Skocz do zawartości
Nerwica.com

Położenie beznadziejne.


Gość beznadziejniak

Rekomendowane odpowiedzi

Gość beznadziejniak

Mam dach nad głową, jakąś tam pracę. Mam co jeść i nikt do mnie nie strzela. Mam dostęp do czystej, bieżącej wody, dostęp do internetu. Niby nie powinienem narzekać, ale czuję że moje położenie jest beznadziejne.

 

Mam wszystko, łącznie z uzależnieniami, od komputera, internetu, gier komputerowych, pornografii i masturbacji. Mam problemy z zapamiętywaniem i uczeniem się (chyba od nadmiaru tych gier) . Mam zdiagnozowaną depresję. Psychiatra mówi, że nie jest w stanie mi pomóc, ale i tak przypisał mi jakieś piguły, które wcale nie pomogły. Po kilku miesiącach przestałem przyjmować leki i chodzić do psychiatry.

 

Boję się podejmowania decyzji. Boję się życia - samodzielnego, z pełną odpowiedzialnością za własne czyny. Nie rozwijam się. Stoję w miejscu. Czasami próbuję coś zmienić w moim życiu, ale cokolwiek zrobię nic mi nie wychodzi. Odnoszę wrażenie, że lepiej byłoby dla mnie nie robić nic, gdyż wtedy nie naraziłbym się na porażkę. Utrzymać neutralny status względem życia. To niewykonalne. Spadam w przepaść porażek i chronicznego upokorzenia.

 

Mam 27 lat.

 

Jestem przegrywem.

Życiowym frajerem.

 

W związku z redukcją etatów w fabryce, jestem zmuszony podjąć nową pracę. Nie mam pojęcia gdzie miałbym się zatrudnić. W niczym nie jestem dobry. Cholerny przeciętniak.

 

Wszyscy dziwią mi się, że wciąż jestem sam. Na rodzinnych spotkaniach z okazji pogrzebu, odwiedzin ciotek u mojego ojca i tym podobnych, niezmiernie rzadkich posiadówach, jestem pytany kiedy w końcu znajdę sobie dziewczynę - mega upokorzenie, które wpędza mnie w beznadziejny stan.

Jestem przegrywem, całkowicie nieatrakcyjnym dla kobiet. Mężczyzna, który nie potrafi wziąć odpowiedzialności za swoje czyny, który nie potrafi kierować swoim życiem, jest po prostu ciotą. Pogodziłem się z tym, że do końca życia będę sam. W tej chwili nawet myśl o tym, że mógłbym z kimś dzielić moje życie sprawia, że czuję się nieswojo.

 

Pomyślałem o psychoterapii. Być może jest w tym jakaś nadzieja dla mnie. Wciąż jednak zapominam umówić się na wizytę, a nawet jeśli pamiętam, nie mam pojęcia o czym miałbym powiedzieć.

Jutro znowu do pracy, a po pracy na szkolenie do drugiej pracy. Słabo idzie mi przyswajanie wiedzy. Chciałbym nie istnieć. Nie wiem co mam robić.

Trafia mnie szlag kiedy widzę ludzi w moim wieku, szczęśliwych, ogarniętych życiowo. Trafia mnie szlag, że ja tak nie potrafię i nigdy się nie ogarnę.

To uczucie kiedy widzisz jak z drogiego samochodu wysiada gość który gnębił cię w dzieciństwie, i teraz szyderczo śmieje ci się w twarz. Ty natomiast musisz dzień w dzień zasuwać do pracy piechotą... Jesteś śmieciem, mimo że to on zawsze był tym złym. On potrafił się ogarnąć i do czegoś dojść, a ty będziesz do końca życia dreptać do pracy z buta. Nie chodzi mi o wymierzenie sprawiedliwości. Chodzi mi o to, że już w dzieciństwie jesteś naznaczony jako przegryw. Ludzie którzy wygrali życie, nie chcą się z tobą przyjaźnić. Dla nich i dla siebie jesteś zbędnym śmieciem kwalifikującym się na odstrzał. Miał rację ten chłopczyk, który kiedyś wylał mi na głowę wiaderko pełne błota. Miał rację ten który splunął mi na głowę, kiedy schodziłem ze schodów w gimnazjum. Udałem wtedy że nic nie czułem i poszedłem dalej. Upokarzany na każdym kroku, w końcu zacząłem przyznawać im rację - jestem ciotą.

 

Boję się odebrać sobie życie. Może bałbym się mniej gdybym miał broń. To byłby tylko jeden strzał w skroń.

 

Jestem żałosny.

Wstydzę się o tym mówić na żywo. Uciekam między cztery ściany, aby nie pokazywać ludziom jak bardzo jestem żałosny. Lepiej jest gdy wiedzą o mnie jak najmniej. Mają wtedy ten złudny obraz normalnego, miłego gościa, który stroni od towarzystwa innych ludzi.

 

Pomóżcie!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pomyślałem o psychoterapii. Być może jest w tym jakaś nadzieja dla mnie. Wciąż jednak zapominam umówić się na wizytę, a nawet jeśli pamiętam, nie mam pojęcia o czym miałbym powiedzieć.

