda. Teraz chcialam z nimi pewne sprawy wyjasnic, zalezalo mi na nich bardzo ale sie przeliczylam. Cos we mnie umarlo i pojawila sie agresja, zlosc. Zyje w zawieszeniu, wydaje mi sie, ze nikogo nie obchodze i nikt sie ze mna nie liczy. Maja mnie za wariatke, choc po ostatnich wydarzeniach to pewnie maja racje. Czuje sie cholernie samotna na tym swiecie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Psychoterapi probowalam i za pierwszym razem przyniosla efekt ale ja przerwalam ze wzgledow finansowych. Teraz zaczelam chodzic panstwowo jest inaczej, troche jak na wizycie u lekarza. Tak to odczuwam.

Mimo wszystko, jeśli choć trochę pomaga, nie przerywaj. Może z czasem lepiej się dogadacie.

 

W sumie mam meza, ktory juz jest zmeczony tym wszystkim i mame, niestety nie rozumieja mnie do konca. Z reszta osob bliskich nie rozmawiam bo spotkalam sie z niezrozumieniem wrecz pogarda. Teraz chcialam z nimi pewne sprawy wyjasnic, zalezalo mi na nich bardzo ale sie przeliczyłam.

Tak, rozumiem to dobrze, bo mam podobnie. Niestety nie można im mieć tego za złe, bo to dla nich bardzo trudna sytuacja. Nie wymagaj od nich zbyt wiele. Osobiście myślę, że nikt zdrowy nie jest wstanie zrozumieć depresji i dlatego przestałam im to tłumaczyć.

 

Cos we mnie umarlo i pojawila sie agresja, zlosc. Zyje w zawieszeniu, wydaje mi sie, ze nikogo nie obchodze i nikt sie ze mna nie liczy. Maja mnie za wariatke, choc po ostatnich wydarzeniach to pewnie maja racje. Czuje sie cholernie samotna na tym swiecie.

Myślę, że każdy z nas "zaburzonych" czuje się podobnie. Przechodzimy etapy złości i agresji nie mogąc się pogodzić z tym, że właśnie nas to spotkało. Wściekamy się, że nikt nas nie rozumie i nie umie nam pomóc. Potem przychodzi rezygnacja, odrętwienie, ból, samotność, utrata sensu życia.

Leki mają wszystkim tym stanom zapobiegać lub je łagodzić. Problem pojawia się wtedy, gdy tak się nie dzieje lub lek pogarsza sprawę.

 

Jak sobie z tym wszystkim radzić? Szczerze? Nie wiem :(

Ja przechodziłam już różne etapy, generalnie to totalna huśtawka albo i rollercoaster :mrgreen: Jak czuję się lepiej staram się żyć dla siebie, robić sobie przyjemności i nie przejmować się zbytnio codziennymi problemami. Jak czuję się źle, to nie robię nic :why:

To forum też mi pomaga. Tutaj nie czuję się taka samotna, "dziwna" i nierozumiana, a poza tym znajduję sporo informacji i odpowiedzi na dręczące mnie pytania.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rollercoaster jak sie zastanowic to bardzo trafne okreslenie mojego ostatniego kilkuletniego bytu :why: Rzeczywiscie powinnam porozmawiac z lekarzem o zmianie lekow i zrobie to przy najblizszej wizycie.

Czasami jednak jestem tak wsciekla, ze mam ochote rzucic leki i czekac na to co sie wydarzy.

To paskudztwo zabiera wszystko, niszy mnie sama i wszystko dookola. Czy bedzie jeszcze normalnie? Zaczynam w to watpic.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czasami jednak jestem tak wsciekla, ze mam ochote rzucic leki i czekac na to co sie wydarzy.

Tego też już próbowałam :mrgreen:

 

To paskudztwo zabiera wszystko, niszy mnie sama i wszystko dookola. Czy bedzie jeszcze normalnie? Zaczynam w to watpic.

Zadaję sobie to pytanie od lat :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pierwszy raz odstawiłam, gdy po roku brani SSRI poczułam się dobrze. Pomyślałam, że teraz już dam radę, że będzie ok. Niestety w ciągu 3 miesięcy wszystko wróciło.

Drugi raz odstawiłam niedawno, w grudniu. Powodem było dramatyczne samopoczucie, odmóżdżenie, totalna anhedonia i myśli samobójcze (przedawkowania SSRI). Postanowiłam nie brać już nic i czekać co będzie dalej. Po odstawieniu znacznie mi się polepszyło, niestety na początku kwietnia znów było źle. Nie chciałam nic brać, ale lekarka zmieniła mi leki i kazała brać, bo będzie gorzej. Biorę, ale mam zamiar niedługo znów odstawić. Nakupiłam różnych suplementów i pożeram je z nadzieją, że może jakoś mnie ustabilizują. Nienawidzę antydepresantów, mam wrażenie, że zmieniają mi osobowość, że mną kierują, znieczulają, zabierają emocje, upośledzają pamięć. Niby można tak żyć, ale po co?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wydaje mi sie, ze problem jest w tym kiedy to paskudztwo nie chce odpuscic i wraca to leczenie staje sie trudniejsze. Po pierwszym razie pierwsze lepsze tabletki jakie dostalam zadzialaly i po czasie poczulam sie duzo lepiej. Poczulam wiatr w zaglach natomiast teraz....

