Skocz do zawartości
Nerwica.com

Relacja z Bogiem - wg nauczania KrK


Rosa26

Rekomendowane odpowiedzi

Postanowiłam stworzyć nowy wątek, ukierunkowany głównie na podzielenie się informacjami jak pogłębiacie tą specyficzną i trudną na co dzień relację?

Nie zdarza się Wam czasem mając na przykład obciążony dzień zapomnieć powiedzieć nawet "Cześć!"w jakikolwiek sposób?

Zwłaszcza kiedy jest lepiej i za bardzo nie ma o co prosić, bo przecież zwracamy się egoistycznie tylko w potrzebie. Staram się nie tylko prosić, ale też dziękować. Zdarzyły się w życiu moim ze dwie mocne sytuacje, w których od razu wiedziałam dzięki Komu się one zdarzyły. Na pewno jest ich więcej, tylko bardzo wtapiają się w potoczne sytuacje, że trudno rozróżnić.

Ze dwa razy miałam na prawdę poczucie, że nie jestem sama, że zostałam wyręczona z pewnej trudnej dla mnie czynności.Pomimo,że Bogu nie o to chodzi, to czułam, że niezależnie jak byłabym wdzięczna, to zawsze będzie za mało...

Mam na telefonie aplikację, która na każdy przedstawia fragment ewangelii i jest on omawiany. Super sprawa i np. można w drodze do pracy, szkoły posłuchać, nie przerywając w jakiś sposób kontaktu. Inna rzecz, że zdarzy mi się nie odsłuchać :?

 

Przede mną spowiedź generalna a po niej zamierzam odbyć coś takiego jak Modlitwa Pięciu Kluczy. Wiem, ze potrzebuję poczucia silnej więzi zwłaszcza, że moja mama bawi się magią, tarotem, wahadełkami i innymi cholerstwami :? I wiem, że pomimo mojej prośby kładzie mi karty bez mojej wiedzy, używa mojej daty urodzenia :? Wiem, ze Bóg mnie chroni, ale wiem też, że im bliżej, tym mniej szczelin dla Złego :?

 

Chętnie poczytam o jak to wygląda u innych na co dzień. Czy coś czytacie, czy praktykujecie jakąś szczególnie Wam odpowiadającą modlitwę?

 

Wszelkie hejty zamierzam ignorować tutaj, albo jeśli będzie sens odpowiedzi, to zacytuję i odpowiem w tym poprzednim wątku.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiem, ze Bóg mnie chroni, ale wiem też, że im bliżej, tym mniej szczelin dla Złego :?

 

Dla osoby mocno wierzącej mogę polecić chrześcijański medalik św. Benedykta

 

Jest to szczególny, rozpoznawalny symbol Benedyktynów.

Symbol przekazujący pokój, jak niektórzy mawiają „egzorcyzm do noszenia na szyi”. Uważa się, że medalik ma właściwości cudowne, chroni właściciela przed złymi mocami.

 

Nosiłem kiedyś coś podobnego, powiem tak - im bardziej jest się wierzący, tym większa moc i ochrona medalika.

Obecnie utraciłem wiarę (kierunek agnostycyzm) i już nie noszę, ale to raczej mało istotne, tak czy inaczej warto identyfikować się z tego typu symbolem. Tym bardziej, że kosztuje grosze (dosłownie). Więcej info na temat medalika jest na google, strony katolickie/chrzescijanskie rzecz jasna :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Neon otworzyłam najpierw swoją głowę i odrzuciłam uprzedzenia, oraz to co błędnie mi wpojono.

Bóg nie każe się izolować i szukać we własnej głowie. Ja po prostu zaczęłam pytać o to, co mi się wydawało niesprawiedliwe, niezrozumiałe, krzywdzące i się okazało, że miałam obraz Boga tak powykrzywiany, że strach.

 

Bóg to dla mnie magia. A ja nie pojmuje magi...