Umów się działaj i nie musisz mieć pojęcia - wystarczy że powiesz to co tu napisałeś.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wstydzę się o tym mówić na żywo. Uciekam między cztery ściany, aby nie pokazywać ludziom jak bardzo jestem żałosny. Lepiej jest gdy wiedzą o mnie jak najmniej. Mają wtedy ten złudny obraz normalnego, miłego gościa, który stroni od towarzystwa innych ludzi.

 

Pomóżcie!

 

Rzecz w tym że musisz o tym rozmawiać... najlepiej z terapeutą. Musisz nauczyć się wyrażać uczucia, opanować wstyd, musisz komuś zaufać, dać sobie pomóc. To nie jest proste, wiem. Przez to jak doświadczyło cię życie masz bardzo niskie poczucie własnej wartości być może depresję ale można z tego wyjść :). Przechodziłem przez coś podobnego.... wiem co to znaczy,

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W sumie to mam podobne życie, jestem trochę starszy (level 31), niewiele Ci pomogę tym wpisem, ale poczucie beznadziejności bierze się z depresji, ja nie mam depresji, dziewczyny

też nie mam i czuję się świetnie. :pirate:

Pewnie że jest presja ze strony otoczenia, wszyscy dokoła dążą do tego by się łączyć w pary i rozmnażać, ja jednak podziękuję, postoję. :comone:

 

Są ludzie szczęśliwi i ogarnięci życiowo, są też tacy mniej ogarnięci - też się połączyli w pary ale wyszła z tego patologia, bieda, przemoc, alkohol, głodne dzieci, pozory

normalności na niedzielnych mszach itd. Gdyby każdemu młodemu człowiekowi się w życiu udało - to wtedy my dwaj mielibyśmy powód do zmartwien, ale tak nie jest. Są i tacy, którzy mimo wysokiego statusu społecznego, decydują się być tzw singlami.

 

Pomyślałem o psychoterapii

dobrze pomyślałeś, na pewno pomoże :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam 27 lat.

 

Jestem przegrywem.

 

To uczucie kiedy widzisz jak z drogiego samochodu wysiada gość który gnębił cię w dzieciństwie, i teraz szyderczo śmieje ci się w twarz. Ty natomiast musisz dzień w dzień zasuwać do pracy piechotą... Jesteś śmieciem, mimo że to on zawsze był tym złym. On potrafił się ogarnąć i do czegoś dojść, a ty będziesz do końca życia dreptać do pracy z buta.

 

Nie jestes przegrywem, czy smieciem!

Jest nim np. ten gosc, ktory Cie gnebil w dziecinstwie, a teraz szyderczo smieje Ci sie w twarz.

On doszedl "DO CZEGOS....drogiego samochodu", itp., ale to nie swiadczy nic o nim jako o czlowieku. Osoby z psychopatycznymi cechami charakteru potrafia dobrze radzic sobie w zyciu, czesto ida "po trupach".

 

Nie porownuj sie z innymi. Ty jestes Jednorazowy. Docen siebie, nie jestes gorszy od innych :great:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

..

Jestem żałosny.

Wstydzę się o tym mówić na żywo. Uciekam między cztery ściany, aby nie pokazywać ludziom jak bardzo jestem żałosny. Lepiej jest gdy wiedzą o mnie jak najmniej. Mają wtedy ten złudny obraz normalnego, miłego gościa, który stroni od towarzystwa innych ludzi....

Najbardziej żałosne w tym wszystkim jest uzależnienie od opinii "innych ludzi".

Żałosne porównywanie do grupy, w której wyznacznikiem statusu jest "drogi samochód".

I nie jest ważne, że polaczek-cebulak zadłużył wnuki swoje, by rzeczony pojazd w niedzielę pod kościołem tłuszczy po oczach świecił.

To jest żałosne myślenie przeciętniaka.

Czy uleczalne - nie wiem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam dach nad głową, jakąś tam pracę. Mam co jeść i nikt do mnie nie strzela. Mam dostęp do czystej, bieżącej wody, dostęp do internetu. Niby nie powinienem narzekać, ale czuję że moje położenie jest beznadziejne.

Potrzebujesz zmian.

Mam wszystko, łącznie z uzależnieniami, od komputera, internetu, gier komputerowych, pornografii i masturbacji. Mam problemy z zapamiętywaniem i uczeniem się (chyba od nadmiaru tych gier) .

Albo od niezdrowego trybu życia.

Mam zdiagnozowaną depresję. Psychiatra mówi, że nie jest w stanie mi pomóc, ale i tak przypisał mi jakieś piguły, które wcale nie pomogły. Po kilku miesiącach przestałem przyjmować leki i chodzić do psychiatry.

Same piguły mają znieczulić na destrukcyjne myśli, ale żeby całkiem one zniknęły potrzebna jest też praca nad swoim myśleniem.

Boję się podejmowania decyzji. Boję się życia - samodzielnego, z pełną odpowiedzialnością za własne czyny. Nie rozwijam się. Stoję w miejscu. Czasami próbuję coś zmienić w moim życiu, ale cokolwiek zrobię nic mi nie wychodzi. Odnoszę wrażenie, że lepiej byłoby dla mnie nie robić nic, gdyż wtedy nie naraziłbym się na porażkę. Utrzymać neutralny status względem życia. To niewykonalne. Spadam w przepaść porażek i chronicznego upokorzenia.

Właśnie po to były leki, żeby nie wkręcać sobie lęku.

Mam 27 lat.

 

Jestem przegrywem.

Życiowym frajerem.

