Skocz do zawartości
Nerwica.com

Pustka.


Furia

Rekomendowane odpowiedzi

Nic sie nie dzieje ,a mi jest tak zle ,ze nie da sie tego opisac. Ja nie wiem co jest ze mna nie tak. Nie umiem sie cieszyc z niczego . Nie moge sluchac innych ,bo caly czas jestem pochlonieta tym,ze cierpie bez powodu. Juz mam tak dosc siebie. Ja chyba zwariowalam. Nic mi sie nie chce ,zmuszam sie do wszystkiego. Chce mi sie umierac i nie wiem dlaczego tak jest. Nie moge tego sie pozbyc .myslalam ze mi sie polepszy ,a jest coraz to gorzej. Placze kazdego dnia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja tez placze kazdego dnia prawie i powiem Ci, ze ludzie mnie bardzo zawiedli. Wszyscy odeszli wraz z pojawieniem sie mojej choroby. Nie jest to zwykly przypadek. Ludzie sa tacy...

 

Na dodatek jeszcze za to tez winie siebie myslac 'to nie ich wina, ze odeszli, to ja jestem problemem', ktorego nie potrafie rozwiazac i jestem bardzo samotna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ode mnie tez sie odsuneli..bolalo mnie bardzo,ale z drugiej strony nie mogę obwiniac nikogo. Kiedy prosiłam bliskich o pomoc,żeby ktokolwiek wziął mnie za rękę to śmiali się..mówili ze wyolbrzymiam,przesadzam..ojciec nazwał mnie wariatka,siostra powiedziała,że to mi zupełnie niepotrzebne,że psychiatra zepsuł mi głowę. Czasem nie mogę z sobą wytrzymać. Boję się obarczac tym tych którzy są jeszcze ze mną..Boję się ze powiedzą że mają mnie dość.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tez mialam takie obawy, az do czasu kiedy moj chlopak skupil sie na mnie. On pracuje, ja niestety nie jestem w stanie chwilowo. Wiesz, jedyne co mi jakos daje nadzieje jeszcze w ludzi, to jest to forum... Pamietam, ze kilka lat temu ktos bardzo mnie tutaj wspieral. Teraz sytuacja sie powtorzyla, a w zasadzie nadzieje stracilam, ale wiem ze musze jakos to przetrwac. Obiecuje sobie codziennie, ze jakos wytrzymam, chyba czekam az leki zaczna dzialac. Bardzo bym chciala, zeby zadzialaly. Musze zaczac terapie, a z domu wyjsc jest mi ciezko... Musimy byc silne. Bardzo bym chciala, zeby wszystko sie ulozylo. Piszmy jak najwiecej... To czesto pomaga.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja zaczęłam terapię,leki brałam,ale czułam się tak samo albo i gorzej chwilami. Po rozmowach z terapeutka czuje albo wściekłość albo ulge. Ostatnia wizyta spowodowała obniżenie nastroju. Zloszcze się i na przemian chcę mi ni się płakać bez powodu. Mam wrażenie,że wszystko mnie przerasta. Są chwile kiedy jest normalnie ,potrafię się uśmiechać i humor mi dopisuje,ale kiedy nastrój ulega pogorszeniu obawiam się,że nie wytrzymam napięcia i coś sobie zrobię. Wstawanie rano ,kapanie,malowanie się sprawia mi ogromną trudność,czasem mam ochotę przespać,przelezec kilka dni,ale wiem że mam obowiązki. Jak czegoś nie zrobię ,bo nie mogłam się pozbierać to czuje się winna i tak jest nieustannie od bardzo dawna. Polepszenie ..pogorszenie jak na pieprzonej karuzeli.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja zauważyłem że jak jest jakieś zajęcie szybko przechodzi natomiast jak się ma dużo czasu rozmyśla się o głupotach bezczynność dobija neurony zastygają. Pustka takie dziwne uczucie przychodzi falami niczym atak lęku, promieniowanie, poczucie nicości, otchłani, czasami czuje że zaczyna brakować tchu odczucie kłucia w klatce piersiowej nicości, bezsensu. Zwykła bezczynność i zaczynam odczuwać że czegoś brakuje nawet powietrza, myśli nawet one nie istnieją zaczyna ich brakować istny pustostan niczym stan nirwany, nicość.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Może pisanie trochę pomogło ale pustka jest bezlitosna i nieobliczalna ma władzę nad nami ona ciągle powraca nie zna się godziny ani dnia aż uderzy ze zdwojona siłą. Ciekawe co jest gorsze pustka czy furia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wolę czuć mega wkurwienie niż pustkę. Jak się zloszcze to walczę ,a jak przychodzi ta nicość..To się jej poddaje. Boję się zostawać wtedy sama. Pamiętam ,że jak miałam myśli samobójcze to bałam się iść spać..Bo wiedziałam że będę tylko sama z sobą. To ta pustka uruchamia autodestrukcje. Boję się chęci umierania..Boję się . Nie chcę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Furia,