 

Pamiętam, jak kiedyś na terapii powiedziałam przy okazji tematu wiary, ze Bóg to dla mnie coś na wzór Harrego Pottera :lol: Nikt nie widział, nie słyszał a mam niby wierzyć... dobre sobie. No ale to tak nie działa... W jednej z omawianej Ewangelii kilka dni temu powiedziano, że po argumentach naukowych jest czysta wiara... ale nie znaczy ślepa wiara, tylko to co dostrzegasz pomimo, że nie jest namacalne. Jest to też nie opisywalne. To jest poziom ponad nauką, która po zagłębieniu a nie po szczątkach informacji prowadzi do tego wyższego szczebla. Nagle po prostu zaczynasz rozumieć i potem już już nie chcesz się cofać. No... może jak jest trudność jakaś w pokonaniu swojej ułomności, to myśli się "Wygodniej było tego wszystkiego nie widzieć." No wygodniej, ale nie lepiej...

 

I tak teraz jeszcze pomyślałam odnośnie tej historii swojej, o której powiedziałam to, że zostało mi pokazane coś jeszcze - że w większości spraw odwlekamy coś, bo właśnie jest dla nas trudne. Szukamy pretekstów by to odwlec. To takei ludzkie właściwie. Ja stwierdzam z całą pewnością, że On pokazał mi to, co mówią nam poradniki psychologiczne - działaj, nie bój się. Zdrowe jest podporządkowanie sytuacji pod siebie a nie odwrotnie. I prawdą było, że nie miałam realnych przeszkód w podjęciu tamtej decyzji. Odwlekałam, bo czułam, że mnie to przerasta, brać na siebie decyzje i odpowiedzialność za wszystko. Myślę, ze Bóg też chciał mnie w jakiś sposób wesprzeć. Powiedzieć - NIe jesteś sama. Czuwam" I tak to wsyztsko odczułam właśnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

Rosa26, rozumiem, że to temat tylko dla katolików?

 

Ne, niekoniecznie. Przecież jak ktoś chce pytać, szukać to może tutaj. Jednak na prawdę interesuje mnie jak inni zacieśniają relację z Bogiem, więc dlatego wątek nie jest miejscem do wszelkiego rodzaju innych "sił wyższych", w które wierzy.

Tak jak każda choroba/zaburzenie ma swój wątek i nie jest to dyskryminacja, tak chciałabym tu się skupić tylko na chrześcijaństwie, bo ono mnie interesuje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Każdego dnia oddaję w modlitwie swojemu Ojcu Synowi i Duchowi Świętemu wszystko co mam , a mam tylko słabość i nędzę .

Kocham Jezusa , tęsknię za dniem kiedy Go spotkam Twarzą w Twarz i zobaczę w Nim wszystko takie jakie jest naprawdę .

A kiedy podczas modlitwy robię znak Krzyża Świętego i wypowiadam Imię Boga , wpierw zdejmuje kapcie i pochylam głowę ,,,

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Modlitwy do świętych i patronów potrafią być skuteczne. O.Pio miał takie dary, ze nawet kiedy żył a ludzie modlili się do niego nawet i bez obrazków, to zanosił prośby do Boga. Jest wiele świadectw w jego przypadku. Ale kompletnie nie spotkałam się z opinią o jego profilu a pogrzebałam trochę w jego historii. Może znajoma tak zinterpretowała, bo fakt modlenia się o coś, nie oznacza studni - niespodzianki. Mozna się o coś modlić, ale nie zawsze to otrzymamy, ponieważ Bóg wie lepiej co jest dla nas dobre.

Bóg powiedział na przykład siostrze Faustynie, ze te. kto będzie modlił się Koronką Do Miłosierdzia Bożego, zawsze otrzyma spełnienie swej prośby. Ja odmówiłam kilka razy koronkę, ale nie nastawiam się nigdy nawet w jej przypadku, że to coś w stylu "Chcę aby było tak i tak, to odmówię koronkę". Nie na tym to polega. Czym innym jest modlitwa w celu chęci aby Bóg spełnił nasze oczekiwania a czym innym modlitwa w intencji czegoś, ale z jednoczesną zgodą, ze On jeśli czegoś nie da, to znaczy, że nie było to dla mnie dobre.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

bittersweet,

Zamiast się mądrzyć idź porozmawiaj z wróżką, ona prawdę ci powie. Rosa26, Masz cierpliwość do takich ludzi? przecież oni mają uciechę ponabijać się z Boga.