I oceniam siebie jak emocjonalny gimnazjalista.

W związku z redukcją etatów w fabryce, jestem zmuszony podjąć nową pracę. Nie mam pojęcia gdzie miałbym się zatrudnić. W niczym nie jestem dobry. Cholerny przeciętniak.

Tutaj trzeba się na spokojnie zastanowić.

Wszyscy dziwią mi się, że wciąż jestem sam. Na rodzinnych spotkaniach z okazji pogrzebu, odwiedzin ciotek u mojego ojca i tym podobnych, niezmiernie rzadkich posiadówach, jestem pytany kiedy w końcu znajdę sobie dziewczynę - mega upokorzenie, które wpędza mnie w beznadziejny stan.

Na pogrzebie potrzebna jest osoba towarzysząca?

Rodzina chętnie widziałaby cię w jakieś telenoweli. A ty pragniesz zostać pajacykiem w ich sztuce, żeby mieli o czym plotkować. Podziwiam twoje chęci.

Pogodziłem się z tym, że do końca życia będę sam. W tej chwili nawet myśl o tym, że mógłbym z kimś dzielić moje życie sprawia, że czuję się nieswojo.

Nie jesteś gotowy na związek.

Pomyślałem o psychoterapii. Być może jest w tym jakaś nadzieja dla mnie. Wciąż jednak zapominam umówić się na wizytę, a nawet jeśli pamiętam, nie mam pojęcia o czym miałbym powiedzieć.

Jutro znowu do pracy, a po pracy na szkolenie do drugiej pracy. Słabo idzie mi przyswajanie wiedzy.

Mimo wszystko działasz małymi krokami i to się ceni.

Chciałbym nie istnieć. Nie wiem co mam robić.

Trafia mnie szlag kiedy widzę ludzi w moim wieku, szczęśliwych, ogarniętych życiowo. Trafia mnie szlag, że ja tak nie potrafię i nigdy się nie ogarnę.

To uczucie kiedy widzisz jak z drogiego samochodu wysiada gość który gnębił cię w dzieciństwie, i teraz szyderczo śmieje ci się w twarz. Ty natomiast musisz dzień w dzień zasuwać do pracy piechotą... Jesteś śmieciem, mimo że to on zawsze był tym złym. On potrafił się ogarnąć i do czegoś dojść, a ty będziesz do końca życia dreptać do pracy z buta. Nie chodzi mi o wymierzenie sprawiedliwości. Chodzi mi o to, że już w dzieciństwie jesteś naznaczony jako przegryw. Ludzie którzy wygrali życie, nie chcą się z tobą przyjaźnić. Dla nich i dla siebie jesteś zbędnym śmieciem kwalifikującym się na odstrzał. Miał rację ten chłopczyk, który kiedyś wylał mi na głowę wiaderko pełne błota. Miał rację ten który splunął mi na głowę, kiedy schodziłem ze schodów w gimnazjum. Udałem wtedy że nic nie czułem i poszedłem dalej. Upokarzany na każdym kroku, w końcu zacząłem przyznawać im rację - jestem ciotą.

Tylko, że oni już tego nie pamiętają, nie byli wtedy w twojej głowie i nie wiedzą co czułeś. W gimnazjum byliście dzieciakami, które niewiele rozumiały jeszcze z życia, a empatia była im obca.

Najgorzej jest być zafiksowanym, że trzeba jak ten lub tamten żyć. Widzisz tylko pozory, może ten ktoś robi tylko dobrą minę do złej gry.

Żyj jak umiesz najlepiej.

Boję się odebrać sobie życie. Może bałbym się mniej gdybym miał broń. To byłby tylko jeden strzał w skroń.

Zejdź na ziemię.

Jestem żałosny.

Wstydzę się o tym mówić na żywo. Uciekam między cztery ściany, aby nie pokazywać ludziom jak bardzo jestem żałosny. Lepiej jest gdy wiedzą o mnie jak najmniej. Mają wtedy ten złudny obraz normalnego, miłego gościa, który stroni od towarzystwa innych ludzi.

Ja nie umiem zachować pozorów. Mówię sobie, że opinie innych ludzi są jak lustra. Jedne wyraźnie pokazują odbicie, inne zniekształcają obraz jak w wesołym miasteczku. Niby coś tam widać, najlepiej wady. Tylko czy warto uzależniać od tego odebranie sobie prawa do życia.

Pomóżcie!

Pomóż sobie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość beznadziejniak

Byłem u psychiatry. Mam zdiagnozowaną depresję. Powiedziała mi że nie da się mnie wyleczyć. Dostałem leki, które mi nie pomogły. Później następne, które również mi nie pomogły, więc rzuciłem leki w kąt i leżą tam po dziś dzień. Śmiała się ze mnie. Więcej do niej nie pójdę. Mówiłem jej o sprawach, o których nie powiedziałbym nikomu na żywo, a ona się ze mnie podśmiewała. Straciłem do niej całe zaufanie.

 

Oceniam siebie na podstawie moich zdolności oraz opinii innych ludzi. Nie potrafię niczego za co mógłbym otrzymać pieniądze. Mam jakąś pracę, dorabiam po godzinach, ale drugi pracodawca narzeka na moją opieszałość i powolną zdolność przyswajania wiedzy. Rozważał wyrzucenie mnie z pracy. Komu potrzebny jest pracownik, który potrzebuje więcej czasu na ogarnięcie zadania, które może być ogarnięte przez kogoś innego w czasie o połowę krótszym? Komu potrzebny jest znajomy który nie potrafi pogadać normalnie w towarzystwie?