 

Od grudnia biore SNRI mialy dodac energi zyciowej :blabla:

a zaczynam sie zastanawiac czy one moze tak mnie odmienily :shock:

Mam metlik w glowie totalny, juz nie wiem co jest efektem zaburzen a co lekow.

 

Mnie przed rzuceniem lekow powstrzymuje tylko jedna jeszcze mala osoba, boje sie szpitala i innych wiekszych moze problemow.

 

Trudno tak zyc rzeczywiscie ale lepszego wyjscia chyba nie ma, przynajmniej ja go nie widze. Traktuje te leki troche jak respirator podtrzymujacy zycie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tez mam wrażenie, że z czasem leki działają coraz słabiej, a kolejne jeszcze bardziej zaburzają naszą osobowość.

 

Porównanie do "respiratora" wydaje mi się być bardzo trafne :mrgreen: Traktuję to podobnie. Problem tylko w tym, że czasem chcę się już odłączyć :?

A do szpitala nie dam się zawlec na pewno.

 

Rozumiem, że masz małe dziecko, które potrzebuje mamy. Musisz się więc ratować i robić wszystko co się da, by było lepiej.

Ja parę lat temu tez byłam na takim etapie. Teraz już nic nie muszę...i jeśli nie będę chcieć, to mogę to skończyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ratowac sie trzeba ale kazdy z nas ma momenty zwatpienia, dni gorsze i lepsze mimo leczenia. Istnienie to za malo czasami, wciaz pamietam jaka bylam kiedys, ambitna z planami na przyszlosc, stawialam czolo wszystkim problemom i dalej szlam na przod, wszystko bylo latwiejsze, prostsze. Zyczliwa i usmiechnieta do wszystkich. A teraz zamknieta w czterech scianach, bez pracy, nie dbam o dom jak kiedys i o siebie tez, zyje z dnia na dzien i brak ochoty na spotkania z kimkolwiek. Czasami zdarzaja sie dni jak ja to nazywam" normalnosci" Potrafie pozartowac, posmiac sie i staram sie czerpac ile sie da. Szkoda tylko, ze sa naprawde rzadko.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Temat mi obcy niestety, nigdy nie miałam takich doświadczeń.

Każdy ma swoje doświadczenia, zastanawiam się czy kiedykolwiek próbowałam sobie poprawić humor i wiesz jakoś nigdy chyba tego nie robiłam.

Mój mąż natomiast tak: pamiętam jak postanowił mnie zabrać na zakupy do centrum handlowego, pojechaliśmy i mówi do mnie żebym sobie coś kupiła, jakąś bluzkę, przesuwałam wieszaki jeden za drugim i miałam to gdzieś, chciałam jak najszybciej wyjść i wrócić do domu. Drugim razem zabrał mnie na basen więc siedziałam w tej wodzie a tak na prawdę chciałam uciekać. Miałam wtedy okropne lęki i czułam się fatalnie ale mój mąż próbował sobie radzić jak umiał. Zawsze ukrywałam swoją depresję i lęki przed wszystkimi, jak potrafiłam w miarę funkcjonować bez łóżka to samodzielne wyjście z domu musiałam poprzedzić jakimiś lekami aby się dodatkowo znieczulić a jak wracałam to padałam na pysk. Robiłam dobrą minę do złej gry. Teraz jest lżej i te dobre dni same przychodzą czasami.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja też długo ukrywałam swoją chorobę, przed wszystkimi, wstydziłam się. To była prawdziwa męka, aż w końcu nie dało się już dłużej udawać.

Teraz jest jak jest, raz góra, raz dół. Przyzwyczajam się do myśli, że już nigdy nie będzie normalnie.

 

Nasi bliscy nie rozumieją tych stanów i czasem nieudolnie próbują nam pomóc. Mój mąż też robił mi takie "przyjemności" jak Twój :) Teraz już wie, że to mija się z celem i już nie męczy mnie swoimi "pomysłami".

 

Dobrze, że czasem przychodzą do nas te lepsze dni, można wtedy trochę odetchnąć, zebrać siły do dalszej walki...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wlasnie ten wstyd jest okropny. W zasadzie czego sie wstydzimy, ze mamy zaburzenia psychiczne, ze okazalismy sie slabi, ze beda na nas patrzec jak na wariatow albo patrzec z politowaniem i glupim usmiechem? Robilam wszystko aby pokazac, ze tak nie jest. Klamalam, wymyslalam rozne historie, usmiechalam sie glupio i po co? Emocjonalne klamstwo jest jeszcze bardziej meczace. Dobijalam siebie jeszcze bardziej.Teraz jest inaczej, ludzie wiedza i wiele w sumie moich obaw sie sprawdzilo i bolalo jak diabli i nadal boli ale dalam sobie spokoj z nimi. Nie mam ochoty na silowanie sie bo ja na tym najgorzej wychodze. Zaczelam myslec o sobie, juz nie czuje potrzeby niczego nikomu udowadniac, chyba w jakims sensie zaakceptowalam ta chorobe i nie zmuszam sie do niczego. Nie pozwole sobie aby ktos mnie obrazal, jestem cieta na jakies glupie teksty. Wiem, ze przesadzam i to zdrowo z agresja czasami.