 

Nie wiem czy cierpliwość to dobre określenie. Ja nic nie mogę przecież zrobić. Nie ode mnie zależy, "czy moje dziecko nauczy się równania" - dla przykładu, gdzie pewnie mam nadzieję, że moja przyszła połówka będzie miała jej tyle w taki momencie foszenia się dziecka, jak ja mam do zwierząt - bez limitu. W przypadku dzieci oddaję temat za nim wszystko zepsuję swoimi nerwami. Tak mam z bratankiem. On jest pobudzony bardzo i jak to dziecko wszystko widzi, tylko nie to, co ma przed sobą... jak mój były już chłopak mieszkał ze mną, to na pewnym etapie, jeśli taki miał miejsce, ja wychodziłam, albo zajmowałam się czymś innym a on z anielską cierpliwością siedział z dzieciakiem.

 

No ale jeśli chodzi o temat wiary, to mnie ludzie z jednej strony przerażają swoja postawą a z drugiej jest mi przykro, ze z taką falą złości, agresji, pogardy mówią o Nim. To przykre, bo wiesz, że to Ktoś, kto nie chce nic dla siebie, wszytsko dla nas a zostaje opluwany, chociaż nic nikomu nie zrobił.

Ja nawet jak byłam daleko od kościoła i też miewałam myśli, nie rozumiejąc o co chodzi w chrześcijaństwie, że nie chce Boga, który chce, żebym ślepo go czciła zapominając o sobie a przecież na terapii uczyłam się i uczę nadal własnie zaczynać w końcu o sobie myśleć. I mi to bardzo zgrzytało, ale pomimo to nie przypominam sobie, zebym dawała popis takiej zniewagi. Na prawdę nie trzeba być wierzącym, aby zachować umiar nawet jak się Kogoś/czegoś nie rozumie, a może zwłaszcza dlatego....

A przeraża mnie to, bo brak Boga w zyciu pokazuje jak można bez Niego w sposób nie ludzki myśleć/postępować. Nie będę rozwijać dlaczego, bo to nie o tym wątek, ale od kilku dni o tym rozmawiamy na tamtym wątku.

Oczywiście nie mówię, że każdy musi być wierzacy, bo szanować można innych i różne wartości niezaleznie od wiary... Bycie dumnym ze swojej ignorancji w dodatku jej nie żałując i dumnie o tym krzycząc jest na prawdę smutne. Ale co aj mogę... :bezradny:

 

I tak pomyślałam, że wielu z nas powie, że ludzie są dla siebie tacy źli, bez wzajemności, wszedzie ineresowność. A tutaj co mamy? Powinniśmy mniej lub bardziej się tu rozumieć, wykazać empatią, bo każdy z nas tutaj "coś ma", ale szydzi się i wyśmiewa, nawet jak się czegoś nie rozumie, nie wyznaje, nie popiera. Skarżymy się masowo na obojętność ludzką w zyciu - to pani w autobusie, to rowerzysta, to ktoś inny... a sami co? Lepiej? Dobrze jest wytknąć jaki to swiat jest zły, ale przecież jesteśmy jego częścia, też go tworzymy. Trudno coś zmienić jak się samemu nie jest przykładem :bezradny:

 

Ignorować proponuję, bo calkiem wątek się rozlezie :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak, tylko Ty właśnie patrzysz a nie widzisz. W poprzednim wątku co stronę masz odpowiedź na Twoje pytanie. Czytałeś zapewne coś niecoś, bo się nawet wypowiadałeś. Bóg działa przez ludzi, zdarzenia, sytuacje. Nie chcesz Go widzieć to nie zobaczysz. Będziesz tłumaczyć na wszelkie inne sposoby.

 

Uważam, że Patrycja idealnie opisuje jak to w jej życiu wyglądało. Gdzie był Bóg? Obok, ale przecież jak ktoś Ci wtargnie siłą do domu, to go wywalisz. Bóg nie wchodzi siłą... stoi pod drzwiami i czekasz az go wpuścisz

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kalebx3 jeśli z tego ma coś wyniknąć dobrego, to warto. Jednak wolałabym utrzymać wątek zgodnie z przeznaczeniem.