Mam 26 lat, a rodzice traktują mnie jak dzieciaka, mimo że to ja przynoszę najwięcej kasy do domu i to ja opłacam wszystkie rachunki.

Z tymi dzieciakami które mi dokuczały.... to trwa po dziś dzień tzn. chodzi o to że wszędzie jestem obcy. W każdej grupie w jakiej się pojawię, jestem obcy. Nikt nie chce ze mną gadać, a nawet jeśli zaczynam o czymś mówić, ktoś zaraz mi przerywa. Nikt mnie nie słucha, nikogo nie interesuje co mam do powiedzenia. Pier....lę. Wolę już z nikim się nie spotykać, z nikim nie gadać. Wkładam w rozmowę pełną uwagę, a ktoś zwyczajnie wchodzi mi w słowo tak jakby miał gdzieś to co chcę powiedzieć. Czuję się wtedy jakby ktoś dał mi w mordę.

Na pogrzebie potrzebna jest osoba towarzysząca?

Rodzina chętnie widziałaby cię w jakieś telenoweli. A ty pragniesz zostać pajacykiem w ich sztuce, żeby mieli o czym plotkować. Podziwiam twoje chęci.

Na stypie po pogrzebie wujka, nie wytrzymałem i wyszedłem. Nie chciałem z nimi rozmawiać. Nie chciałem na nich patrzeć. Nie chciałem czuć się jak gówno wśród normalnych ludzi. Aż do zakończenia stypy łaziłem wokół lokalu.

 

Aby żyć, trzeba pracować, a ja nic nie potrafię zrobić dobrze. Nic. Kompletnie nic. Nikogo nie obchodzi, że masz problemy. Nikogo nie obchodzi, że starasz się być dobrym człowiekiem. Masz mieć dobre wyniki w pracy. Tylko to się liczy. Nie masz wyników? Tam są drzwi - do widzenia. Tu nie ma nad czym się zastanawiać. Ludzie za pracą wyjeżdżają na zachód. Dla mnie wyjazd do Warszawy, stanowi problem nie do rozwiązania.

 

Nie potrafię żyć.

 

Czuję się źle. Jak na tamtej stypie. Czuję się źle między innymi ludźmi. Wolę wyjść. Wolę strzelić sobie w łeb i wyjść z tego świata. Ja się na ten świat nie pchałem. Nie chcę tu być. Są ludzie dużo bardziej wartościowi ode mnie - niech sobie żyją.

 

Zawsze byłem porównywany do innych. Ojciec porównywał mnie do lepszych uczniów - zawsze byłem tym gorszym. Nawet jeśli znalazłbym sobie jakąś dziewczynę to i tak nie obyłoby się od durnych komentarzy i porównań więc wolę nawet nie wychodzić z domu. Kiedy w piątek po pracy, kumple dobrze się bawią, ja siedzę w domu. Tak jest bezpieczniej.

 

Myślałem że jak się wygadam to będzie mi lżej.

 

Nie jest.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a co my możemy Ci powiedzieć, beznadziejniaku, wszyscy jedziemy na tym samym wozie i nasze życie również nie jest usrane różami.

Dużo w Tym co piszesz wyrzutów i bezpłodnego narzekactwa, które tylko Cię obciąża niepotrzebnie i sprawia że siedzisz w miejscu bo nie sposób ruszyć z takim bagażem kupy.

Rozumiem że jednak prośba skierowana do rodaków jednym słowem "Pomożecie?" kryje gorące i usilne pragnienie, ażeby wyzwolić się z tego szamba, które zalewa Cię romantycznymi wizjami pistoletu.

 

Liczę więc, że jak Ci coś poradzę to to kurde rozważysz, a nie będziesz dalej smęcił i wypluwał gorycz oraz gorzkie żale.

 

Odpowiedz sobie więc na pytanie "Czy mam myśli samobójcze"? a jeśli odpowiedź jest twierdząca, to zgłoś się do psychiatryka. Pakuj piżamę i jedź.

Jeżeli jednak uznasz, że nie, to o to co masz zrobić natychmiast.

 

Bierzesz na klatę jedno z tych uzależnień, np. gry komputerowe. Usuwasz je i zastępujesz czymś pożytecznym. Może to być chodzenie na długie spacery, cokolwiek ale musi to być rozwojowe i pożyteczne. Ach jednak coś zapamiętałam z tych motywacyjnych książek.

 

Jak masz tyle kasy to po cholerę siedzisz ze starymi. Czas odciąć pępowinę i wyfrunąć z gniazda.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Szukaj nowego psychiatry. To co piszesz to jakieś żałosne nieporozumienie. Wygadanie się g.ów no pomoże. Gdyby pomagało nikt by się tu nie męczył. Pierwsza rzecz to przyjąć do wiadomości ze masz problemy. Jesteś jednym z nas. Druga - sam sobie nie poradzisz. Gdybyś mógł już dawno byś to zrobił. Trzecia - szukasz pomocy do skutku. Potrzebujesz profesjonalnego leczenia. Poczytaj to forum internet i bedziesz mniej wiecej wiedzial co Cie czeka: długa praca nad sobą. Nie jest to latwe ale w końcu się udaje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość beznadziejniak
Bierzesz na klatę jedno z tych uzależnień, np. gry komputerowe. Usuwasz je i zastępujesz czymś pożytecznym. Może to być chodzenie na długie spacery, cokolwiek ale musi to być rozwojowe i pożyteczne. Ach jednak coś zapamiętałam z tych motywacyjnych książek.

