Skocz do zawartości
Nerwica.com

Cześć, wygadam się Wam bo w sumie nie wiem komu


TacoFish

Rekomendowane odpowiedzi

Ja tylko chciałem opowiedzieć swoją historię, może ktoś będzie w stanie mi pomóc.

 

W tym roku poszedłem na studia, generalnie było ciężko, sam w obcym mieście, wszyscy znajomi zostali albo pojechali do innych miast, albo zostali w rodzinnym mieście, na uczelnie jechałem prawie 1.5 godziny, a w samych studiach przestałem widzieć sens po 2 tygodniach na mój wymarzony kierunek brakło mi paru punktów i musiałem zadowolić się czymś innym, do domu nie zjeżdżałem zbyt często, było za daleko i okazałoby się, że po jednym dniu musiałbym wracać na studia, a podróże też nie są za darmo, nawet nie umiem opisać jaki byłem szczęśliwy kiedy mogłem wrócić na 'długi weekend' na 1 listopada, przyjechałem chyba 2 dni przed świętem wszystkich zmarłych, umówiłem się już dawniej ze znajomymi, na koncert w takim małym klubiku, dzień przed koncertem chciałem wyjść z kimś, tak po prostu posiedzieć pogadać, jeden z przyjaciół nie miał czasu bo siedział z dziewczyną, to zadzwoniłem do innego, powiedział, że Pan X i Pani Y są w miejscu Z, to moglibyśmy tam iść, oczywiście, że poszliśmy, X i Y dawno nie widziałem więc dlaczego nie? Na miejscu okazało się, że z Panią Y była koleżanka, kojarzyłem ją z widzenia, ale nigdy nawet nie mówiliśmy sobie cześć, nazwijmy ją M. No i tak siedzimy gadamy wszyscy razem, aż kątem ucha usłyszałem, że M się żali Y, że straciła 3 lata życia na chłopaka, nawet się ucieszyłem bo M była bardzo ładna i sympatycznie się z nią rozmawiało. Y w pewnym momencie obrała sobie za punkt honoru żeby nas zeswatać, i nie było w tym nic złego bo Pani M odwzajemniała moją sympatię, na drugi dzień sama mnie znalazła na facebooku i zaproponowała spotkanie jeszcze przed moim wyjazdem, cudownie, prawdziwa sielanka, kiedy wyjeżdżałem to zaczęliśmy rozmawiać przez sms'y i rozmawialiśmy całymi dniami, oddaleni od siebie 200km, zaproponowałem, że może do mnie przyjechać jeśli będzie chciała i po dwóch tygodniach znajomości, w tym dwa pierwsze dni 'na żywo' przyjechała na weekend, oboje bawiliśmy się świetnie, z piątku na sobotę całowaliśmy się pierwszy raz (mój w ogóle pierwszy raz, strasznie żenujące, wiem, ale kiedy wszyscy 'rwali panny' ja przez 3.5 roku latałem po sinusoidzie za jedną która nie odwzajemniała moich uczuć, żaden argument, i w ogóle bez znaczenia w tej historii mimo to), zanim przyjechała to pomyślałem, że jak przyjedzie to zapytam czego ona ode mnie oczekuje, bo jeśli chce się tylko pocieszyć po zerwaniu to ja też inaczej się ustosunkuje bo szczerze mówiąc dalej w głowie miałem tamtą za którą latałem tyle czasu, ale kiedy przyjechała i zobaczyłem jak się zachowuje względem mnie to stwierdziłem, że nie ma po co pytać, bo ona naprawdę chcę ze mną być, jednej nocy mieliśmy poważną rozmowę o jej byłym związku, i ona się rozpłakała bo bała się, że nie będę jej chciał przez byłego. Ustaliliśmy, że za tydzień przyjadę do naszego miasta, w międzyczasie ciągle rozmawialiśmy. Przyjechałem, nadal wszystko było dobrze, chociaż pojawiły się obawy, bo następny raz widzielibyśmy się dopiero na święta bożego narodzenia, a była końcówka listopada, a jeszcze w dzień mojego wyjazdu na studia napisał do niej były, że sobie nie radzi, i jest mu tak źle i chcę z nią rozmawiać, powiedziała mi to, już przez telefon niestety, powiedziałem, że jak bardzo chce to niech idzie, ale jeśli pyta co myślę to nie powinna iść bo to co ten gość robił ze swoim i jej życiem to się w głowie nie mieści, narkotyki, agresja wobec niej to dopiero początek. Nie poszła, trochę się źle z tym czułem bo M bolało bardzo jeśli ktoś przez nią cierpiał (według jej pokrętnej logiki), ale jeszcze przez kilka dni było dobrze, później powiedziała, że brakuje jej czułości i jej ciężko tak na odległość, często o tym rozmawialiśmy, ale tym razem już nie było tak kolorowo, ja też odczuwałem jej brak, poza tym jak mówiłem na początku te studia to jedna wielka farsa, wymyśliłem rozwiązanie, wrócę do domu, poprawię maturę i pójdę tam gdzie chciałem, bliżej domu to i będziemy się mogli widywać dużo częściej, kiedy jej to powiedziałem chyba przestraszyła się, że rzucam studia dla niej, a tak nie było, ona była tylko bodźcem żeby coś zmienić na lepsze, przynajmniej miałem dla kogo. Na drugi dzień napisała, że to wszystko tak szybko się działo i ona nie jest pewna czy chcę dalej to ciągnąć, w tym dniu powiedziałem też mamie o moim pomyśle z maturą, krótko mówiąc nie była do końca zadowolona, w