Skocz do zawartości
Nerwica.com

Przewlekły problem ze zdrowiem a sens życia?


Art91

Rekomendowane odpowiedzi

Witam wszystkich

 

Postaram się jak najkrócej przedstawić mój problem, żeby można było go przeczytać i żeby to było możliwie spójne, ale problem z początkiem w 2008 roku ciężko przedstawić krótko od strony medycznej i psychologicznej ale tak w dwóch stronach A4 postaram się zmieścić.

 

Od 2008 roku mam problemy laryngologiczne. Zaczęło się od angin (być może to była mononukleoza? Nie wiem, w każdym bądź razie wtedy chyba za bardzo bezkrytycznie podchodziłem do opinii lekarzy). Obecnie mam 24 lata i dalej problem jest nierozwiązany, gdyż cały czas mam problemy z bólem gardła - może się zacząć od nie wiadomo czego, trwać przez czas trudny do określenia i od tak się poprawić i tak od lat. W tym czasie raz mi się „udało” nie zrekrutować na studia, a raz wziąłem urlop dziekański.

 

Byłem u wielu lekarzy. Wykluczyłem jakieś poważne problemy immunologiczne, miałem wycięte migdały, wyprostowaną przegrodę nosową, wykluczone kwestie gastrologiczne na podstawie gastroskopii i wykluczone, wiele wymazów i cytologii z gardła. Ogólnie rzecz biorąc jestem zdrowy.

 

Ostatnim punktem zaczepienia jaki miałem to mierny wzrost grzybów candida albicans. Przeszedłem na bardzo rygorystyczną dietę, używałem wiele suplementów czy leków farmakologicznych, schudłem prawie 12 kilogramów i tak naprawdę nic to nie dało. Jak miało być gorzej to było. Po trzech miesiącach zrobiłem badania w dwóch innych laboratoriach, zrobiłem badanie kału i nawet takie badanie paramedyczne żywej kropli krwi – w żadnym z tych badań nie potwierdziła się obecność grzybów. Nigdy też nie widziałem jakiegoś pogorszenia, która wiązało by się z pokarmem (co najwyżej z dymem papierosowym), więc po tym jak pod koniec września znowu mi się pogorszyło (i trwa to do teraz) to rzuciłem tą dietę, bo nawet zaostrzenie w ogóle nie pomagało a jeszcze bardziej mnie to dobijało psychicznie. Planuje wrócić do jeszcze ostrzejszej diety jak zdam semestr ale ciężko mieć motywacje do diety jak nic to nie daje, badania nie potwierdzają, no i kiedyś mi się poprawiało i bez diety.

 

To tyle na temat faktów medycznych tak bardzo skrótowo. Poza tym byłem też u Mongołów na akupunkturze no i byłem też u psychologa. Nie narzekam na osobę psychologa, ale nic to nie dało. Jak miało mi się pogorszyć, to mi się pogorszyło. Byłem na pięciu prywatnych wizytach, które oczywiście też swoje kosztują. Raz mi się pogorszyło od tego, że mnie przewiało na pewnej wyprawie, raz tego że wyszedłem trochę zgrzany z sali, ostatnio mi się pogorszyło od tego, że zaspałem i musiałem na szybko przemyć (krótkie) włosy przed wyjściem i mimo że było około 15-20 stopni (to była jeszcze ta ciepła część września) i słonecznie to poszedłem w kurtce i w kapturze te 70 metrów do samochodu. Nic tutaj medycznie nie ma sensu, bo od jakiegoś przewiania ma się zazwyczaj bóle mięśniowe a żeby zachorować to trzeba organizm wychłodzić, żeby wirusy/bakterie miały łatwiej.

 

Tak więc doskwiera mi ból gardła w przedziale od 1-10. Czasem jest tak mocny że nie byłem w stanie jeść i lekarz przyznawał mi racje i zlecał jakieś mocniejsze leki a czasem jest na poziomie 3-4 kiedy bardziej przeszkadza mi przewlekłość (np. kilkanaście czy kilkadziesiąt tygodni) i jest to tak samo męczące psychicznie jak i fizycznie. I tak jest w zasadzie od ośmiu lat. Mogę prowadzić niezdrowy tryb życia i jest długimi okresami OK, a mogę prowadzić niesamowicie zdrowy tryb życia, odrzucając wszelkie ryzyko a się okazuje że od jakiejś pierdoły mi się pogorszy i będzie to trwało X miesięcy i polepszy się od tak…

 

Rok temu wróciłem na uczelnie po urlopie dziekańskim i w zasadzie od kilku lat nie mam życia towarzyskiego. Jak się czuje gorzej to po prostu nie mam ochoty na nic. Robię tylko to co muszę z myślą, żeby (nie udupić sobie życia skoro może za rok będzie lepiej). Odciąłem się od większości znajomych bo nie jestem w stanie im tłumaczyć dlaczego przez 70% czasu w życiu boli mnie gardło i dlaczego nie jestem w stanie powiedzieć ani od czego ani co na to pomoże.