 

Jak masz tyle kasy to po cholerę siedzisz ze starymi. Czas odciąć pępowinę i wyfrunąć z gniazda.

Nie wyfrunę z gniazda, bo ojciec i matka mają raka. Ojciec nigdzie nie pracuje, matka coś tam jeszcze robi, więc jestem głównym żywicielem rodziny. Jeśli ich zostawię to dla nich będzie oznaczało koniec. Pójdę do psychiatryka to stracę robotę. Obsługuję maszyny przy których wymagana jest sprawność psychotechniczna. Pobyt w psychiatryku może oznaczać utratę uprawnień do obsługi tychże maszyn co w efekcie oznacza poważny problem z bezrobociem. Musiałem też wziąć na siebie spłatę kredytu za dom. Wizyta u psychoterapeuty kosztuje ok. 100 zł. Nie stać mnie na wydanie 400 zł w miesiącu za jedną wizytę tygodniowo. W moim miasteczku nie ma psychoterapii na NFZ, a jeśli nawet jest to u tych terapeutów, u których robi się psychotesty na obsługę maszyn.

 

Wszystko wydaje się proste dopóki nie zagłębisz się bardziej.

 

Gdybym nie był obciążony zwichrowaną psychiką, dałbym sobie ze wszystkim radę. Już dawno znalazłbym dziewczynę, ożeniłbym się. We dwoje byłoby łatwiej spłacić dom, zbudować jakąś przyszłość. Bez większych problemów znalazłbym inną pracę, lepszą, być może z wyjazdami za granicę... gdybym był normalny - mógłbym wszystko.

Próbowałem podbijać do dziewczyn. Początek rozmowy jest ok, ale co później? Absolutna cisza. Upokorzenie. Nie dałem rady. Wszystko to mnie przerasta. Mógłbym już teraz zmienić pracę, ale co jeśli w nowej robocie się nie sprawdzę? Co jeśli będę musiał ponieść odpowiedzialność finansową za zniszczenia których mogę dokonać? Uczę się dosyć wolno i nikt nie będzie czekał aż ogarnę nowe stanowisko. Nie sprawdzasz się? - out.

 

Pomóż sobie? Jak? Naciskając spust?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Na pewno są miasta i miasteczka w Twojej okolicy, raz w tygodniu możesz na terapię dojechać, bez przesady. Ja dojeżdżam godzinę w jedną stronę - w obrębie miasta w którym mieszkam!

Oczywiście możesz się tu wyżalać, współczuję Ci, ale to Ci nic nie da. I więcej na tym forum nie dostaniesz. Nikt nie wysyła złotych recept. Nie ma prostych rozwiązań ani Twoich ani czyichkolwiek problemów. Albo siedzisz i jęczysz dalej albo próbujesz coś zmienić na tyle na ile się da.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wyfrunę z gniazda, bo ojciec i matka mają raka. Ojciec nigdzie nie pracuje, matka coś tam jeszcze robi, więc jestem głównym żywicielem rodziny. Jeśli ich zostawię to dla nich będzie oznaczało koniec. Pójdę do psychiatryka to stracę robotę.Obsługuję maszyny przy których wymagana jest sprawność psychotechniczna. Pobyt w psychiatryku może oznaczać utratę uprawnień do obsługi tychże maszyn co w efekcie oznacza poważny problem z bezrobociem. Musiałem też wziąć na siebie spłatę kredytu za dom.

 

Smutne to co piszesz, ale czy musisz to wszystko brać na siebie? To bardzo dużo jak na jednego człowieka, dźwigasz ciężar za trzech. Jesteś jedynakiem?

A wspieranie rodziny na odległość?

 

Wszystko wydaje się proste dopóki nie zagłębisz się bardziej.

Bynajmniej nie chcę spłycać Twoich problemów. Staram się zachęcić Cię do szukania rozwiązań. Do koncentrowaniu się na tym, jak się wzmocnić, jak poprawić chociaż minimalnie swój stan. Gdyby Twój przyjaciel był w takiej sytuacji jak Ty, to co byś mu doradził?

 

 

Gdybym nie był obciążony zwichrowaną psychiką, dałbym sobie ze wszystkim radę. Już dawno znalazłbym dziewczynę, ożeniłbym się. We dwoje byłoby łatwiej spłacić dom, zbudować jakąś przyszłość. Bez większych problemów znalazłbym inną pracę, lepszą, być może z wyjazdami za granicę... gdybym był normalny - mógłbym wszystko.

 

Gdyby, gdyby. Takie rozważania nie mają sensu. Ludzie ze zwichrowaną psychiką też tworzą związki. Nie wszystko jest czarno białe.

 

Pomóż sobie? Jak? Naciskając spust?

A co by wtedy się stało z Twoimi rodzicami?