przeciągu paru minut dostałem takie dwa ciosy, że kiedy wróciłem do mieszkania byłem sparaliżowany, a jedyna myśl jaka dawała mi siły żeby się ruszyć było to żeby wziąć całe opakowanie tabletek przeciwbólowych i zapić alkoholem, nie zrobiłem tego, ale naprawdę nigdy się tak nie czułem. Wieczorem napisała M, i w wielu słów o jakich mówiła w pamięć wryły mi się słowa których nie zapomnę już chyba nigdy 'Właśnie skończyłam jeden toksyczny związek, i nie chcę się pchać w następny, a widzę, że ty też jesteś jak on'. Trochę mnie to ostudziło, przemyślałem sytuacje i ma racje, to naprawdę się działo niesamowicie szybko, i to jeszcze na odległość, miałem przyjechać w następny piątek i na spokojnie porozmawiać, później jeszcze pytała czy teraz się nie będę do niej odzywał do piątku, nie, oczywiście, że nie, ja chciałem z nią rozmawiać jak najwięcej, to zaczęliśmy rozmowę, próbowaliśmy to tak ciągnąć jakby nic się nie stało, ale ona powiedziała, że znowu były do niej napisał i znowu chcę się spotkać, zapytałem czy się wybiera, "Chyba tak, znam go 7lat i szkoda by było kończyć taką znajomość" no to wtedy jakby wszystko się zawaliło, cały świat runął, napisałem jej coś czego nie powinienem, już nawet nie pamiętam co, ale to był zły pomysł. Całą noc nie spałem, na drugi dzień zapytała jak się czuje, z całej rozmowy wyszło tyle, że zwolnijmy trochę, nawet bardzo, bez trzymania za rękę, przytulania, czegokolwiek, a później zobaczymy co będzie. Wróciłem do domu, czułem ulgę, że to się już skończyło, już na miejscu parę razy się spotkaliśmy, czy to we dwoje czy w gronie znajomych, parę razy na takich wyjściach sama się chciała przytulać, na pierwszym spotkaniu bardzo się zdziwiłem. Z drugiej jednak strony, nikt nie potrafił tak mi przypieprzyć jak ona, później po spotkaniach momentami czułem się jak ostatni śmieć, w końcu nie wytrzymałem, zapytałem na czym właściwie na stoję, okazało się, że nie stoję na niczym, ale wszystko nic, naprawdę mógłbym to ciągnąć (3.5 roku za poprzednią latałem, a tam do niczego nie doszło), no tylko teraz było to widmo matury, i bałem się, że jak tak dalej pójdzie to nie będę w ogóle myślał o książkach tylko o tym czy dobrze wypadłem na spotkaniu z nią. Straciliśmy kontakt, ona przez całą sytuację pokłóciła się z Panią Y. No i co, mamy 22 styczeń, a ja nie wiem co się dzieje dookoła, czasami nie mam siły wstać z łóżka przed 17, czasami też dostaję taką energię, że jestem zupełnie nie tym człowiekiem, ale zawsze wtedy kiedy wymyślam nowy pomysł jak do niej wrócić, albo przynajmniej się spotkać, nauka mi idzie najlepiej wtedy kiedy wyobrażam sobie, że będę mógł jej opowiedzieć czego się nauczyłem, w przerwach od nauki chodzę po mieście i próbuje ją 'przypadkiem' spotkać, naprawdę mi na niej zależy mimo tego co wycierpiałem, nikt nigdy nie był dla mnie taki dobry jak ona, i nikt tak we mnie nie wierzył. Już nie mam siły, chciałbym zapomnieć, albo wrócić do czasów zanim przyjechała do mnie na studia i rozegrać to inaczej, nie piszę do niej, jak mi źle bo myliła się, nie jestem jak jej były, nie będę jej brał na litość, resztki dumy mi nie pozwalają na to, po prostu chciałbym się spotkać pogadać, może po jakimś czasie by coś do mnie znowu poczuła. Ona sama raz napisała, w rozmowie wyszło, że jej się życie wali, uderzyło mnie zdanie 'przyzwyczaiłam się, że dla nikogo nic nie znaczę i nikt nic dla mnie nie robi', bo ja dla niej mógłbym zrobić naprawdę dużo, ostatnio podobno zmieniła się o 180 stopni, zaczyna być szczęśliwa sama ze sobą itp, napisałem do niej, to nawet nie odpisała, a ja zostałem tu sam 'z rozsznurowanymi butami'. Wiem, że to wszystko nie trwało długo (swoją drogą, naprawdę jestem pełen podziwu dla ludzi którzy się rozstają po np. 5 latach i potrafią się pozbierać), ale tak tragicznie się czuje, że boje się o życie, często zdarza mi się myśleć o samobójstwie, ta cała historia to nie jest jedyny powód, jest ich dużo więcej, ale ten zabiera większość moich myśli ostatnio. Strasznie mnie boli to, że ja nawet nie wiem co się do końca wydarzyło, dlaczego teraz i dlaczego to, już się pewnie nie dowiem i to mi wykręca mózg.

Przepraszam, że tak długo, to i tak nie jest nawet połowa tego co się wydarzyło, jest w tym wszystkim też pewnie dużo mojej winy, chociaż jak mówiłem nie wiem gdzie, ale wiem, że gdzieś tam jest. Większość tutaj ma pewnie z 5razy większe problemy, ale samo pisanie tego posta mi jakoś pomogło, zaczynałem pisać ze łzami w oczach, a teraz czuje coś jakby spokój.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×