 

Bardzo ważna jest tutaj uwaga, że to nie jest tak, że to jest ciągły problem. Jestem w stanie co do dnia wskazać daty kiedy się czułem lepiej w porównaniu do daty kiedy się czuje gorzej. Jestem też w stanie wskazać datę kiedy się czułem jeszcze gorzej. I dodam że nie myślenie o tym nie jest żadną receptą. 2 lata temu jakoś się to wszystko w miarę poukładało, tylko co chwilę coś mnie ale uznałem że taki mój los, nie użalałem się nad tym specjalnie, pracowałem w wakacje, za ciężko zarobione pieniądze kupiłem sobie rower z myślą że wrócę do jazdy, to jak ból gardła mi wrócił tak nie przechodził przez kilka miesiący i wziąłem urlop dziekański. Przez pierwszy miesiąc nawet mi przez myśl nie przeszło że mi nie przejdzie i jak najbardziej byłem pozytywnie nastawiony. I nic to nie dało.

 

Teraz sytuacja się powtórzyła, ale mam bardzo okrojony semestr i do tego ostatni więc go jakoś wymęczę. Natomiast już mi się kończy czas na opcję „niedługo będzie lepiej”.

 

Nie mam żadnej motywacji do rozwijania się, praktycznie nic mi nie sprawia przyjemności, poza fizycznymi problemy jest to bardzo męczące psychicznie bo człowiek dochodzi do wniosku że jakby nie wychodził z domu to by mu nic nie było… Nie mam ochoty na żadne miłości, imprezy itd. A nawet kiedy będzie lepiej to wtedy będę się bał robić cokolwiek co może spowodować powrót do złego samopoczucia. I tak się koło zamyka. Moje życie toczy się wokół tego co zrobić muszę i w ogóle lekarzy, leków, medycyny a jak jest powoli lepiej to jakoś wracam do życia i po jakimś czasie wszystko się wali mimo że np. jestem na diecie, nie piję, nie palę, tym bardziej nie biorę narkotyków a moje trudy idą na marne.

 

W obliczu takiej, a nie innej sytuacji niestety wydaje mi się, że rok 2016 będzie musiał być rokiem ostatnim. Nie zamierzam być pasożytem na czyimś utrzymaniu, a nie zamierzam też pracować tylko dlatego że „trzeba” skoro każdy kolejny dzień to dla mnie męczarnie bez żadnych perspektyw że będzie lepiej a nawet jeśli to na chwile, nie wiadomo od czeka i jak się znów pogorszy to będzie ze mną jeszcze gorzej.

 

Nie stać mnie na wykonywanie miliona badań które mogą dawać takie objawy (ale jest to mało prawdopodobne), a państwowo nikt mnie na nie nie skieruje. Być może medycyna jest obecnie jeszcze nie na tyle rozwinięta żeby to w ogóle wyjaśnić – taka możliwość też jest. Tak czy siak życie po to żeby się zadręczać że „niepotrzebnie robiłem to i to bo było OK” i cały czas się zapętlać w błędne koło nie ma sensu i raczej mi się kończą na to siły. Oczywiście mogę iść do psychologa czy psychiatry ale nie wydaje mi się, żeby to podłoże było tutaj decydujące. Na pewno już jestem psychicznie zniszczony i na pewno też jestem trochę aspołeczny na skutek obecnej sytuacji ale nie wydaje mi się, żeby to można w ten sposób rozwiązać. Innymi słowy nie widzę za bardzo sensu życia w takiej sytuacji po prostu skoro ma ono polegać na wegetacji.

 

Pozdrawiam wszystkich forumowiczów.

 

P.S. Argument, że inni mają gorzej na mnie nie działa. Oczywiście że jest jakiś % który ma gorzej (sam mogę wymienić takie grupy), ale nie uważam żeby wcale to była taka duża grupa. Niewiele osób jest w stanie sobie wyobrazić czym jest kilkumiesięczny ból czegoś bez względu na to czy leżysz/stoisz/siedzisz i kiedy formalnie jesteś zdrowy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×