Nie wiem skąd Twoja nienawiść do samego siebie, prowadząca aż do chęci unicestwienia się. Krytykujesz się zamiast otoczyć się opieką i miłością.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość beznadziejniak

Nie chcę wyjeżdżać za granicę. Boję się że sobie nie poradzę. Ogarnia mnie strach na samą myśl o wyjeździe. Nie mam pojęcia jak miałbym to zorganizować, do kogo się zwrócić, gdzie pójść. To mnie przerasta. To jest trochę jak z oswojonym zwierzęciem wypuszczonym na wolność. Takie zwierzę nie umie polować by zadbać o siebie. Zawsze otrzymywało pożywienie od człowieka. Teraz ma poradzić sobie samo i nie ma pojęcia jak to zrobić. Ginie z głodu, albo zostaje rozszarpane przez inne zwierzęta. Wszyscy inni jakoś sobie radzą. Ja nie potrafię.

 

Mam brata który studiuje w seminarium. Brat nigdy jeszcze nie pracował. Wsparcia od niego nie dostanę. Kiedy o tym wszystkim myślę nie mogę normalnie zasnąć.

Jakie rozwiązanie mogę znaleźć? Potrzebuję większych pieniędzy, aby bez problemu spłacić ratę. Potrzebuję więc pracy, a tej nie dostanę bo jestem cholernym przeciętniakiem i mam co raz większe problemy z logicznym myśleniem. Nie ma rozwiązania.

Ostatecznym rozwiązaniem jest strzał w głowę. Wtedy już nie będzie mnie interesowało co z rodzicami. Dzisiaj znowu dostałem opr. od ojca za to że "nie myślę". Zamiast wsparcia, otrzymuję ciągle kłody pod nogi, mimo że tylko ja zarabiam. Zostałem nazwany przez ojca "gównem". Jak więc mam się czuć? Jak mam otaczać się opieką i miłością? Nie jestem człowiekiem. Jestem gównem. To że dzięki mnie ma w ogóle co jeść, ma opłacony dach nad głową i dostęp do bieżącej wody, do elektryczności, to wszystko jest nie istotne. Istotne jest to że jestem gównem... Czcij ojca swego...

 

I tak 26 lat...

 

Ludzie ze zwichrowaną psychiką tworzą związki. Wiesz... kiedy widzę pogardę w oczach dziewczyny, kiedy widzę ten drwiący wzrok przepalający mnie na wylot, mam ochotę zapaść się pod ziemię, wskoczyć pod tira, strzelić sobie w łeb po to by oszczędzić sobie uczucia upokorzenia.

Ja już nawet nie szukam. Kiedyś próbowałem. Dzisiaj już po prostu unikam kontaktu z ludźmi. Unikam sytuacji w których grozi mi upokorzenie. Staram się nigdzie nie wychodzić.

 

Nienawidzę siebie.

 

I tak nigdy nie uda mi się zmienić na lepsze. Zawsze będzie coś lub ktoś kto mi to uniemożliwi. Po co więc tkwić w bezowocnej, destruktywnej egzystencji, skoro można zakończyć swoje marne życie i odejść do piekła na wieczną mękę? I tak od tego nie ucieknę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam dach nad głową, jakąś tam pracę. Mam co jeść i nikt do mnie nie strzela. Mam dostęp do czystej, bieżącej wody, dostęp do internetu. Niby nie powinienem narzekać, ale czuję że moje położenie jest beznadziejne.

 

Mam wszystko, łącznie z uzależnieniami, od komputera, internetu, gier komputerowych, pornografii i masturbacji. Mam problemy z zapamiętywaniem i uczeniem się (chyba od nadmiaru tych gier) . Mam zdiagnozowaną depresję. Psychiatra mówi, że nie jest w stanie mi pomóc, ale i tak przypisał mi jakieś piguły, które wcale nie pomogły. Po kilku miesiącach przestałem przyjmować leki i chodzić do psychiatry.

 

Boję się podejmowania decyzji. Boję się życia - samodzielnego, z pełną odpowiedzialnością za własne czyny. Nie rozwijam się. Stoję w miejscu. Czasami próbuję coś zmienić w moim życiu, ale cokolwiek zrobię nic mi nie wychodzi. Odnoszę wrażenie, że lepiej byłoby dla mnie nie robić nic, gdyż wtedy nie naraziłbym się na porażkę. Utrzymać neutralny status względem życia. To niewykonalne. Spadam w przepaść porażek i chronicznego upokorzenia.

 

Mam 27 lat.

 

Jestem przegrywem.

Życiowym frajerem.

 

W związku z redukcją etatów w fabryce, jestem zmuszony podjąć nową pracę. Nie mam pojęcia gdzie miałbym się zatrudnić. W niczym nie jestem dobry. Cholerny przeciętniak.

 

Wszyscy dziwią mi się, że wciąż jestem sam. Na rodzinnych spotkaniach z okazji pogrzebu, odwiedzin ciotek u mojego ojca i tym podobnych, niezmiernie rzadkich posiadówach, jestem pytany kiedy w końcu znajdę sobie dziewczynę - mega upokorzenie, które wpędza mnie w beznadziejny stan.

Jestem przegrywem, całkowicie nieatrakcyjnym dla kobiet. Mężczyzna, który nie potrafi wziąć odpowiedzialności za swoje czyny, który nie potrafi kierować swoim życiem, jest po prostu ciotą. Pogodziłem się z tym, że do końca życia będę sam. W tej chwili nawet myśl o tym, że mógłbym z kimś dzielić moje życie sprawia, że czuję się nieswojo.

