Skocz do zawartości
Nerwica.com

Kolejny raz


July

Rekomendowane odpowiedzi

Po raz kolejny zapisuję się na forum. Po raz kolejny czuję ciągły okropny ścisk w żołądku. Po raz kolejny czuję, że brakuje mi sił.

 

Wyzwoliłam się z toksycznego związku. Nie była to pierwsza tego typu relacja w moim życiu. Mam tendencje do przyciągania mężczyzn z problemami. Ten ostatni ciągle mnie zdradzał. Bronił się tym, że cierpi na seksoholizm. Przez długi czas myślałam, że tak jest. Ale im uważniej się temu przyglądam, tym bardziej widzę, że trzymałam się tej wizji kurczowo ze strachu. Ze strachu przed samotnością, przed brakiem bliskiej osoby. Poza tym za wszystko byłam krytykowana, wszystko co robiłam nie było wystarczająco dobre. Byłam źle ubrana, nieprawidłowo się zachowywałam, nie starałam się tak jak wcześniej, nie zmieniałam niczego na lepsze. Otóż robiłam to. Pokonałam problem z alkoholem, który towarzyszył mi przez kilka dobrych lat. Choć może uważałam to za problem tylko dlatego, że pochodzę z rodziny alkoholowej i od zawsze wszystko co miało procenty było złe. A ja lubię. I głośno się do tego przyznaję. Ale teraz mam nad tym kontrolę i jestem tego pewna. Piszę to wszystko chyba po to, żeby samą siebie przekonać, że decyzja rezygnacji z tego związku była słuszna.

 

Ale co jeszcze? Zauważam u siebie niepokojące symptomy, z którymi na pewno powinnam zgłosić się po pomoc do terapeuty. Wiem o tym. Tylko problem tkwi w tym, że mnie nic nie cieszy. Nie ma rzeczy, która motywowałaby mnie do działania. Nie lubię siebie i mam wewnętrzne przekonanie, że nie ma o co walczyć. Że nie ma o kogo walczyć. Wiem, że gdybym teraz zniknęła, to zbyt wiele by się nie zmieniło i tak naprawdę chyba tego chcę. Tak zniknąć po prostu, bez echa. Nie podoba mi się wizja życia, w którym ciągle trzeba się z czymś szarpać, w którym trzeba się zmagać z masą rzeczy, której nie chcesz, żeby cię dotykała. Wszystko co robię - robię na siłę. Muszę się zmuszać. Żeby wyjść do pracy, żeby iść na zakupy, żeby cokolwiek zjeść, żeby umyć zęby, żeby pozbierać porozrzucane ubrania. Wszystko mnie męczy.

 

Nie jestem zwolennikiem użalania się nad sobą. Od zawsze byłam bardzo zamknięta i praktycznie nikomu nie opowiadałam o swoich problemach czy odczuciach. Ale chyba po to jest to miejsce. Żeby wyrzucić wszystkie te duszące rzeczy. W sumie to dobre określenie. Ja się duszę. To życie mnie dusi. I ja sama.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To jest twój czas na zmiany. Przyda się terapeuta i własna praca nad swoimi przekonaniami. Znam to uczucie, i nie wiem czy cię to pocieszy, ale uważam, że w samotności rodzi się wiele ciekawych i odważnych pomysłów. Coś co często jest blokowane, gdy żyje się w toksycznym otoczeniu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I ja się z Tobą w stu procentach zgadzam. Wiem, że trzeba nauczyć się bycia samemu ze sobą, żeby być szczęśliwym z innymi. Przeraża mnie najbardziej fakt, że mam chyba zbyt realistyczne spojrzenie na świat. I patrząc na to jak się wszyscy męczą i szarpią, nie widzę konkretnych powodów do życia. Uważam, że to jest przymus życia. Nie przywilej.

Terapeuta? Pewnie. Tylko im bardziej myślę, żeby się do niego udać, tym większą mam blokadę. Bo jak się zrobi pierwszy krok, to trzeba zrobić inne. A to tak szalenie męczące.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

July, to pesymistyczne spojrzenie, które nazywasz realistycznym może wynikać z negatywnych emocji, które przeżywasz. Czasami jak jestem zła, wydaje mi się, że wszyscy są źli.

Nie jesteśmy jaskiniowcami, a emocje nie są jakąś niepojętą magią, to jest wyuczony odruch i można nad tym zapanować, tylko potrzebna jest edukacja i wgląd w siebie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dystans. Dystans, bo wszyscy umrzemy.