 

Co do linku, który w zasadzie wklejam drugi raz na forum, to Patrycja opowiada o złu i otwarciu na nie nieświadomie przez całe swoje życie.. Od kilku lat dopiero jest znów w kosciele. M.in mówi o kartach, magii, o świadkach Jehowy...

W ciekawy i treściwy link...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A skąd mam wiedzieć, ze to jest akurat dzialanie boga?Przez ludzi, zdarzenia i sytuacje, a nie zwykły przypadek losu? To jest bardzo naiwna teoria.

 

Masz racje, naiwna. Dlatego pytanie jak parzysz. Trzeba się ukierunkować. Ja najpierw obserwowałam, analizowałam. I nadrobiłam braki teologiczne. A najbardziej pomogły mi właśnie takie świadectwa. Nikt nie mówi o widzeniu Go wszedzie, bo to też nie otwiera.

 

Ja bym się martwiła bardziej aby rozeznać czy to działanie Boga, czy Złego, bo on zaczyna interesować się człowiekiem właśnie wtedy, kiedy Ty wracasz do Boga. Na nagraniu dziewczyna opowiada jak u niej to intensywnie się działo.

Ja na przykład niby "nagle" zaczęłam s potykać wokół siebie osoby z pierścieniami atlantów na palcach. Te osoby były "do rany przyłóż" życzliwe, otwarte... nie neguje, że miały dobre intencje, że robiły to z niewiedzy, ale ja oczywiście staram się napomknąć, ze to nie jest nic dobrego... ale jedna z tych osób na pewno nie ściągnęła do teraz. Poprzedniej nie zdązyłam powiedzieć. W sensie poinformować po prostu, że to nie działa dla nas dobrze. I tu potrzebna jest właśnie wiara rozumna a nie na ślepo. Mówiąc "Otaczam się dobrymi ludźmi" powiesz, że przecież ta osoba jest super i wpuścisz ją blisko siebie... a ona, nawet nieświadomie może Cię wciągnąć w coś niedobrego. Jeśli ja jej mówię, ze to jest szkodliwe a ona nie chce nawet tego przemyśleć (jak moja mama) to jest jej odpowiedzialność, ale ja trzymam się od tego z daleka.

 

Podpuchy są przebiegłe. Potrafi nawet niby księdza podstawić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak czytam Ciebie i jakoś nie wiem co chcesz dokładnie przekazać, powiedzieć. To jest jakieś masło maślane.

 

Nie jest, nie jest ;) Tylko trzeba w to wejść i zacząć układać. Cierpliwie, powoli i otwarcie i oczywiście praktycznie.

Nie chcę nic przekazać. Wątek stworzyłam, bo chciałam wiedzieć jakie inni mają sposoby na kontakt codzienny i mocny. Jak się nie odsuwać się od Niego w wirze codzienności. A niestety trudność polega na tym, że nawet tego się nie zauważa. Zwłaszcza jak w zyciu się w zasadzie zaczyna układać. To Bóg już w jakimś sensie przestaje nam być potrzebny i jakoś dziwnie mniej mamy czasu dla Niego. To smutne :(

 

Kalebx3 dokałdnie tak. Bo gdyby pokazał się w pełnej krasie, to nie miałby szans tak skutecznie zwodzić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Masz prawo do swoich wrażeń. Nic na nie nie poradzę. Nie będę też udowadniać, że nie jestem wielbłądem. :bezradny: Nie pytałam też o czyjeś wrażenia odnośnie mojej wiary, tylko o konkretne praktyki. Jeśli Bóg wg nauczania KKK jest Bogiem wykreowanym, to cóż... :bezradny: Nie skomentuję.

 

Zakładając wątek, miałam na myśli róznego rodzaju czynności, które do Boga przybliżają oraz podtrzymują relację - słuchanie ewangelii codziennej (ma tu na myśli tą z mojej apki) modlitwa, jakieś konkretne nabożeństwa na przykład, które przybliżają (różaniec itp.), czytanie Pisma, kompleta... i masa innych, które akurat daną osobe przybliżają w jakikolwiek sposób. Ciekawi mnie też dlaczego to a nie co innego na przykład.