 

Przejrzalam juz troche forum i zauwazylam, ze prowadzisz ogrod. Ja zaczelam w zeszlym roku cos robic w tym kierunku, jakies pieruszki, koperki itp w tym jeszcze kwiaty, jakis skalniak :yeah:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Część moich bliższych znajomych też już wie, ale raczej nic z tego nie rozumieją i bardzo się dziwią (nie wierzą), że właśnie ja mogę być chora na coś takiego. Na początku próbowałam im coś tłumaczyć, ale poddałam się. A czasem czuję się bardzo nieprzyjemnie jak tak na mnie patrzą jak na "psychiczną" lub traktują jak "zgnite jajo", którego lepiej nie ruszać.

Zmieniłam się w odludka i nie chce mi się z nikim spotykać ani gadać. Nudzą mnie ich sprawy i problemy. Nie umiem już się bawić i śmiać i gadać o "dupie Maryni".

Ogród to od zawsze była moja pasja. Lubiłam taki wysiłek fizyczny. Lubiłam też np. rozmyślać przy pieleniu - bardzo mnie to odprężało. Teraz jest mi znacznie trudniej, bo brak napędu i siły. Ale właściwie jest to ostatnia rzecz, która jeszcze czasem sprawia mi przyjemność.

Ogródek polecam i Tobie. To miłe uczucie jak coś własnoręcznie posianego czy posadzonego rośnie i cieszy oko albo podniebienie :great:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mojego stanu w jakim się znajduję i walczę od 20 lat nikt nie rozumie , każdy już przywykł że jak nie odbieram tel to śpię ,bo właśnie wtedy chyba czuje się najlepiej,a wystarczyłoby trafic na odpowiedniego lekarza ,a tu porazka,co jeden coś przepisuje drugi każe odstawiać,wczoraj się nawet dowiedziałam od pani neurolog u której byłam na nfz że musi zgłosić do wydziału komunikacji bo jestem zagrożeniem kierując autem,a jeżdżę właśnie te 20 lat i jestem w swoim żywiole za kółkiem ,nigdy żadnej stłuczki nic,na prywatnej wizycie nikt mi o tym nie mówił ,karmią mnie lekami od padaczki której nie mam ,no ale skoro jej nie mam a biorę takie leki to mogę ją po nich mieć informacja od owej pseudo pani doktor,to wszystko jakiś kosmos który nie mieści się w głowie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gocha38 trafić na dobrego lekarza jest bardzo trudno, a dobrać właściwe leki jeszcze trudniej. Ale z tym zgłoszeniem do wydz. komunikacji to mnie mocno zaskoczyłaś :shock: Jeszcze się z tym nie spotkałam. Wprawdzie lekarz kiedyś pytał mnie, czy nadal jeżdżę autem, ale raczej w kontekście, czy daję radę? U Ciebie to kwestia brania tego leku na padaczkę -a na pewno musisz go brać?

Ja jak mam gorsze dni, to też szukam ucieczki w sen. A czasem chciałabym się już nie obudzić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Brałam już tyle różnych leków ze głowa mała,od dwóch lat biore lamitrin,czułam się dobrze ,nagle wszystko legło,ten lek jest przeciwpadaczkowy i na chorobę dwubiegunową afektywną,owych chorób nie mam,nie wiem czy czułam się po tym leku dobrze dlatetego że tak działał na mnie,czy jeszcze coś innego miało na to wpływ,juz nic nie wiem,a co do zakazu kierowania pojazdami,nie ma co się przyznawać u lekarza ,bo mogą polecieć po całości ,wczoraj jak już pisałam doznałam szoku,bo tylu już lekarzy przerzuciłam,nie dość że wszystko jakieś niedouczone, moje objawy są w ogóle jedyne na swiecie ,to jeszcze straszą zabraniem prawka,robia z nas wariatów choć są znacznie większymi idiotami

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pani ordynator z tomaszowa mazowieckiego która zapisała mi lamitrin ,dołożyła mi depakine ,obydwa leki przeciwpadaczkowe ,inna kazała odsatawiać jedno i drugie bo to nie ta choroba ,raczej brak serotoniny ,no i tamte zaczynam odstawiać bo faktycznie to nie trzyma się kupy,no a ta wczoraj to zupełnie mnie rozbroiła,wariat zagrożenie i tyle ,rodzinny ja pani ładnie wygląda ,jakie ma pani zyczenia,nie musze zresztą cytować bo pewnie każdy takie absurdy przechodzi

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×