 

Pomyślałem o psychoterapii. Być może jest w tym jakaś nadzieja dla mnie. Wciąż jednak zapominam umówić się na wizytę, a nawet jeśli pamiętam, nie mam pojęcia o czym miałbym powiedzieć.

Jutro znowu do pracy, a po pracy na szkolenie do drugiej pracy. Słabo idzie mi przyswajanie wiedzy. Chciałbym nie istnieć. Nie wiem co mam robić.

Trafia mnie szlag kiedy widzę ludzi w moim wieku, szczęśliwych, ogarniętych życiowo. Trafia mnie szlag, że ja tak nie potrafię i nigdy się nie ogarnę.

To uczucie kiedy widzisz jak z drogiego samochodu wysiada gość który gnębił cię w dzieciństwie, i teraz szyderczo śmieje ci się w twarz. Ty natomiast musisz dzień w dzień zasuwać do pracy piechotą... Jesteś śmieciem, mimo że to on zawsze był tym złym. On potrafił się ogarnąć i do czegoś dojść, a ty będziesz do końca życia dreptać do pracy z buta. Nie chodzi mi o wymierzenie sprawiedliwości. Chodzi mi o to, że już w dzieciństwie jesteś naznaczony jako przegryw. Ludzie którzy wygrali życie, nie chcą się z tobą przyjaźnić. Dla nich i dla siebie jesteś zbędnym śmieciem kwalifikującym się na odstrzał. Miał rację ten chłopczyk, który kiedyś wylał mi na głowę wiaderko pełne błota. Miał rację ten który splunął mi na głowę, kiedy schodziłem ze schodów w gimnazjum. Udałem wtedy że nic nie czułem i poszedłem dalej. Upokarzany na każdym kroku, w końcu zacząłem przyznawać im rację - jestem ciotą.

 

Boję się odebrać sobie życie. Może bałbym się mniej gdybym miał broń. To byłby tylko jeden strzał w skroń.

 

Jestem żałosny.

Wstydzę się o tym mówić na żywo. Uciekam między cztery ściany, aby nie pokazywać ludziom jak bardzo jestem żałosny. Lepiej jest gdy wiedzą o mnie jak najmniej. Mają wtedy ten złudny obraz normalnego, miłego gościa, który stroni od towarzystwa innych ludzi.

 

Pomóżcie!

 

Jedyne co mogę napisać to fakt, że jesteś ZAJEBISTY :D (mam 41 lat i DOKŁADNIE wszystko to samo). No może bez tej "cioty" :D - ale i tak se kiedyś jebnę w łeb bo nie ufam zbyt polskiemu systemowi emerytalnemu ani tym podobnym złodziejskim skurwysynom (nie wpływa to nigdy dobrze na moja depresję ani w ogóle dobrze na nic - więc skoro tak jest - jebać ich jak faszystów w 1939-1945). Strzelając sobie w centralny ośrodek myślenia i przetwarzania jest/będzie dość wyraźnym znakiem, że nie strzelam sobie w stopę czy dupę. Nawet przygłupy z orzecznictwa nie będę mogły zrobić z siebie wtedy więcej niż to czym są - czyli za każdym razem wygrywam na równo 100%. Tylko co z tego wymiernie dla mnie? :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kiedy widzę pogardę w oczach dziewczyny, kiedy widzę ten drwiący wzrok przepalający mnie na wylot, mam ochotę zapaść się pod ziemię, wskoczyć pod tira,

 

No i co? taka fajna ta dziewczyna co tak robi? To twoje poiltowanie tacy ludzie powinni budzić!

 

Nienawidzę siebie.

 

Wiesz jak to kure.wsko ważna sprawa?! Całe życie uczony byłem przepraszać za to że istnieję, i co i już by mnie kur.wa nie było!

Pamiętaj o swojej GODNOŚCI. Nikt nie ma prawa ci jej odbierać, masz prawo żyć tak jak wszyscy, ale nikt o to nie zadba jeśli ty tego nie zrobisz!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

beznadziejniak,

 

za granicą dałbyś radę, bo byś musiał - determinacja dużo robi. i na pewno w wielu sytuacjach dałbyś radę tylko o tym nie wiesz.

uczysz się wolno bo masz głowę zasypaną obciążeniami i problemami to normalne.

 

odnośnie upokorzeń to myślę, że większość ludzi ich doznało, jeden więcej inny mniej, ważne abyś oparł swoją wartość o inny fundament niż zachowanie ludzi względem siebie, taka radykalna samoakceptacja to dobry punkt wyjścia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Co do pracy za granicą to w Polsce jest wiele agencji pośredniczących. Możesz jechać na kontrakt na pół roku do np do Norwegii, przy czym będziesz miał zorganizowane wszystko - wyjazd (często bilet kredytowany), a na miejscu domek lub mieszkanie agencji, będziesz mieszkał z innymi Polakami, a kasa za mieszkanie będzie ściągana z Twojej wypłaty. W międzyczasie można zapisać się na kurs języka, bo później móc się uniezależnić. Kasa nawet pod odjęciu kosztów mieszkania, ubezpieczenia jest wciąż znacznie wyższa niż w Polsce. Nie masz tu dziewczyny, z rodzicami nie żyjesz najlepiej co więc Cię tutaj trzyma?