ważne, abyś nie utożsamiała się z myślami, które pojawiają się w takich stanach. Te myśli to nie jest wynik racjonalnego namysłu, nie jest to też żadna emanacja Twojej prawdziwej osobowości. To jest wynik choroby, z której próbujesz się wyleczyć.

 

Może dobrym pomysłem jest zapisywanie tego, co czujesz, gdy masz wrażenie, że targają Tobą bardzo mocne emocje, zwłaszcza wtedy, gdy pojawiają się myśli samobójcze. Kiedy potem poczytasz te notatki, to łatwiej będzie Ci uzmysłowić sobie, że to są po prostu pewne myśli, które "przepływają" przez Twoją głowę, i że one są wynikiem choroby. Wtedy nabierzesz dystansu i będziesz wiedziała, że te stany trzeba po prostu przeczekać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Samo uświadomienie sobie ,że to TYLKO mysli nie powoduje ,że boli mnie mniej. Iiii zapisuje sobie bolesne wspomnienia ,trudne emocje w danej chwili i kiedy to czytam w stanie równowagi to nie wierzę ,że to ja ! Czasami czuje się jakby wstapilo we mnie coś diabelskiego i mówilo mi,że nikt mnie nie kocha ,że nie mam celu życiowego ,sensu,że nikt mnie nie zechce z taka choroba ..wlasnie jaką? Od prawie dwóch lat próbuje zrozumieć co się ze mną dzieje i dlaczego . Męczy mnie to strasznie. Moje stany zmieniaja się czasami z minuty na minutę ! W jednej chwili siebie uwielbiam ,by potem mówić sobie w myślach ,że powinnam się zabić ,że jestem chora,zepsuta. Czasami potrzebuje drugiej osoby,czułości ,a czasem jestem zimna jak lód. Mam trudności z okazywaniem uczuć,boję się być kochana ,a jednocześnie tego pragnę jak nikt na świecie. Od dziecka mam przeswiadczenie,że rodzina mnie nie akceptuje i nie chcę. W domu wiecznie krzyki,ojciec to tyran,matka ofiara,niedostępna i chłodna. Nie pamiętam bym jako dziecko była przytulana. Stale wymagania ,zero pochwal. Wiadomo,że nie wszystko było takie złe,ale zawsze od zawsze brakowało mi bezpieczeństwa,troski,zrozumienia,rozmowy i przede wszystkim akceptacji. Mam wrażenie już jako osoba dorosła ,że zawsze byłam na ostatnim miejscu . Chodząc na terapię odkryłam mnóstwo bolesnych rzeczy,one się wylewaja ze mnie !

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Furia czy twoja rodzina nie obniża ci samopoczucia? Odkąd się wyprowadziłam , prawie zapomniałam co to płacz. Nikt mi nie rozkazuje co mam robić, nie zaburza mojego spostrzegania siebie (epitety, że jestem gruba i brzydka to była codzienność, dodam, że moja waga całe życie wynosi 48-54 kg wiec te słowa to paradoks). Zapisywanie na kartce swoich myśli i samopoczucia z tym związanego, też ma swoje zalety. Podczas terapii robiłam różne zapiski i skalę odczuć do tego. Terapeuta pozwolił mi zrozumieć, że wszyscy mają gorsze dni, a moje wahania nastroju nie są takie straszne :).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Często rodzina powoduje we mnie pogorszenie nastroju. W pracy bywa ciężko i kiedy wracam do domu chciałabym liczyć na dobre słowo ,cokolwiek ,nie ma nikogo kto by mnie wsparł ,siadam i płacze ,bo nie wytrzymuje. Matka często obrazona ,bo przecież wiecznie mnie nie ma w domu,a jestem w pracy albo na uczelni,a czasem muszę się rozerwać wyjść z kimś gdziekolwiek,jak jestem w domu to milczy,zero rozmowy zero pytań jak się czuje,co się wydarzyło. Ojciec jak ma dobry humor to wszystko jest dobrze,a jak nie to terroryzuje wszystkich i stale się drze. Czasem mam ochotę odpuścić. Chcę spokoju ,tylko spokoju.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nic sie nie dzieje ,a mi jest tak zle ,ze nie da sie tego opisac. Ja nie wiem co jest ze mna nie tak. Nie umiem sie cieszyc z niczego . Nie moge sluchac innych ,bo caly czas jestem pochlonieta tym,ze cierpie bez powodu. Juz mam tak dosc siebie. Ja chyba zwariowalam. Nic mi sie nie chce ,zmuszam sie do wszystkiego. Chce mi sie umierac i nie wiem dlaczego tak jest. Nie moge tego sie pozbyc .myslalam ze mi sie polepszy ,a jest coraz to gorzej. Placze kazdego dnia.