 

Dziękuję za odpowiedź. Masz rację i słowo 'tylko' nie musi być tu głupim słowem. Jak mówiłaś - nie jesteśmy jaskiniowcami i nasze przypadłości są już powszechnie znane. Wystarczy tylko dać sobie pomóc.

 

W poniedziałek idę na wizytę do psychologa. Mam nadzieję, że okaże się bardziej konkretny niż reszta, którą już odwiedziłam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dystans. Dystans, bo wszyscy umrzemy.

 

Dziękuję za odpowiedź. Masz rację i słowo 'tylko' nie musi być tu głupim słowem. Jak mówiłaś - nie jesteśmy jaskiniowcami i nasze przypadłości są już powszechnie znane. Wystarczy tylko dać sobie pomóc.

Miałam na myśli, że z "tylko" wygląda to tak, że inaczej się mówi, a różnie bywa z praktyką. Dużo zależy od tego czy się ma w ogóle jeszcze siłę w obliczu dużej ilości przytłaczających zdarzeń czy zobowiązań, wtedy potrzebna bywa farmakoterapia.

 

W poniedziałek idę na wizytę do psychologa. Mam nadzieję, że okaże się bardziej konkretny niż reszta, którą już odwiedziłam.

Mi sporo prób zajęło znalezienie odpowiedniej osoby ze względu na moje zaburzenia osobowości. Teraz uważam, że warto było się nie zrażać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie ma rzeczy, która motywowałaby mnie do działania. Nie lubię siebie i mam wewnętrzne przekonanie, że nie ma o co walczyć. Że nie ma o kogo walczyć. Wiem, że gdybym teraz zniknęła, to zbyt wiele by się nie zmieniło i tak naprawdę chyba tego chcę. Tak zniknąć po prostu, bez echa. Nie podoba mi się wizja życia, w którym ciągle trzeba się z czymś szarpać, w którym trzeba się zmagać z masą rzeczy, której nie chcesz, żeby cię dotykała. Wszystko co robię - robię na siłę. Muszę się zmuszać. Żeby wyjść do pracy, żeby iść na zakupy, żeby cokolwiek zjeść, żeby umyć zęby, żeby pozbierać porozrzucane ubrania. Wszystko mnie męczy.

 

Nie jestem zwolennikiem użalania się nad sobą. Od zawsze byłam bardzo zamknięta i praktycznie nikomu nie opowiadałam o swoich problemach czy odczuciach. Ale chyba po to jest to miejsce. Żeby wyrzucić wszystkie te duszące rzeczy. W sumie to dobre określenie. Ja się duszę. To życie mnie dusi. I ja sama.

 

Dobrze Cię rozumiem. Zwłaszcza z tym zmęczeniem do wszystkiego. Ja miałem tak, że nie chciało mi się nawet chodzić.

Chciałem tylko spać.

Co pomaga? Otworzenie się przed kimś i opowiedzenie mu o swoich problemach - naprawdę polecam.

W moim przypadku pomógł również Risperidon w dawce 1mg na takie antyspołecznie zachowania (a do tego Escitalopram 10mg na depreche), a więc leki.

A na całość psychoterapia - co odnosi się do 1 wskazówki, czyli otworzenia się przed kimś.

 

Obecnie jednak dalej sporo śpię, a żeby to przełamać, to robię rzeczy które lubię - czyli gram w gry komputerowe. Zawsze to lepsze.

Wiara niezbyt pomaga; trzeba się najpierw uporządkować - ale wiara to również jest forma ,,otworzenia się przed kimś".

 

Więc te dwie rzeczy - otwarcie się na kogoś i ewentualnie leki.

No i dobrze, że zerwałaś z tamtym chłopakiem - brzmi jakby był wampirem energetycznym; wysysał z Ciebie energię, chociaż i tak masz jej mało. Nie warto ciągnąć toksycznych relacji

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To prawda. Nie warto tkwić w toksycznych związkach. Ale mimo pełni obiektywizmu, z jakim próbuję spojrzeć na całą sytuację - i tak mi źle. Kiedy sytuacja jest w miarę stabilna, nawet toksyczna to jest mi to jakoś wszystko łatwiej znosić. Mam wtedy coś, na czym skupiają się moje myśli i nie muszę sobie wtedy zaprzątać głowy moimi problemami. Po prostu nie mam na to czasu. Strach przed byciem samą wywołuje u mnie ścisk. I wiem, że to złe. Wiem, że trzeba z tym walczyć i to robię. Ale to przerażające, że trzeba się aż tak szarpać w życiu, które ponoć jest przywilejem i największym darem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×