 

Jeżeli jednak Twoje myśli samobójcze są już na tyle nasilone, że zaczynasz planować samobójstwo - sposób, termin to jest to czas by wprowadzić leki antydepresyjne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

beznadziejniak, piszesz, że jesteś nieatrakcyjny dla dziewczyn, bo nie potrafisz wziąć odpowiedzialności za swoje życie, a to w świetle tego co piszesz, zupełna nieprawda, bo jesteś odpowiedzialny nie tylko za siebie, ale za rodziców.

Trochę idealizujesz stan, w którym byś był bez "zwichrowanej psychiki", takie to czarno białe, myślenie, że wtedy mógłbyś wszystko, a teraz nic. Są jeszcze np. okoliczności zewnętrzne (brak wartościowej pracy w Polsce, obciążenia wynikające z choroby rodziców), które by się nie zmieniły, poza tym nie jest tak, że masz zepsutą psychikę i tylko ją do kosza wyrzucić, z depresji się wychodzi, a Twoje przekonania na temat siebie chyba Ci bardziej utrudniają życie niż jakieś braki. Przeżywasz trudności, ale to nie znaczy, że Twoja psychika jest zwichrowana.

Co do pogardy, litości w oczach dziewczyn - może to tylko Twoje wrażenie, wynikające z niskiego poczucia własnej wartości.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

beznadziejniak czego oczekujesz od ludzi pisząc tutaj? Że powiemy Ci "tak masz rację, Twoje życie jest straszne, nic nie zdziałasz, naprawdę najlepiej strzel sobie w ten łeb, im szybciej tym lepiej"??? Tak to trochę wygląda że wylewasz żale ale wcale nie po to żeby cokolwiek z nimi robić. Wiesz, to jest Twoje życie i Twoja sprawa, co zrobisz. Jest jasne, że masz problem, ale niech do Ciebie dotrze, że wiele ludzi na świecie ma problemy, ale niektórzy biorą dup.ę w troki i je rozwiązują a niektórzy jojczą, jak Ty.

I nie chodzi mi o wyjazd za granicę - myślę że na ten moment jest to dla Ciebie za trudne, poza tym, to sprawa skomplikowana, czy warto emigrować. Ale o szukanie dla siebie pomocy i gotowość do korzystania z niej.

 

Poszedłeś do psychiatry żeby potwierdzić "że to nic nie da"? Bo ja to tak odbieram. Jakbyś chciał żeby dawało - szukałbyś dalej, w końcu trafiłbyś na dobrego lekarza, który na pewno skierowałby Cię na psychoterapię.

Rozumiem, że jest Ci naprawdę ciężko. Ale zrozum wreszcie że samo bez Twojego zaangażowania nic się nie zrobi. Możesz sobie tkwić w tym co jest, nikt Ci nie broni, ale dopóki nie zmienisz swojego sposobu patrzenia na rzeczywistość będziesz tkwił w marazmie i beznadziejności.

 

Przejaskrawiasz i dramatyzujesz, sprawy nie wyglądają nigdy ani całkiem dobrze ani całkiem źle. Nie umiesz ustawić sobie relacji z rodzicami, powinieneś odciąć się ojcu w odpowiedni sposób, tak żeby mu w pięty poszło. Nie potrafisz sam o siebie zadbać. Ok, nie nauczyłeś się tego, masz prawo, czuć się bezradny, ale kurna olek, zrób coś ze sobą.

 

Myślisz jak dziecko, więc też działasz nieporadnie. Nie rozwiązujesz dorosłych problemów bo nie masz narzędzi. nie ma do tego innej drogi jak dorosnąć, to znaczy umieć spojrzeć na problemy z różnych stron, bardziej realistycznie i dobrać odpowiednie dla Ciebie środki ich rozwiązania. Jak nie czujesz się gotowy na współpracę ze specjalistami - spróbuj coś poczytać, jest teraz wiele dobrych poradników, ćwiczeń "na życie". Są grupy wsparcia, gdzie można spotkać osoby zmagające się z problemami. Szukaj opcji dla siebie.

Sorki, ale to Twoje pisanie o strzeleniu sobie w łeb jest na poziomie dwunastoletniego chłopczyka. Nie chcesz żyć swoim życiem, oki, nikt Cię nie zmusi, ale tylko Ty na tym tracisz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

beznadziejniak czego oczekujesz od ludzi pisząc tutaj? Że powiemy Ci "tak masz rację, Twoje życie jest straszne, nic nie zdziałasz, naprawdę najlepiej strzel sobie w ten łeb, im szybciej tym lepiej"??? Tak to trochę wygląda że wylewasz żale ale wcale nie po to żeby cokolwiek z nimi robić. Wiesz, to jest Twoje życie i Twoja sprawa, co zrobisz. Jest jasne, że masz problem, ale niech do Ciebie dotrze, że wiele ludzi na świecie ma problemy, ale niektórzy biorą dup.ę w troki i je rozwiązują a niektórzy jojczą, jak Ty.

 

Kurcze, a wydawałoby się, że na tym forum można się spotkać ze zrozumieniem i że nikt nie będzie dawał złotych rad w stylu "weź się w garść".

 

Przejaskrawiasz i dramatyzujesz, sprawy nie wyglądają nigdy ani całkiem dobrze ani całkiem źle.

 

Myślenie depresyjne na tym polega, że widzi się wszystko w czarnych barwach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×