 

Czuję się tak samo i męka trwa o 6 lat. Nic mnie nie cieszy, niczego nie planuję, niczego nie chcę. Czasem jest odrobinę lepiej a potem znowu dół. Najgorsze jest to, że nie ma żadnego konkretnego powodu, żadnego problemu, którym mogłabym usprawiedliwić ten stan. Jestem już bardzo zmęczona takim bezsensownym wegetowaniem i coraz intensywniej myślę o tym, by to definitywnie zakończyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja znam przyczynę swoich gorszych dni i staram się za każdym razem to przeczekać. Jak jest z wami ? Jak czarne myśli wejdą raz do głowy to już będą zawsze wracać. Można to tylko uśpić. Przekonałam się o tym. Za każdym razem kiedy poczuje się lepiej..aaa jest już okey,czyli to zniknęło. Ja wiem ,że moja choroba w połączeniu z hormonami daje efekt w postaci huśtawki nastrojów. Czasem wydaje mi się ,że mogę góry przenosić,czuje się jakbym dostała skrzydeł,po czym ,po jakichś 5 min myślę sobie ,że nic mi się nie chce ,najlepiej się poddać i darować sobie wszystko. Męczy mnie moja walka z rodziną,która ma mnie za wariatke,bo poprzez terapię uświadomiłam sobie,że to oni mnie niszczą i ten fakt jest dla nich niewygodny,bo najlepiej zamieść śmieci pod dywan i udawac,że ich tam wcale nie ma. Konfrontacja z bolesnymi doświadczeniami bywa bardzo frustrujaca,ale kiedy zostawia się to tak jak jest ciągnąć się to będzie latami..malutkie szkiełka które tkwią w podświadomości będą nas uwierac i sprawiać ból. Stwierdziłam ,że nie chcę tworzyć w przyszłości patologii jakiej doświadczyłam w domu..na początku mej drogi było bardzo ciężko,bo czułam się tak jakbym sprzymierzyla się przeciwko całemu swojemu światu,nie znałam innego. Nie można pozwalać nawet najbliższym osobom,by odbierali nam najwyższą wartość,jaką jest miłość do samego siebie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie można pozwalać nawet najbliższym osobom,by odbierali nam najwyższą wartość,jaką jest miłość do samego siebie.

 

Zgadzam się z tym zdaniem całkowicie i będę przestrzegać każdego, kto w imię "wyższego" dobra poświęca samego siebie.

Ja wiele lat temu popełniłam ten błąd i całą siebie poświęciłam rodzinie. Wielu mi zazdrości myśląc, że odniosłam sukces, bo mam wspaniały dom, męża i syna. Tak w istocie jest, ale aby to zdobyć (utrzymać) poświęciłam całe swoje JA. Walczyłam sama ze sobą, by zadusić swoje potrzeby, pragnienie, marzenia, które moja rodzina uważała, za niepotrzebne i wręcz szkodliwe (bo mogły zanadto odciągnąć mnie od domu). Tak skutecznie mi to wpajano, że robiłam wszystko, by zwalczyć TO w sobie. Sama sobie wmawiałam, że tak jest lepiej, że tak trzeba, że jestem dzielna, bo daję radę i wszyscy są zadowoleni. Do czasu...

Po latach boleśnie przekonałam się, że takie zabijanie SIEBIE doprowadziło mnie do głębokiej depresji. I co z tego, że nadal mam rodzinę, męża, dom, kiedy nie jestem wstanie się tym cieszyć i czuję się jak "żywy trup". Zdobyłam to, do czego dąży wielu. Pięknie spełniłam swoją rolę matki i żony (chwała mi za to), ale teraz nadaję się już tylko na śmietnik.

 

Proszę, nie zapominajcie nigdy o SOBIE, i o "zdrowym egoizmie". Nie dajcie sobie powiedzieć, że Wasze pragnienia, marzenia, potrzeby są śmieszne i nieważne. Nie róbcie tego dla nikogo!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×