 

Ja bardzo bym chciała wejść w taki "rytm" aby konkretne czynności były dla mnie naturalną częścią dnia. Jakoś mi tego brak, ale jakoś nie umiem zacząć. :?

Czemu tak? Bo Bóg to w końcu Osoba, która jest i tak głupio np. przekładać spotkania z Nią, bo "coś wypadło" wiadomo, ze się zdarza, ale za często jest tak, że np. po zajęciach kolezanka mnie zaprosiła na kawę. Gdybym była umówiona z osobą fizyczną, to bym powiedziała, żenie mogę, bo już jestem umówiona. Ostatecznie, jeśli tamta nie miaaby nic przeciw poszłybyśmy we trójkę... a Boga jakos łatwo się wystawia do wiatru. :( A zamirzając iść na mszę zamiast na kawę można powiedzieć, że zamierzało się z nim spotkać.

 

I proszę bez komentarzy oceniających moje myślenie, które z resztą jest jak najbardziej ok. NIE INTERESUJE MNIE CO KTOŚ SOBIE O TYM MYSLI. Interesuje mnie jak ktoś pracuje nad tym aby nie wystawiać przyjaciela do wiatru, nie zapominać o nim z powodu wiru dnia codziennego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wracając do sedna wątku, zastanawiam się czy z pogłębieniem wiary zmniejsza się strach przed śmiercią? Czy ktoś z miał z tym problem a wiara mu pomogła?

Nie wiem czy każdy, ale sporo osób ma podobnie do mnie, że obawia się, że się obudzi zakopany już pod ziemią. Albo dziwne wrażenie, że jeśli mieliby mnie po śmierci skremować, to mam takie odczucie jakby to się równało z całkowitym unicestwieniem mnie, a przecież nie ciało świadczy po śmierci o naszym istnieniu...

 

Kiedyś bałam się śmierci panicznie. Teraz powoli bardzo to jakby oswajam...

 

Może to kwestia właśnie takigo całkowitego przekanania, że ciało, to tylko chwilowy dom dla duszy? Jakby nie było ciągle prostuje się pod względem wiary, jeszcze nie umiem wielu rzeczy zrozumieć.

 

Czy komus właśnie wiara pomogła w oswojeniu śmierci?

 

Z pomocy pozareligijnych podobno dobra jest książka I.Yaloma "Patrząc w słońce" się chyba nazywała.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rosa26,

Moja relacja z Bogiem polega przede wszystkim na modlitwie, zawsze znajduję 10 min. na modlitwę przed wyjściem do pracy, a po drodze na przystanek mam jeszcze kilka minut na podziękowania Bogu za kolejny dzień mojego życia, za wszystkie łaski które zsyła na mnie i moją rodzinę i poprosić o dalsze. Mam też szczególne prośby o których nie będę pisał. Chodzę do kościoła bo jestem katolikiem i należę do wspólnoty kościoła św. i kożystam z sakramentów św. to też jest dla mnie bardzo istotne. Po spowiedzi św. czuję się jak po takiej dobrej psychoterapii uwolniony od ciężaru który w jakiś sposób mnie trapi. Potem eucharystia, to dla mnie piękny sakrament przyjąć Boga do swojego serca. No i staram się żyć w zgodzie z Bogiem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

O widzisz, teraz przynajmniej mam kogo zapytać jak to jest we wspólnocie.

Chciałam pójść i dołączyć u Dominikanów do wspólnoty Lednickiej. Wiem, że można po mszy podejść i zostać na spotkaniu. Jak to się stało, że przyłączyłeś się do grupy? Czym zajmujecie się na spotkaniach?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To nasze ograniczenia powodują że boimy się śmierci, to nie jest nic złego. Strach przed śmiercią powoduje że zaczynamy szanować swoje życie kożystając z niego czyniąc dobrze. A czy przyjdzie nam umżeć młodo, staro, nagle czy w chorobie w bólach, powierzam to zawsze Bogu, jeśli zechce to ześle na mnie dobrą śmierć, narazie nie dał mi umrzeć chociaż trzy razy igrałem że śmiercią.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×